niedziela, 2 czerwca 2013

Orłowcy i Koziczanie - pamięci G. K. Chestertona


,,Wykluł się ptak podobny do orła, lecz większy, a jego białe pierze lśniło jak Słońce, albo Księżyc.
- Niech się nazywa Jarog, albo Raróg i będzie postrachem ał, ażdach i latawców, a ponadto królem wszego ptactwa, czyli Car – Ptakiem – rzekł Agej.
Jarog przybierał czasem postać sokoła, lub jastrzębia, który wylatywał przez komin jako kłąb ognia. Często potem bronił ludzi’’ - ,,Księga Latarnika, czyli Szafirowy latopis’’.


Władzy Jaroga, którego w erze drugiej Agej dołączył do grona Enków, podlegały: białe orły Tinez i Tinez Dwugłowy, czarny orzeł Ridan, Gołębie Dziewańskie, sokoły służące Pochwistowi; Lelum i Polelum, a nawet ogromne Garuda z Bharacji i Rok z Malgalesio. Pewnego razu jego wzrok padł na jedną z Wieszczyc Losu, cudną Raroszkę (Raraszka, Raroška), o skórze jak atłas i jedwabistych, wijących się włosach, czarnych jak pkieł (smoła). Jej siostry; Michalda, co dołączyła do zakonu Sybilii, Marica, która prorokowała o końcu świata i Bożena Wieszczka, która w erze trzynastej została królową Analapii, przyćmiewały krasą Raroszkę, zdolną zmieniać się w sokoła. Jednak kiedy pokochał ją Jarog, władca wszego ptactwa, stała się śliczna jak Enka, a jej duch i głos niby perły. Car – Ptak pojął ją za żonę, kochając tak jak tylko może kochać istota doskonała. Dla niej przybrał postać podobną do ludzkiej i ofiarował jej czyste nasienie. Raroszka poczęła i w erze czwartej wydała na świat plemię Orłowców, zwanych Aquilianami (aquilia – orzeł). Byli to ludzie z głowami orłów, mogący przybierać postać tych królewskich, górskich ptaków. Plemię to, prymitywne i waleczne, za swe siedziby obrało góry, które od ery jedenastej noszą swą nazwę od imienia wielkiej królowej Tatry. Orłowcy kuli swe domostwa w skałach, a utrzymywali się z łowów na wszelką zwierzynę – od myszy i jaszczurek, po niedźwiedzie, żubry i tury. Niestety zdarzało im się czasem, mimo zakazów praojca i pramatki, pożreć jakąś istotę z ras rozumnych, na przykład Zajęczanina – człowieka o głowie zająca. Spożywali też zioło, zwane ,,orło’’. Między sobą nie walczyli. Ich rasą zarządzali książęta. Na czas wspólnego zagrożenia, jak wtedy gdy najechał ich smok Posten, wybierali króla. Byli silni i wytrzymali ; już jako dzieci kąpali się w przeręblach, a młodzieńcy wchodzący w wiek męski wisieli na drzewie na sznurze przeciągniętym przez skórę karku, co przerażało inne istoty. Zwinni i sprytni; nigdy nie krzywdzili starców, ni tych współplemieńców, którzy ulegli wypadkom, lub urodzili się okaleczeni. Dodać należy, że surowo karali tych co ulegli podszeptom Kani, czy Paskudy. Stworzyli piękną muzykę, taniec podobny do zbójnickiego, umieli też rzeźbić w drewnie, kamieniu i kości, oraz snuć długie opowieści o myśliwskich i rycerskich przygodach. Niektórzy należeli do zakonu rycerskiego stuha, broniącego przed latającymi straszydłami. Czcili Ageja i Enków, największą cześć oddawali Jarogowi, a także Borucie i Dziewannie.
W erze czwartej, u stóp Baraniej Góry (Monta Agne) Dziewanna Šumina Mati urodziła pierwszych Koziczan (Rupicaprów). Istoty te do pasa były ludźmi, a od pasa – kozicami, co zaskarbiło im nazwę Rupicaprocentaurów. Zasiedlili góry i prowadzili tryb życia jeszcze bardziej prymitywny niż Orłowcy.


,,Pili wodę prosto z ruczajów, jedli trawę ustami jak barany’’ - ,,Codex vimrothensis’’.

Gdy synowie Boruty spotkali po raz pierwszy synów Jaroga, byli przez nich zabijani jako zwierzyna łowna. Koziczanie broniąc się sporządzili łuki i strzały, oszczepy, miecze, maczugi, topory i tak wybuchła wojna jednych z drugimi. Straszny to był bój; liczba wdów i sierot rosła jak grzyby po deszczu. Zarówno Orłowcy jak i Koziczanie świetnie walczyli w górach, toteż wojna zdawała się nie mieć końca. Jednak dla jednych i drugich miejscem, które poważano bardziej niż inne była pewna skała, w której odcisnęły się kolana dziewanny – Leśnej Matki, dziękującej Agejowi za dar rodzenia mnogich istot różnych ras. Dla jednych, owa enka byłą matką, dla drugich – Panią Zwierząt, od której zależały udane łowy. W pobliżu tej skały nigdy nie rozgrywały się bitwy – tu chroniły się niewiasty, dzieci i starcy (,,Jeno ludzie – niecnoty mogliby się bić w miejscach świętych’’ - ,,Codex vimrothensis’’). Z czasem Orłowcy i Koziczanie zrozumieli, że nie warto się bić, bo oto na góry, zwane przez ludzi Montanią, najechały straszydła, zwane pankami. Miały postać białych mężów o czarnych jak pkieł głowach, bez dziurek w nosie, z włosami prostymi, lub podobnymi do kolców jeża, a ich łapy były jak u wilków lub niedźwiedzi. Służyły Rykarowi i były wielce krwiożercze. Istoty wcześniej walczące udały się do Skały Dziewańskiej, by prosić o ocalenie i ślubować pojednanie. Następnie ruszyły w bój przeciw pankom i pokonały ich, a mówiono, że sama Leśna Matka szyła z łuku do najezdników. W górach zapanował pokój, aż do ery szóstej, gdy na tron królestwa Żbiczan, wstąpił zły król Lataviec. Żbiczanie, dzieci Boruty i Leśnej Matki byli ludźmi o głowach żbików. Ich ostatnim królem był Lataviec.

,,Trzeba bowiem wiedzieć, że król Lataviec wyznawał Rykara i ‘kolegował się’ z różnymi powietrznymi monstrami. Tępił za to stuha, Płanetników i smoki powietrzne. Mocą czarnej magii otaczał się obłokiem ognia i latał, skąd wziął swe imię. Wcześniej zwał się bowiem: Lisyvek, tak jak ojciec. Swą długowieczność zawdzięczał miodowi z kwiatu paproci, zrobionemu przez wędrowną pszczołę – dar Dziewanny. Otrzymał go, kiedy jeszcze był dobry. Teraz zaś stał się wielkim okrutnikiem. Mordował Lynxów [ludzi z głowami rysiów], Oxiów [ludzi z głowami fok], Wydrzan i Żbiczan, oraz podpalał im chaty i domy. Podpalenie Rokitnicy planował od dawna. Lubił palić i ścinać lasy, oraz wypalać łąki. Niszczył mogiły i kurhany, ucinał głowy i rozprowadzał čorcie ziele [narkotyk – sok roślinny]. Kradł, gwałcił i bluźnił Enkom. Mieszkał w ogromnym, wysokim jak szczyt Risina zamku ze srebra, malachitu i drogich kamieni, wzniesionym przez tysiące niewolników. A nade wszystko nienawidził i prześladował Lynxów, aż ci wzniecili powstanie’’ - ,,Gesta hybridorum’’.

Stolicą Żbikonu był górski gród Karpaty (Carpatopolis). Lataviec gdy dowiedział się o istnieniu Orłowców i Koziczan zaczął im przygotowywać straszną zgubę...

*
Król pod postacią żbika w koronie, biegł po niebie otoczony płomieniami, a na dole maszerowały jego roty odziane w kolczugi i skórzane kaftany. Latavcowi towarzyszyły ały, ażdachy, ogniste latawce i latawice, wąpierze, strzygi... Na przedzie wojsk kroczył wąpierz Stosław Kusy, zwany ,,Trującym Stosławem’’. Był wysoki jak dwóch dryblasów, nogi miał jak kur, potrafił przybierać postać smoka, lecz najgorsze było to, że niczym smok ogniem, zionął trupimi wyziewami, które zabijały wszystko z czym się zetknęły. Gdy wiał wiatr zabijały też wojowników Latavca. Panki i górskie smoki służyły za przewodników. Była noc gdy ogromny wąpierz siał śmierć dmuchając trupim jadem. Wtem zabrzmiał brzęk strzały i Trujący Stosław wydał okropny wizg. Z jego rany polała się krew tak cuchnąca, że Żbiczanom krew poszła z nozdrzy. Wampir wiedział kto go zranił – za skałą ukrywał się młody Koziczanin. ,,Przeklęty Rupikapryjczyku’’! – Stosław Kusy zamieniwszy się w smoka ruszył z impetem za Koziczaninem, a za nim wojacy. Koziczanin został trafiony strumieniem ognia, a dobiły go strzały Żbiczan i wąpierzy. Nazywał się Kaliniec (Kalynec). Smok wciąż ranny, znów przybrał postać wąpierza. Dmuchał swoimi čortieńskimi wyziewami, niszcząc trawy i nie zauważył, że zza załomu skalnego wyskoczył nagle Orłowiec. Na dziobie miał żelazną maskę, wypełnioną zielem ,,orło’’, które chroniło przed truciznami (liść o tych samych właściwościach, dany Tatrze przez Mokoszę, należał do innego gatunku). Na palcach miał stalowe szpony, a za pasem trzymał zaostrzony kawał drewna. Trujący Stosław poczuł palące uderzenie główką czosnku i zobaczył wroga. Orłowiec miał na imię Raroszek (Raraszek).
- Księżyc świeci, martwiec leci, sukieneczką szch, szach – wyzywał wroga. – Panieneczko, czy nie strach? – w odpowiedzi Kusy dmuchnął nań trupią zgnilizną, lecz wnet został obalony i poczuł, że w jego sercu zagłębia się kół. Wrzasnął przeraźliwie i na daremno usiłował przybrać postać smoka. Żbiczanie patrzyli na to i zbaranieli (a zapewne też cieszyli się ze śmierci straszydłą), gdy na czarnych skrzydłach nadleciała ażdacha i szablą odcięła orlą głowę Raroszka od jego żylastego, półnagiego ciała. Tymczasem pewien Żbiczanin chciał na kolację ustrzelić z łuku zająca. Chybił, a było to brzemienne w skutkach...
Owym zającem, który uniknął strzały był Zajączek Złocieniaszek o złocistym futerku. Jego matką była Dziewanna Šumina Mati, oblubienica Boruty, a on sam należał do grona Enków. Pędził na złamanie karku dniem i nocą, nie jedząc i nie pijąc. Niestrudzenie przemierzał hale i regle, aż zatrzymał się pod bramą wykutego w skale zamku Birkut (Virkut). Rarożyc – Syn Raroga, król Orłowców zasiadał na tronie wykutym w kamieniu, a na skalnej ścianie wisiało wyszyte na jedwabiu godło przedstawiające na polu błękitnym srebrny piorun ze skrzydłami i głową orła, zwieńczoną zamkniętą, złotą koroną, wysadzaną rubinami. Król miał na sobie jeno przepaskę biodrową ze skóry popielicy wielkiej jak tygrys (Hłys gigantejus – wymarłej jeszcze przed stworzeniem człowieka), na nogach wysoko sznurowane sandały, na palcu nosił pierścień z kryształem górskim, a na orlej głowie – diadem przytrzymujący pióropusz z piór głuszców i cietrzewi. Słuchał doradców. Królowa miała długą suknię z salamandry; tkaniny uzyskanej z ogromnego, białego szczura żyjącego w ogniu, gdzieś w Azji, nad Żółtą Holanką, lub Niebieską Rzeką Białych Delfinów. Narady toczyły się w najlepsze, gdy wtem odźwierni wnieśli do sali strasznie wychudzonego zajączka. W mig spostrzeżono, widząc jego złociste futerko, że to zwykły szarak, ale sam Zajączek Złocieniaszek. Wnet dano mu wodę i zieleninę, zadając sobie pytanie, czemu tu przybył.
- Na Porenuta – Porenut to nazwa godła Orłowców – co was tu sprowadza? – spytał król Rarożyc.
- Przebudźcie się Aquilianie! – zawołał zając, a nad jego głową ukazała się korona z ognia; znak, że był Enkiem. – Król Lataviec Rykarolubiec zgromadził wielką armię, by was wybić do nogi! – Orłowcy osłupieli, choć spodziewali się tego. Nikt nie uznał słów Zajączka Złocieniaszka za łeż, bo przecież Enkowie nie kłamią.
- Dziękuję ci w imieniu całego plemienia Orłowców, sługo Ageja – Rarożyc powstał z tronu. – ongiś nasi ojcowie pobili smoka Postena, tak teraz my pobijemy Latavca. Roześlę wici do książąt mej rasy i do Koziczan.
- Orłowiec Raroszek i Koziczanin Kaliniec już zdążyli zginąć – rzekł zajączek. – Polegli w ataku na wąpierza Stosława Kusego, zwanego Trującym Stosławem – na te słowa książę Rach wydał okrzyk będący u Orłowców odpowiednikiem płaczu: ,,Kjuwit’’!
Rarożyc nie zwlekał i rozesłał wici – zielone wieńce do książąt swego plemienia i do króla Koziczan Onucego, którego sztandar wyobrażał czarną kozicę na niebieskim polu. Trzeba dodać, że Onucy, błędnie zwany Pafnucym, ongiś wypił z Latavcem wiele żętycy i wódki; nie wierzył w jego złe zamiary i twierdził, że każdy kto myślał inaczej był głupszy od niego. Wyruszył do boju w ostatniej chwili zmuszony przez radę przewodników stad Koziczan. Wreszcie Porenut Gromorzeł i Giemza Przepikna Kozica załopotały na wietrze, a obie armie stanęły naprzeciw siebie. Posłowie nie uzyskali pokoju, bo Lataviec umiłował wojnę.
Król Żbiczan chodził po niebie po dywanie z ognia. Ażdachy, wąpierze, strzygi i kikimory mu salutowały, aż miękko opadł na skraj lasu. Ogień zgasł, a sam Lataviec znów przybrał postać człowieka z głową żbika. Ujął w dłoń kościane berło, zakończone czaszką nowonarodzonej sarenki, podniósł je w górę i wrzasnął:
- Niech te góry płoną, aż po sądny dzień! – Żbiczanie napięli łuki, zaś z tarcz uformowali mur najeżony włóczniami o zatrutych grotach. Mieli pomoc latających straszydeł i smoka wypełnionego gradem.
- Ale was zrobimy na szaro, wy sobacze pociotki, świńskie podogony! – wygrażał pięścią Żbiczanin Kudak (Qdak) o zwisającym brzuchu, okryty łuskami ogromnego karpia z północnego jeziora.

- ,,Mokosza Aredvi Sura:Nieskalana,
Forma Ageja,
Macierz Sobotniej Góry...’’

- śpiewała modlitwę krasnoludków armia Orłowców i Koziczan.
- A wy co, wypadliście sroce spod ogona?! – zaśmiał się grubiańsko wojewoda Kudak, lecz zaraz potem padł, bo w jego oku utknęła strzała. Koziczanie sunęli naprzód uzbrojeni w kopie. Żbiczanie bali się swego króla jeszcze bardziej niż wroga, a ich ,,odwaga’’ wzbudziła powszechny podziw. Lataviec gwizdnął i na broniących się spadły z nieba ały, zwane też chałami, lub holofagami (całożercami). Były to istoty podobne do pytonów z małymi skrzydłami – jednym jak u wrony, a drugim jak u nietoperza i przepastnymi paszczami. Ały ginęły pod ciosami mieczy, a na ich miejsce zjawiały się następne i jeszcze następne. Wąpierze rozcięły brzuch smoka gradowego i na obie strony wysypał się grad tak gruby, że rozbijał hełmy. Walczący musieli przerwać batalię, a wrócili do niej zaraz po przerwaniu gradobicia. Rarożyc pod postacią orła tak dużego, że mógłby unieść dorosłego męża, strącał z nieba larwy i kery, strzygi i skrzydlate węże, sfinksy, wąpierze... został raniony szablą ażdachy, której rozłupał dziobem krasny czerep z kitą. Na dole ranni z obu stron konali w męczarniach, we krwi i wnętrznościach, a ukryte w jaskiniach samki (niewiasty hybrydów ludzko – zwierzęcych), dzieci i starcy modlili się o zwycięstwo swoich, bo w przeciwnym wypadku czekała ich rzeź lub niewola. Bitwa zajęła pierwszy dzień, drugi i następny i choć obie armie dawały z siebie wszystko, Orłowców i Koziczan było coraz mniej. Królowie rarożyc i Onucy polegli i zostali rozsiekani. Nad polem bitwy widziano ogromnego, białęgo ptaka, na którego widok uciekały latające potwory – mówiono, że to był Jarog. Któraś ze strzał trafiła go w locie, lecz nie zginął. Mówiono, że widziano Borutę jadącego na łosiu i godzącego włócznią w ały, Dziewannę szyjącą z łuku i Raroszkę pielęgnującą rannych z obu armii. Kiedy Swaróg gasił Słońce, hale były zasłane trupami. Jeden Orłowiec został oszczędzony, by powiadomić o klęsce samki i dzieci.

*
Tego dnia w skalnych grodach, pełne napięcia oczekiwanie przerodziło się w wybuch boleści. Orłowianki i Koziczanki sypały sobie popiół na głowy i zawodziły, a wróg był coraz bliżej. Wtedy to królowa Rożenica z Rudaw zgromadziła wszystkich na błaganiu Enków o ratunek: ,,Zachowajcie nas od okrutnej śmierci i niewoli’’! Jarog i Raroszka wysłuchali kornych próśb. Gdy wojska Latavca zaczęły penetrować jaskinie, wyleciały z nich stada orłów i wybiegły kozice. Te również były tępione, lecz nie udało się ich Latavcowi wygubić, bo oto wybuchły powstania Lynxów; Gerlacha, a potem Uralisława, zwanego Uralem, lub Roxyzorionem. W naszych czasach w niejednym orle płynie krew Jaroga i Raroszki.



,,Niektórzy Niemcy wierzą, że Zajączek Złocieniaszek każdej Wielkanocy przynosi prezenty’’ - ,,Codex vimrothensis’’.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz