,,Na taśmie filmowej widać majaczącego w oddali wielkiego zarośniętego stwora. Kamera była trzymana przez operatora, nie stała na statywie, więc obraz jest zamazany, skacze w ręku podnieconego mężczyzny. Tajemnicza postać oddala się szybko, ginie wśród drzew. Tak wygląda jeden z nielicznych materialnych dowodów, że yeti może naprawdę istnieć. Jednak dla wątpiących nie jest to żaden dowód.
Nikomu jeszcze nie udało się sfotografować yeti z bliska. Zdjęcia są zawsze takie same: rozmazane, niewyraźne. Więcej jest śladów wielkich stóp, które natchnęły naukowców do przypuszczeń, że chodzi o jakieś nietypowe stworzenie, być może ukrywający się w niedostępnych górach przypadkiem zachowany 'egzemplarz' człowieka pierwotnego. Na razie jednak yeti pozostaje tak samo realny, jak potwór z Loch Ness.
[...] Dzisiaj jest już praktycznie niemożliwe stwierdzenie, czy narodzin yeti nie spowodowała łatwowierność angielskiego rezydenta przebywającego w Katmandu w osiemnastym stuleciu. Sir Hugsona o 'człowieku śniegu', widywanym jakoby na stokach gór, poinformowały miejscowe plemiona Szerpów. Zaintrygowany powtarzającymi się opowieściami przekazał niecodzienne wieści do Europy.
Z opowieści tubylców wyłaniał się obraz potężnego stwora, który poruszał się na dwóch stopach o ogromnych rozmiarach. Sir Hugson mógł uznać je za bajdurzenia przesądnych wieśniaków, gdyby nie fakt, że opowieści o człekokształtnym potworze wrosły na trwałe w lokalną tradycję. Rysowano go na świątynnych malowidłach i opisywano w uczonych księgach już kilkaset lat przed przybyciem angielskiego rezydenta. Szczęśliwym (?) zbiegiem okoliczności oręż z rąk wątpiących wyrwał w 1877 inny rodak Hugsona, który poświadczył, że istotnie widział w Himalajach nietypowe wielkie odciski stóp.
Ta wiadomość poruszyła lawinę. Ekspedycja brytyjskiego uczonego Howarda Bury'ego w 1921 r. natrafiła na ślady ogromnych stóp. Ponieważ tragarze na ich widok zakrzyknęli z przerażeniem 'człowiek śniegu!', stwór został ochrzczony z angielska 'snow man'. Kolejne ekspedycje nie mogły potwierdzić prawdziwości znaleziska, bo nie mogły wejść w Himalaje, 'zamknięte' dla turystów przez panującą w tych okolicach dynastię Ranów. Dlatego kolejne odkrycie związane z potworem zostało dokonane w chińskiej aptece. Holenderski doktor Koenigswald w 1934 roku odkrył wśród zakurzonych medykamentów kilka ogromnych zębów, które były niezwykle podobne do ludzkich, tylko... trzy razy większe! Po bliższych oględzinach odrzucono najbardziej prawdopodobne przypuszczenie, że chodzi o fragment szczęki człekokształtnej małpy. Niestety, badania nad zębami przerwała II wojna światowa.
[...] Po wojnie szaleństwo na punkcie yeti zaczęło rosnąć. Najpierw, w 1951 r., brytyjscy himalaiści: Eric Shipton i Michael Wand odkrywają kolejne wielkie ślady stóp: 33 na 46 cm. Jako pierwsi robią zdjęcia niezwykłemu znalezisku. Do Europy trafiają pierwsze udokumentowane dowody, że coś lub ktoś rzeczywiście porusza się na gigantycznych stopach. Sceptycy podejrzewają mistyfikację.
'Publiczny' żywot 'człowieka śniegu' był przez pewien czas poważnie zagrożony. Niesnaski wśród himalaistów sprawiły, że przeciw jego istnieniu wypowiedział się sam zdobywca Mount Everestu, Edmund Hillary. 'To, co widzicie na zdjęciach, to ślady stóp wilka lub kozicy, które zaczęły topnieć pod wpływem słońca i dlatego wydają się większe.' - oświadczył zdecydowanie. Nie mógł się pogodzić z myślą, że w czasie jego ekspedycji nie natrafiono na odciski stóp yeti. Ale jego wątpliwości zyskały uznanie, kiedy odkryto mistyfikację związaną ze 'snow manem'. Wyszło na jaw, że skalp przechowywany w tybetańskim klasztorze, uważany za pochodzący z ciała yeti, jest w rzeczywistości spreparowanym futrem dzikiej antylopy. 'Człowiekowi śniegu' mogło pomóc już tylko zaprezentowanie się malkontentom w całej okazałości.
[...] I tak też się stało. W 1967 roku w Yakima Roger Patterson nagrał na szesnastomilimetrowym filmie yeti: wysoką, człekokształtną i mocno owłosioną istotę. Laboratoria dwóch zwalczających się mocarstw - Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego - dokonały skrupulatnych oględzin taśmy i orzekły, że o mistyfikacji nie może być mowy. Yeti został uratowany.
Resztki wątpliwości rozwiała rozdmuchana przez gazety przygoda młodej Szerpanki, która 11 lipca 1974 r. spotkała wielkiego owłosionego stwora podczas wypasania bydła u podnóży Himalajów. Nie tylko zobaczyła, ale poczuła jego siłę, kiedy człekokształtna istota podbiegła do niej, porwała w ramiona, poniosła nad pobliski strumień... W tym momencie zainteresowanie yeti przyciągnęły pasące się zwierzęta. Dziewczynie nic się nie stało, ale trzy jaki dosłownie straciły głowy na jego widok. Stwór ukręcił je z wielką siłą i zbiegł do lasu. Pozostawił po sobie ślady stóp - po raz pierwszy nie w śniegu, lecz w piasku. Wielkość: 10 cm szerokości, 36 długości.
Kto wie, czy najprawdziwszym dowodem na istnienie yeti nie jest jednak Reinhold Messner. Wybitny himalaista, pierwszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników, też spotkał yeti. W 1986 roku dwukrotnie obserwował człekomałpę z odległości kilkudziesięciu metrów.
Kim jest yeti, jeśli istnieje? Wysuwano teorie, że chodzi o 'giganthopusa'; odgałęzienie rodzaju ludzkiego; neandertalczyka sprzed 120 tys. lat, który jakimś cudem przeżył w naturalnych warunkach Himalajów i przypadkiem trafił na ekspedycję naukową.
Istnieje czy nie - dla jego miłośników i biznesmenów okazał się doskonałym interesem. Od ponad dwóch lat w rezerwacie Shennongija w Chinach istnieje pierwsze na świecie muzeum yeti. Można w nim zobaczyć kępki włosów i gipsowe odlewy odcisków stóp'' - Krzysztof Krawczak ,,Yeti. Nieogolony człowiek śniegu''; artykuł zamieszczony w ,,Kurierze Szczecińskim'' w latach 90 - tych XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz