,,Wykluł się ptak podobny do orła, lecz większy, a jego białe pierze lśniło jak Słońce, albo Księżyc.
- Niech się nazywa Jarog, albo Raróg i będzie postrachem ał, ażdach i latawców, a ponadto królem wszego ptactwa, czyli Car – Ptakiem – rzekł Agej.
Jarog przybierał czasem postać sokoła, lub jastrzębia, który wylatywał przez komin jako kłąb ognia. Często potem bronił ludzi’’ - ,,Księga Latarnika, czyli Szafirowy latopis’’.
Władzy
Jaroga, którego w erze drugiej Agej dołączył do grona Enków,
podlegały: białe orły Tinez i Tinez Dwugłowy, czarny orzeł
Ridan, Gołębie Dziewańskie, sokoły służące Pochwistowi; Lelum
i Polelum, a nawet ogromne Garuda z Bharacji i Rok z Malgalesio.
Pewnego razu jego wzrok padł na jedną z Wieszczyc Losu, cudną
Raroszkę (Raraszka, Raroška), o skórze jak atłas i jedwabistych,
wijących się włosach, czarnych jak pkieł (smoła). Jej siostry;
Michalda, co dołączyła do zakonu Sybilii, Marica, która
prorokowała o końcu świata i Bożena Wieszczka, która w erze
trzynastej została królową Analapii, przyćmiewały krasą
Raroszkę, zdolną zmieniać się w sokoła. Jednak kiedy pokochał
ją Jarog, władca wszego ptactwa, stała się śliczna jak Enka, a
jej duch i głos niby perły. Car – Ptak pojął ją za żonę,
kochając tak jak tylko może kochać istota doskonała. Dla niej
przybrał postać podobną do ludzkiej i ofiarował jej czyste
nasienie. Raroszka poczęła i w erze czwartej wydała na świat
plemię Orłowców, zwanych Aquilianami (aquilia – orzeł). Byli to
ludzie z głowami orłów, mogący przybierać postać tych
królewskich, górskich ptaków. Plemię to, prymitywne i waleczne,
za swe siedziby obrało góry, które od ery jedenastej noszą swą
nazwę od imienia wielkiej królowej Tatry. Orłowcy kuli swe
domostwa w skałach, a utrzymywali się z łowów na wszelką
zwierzynę – od myszy i jaszczurek, po niedźwiedzie, żubry i
tury. Niestety zdarzało im się czasem, mimo zakazów praojca i
pramatki, pożreć jakąś istotę z ras rozumnych, na przykład
Zajęczanina – człowieka o głowie zająca. Spożywali też zioło,
zwane ,,orło’’. Między sobą nie walczyli. Ich rasą zarządzali
książęta. Na czas wspólnego zagrożenia, jak wtedy gdy najechał
ich smok Posten, wybierali króla. Byli silni i wytrzymali ; już
jako dzieci kąpali się w przeręblach, a młodzieńcy wchodzący w
wiek męski wisieli na drzewie na sznurze przeciągniętym przez
skórę karku, co przerażało inne istoty. Zwinni i sprytni; nigdy
nie krzywdzili starców, ni tych współplemieńców, którzy ulegli
wypadkom, lub urodzili się okaleczeni. Dodać należy, że surowo
karali tych co ulegli podszeptom Kani, czy Paskudy. Stworzyli piękną
muzykę, taniec podobny do zbójnickiego, umieli też rzeźbić w
drewnie, kamieniu i kości, oraz snuć długie opowieści o
myśliwskich i rycerskich przygodach. Niektórzy należeli do zakonu
rycerskiego stuha, broniącego przed latającymi straszydłami.
Czcili Ageja i Enków, największą cześć oddawali Jarogowi, a
także Borucie i Dziewannie.
W erze czwartej, u stóp Baraniej
Góry (Monta Agne) Dziewanna Šumina Mati urodziła pierwszych
Koziczan (Rupicaprów). Istoty te do pasa były ludźmi, a od pasa –
kozicami, co zaskarbiło im nazwę Rupicaprocentaurów. Zasiedlili
góry i prowadzili tryb życia jeszcze bardziej prymitywny niż
Orłowcy.
,,Pili wodę prosto z ruczajów, jedli trawę ustami jak barany’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
Gdy synowie
Boruty spotkali po raz pierwszy synów Jaroga, byli przez nich
zabijani jako zwierzyna łowna. Koziczanie broniąc się sporządzili
łuki i strzały, oszczepy, miecze, maczugi, topory i tak wybuchła
wojna jednych z drugimi. Straszny to był bój; liczba wdów i sierot
rosła jak grzyby po deszczu. Zarówno Orłowcy jak i Koziczanie
świetnie walczyli w górach, toteż wojna zdawała się nie mieć
końca. Jednak dla jednych i drugich miejscem, które poważano
bardziej niż inne była pewna skała, w której odcisnęły się
kolana dziewanny – Leśnej Matki, dziękującej Agejowi za dar
rodzenia mnogich istot różnych ras. Dla jednych, owa enka byłą
matką, dla drugich – Panią Zwierząt, od której zależały udane
łowy. W pobliżu tej skały nigdy nie rozgrywały się bitwy – tu
chroniły się niewiasty, dzieci i starcy (,,Jeno ludzie – niecnoty
mogliby się bić w miejscach świętych’’ - ,,Codex
vimrothensis’’). Z czasem Orłowcy i Koziczanie zrozumieli, że
nie warto się bić, bo oto na góry, zwane przez ludzi Montanią,
najechały straszydła, zwane pankami. Miały postać białych mężów
o czarnych jak pkieł głowach, bez dziurek w nosie, z włosami
prostymi, lub podobnymi do kolców jeża, a ich łapy były jak u
wilków lub niedźwiedzi. Służyły Rykarowi i były wielce
krwiożercze. Istoty wcześniej walczące udały się do Skały
Dziewańskiej, by prosić o ocalenie i ślubować pojednanie.
Następnie ruszyły w bój przeciw pankom i pokonały ich, a mówiono,
że sama Leśna Matka szyła z łuku do najezdników. W górach
zapanował pokój, aż do ery szóstej, gdy na tron królestwa
Żbiczan, wstąpił zły król Lataviec. Żbiczanie, dzieci Boruty i
Leśnej Matki byli ludźmi o głowach żbików. Ich ostatnim królem
był Lataviec.
,,Trzeba bowiem wiedzieć, że król Lataviec
wyznawał Rykara i ‘kolegował się’ z różnymi powietrznymi
monstrami. Tępił za to stuha, Płanetników i smoki powietrzne.
Mocą czarnej magii otaczał się obłokiem ognia i latał, skąd
wziął swe imię. Wcześniej zwał się bowiem: Lisyvek, tak jak
ojciec. Swą długowieczność zawdzięczał miodowi z kwiatu
paproci, zrobionemu przez wędrowną pszczołę – dar Dziewanny.
Otrzymał go, kiedy jeszcze był dobry. Teraz zaś stał się wielkim
okrutnikiem. Mordował Lynxów [ludzi z głowami rysiów], Oxiów
[ludzi z głowami fok], Wydrzan i Żbiczan, oraz podpalał im chaty i
domy. Podpalenie Rokitnicy planował od dawna. Lubił palić i ścinać
lasy, oraz wypalać łąki. Niszczył mogiły i kurhany, ucinał
głowy i rozprowadzał čorcie ziele [narkotyk – sok roślinny].
Kradł, gwałcił i bluźnił Enkom. Mieszkał w ogromnym, wysokim
jak szczyt Risina zamku ze srebra, malachitu i drogich kamieni,
wzniesionym przez tysiące niewolników. A nade wszystko nienawidził
i prześladował Lynxów, aż ci wzniecili powstanie’’ - ,,Gesta
hybridorum’’.
Stolicą Żbikonu
był górski gród Karpaty (Carpatopolis). Lataviec gdy dowiedział
się o istnieniu Orłowców i Koziczan zaczął im przygotowywać
straszną zgubę...
*
Król pod postacią żbika w
koronie, biegł po niebie otoczony płomieniami, a na dole
maszerowały jego roty odziane w kolczugi i skórzane kaftany.
Latavcowi towarzyszyły ały, ażdachy, ogniste latawce i latawice,
wąpierze, strzygi... Na przedzie wojsk kroczył wąpierz Stosław
Kusy, zwany ,,Trującym Stosławem’’. Był wysoki jak dwóch
dryblasów, nogi miał jak kur, potrafił przybierać postać smoka,
lecz najgorsze było to, że niczym smok ogniem, zionął trupimi
wyziewami, które zabijały wszystko z czym się zetknęły. Gdy wiał
wiatr zabijały też wojowników Latavca. Panki i górskie smoki
służyły za przewodników. Była noc gdy ogromny wąpierz siał
śmierć dmuchając trupim jadem. Wtem zabrzmiał brzęk strzały i
Trujący Stosław wydał okropny wizg. Z jego rany polała się krew
tak cuchnąca, że Żbiczanom krew poszła z nozdrzy. Wampir wiedział
kto go zranił – za skałą ukrywał się młody Koziczanin.
,,Przeklęty Rupikapryjczyku’’! – Stosław Kusy zamieniwszy się
w smoka ruszył z impetem za Koziczaninem, a za nim wojacy.
Koziczanin został trafiony strumieniem ognia, a dobiły go strzały
Żbiczan i wąpierzy. Nazywał się Kaliniec (Kalynec). Smok wciąż
ranny, znów przybrał postać wąpierza. Dmuchał swoimi
čortieńskimi wyziewami, niszcząc trawy i nie zauważył, że zza
załomu skalnego wyskoczył nagle Orłowiec. Na dziobie miał żelazną
maskę, wypełnioną zielem ,,orło’’, które chroniło przed
truciznami (liść o tych samych właściwościach, dany Tatrze przez
Mokoszę, należał do innego gatunku). Na palcach miał stalowe
szpony, a za pasem trzymał zaostrzony kawał drewna. Trujący
Stosław poczuł palące uderzenie główką czosnku i zobaczył
wroga. Orłowiec miał na imię Raroszek (Raraszek).
- Księżyc świeci, martwiec leci,
sukieneczką szch, szach – wyzywał wroga. – Panieneczko, czy nie
strach? – w odpowiedzi Kusy dmuchnął nań trupią zgnilizną,
lecz wnet został obalony i poczuł, że w jego sercu zagłębia się
kół. Wrzasnął przeraźliwie i na daremno usiłował przybrać
postać smoka. Żbiczanie patrzyli na to i zbaranieli (a zapewne też
cieszyli się ze śmierci straszydłą), gdy na czarnych skrzydłach
nadleciała ażdacha i szablą odcięła orlą głowę Raroszka od
jego żylastego, półnagiego ciała. Tymczasem pewien Żbiczanin
chciał na kolację ustrzelić z łuku zająca. Chybił, a było to
brzemienne w skutkach...
Owym zającem, który uniknął
strzały był Zajączek Złocieniaszek o złocistym futerku. Jego
matką była Dziewanna Šumina Mati, oblubienica Boruty, a on sam
należał do grona Enków. Pędził na złamanie karku dniem i nocą,
nie jedząc i nie pijąc. Niestrudzenie przemierzał hale i regle, aż
zatrzymał się pod bramą wykutego w skale zamku Birkut (Virkut).
Rarożyc – Syn Raroga, król Orłowców zasiadał na tronie wykutym
w kamieniu, a na skalnej ścianie wisiało wyszyte na jedwabiu godło
przedstawiające na polu błękitnym srebrny piorun ze skrzydłami i
głową orła, zwieńczoną zamkniętą, złotą koroną, wysadzaną
rubinami. Król miał na sobie jeno przepaskę biodrową ze skóry
popielicy wielkiej jak tygrys (Hłys gigantejus – wymarłej jeszcze
przed stworzeniem człowieka), na nogach wysoko sznurowane sandały,
na palcu nosił pierścień z kryształem górskim, a na orlej głowie
– diadem przytrzymujący pióropusz z piór głuszców i cietrzewi.
Słuchał doradców. Królowa miała długą suknię z salamandry;
tkaniny uzyskanej z ogromnego, białego szczura żyjącego w ogniu,
gdzieś w Azji, nad Żółtą Holanką, lub Niebieską Rzeką Białych
Delfinów. Narady toczyły się w najlepsze, gdy wtem odźwierni
wnieśli do sali strasznie wychudzonego zajączka. W mig
spostrzeżono, widząc jego złociste futerko, że to zwykły szarak,
ale sam Zajączek Złocieniaszek. Wnet dano mu wodę i zieleninę,
zadając sobie pytanie, czemu tu przybył.
- Na Porenuta – Porenut to nazwa
godła Orłowców – co was tu sprowadza? – spytał król Rarożyc.
- Przebudźcie się Aquilianie! –
zawołał zając, a nad jego głową ukazała się korona z ognia;
znak, że był Enkiem. – Król Lataviec Rykarolubiec zgromadził
wielką armię, by was wybić do nogi! – Orłowcy osłupieli, choć
spodziewali się tego. Nikt nie uznał słów Zajączka Złocieniaszka
za łeż, bo przecież Enkowie nie kłamią.
- Dziękuję ci w imieniu całego
plemienia Orłowców, sługo Ageja – Rarożyc powstał z tronu. –
ongiś nasi ojcowie pobili smoka Postena, tak teraz my pobijemy
Latavca. Roześlę wici do książąt mej rasy i do Koziczan.
- Orłowiec Raroszek i Koziczanin
Kaliniec już zdążyli zginąć – rzekł zajączek. – Polegli w
ataku na wąpierza Stosława Kusego, zwanego Trującym Stosławem –
na te słowa książę Rach wydał okrzyk będący u Orłowców
odpowiednikiem płaczu: ,,Kjuwit’’!
Rarożyc nie zwlekał i rozesłał
wici – zielone wieńce do książąt swego plemienia i do króla
Koziczan Onucego, którego sztandar wyobrażał czarną kozicę na
niebieskim polu. Trzeba dodać, że Onucy, błędnie zwany Pafnucym,
ongiś wypił z Latavcem wiele żętycy i wódki; nie wierzył w jego
złe zamiary i twierdził, że każdy kto myślał inaczej był
głupszy od niego. Wyruszył do boju w ostatniej chwili zmuszony
przez radę przewodników stad Koziczan. Wreszcie Porenut Gromorzeł
i Giemza Przepikna Kozica załopotały na wietrze, a obie armie
stanęły naprzeciw siebie. Posłowie nie uzyskali pokoju, bo
Lataviec umiłował wojnę.
Król Żbiczan chodził po niebie po
dywanie z ognia. Ażdachy, wąpierze, strzygi i kikimory mu
salutowały, aż miękko opadł na skraj lasu. Ogień zgasł, a sam
Lataviec znów przybrał postać człowieka z głową żbika. Ujął
w dłoń kościane berło, zakończone czaszką nowonarodzonej
sarenki, podniósł je w górę i wrzasnął:
- Niech te góry płoną, aż po
sądny dzień! – Żbiczanie napięli łuki, zaś z tarcz uformowali
mur najeżony włóczniami o zatrutych grotach. Mieli pomoc
latających straszydeł i smoka wypełnionego gradem.
- Ale was zrobimy na szaro, wy
sobacze pociotki, świńskie podogony! – wygrażał pięścią
Żbiczanin Kudak (Qdak) o zwisającym brzuchu, okryty łuskami
ogromnego karpia z północnego jeziora.
- ,,Mokosza Aredvi Sura:Nieskalana,
Forma Ageja,
Macierz Sobotniej Góry...’’
- śpiewała modlitwę krasnoludków
armia Orłowców i Koziczan.
- A wy co, wypadliście sroce spod
ogona?! – zaśmiał się grubiańsko wojewoda Kudak, lecz zaraz
potem padł, bo w jego oku utknęła strzała. Koziczanie sunęli
naprzód uzbrojeni w kopie. Żbiczanie bali się swego króla jeszcze
bardziej niż wroga, a ich ,,odwaga’’ wzbudziła powszechny
podziw. Lataviec gwizdnął i na broniących się spadły z nieba
ały, zwane też chałami, lub holofagami (całożercami). Były to
istoty podobne do pytonów z małymi skrzydłami – jednym jak u
wrony, a drugim jak u nietoperza i przepastnymi paszczami. Ały
ginęły pod ciosami mieczy, a na ich miejsce zjawiały się następne
i jeszcze następne. Wąpierze rozcięły brzuch smoka gradowego i na
obie strony wysypał się grad tak gruby, że rozbijał hełmy.
Walczący musieli przerwać batalię, a wrócili do niej zaraz po
przerwaniu gradobicia. Rarożyc pod postacią orła tak dużego, że
mógłby unieść dorosłego męża, strącał z nieba larwy i kery,
strzygi i skrzydlate węże, sfinksy, wąpierze... został raniony
szablą ażdachy, której rozłupał dziobem krasny czerep z kitą.
Na dole ranni z obu stron konali w męczarniach, we krwi i
wnętrznościach, a ukryte w jaskiniach samki (niewiasty hybrydów
ludzko – zwierzęcych), dzieci i starcy modlili się o zwycięstwo
swoich, bo w przeciwnym wypadku czekała ich rzeź lub niewola. Bitwa
zajęła pierwszy dzień, drugi i następny i choć obie armie dawały
z siebie wszystko, Orłowców i Koziczan było coraz mniej. Królowie
rarożyc i Onucy polegli i zostali rozsiekani. Nad polem bitwy
widziano ogromnego, białęgo ptaka, na którego widok uciekały
latające potwory – mówiono, że to był Jarog. Któraś ze strzał
trafiła go w locie, lecz nie zginął. Mówiono, że widziano Borutę
jadącego na łosiu i godzącego włócznią w ały, Dziewannę
szyjącą z łuku i Raroszkę pielęgnującą rannych z obu armii.
Kiedy Swaróg gasił Słońce, hale były zasłane trupami. Jeden
Orłowiec został oszczędzony, by powiadomić o klęsce samki i
dzieci.
*
Tego dnia w skalnych grodach, pełne
napięcia oczekiwanie przerodziło się w wybuch boleści. Orłowianki
i Koziczanki sypały sobie popiół na głowy i zawodziły, a wróg
był coraz bliżej. Wtedy to królowa Rożenica z Rudaw zgromadziła
wszystkich na błaganiu Enków o ratunek: ,,Zachowajcie nas od
okrutnej śmierci i niewoli’’! Jarog i Raroszka wysłuchali
kornych próśb. Gdy wojska Latavca zaczęły penetrować jaskinie,
wyleciały z nich stada orłów i wybiegły kozice. Te również były
tępione, lecz nie udało się ich Latavcowi wygubić, bo oto
wybuchły powstania Lynxów; Gerlacha, a potem Uralisława, zwanego
Uralem, lub Roxyzorionem. W naszych czasach w niejednym orle płynie
krew Jaroga i Raroszki.
,,Niektórzy Niemcy wierzą, że Zajączek Złocieniaszek każdej Wielkanocy przynosi prezenty’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz