,,Jak niedźwiedź głaśnie, to w krzyżach trzaśnie’’ – przysłowie góralskie
- Na zdrowie! Czym chata bogata tym
rada! Od przybytku głowa nie boli! – wykrzykiwał , gdzieś na
polskiej ziemi samotny gospodarz Przybywój, częstując gościa
wódką. Za stołem siedział starzec w czerwonej szacie, spiczastym
kapeluszu tejże barwy, z białą, długą do pasa brodą, wąsami i
włosami spadającymi na ramiona. Razem z nim siedziało i pilo paru
uzbrojonych w miecze pachołków. Owym gościem był czarownik
Wiaczesław Amosow, ze słynnego rodu czarodziejskiego, założonego
w erze dziewiątej. Pił wódkę, bacznie obserwując gospodarza.
Przybywój miał słabość do trunków. Zzzz – żubrzy róg wypadł
mu z dłoni, a on sam legł na ławę z krasnym nosem. Spał.
,,Lapčakis’’ – z ust Amosowa wyszło zaklęcie w nowopowstałym
języku nowoludzkim. Mięśnie Przybywoja rozdarły odzież, skórę
pokryło gęste, bure futro. Twarz zmieniła się w kosmaty pysk,
wyrósł mu krótki ogon i wielkie pazury. Na ławie spał brunatny
niedźwiedź. Tymczasem pachołkowie Czerwonego Wiaczesława
przeszukali chatę i wynieśli z niej wszystkie dobra. Następnie
wszyscy goście wsiedli na miotły i odlecieli w siną dal. Przybywój
– niedźwiedź spał kilka dni i nocy, aż zaniepokoiło to
sąsiadów.
- Kumie Przybywoju! – wołali przez
uchylone okno, a jemu śnił się miód.
Sąsiedzi patrzyli przez nie i
ujrzeli wielkie zwierzę. Przybywoja ani śladu.
- Niedźwiedź pożarł kuma Przybywoja!
– wrzasnął Sławomir, aż zwierz się poruszył. Ludzie wyważyli
drzwi i wpadli do izby z kosami i siekierami. Niedźwiedź tymczasem
wstał na obie łapy. ,,Gwałtu – rety’’! – pomyślał. -
,,Dlaczego wyrosły mi te kłaki i dlaczego moi sąsiedzi przyszli tu
z siekierami’’?! Chciał zapytać: ,,Ludzie, czyście się
szaleju najedli’’?! - lecz tylko ryknął. Mar – Zanna już
ostrzyła lodowy oścień, by zatopić go w jego sercu, a Sławomir
już miał rąbnąć go siekierą. Barnim przymierzał się do ciosu
kosą.
- Bydlaki! – zdołał wyrzec w
ludzkiej mowie niedźwiedź i jak nie trzasnął swych sąsiadów
łapą! Łamał ręce i nogi, deptał po obalonych, aż biegiem
opuścił chatę i zaszył się w leśnych ostępach. Urządził
sobie gawrę, a kobiety, wracze i znachorzy opatrywali rannych.
Przybywój pięć lat mieszkał w lesie. Ponieważ nie miał wprawy w
zdobywaniu okarmu, często wyprawiał się do swej wsi, gdzie
wyrządzał szkody, rozrywał psy, czasem nawet bartników i
pasterzy. Myśliwi polowali nań, a on ich zabijał. Wreszcie zraził
się do ludzi, a w jego siole matki straszyły nim dzieci. Pewnego
razu przed jego gawrą zabłądziła rudowłosa dziewczyna w białej
sukni. Gdy schylała się, by zerwać kwiat, nagle stanął przed nią
niedźwiedź...
*
Tabiena, zwana Unisławą
jechała z rodzicami, by w sąsiednim grodzie uczestniczyć w ślubie
i weselu siostry. Jednak w okolicy, przez którą przejeżdżali
grasowli zbóje z bandy Jaworznika. Zabili woźnicę, ojca i matkę,
lecz nie znaleźli kamieni ni kruszców. Jaworznik kazał jednak
zabrać konie, a Tabienę uczynić swą nałożnicą. Naciął jej
czoło nożem na znak własności, a następnie związał i kazał
zaprowadzić do kryjówki chąśników. Gdy rozwiązano dziewczynie
ręce, nabrała w obie dłonie żaru z ogniska i cisnęła w twarz
Jaworznikowi. Ten wrzasnął z bólu, zaś Tabiena uciekła w las.
Przez cały czas zbóje ścigali ją i mogli w każdej chwili
dopaść...
- Nie masz tu czego szukać –
niedźwiedź miast rozszarpać dziewczę mruknął ludzkim głosem. –
Ostatnio był u mnie czarownik, co zmienił mnie w to czym jestem,
bom urodził się człekiem, a moje imię Przybywój...
- Tabiena Unisława – przedstawiła
się panna.
- Jeśli ty też jesteś od Czerwonego
Wiaczesława, to idź won, bo nie potrzebuję, byś mnie zamieniła w
robaka i rozdeptała!
- Nie jestem czarownicą i nie znam
Czerwonego Wiaczesława – zaprzeczyła Tabiana.
- Gdybyś wiedziała jako to
szuja! – westchnął niedźwiedź. – Rozbiłaś sobie czerep?
Jeśli nie, to skąd masz tę ranę?
- To znak włąsności – wyjaśniła.
– Wyciął mi go zbój Jaworznik.
Następnie opowiedziała swą
historię. Niedźwiedź zapewnił, że ją obroni. Wynurzył się
cały z gawry.
- Zaprowadzę cię do sioła Gozdki,
gdzie się urodziłem – rzekł i wyprowadizł z lasu. – Tam dadzą
ci jeść i spać.
*
Zbóje szukali Tabieny po całym
lesie, lecz na próżno. Była bezpieczna w domu Przybysława.
Opowiadała o swych przygodach, lecz na prośbę niedźwiedzia
milczałą gdy pytano ją o to jak odnlazała sioło. Ten zaś na
prośbę Tabieny obiecał nie niszczyć zagród i pasiek, toteż
wieści o nim przycichły. Może wywędrował z lasu, albo ubili go
myśliwi, lub leśni ludzie? Zaczarowany Przybywój nie zapomniał
jednak o dziewczynie. Jaworznik też nie.
*
Osiemdziesiąt czaszek ludzkich,
zmijowych i rusałczych wisiało u wejścia do kryjówki chąśników.
Jaworznik trzymał dziesięciu leśnych ludzi przywiązanych za ręce
do powały, a ich stopy nadziewały się na zaostrzone kołki.
Osobiście wyłupywał oczy i wyrywał języki. Tortury miały służyć
zdobyciu wiadomości o miejscu pobytu Tabieny. Nic nie uzyskano, a
miejscowe plemiona zaczęły szyć do zbójów z łuku i zabijać w
wymyślnych mękach. Wreszcie postanowiono szukać jej w Gozdce.
Przez sioło przegalopowała hulajpartia. Herszt zsiadł z konia i
donośnym głosem zaczął wołać:
- Przed miesiącem zbiegła mi
dziewucha, wabiąca się Tabiena Unisława. Ma długie, rude włosy i
zielone oczy, jest chuda i blada. Na czole zrobiłem jej znak, ze
jest moją własnością. Jeśli ktokolwiek ją ukrywa, puścimy całą
wieś z dymem – uniósł w górę żagiew. Chąśnicy rozbiegli się
po siole, przeszukali też chatę Przybysława. Znalezioną Tabienę
chwycili za włosy i rzucili na kolana przed Jaworznikiem, który ją
kopnął.
- Podpalić wieś! – rozkazał, lecz
wtem jakiś brązowy kształt porwał dziewczynę w górę.
- Niedźwiedź wrócił! – krzyknęłi
rataje, a zwierz wyrywał chąśnikom pochodnie z rąk.
Okrążyli go i dźgali włóczniami i szyli
z łuku. Niejeden zginął od ciosu potężnej łapy. Tabiena
rzuciła się zastawić zwierza własnym ciałem – jej ramię
ucięte mieczem spadło w kałuże krwi. Świstały strzały. To
leśni ludzie przybiegli by pomóc ratajom z Godki. Ci zaś porwali
noże, siekeiry, cepy, widły, sierpy i rzucili się by prać
chąśników. Przybywój zasłonił okaleczoną Tabienę przede
stratowaniem i ryczał i głośno wypominał okrucieństwo zbójom.
Jaworznik pomyślał: ,,Moja lub niczyja’’! i z tą myślą
wycelował oszczepem w leżącą w kałuży krwi dziewczynę. Jednak
niedźwiedź był szybszy. Ostrze weszło mu w gardziel, a po chwili
rozdarło żołądek i kiszki.
- Zaraza – zaklnął herszt, gdy ucho
zerwała mu strzała wypuszczona przez jednego z leśnych ludzi. Ci
uśmiercili tylu jego kamratów, że chąśnicy musieli się wycofać.
Jaworznik ledwo uszedł z życiem.
*
Z Tabieny uchodziło życie, a
Przybywój na zdrowy chłopski rozum powinien już wyzionąć ducha.
Wszyscy otoczyli ich, a wracz zatamował krwawienie. Kowal poszedł
po coś do kuźni. Dziewczę otworzyło oczy i ujrzało przebitego
oszczepem niedźwiedzia. Z zielonych oczu polały się gorące łzy.
Futro zaczęło opadać, pazury zamieniły się w paznokcie, zanikł
ogon...
- Ludzie! Miałem sen, że Wiaczyk
Czerwony zamienił mnie w miśka. Jejku! Dlaczego nie mam ubrania? –
wszyscy chłopi ze zdumieniem ujrzeli nagiego Przybywoja. Krawiec
czym prędzej zaopatrzył go w ubranie. – To ja was zabijałem? –
zrobił wielkie oczy i popłakał jak bóbr, gdy powiedziano mu o jego
wyczynach. – A ta panienka to pewnie Unisława? Tak.
Tabiena Unisława – dzień
później kowal wykuł w srebrze piękne ramię dla okaleczonej,
otrzymała przydomek ,,Srebrnoręka’’. Przybywój opuścił grono
miłośników wódki i piwa, pomagał rodzinom ludzi, których zabił
jako niedźwiedź. Poniważ kochał tabienę, a ona jego, pobrali się
i żyli szczęśliwie otoczeni dziećmi do późnej starości.
*
Pewnego razu, Przybywój i Tabiena
idąc przez rynek Gozdki ujrzeli tłum ludzi. Słyszeli śmiechy i
piski niecierpliwości.
- Za napady, morderstwa, kradzieże,
gwałty, podpalenia, tortury, branie zakładników i inne zbrodnie,
wiec skazuje Jaworznika, syna Glivy na obdarcie ze skóry! – herszt
pozbawiony swej bandy zlał się zimnym potem. Męka miała być
długa.
- ,,Nosił wilk razy kilka, ponieśli i
wilka’’ – mruknął Przybywój, lecz Tabienie zrobiło się żal
łotra. Podbiegła do miejsca kaźni i nakryła go swym białym
płaszczem. ,,Lipa’’ – szeptali gapie.Jaworzniki ucałował
ręce i nogi Tabieny, wmieszał się w tłum i wsiadwszy na koński
grzbiet pogalopował gdzie go oczy poniosły. Podobno zginął od
strzały leśnych ludzi, albo zamieszkał w państwie Teosta.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz