poniedziałek, 13 lipca 2015

Mitologia aztecka. Krótki kurs

,,Dawno, dawno temu żyli na Ziemi ludzie, którzy jedli kukurydzę i dzięki temu stawali się gigantami. (...).
Nawet ci giganci nie byli jednak na tyle wysocy, żeby im głowy wystawały nad wodę, kiedy przyszedł wielki potop. Pochłonął on Słońce i zakończył pierwszą epokę w dziejach Ziemi, trwającą 4008 lat. Prawie wszyscy giganci potopili się i przeobrazili w ryby, które stąd właśnie się wzięły. (...).



W każdym razie dwoje ludzi przetrwało, ponieważ wspięli się na drzewo. Nazywali się Nene i Tata, i to oni ponownie dali początek ludzkości, otwierając w ten sposób drugą epokę. [...] po 4010 latach [...] zaczął wiać bardzo silny wiatr, który zdmuchnął Słońce.
Wiatr był tak silny, że ludzie musieli kurczowo trzymać się drzew - za pomocą rąk oraz stóp - i nawet wyrosły im ogony. Wszyscy przemienili się w małpy. [...]. 
Raz jeszcze dwoje ludzi przeżyło - kryjąc się w jaskini. Dali początek ludzkości po raz kolejny, rozpoczynając w ten sposób trzecią epokę. [...] gdy minęło 4804 lata [...] silny ogień [...] zniszczył Ziemię.
Ktoś naturalnie i to przeżył i rozpoczął czwartą epokę, po której ludzkość została starta z powierzchni ziemi przez deszcz ognia. Ziemia nie rodziła żadnych plonów i ludzie marli z głodu.
Tym sposobem doszliśmy do piątej epoki, czyli naszej i zarazem tej, która ma się skończyć 22 grudnia 2012 roku trzęsieniem ziemi. (...). 
Na początku piątej epoki bogowie spotkali się w Teotihuacanie. Ta meksykańska nazwa oznacza właśnie 'miejsce narodzin bogów'. 
Było ciemno (to zrozumiałe, skoro Słońce czwartej epoki zostało zniszczone przez deszcz ognia). A na stworzenie Słońca, jak może wiecie, jest tylko jeden sposób - aby powstało nowe, bóg musi rzucić się w ogień. Nikt nie chciał się tego podjąć - trudno się zresztą dziwić. 



W końcu [...] Tecuciztecatl powiedział, że jest największym bogiem i że on tak naprawdę powinien zostać nowym Słońcem. Nikt się nie chciał na to zgodzić, bo nikt go nie lubił. Mimo to bogowie rozpalili duże ognisko i czekali, aż Tecuciztecatl wskoczy w płomienie. 
Bóg popatrzył na ognisko i nagle przypomniał sobie, że ma coś pilnego do roboty, więc dzisiaj nie może zostać Słońcem. [...]. W tym momencie mądry i lubiany Nanahuatzin wziął duży rozbieg, skoczył - [...] i wylądował w ognisku. [...] Ziemia miała Słońce!



Tecuciztecatlowi zrobiło się tak okropnie wstyd, że wziął duży rozbieg, skoczył - [...]- i wpadł do ogniska za Nanahuatzinem. Ziemia miała już drugą olbrzymią jasną kulę na niebie. Tecucitzecatl stał się Księżycem. 
Bogowie byli z siebie całkiem zadowoleni. Tylko jeden nagle wskazał na Słońce na niebie i powiedział 
- Ono się nie rusza!
To prawda, Nanahuatzin oddał swoje życie po to, by powstało Słońce, lecz teraz chciał, aby inni bogowie też oddali swoje życie, zanim on powędruje po niebie. 
Naturalnie z początku trochę marudzili. 
- Szkoda, że nie powiedział tego zanim wskoczył - mruknął jeden z nich.
- Stało się - w tonie drugiego pobrzmiewał zdrowy rozsądek. - Dam moje serce, jeśli ty dasz swoje!



I tak bogowie jeden po drugim, podchodzili do boga Quetzalcoatla, Upierzonego Węża, i dawali sobie wyrwać z piersi bijące serce. Kiedy już ofiara została złożona, Słońce ruszyło po niebie i tak wędruje do dziś. [...]'' - Terry Deary ,,Strrraszna historia. Ci paskudni Aztekowie''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz