czwartek, 28 maja 2020

Oleg cz. 2








,,Pośród nieopisanie licznych morskich potworów takich jak dziwsmits – gadzia foka o kolczastej płetwie grzbietowej, livjatan – zajadły biały wieloryb o wielkich zębach i mnóstwie innych […] zarówno wiekiem jak i złośliwością wyróżnia się Łotr Jesiotr w pieśniach Scytów, Uliczów i Pomorców nazywany również Łotrugą. Wyglądem przypomina zwykłe jesiotry, odróżnia się od nich jednakże swymi rozmiarami, dorównuje bowiem wielkością smokom i wielorybom. W jego paszczy srożą się kły nadzwyczaj okazałe, władne przeciąć najgrubszy pancerz. Ryba ta wielce jest chytra i rozkosz znajduje w zatapianiu korabi. Uderzenia ogona Łotrugi niecą iskry. Łotr Jesiotr żyje całymi eonami. Już w erze trzeciej przemierzał głębiny i toczył walki z morskim smokiem Morsenem – władcą podwodnego miasta Amonites. W erze czwartej kiedy na lądzie rozwijała się cywilizacja Zajęczan, walczył z wielkim rekinem Carcharisem. Łotr Jesiotr sam dla siebie jest sterem, żeglarzem i okrętem. Wciąż przybywa mu lat, lecz jego srogość nie maleje. Zna ludzką mowę i niczym Kościej wielkie znajduje upodobanie w porywaniu i więzieniu na dnie morza nadobnych panien’’ - Kosa Owinniczew ,,Animalistyka’’







Svanhilda Rurykówna piszczała i podskakiwała z radości jak mała małpka gdy ojciec obiecał jej wspólny wypad w miesiącu żniw do Kraju Uliczów nad Morzem Ciemnym. Księżniczka niecierpliwie odliczała dni do wyczekiwanej wyprawy i myślami już pluskała się wśród ciepłych fal.
- Będzie tak wspaniale, Tatusiu! - przymilała się do ojca. - Będę pływała z małymi syrenkami i nazbieram ładnych muszelek i Tatuś kupi mi sznur pereł z Propontydy, prawda? - przez cały czas oczekiwania na wyjazd jedyna córka Ruryka i Świętomiry nie umiała myśleć o niczym innym.
W końcu gdy żeńcy zapuścili swe sierpy w zboże, ów dzień wreszcie nastał. Ku wielkiej radości Svanhildy i dwunastoletniego już Olega, kniaź Ruryk nakazał rabom spakować bagaże i załadować je na wozy ciągnięte przez konie i woły, po czym wraz z żoną i dziećmi udał się na słoneczne południe słynnym szlakiem ,,Put’ z Variagom w Greki’’. Morze Ciemne zdawało się witać książęcą rodzinę rozkosznym szumem białogrzywych fal i nagrzanym piaskiem.
- Wołchwowie prawią, że w bardzo zamierzchłych czasach nim nastał potop, znajdowało się tu Morze Smoły – objaśniał Ruryk swoim dzieciom.
- Czemu tak się nazywało? - spytał dociekliwie Oleg.
- Ponoć zamiast wody znajdowała się w nim smoła; tak lepka i gęsta, że nawet największe i najsilniejsze smoki wpadając w nią, były skazane na śmierć. Potem jednak przyszedł potop i albo wypłukał źródło smoły, albo też wgniótł je swoim ciężarem głęboko w ziemię, dlatego też wody tego morza są teraz czarne jak skóra nocnicy – Ruryk cierpliwie przekazywał swym pociechom wiedzę o minionych erach jaką zdobył przysłuchując się dyskusjom bractwa uczonych wołchwów.
Jednak mała Svanhilda jakoś nie była zainteresowana naukowym wykładem. Lalki i zabawy na świeżym powietrzu zawsze pociągały ją bardziej niż zgłębianie tajemnic wszechświata. Pośpiesznie przebrała się w różową przepaskę na biodrach i gdy tylko panna służebna namaściła ją oliwą z Attyki, mała księżniczka ze śmiechem pobiegła do wody. Pluskając się wśród fal przypominała małą rusałkę. Svanhilda pływała z wdziękiem małej foczki. Niebawem jednak jej beztroski śmiech zamienił się w pełen przerażenia krzyk. Oto para wielkich kleszczy zacisnęła się na jej ciałku nie naruszając skóry, po czym wciągnęła ją w głąb morza.
- Ratujcie moją księżniczkę! - zawołał Ruryk.
Oleg nie czekając na innych porwał w dłoń trójząb przeznaczony do łowienia ryb na wieczerzę, po czym pędząc przed siebie zanurkował w największej głębinie. Skoczył z pluskiem rozbryzgując wodę na wszystkie strony, a gdy tafla zamknęła się nad jego głową, księżna Świętomira płacząc wtuliła się w męża.
- Najpierw straciliśmy córkę, a teraz syna – szlochała księżna.
- Nie wiadomo czy na pewno straciliśmy – Ruryk usiłował pocieszyć żonę. - Jak mawiał nasz jurodiwy Jarzec: ,,Zawsze jest nadzieja’’.











Tymczasem księżniczka Svanhilda zdążyła spostrzec, że pochwycił ją ogromny ,,car – krab’’ o lśniącym, jakby naoliwionym pancerzu barwy rdzy, po czym straciła przytomność. Krab z wolna opadał na dno, a im w większą głębinę się zapuszczał tym było ciemniej i zimniej. Wreszcie jego odnóża stanęły pewnie na piaszczystym dnie.
- O Wielki Przedwieczny Carze Morskich Otchłani! - zapiszczał czołobitnie krab. - Składam ci jako żertwę tę oto dzieweczkę… - krab ćwierkał jak najęty, podczas gdy w gęstwinie czarnych wodorostów rozbłysnęły ślepia podobne do złotych gwiazd i wypłynął z niej prastary jesiotr przewyższający wielkością najbardziej okazałe korabie.










- Sława ci, Łotrze – Jesiotrze! - zapiszczał krab i przestraszony zaczął cofać się do tyłu.
- Dobrze się spisałeś, mój rabie – Łotr – Jesiotr pochwalił kraba, po czym szybko niczym myśl schwycił go długim pyskiem i zmiażdżył straszliwymi zębami.
Svanhilda na ten widok krzyknęła przerażona.
- Nie zjem ciebie, dzieweczko – przemówił do niej Łotr – Jesiotr. - Zostaniesz moją żoną; królową Morza Ciemnego. Z twego łona wyjdą zastępy mocarnych Zitoronów; rybich rycerzy, którzy podbiją świat!
- Nie, nie chcę! - płakała księżniczka Svanhilda. - Jestem jeszcze za młoda na swaćbę i tęsknię za rodzicami!
- A znasz przysłowie: dzieci nie ryby, głosu nie mają? - zakpił Łotr – Jesiotr. - Jestem morskim carem, którego potęga dorównuje potędze Juraty. Mnie się nie odmawia, smarkulo, bo jak będziesz dla mnie oziębła, to cię bez żalu schrupię jak tego raba – kraba!
- Mój brat, Oleg, który ubił wilkołaka Dlakosława przybędzie tu i pomści mnie, a nawet gdybyś go uśmiercił, ty stara jak świat beczko kawioru, to wiedz, że mój tatuś, Ruryk, który jest kniaziem Słowian i Waregów pochwyci cię w żelazne sieci i rozłupie twój brzydki łeb toporem! - na te słowa Łotr – Jesiotr zaśmiał się gromko, aż zakołysały się korabie płynące po Morzu Ciemnym.
- Ale jesteś pyskata, mała księżniczko i zupełnie nie doceniasz mojej potęgi. Ja, Łotruga – car w ubiegłych eonach zagryzałem i pożerałem smoka Morsena, rekina Carcharisa, a nawet wężowego wieloryba Bazyla Okeańskiego, a miałbym zląc się jakichś tam ludzi, którzy w skali całej Ziemi istnieją od tak niedawna i żyją krótko niczym jętki? - Svanhilda płakała, a jej łzy zamieniały się w perły. - Porzuć wszelką nadzieję, księżniczko i bądź moją oblubienicą. Jestem tu taki samotny, a jedynym uczuciem jakim darzą mnie inne istoty jest strach.










Tymczasem Oleg, który od najmłodszych lat pływał jak ryba, nieustraszenie pogrążał się w mrocznej i zimnej głębinie. Był już głęboko kiedy ujrzał trytona i sześć syren, których oczy świeciły jak klejnoty. Chciał płynąć dalej, lecz syreny otoczyły go swymi srebrzystymi ramionami. Przebiły jego uszy złotymi kolczykami, dzięki czemu wzrok mu się wyostrzył tak dalece, że chłopiec mógł teraz widzieć w najciemniejszej topieli. Z kolei do pępka Olega syrena o włosach barwy miedzi włożyła złote ziarenko, które wnet zapuściło korzenie w jego ciele. Sprawiło to mu straszny ból, ale też zwielokrotniło jego siły, tak że teraz mógłby smoka rozerwać na kawały, gdyby jakiś stanął mu na drodze.
Łotr – Jesiotr przygniótł Svanhildę do piaszczystego dna końcem swego spiczastego pyska i tak przy tym mówił.
- Żadne ze stworzeń, nawet Enkowie ni sam Agej nie wyrwą cię z mojej potęgi!
- Litości! - łkała Svanhilda. - Pozwól mi zaczerpnąć tchu na powierzchni, bo zaraz się utopię! - jednak bezlitosny rybi władca był głuchy na jej błagania.
Oleg szybko odnalazł Łotra – Jesiotra. Odwrócił jego uwagę od swojej siostry bębniąc bosymi stopami po olbrzymim łbie ryby.
- I po co się tu pchałeś, ty… przynęto dla ryb? - parsknął gniewnie Łotr – Jesiotr.
- Przyszedłem odzyskać moją siostrę – oznajmił Oleg. - Bez niej nie odejdę!
- Głupi robaku! - warknął Łotr – Jesiotr i z rozdziawianą paszczą ruszył w jego kierunku.
Oleg zwinnie uchylił się przed kłapiącymi szczękami i stanął pewnie na mulistym dnie. Korzystając z wyostrzonego wzroku wymierzył trójząb w biały brzuch Łotra – Jesiotra, a następnie z całej siły zatopił go niemal w całości w trzewiach potwornej ryby. Ciałem Łotrugi wstrząsnął potężny spazm bólu, którego reperkusje stanowiły morskie bałwany szalejące na powierzchni. Łotr – Jesiotr bił zapamiętale ogonem wokół siebie, aż potłukł w drobny mak swój kryształowy pałac ukryty z zagajniku czarnych wodorostów. Wówczas Morze Ciemne rozświetliły miriady kolorowych świateł płynących ku powierzchni. Były to dusze więźniarek Łotra – Jesiotra; porywanych na przestrzeni dziejów i zamykanych na klucz w kryształowym pałacu księżniczek słowiańskich, scytyjskich, sarmackich, amazońskich, hetyckich, kolchidzkich, trackich, dackich, greckich i bizantyjskich, które teraz odzyskały wolność. Łotr – Jesiotr, który całymi eonami siał śmierć w morskich odmętach, teraz sam stanął przed pośmiertnym sądem cara Welesa w Nawi. Oleg nie tracąc ani chwili, chwycił za rękę Svanhildę i począł płynąć ku powierzchni. Dzieciom droga ku ocaleniu wydawała się wiecznością, w końcu jednak znów stanęły na plaży.









- Synu… - mamrotał pijany ze szczęścia Ruryk – dokonałeś czynu większego niż ongiś Sadko. Twój trójząb umieszczę w herbie Roxu na pamiątkę twojego męstwa!
- Moja kochana córeczka! - księżna Świętomira szlochała z radości, całując Svanhildę jakby chciała ją rozgrzać.
- Mój brat jest największym bohaterem! - rzekła z przekonaniem uratowana księżniczka przytulając się do matki. CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz