Betel – Gausse, królowa
jeziora Mamir w Burus, miała postać wielkiej jak cielę ropuchy.
Jej głowa nosiła złotą koronę, a w łapie królowa dzierżyła
złote berło zakończone figurką wymarłego już płaza podobnego
do salamandry. Mimo przerażającego wyglądu nie była zła. Zresztą
ropuchy nie są złe –
,, ... rolnicy i ogrodnicy wiele im zawdzięczają, a to z powodu pożerania przez nie wielkich ilości owadów i ślimaków, niszczących uprawy’’ – K. Owinniczew ,,Animalistyka’’.
Była era
dwunasta, kiedy służący jej dobry potwór Wiłkokuk – strasznie
wysoki mąż o wilczej głowie, zakończonej z tyłu wilczym ogonem,
orlich szponach i żmii zamiast ogona – przyprowadził przed jej
oblicze rusałkę Marychę (Arikę), którą wykupił od Zimy.
Marycha, o pięknych, rudych włosach, nie lubiła tej Rodzenicy;
została utopiona przez rusałki wbrew swej woli, a nawet odmówiła
wykonania rozkazu zabicia dwóch leśnych ludzi, którzy lekkomyślnie
opuścili plemię. Była głęboko wdzięczna dziwnemu stworowi,
który wykupił ją za szafiry, aby ta, co ukochała Wiosnę i Lato,
nie musiała już służyć srogiej ziemie. Rusałka poszła z nim
nad jezioro Mamir, po czym oboje zanurkowali – Wiłkokuk jako Enk,
syn Boruty i Dziewanny Šumina Mati był nieśmiertelny, a Marycha
jako rusałka oprócz płuc miała też skrzela. Na dnie ujrzeli
prostokątny mur z marmuru, bądź alatyru, a za nim ogromny pałac o
wyglądzie kopuły, zbudowany z opalu. Na szczycie owej kopuły stał
złoty posążek wodnego koguta (kurka wodnego). Koguty takie mają
łapy jak kaczki i są wielkości ludzi – służą Borucie jako
wierzchowce do penetrowania jezior w Rokitnickim Siole. Masywna brama
była ze złota. Wiłkokuk otworzył ją bez klucza i wszedł razem z
Marychą. Oboje znaleźli się w przestronnej sali tronowej,
pachnącej drzewem sandałowym, piżmem i kamforą. Podłoga była ze
śnieżnobiałęgo marmuru lub alatyru; widać było basen, kolorową
wazę, donicę z brzozą, zielony stół i krzesła. Ściany wykonano
z szafiru lub malachitu, zdobiły je barwne witraże. Z sufitu
pokrytego malowidłami przedstawiającymi różne żywe istoty, na
sznurze z rubinów, wisiał miedziany żyrandol, a jego ogień był
niebieski. ,,Nie bój się’’ – szepnął Wiłkokuk do ucha
Marychy, przebitego złotym kolczykiem. Rusałka krzyknęła jednak
ze strachu i cofnęła się odruchowo, bo na fantazyjnym tronie z
porfiru zasiadała – ona! Królowa Betel – Gausse milczała i
wlepiała w rusałkę swe mądre, piwne oczy.
- Przepraszam – Marycha dygnęła –
po raz pierwszy panią widzę – Betel – Gausse złapała muchę
językiem. – Nazywam się Marycha, córka Baltaina z Burus. Zeszłej
jesieni utopiły mnie zimowe rusałki i uczyniły jedną z nich. Nie
lubię Zimy – piękna jest tylko za oknem. Sieje zimno i uprzykrza
życie ludziom i zwierzętom. Jestem wdzięczna panu Wiłkokukowi, że
mnie wykupił – na to ropucha.
- Nie bój się mnie, moje dziecko.
Kiedyś byłam krasawicą jak ty, lecz nieszczęsnam nazwałam krzywe
prostym, a proste krzywym i to mnie zgubiło. Jednak jak świat się
skończy, znów będę piękna. Marycha zaprzyjaźniła się z
królową jeziora; ta była dla niej jak matka. Nie kazała rusałce
nikogo krzywdzić, lecz bronić i leczyć niebieską krwią, czy
wskazywać drogę zabłąkanym. Zaprzyjaźniła się również z
Wiłkokukiem, nic nie robiąc sobie z jego strasznego wyglądu. Gdy
jedli obiad, czy wieczerzę, przy zielonym stole, Marycha zwierzyła
się ropusze.
- Przestraszyłam się was w
pierwszej chwili – rzekła rumieniąc się – bo kiedyś
usłyszałam jak pewien kapłan groził, tym co narażają swe życie,
nie dla ratowania życia innych, ale dla czczej zabawy na turniejach,
że ci w Čortnawi będą musieli całą wieczność współżyć z
ogromną ropuchą – przerwała zawstydzona. – Jednak i tak wiem,
że nie mówił tego o waszej wysokości.
- Kapłanów trzeba słuchać –
wtrącił Wiłkokuk. – Wysłuchaj ludzkie dziecię, opowieści
królowej Mamiru, co jest zgodna z ich nauką – w krągłym oku
Betel – Gausse zakręciła się duża łza.
,,Lepiej nie mówić wszystkiego co się myśli, bo można zranić’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
Otworzyła pysk i rzekła:
- Jestem Enką – jedną z Potęg
Świata. Przyszłam na świat w erze drugiej, a moimi rodzicami są
Enk Rybołów i morska upiorzyca Rybitwa. Był to czas, kiedy Mokosza
urodziła górę Triglav - Gwóźdź, wokół której wynurzyły się
wszystkie trzy lądy świata. Byłam piękna jak zorza – moja kosa
lśniła złotem i jantarem, oczy – lapis – lazuli, usta –
koralem, każdy mąż zobaczywszy mnie wówczas, byłby się zakochał
na widok mej postaci i skóry, ech, jakby wyrzeźbionej z eburnu czy
marmuru. Szaty miałam z mgieł i śniegu, a klejnoty dla mnie
sporządzał sam Swarożyc. Żyłam szczęśliwie, wielbiąc Ageja.
Jednak pewnego razu, gdy przechadzałam się brzegiem sinego morza,
porosłym drobnymi roślinkami, ujrzałam Čorta, lecz nie
wiedziałam, że to Čort. Nazywał się Kobold, przez Krobatów,
zwany Malikiem z racji wzrostu. Miał postać krasnoludka, ubranego w
ciemny błękit (krasnoludki nie zostały jeszcze wtedy stworzone,
lecz istniały jako idea zapisana w Czarach). Byliśmy sami. Kobold
przywitał się, przedstawił, przez cały czas rozpływał się w
pochlebstwach. ,,Panno, której widok jest tym dla oczu, czym krynica
dla konającego z pragnienia, pozwól o najkraśniejsza z krasawic,
że ja, twój brat w Ageju, ofiaruję co klejnot, który
prztystawiony do oka ukazuje najszczerszą, zakrytą prawdę o
naturze wszechrzeczy – uśmiechnięty jak dziecko wyjął z
zanadrza piękny diament oprawiony w złoto.
- Jesteś bardzo miły –
uśmiechnęłam się i przyjęłam diament. – Niech ci Mokosza
wynagrodzi! – wtem Kobold zniknął jak kamfora.
Drżąc z ciekawości o ja
nieszczęsna, poczęłam patrzeć przez diament. Sstraszne było to
co zobaczyłam. Morze widziałam jako gnojówkę, Słońce jako
paprzysko...
- Czyli gniazdo kuropatwy? –
zdziwiła się Marycha.
- Nie, jako strupy z ludzkiej głowy,
chmury były dla mnie kulami łajna, takimi jakie lepią żuki znad
rzeki Nilus, niebo jawiło mi się jako falujące morze zardzewiałych
noży, a pierwsze rośliny jako trupie kości. Gdy odjęłam diament
z oka, znów wszystko widziałam takie jakie było. Rozpłakałam się
rzewnie. ,,Czy to możliwe, że świat jest taki obrzydliwy’’? –
pytałam się w myślach. Postanowiłam wrócić do Domu Enków na
Wielkim Dębie. W czasie uczty znów sięgnęłam po przeklęty
klejnot i ujrzałam śmieci, gnój i zgniliznę. Jarowit, car Ziemi
jawił mi się teraz jako kościotrup unurzany w wymiocinach, a
Mokoszę widziałam jako stoczoną trądem. Krzyknęłam
rozpaczliwie, ugryzłam się w udo (naprawdę tak zrobiłam!) i pędem
sokoła opuściłam współbiesiadników. Smutna błąkałam się po
świecie i ze wstydem wyznaję, że zwątpiłam w Ageja. ,,Dlaczego
Perzona Foyakista stworzył wszystko tak szpetnym? Czy naprawdę jest
dobry?’’ W swoich wędrówkach zaszłam aż na skraj Čortieńska,
gdzie buchał przeklęty ogień. Znów przyłożyłam Koboldowy
diament do oka i ujrzałam bujne niwy pełne kwiecia, lasy,
strumienie, ptaki, motyle i mnóstwo roześmianych dzieci, które
wołały mnie. Gdy spojrzałam na to bez diamentu, oczom moim ukazały
się płomienie i tłumy straszliwych Čortów z widłami, wśród
oparów siarki. Zapomniałam powiedzieć, że ów kamień działał
nie tylko na wzrok. Osłupiałam i nie wiedziałam co robić. ,,Chodź
do naszego dobrego pana Rykara’’! – wołały ,,dzieci’’.
Jedno z nich przyleciało do mnie na skrzydłach motyla i wręczyło
mi słomkę ze słowami: ,,Przełąm ją, a będziesz na zawsze z
nami’’. Zawahałam się. Długo trzymałam słomkę w palcach,
gdy tymczasem na Čortieńsk padł jakiś niewieści cień, który
przepłoszył jego mieszkańców. Zacisnęła słomkę w ręku, a
diament od Kobolda wypadł mi i runął w otchłań. Wtedy kuszące
miraże znów przybrały właściwą postać. Odwróciłam się i
ujrzałam Mokoszę, Postrach Čortieńska. – Betel – Gausse
opowiadając miała łzy w oczach. – Rzekła mi: ,,Zostałaś
oszukana i nie wybrałaś Rykara w pełni świadomie i dobrowolnie.
Żałuj, a Agej ci wybaczy’’ – rzuciłam się, by wypłakać
się w jej ramionach. Wróciłyśmy do Domu Enków, opowiedziałam
wszystko i nikt mnie nie potępił. Jednak co to? Spozieram w
zwierciadło i widzę siebie taką jaką jestem teraz. Taki był
skutek złamania słomki danej przez Čorty. Jednak jak świat się
skończy, wtedy skończy się i ma pokuta pod postacią ropuchy.
Znaszli kto to Teost?
- Znam – odparła wzruszona
Marycha.
- Mówił mi, że pozwolił Amosowowi
się zabić, nie tylko w zastępstwie swych ziomków znad rzeki
Nilus, ale i moim, by Rykar stracił do mnie prawo.
- A jak i tak nie przestanę miłować
cię jako macierzy! – rzekła rusałka wykupiona od Zimy. – W
ciele ropuchy skrywasz złote serce, skruszone, takie jakie Agej
kocha – po tych słowach nad głową Betel – Gausse ukazała się
korona z ognia; znak przynależności do Enków.
*
O licznych przygodach Marychy i jej
męża, człowieka Sowiego, ułożył poemat nieznany wajdelota z
Liteny. Ową ,,Pieśń o Swowim’’ może Czytelnik znaleźć w
książce ,,Legenda’’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz