niedziela, 21 lutego 2016

Miłość do Łąki

,,Przerażające istoty wielkie jak orły Jarog, Tinez, Tinez Dwugłowy, Ridan, Magaj, Mogut i Magowej pędziły na podmuchach wichru […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''




Orzeł Mogut stworzony pędzlem Dziewanny w erze trzeciej, miał swoje gniazdo w koronie Wielkiego Dębu. W dwunastym eonie Mogut – orzeł wielki, upatrzywszy sobie gdzieś w Sklawinii, na ziemiach późniejszej Analapii, urodziwą pannę, zleciał z kosmicznego drzewa, w którego gałęziach wznosił się Dom Enków (Enkohaz), po czym wziąwszy na siebie postać sosnowej igły, wpadł do studni, z której zaczerpnęła wody upatrzona przez niego panna imieniem Miłomira. Wypiła ona źródlaną wodę, połykając wraz z nią sosnową igłę. Wówczas to poczęła i wydała na świat syna nazywając go imieniem Sławojda. Choć z rodu był ci on rycerskiego, nie na woja wyrósł, jeno na pieśniarza, struny złotej liry szarpiącego.






Któregoś dnia Sławojda zasnął pod lasem, w czas kiedy to Swaróg wielki skwar spuszczał na ziemię. Wówczas to oczom młodego lirnika ukazała się złotowłosa rusałka, urody rzadkiej nawet między nimfami, przybrana perłami i kwieciem, w suknię z bladozielonej kitajki odziana. Rusałka, mająca tytuł królewny, nosiła imię Łąka (Luka, Niva). Białe lilie wyrastały tam gdzie stanęła, a mimo upału, z jej opadających złotą kaskadą włosów, cichuteńko śpiewających jak słowiki i wyszywanej perłami sukienki powoli sączyła się woda. Sławojda ujrzał jak niebo zasnuły czarne obłoki brzemienne deszczem. Gdzieś w oddali Jarowit bił piorunem w ały i ażdachy. Rusałkę, której imię brzmiało Łąka otoczyło koło dziesięciu Płanetników; mężów o niebieskiej skórze. Chcieli jej dziewictwa.
- Legnij ze mną na trawie, a dam ci złoty grzebień – mówił jeden Płanetnik.
- A ja dam ci bro... bro... broszkę – kusił drugi.
- Taka ładna, a nie chcesz nam dać rzyci do …. beeek! Wstydziłabyś się – beknął gruby i sprośny majtek powietrzny spity kumysem.





Płanetnicy robili się coraz bardziej natarczywi i chamscy, a Łąka płakała ze strachu i upokorzenia. Sławojda współczuł jej i aż pięści zacisnął, lecz nie mógł nic zrobić, nawet otworzyć oczu i powstać z trawy. Tam gdzie padały podobne do pereł łzy rusałczej królewny tam wyrastał rumianek.
- Za to, że jesteś oziębła i nie chcesz dać nam rzyci, będziesz odtąd pędziła swe dni w ciele zimnego zwierzęcia – rzekł prowodyr bandy, po czym Płanetnicy poczęli śpiewać pieśń czarodziejską o rzeczach mokrych i zimnych.





Gdy skończyli, królewna Łąka zamieniona została w żabę, a cały jej dwór – damy dworu z rasy Wił i rusałek, błazen o koźlej głowie, straż przyboczna złożona z Lynxów, żmijów i leśnych ludzi, która pojawiła się na ten moment we śnie Sławojdy znikąd, oraz całe zastępy służby zamieniły się w zwierzęta – żaby, ropuchy, rzekotki, kozła, rysia, jaszczurki, żmije, zaskrońce, traszki, żbiki, tchórze, łasice, gronostaje, psy, wilki, padalce. Cały zwierzęcy dwór strzegł żabiej królewny w ruinach zamku w podmokłym, olchowym lesie. Sen trwał dalej. Sławojda udał się na bagna, pieśnią dodając sobie odwagi. Prowadzony przez swego ducha opiekuńczego – jeniusza, który ukazał mu się pod postacią czarnego bociana, zaszedł na olchowe bagna, gdzie stał zburzony zamek.
- Teraz musisz po kolei całować każde zwierzę, aby mogło odzyskać właściwą sobie postać.
Pokonując strach i obrzydzenie, a płacąc za to byciem pogryzionym i podrapanym, pieśniarz kolejno zdejmował za pomocą pocałunku czar z każdego zwierzęcia, a na samym końcu odczarował królewnę – zieloną żabkę w złotej koronie. Gdy ich usta się zetknęły, Sławojdę napełniła wielka moc poetycka, która przemieniła Sławojdę z prostego grajka w czarodzieja słowa: guślarza – barda – runoję...
- Aaaa... Szkoda, że to tylko sen! - westchnął budząc się Sławojda i czym prędzej ruszył ku swemu domostwu, bo zmierzch nadciągał i wąpierze zaczęły wychodzić ze swych kryjówek.


*




Zapadał z wolna zmierzch, kiedy Sławojda siedział w swym dworcu i sposobił się do snu. W jego wyczulonej duszy coś wieszczyło mu, że ta noc nie będzie zwykłą nocą. Istotnie. Zapachniało ziołami i krople pokryły ściany domostwa i znajdujące się w nim sprzęty. Sławojda swym szóstym zmysłem pojął, że oto jego sen staje się prawdą i Łąka, o której śnił, postanowiła go odwiedzić. Czym prędzej zzuł obuwie na jej cześć. Żałował, że nie zdążył posmarować progu gliną. Tymczasem sławiona przez świerszcze, weszła Łąka do domostwa Sławojdy, w całej pełni swej chwały. Poprzedzały ją dokazujące trawy i kwiaty, trzepoczące motyle, buczące pszczoły, sunące powoli ślimaki, chroboczące myszki z zawieszonymi na szyjach złotymi dzwoneczkami. Cała izba pokryła się soczystą zielenią. Królewna Łąka niosła na włosach złotem jaśniejących wplecione lilie i róże, maki i bławatki, jej szyję zdobiły sznury pereł, zaś na nadgarstkach miała bransoletki ze stokrotek. Założyła suknię z najcieńszej pajęczyny haftowaną złotą i srebrną nicią, z naszywanymi cekinami i szmaragdami podobnymi do łuski jaszczurki. Była mokra od rosy, a z jej nagich piersi sączyła się źródlana woda mająca moc leczyć różne choroby.
- A więc sen był prawdą, odczarowałem ją pogrążony we śnie – wyszeptał wzruszony guślarz i padł na twarz przed dziewicą.
Ta podniosła go z murawy i ucałowała, a bił od niej zapach tysięcy kwiatów.
- Nieraz cię widziałam jak szedłeś przez moje włości i z każdym dniem miłowałam cię coraz bardziej, na długo zanim zdjąłeś ze mnie czar Płanetników. Teraz pragnę, mój najdroższy wybawco, być twoją żoną i matką twych dzieci... - Sławojda w odpowiedzi przylgnął ustami do ust królewny. Miały one smak poziomek.
Niedługo potem oboje pobrali się i na swym weselu pili wino z pucharu, który złotnik sporządził ze złota wyrytego przez wieprza. Łąka aby godzić obowiązki stanu starego i nowego, rozcięła się szablą i zrobiły się z niej dwie niewiasty, z których jedna gospodarzyła odtąd wśród traw, druga zaś u boku swego małżonka – człowieka.


*




Ze związku dwojga miłujących się małżonków narodziło się plemię Łączan (Łuczan), któe osiadło na południe od Montanii Zachodniej (późniejsze Góry Mędrców). Łączanie byli ludem rolniczym, w harmonii z przyrodą żyjącym. W erze trzynastej udzielili wsparcia Zoranowi, królowi Roxu w odpieraniu najazdu straszliwego Lubart – cara; pół człowieka, a pół potwora. Sprzymierzeni z księciem Żatczan Włościsławem (Vlostislavus) zostali pokonani w bitwie pod Turskiem przez wojewodę Duringa, służącego Neklanowi, królowi Bohemii. During, choć potrafił dowodzić, miał dzikie obyczaje. Aby uczcić Wotana, którego będąc Germaninem, czcił jako boga wojny, którejś zimy odciął mieczem głowę powierzonego sobie małego królewicza Kiełmika, następcy tronu w Piropolis, który nieświadomy grożącej mu śmierci, patrzył na ryby igrające pod lodem. During pokazał Neklanowi głowę jego ukochanego syna, zaś król Bohemii skazał swego wojewodę na powieszenie na drzewie. Drzewem tym, wybranym przez samego skazanego była olcha, którą jeszcze długo potem pokazywano sobie z lękiem, zowiąc ją ,,olchą Duringa''. Wąpierze i wilkołaki nawiedzały to miejsce i składały ofiary przeklętemu drzewu....


1 komentarz: