wtorek, 7 lipca 2015

,,Barbarella''

O francusko – włoskim filmie science fiction ,,Barbarella'' w reżyserii Rogera Vadima z 1968 r., w którym główną rolę zagrała amerykańska aktorka Jane Fonda, dowiedziałem się po raz pierwszy w klasie drugiej czy trzeciej gimnazjum z podręcznika do języka polskiego. Film ten obejrzałem w lipcu 2015 r.



Akcja rozgrywa się w odległej przyszłości w statku kosmicznym Barbarelli, oraz na szesnastej planety układu Tau Ceti. W owym czasie na Ziemi od lat panuje pokój (broń przechowuje się w Muzeum Konfliktów), zaś na jej czele stoi prezydent, będący rotacyjnym premierem Układu Słonecznego. Ziemianie posiadają bardzo rozwiniętą technikę, a nawet zmodyfikowali stosunki seksualne do zażycia pigułki – afrodyzjaku i zetknięcia się dłońmi. Tymczasem na Tau Ceti, gdzie też mieszkali ludzie, poziom cywilizacji był znacznie niższy. Stolicą Tau Ceti było miasto Sogo zbudowane na jeziorze wypełnionym energią karmiącą się złem. W Sogo władał Wielki Tyran, którym była kobieta, pogrążona w okrucieństwie i rozpuście. Ci co nie uznawali jej władzy byli więzieni w labiryncie gdzie żywili się storczykami (możliwe nawiązanie do Lotofagów z ,,Odysei'' Homera). Prawą ręką Wielkiego Tyrana był szalony, ziemski naukowiec Durand – Durand, który wynalazł broń pozytronową i planował atak na Ziemię. Z misją odnalezienia go Prezydent Ziemi wysłał na Tau Ceti piękną kosmiczną agentkę Barbarellę – blondynkę o niebieskich oczach, obiekt pożądania męskich bohaterów filmu.



W swojej odysei Barbarella napotyka takie istoty jak: pomarańczową płaszczkę ciągnącą sanie po lodzie, granatowe króliki, mięsożerne lalki, które próbowały ją zjeść, papużki faliste – ludożerców, Czarną Straż (puste w środku istoty ze skóry), oraz anioła, czyli ornitoantropa Pygara – półnagiego, oślepionego i mieszkającego w gnieździe jak ptak (jest to rodzaj euhemeryzacji aniołów).




W filmie spodobała mi się duża dawka humoru, jednak zastrzeżenia budzi obecność dużej dawki niepotrzebnej erotyki (notabene rok 1968, w którym odbyła się premiera ,,Barbarelli'' był rokiem niesławnej rewolucji seksualnej, której tragiczne żniwo do dzisiaj zbieramy). Misja Barbarelli w mglistym zarysie przypomina nieco późniejsze, opisane przez polskiego autora Jarosława Grzędowicza perypetie Vuka Drakkainena na planecie Midgard, przypuszczam nawet, że Durand – Durand mógł być odległym pierowzorem Van Dykena. Jednak ,,Pan Lodowego Ogrodu'' niezależnie od tych podobieństw i tak pozostaje dziełem wybitnym, znacznie lepszym od Barbarelli i wielu innych dzieł polskich i zagranicznych



3 komentarze:

  1. Szanowny Panie
    Erotyka nasycona w tym filmie, to przekładając to na język współczesnego pisarza Kłody vel Wysiękiewicza , jest tylko lizaniem cukru przez szybę.
    Ja tam wolę staroświeckie przysmaki podane na tacy łoża. A z kuchni bara-bara nie ma jak potrawa dojrzała i jara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tragicznością rewolucji nie przesadzajmy. Za to bardzo fajna wizja pokoju i Muzeum Konfliktów :) Pokój jest zawsze lepszy od wojny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę się odezwać, bo te obrazki czepiają się mnie jak przytulia po przekwitnięciu tuż przed schyłkiem lata i przypominają mi gdzie wściubiałem najznakomitszy organ ( jeden z innych ) gnieżdżącego się kataru.
    Bedę trzymał się tematu ( dla leminga temata), broniąc mojego wyznania by trzymać się staroświeckiej metody wieńczenia miłości.

    Spróbuję Pan, szanowny Tadeuszu, wzniecić szczyt doznania ( przyznam że pośród moich,doznania najpiękniejszego tak duchem jak i ciałem)przykładając li tylko własną dłoń do dłoni partnerki.
    A fabuła filmu jest do kitu pod każdym względem z której nic nie wynika, chyba ze dorobimy jakąś wyimaginowaną filozofię.
    Pozdrawiam.
    Wizja pokoju, według pięknej i ( co w parze rzadko chadza) inteligentnej Kruczynki, jest zbyt wybujała, a to ze względu najprawdopodobniej na młody wiek, nieokiełznaną fantazję, i być może niepełną znajomość uciech młodego życia.

    OdpowiedzUsuń