,,Państwo Lynxów obejmowało również Krainę Białych Pól, zwaną też 'Białopolem' lub ,Białopolską'. Pewnego razu żył sobie w Lesie Północno – Wschodnim na orskiej ziemi, Lynx imieniem Rysie Uszko. Był bardzo leniwy – całymi dniami leżał na mchu przed ziemianką i nic nie chciał robić ku zmartwieniu rodziców. Gdy tak leżał, ujrzał trzech synów Boruty; białego rysia Deneba, białego wilka Ovova Tęczookinsona i zionącego ogniem Wiłkokuka o ludzkim ciele, mającego wilczą głowę z wilczym ogonem. Powiedzieli Rysiemu Uszku, że za Roxyzorem jest dużo złota, i że jeśli chce może z nimi pójść na wyprawę. Jak królowa sama wie z doświadczenia, Enkom się nie odmawia; rodzice ucieszyli się, że ich leniwy syn będzie miał jakieś zajęcie , toteż niechętnie, ale jednak Lynx wyruszył. Przeszli wiele wiorst […], lecz złota nie znaleźli. Za to Rysiemu Uszku coraz bardziej podobało się w moim kraju. […]. Tymczasem w Oceanie Białopolskim wybuchła krwawa walka o władzę. 'Pożarli się' między sobą dwugłowy smok Aglu i wieloryb Kilu o ciosach i przednich łapach mamuta. Zwyciężył smok i wieloryb musiał opuścić Ocean. Ponieważ był bardzo ciężki nie mógł dłużej pełzać i pochłonęło go łono Ziemi. Stał się za to ojcem Dudinki i wszystkich innych mamutów. Moj ród założony już w erze czwartej przez czcigodnego Ursa Lorenzkraffta, cały czas popierał wieloryba Kilu. Aglu był okrutny, prześladował więc moich antenatów. Skazywał ich na najwymyśniejsze męki. Pewnego razu nasi bohaterowie szukali złota na skutej lodem plaży, gdy tymczasem w wodzie coś się kotłowało. Ktoś potrzebował pomocy. Rysie Uszko i Wiłkokuk skoczyli i wyciągnęli parę białych niedźwiedzi , obu płci. Uratowali je przed sadłożercami; morskimi potworami, które wy nazywacie 'orkami', które nasłał smok Aglu. Byli to moi przodkowie; Vlad i Vlada Lorenzkrafftowie; okazali wielką wdzięczność swoim wybawcom. Tymczasem orki powiedziały o wszystkim Aglu i ten wpadł w straszny gniew. Groził, że zatopi całą Białopolskę, lecz miejscowi Lynxowie postraszyli go możliwością ugodzenia kopią i obiecali, że Vlad i Vlada nie wrócą już do swej ojczyzny. Tak też się stało – zamieszkali w Lesie Północno – Wschodnim i obdarzyli wędrowców złotem i klejnotami […]'' - opowieść niedźwiedzia polarnego Igora Lorenzkraffta na weselu Tatry i Lecha III w Svantemocie.
Z krwi
Vlada i Vlady począł się biały niedźwiedź Tar – Alatyr. Jego
imię pochodziło od białego kamienia alatyru, który od diamentu
był piękniejszy, rzadszy i cenniejszy. Jak wszystkie kamienie
został urodzony przez Mokoszę; Matkę Wilgotnej Ziemi. Alatyry
znajdowano na górze Elbrus, w Bharacji, gdzieś za Arabią, za
Afryką, być może ich złoża leżały za Słupami Heraklesa i w
Zaziemskim Oceanie. Kamień ten mia leczyć wiele chorób, wykrywać
trucizny, ułatwiać zasypianie, a nawet (szczyt zabobonu!)
sprowadzać miłość i szczęście. Czarownice jak królowa Malkieš
Lysarayata i czarownicy, tacy jak Kościej, czy zabity za
okrucieństwo przez Rutę, król Sinea, Gugan Feng – Izbar,
posiłkowali się nim w odczytywaniu myśli i rzucaniu uroków.
Kaplica Ageja w Domu Enków na Wielkim Dębie miała ściany, sufit i
podłogę wyłożoną tym najszlachetniejszym z kamieni. W erze
dziewiątej za królowej rusałek Walaszki, każda wielka księżna
Podziemia miała tron z alatyru, który wodnik Sosis przywiózł z
góry Elbrus, a na początku jedenastego eonu, król Teost nauczał
siedząc na wielkim przydrożnym alatyrze, co potwierdza ,,Gołębia
Księga''. Ów przydrożny głaz był później przechowywany w
chramie w Loitikonie – stolicy Tassilii jako świętość. Gdy rasa
ludzka coraz bardziej pogrążała się w różnych niegodziwościach;
kamień, któremu Teost nadał blask, tracił teraz swą piękność
i broczył krwią, aż król Tassilii, Musafan III Zindż kazał go
rozbić i użyć do naprawy drogi. Było to rok przed potopem. Po tej
dygresji wróćmy do naszego niedźwiedzia.
Tar
– Alatyr Lorenzkrafft rósł jak na drożdżach i od małego
przyjaźnił się z Rysim Uszkiem. Gdyby był człowiekiem, to
słuchając jego opowieści miałby wypieki na policzkach. Vlad i
Vlada wpajali mu wdzięczność za uratowanie ich z paszczy orek i
miłość do Białopolski, z której wygnała ich mściwość smoka
Aglu. Wreszcie gdy dorósł, nastała dlań upragniona chwila. Król
Lynxów Laskowiec, pełen uznania dla Rysiego Uszka zlecił mu
zbadanie tajemniczych ziem ,,za Roxyzorem, za Aspinem''. Lynx, który
dzięki swej pierwszej wyprawie nabrał męstwa i zainteresowania
światem, odwagi i litości, przez długi czas mieszkał spokojnie w
swej ziemiance z ojcem i matką, a gdy ci pomarli, mieszkał sam,
odwiedzając często Tar – Alatyra w jego gawrze. Lynxowie i inne
stworzenia z uwagą słuchały jego opowieści o wyprawie po złoto,
o Denebie, Wiłkokuku, Ovovie Tęczookinsonie, gepardzie Akkonie
Jubastinie, o dwugłowym smoku z Oceanu Białopolskiego... Trzeba
wiedzieć, że u Lynxów nie było tyle chełpliwości i zawiści co
u ludzi. Jego oblubienicą została niejaka Leva, lecz niestety wśród
gości weselnych był strzygoń pod postacią Lynxa. Panna młoda
tańcowała z wszystkimi mężami, a gdy zaczęła z nim, zginęła z
rozprutym gardłem... Czytelnik pewnikiem nie lubi takich historii,
więc ją zakończę i przejdę do wyprawy. Tar – Alatyr wraz z
Rysim Uszkiem przekraczając bród na Roxyzorze nosił zadrę w
sercu. Pod jego czaszką kotłowały się myśli dręczące jak nocna
zmora...
*
,, […] car […]. W lesie napotkał człowieka – potwora, porośniętego sierścią niczym małpa. Zainteresował się więc tym osobnikiem, nawiązał z nim rozmowę. Człowiek – potwór zaczął się zwierzać:
- Byłem niegdyś szczęśliwym małżonkiem. Uwierzyłem jednak kłamstwom własnej matki, która szkalowała moją żonę. Znęcałem się nad biedną kobietą tak długo, że aż wreszcie zachorowała i skonała. Pochowałem ją i zrozumiałem swoją winę. Często odwiedzałem jej grób, aż w końcu przydarzyło mi się nieszczęście. Całe moje ciało pokryło się sierścią.
Człowiek – potwór zerwał się i pobiegł w głąb lasu, przeraźliwie wrzeszcząc'' - ,,Przygody dwóch carewiczów'' – baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.
Było
to w Krainie Białych Pól, wiele wiorst od Roxyzoru; rzeki
granicznej noszącej swą nazwę od króla Uralisława przez
krasnoludki zwanego Roxyzorionem. Odkrywcy rozłożyli się obozem w
tajdze, gdzie mimo oporu bojącego się ognia Tar – Alatyra, Rysie
Uszko rozpalił ognisko. Zrobić czegoś takiego nie potrafili ich
przewodnicy z rasy włochatków, czyli ludzi owłosionych jak małpy.
Włochatkowie pochodzili od pierwszej pary – Łaka i Łaki
zrodzonych z krwi Boruty i Leśnej Matki. Mieszkali w lasach;
Północno – Wschodnim i w Białopolsce, nie potrafiąc budować
domostw, lepić garnków, wytwarzać narzędzi bardziej
skomplikowanych niż łupane czy gładzone kamienie czy rozpalać
bądź podtrzymywać ognia niczym Pongo z Afryki. Żyli ze
zbieractwa, od czasu do czasu udawało im się z całą gromadą
upolować jakieś zwierzę. Były to istoty przyjazne i łagodne, na
nikogo nie napadały. Rysiemu Uszku i Tar – Alatyrowi towarzyszyło
rodzeństwo; brat Dykyj i siostra Dyka. Tej nocy wszyscy czterej
podróżni czuwali na zmianę (Dyka spała osobno); w tajdze miał
się panoszyć podobny ni to do smoka ni to do niedźwiedzia potwór
o żelaznych pięściach. Wypadła kolej na Dyką, lecz jej brat, aby
oszczędzić siostrze trudu, sam podjął się czuwania. Potwór nie
nadchodził, za to roiło się od komarów i meszek, zwanych w
Białopolsce ,,gnusem''. Na szczęście wędrowcy od dzieciństwa
bytując w dziczy, mogli sobie nic nie robić z natrętnych owadów.
Dykyj stróżował drugi raz tej nocy i był ogromnie zmęczony.
Wlepiał oczy w ogień, w kosmatych rękach trzymając oszczep
zrobiony przez Rysie Uszko. Gdy tak patrzył i mrużył oczy, w ogniu
coś się ruszało. Jakiś bladoniebieski kształt stawał się coraz
bardziej wyraźny, coraz większy... Wreszcie z ognia wyskoczyła
ludzka ręka, a Dykyj choć odważny jak wszyscy włochatkowie, teraz
zadzwonił zębami ze strachu.
-
Sina Ręka; strach z ognisk – pomyślał rozpaczliwie – taki Čort
może nawet pokonać niedźwiedzia! - Sina Ręka zaś kiwała na
Dykego palcem, aby poszedł do niej, a włochatek doznał wstrętnego
uczucia, jakby łaskotania, obmacywania i podduszania. Już oślizgłe,
niebieskie paluchy miały się czepić jego brązowego futra, gdy
poczuł w sobie odwagę. Powoli przestając się bać, począł nucić
pieśń, której nauczył się w swoim plemieniu:
,,I przybędzie Królowa Tajgi z bacikiem
A Sina Ręka przepadnie z płaczem i krzykiem...''
Siną
Ręką wstrząsnął dreszcz, ponownie wskoczyła do ognia, pokazała
środkowy palec, po czym jęcząc, rozpłynęła się w ogniu. Dykyj
odetchnął z ulgą, po czym wzniósł ramiona ku niebu, bo ponad
koronami drzew ujrzał na tle Księżyca Dziewannę, na której
piersi był wyhaftowany srebrną nicią jednorożec, a pod jej
stopami szamotała się Sina Ręka. Powiał wiatr i widzenie
zniknęło. Dykyj zaś głośno ziewając obudził Rysie Uszko, a
następnie zasnął snem sprawiedliwego.
Rano
ruszono w drogę. Brat i siostra zbierali grzyby i jagody, objadali
korę i spijali sok drzewny, a Rysie Uszko ubił jelonka i rysował
mapę na korze brzozowej, zaś Tar – Alatyr delektował się
mrówczymi poczwarkami z rozgrzebanego mrowiska i będąc kawalerem
marzył o niedźwiedzicy polarnej. Dotąd jedynymi białymi
niedźwiedziami jakie widział byli jego ojciec i matka.
*
W
miarę jak szli, tajga się przerzedzała, miejscami sąsiadując z
bagnami, tundrą, rzekami i jeziorami. Około południa oczom całej
czwórki ukazała się zatknięta na palu czaszka renifera z porożem.
Wnet zza drzew wyszło dwóch półnagich mężów z głowami
reniferów. Wysmarowani byli żółtą i czerwoną farbą, a
uzbrojeni w dziryty, łuki i strzały. Dziwne istoty nie znały mowy
starokrasnej, lecz Dykyj i Dyka umieli się z nimi porozumieć.
Rogate stwory podały ręce Rysiemu Uszku i Tar – Alatyrowi, po
czym wszyscy udali się w głąb ich kraju, do grodu stołecznego.
Oto co Rysie Uszko i jego towarzysz napisali o tej krainie i jej
mieszkańcach w dzienniku podróży, spisanym na korze brzozowej.
,,Istotom tym nadaliśmy nazwę 'Leniferów' bazując na przysłowiu białopolskich Lynxów: 'Jestem leniwym Leniferem z Warzawy'. Wyszły na świat z łona Dziewanny Šumina Mati, oblubienicy Boruty. Czczą Leśną Matkę jako Panią Zwierząt. Ich gród stołeczny zowie się Warzawa, wymawiaj War – Zawa, tak jak w imieniu Mar – Zanna. Jest ona bardzo podobna do naszego Ynańska; składa się z chat, szałasów, ziemianek i jurt. Tak jak nasze sioło stołeczne leży nad jeziorem Ynańska Lykanus, ich Warzawa ma dostęp do jeziora Hagar. Oprócz niej mają jeszcze parę innych osad skupiających ledwo kilka chatynek. Żyją z łowów i zbieractwa. Ich przysmakiem jest porost chrobotek reniferowy, grzyby, kora drzewna, trawa, liście, lemingi podobne do chomików. Częstowali nas nawet uryną psów haxów, a takie paskudztwo mogą pić renifery. Odzież wykonują ze skór, noszą wiele ozdób z rogu i kości, a ręce i nogi malują jaskrawymi barwami. Są gościnni i łagodni; podobnie jak włochatkowie, z krwi pochodzili nasi nasi przewodnicy, nie napadali na inne istoty. Mimo to potrafili się dzielnie bronić, za pomocą włóczni, maczug, łuków, dmuchawek i krótkich mieczy z kości. Na dziedzińcu (profanum) kąciny Boruty widzieliśmy żelazne pięści niespotykanej wielkości i czaszkę podobną do czerepu ni to smoka ni to niedźwiedzia. Powiedziano nam, że należały do potwora będącego postrachem tych okolic. Okazują wielką cześć Borucie i Dziewannie – Królowej Tajgi – Pani Zwierząt; przed ich rzeźbami z drewna składają najpiękniejsze kwiaty Białopolski. Swych zmarłych palą na polanach, a następnie grzebią pod kurhanami. Okazują im wielką pamięć i szacunek. Czczą Mokoszę recytowaniem i rozważaniem jej dziesięciu imion. Leniferowie i włochatkowie kochają wolność mocniej niż wszystkie inne istoty rozumne; ich królowie mają władzę jeno symboliczną i są zabijani, gdy kończy się wyznaczony im czas panowania – próbowaliśmy złagodzić to okrucieństwo. Są silni, wytrzymali i zręczni; od małego hartuje się ich kąpielami w przeręblu i tatuowaniem kościanymi igłami. Mężowie i samki są u nich jednakowo szanowani; ci pierwsi koncentrują się na łowach, a ich niewiasty na zbieractwie i opiece nad potomstwem. Samki Leniferów też mają poroże, lecz mniejsze niż u mężów. Po urodzeniu dziecka, Leniferka zrzuca poroże i je obgryza, jak twierdzi – dla zdrowia. Istoty te kochają dzieci i nigdy, pod żadnym pozorem ich nie krzywdzą''
- pisał o nich Rysie Uszko, a pisał to z całym
spokojem, bo i Lynxowie w przeciwieństwie do ludzi, nie napadali na
nieswoje ziemie. Tar – Alatyr Lorenzkrafft skupił się na ich
wadach.
,,Leniferowie są z natury dobrzy, lecz jest to rasa płocha, której brakuje wytrwałości w dążeniu do celu. Umieją pędzić wódkę z żurawin i upijają się nią, a z byle okazji klną słowem 'urva ' [zakręt] jakby się im coś urwało i myślą, że umieją przeklinać, znając tylko parę słów. Potrafią być kłótliwi i zadziorni względem siebie, co szkoda mi pisać, bo spotkałem wielu poczciwych. Są gościnni do przesady; mimo swego ubóstwa kochają przepych, a leniferską dewizą jest: 'Postaw się, a zastaw się'. Jednak gdy jakiś wróg wkroczy na ich ziemię, zmieniają się nie do poznania, dając z siebie wszystko. Gdy ubiją, bądź przegnają kolejnego potwora, znów wracają do przeciętności. Jeśli Leniferowie nie naucza się, że bohaterem trza być na co dzień, a nie od święta, nigdy nie staną się wielkim narodem.''
Rysie Uszko wyruszając w drogę, oprócz dziennika
podróży, zapakował do torby również parę innych książek. Razu
pewnego usiadł na pniu w kraju Leniferów i począł czytać. Biały
niedźwiedź zaciekawił się tym, a i przewodników to frapowało.
- Co teraz czedłeś? - spytał Tar – Alatyr.
-
Działo kapłana Pirumasa Hipocentaurusa ,,Kształcenie
charakteru, albo podręcznik woja Agejowego nauk zbawiennych pełny''.
- To chyba jakiś Centaur – zamyślił się Tar –
Alatyr.
- Oczywiście, wiesz przecież, że u Centaurów są
tylko dwa nazwiska; Hipocentaurus i Onocentaurus – odparł Rysie
Uszko.
- A co takiego głosi ten Pirumas? - zaciekawił się
Dykyj, który w czasie wspólnego wędrowania, liznął trochę
sztuki czytania i pisania, podobnie zresztą jak jego siostra.
- No cóż; jest to autor niezmiernie wymagający; pisze
jednak, że kto jeszcze nie wie co dalej chce robić w życiu, niech
nie czyta książki. Oto co głosi: najlepszym z celów jest Agej, bo
to cel trwały i spełniający wszystkie mądre pragnienia. Są takie
temperamenty zależne od humorów jak melancholicy, cholerycy, czy
sangwinicy (czwartego zapomniałem), z których najbardziej
wartościowi są cholerycy, bo są zapamiętali tak w czynieniu dobra
jak zła, jeno muszą swój mocny temperament ująć w karby.
Sangwinik choć szlachetny z natury jest słaby i chwiejny;tak jak
,,nasi'' Leniferowie. Kto ma charakter – nikogo nie krzywdzi. Nie
należy tracić czasu, ni uprawiać rozpusty, jak sprośny Lataviec.
Samolubstwo jest wrogiem charakteru, a kto ma zły charakter, to tak
jakby nie miał żadnego. Dobry charakter polega na sumiennym
wykonywaniu obowiązków, a nie na wierności poglądom jak chcą
niektórzy poeci. Moim zdaniem przesadził z tym, by nie jeść
pieprzu czy musztardy, bo sól jest bardziej niezdrowa, a jej nie
gani i z tym by godzinę myśleć o gwoździu w ścianie, aby zebrać
myśli. Leniwy jest ten kto odrzuca systematyczność i ład w pracy,
a goni za urozmaiceniem. Różne rasy mają poszczególne cechy
zbiorowe np. satyry są rozpustne i złośliwe, Lynxowie waleczni,
Centaury – mądre, krasnoludki – pracowite, mądre i dobre i tak
dalej. Wreszcie – małżeństwo to bardzo piękna rzecz i z tym się
szczególnie zgadzam – mówiąc to wspomniał o Levie rozszarpanej
przez strzygi.
- Hmm. Zaciekawiło mnie to o ,,przyrodzonym charakterze
zbiorowym'' – wyznał Tar – Alatyr. - Co o tym myślisz?
- Członkowie jednej rodziny przebywając wspólnie,
upodabniają się do siebie – po chwili namysłu rzekł Rysie
Uszko. - Może tak samo jest z większymi zbiorowościami jak
Lynxowie czy niedźwiedzie. Oczywiście nie wszyscy członkowie danej
zbiorowości są identyczni i to nieodwracalnie, bo przecież istoty
rozumne są wolne. Ponadto biada krwawym szaleńcom, takim jak
Lataviec czy Fafnir Urukajewicz, którzy powołując się na
charakter zbiorowy, chcieliby mieć pretekst do swych niecnych celów.
A co wy mniemacie, przyjacielu Tar – Alatyrze?
- Jeśli o mnie chodzi, to charakter zbiorowy jest jeno
czczym wymysłem i gdyby każda rasa składała się z identycznych
osobników, to świat byłby nudny jak flaki na oleju – odrzekł
zdecydowanie Tar – Alatyr Lorenzkrafft.
*
Opuszczając
krainę Leniferów, pożegnali się z włochatkami; Dykim i Dyką. Im
i ludowi z głowami reniferów zostawili mnogie pamiątki jak sznury
paciorków i korali, złoty grzebień dla Dykej, globus, muszlę
śpiewającą pieśni Juraty i sztukę czytania i pisania.
Leniferowie jako dobrowolną dań dla króla Lynxów złożyli wódkę
z żurawiny, złoto, lapis – lazuli, dwie beczki dziegciu,
wianuszek grzybów i wspaniale zdobiony miecz z kości ogromnego,
podziemnego szczura, albo kreta imieniem Wiun (Viunus).
Para Leniferów, ciekawych świata i wdzięcznych za nauczenie ich
pisma i języka starokrasnego, zgodziło się służyć za
towarzyszy. Razem z Rysim Uszkiem i Tar – Alatyrem opuścili
Białopolskę i zaszli do krainy, którą w erze dziesiątej
zasiedlili ludzie i nazwali Sinea. Badacze razem z tragarzami stanęli
obozem na wzgórzu pokrytym soczystą zielenią. Patrząc przed
siebie widzieli ogromną puszczę, a warto wiedzieć, że Lynxowie na
co dzień obcujący z leśną przyrodą umieli rozpoznawać gatunki
drzew na pierwszy rzut oka.
- Nazwę tę puszczę Morwowym Lasem, bo przeważają w
nim morwy; drzewa o przepysznych owocach i liściach dostarczających
strawy jedwabnikom – orzekł Rysie Uszko.
Na zielonym wzgórzu przenocowano, a rano wyruszono
zbadać dziewiczy las, nawet nie przypuszczając co ich czeka.
- ,,Między lasem, bagnem, a morzem, przy ognisku usiedli Varkyderowie, a ich mistrz, wielki Sporysz Harcerz opiewał zakonu stuha podniebne tańce. Jak orzeł gromił węże i ażdachy, jak imieniem rycerza został nazwany szczyt Gerlachu. A nad nami Pochwista huczy tchnienie, a chrobry Boruta pędzi przez las''
-
przewodnik
wyprawy mruczał starą pieśń Varkyderów, gdy wtem usłyszał syk
jakby stu tysięcy żmij. Błyskawicznie pochwycił miecz zwany
Dubasem, a biały niedźwiedź złapał topór. Leniferowie napięli
łuki i posłali z nich pierwszą serię strzał, bo oto, łamiąc
drzewa jak zapałki, z kniei wypełzł wąż straszliwej wielkości.
Jego oczy podobne do rubinów jarzyły się jak latarnie, zaś
kończyste zęby były długie i białe. Łuski twarde jak zbroja
miały barwę stopu miedzi i złota, a na giętkim języku srożyło
się zatrute, stalowe żądło. Dubas i topór pękły na pancernej
głowie trusia. Strzały Leniferów również nie mogły przebić
jego skóry. Jedna z nich przebiła oko potwora doprowadzając go do
furii. Napadniętym pozostało jeno rozbiec się na różne strony,
lecz nietknięte oko bestii, skuło ich swą czarnoksięską mocą
jak łańcuchem. Wtem na Morwowy Las spadł cień. Oto wielki jak
górski wierch, dwugłowy orzeł niczym grom rzucił się na węża,
zabił go ciosem dzioba w kark i poniósł wysoko, ponad obłoki.
Niezwykły to był ptak. Jego dzioby i nogi mieniły się złotem, a
pióra wszystkimi odcieniami szkarłatu, lazuru, złota, zieleni i
srebra. Najchętniej przebywał w krainie, która w erze dziewiątej,
na cześć królowej rusałek Bharatieny została nazwana
,,Bharacją'',
ale zapuszczał się też w inne rejony Azji.
- Garuda – odparł przytomnie Rysie Uszko. - Ten ptak
nazywa się Garuda, a jego pielesze są w górach Imalain. Tak duży
jak on jest tylko Rok z Malgalesio.
-
A pies mordę lizał! - zażartował rubasznie ten z Leniferów,
który zniszczył wężowe oko strzała. - Zamiast mędrkować,
lepiej podziękujmy Agejowi i leśnym Enkom za ocalenie! - zgodnie z
tą radą wszyscy uklękli (Tar – Alatyr padł nosem do ziemi),
pyskami w kierunku dalekiej Rokitnicy i poczęli sławić Ageja,
Borutę i Dziewannę, co namalowała wszystkie ptaki. ,,Agej
bieatifikoł! Zievanna gracilis''! 1
Zagłębiając
się w puszczę, posilili się korą i owocami, zającem i grzybami,
a gdy nastał czas spoczynku rozbili obóz w cieniu dębu. Gdy zając
się piekł, Tar – Alatyr wywołał Rysie Uszko na stronę, aby się
zwierzyć z frasunku, który nurtował jego serce, jeszcze przed
przekroczeniem Roxyzoru.
-
Panie bracie, do mnie tak ostatnio przychodzi Čort,
Zgrzecha Niedowiarek i sieje w mym sercu ziarno zwątpienia –
zaczął biały niedźwiedź a Lynx słuchał. - Mimo dzisiejszego
świetnego
ocalenia, poczynam, ech, poczynam... wątpić w istnienie Ageja i
jego dobroć – wyznał niesmiało.
-
Dlaczego? - spytał Rysie Uszko.
-
Oczywiście nie jestem tak naiwny, by mówić, że Ageja i Enków nie
ma, bo ich nie widać. Wszak wiatru czy głodu też nie widać, a
przecież istnieją. Są dowody na jego istnienie – jak istnienie
świata czy ruch, przez długi czas za takie dowody uznawałem
wysłuchane modły; do czasu aż pewien kapłan orzekł, że były to
jeno znaki. Dowód musi być jednoznaczny, a znak może znaczyć
wiele. Poza tym jest wiele zła na świecie – pochodzi ono od
Čortów,
ale dlaczego Agej pozwolił im się zbuntować? Wiem, że Agej jest
nieuchwytny, że jest Tajemnicą; nie można go złapać za nogi i
mówić, że się go posiadło. Jednak nawet ja, chociażem biały
niedźwiedź, jestem słaby i jak wszystkie żywe istoty boję się
śmierci; tego, że jak Mar – Zanna przebodzie moje serce lodowym
ościeniem, nie spotkam Ageja, ni Boruty, ni Dziewanny. Takie to
myśli podsuwa mi Zgrzecha Niedowiarek – rzekł Tar – Alatyr.
-
Pewien kapłan – zaczął Rysie Uszko uprzednio wezwawszy na pomoc
Gołębi Dziewańskich – rzekł, że do Ageja nie można nikogo
przekonać; każdy sam musi być przezeń dotknięty. Rykar zbuntował
się, bo mając wolną wolę zrobił z niej zły użytek. Gdyby nie
było wolnej woli, wszyscy bylibyśmy niewolnikami, a tego Agej
Lovietnyj2
nie chce. Ostatecznie ten, który nazywa siebie bluźnierczo
Czarnobogiem, zostanie na zawsze zwyciężony, a wyrządzone zło
zostanie przemienione w dobro. Zgrzechę możesz odpędzić modłami;
tak jak Dykyj co wzywał pomocy Królowej Tajgi przeciwko Sinej Ręce.
Znaszli kto to Włas?
-
Pewnikiem jakiś żubroń, to jest potomek krowy i żubra –
domyślił się słusznie Tar – Alatyr.
-
Ów żubroń postawił zakład – rzekł Rysie Uszko. - Jeśli
wierzysz w Ageja, nic nie tracisz, a jeśli nie – pochwycą cię
Čorty.
Oczywiście wiara wymaga wielu wyrzeczeń, ale lepiej być Torem niż
Latavcem.
-
Nie chcę wierzyć na wszelki wypadek, ale z całego serca! -
obruszył się Tar – Alatyr.
-
I słusznie – rzekł Lynx. - Mniemasz pewnie, że ratunek ze strony
Garudy był tylko ze strony Garudy, a wszystkie byty zrodziła jeno
Mat' Syraja Ziemla wynurzona z ziemskiego Oceanu. Jednak Garuda, Mat'
Syraja Ziemla i wszystko inne jest przecie narzędziem w rękach
Ageja. Sprawiedliwie rzekłeś: nie można go złapać za nogi. Całą
prawdę o nim poznamy dopiero jak przekroczymy wąską kładkę stąd
do Nawi, a na zgłębianie jego Tajemnicy i tak nie starczy nam
wieczności. Agej jest nieuchwytny jak promień Słońca; może
dlatego nam się wymyka, abyśmy wierząc mogli mieć zasługę.
Połoz Luzonica twierdził, że to pierwsi Płanetnicy wymyślili
Ageja i Enków na podobieństwo siebie i otoczenia. Jednak ja wolę
prawdę podawaną przez kapłanów – jest w niej więcej i sensu i
piękna i jest bardziej prawdziwa. Kiedy Zgrzecha Niedowiarek szepcze
takie ,,prawdy''
do ucha, trzeba złapać wyciągniętą dłoń Dziewanny – Twierdzy
Obleganej przez Čorty
i wtulić się w prawdę Ageja jak perła w muszlę – tak
rozmawiali a noc powoli się kończyła...
Penetrując
Las Morwowy spotkali w nim ludzi z głowami tygrysów, którzy sami
siebie nazywali ,,Tigri''
(Tygrowie). Oto co Rysie Uszko i Tar – Alatyr Lorenzkrafft napisali
o nich w dzienniku podróży.
,,Tygrowie są dziećmi Boruty i Dziewanny, której okazują wielkie poważanie jako Mirze Ceti – złotowłosej krasawicy w szafirowej sukni ze złotym półksiężycem na gładkim czole. Mają głowy lwów pręgowanych [tygrysów] – rudych, białych, a nawet czarnych (ongiś gepard Akko Jubastin i białopolski tygrys Jagun mówili mi, że królowi Bengalii i królowej Anej Arztein na południu Azji, służy cała sfora czarnych tygrysów). Utrzymują, że poza badaną przez nas puszczą, nie zamieszkują innych krain, a ich Las Morwowy zdaje się być dwukrotnie większy od Hibernii [Irlandii], wyspy, która ongiś wydała króla olbrzymów Atkaina. Ubierają się w skóry i wyróżniają ogromną siłą, niby niedźwiedzie. Potrafią skręcać głowy turom, bawołom i nosorożcom, dusić lwy i lewarty, rozrywać niedźwiedzie. Biegnąc potrafią dogonić antylopę, sprawnie łażą nawet po cienkich gałęziach, pływają jak ryby... Ich muskuły są twarde jak alatyr – sami Tygrowie mogliby bez najmniejszego uszczerbku spać nago na śniegu. Wśród nich spotkaliśmy paru okaleczonych z wypadku i z urodzenia ; ci są równoprawnymi członkami plemienia, a nawet dokonują wielkich czynów […]. Istoty te, tak mężowie jak samki noszą ozdoby ze złota i kamieni, oraz malują i nacinają skórę. Ich władcami są królowie z rodu Urakidów, którzy dobierają sobie radę przyboczną z drużyny. Królowie Tygrów mają władzę nieporównywalnie większą niż słabi władcy Leniferów, chociaż słuchają wiecu. Walczą mieczami, dzirytami, maczugami, toporami, łukami i sieciami, oraz trójzębami przypominającymi złoty tryzub – broń Rybołowa. Nie napadają na sąsiednie krainy, nigdy nie zabijają rozbrojonych przeciwników, samek, cządów, starców, ni kalek; na zwierzęta polują tylko dla mięsa i skór, przestrzegając różnych ograniczeń w łowach. Żyją z polowań, łowienia ryb, zbierania kory, korzonków, miodu, grzybów i orzechów. Początkowo zjadali swoich zmarłych, lecz ich pierwszy król Urak I Zakonodawca, pouczony przez leśnych Enków, nauczył ich palić zmarłych i sypać im kurhany. […]. O królu Uraku III Vukowładzie zachowała się następująca opowieść. Pewnego razu jego serce zadurzyło się w żonie jego wojownika Razydesa, Šamiramie. Dniem i nocą rozmyślał o niej, a ta była mu przychylna. Wreszcie postanowili doprowadzić do zguby Razydesa i usunąwszy tę przeszkodę pobrać się. Jak uradzili tak zrobili. Król zorganizował obławę na swego wiernego sługę, a ten uciekał nie chcąc w walce zabić suzerena. Już był u bram dworca i kołatał o pomoc, gdy perfidna żóna zatrzasnęła bramy. Razydes zginął w walce przebity włóczniami. Jednak występni kochankowie się nie pobrali , bo król stwierdził, że nie chce dzielić życia z tak przewrotną samką jak Šamirama''
-
napisał
o Tygrach Rysie Uszko. Po spenetrowaniu obu krain; leniferskiej i
tygryjskiej, obaj wędrowcy skierowali się na zachód. Przekroczyli
Roxyzor i udali się do sioła stołecznego, gdzie na miejsce
zmarłego Laskowca, wybrany został Ostrowidz II. Jemu to i
mieszkańcom Ynańska, przyległego lasu i jeziora, opowiedzieli swe
zdumiewające przygody i zostali odznaczeni srebrnymi ozdobami
przypominającymi rysie kły i pazury. Ich przyjaźń trwała nadal,
a nawet wzrosła,, założyli też rodziny. Sędziwy już Tar –
Alatyr Lorenzkrafft na rosyjskiej ziemi założył gród Ałatyr
(Alatirus,
Alatiropolis),
który w erze dziewiątej wydał przesławną Vasylisę.
1
Agej błogosławiony! Dziewanna jest wielka!
2
Agej Miłosierny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz