,, […] Wtem Iwan zapominając o orszadzie, zadrżał, zjeżył się, skulił i zadzwonił zębami. Oto stał przed nim rosły, półnagi Wilkogłowiec, czyli człowiek z głową wilka, pochodzący z krainy, która w erze jedenastej nazywała się Ułan – Raptor, a w dwunastej i trzynastej – Tartaria. Do ramion Wilkogłowca przywiązane były dwie czaszki; strzygi i wąpierza.
- Pa … pa …. panie, ty przecież nie żyjesz! - wycedził przez zęby Iwan. - Nad rzeką Vereziną zabił cię wielki, czarny i oślizgły potwór Bajor, o czerwonych oczach i białych, kończystych zębach, co służył Błotnemu Markowi!- Zgadza się – rzekł przybysz. - Jestem tym samym Zwyrtałem Asem z Azji, co rapierem przeszył serce Bajora i co broniąc drewnianej twierdzy Treleborg na Północy , wykonując swój obowiązek woja, ubił z łuku smoki Lu...cy... i Lucifuge, które chciały spalić zamek. Bajor o brzuchu ropuchy, konając, wielkim jak sierp pazurem uciął mi głowę. Umarłem, lecz teraz przychodzę do ciebie z Nawi. […]'' - ,,Szmaragdowy latopis''.
Jeszcze
kiedy po świętej ziemi chodził Teost Car – Słońce, w siole
Śnigrobek na ziemiach późniejszego Królestwa Aplanu, żyli jako
oblubieniec z oblubienicą Śpiwko i Śpiawnia. Wielka miłość
płonęła w ich sercach; przyjaźnili się już jako dzieci. Później
Śpiawnia ze wsi Śpiewnicy, dla zabawy sięgnęła po zakazane
sztuki magiczne żyjącej w dziewiątej erze królowej – czarownicy
Malkiešy Lysarayaty. Z powodu swej lekkomyślności, została wydana
na pastwę Čortów, które zamieniły ją w zmorę – całymi
nocami dręczącą ludzi, zwierzęta, rośliny i kamienie, a rano
płaczącą do poduszki nad swym upodleniem. Jej karakter –
čortowskie znamię, czyniące zmora bądź czarownicą, miało
kształt męskiej macicy, a słudzy Rykara chytrze skryli je w małym,
górskim jeziorku na ziemiach późniejszej Montanii. Gdy dziewczyna
chcąc skrócić swe męki, targnęła się na swe życie, Śpiwko,
jego brat Jalu, bracia udręczonej i domowy skrzat Żyrak, udali się
na pełną przygód i niebezpieczeństw wyprawę w celu zdobycia i
zniszczenia karakteru Śpiawni. Gdy dotarli do gór Krępaku, dziś
noszących nazwę ku czci królowej Tatry, wróżka Anatyna, pod
postacią złotej kaczki, pomogła drużynie Śpiwka odnaleźć i
wydobyć karakter z zamarzniętego jeziorka, po czym junacy wrócili
do swych wsi. Tymczasem nadobna Anatyna poleciała nad Morsko –
Jezioro Morzycy, nad którym leżała osada Morina (Morgorod).
W wodach jeziora żył rak wielki jak żubr, a był to zaklęty w
wodniaka, mężny obrońca Morgorodu. Złotousta Anatyna wyjawiła
mu, że odzyska ludzką postać i spocznie na kwiecistych polanach
Nawi Jasnej, gdzie urodziwe nawki usługują ucztującym, jeśli
zaniesie karakter na zniszczenie w ogniu Čortieńska; tym samym, w
którym powstał. Kiedy Rak udał się do lasu, szukać wejścia do
Carstwa Czarnoboskiego, przebiegła mamuna Locha, przybrawszy
urokliwą postać, spiła go i kazała wrzucić do kotła, gdzie
gotował się żywcem. Na szczęście Dziewanna Šumina Mati; Leśna
Matka i Dziewicza Pani Jezior, razem z leśnymi krasnoludkami
uwolniła go, a paskudny ochłap błony z odnóżami, niewolący
Śpiawnię spłonął w nieugaszonym ogniu z trzewi smoka Rykara.
Śpiwko i Śpiawnia pobrali się, a owocem ich miłości był
chłopiec, który na cześć bohaterskiego Wilkogłowca z ery ósmej,
otrzymał imię Zwyrtał (Zwyrtała,
Svirtalus).
W pieśni i gadce zapisał się jako Zwyrtał Muzykant.
*
Gdy
na słonecznym świecie ukazało się nowe dziecię – dar Mokoszy
dla synów Męża i córek Mążyny, wielka radość zapanowała nie
tylko wśród ludzi. Weseliły się bociany na dachu i jaskółki pod
oknem, chwaliły Ageja pies Davik i kot Kołczak. Radowali się
przyjaciele ludzi; krasnoludki z plemienia Uboża, dziwożonki,
dobroczynne gady domowe przybierające postać węży, bądź
jaszczurek, węże domowe, szczególną cześć odbierające na
Litenie, a także przysparzające bogactw żyrowe żmije, których
królem był krasnal Żyr i smoki domowe wielkości szczurów.
Dziecięciu groziły krwiożercze mamuny o żmijowych piersiach,
podmieniające dzieci subele o owłosionych nogach, złe nocnice
latające na wielkich ptakach podobnych do wron lub kruków i
zadawaniem bólu, nie pozwalające zasnąć maleństwu, (istniały
też dobre nocnice), straszące baboki i kunołaki, vovaki
sprowadzające katar, płaczki zmuszające do płaczu ponad siły,
zmory mogące przewrócić kołyskę, a nawet strzygi – pożerający
dzieci srodzy słudzy smoka Rykara. Małego Zwyrtała obmyto w
wodzie, w której ugaszono ogień, a do jego kolebki macierz włożyła
liście maku, by dobrze spał. Była noc a na dworze nawoływały się
sowy i wilki.... Niemowlę spało w kołysce, a hufiec przyjaznych
ludziom dziwożonek; rodzonych cór jednej macierzy, krążył po
izbie, zbrojny w łuki, do których strzały były
zrobione z igieł do szycia. Dziwożonki w jednym z ustępów ,,Nymphologii'' nazywane ,,rusałeczkami'', to zrodzone przez Mokoszę skrzaty domowe podobne do złotowłosych nimf wzrostu palca, noszących spiczaste, czerwone czapeczki i białe sukienki. Podobnie jak krasnoludki, zwane bożętami, pomagały tkać, szyć, gotować i sprzątać, doglądały małych dzieci, chroniły przed pożarem i strzegły dobytku. Te i inne opiekuńcze istoty osiedlały się tylko w takich domach, gdzie panowały miłość i dobroć. Najwięcej zapisów o dziwożonkach pochodziło z ziem Oylandu, czyli późniejszej Bohemii. Bury, podobny do Enki Kołowierszy, kot Kołczak polował na myszy na strychu. Śnigrobek skrył czarny całun nocy, rozjaśnionej Księżycem - ,,lampą Wielkiego Chorsa'' jak nazywał go pieśniarz i czarodziej Bojan z Roxu i gwiazdami - ,,srebrnym ziarnem'' wedle słów tego samego guślarza. W erze jedenastej i długo potem, ludzie lękali się mroku. Nie dziwota – wówczas polowały wilki i wilkołaki, złośliwe nocnice pod postacią świetlistych smug i kul wiodły pijaków w pełne wody rowy, grasowały strzygi, wąpierze dusiły i ssały krew, była to pora Čortów, dusiołków, mor, morusów, morów, nietoperzy różnej wielkości, potworów podobnych do drzew, czy węży. W Międzyraju o tej porze wyruszały na żer ghule i ifryty, w Afryce – hieny ciągnęły rydwany murzyńskich czarownic, bądź służyły im grzbietem, a wśród trawiastych równin i lasów Kraju
Stepów hulały stafie – ludzie, których cienie były uwięzione pod fundamentami domostw, mouroi, nosferatu, podobne do ogoniastych małp zwierzoupiory – tłuste, kudłate, brązowe, rogate, z zębami wąpierzy i przeraźliwie wyjące, czy grabiobaby – podobne do Baby Jagi jędze o żelaznych grabiach miast rąk, zębach wielkich jak u tygrysa szablozębnego z Ojcowa i płonącym języku. O istotach takich usłyszała od tuziemców Tatra, w czasie swej misji, będąc w Kraju Stepów, gdzie jej wróg i dręczyciel Kościej, szykował dla niej straszny los. Żyjący już po potopie, junak Janasz w Sibinie zabił królową Muronę z rasy mouroi. Miała postać urodziwej niewiasty, miast rąk mającej skrzydła nietoperza, a dwa podobne ni to do świń, psów i ludzi, śnieżnobiałe nosferatu o wielu oczach ciągnęły jej wóz. Goszcząca w Śnigrobku bajarka Łesia straszyła słuchaczy opowieściami o zmarłych, którzy przeżuwali swe całuny, ale dość już tych okropności! Przez uchylone okno, przez które docierał do izby blask Srebroniowy, wleciała nagle dziwna postać. Przypominała uroczą niewiastę o zielonych oczach, świecących jak gwiazdy, a jej krótkie i puszyste włosy miały barwę czekolady. Na jej głowie sterczały dwie kitki podobne do ,,uszu'' puchaczy lub sowy uszatej. Pierś i srom zasłaniały przepaski ze skóry puszczyka, zaś na ramiona spadał płaszcz z sowich piór. O owej nocnej istocie, dzikiej pannie podobnej do sowy, opowiadano, że porywa dzieci. Co prawda nie zjadała ich jak mamuny, ani nie podmieniała jak subele, ale i tak lękano się jej.
zrobione z igieł do szycia. Dziwożonki w jednym z ustępów ,,Nymphologii'' nazywane ,,rusałeczkami'', to zrodzone przez Mokoszę skrzaty domowe podobne do złotowłosych nimf wzrostu palca, noszących spiczaste, czerwone czapeczki i białe sukienki. Podobnie jak krasnoludki, zwane bożętami, pomagały tkać, szyć, gotować i sprzątać, doglądały małych dzieci, chroniły przed pożarem i strzegły dobytku. Te i inne opiekuńcze istoty osiedlały się tylko w takich domach, gdzie panowały miłość i dobroć. Najwięcej zapisów o dziwożonkach pochodziło z ziem Oylandu, czyli późniejszej Bohemii. Bury, podobny do Enki Kołowierszy, kot Kołczak polował na myszy na strychu. Śnigrobek skrył czarny całun nocy, rozjaśnionej Księżycem - ,,lampą Wielkiego Chorsa'' jak nazywał go pieśniarz i czarodziej Bojan z Roxu i gwiazdami - ,,srebrnym ziarnem'' wedle słów tego samego guślarza. W erze jedenastej i długo potem, ludzie lękali się mroku. Nie dziwota – wówczas polowały wilki i wilkołaki, złośliwe nocnice pod postacią świetlistych smug i kul wiodły pijaków w pełne wody rowy, grasowały strzygi, wąpierze dusiły i ssały krew, była to pora Čortów, dusiołków, mor, morusów, morów, nietoperzy różnej wielkości, potworów podobnych do drzew, czy węży. W Międzyraju o tej porze wyruszały na żer ghule i ifryty, w Afryce – hieny ciągnęły rydwany murzyńskich czarownic, bądź służyły im grzbietem, a wśród trawiastych równin i lasów Kraju
Stepów hulały stafie – ludzie, których cienie były uwięzione pod fundamentami domostw, mouroi, nosferatu, podobne do ogoniastych małp zwierzoupiory – tłuste, kudłate, brązowe, rogate, z zębami wąpierzy i przeraźliwie wyjące, czy grabiobaby – podobne do Baby Jagi jędze o żelaznych grabiach miast rąk, zębach wielkich jak u tygrysa szablozębnego z Ojcowa i płonącym języku. O istotach takich usłyszała od tuziemców Tatra, w czasie swej misji, będąc w Kraju Stepów, gdzie jej wróg i dręczyciel Kościej, szykował dla niej straszny los. Żyjący już po potopie, junak Janasz w Sibinie zabił królową Muronę z rasy mouroi. Miała postać urodziwej niewiasty, miast rąk mającej skrzydła nietoperza, a dwa podobne ni to do świń, psów i ludzi, śnieżnobiałe nosferatu o wielu oczach ciągnęły jej wóz. Goszcząca w Śnigrobku bajarka Łesia straszyła słuchaczy opowieściami o zmarłych, którzy przeżuwali swe całuny, ale dość już tych okropności! Przez uchylone okno, przez które docierał do izby blask Srebroniowy, wleciała nagle dziwna postać. Przypominała uroczą niewiastę o zielonych oczach, świecących jak gwiazdy, a jej krótkie i puszyste włosy miały barwę czekolady. Na jej głowie sterczały dwie kitki podobne do ,,uszu'' puchaczy lub sowy uszatej. Pierś i srom zasłaniały przepaski ze skóry puszczyka, zaś na ramiona spadał płaszcz z sowich piór. O owej nocnej istocie, dzikiej pannie podobnej do sowy, opowiadano, że porywa dzieci. Co prawda nie zjadała ich jak mamuny, ani nie podmieniała jak subele, ale i tak lękano się jej.
- Nie przejdziesz
dalej, Dziwio! - zawołała dowodząca dziwożonkami Lipka, napinając
łuk z lipowych gałązek.
Wszystkie
dziwożonki wycelowały w intruza strzały z igieł, gdy wtem –
Dziwia otworzyła swą jasną dłoń i lekko dmuchnęła w stronę
przyjaciółek ludzi. Na rusałeczki spadł jakiś pył barwy srebra,
a były to ziarenka srebrnego maku, których czarownice używały do
usypiania. Lipka i jej siostry wypuściły broń z rąk, po czym
ziewając pokładły się na klepisku, a jytnas Herman i Drzymotka
prosili o dobre sny dla nich. Dziwia (Diviya)
bezszelestnie podeszła do kołyski i wzięła dziecię w ramiona.
Mały Zwyrtał obudził się, lecz gdy spojrzał w przejrzyste jak
kryształy oczy dzikiej panny; uśmiechnął się do niej. Przez
otwarte okno powiał lodowaty wiatr i urokliwej zjawy trzymającej
dziecię Śpiwka i Śpiawni już nie było w izbie...
Kiedy
koguty donośnym pianiem przepłoszyły hulające wąpierze i
obwieściły nastanie świtu, w kurnej chacie zapanowały płacz i
żałoba. Śpiawnia zawodziła i rozdrapywała policzki do krwi
paznokciami, nie przyjmując pocieszenia swego oblubieńca, kota
Kołczaka, ni sąsiadów, bo jej pierworodny syn gdzieś przepadł.
Davik podkulił ogon i wył żałośnie, płacząc tak jak płaczą
psy, że dał się uśpić makiem. Bożęta, dziwożonki, pająki i
inni domowi przyjaciele dzieci Novalsa i Aivalsy wybrali spośród
siebie ochotników do poszukiwań porwanego maleństwa. Gady domowe
udały się prosić o radę i pomoc swego władcę; księcia Kusrota,
syna Króla Węży, zaś wąż domowy Gadin udał się w Góry Biesów
i Čadów do samego władcy o kogucim grzebieniu, wzywającego swych
poddanych gwizdkiem na końcu ogona. Również Śpiwko – spędziwszy
noc na modłach do Mokoszy – Odnajdującej Zaginione Dzieci, do
innych Enków, oraz do samego Ageja – Króla Wszystkiego (Royek
Evrylitis),
skrzyknął sąsiadów i idąc za radą dziwożonki Lipki udał się
na poszukiwanie Dziwi, co porwała jego syna. Miejscowy wołwch,
imieniem Liriusz dał chłopom miecz, który wprawiony w ruch wirowy,
miał wskazywać drogę. Tymczasem Dziwia ze Zwyrtałem wtulonym w
pierś mknęła nocami jako śnieżnobiała smuga na niebie, a dnie
spędzała zamieniona w jaskółkę na dnie strumyka. Wreszcie nastał
kres jej nocnych lotów. Dziwia wraz ze Zwyrtałem ssącym z jej
piersi, miękko wylądowała na jednym z ośnieżonych szczytów
Krępaku; gór gdzie później król Montus, syn Wiła Sławicza
założył Montanię. Była już noc, gdy nad srebrnymi szczytami
gór, co wydały królową Tatrę, niby drugi Księżyc, lśniła ni
to bańka mydlana większa od ludzkiego domu, ni to zamek wybudowany
nadprzyrodzonym sposobem, nie z cegieł czy kamieni, lecz z tysięcy
zórz polarnych. Pałac ów podobny do barwnej jak smok Tęczyn
gwiazdy, bądź do kuli ognia, wisiał w powietrzu, wyżej niż
najwyższe szczyty Risina i Gerlach, u stóp której stanął tron
jytnas Tatry; Pani Gór, Pasterki Kozic i Hetmanki Orłów. Z
krasnych ust Dziwi wydobyło się pienie, niczym śpiew feniksa czy
syreny, a na jej zew przybyły, płynąc w mroźnym powietrzu, hufce
odzianych w białe, powłóczyste szaty oread, czyli górskich
rusałek, oraz Wił, jadących na ognistych, śnieżnobiałych
rumakach z grodu Al – Nabat, o złotych uzdach i siodłach.
Wszystkie nimfy zsiadając z koni, zgięły kolana przed Dziwią, a
następnie cały orszak wszedł do ni to zamku, ni to bańki mydlanej
przez bramę z białego bursztynu z Morza Joldów, a następnie
czarodziejska budowla rozpłynęła się w lodowatej mgle i długo
jej nie widziano....
Śpiwko wraz z
drużyną już trzeci rok na próżno szukał swojego synka. Miecz
ofiarowany przez wołwcha wskazywał południe, a gdy dzielni chłopi
ujrzeli w lesie święty znak kras wyryty na drzewie, orientując się
według niego, skierowali swe kroki w stronę wysokich i prastarych
gór, gdzie ongiś Čorty ukryły karakter Śpiawni. Tymczasem mały
Zwyrtał dorastał w Zorzowym Zamku, wszystkimi zmysłami chłonąc
cudowne wizje; słodkie i delikatne zapachy, śpiew tańczących w
swych orbitach gwiazd; nieziemskie kształty i kolory.... Słodsze od
miodu mleko jego przybranej matki dało mu zdolność rozumienia mowy
kozic, rysiów i niedźwiedzi, ptaków, drzew, gwiazd i strumieni.
Ból i śmierć nie miały wstępu do Zamku Utkanego z Polarnej
Zorzy.... Dziwia porwała go, bo zawsze pragnęła mieć dzieci, lecz
na jej łonie spoczywała pieczęć, tak jak na łonie Limby;
macierzy Tatry, uzdrowionej przez Mokoszę. Zwyrtał mógł przy
dzikiej pannie odzianej w sowie pióra, spędzić resztę życia, nic
nie wiedząc o prawdziwej swej macierzy i ojcu, a być może nawet o
innych synach Novalsa i córkach Aivalsy. Tak się jednak nie stało.
Agej wysłał do Dziwi, jytnas Samodivę Wędrującą by przedstawiła
jej ból rodziców pozbawionych dziecięcia; owocu ich miłości i
wezwała do zwrócenia im chłopca. Dziwi żal było zwrócić małego
Zwyrtała, ale w gruncie nie była całkiem bezlitosna i nie chciała
by Śpiwko i Śpiawnia latami cierpieli przez nią. Samodiva dała
jej w prezencie swoje ciało zamienione w mandragorę, by mogła
rodzić, a gdy chłopi ze Śnigrobka przemierzali gęsty, pełen
driad i kudłatych niedźwiedzi las reglowy, w czasie postoju ujrzeli
śpiące na mchu dwuletnie pacholę o długich, złotych włoskach,
odziane w jedwabną, zdobioną złotem, białą koszulkę sięgającą
kolan. Nad dzieckiem krążył ptak zwany orzechówką i przemówił
ludzkim głosem:
- Słuchajcie istoty
stworzone rękoma Jarowita, a w szczególności ty, Śpiwko, synu
Tytomierza! Oto moja pani zwraca ci twoje dziecię, zabrane przed
laty i przeprasza za … - ludzie nie słuchali dalej mówiącego
ptaka.
Śpiwko padł na
kolana i wysławiał Ageja i Enków, po czym zabrał chłopię w
drogę powrotną; do sioła Śnigrobek gdzie Śpiawnia każdego dnia
wyglądała czy jej oblubieniec nie wraca z synem. Mały Zwyrtał,
swoje życie na dworze Dziwi pamiętał jako błogi sen....
*
Wielka
radość zagościła w kurnej chacie i to nie tylko wśród ludzi.
Śpiawnia powiła córkę Wildewingę i synów Rakosława i Viska
noszących imiona na cześć Raka z Jeziora Morzycy i króla leśnych
krasnoludków, jednak ze Zwyrtałem działo się coś dziwnego.
Rzadko kiedy się odzywał, nie śmiał się, ani nie bawił z
rodzeństwem, czy dziećmi innych gospodarzy. Całymi dniami
przesiadywał na dworze; rozmawiał a to z psem, kotem, wroną,
kawką, bocianem, żabą.... Strugał fujarki z kory, a pracował na
odczepne. Nic go nie interesowało, ni cieszyło, jeno szum lasu,
głosy ptaków, świerszczy i wody. Gdy zbierał chrust w lesie,
wsłuchiwał się w pieśni leśnych rusałek tańczących w
korowodach, na polu słuchał jak Pochwist gra na jego widłach, a
nocami wymykał się słuchać muzyki pod karczmą. Marzył by mieć
skrzypce, takie jakich używano w karczmie, lecz nikt w Śnigrobku
nie potrafił takich zrobić. Wreszcie pewnego dnia, kiedy mały
Zwyrtał miał urodziny, do kurnej chaty zapukał pewien strudzony
wędrowiec; widać, że obity kijem i zdrożony. Śpiwko i Śpiawnia
zlitowali się nad dziadem i zaprosili go na urodziny swego syna.
Nieoczekiwanie wędrus
upadł na klepisko i zamienił się w nikogo innego, ale samego Króla Węży z Gór Biesów i Čadów. Był to ogromny car gadów, co miał koguci grzebień i dzwonki, a jego ogon wieńczył kościany gwizdek, na którym zwoływał węże i jaszczurki. Jego skóra miała barwę złocistą, a może ciemnozieloną, bo umiał zmieniać barwy jak kameleon. Król Węży dał Zwyrtałowi w prezencie wymarzone skrzypce, sycząc przy tym:
upadł na klepisko i zamienił się w nikogo innego, ale samego Króla Węży z Gór Biesów i Čadów. Był to ogromny car gadów, co miał koguci grzebień i dzwonki, a jego ogon wieńczył kościany gwizdek, na którym zwoływał węże i jaszczurki. Jego skóra miała barwę złocistą, a może ciemnozieloną, bo umiał zmieniać barwy jak kameleon. Król Węży dał Zwyrtałowi w prezencie wymarzone skrzypce, sycząc przy tym:
- Twoja miłość do
miłośśść do muzyki jessst darem Ageja, co wyprowadza dobro ze
zła. Bacz by lenissstwo, czy pycha, nie zniszszszczyły twego daru.
Używaj go ku chwale Ageja i ku radośśści twych braci, bo inaczej
Rykar ci go zepsssuje... - po tych słowach Król Węży zniknął
pod ziemią.
Skrzypce
wielce uradowały Zwyrtała. Całymi dniami ćwiczył grę na owych
cudownych skrzypkach, które jytnas Hvist, jeden z pierwszych ludzi
wykonał wedle wskazówek samego Rigla z drewna jednego z drzew
rosnących w Nawi Jasnej, a praca poszła w kąt.im więcej grał,
tym lepiej mu wychodziło, aż jego muzyka zabrzmiała piękniej od
tej z karczmy. Wreszcie Zwyrtał, przezwany Muzykantem osiągnął
wiek męski, lecz wciąż jeszcze trwał w świecie marzeń o zamku
utkanym z zorzy, gdzie zrodziły się jego melodie. Chłopi ze
Śnigrobka lubili jego muzykę, lecz trzymali się odeń z daleka.
,,To
dziwny chłopak
– mówili. - Jest
opętany dobrym niewidem''.
W sercu Zwyrtała było miejsce jeno dla skrzypiec i dobywanych z
nich słodkich melodii. Z nikim się nie przyjaźnił, a samotność
szarpała jego duszę – żadna z dziewczyn go nie chciała, bo nie
umiałby utrzymać gospodarstwa. Wreszcie pewnego razu, po pożegnaniu
z rodzicami i rodzeństwem, opuścił rodzinną wieś, by na dworze
pierwszego z brzegu księcia czy grafa zarobić na chleb swą muzyką.
Opuszczając Śnigrobek przechodził koło owianych złą sławą
kurhanów, lecz gdy począł grać, jadowite złoczynie i kąśliwe
owady stawały zasłuchane, nie czyniąc mu krzywdy. Doszedł do
Śpiewnicy – rodzinnej wsi jego matki; za grę na weselu otrzymał
zapłatę i nocleg, po czym ruszył dalej, gdzie go nogi poniosły....
*
Zwyrtał,
syn Śpiwka zaszedł na odludzie. Płanetnicy spuszczali na ziemię
strugi deszczu, wylewające się bądź z chmur znad Morza Ciemnego,
bądź to z trzewi oswojonych przez mieszkańców Księżyca smoków.
Za ich sprawą lało jak z cebra, a Zwyrtał Muzykant niosący pod
pachą swe skrzypce, nie miał nigdzie w pobliżu domu, karczmy, a
tym bardziej dworca czy zamku by się schronić. Markotny siadł pod
wierzbą, w której dziupli świeciły oczy zwierzątka zwanego
,,rokitą''
i począł grać na instrumencie ofiarowanym przez Króla Węży, a
zasłuchani Płanetnicy pohamowali się nieco ze spuszczaniem ulewy,
a promienie Słońca - ,,lampy
Wielkiego Swaroga'',
jak nazywał je Bojan z Roxu, ozłociły grajka. Owemu, ze zmęczenia
poczęły kleić się oczy, aż sam się nie spostrzegł gdy zasnął
pod wierzbą, a pracownicy Wieży Ślimaka szykowali dlań sen. Dwie
psotne rokity – wiewiórki o głowach łosi i ogonach lwów wyszły
z dziupli i próbowały grać na Zwyrtałowych skrzypkach, zaś ten,
który otrzymał je od Króla Węży, śnił w najlepsze o erze
dziesiątej – Złotym Wieku Ludzi....
,,Tego dnia Enkowie i ludzie ogromnie się radowali. Świat się zaludnił od Ultima Thule po Roxyzor i od Svalbardu po północny Rajek. [Ludzie] Żyli w wielkiej przyjaźni ze starszymi rasami. Tego dnia, król Enków, Jarowit poślubił kobietę imieniem Dodola, córkę Slovana, syna Velevita, syna Wisza (Viša), syna Odoina, syna Novalsa i Aivalsy. Zaraz po ślubie mąż włożył żonie dwie korony – jedną ze złota, wysadzaną szafirami, a drugą z ognia, jako, że odtąd miała być królową ludzi i Enków. Nadał jej też nowe imię – Perperuna. Panna młoda miała na sobie suknię z chmur, welon z mgły, klejnoty z lodu, zaś do jej czoła była przytwierdzona złocista gwiazdka z nocnego nieba. Na wielkiej polanie każdy z Enków i ludzi dawał nowożeńcom różne prezenty. Rozśpiewały się wszystkie ptaki, tańczyły motyle i ważki, przybyli nawet Żbiczanie z Man i Zajęczanie, książę rajskomorski Lamia, leśni ludzie, rusałki i inne stworzenia. W jednej chwili polana pokryła się różami, liliami, fiołkami, bratkami i wszelkim innym kwieciem; z lasu przyszły zwierzęta, by uczestniczyć w radości, a z Księżyca przyleciał król Płanetników Laszlo z królową Teodozją. Pito źródlane wody, miód i soki, oraz mleko, a jedzono owoce, ogórecznik, bigos, sałatę, jaja, żołędzie, młode, smażone szyszki, rzepę, marchew i różne jarzyny znad Morza Rajskiego. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się [liczne, znane obecnie] tańce […]. Wesele trwało pięć dni, po czym Jarowit posadził Perperunę w wozie zaprzężonym w łabędzie i zabrał na koronę Wielkiego Dębu. Nigdy jednak nie zapomniała ludzi, z których rodu wyszła'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Zwyrtał
śnił, że był gościem na owym wspaniałym weselisku. Jeszcze
piękniej niż zwykle grał na skrzypcach, jakby to sam Rigel
wydobywał smyczkiem melodie ze strun. Pił miód i wino, tańczył z
wielkimi królowymi rusałek, przybyłymi na wesele z Nawi Jasnej,
chrupał pieczoną rzepę, a noc jeszcze trwała; Neurowie wyli, a
zmory zmorowały. Wtem przyszła kolejna wizja; też opowiadająca o
erze dziesiątej, lecz jakże inna od poprzedniej!
,, […] Novals i Aivalsa opuścili Wolin i wędrowali po świecie, razem ze swymi dziećmi. […]. Novals pierwszy ujrzał rozłożysty dąb Baublis. Wokół drzewa był krąg kamieni – znak, że żadne stworzenie nie może jeść jego żołędzi. Tymczasem ludzie poczuli głód.
- Chodźmy poszukać czegoś do zjedzenia! - rzekł Odoin, przez Słowian zwany Oddonem.- A dlaczego nie zjecie tych żołędzi? - ktoś nagle spytał. Ludzie spojrzeli w trawę i ujrzeli węża, zwanego Tat'.
- Tym dębem jest Baublis – odrzekła Aivalsa – jego żołędzie przynoszą śmierć. Tak mówi Jarowit.- To łeż – zaprzeczył Tat', a było to Licho pod postacią węża. - Enkowie znają wasze możliwości i są o was zazdrośni. W tych żołędziach drzemie wielka siła magiczna; zjadając je staniecie się jak Enkowie, a nawet jak sam Agej; będziecie mogli sami określać granice swej wolności, decydując co jest dobre, a co złe, a teraz Jarowit traktuje was jak swych więźniów – ludzie zdumieli się tą nauką; tak obcą, a jednocześnie tak kuszącą. […]. Ludzie ugotowali je [żołędzie] w kociołku i zjedli. […] stali się próżni, chciwi, kłótliwi, nieuczciwi, niszczyli bez powodu rośliny i okrutnie dręczyli zwierzęta przed zabiciem, by mieć z tego uciechę; stali się rozpustni, stracili nieśmiertelność i wieczną młodość. […] składali ofiary Čortom, a swoje dzieci oddawali na żer mamunom. […] Niechże ich Jarowit wystrzela piorunem, Mar – Zanna poprzebija lodowym ościeniem, Swaród spali Słońcem, a Swarożyc ogniem, niech Jurata zaleje ich morzem, Boruta wyda dzikim zwierzętom na pożarcie, a Mokosza pogrąży w ziemi' – myślano [w Domu Enków]. [….]- Mój mężu i królu! - Perperuna padła na kolana przed Jarowitem.- Mów, janlovienaya1.- Wiadomym mi jest, że ty i nasi bracia i siostry chcecie wygubić ludzkość.- Ty jesteś sprawiedliwa i nigdy nie zginiesz – rzekł Jarowit.- Przez ciebie Agej ich stworzył, a ty chcesz ich wyniszczyć? - pytała się Perperuna. - Nie pozwólcie by Rykar cieszył się z takiego pogromu! Jestem z ich rodu. O raczej mnie zabijcie, bo nie powstrzymałam ich występku! - Jarowit w odpowiedzi długo głaskał jej bursztynowe włosy. - Pozwól raczej, że pójdę między ludzi i przywiodę ich do żalu i wyrzeczenia się Rykara – twarz Jarowita rozjaśniła się.- Idź, malkieš ysena2 – powiedział. - Nie może być całkowicie bezwartościowy ten, kto ma kogoś, kto tak go kocha. Było to i wolą Ageja, że dzieci Novalsa i Aivalsy ocalały...'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''
Księżycowa
noc przeminęła, przegnana ogniem Swaroga, a wraz z nią ustały
korowody tańczących po rosie rusałek i Wił. Śladem ich zabaw
były kręgi wydeptanej trawy, na które mówiono: ,,wylinie
koła''. Zwyrtał Muzykant zbudził się i ku
swemu niepomiernemu zdumieniu ujrzał … Króla Węży.
- Znam
twoje sssny i ich znaczenie – zasyczał syn dobrej smoczycy
Altairy. - Miałeśśś grać, ale miałeśśś też pracować, bo
nie można żyć sssamą szszsztuką.
- Czy
wiecie panie, co nigdy nie skłoniłeś głowy przed Rykarem –
zaczął Zwyrtał – jak żyją mój ojciec i macierz, bracia i
siostry? - skrzypek stęsknił się za tymi, których kochał.
- Na
Śśśnigrobek najechali zbóje Marthaguza z Puštanu,
któremu sssłużył wyhodowany przezeń sssmok Żylik. Zbóje
porywający ludzi, by nimi kupczyć, zostali odparci, zginął ich
herszszszt, a sssmoka zabił żmij Zagończyk. Niessstety sssmok
zdołał ssspalić całą wieśśś – Zwyrtałowi łzy stanęły w
oczach – a ginąc, czarami nałożył pieczęć na narzędzia
potrzebne do odbudowy sssioła. Ty, co wcześśśniej nie
pracowałeśśś, teraz możesz uratować ssswoich.
- Pa...
pa... panie, to pomyłka! - wykrzyknął przerażony Zwyrtał.
- Nie
mówię tego od sssiebie, ale od Ageja – rozsierdził się Król
Węży – a on się nigdy nie myli. Zwyrtale, Zwyrtale; oto w
lesssie, który będziemy mijać, pani Dziwia, której pierśśś
sssałeśśś, jako dzika maciora wydobędzie z ziemi zaczarowaną
sssiekierę o sssrebrnym ssstylisssku. Nią odbudujeszszsz wieśśś;
- Zwyrtał zgodził się, bo chciał pomóc pobratymcom. Wsiadł na
Króla Węży, któremu wyrosły białe, orle skrzydła i polecieli w
stronę Śnigrobka. W mijanym lesie, Zwyrtał odnalazł srebrną
siekierę wyrytą przez lochę i zabrał w drogę. Na miejscu,
wezwawszy na pomoc Ageja i Enków, zabrał się do pracy i o dziwo –
udawało mu się tak jakby zawsze to robił. Co więcej czar smoka
Żylika został zniweczony i już niebawem chłopi odbudowali
Śnigrobek.
Zwyrtał
Muzykant umarł młodo i nie zdążył założyć rodziny. Zamieszkał
w Nawi Jasnej, lecz lecący ,,jajami
płomienistymi'' Płanetnicy i ci z junaków
co byli między Ziemią a gwiazdami, widzieli go ponoć idącego po
Drodze Mlecznej i śpiewającego ku czci Ageja natchnioną pieśń.
1
Najukochańsza
2
Moja perło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz