,,Przerażające istoty wielkie jak orły Jarog, Tinez, Tinez Dwugłowy, Ridan, Magaj, Mogut i Magowej pędziły na podmuchach wichru […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''
Orzeł
Mogut stworzony pędzlem Dziewanny w erze trzeciej, miał swoje
gniazdo w koronie Wielkiego Dębu. W dwunastym eonie Mogut – orzeł
wielki, upatrzywszy sobie gdzieś w Sklawinii, na ziemiach
późniejszej Analapii, urodziwą pannę, zleciał z kosmicznego
drzewa, w którego gałęziach wznosił się Dom Enków (Enkohaz),
po czym wziąwszy na siebie postać sosnowej igły, wpadł do studni,
z której zaczerpnęła wody upatrzona przez niego panna imieniem
Miłomira. Wypiła ona źródlaną wodę, połykając wraz z nią
sosnową igłę. Wówczas to poczęła i wydała na świat syna
nazywając go imieniem Sławojda. Choć z rodu był ci on
rycerskiego, nie na woja wyrósł, jeno na pieśniarza, struny złotej
liry szarpiącego.
Któregoś
dnia Sławojda zasnął pod lasem, w czas kiedy to Swaróg wielki
skwar spuszczał na ziemię. Wówczas to oczom młodego lirnika
ukazała się złotowłosa rusałka, urody rzadkiej nawet między
nimfami, przybrana perłami i kwieciem, w suknię z bladozielonej
kitajki odziana. Rusałka, mająca tytuł królewny, nosiła imię
Łąka (Luka,
Niva).
Białe lilie wyrastały tam gdzie stanęła, a mimo upału, z jej
opadających złotą kaskadą włosów, cichuteńko śpiewających
jak słowiki i wyszywanej perłami sukienki powoli sączyła się
woda. Sławojda ujrzał jak niebo zasnuły czarne obłoki brzemienne
deszczem. Gdzieś w oddali Jarowit bił piorunem w ały i ażdachy.
Rusałkę, której imię brzmiało Łąka otoczyło koło dziesięciu
Płanetników; mężów o niebieskiej skórze. Chcieli jej
dziewictwa.
-
Legnij ze mną na trawie, a dam ci złoty grzebień – mówił jeden
Płanetnik.
-
A ja dam ci bro... bro... broszkę – kusił drugi.
-
Taka ładna, a nie chcesz nam dać rzyci do …. beeek! Wstydziłabyś
się – beknął gruby i sprośny majtek powietrzny spity kumysem.
Płanetnicy
robili się coraz bardziej natarczywi i chamscy, a Łąka płakała
ze strachu i upokorzenia. Sławojda współczuł jej i aż pięści
zacisnął, lecz nie mógł nic zrobić, nawet otworzyć oczu i
powstać z trawy. Tam gdzie padały podobne do pereł łzy rusałczej
królewny tam wyrastał rumianek.
-
Za to, że jesteś oziębła i nie chcesz dać nam rzyci, będziesz
odtąd pędziła swe dni w ciele zimnego zwierzęcia – rzekł
prowodyr bandy, po czym Płanetnicy poczęli śpiewać pieśń
czarodziejską o rzeczach mokrych i zimnych.
Gdy
skończyli, królewna Łąka zamieniona została w żabę, a cały
jej dwór – damy dworu z rasy Wił i rusałek, błazen o koźlej
głowie, straż przyboczna złożona z Lynxów, żmijów i leśnych
ludzi, która pojawiła się na ten moment we śnie Sławojdy znikąd,
oraz całe zastępy służby zamieniły się w zwierzęta – żaby,
ropuchy, rzekotki, kozła, rysia, jaszczurki, żmije, zaskrońce,
traszki, żbiki, tchórze, łasice, gronostaje, psy, wilki, padalce.
Cały zwierzęcy dwór strzegł żabiej królewny w ruinach zamku w
podmokłym, olchowym lesie. Sen trwał dalej. Sławojda udał się na
bagna, pieśnią dodając sobie odwagi. Prowadzony przez swego ducha
opiekuńczego – jeniusza, który ukazał mu się pod postacią
czarnego bociana, zaszedł na olchowe bagna, gdzie stał zburzony
zamek.
-
Teraz musisz po kolei całować każde zwierzę, aby mogło odzyskać
właściwą sobie postać.
Pokonując
strach i obrzydzenie, a płacąc za to byciem pogryzionym i
podrapanym, pieśniarz kolejno zdejmował za pomocą pocałunku czar
z każdego zwierzęcia, a na samym końcu odczarował królewnę –
zieloną żabkę w złotej koronie. Gdy ich usta się zetknęły,
Sławojdę napełniła wielka moc poetycka, która przemieniła
Sławojdę z prostego grajka w czarodzieja słowa: guślarza –
barda – runoję...
-
Aaaa... Szkoda, że to tylko sen! - westchnął budząc się Sławojda
i czym prędzej ruszył ku swemu domostwu, bo zmierzch nadciągał i
wąpierze zaczęły wychodzić ze swych kryjówek.
Zapadał
z wolna zmierzch, kiedy Sławojda siedział w swym dworcu i sposobił
się do snu. W jego wyczulonej duszy coś wieszczyło mu, że ta noc
nie będzie zwykłą nocą. Istotnie. Zapachniało ziołami i krople
pokryły ściany domostwa i znajdujące się w nim sprzęty. Sławojda
swym szóstym zmysłem pojął, że oto jego sen staje się prawdą i
Łąka, o której śnił, postanowiła go odwiedzić. Czym prędzej
zzuł obuwie
na jej cześć. Żałował, że nie zdążył posmarować progu
gliną. Tymczasem sławiona przez świerszcze, weszła Łąka do
domostwa Sławojdy, w całej pełni swej chwały. Poprzedzały ją
dokazujące trawy i kwiaty, trzepoczące motyle, buczące pszczoły,
sunące powoli ślimaki, chroboczące myszki z zawieszonymi na
szyjach złotymi dzwoneczkami. Cała izba pokryła się soczystą
zielenią. Królewna Łąka niosła na włosach złotem jaśniejących
wplecione lilie i róże, maki i bławatki, jej szyję zdobiły
sznury pereł, zaś na nadgarstkach miała bransoletki ze stokrotek.
Założyła suknię z najcieńszej pajęczyny haftowaną złotą i
srebrną nicią, z naszywanymi cekinami i szmaragdami podobnymi do
łuski jaszczurki. Była mokra od rosy, a z jej nagich piersi sączyła
się źródlana woda mająca moc leczyć różne choroby.
-
A więc sen był prawdą, odczarowałem ją pogrążony we śnie –
wyszeptał wzruszony guślarz i padł na twarz przed dziewicą.
Ta
podniosła go z murawy i ucałowała, a bił od niej zapach tysięcy
kwiatów.
-
Nieraz cię widziałam jak szedłeś przez moje włości i z każdym
dniem miłowałam cię coraz bardziej, na długo zanim zdjąłeś ze
mnie czar Płanetników. Teraz pragnę, mój najdroższy wybawco, być
twoją żoną i matką twych dzieci... - Sławojda w odpowiedzi
przylgnął ustami do ust królewny. Miały one smak poziomek.
Niedługo
potem oboje pobrali się i na swym weselu pili wino z pucharu, który
złotnik sporządził ze złota wyrytego przez wieprza. Łąka aby
godzić obowiązki stanu starego i nowego, rozcięła się szablą i
zrobiły się z niej dwie niewiasty, z których jedna gospodarzyła
odtąd wśród traw, druga zaś u boku swego małżonka –
człowieka.
Ze
związku dwojga miłujących się małżonków narodziło się plemię
Łączan (Łuczan),
któe osiadło na południe od Montanii Zachodniej (późniejsze Góry
Mędrców). Łączanie byli ludem rolniczym, w harmonii z przyrodą
żyjącym. W erze trzynastej udzielili wsparcia Zoranowi, królowi
Roxu w odpieraniu najazdu straszliwego Lubart – cara; pół
człowieka, a pół potwora. Sprzymierzeni z księciem Żatczan
Włościsławem (Vlostislavus)
zostali pokonani w bitwie pod Turskiem przez wojewodę Duringa,
służącego Neklanowi, królowi Bohemii. During, choć potrafił
dowodzić, miał dzikie obyczaje. Aby uczcić Wotana, którego będąc
Germaninem, czcił jako boga wojny, którejś zimy odciął mieczem
głowę powierzonego sobie małego królewicza Kiełmika, następcy
tronu w Piropolis, który nieświadomy grożącej mu śmierci,
patrzył na ryby igrające pod lodem. During pokazał Neklanowi głowę
jego ukochanego syna, zaś król Bohemii skazał swego wojewodę na
powieszenie na drzewie. Drzewem tym, wybranym przez samego skazanego
była olcha, którą jeszcze długo potem pokazywano sobie z lękiem,
zowiąc ją ,,olchą
Duringa''. Wąpierze
i wilkołaki nawiedzały to miejsce i składały ofiary przeklętemu
drzewu....
Urocza historia :) Tylko tekst płanetników są obrzydliwe.
OdpowiedzUsuń