,,Są zaś Tatarzy ludźmi niegodziwymi zarówno z usposobienia, jak i w postępowaniu okrutnymi. Niscy, o krótkich nogach, mają płaskie i krzywe nosy a twarz szeroką i bez zarostu. Oczy mają małe i bystre, pierś rozrośniętą i szeroką, cerę wstrętną, czarną i ciało silne. Żywią się mlekiem końskim, mięsem i krwią, niegotowanymi potrawami i surowym mięsem, a szczególnie prosem zmieszanym z krwią końską. Nienawidzą chleba, soli i wszelkich przysmaków. Wytrzymali na mróz, równie jak na upał, zadowalają się skromnym, łatwym do przygotowania pokarmem. Między sobą są uprzejmi, życzliwi, wierni, prawdomówni i ludzcy. Dla obcych są początkowo przymilni, ale z biegiem czasu stają się wobec nich przebiegli, podstępni i kłamliwi, natrętni w żądaniach. Do dawania nie są bynajmniej skorzy'' – Jan Długosz
[W erze dziesiątej] Żółci ludzie zajęli Krainę Białych Pól, aż po Góry Toropii Leuty. Napotkali na swej drodze panie białopolskie – córki Mokoszy o białej skórze, złotych, czarnych, rudych lub brązowych włosach, modrych, czarnych, piwnych, lub zielonych oczach, ubrane w czerwone suknie. Narodziły się za królowej Mari i przynosiły pecha. Pierwszym Białopolakom pomagali przetrwać król Wiluj, mamucica Dudinka, Lena i Angara, Irtis, Ob, Amur, Jenisej, król Ayałakay, zwany 'Carem – Wodnikiem' i jego żona Pani Krowiarka, która nauczyła ich hodować bydło. Wiluj – żółtoskóry mąż o długich jak orle skrzydła, siwych wąsach, rybich płetwach piersiowych zamiast rąk i rybim ogonie, Lena i Angara – o kobiecych głowach i brązowych, smoczych ciałach, bez tylnych łap, Irtis – szary gryf z rybim ogonem, Ob – masywny smok z rybim ogonem, Amur – ogromna, czarna traszka, Jenisej – wilk z palmowymi gałęziami zamiast łap, król jeziora Nordlin ('Świętego Morza') będący żółtoskórym wodnikiem – opiekowali się zbiornikami wodnymi i rybakami. Dudinka – córka wieloryba Kilu (Kipuk Kilu) nosiła na ogonie różową kokardę. Była panią wszystkich mamutów Białopolski. Pani Krowiarka była piękną, żółtoskóra kobietą o niebieskich oczach. Gdy poślubiła Ayałakaya odbyła podróż poślubną na południe, w czasie której uczyła ludzi hodować bydło. W erze jedenastej urodziła dwie córki – Szyłkę i Nerkę, które tak często zmieniały postać, że nie wiedziały, która jest dla nich prawdziwa. Pierwszym Białopolakiem był Bielak. Pewnego razu spotkał dwie kobiety; piękną i brzydką. Obie prosiły by został ich mężem. Bielak wybrał tę drugą jako płodną, podczas gdy piękna stała się morą duszącą mężczyzn'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''
Przed
stworzeniem człowieka w erze dziesiątej, na ziemiach Białopolski
(Vakiliyenlanden)
zamieszkiwały takie rasy obdarzone rozumem jak: Zajęczanie (ci o
głowach zajęcy szaraków i bielaków, zrazu walczący między sobą
podczas niezwykle srogiej Pierwszej Zimy Śnieżnej w erze czwartej),
Żbiczanie, Lynxowie (od imienia ich pierwszego króla Roxyzoriona –
Uralisława została nazwana rzeka Roxyzor oddzielająca Europę od
Azji; Lynxem był również odkrywca Rysie Uszko), Neurowie (np. brat
i siostra Toropiec i Toropia Leuta), Tygrowie, Leniferowie, rusałki,
czarownice, panie białopolskie, wodniki, leśni ludzie, żmijowie,
ałmasy, gryfy, długogłowcy; rasa dziwacznych, wielkich małpoludów
o niesamowicie wyglądających czaszkach, do dzisiaj znajdowanych na
Syberii, czy mówiące zwierzęta jak choćby kot Bajun z wyspy
Kidan. Aż do potopu kończącego erę jedenastą, cała Azja nie
wyłączając Białopolski, należała do państwa znających ludzką
mowę, rozumnych tygrysów uznających władze króla Bengalii i
królowej Anej Arztein rezydujących w Bharacji. Państwo to nosiło
nazwę Tygrys. W owych to czasach, u skutych lodem wybrzeży Oceanu
Białopolskiego, królestwa smoka Aglu żył ród białych
niedźwiedzi o nazwisku Lorenzkraft. Był to ród stary, który w
erze czwartej poparł wieloryba Kilu – prawowitego władcę Oceanu
Białopolskiego, za co spotkały go liczne represje. Na rozkaz smoka,
orki i rekiny zjadały Lorenzkraftów w wodzie. Od śmierci w ich
paszczach ocalił Vlada i Vladę lynxyjski podróżnik Rysie Uszko,
podczas swej pierwszej wyprawy do Krainy Białych Pól po złoto
razem z Denebem, Wiłkokukiem i Ovovem Tęczookinsonem. Vlad i Vlada
znaleźli azyl w Ynańsku – stolicy królestwa Lynxów, zaś ich
syn – Tar – Alatyr Lorenzkraft towarzyszył Rysiemu Uszku w jego
drugiej wyprawie do Białopolski, w czasie której obaj wędrowcy
spotkali Leniferów i Tygrów – ludzi o głowach reniferów i
tygrysów. Z rozkazu smoka Aglu na polarnej wyspie, dziś należącej
do archipelagu Wysp Instytutu Arktycznego, konie morskie otruły
panią Kulenę Lorenzkraftową. Dopiero Arvot Lorenzkraft pojednał
się z Aglu i nawet zdobył przywilej posłowania do ludzi. Jego syn,
Igor, zawsze marzący o morskich podróżach, już dorosły siadł na
lodowej krze i popłynął na Zachód, aż na Svalbardzie spotkał
dwa inne niedźwiedzie polarne: Wilsona Eanewatta i Gotarda Urmeiera.
O ich wielce burzliwych przygodach i smutnym losie można przeczytać
w romansie o królowej Tatrze. Po śmierci Kościeja i upadku jego
imperium, Lech III razem z Rutym – królewiczem Orlandu i Oxem
Kellu Simi – Abö
udał się na wielką wyprawę dyplomatyczną do Bharacji przed
oblicze króla Bengalii i królowej Anej Arztein, by prosić o pokój.
Powodem był czyn niejakiego Ucława Sławomirowicza, Ora z
białopolskiej kolonii Oska Navłaya, który skuszony chciwością
zabił tygrysa, brata namiestnika Igaja, dla jego skóry. W odwecie
Igaj na czele tygrysów i innych zwierząt, zniszczył osadę Oska
Navłaya i wymordował jej mieszkańców. Ucław jako jedyny przeżył
o dotarłszy przed tron Rytysława – króla Orlandu, napełnił
jego serce strachem przed najazdem tygrysów na Orland i całą
Europę. Król Rutysław zwołał w Velehradzie nad Odirną, Radę
Królów Europy, która wytypowała przez losowanie posłów do
,,Cara
– Tygrysa''.
Lech III wyruszając na wyprawę, zostawił w stołecznym Niście swą
żonę; królową Tatrę i dzieci – łącznikiem między nimi a
ojcem rodziny był Sirrah – Enk w postaci nietoperza. Za
przewodnika służył królowi i jego towarzyszom tygrys Uza,
prowadzący ich okrężną drogą. Wszyscy oni zatrzymali się w
karczmie bogatego chłopa Mikuły – syna i wyznawcy Welesa. Mikuła
był bogaty w wyśmienite piwo, a w prowadzeniu zagubionej wśród
tajgi karczmy pomagały mu zwierzęta – niedźwiedź Michał, kogut
Pietuch i zając Filip. Lech III spotkał również chęchołajów –
rasę sepleniących pół – ludzi, pół – rosomaków, rude,
białe i srebrne lisołaki, Amura – cara rzeki tegoż nazwiska,
jenota pielęgnującego samotną staruszkę, oraz władcę jeziora
Nordlin; pasterza fok i króla; wodnika Ayałakaya, jego żonę Panią
Krowiarkę, którą próbował uwieść wyrachowany człowiek Ičun,
oraz ich zmiennokształtne córki Szyłkę i Nerkę, w których
zadurzył się tygrys Uza. Po przezimowaniu u Cara – Wodnika, Lech
III, Ruty i Kellu Simi – Abö opuścili Białopolskę i skierowali
się do Ułan – Raptor.
,,Byłem
ci ja raz, w kraju Białopol z Ovocem i Wiłkokukiem,
Teraz
opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuuga!
Żyło
raz, dwóch panów wielkich,
W
Oceanie Białopolskim,
Aglu
– smok i Kilu – wielo – ryb
Żyli
jak z psem kot – wywołali niejeden sztorm
Bojem
swym zawziętym!
Aglu
miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu
miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie
łapy miał jak mamut, a futro – sobolowe!
Razu
pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean
na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu
dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej
łaźni.
Dragonus
gaden2:
znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać,
to spływaj do Obu!
Cetus
gaden: Mam dwie łapy, to zamieszkam na lądzie!
Dragonus
gaden: Niech tak będzie!
I
tak Kilu wieloryb wylazł z toni,
A
że był ciężki – pogrążył się w ziemi,
Teraz
tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
'tata'''
Po
powrocie Lecha III z pełnej przygód i niebezpieczeństw wyprawy na
dwór króla Bengalii, uwięziony pod ziemią wieloryb Kilu wysłał
biskupa morskiego w poselstwie do królowej Juraty, rezydującej w
Morzun Joldów z prośbą o pomoc w odzyskaniu władzy nad Oceanem
Białopolskim. Jurata zamieniła się w olbrzymią żmiję i
uśmierciła swym jadem smoka Aglu – uzurpatora. Wówczas pękła
białopolska ziemia i Kipuk Kilu powrócił do swych włości, lecz
niestety stał się takim samym tyranem jak wcześniej Aglu i dopiero
przypowieść o drzewach i ich korzeniach usłyszana z ust Juraty
skłoniła go do opamiętania się. Siostry Szyłka i Nerka, córki
Ayałakaya i Pani Krowiarki odrzuciły zaloty tygrysa Uzy, później
zaś zostały wykorzystane i porzucone przez wąpierza Żuławisława
z Burus, z którym udały się do Europy. Spotkały królową Tatrę,
która wzięła je do niewoli po zdobyciu i zniszczeniu Żelaznego
Zamku w Burus i przyjęła do swej rodziny. Po śmierci królowej
Tatry, obie siostry osiadły nad Roxyzorem i ostatecznie przybrały
postać pięknych jabłoni ,,aby
służyć ludziom''.
Gdy uschły, sporządzono z nich bramę o nazwie Wrota Europy.
W
IV wieku ery jedenastej powstał łańcuch górski ze skamieniałego
ciała węża Gorynycza oddzielający Białopolskę od Europy. Było
to Pasmo Gorynycza, dziś zwane Uralem. Już po potopie, na początku
ery dwunastej, słowiański bohater Żmij Ognisty Wilk w służbie
króla Gwoździka bawił w białopolskich krainach: Orzechowej Ziemi,
gdzie na monstrualnie wysokich drzewach rosły orzechy wielkości
ludzkiej głowy zawierające mąkę, w Mangazji (Mangazeja),
otoczonej górami republice kupieckiej, gdzie handlowano futrami i
wydobywano magnez, oraz w chancie Czyta, gdzie uczestniczył w łowach
na wieżozwierza. W Mangazji ugoszczony został przez ambasadora
plemienia Raskoliczów z wyspy Białej Wody. Terenu ambasady strzegli
Brontowie – jeźdźcy na wielkich, przypominających nieco
nosorożce stworzeniach mających jeden rozwidlony róg na nosie
używany w charakterze procy. Te i inne państwa i zamieszkujące je
ludy zostały podbite przez Tartarów z Mogol, którzy utworzyli
wielkie imperium ze stolicą w Sibir, czyli Uśpionej Ziemi. Chanat
Sybiru (Sybir
– Tartarii)
od wschodu graniczył z pierwszym imperium sarmackim. Oba imperia
prowadziły między sobą handel, ale też i walczyły ze sobą.
Zaginioną bylinę o obronie przed najazdem Sybir – Tartarów
napisał poeta Gajduk pochodzący z rodu słowiańskiego cara Grocha.
Ów utwór jest obecnie rekonstruowany na podstawie ,,Kronik
Sarmatów''.
W
erze trzynastej kiedy na tronie Egiptu zasiadali Ramzesydzi, król
Arakis z dysnastii Sarmatydów okupującej Analapię i Rox, wysłał
wyprawę handlową do Białopolski. Od powracających kupców z
Nowego Grodu Północy otrzymał w darze tygrysa i renifera. Wreszcie
w XVI wieku ery dionizyjskiej, całą Sybir – Tartarię podbił i
przyłączył do Rosji, kozacki ataman Jermak Atiefiejewicz. Podczas
swej ekspedycji napotkał żywe mamuty – ,,góry
mięsa'',
w których żyłach płynęła krew Dudinki – córki wieloryba
Kilu. Jednego z nich, o karłowatych rozmiarach wysłał nawet do
Moskwy na dwór cara Iwana Groźnego. Jak mówią legendy Jermak nie
umarł, ale śpi snem czarodziejskim i czeka, by się zbudzić i znów
chwycić za broń. Nie on jeden tak ma wśród wielu innych bohaterów
Sklawinii – Słowiańszczyny.
Kiedy
na tron Imperium Sarmaticum wstąpił Sagramor XII, dziwne i straszne
znaki ukazały się na niebie i ziemi. Wśród gwiazd ukazało się
ramię ogniste, miecz dzierżące. Fale Morza Srebrnego wyrzuciły na
brzeg wieloryba. Wylała na wiosnę Visana – święta rzeka
Słowian, Księżyc wziął na siebie barwę krwi, zatrzęsły się
trackie góry i zaraza przyszła. Widziano ogniste miotły na nocnym
niebie, tułające się na rozstajach dróg w blasku Srebroniowym
kościotrupy ludzkie, psie i końskie, kolanka, kobyle łby,
wilkołaki, wąpierze i jakieś tułowie bez głów i kończyn, a
pełzające jak wielkie ślimaki. W krew obróciła się poranna
rosa, mleko świeżo wydojone od Mućki czy Krasuli, a także żółtko
w kurzym jaju. Na domiar złego śnieg spadł obficie w dzień Jarych
Godów, w czas radości z nadejścia z nadejścia wiosny. ,,Zło
wielkie idzie''
– przepowiadali zarówno chaldejscy astrolodzy, jak też mądre
baby wróżące z rozbitych jajek i jabłek toczących się po
talerzykach.
Dwóch
wołwchów, starców siwobrodych, kapłanów Słowian Wschodu, Ugoran
i Zagoran od dłuższego już czasu prowadzili potajemne rozmowy nie
z kim innym, jeno z samym Mao – girejem, chanem Sybir – Tartaru,
w którego żyłach płynęła krew Zamolxa, co miał białego orła
w herbie i Tartarucha – pierwszego chana Mogol. Wołwchowie
obiecywali mu posłuszeństwo i wszelką inną pomoc w wojnie z
Sarmatami, w zamian za wyzwolenie Sklawinii. Tajne służby
sarmackiego imperium nic nie wiedziały o owym spisku, zaś Ugoran i
Zagoran zasiadali w radzie królewskiej w stołecznym grodzie Bolosce
i cieszyli się powszechnym szacunkiem. Dostojny Mao – girej
rozważył ich propozycję i spodobała mu się. Cały Sybir na jego
rozkaz począł się zbroić, dysponując wieloma informacjami
niezwykle użytecznymi, przekazanymi przez Ugorana i Zagorana, jak
też zdobytymi przez szpiegów przebranych za kupców. Wreszcie gdy
na tron w Bolosce wstąpił bardzo młody, właściwie będący
jeszcze dzieckiem, król Sagramor XII, syn Izamora, syna Hypastesa
IV, syna Mezariusza, syna Dary I Sikoka z dynastii Amyntydów, wróg,
któremu obca była litość, a liczny kiej ta szarańcza, bardziej
luty od Neurów i Szamachanów, przekroczył Pasmo Gorynycza, niosąc
ziemiom późniejszego Roxu gwałt i pożogę. Sybir – Tartarzy
prowadzeni ku Bolosce przez Ugorana i Zagorana, jeździli na koniach
– małych, brzydkich i włochatych, lecz bardzo wytrzymałych, ale
także mamutach i rydwanach ciągniętych przez nosorożce włochate,
z których to pomocą podbili słowiańskie kolonię Mangazję,
Orzechową Ziemię i Białą Wodę. W owej wielkiej i strasznej
armii, ludzi wspomagały prowadzone przez szamanów tygrysy i
uzbrojone w maczugi małpoludy almy – ałmasy.
Z
mandatu królów Sarmacji namiestnikiem prowincji Bela Roxolania,
obejmującej ziemie krywickie był Wiszesław, syn Gromivraga. Wraz z
nadejściem Sybir – Tartarów, Wiszesław złożył pokłon ich
wodzu; generałowi Telebodze i ogłosił secesję z imperium
Sarmatów. Uczynił to kosztem wielu istnień ludzkich, niby Masław
i bracia Radziwiłłowie, dając posłuch swemu doradcy –
pochodzącemu aż z Sinea (Ar
– Chinea)
smoku zwanym Ling, z którego krwi po tysiącach lat zrodził się
niepokonany wojownik Bruce Lee. Słowianie, lud, który ponad
wszystko umiłował wolność, a ponadto pielęgnujący pamięć o
bohaterskich czynach cara Żmijewicza, Wspólnoty Słowiańskiej i
wojen z Sarmatami, zrazu przyjęli Sybir – Tartarów jako niosących
wyzwolenie, lecz rozczarowanie przyszło szybciej niż się
spodziewali. Generał Teleboga brał liczny jasyr. Ludzi zdolnych do
pracy; młodych i silnych, chłopów, lekarzy, artystów i
rzemieślników pędził w okowach za Pasmo Gorynycza, podobnie jak
urodziwe dziewczęta przeznaczone na nałożnice chana Mao –
gireja, zaś wszystkich nieużytecznych – starców, kaleki,
chorych, niemowlęta, noworodki i obłąkanych, bezlitośnie mordował
i wznosił kopce z ich czaszek. Najeźdźcy rabowali wszelkie dobra,
a czego nie zrabowali, to spalili, bądź zatruli. Gwałcili
niewiasty jak też i dzieci obu płci. Nawet chramy i kąciny nie
dawały przed nimi schronienia. Wiszesław, człek twardy i skłonny
do okrucieństw, zapłakał po raz pierwszy od lat dziecięcych, gdy
jego jedyną córkę Alionuszkę (imię to w erze trzynastej nosiła
jedna z kochanek Juliusza Cezara pochodząca z Roxu) uprowadzona za
Pasmo Gorynycza jako zakładniczkę....
*
W
karczmie, podobnej do tej, w której w erze trzynastej, gospodarz
Mikuła Sielanowicz, mąż straszliwego wręcz wzrostu i siły, tak
jak kowal Bartosz Kowalski z Pawlaczycy, w którego żyłach płynęła
krew olbrzymów, postawił piwo rodowi Golców, spotkali się
słowiańscy bogatyri,
obrońcy imperium Sarmatów. Raziwoj, syn komesa Stołojara; rudy jak
Azazello, siłacz łamiący podkowy, przyjechał na mówiącym rumaku
Sokole (Falconus)
o płomiennej grzywie i ogonie, który teraz chrupał owies w stajni.
Razem z komesem Raziwojem Stołojarowiczem, w czasie, kiedy za
oknami, z nocnego nieba lało jak z cebra, przy jednym stole zasiadał
baron Wiseryk von Huske, przez Słowian zwany Kózką, Germanin zza
Lebany, służący za żołd królowi Sarmatów. Od owego to Wiseryka
bierze swój rodowód rodowód bł. Karolina Kózkówna, która
poniosła śmierć męczeńską w czasie I wojny światowej broniąc
swego dziewictwa. Trzecim biesiadnikiem był olbrzym Igołom
(Igolomus);
syn Stołogora, albo nawet samego cara Światogora, założyciel
grodu Igołomii (Igolomiya),
którego głowa sięgała do sufitu.
-
Powiadają ludzie – zabrał głos pan Wiseryk o długich, czarnych
włosach – że ten świat się kończy, że to się zaczął
Ragnarök, jak na to mówimy w Germanii, albo Kalijuga, jak powiadają
w Ar – Hindzie.
-
A juści – odparł Raziwoj – ci z Sybir – Piekielnicy to zaiste
pomiot Gorynycza – Surta – Arymana. Ten bój Potęg Dobra i Zła
może być bojem ostatnim, który zakończy dzieje. Nim Agej
zwycięży, świat czeka jeszcze wiele cierpień. My możemy się
tylko uchwycić złotego łańcucha pani Mokoszy, zawołać ,,Sława
Enkom''!
i do przodu.
-
Wy, Słowianie sporo mówicie o Ageju i jego bogach. A gdyby tak ich
nie było? A co gorsze, nie byłoby sił dobra, jeno samo zło? -
wątpił pan Wiseryk.
-
To pytanie jest źle postawione, Sasie – rzekł olbrzym Igołom. -
Zło nie może istnieć bez dobra, nie jest przeciwstawną mu potęgą,
jeno jego brakiem. A walczyć z Czarnobogiem pod sztandarem
Białoboga, należałoby nawet wówczas, gdyby żadnego Białoboga
nie było.
-
Mówi się, że ci z Sybiru to mają głowy psów; pożerają ludzi i
piją ich krew – rzekł Germanin.
-
A więc damy im galantną odprawę – skwitował komes Raziwoj.
Dalsza
rozmowa zeszła na temat jak to Sybir – Tartarzy w bitwie pod
Małanką, sto wiorst od stołecznej Boloski, naszpikowali strzałami
bana Grochomira, łowczego króla Sarmatów, z którym komes Raziwoj
zawarł braterstwo krwi.
Tymczasem
wołwchowie Ugoran i Zagoran zrozumieli, że ich zdrada nie
przyniosła Słowianom wolności, jeno nową, jeszcze cięższą
niewolę. Chcieli się wycofać i wyprosić przebaczenie u króla
Sarmatów, lecz generał Teleboga odkrył plany obu świętobliwych
mężów i rozkazał udusić ich jedwabnymi szarfami barwy zielonej.
Panowie
Raziwoj, Wiseryk w antracytowo czarnej zbroi i olbrzym Igołom w
imperialnych szeregach bili się pod Kutawą wśród lasów i bagien
zbuntowanej prowincji Bela Roxolania. Gdy zapadł zmierzch do namiotu
pana Raziwoja, niczym Priam do Achillesa przybył potajemnie mąż w
czarną opończę odziany, trwożliwie skradający się w strugach
deszczu. Okazało się, że był to sam zbuntowany namiestnik
Wiszesław Gromivragowicz.
-
Czy wiesz, że powinienem cię teraz ubić? - spytał groźnie
Raziwoj, lecz Wiszesław padł przed nim na twarz jak Częstogniew I;
król Analapii, przed Aleksandrem Wielkim i zaskomlił z płaczem.
-
Chciałem wolności dla Słowian; nie myśl, że nie żałuję swego
wyboru.
-
Każdy zdrajca tak mówi, że chodziło mu o co innego niż o swą
korzyść – zauważył trzeźwo komes Raziwoj.
-
Nie przyszedłem cię prosić o litość dla siebie, jeno dla mej
córki, Alionuszki – Wiszesław nagle wstał i przestał płakać.
- Chan Mao – girej wziął ją razem z innymi zakładniczkami do
Azji, za Pasmo Gorynycza. Jeśli odstąpię Sybir – Tartarów, moja
córka zginie, a jest piękna, młoda i niewinna temu wszystkiemu co
teraz zaszło. Mówią o tobie, żeś bogatyr, nie pozwól więc jej
zgnić w babińcu chana!
-
Bądź dobrej myśli – rzekł niespodziewanie ciepło Raziwoj,
który zawsze się litował nad niedolą niewiast. Nie ubiję cię w
boju, a jeśli pójdziesz w pęta, wstawię się za tobą u króla
przez wzgląd na twoją córkę, nie na ciebie. Oczywiście wyruszę
jej szukać tak szybko jak to będzie tylko możliwe – kniaź
Wiszesław podziękował i pospiesznie opuścił namiot, ścigany
przez deszcz i wichurę.
*
,,I
tak się wojsko przez burzany pruło, niczym prąd potężny sumów,
albo łososi''
– pisał o ówczesnych wydarzeniach poeta Julisław Slavonicus.
Król sarmacki rozesłał wici, aż po najdalsze kresy swego
imperium. Pod ciosami mieczy i maczug padła Bela Roxolania; na
Wiszesława nałożono pęta i wtrącono do ciemnicy. To
wstawiennictwu komesa Raziwoja buntownik zawdzięczał darowanie
życia. Nieujarzmione dotąd, półdzikie hordy wciąż były
spychane na wschód. Trasę ich odwrotu znaczyły sterty trupów
ludzkich i końskich, aż doszło do decydującej bitwy pod Jasną
Polaną. Pod stanicami Sagramorowymi stanęli pospołu Sarmaci i
Słowianie, Trakowie, Dakowie, Kimerowie, Grecy i Persowie; mrowie
rycerstwa kolczugą a karaceną okrytego, ze skrzydłami orłów
przypiętymi, na koniach rączych zasiadającego. W szeregach
sarmackich szli oszczepnicy i tarczownicy z toporami; była jazda
lekka i ciężka. Nie zabrakło też łuczniczek. Półnadzy Murzyni
z Ar – Nubistanu stanęli przeciwko Jakutom z Sahy, słonie z Hindu
przeciw mamutom, po stronie sarmackiej walczyły też smoki z Sinea
(ich pobratymcę Linga, co doradzał Wiszesławowi secesję –
powieszono). Była to ostatnia bitwa. Sarmaci i ich sprzymierzeńcy
wycięli w pień Sybir – Tartarów; nikt nie zabiegał o litość,
bo też nikt jej nie znał. Sam generał Teleboga poniósł śmierć
z ręki pana Wiseryka, dowodzącego oddziałem najemnych berserków z
Nürtu. Odcięto mu głowę i nabitą na oszczep zaniesiono królowi
Sarmatów. Trwające wiele lat zmagania zakończyły się podpisaniem
pokoju u stóp Pasma Gorynycza. Dla komesa Raziwoja nadszedł czas,
aby wypełnić obietnicę złożoną uwięzionemu Wiszesławowi.
*
-
Jeśli chcecie znać moje zdanie – mówił pan Wiseryk jak zawsze
okryty czarną zbroją, mający pod sobą karego ogiera Schwarzenygra
– tom nigdy nie słyszał większej bzdury, że zwykły bat może
być zaczarowany. Już prędzej uwierzyłbym w straszący ręcznik
jako siedlisko sił nieczystych! - komes Raziwoj już sto razy
tłumaczył zaprzyjaźnionemu Sasowi, że posiadany przez niego bat
przed potopem należał do okrutnego władcy, Kościeja i że zdobył
go w sarmackiej prowincji Ar – Kolchistan, przez Słowian zwanej
Hruszja, w ruinach spalonej przez siebie świątyni czcicieli
Kościeja. .
Gdy
jechał na swym mówiącym koniu o płomienno rudej grzywie i ogonie,
a obok niego szedł olbrzym Igołom niosący wielką maczugę, cała
trójka zatrzymała się, wypatrując brodu pozwalającego przejść
przez rzekę Smorodinę. Wówczas pan Raziwoj strzelił z
Kościejowego bata i nagle nad rzeką rozpiął się most nad
wszystkie mosty, okazały i zdobiony. Wówczas Wiseryk uwierzył, że
jego przyjaciel naprawdę zdobył bat Kościeja, zaś mówiący koń
wyraził nadzieję, że owym biczem można nie tylko stawiać mosty,
ale i walczyć. Jeden tylko Igołom nie podzielał powszechnego
entuzjazmu.
-
Chyba wyleciała wam z pamięci opowieść o królowej Tatrze, która
po zdobyciu zbuntowanego grodu Crinix, znalazła w nim czarodziejską
ciupagę, zabijającą na życzenie posiadacza. Wiecie co z nią
zrobiła? Spaliła ją, wiedząc od białego rysia Deneba, że owa
ciupaga zniewala duszę i unieszczęśliwia tego komu służy. Tak
samo może być z batem Kościeja; skądinąd okrutnego
czarnoksiężnika opętanego przez złe moce. Nie ma dobrej magii, a
biała magia jest wtedy gdy się wzywa siły zła do czynienia dobra.
-
Przesadzasz – stwierdził ognistogrzywy koń Sokół.
-
Nie jestem ogrodnikiem – obruszył się Igołom.
-
Oj, nie chwytaj mnie za słówka – zarżał Sokół.
-
To może lepiej złapię cię za ogon? - spytał olbrzym.
Wszyscy
się roześmieli, lecz po tej rozmowie czarodziejski bat Kościeja,
stawiający mosty nad rzekami gdzieś się zapodział.
Gdy
komes Raziwoj i jego towarzysze przejeżdżali przez prowincję Bela
Roxolania, której nowym satrapą został Kazimir, syn Sędzigniewa,
na skraju lasu ukazała im się Leśna Matka. Dziewanna Šumina
Mati trzymała w białej swej dłoni niczym berło złoty kwiat
noszący jej imię; okrywała ją suknia barwy szmaragdów obszyta
futrem popielicy.
-
Pokój wam i sława, witezie – pozdrowiła obrońców imperium. -
Nie jest mi tajnym cel waszej wyprawy, przeto pozwólcie, drodzy
junacy, że spróbuję przyczynić się do waszego zwycięstwa –
żona Boruty dobyła z kalety kościany gwizdek i zagwizdała na nim.
Na
jej zew zbiegły się zrodzone z jej łona przed wiekami Myszy
Dziewańskie, których krew płynęła w żyłach małych mścicieli
stryjów Popiela. Myszy, śmiałe i całkiem duże jak na zwierzęta
swego gatunku, o lśniącym, szarym futerku i zawadiacko podkręconych
wąsach, nosiły czerwone pelerynki, w łapkach zaś trzymały
rapiery. Na czele ze swym kapitanem, Piszczypałą, pokłoniły się
do ziemi przed Raziwojową drużyną.
-
Nie gardźcie nimi z powodu ich nikczemnego wzrostu – rzekła
Dziewanna – bo kto wie, czy nie uratują wam życia w chwili gdy
najmniej będziecie się tego spodziewać – junacy podziękowali
puszczańskiej królowej i razem z myszami pospieszyli na wschód, ku
Azji. Jeden tylko koń Sokól, o którym powiadano, że był
niedowiarkiem, boczył się na szare zwierzątka, na widok których
przesławny potomek Ginety, Józef Piłsudski gotów byłby wskoczyć
na krzesło. Sokół wątpił w to, by myszy mogły w czymkolwiek
pomóc.
Był
listopad, gdy drużyna smagana uderzeniami wichrów i ulewy
przekroczyła Pasmo Gorynycza, a z nim – rubież sarmacko –
sybirską. Aliona Wiszesławna, panna rzadkiej urody, wdzięku,
słodyczy, dobroci i czystości, której kosa zapleciona w grube
warkocze jaśniała jak złoto, wielkie jak u wołu oczy niczym
szafiry, a jedwabista cera jak perły, z wielkim płaczem opuściła
w pętach bezpieczny i przytulny dworzec jej ojca. Jej łzy
przywracały wzrok niewidomym, a spod jej stóp białych wyrastały
pachnące zioła i kwiaty. Po przybyciu do zagubionej wśród
nieprzebytych puszcz stolicy Chanatu, zamieszkała w okazałej jak
jakiś pałac jurcie Mao – gireja, a towarzyszkami jej niedoli były
inne Słowianki i Sarmatki; urodziwe i dziewicze córki znakomitych
rodów. Tak jak ongiś Kaztia, siostra Tatry, w babińcu Kościeja,
tak teraz Alionuszka niosła pociechę tym, z którymi dzieliła
krzywdę.
Jej
niewola dobiegła kresu, pewnej nocy, kiedy to biały płaszcz zasp
pokrył tajgę. Wtedy to kiedy chan Mao – girej zajęty
ucztowaniem, w granicach Grodu Uśpionej Ziemi pojawili się pan
Raziwoj, Wiseryk, Igołom i myszy Dziewańskie. Te ostatnie
zasięgnąwszy języka u swych pobratymców, zlokalizowały
Alionuszkę w siedzibie chana. Komes Raziwoj odetchnął z ulgą,
dowiedziawszy się, że dziewczyna żyje, słyszał bowiem od jej
ojca, Wiszesława, że miała być uduszona jedwabnym sznurem, gdyby
Bela Roxolania miała zawieść oczekiwania Chanatu. Pan Raziwoj i
jego towarzysze, rozpędzając straże jak prosiaki, weszli do jurty
władcy Sybir – Tartarów z żądaniem uwolnienia wszystkich
brańców i branek z ludu Słowian i Sarmatów, szczerze obiecując
darowanie życia chanowi i jego poddanym w zamian za spełnienie
ultimatum. Mao – girej gdy przetłumaczono mu owe słowa, wpadł w
wielki gniew, tak, że omal nie zadławił się baraniną, a jego
twarz okryła purpura. Piskliwym jak u kastrata głosem nakazał
łucznikom szyć do zuchwałych przybyszów zza Pasma Gorynycza.
Ponadto wydał rozkaz, aby bez litości wysiec szablą wszystkie
niewolnice, aby bohaterowie nie mogli ich ocalić, nawet gdyby udało
im się pokonać pretorianów. ,,Nec Hercules contra plures''
- powiada przysłowie. Łucznicy zdawali się być licznymi jak
robactwo; na miejscu siedmiu ubitych, zjawiało się dziesięciu
nowych, zaś tarcze bohaterów były pokryte ich zatrutymi ciemieżem
strzałami jak jeż kolcami. Sprawę uratowały myszy, gwardia
Dziewanny, które przedostały się ku chanu i rzuciwszy nań pożarły
żywcem, kawałek po kawałku, gasząc jego plugawy żywot. Sybir –
Tartarzy, także ci co zaczęli zabijać niewolnice o zasznurowanym
sromie, widząc śmierć wodza, w jednej chwili utracili całe swe
męstwo i jęcząc o zmiłowanie, poczęli uciekać w tak dzikim
popłochu, że obalili jurtę.
Junacy
nie ścigani przez nikogo, powrócili do Sarmacji z ocalonymi
niewolnicami, a król Sagramor XII nadał im ziemię i odznaczył
Orderem Dębu, ustanowionym specjalnie dla Słowian. Baron Wiseryk
von Huske pojął za żonę Otylię, córkę Sikandera, zaś komes
Raziwoj poślubił Alionuszkę. Miał z nią syna Racława
(Raclavus), który założył
wielki podówczas gród Racławice. W 1794 r. w owej miejscowości
odbyła się wielka bitwa polskich kosynierów z Moskalami.
1
Wieloryb mówi
2
Smok mówi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz