czwartek, 16 maja 2013

Legenda o pochodzeniu nazwy ,,Bieszczady''



,,Bieszczady, pasmo górskie w Beskidach Wsch., pomiędzy doliną rz. Osławy i przełęczą Łupkowską na zach., a doliną Misuńki i przełęczą Wyszkowską na wsch. Składa się z szeregu równoległych grzbietów, leżących częścią po stronie polskiej, a częścią czechosłowackiej. Najwyższym szczytem jest Pikuj (1.405 m), a pozatem: Poraszka (1.271 m.) i Jelenin (1. 167 m.) B. są przecięte przecięte przełęczami: Użocką (889 m.) i Wereszczańską (841 m.)'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 2 Assurbanipal do Caudry''


Od jakiegoś już czasu życie stołecznego Toropiecka, gdzie rządziła Anej II, paraliżował strach. Mówiono o wielkiej armii Čortów idącej przez stepy. Miały być ogromne i przerażające, a celem ich marszu był właśnie Toropieck. Na jego ulicach zbierało się pospolite ruszenie. Oczom królowej ukazały się czarno - i brązowoskóre wodniki z południowego i wschodniego Końca Świata, zbrojne we włócznie i tarcze. Były też inne, również dzieci Mokoszy. Pochodziły z prowincji Fatryver (Ojcowo), której już Anej I nadała autonomię. Miały ludzką sylwetkę, zieloną skórę; miękką i śliską jak skóra żaby, na głowie długie, białe włosy, a ich stopy to długie płetwy z żółtymi błonami. ,,Oni łapią owady językami jak żaby'' - dziwiła się Anej II. Między ojcowskimi wodnikami panował ponury nastrój.
- Jeśli naprawdę mamy się potykać z čortowskimi olbrzymami, to lepiej wracajmy do Ojcowa! - narzekał jeden z nich i nie był odosobniony w swoim pesymizmie.
- Gdyby to chociaż olbrzymy pomagały nam bic się z olbrzymami! - westchnął drugi.
- Najlepiej zrobimy uciekając przed nimi! - uznał trzeci, lecz usłyszał to wojewoda Wereszczaka, wódz owych dziwnych żołnierzy, bardzo przez nich lubiany.
- ,,Co ze mną zrobi, skoro mnie usłyszał''? - pomyślał wodnik radzący uciec przed najezdnikami. Wereszczaka usiadł z nimi i przemówił:
- Boicie się čortowskich olbrzymów. Każdy na waszym miejscu by się bał. Jeśli uciekniecie, to przyjdą i do Ojcowa i je zniszczą. Zniszczą świat, jak ich się nie powstrzyma. Ja też się boję. Pójdę więc spytać się Enków o radę - po tych słowach udał się do pobliskiego chramu, a po jakimś czasie wyszedł rozpromieniony.
- Patrzcie na mój medalion - powiedział - z jednej strony przedstawia bociana, a z drugiej - nic. Enkowie chcą bym nim rzucił. Jeśli wypadnie bocian, to znaczy, że jesteśmy junosze władne pogromić nawet čortowskich olbrzymów. Jeśli nic nie wypadnie, to znaczy, że jesteśmy zady wołowe i lepiej zrobimy siedząc w domu - pomysł bardzo się spodobał i Wereszczaka odpiąwszy medalion od sznurka rzucił nim w górę. Pokazał co wypadło. Bocian. Nie można opisać ogromu radości, jaka zapanowała wśród zielonoskórych wodników. Nikt nie wiedział, że Wereszczaka miał bociana z obu stron medalionu. Królowa patrząc na nich, przypomniała sobie co zaszło na północ od Toropiecka na litewskiej ziemi. Spotkała tam jednego z dwóch Čortów dowodzących armią Rykara. Nazywał się Boboliszek i miał postać potężnego mężczyzny z głową puchacza. Wiele tych ptaków zginęło potem niewinnie płacąc za podobieństwo do Boboliszka. Anej II przyszła do niego sama, bez broni, by prosić o oszczędzenie jej poddanych. Jednak lubieżny potwór nawet nie słuchał. Chwycił rusałkę za włosy, gdy ta zamieniwszy się w Światło przypaliła go żywym ogniem. Puścił włosy i ryknął jak ranny tur, po czym zniknął. ,,Armią Biesów i Čadów dowodzi dwóch wojewodów. Ciekawe jak wygląda ten drugi''? - pomyślała Anej II przepasując miecz.



*
Step dudnił gdy szły po nim zbrojne zastępy. Wojsko Rykara; dzikie i straszliwe Biesy i Čady. Biesy to smoliście czarne olbrzymy z krwistymi oczyma i wielkimi rogami, nogami jak słonie i błoniastymi skrzydłami. W dłoniach miały młoty, topory i miecze. Jechały na grzbietach Čadów. Były to również smoliście czarne potwory o głowach wilczych, tułowiach i łapach panterczych i lwich ogonach. Za nimi podążały dwa Čorty. Ten, którego jeńcy nieśli w lektyce to Boboliszek, obandażowany po płomieniach Światła. Nad nim latał duży jak człowiek potwór. Był to szczur unoszący się na błoniastych skrzydłach. Nazywał się Myszykiszek. Po drodze Biesy i Čady wypiły parę jezior, deptały chatki i pałace, rzucały głazami w nurt Tinerpy. Pożerały zwierzęta, rusałki i wodniki. Łamały drzewa. Gdy wyszły z ziemi, w miejscu, gdzie dziś jest Morze Czarne wystrzelił w niebo płomień widoczny naprawdę daleko. W Toropiecku i w całym państwie Anej II wznoszono modły do Ageja i Enków oraz ćwiczono przed bitwą. Enkowie zlitowali się. Jarowit co i rusz przepędzał najezdników piorunem, lecz tych było niczym robactwa. Pomagali mu Jarog, Tinez, Ridan, Tinez Dwugłowy, Lelum i Polelum, oraz sam Pochwist. Z lasów przybyli Boruta i Leśna Matka oraz Żweruna. Maczugą wywijał Miedwiedow, z łuku szyli Liczyrzepa i Kunetej. Łapy gryzła Altaira, a z nią Król Węży, w kudły wplątywał się Sirrah. Ramię w ramię walczyły Dziwica i Pani Letniej Pory Roku. Walka była zażarta, a pozostali Enkowie chronili bezbronne stworzenia przed wąpierzami, brukołakami i sysunami. Złoty sierp trzymany ręką Rodzenicy Lata ściął wilczy łeb Čada, a imię jego Jelemin. Jednak wojsko na Toropieck pruło niby prąd ogromny sumów, lub łososi...
- Aredvi Aradvi Sura Matar, Mokoša Gracilis - modliła się Anej II - lovaitie ysenenen; eichen ysena kore Aradvi kaj Pa calletum łybiet'. Deklarata1 - królowa obiecała nazwać córkę jednym z imion Mokoszy.
Enkę wzruszyły modły rusałek, wodników, a także Neurów i Lynxów. Nocą otoczyła gród stołeczny złotym łańcuchem. Teraz żaden Čort nie mógł ani ujrzeć Toropiecka, ani doń trafić. Licho na kościanych skrzydłach leciało nad miastem, lecz te było dlań niewidzialne, bo nad nim Mokosza zawiesiła niczym gwiazdę diament o dziesięciu kolcach.
- Nasi maszerują, wszystko tratują, a do przeklętego grodu Sury wciąż daleko - żachnął się Myszykiszek.
- W miejscu, gdzie Anej mnie oparzył jeśłi wojna będzie przeze mnie wygrana, mam zamiar postawić gród; nazwany moim imieniem - Boboliszek głośno myślał o czym innym - Wszystko co żyje się przed nami chowa, musimy leźć dalej - Rykarowskie wojsko Biesów i Čadów pociągnęło na zachód, aż doszło do twierdzy Opołonek.



Jednym młota Bies Pikuj zmiażdżył zamek, a na gruzach ujrzał zatrwożoną Białą Damę. Ta bez słowa uleciała w górę i na błoniastych skrzydłach ścigał ją Myszykiszek. ,,Łapać ją!" - wołał. Jednak gdy już miał odgryźć jej nogę, białe i czarne bociany zasłoniły Białą Damę swymi ciałami i groziły napastnikowi krasnymi dziobami. Następnie niewiasta i ptactwo skryli się w chmurach. Myszykiszek sfrunął na ziemię.
- Idźmy na północ może tam spotkamy wroga - rzekł do Boboliszka.



*
- Eichen lyva roykova Anej ov Dugaya2! - wiwatowały ojcowskie wodniki.
Królowa stała przed nimi z mieczem w jednej, a włócznią w drugiej dłoni. Przez ramiona miała przewieszone łuk i kołczan ze strzałami. Jej biała suknia wystawała spod łuskowej zbroi, zrobionej z łuski karpia, większego od żubra, złowionego w ojcowskiej rzece Czterowodzie (Te - y - aka).
- Nie obiecuję wam, że przeżyjecie - nie chciała wygłaszać kwiecistych i nieszczerych mów. - Groty do tych strzał są zrobione z wszystko przecinającego kamienia, zwanego ,,gwiezdnikiem'', czyli spadłej gwiazdy obróconej w klejnot. Jednak postrachem Čortów nie jestem ja, lecz Pani Złotego Łańcucha.
- Słyszycie jaką macie uczciwą i skromną królową? - spytał Wereszczaka. - Walczcie tak, aby nie musiała się za was wstydzić!
Zielonoskóre wodniki miały broń z kamienia, żelaza, gwiezdników, a nawet srebra i złota. Okrywały je zbroje ze skór ojcowskich leszczy i karpi, tudzież karasi, miały łuki i strzały, a także drewniane, lub metalowe tarcze i ciężkie maczugi. Gotowe były pójść w ogień i wodę za Wereszczaką i królową Anej II. Wtem przybył zwiadowca i zdyszany zdał relację:
- Biesy i Čady chcą teraz wypić Solinska Lykanus!
- Kto się boi może zostać - rzekła Anej II - ja idę w pierwszym szeregu! - na to Wereszczaka:
- Ja również; jeśli Bies lub Čad ma was rozdeptać to razem ze mną.
Ci z wojowników co szczególnie bali się spotkania ze sługami Rykara, poczęli wracać na zachód, do Ojcowa. Inni poszli na wschód razem ze swym wodzem i królową. Čorty piły i piły jezioro, lecz wody w nim nie ubywało, bo było zasilane przez rzekę Zanus.
- Mówi się, że twoja Anej będzie osobiście bić się w pierwszym szeregu - mówił Myszykiszek do Boboliszka. - A wy - zwrócił się do Biesów i Čadów - jak będziecie masakrować wojsko, nie zabijajcie tej Drugiej, tylko ją złapcie i dajcie nam, by była naszą własnością! - w odpowiedzi z potwornych pysków buchnął ogień zmieszany z dymem i siarką. Pojęły rozkaz.
Anej II galopowała na skrzydlatym lwie, Wereszczaka na pegazie, a inne ojcowskie wodniki, albo jechały konno, albo maszerowały tworząc piechotę. Pędzili tak dzień i jeszcze dwa, aż ich oczom ukazało się jezioro Solinska Lykanus. Trudno pojąc ich zgrozę, gdy ujrzeli wielkie jak góry potwory żłopiące wodę. Nagle - skrzydlaty lew Anej II ryknął przerażająco, bo ujrzał ogromnego szczura z błoniastymi skrzydłami. Rusałka cięła mieczem, lecz potwór zniknął. Wtem jej wierzchowiec padł w dół. Jego brzuch przegryzł ten sam szczur, którego Anej II chciała ciąć mieczem. Ogonem uderzył do krwi pegaza Wereszczaki, a ten wierzgnął, omal nie zrzucając jeźdźca. Szczurze łapy Myszykiszka złapały za rękę królową, lecz ta stała się Światłem i lekko skierowała ku dołowi. Za nią ruszył Wereszczaka, a jego pegaz kopnęła Myszykiszka. Lecz co to?! Potężne nogi Biesów i pantercze łapy Čadów deptały wojsko wodników jakby to były mrówki. Brzegi Solinska Lykanus były czerwone i mokre. Miecze, maczugi, topory, strzały i oszczepy zdawały się nie imać monstrów. Królowa nakazała odwrót, po czym razem z Wereszczaką posłała wystrzelony z łuku oszczep w stronę Boboliszka. Nie mówiłem tego jeszcze, ale Čorty nie umierają naprawdę - dotyczy to między innymi ażdach ,,zabijanych'' przez stuha. Miast w Boboliszka, oszczep ugodził w oko Biesa Pikuja, tego co młotem zniszczył zamek Opołonek. Bies ryknął, aż góry kryjące źródło Visany zadrżały po czym oddał ducha Rykarowi, a jego cielsko skamieniało. Był to jedyny zabity potwór na tej bitwie. Ojcowskie łąki i lasy były skąpane w łzach brzeginek i wodników opłakujących swych mężów, ojców, synów, braci i przyjaciół. W Ojcowie rządzili naczelnicy siół płci męskiej. Książę ojcowski też był mężczyzną. A jak cierpiały dzieci, gdy traciły ojców! Dziwica dała zastępom małe, włochate koniki. Były bardzo wytrzymałe i umiały omijać gniazda węży i kryjówki Čortów. Poległych zastąpili leśni ludzie, żmijowie, Neurowie, Lynxowie, Zajęczanie, Żbiczanie, Bastowie i Czarne Uszy nawet, czarnoskóre wodniki z Rajku i brązowoskóre z Wyraju; ponadto nowe zastępy wodników z Ojcowa. Biesy i Čady nie mogąc wypić Solinska Lykanus poszły dalej i spotkały Anej II i Wereszczakę na czele wojska.
- Pamiętajcie, że możecie je zabijać tylko wtedy gdy poślecie wystrzelony z łuku oszczep między oczy! - mówiła królowa, a wtem parę Čadów zwaliło się na ziemię, bo ich głowy zostały przeszyte.
Trudniej było trafić któregoś z Biesów. W tym celu Wereszczaka wzleciał na pegazie, napiął łuk i wypuścił oszczep w jedno z rubinowych ślepi. Bies zawył i padł na kolana, a potem na brzuch, jednak wcześniej chuchnął na pegaza kłębem dymu i siarki. Skrzydlaty koń wierzgnął i odleciał, jednak nieprzytomny Wereszczaka spadł z jego grzbietu, lecz jego żołnierze rozpięli płachtę i tak ocalał. Myszykiszek i Boboliszek dali znak, by ich podwładni stratowali ,,całe to tałatajstwo''. Jednak parę kolejnych Čadów zginęło od wystrzelonych z łuku oszczepów.
Z czasem do armii napływać zaczęły wzorem królowej, tłumy rusałek z całego świata, nawet z Ojcowa. Najady, driady, oready, pod postacią Świateł siadały chmarami niczym bąki na grubych skórach Biesów i Čadów i wypalały rany. Jednak rzeź goniła rzeź i wojsko Rykara wciąż zwyciężało. Największa masakra obrońców miała miejsce na zachód od rzeki Zanus. Pole bitwy było całe pokryte krasną mazią powstałą z ciał, najczęściej ojcowskich wodników. Była tam też maź niebieska. Zginął Wereszczaka. Anej II przeżyła. W miejscu tym, za króla Germana wyrósł gród zwany Mnogovo, a Polacy zowią go Rzeszów, na pamiątkę rzesz, które tam zginęły.

*
- Jak mogę im pomóc? - ze łzami w oczach Mokosza pytała Ageja.
- Zło ma to do siebie, że niszczy się samo - mówił Perzona Foyakista p proszę cię, weź ten diament o dziesięciu kolcach i puść go z góry. Zobaczysz co się stanie - Mokosza posłusznie stanęła nad polem walki i upuściła klejnot z góry.
Co to? Czyżby gwiazda spadała, by pod ziemią obrócić się w gwiezdnik? Biesy i Čady wydały z siebie ogłuszający ryk i dalejże chwytać to dziwo. Na polu bitwy powstał zator. ,,Ysen! Ysen!3'' - wrzeszczeli karni do niedawna wojownicy. Bili się skrzydłami i ogonami, bodli rogami i gryźli zębami, okładali łapami, w ruch poszły młoty i topory. Myszykiszek i Boboliszek na daremno usiłowali zaprowadzić porządek. Po minucie Biesy i Čady wymordowały się, a do górskich zdrojów lały się potoki zielonej krwi. Ich cielska skamieniały, aż utworzyły pasmo górskie. Nazwano je Górami Biesów i Čadów, później Montanią Wschodnią. Polacy zowią te góry Bieszczadami. Anej II zarzuciła arkan na osamotnionych wodzów. Boboliszek zajął się zielonym ogniem i przeniósł do Čortieńska. Królowa patrzy co ułowiła i widzi szamoczącego się szczura - olbrzyma o skrzydłach nietoperza.
- Oszczędź lovietnaya4! - pisnął, a łowczyni przycisnęła jego głowę stopą do ziemi.
- Wygrałam wojnę, a ty będziesz mi teraz służyć jako kuń! - po tych słowach założyła mu siodło i kazała lecieć w stronę Toropiecka.
Huk pracy - sypanie mogił i kurhanów, leczenie rannych i poparzonych. Dziękczynienie Agejowi i Enkom za uratowanie od Čortów. Królowa jeździła po ulicach Toropiecka na grzbiecie Myszykiszka. Wizytowała tak lasy, jeziora i rzeki, brzegi morskie, góry, stepy i egzotyczne strony. Wszędzie głosiła:

,,Jam dzielną pogromczynia Biesów i Čadów, a to mój niewolnik - jeden z ich dowódców''.

Tak była z tego dumna, że zapomniała o Wereszczace, innych wodnikach z Ojcowa, swoich poddanych i o tym, że Biesy i Čady pozabijały się wzajemnie dzięki Mokoszy. Myszykiszek tył; mówiono, że pożerał niemowlęta i była to prawda, lecz królowa nie wierzyła. Nie wierzyła też gdy zaczęły znikać dzieci, potem mołodcy i mołodycie. Wreszcie Mokosza przyszła do Anej II, by ją ostrzec, że Myszykiszek zamierza ją pożreć tej nocy. Nie śmiała sprzeciwić się słowom Enki, a ta mówiła jej o strasznych ucztach Myszykiszka.
- Widzę, że mi nie wierzysz - westchnęła Mokosza - proszę cię weź ten złoty łańcuch i owiń nim szyję - Anej II posłuchała i tak poszła spać.
W nocy coś się skradało w jej sypialni. Zaświeciły krasne oczy i zatrzepotały nietoperzowe skrzydła. Myszykiszek zdybał w łóżku Anej i zamierzał ugryzieniem w szyję odebrać jej życie. Już zaciskał zębiska, gdy nagle - gwałtu rety! Coś go sparzyło w pysk. Patrzy i widzi złoty łańcuch Mokoszy. Wtem Anej II zbudziła się - gdyby nie dar Enki, Myszykiszek obgryzałby teraz jej kości. Potwór ryknął i wyleciał oknem; więcej go nie widziano. Królowa żałując swego zaślepienia zerwała się z łoża i płacząc śpiewała tę pieśń jako pierwsza w dziejach:

,,Aredvi Sura Mokoš Matar ov Jurata ad sistera siena, Matar ov hexapoden, floriakoł, rana, otis, saiha, putoris, musia, cristakus, lakerta, żierbiędziuś; kat vypera kat kaj natrix, kikoniya, sorex, neomysek, taura, vyperius, gigantus, krasnocydy, ryščak, aquarius, talpa; evrayet' ocen tzay viridis ad loiten...''5

Było to na litewskiej ziemi. Powstał tam gród, który na pamiątkę tego wydarzenia nazwano Myszykiszki.

1 Matko Aredvi Aradvi Sura, Wielka Mokosza! Zmiłuj się nad nami; niech moja córka nosi [na Twoją cześć] imię Aradvi tak jak Ty. Obiecuję [Ci to]
2 Niech żyje królowa Anej Druga!
3 ,,Moje! Moje!''
4 lovietnaya znaczy ,,miłosierna''
5 Aredvi Sura Mokosza - Matka Juraty i jej siostra, Matka owadów, kwiatów, żaby, dropia, suhaka, tchórza, myszy, chomika, jaszczurki, węża; tak żmii jak i zaskrońca, bociana, ryjówki, rzęsorka, krowy, żmija, olbrzyma, krasnoludka, rusałki, wodnika, kreta, wszystkiego co jest zielone i piękne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz