środa, 27 stycznia 2016

Wojna z Sybir - Tartarami (na podstawie zaginionego poematu - byliny z czasów imperium sarmackiego)

,,Są zaś Tatarzy ludźmi niegodziwymi zarówno z usposobienia, jak i w postępowaniu okrutnymi. Niscy, o krótkich nogach, mają płaskie i krzywe nosy a twarz szeroką i bez zarostu. Oczy mają małe i bystre, pierś rozrośniętą i szeroką, cerę wstrętną, czarną i ciało silne. Żywią się mlekiem końskim, mięsem i krwią, niegotowanymi potrawami i surowym mięsem, a szczególnie prosem zmieszanym z krwią końską. Nienawidzą chleba, soli i wszelkich przysmaków. Wytrzymali na mróz, równie jak na upał, zadowalają się skromnym, łatwym do przygotowania pokarmem. Między sobą są uprzejmi, życzliwi, wierni, prawdomówni i ludzcy. Dla obcych są początkowo przymilni, ale z biegiem czasu stają się wobec nich przebiegli, podstępni i kłamliwi, natrętni w żądaniach. Do dawania nie są bynajmniej skorzy'' – Jan Długosz




[W erze dziesiątej] Żółci ludzie zajęli Krainę Białych Pól, aż po Góry Toropii Leuty. Napotkali na swej drodze panie białopolskie – córki Mokoszy o białej skórze, złotych, czarnych, rudych lub brązowych włosach, modrych, czarnych, piwnych, lub zielonych oczach, ubrane w czerwone suknie. Narodziły się za królowej Mari i przynosiły pecha. Pierwszym Białopolakom pomagali przetrwać król Wiluj, mamucica Dudinka, Lena i Angara, Irtis, Ob, Amur, Jenisej, król Ayałakay, zwany 'Carem – Wodnikiem' i jego żona Pani Krowiarka, która nauczyła ich hodować bydło. Wiluj – żółtoskóry mąż o długich jak orle skrzydła, siwych wąsach, rybich płetwach piersiowych zamiast rąk i rybim ogonie, Lena i Angara – o kobiecych głowach i brązowych, smoczych ciałach, bez tylnych łap, Irtis – szary gryf z rybim ogonem, Ob – masywny smok z rybim ogonem, Amur – ogromna, czarna traszka, Jenisej – wilk z palmowymi gałęziami zamiast łap, król jeziora Nordlin ('Świętego Morza') będący żółtoskórym wodnikiem – opiekowali się zbiornikami wodnymi i rybakami. Dudinka – córka wieloryba Kilu (Kipuk Kilu) nosiła na ogonie różową kokardę. Była panią wszystkich mamutów Białopolski. Pani Krowiarka była piękną, żółtoskóra kobietą o niebieskich oczach. Gdy poślubiła Ayałakaya odbyła podróż poślubną na południe, w czasie której uczyła ludzi hodować bydło. W erze jedenastej urodziła dwie córki – Szyłkę i Nerkę, które tak często zmieniały postać, że nie wiedziały, która jest dla nich prawdziwa. Pierwszym Białopolakiem był Bielak. Pewnego razu spotkał dwie kobiety; piękną i brzydką. Obie prosiły by został ich mężem. Bielak wybrał tę drugą jako płodną, podczas gdy piękna stała się morą duszącą mężczyzn'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''





Przed stworzeniem człowieka w erze dziesiątej, na ziemiach Białopolski (Vakiliyenlanden) zamieszkiwały takie rasy obdarzone rozumem jak: Zajęczanie (ci o głowach zajęcy szaraków i bielaków, zrazu walczący między sobą podczas niezwykle srogiej Pierwszej Zimy Śnieżnej w erze czwartej), Żbiczanie, Lynxowie (od imienia ich pierwszego króla Roxyzoriona – Uralisława została nazwana rzeka Roxyzor oddzielająca Europę od Azji; Lynxem był również odkrywca Rysie Uszko), Neurowie (np. brat i siostra Toropiec i Toropia Leuta), Tygrowie, Leniferowie, rusałki, czarownice, panie białopolskie, wodniki, leśni ludzie, żmijowie, ałmasy, gryfy, długogłowcy; rasa dziwacznych, wielkich małpoludów o niesamowicie wyglądających czaszkach, do dzisiaj znajdowanych na Syberii, czy mówiące zwierzęta jak choćby kot Bajun z wyspy Kidan. Aż do potopu kończącego erę jedenastą, cała Azja nie wyłączając Białopolski, należała do państwa znających ludzką mowę, rozumnych tygrysów uznających władze króla Bengalii i królowej Anej Arztein rezydujących w Bharacji. Państwo to nosiło nazwę Tygrys. W owych to czasach, u skutych lodem wybrzeży Oceanu Białopolskiego, królestwa smoka Aglu żył ród białych niedźwiedzi o nazwisku Lorenzkraft. Był to ród stary, który w erze czwartej poparł wieloryba Kilu – prawowitego władcę Oceanu Białopolskiego, za co spotkały go liczne represje. Na rozkaz smoka, orki i rekiny zjadały Lorenzkraftów w wodzie. Od śmierci w ich paszczach ocalił Vlada i Vladę lynxyjski podróżnik Rysie Uszko, podczas swej pierwszej wyprawy do Krainy Białych Pól po złoto razem z Denebem, Wiłkokukiem i Ovovem Tęczookinsonem. Vlad i Vlada znaleźli azyl w Ynańsku – stolicy królestwa Lynxów, zaś ich syn – Tar – Alatyr Lorenzkraft towarzyszył Rysiemu Uszku w jego drugiej wyprawie do Białopolski, w czasie której obaj wędrowcy spotkali Leniferów i Tygrów – ludzi o głowach reniferów i tygrysów. Z rozkazu smoka Aglu na polarnej wyspie, dziś należącej do archipelagu Wysp Instytutu Arktycznego, konie morskie otruły panią Kulenę Lorenzkraftową. Dopiero Arvot Lorenzkraft pojednał się z Aglu i nawet zdobył przywilej posłowania do ludzi. Jego syn, Igor, zawsze marzący o morskich podróżach, już dorosły siadł na lodowej krze i popłynął na Zachód, aż na Svalbardzie spotkał dwa inne niedźwiedzie polarne: Wilsona Eanewatta i Gotarda Urmeiera. O ich wielce burzliwych przygodach i smutnym losie można przeczytać w romansie o królowej Tatrze. Po śmierci Kościeja i upadku jego imperium, Lech III razem z Rutym – królewiczem Orlandu i Oxem Kellu Simi – Abö udał się na wielką wyprawę dyplomatyczną do Bharacji przed oblicze króla Bengalii i królowej Anej Arztein, by prosić o pokój. Powodem był czyn niejakiego Ucława Sławomirowicza, Ora z białopolskiej kolonii Oska Navłaya, który skuszony chciwością zabił tygrysa, brata namiestnika Igaja, dla jego skóry. W odwecie Igaj na czele tygrysów i innych zwierząt, zniszczył osadę Oska Navłaya i wymordował jej mieszkańców. Ucław jako jedyny przeżył o dotarłszy przed tron Rytysława – króla Orlandu, napełnił jego serce strachem przed najazdem tygrysów na Orland i całą Europę. Król Rutysław zwołał w Velehradzie nad Odirną, Radę Królów Europy, która wytypowała przez losowanie posłów do ,,Cara – Tygrysa''. Lech III wyruszając na wyprawę, zostawił w stołecznym Niście swą żonę; królową Tatrę i dzieci – łącznikiem między nimi a ojcem rodziny był Sirrah – Enk w postaci nietoperza. Za przewodnika służył królowi i jego towarzyszom tygrys Uza, prowadzący ich okrężną drogą. Wszyscy oni zatrzymali się w karczmie bogatego chłopa Mikuły – syna i wyznawcy Welesa. Mikuła był bogaty w wyśmienite piwo, a w prowadzeniu zagubionej wśród tajgi karczmy pomagały mu zwierzęta – niedźwiedź Michał, kogut Pietuch i zając Filip. Lech III spotkał również chęchołajów – rasę sepleniących pół – ludzi, pół – rosomaków, rude, białe i srebrne lisołaki, Amura – cara rzeki tegoż nazwiska, jenota pielęgnującego samotną staruszkę, oraz władcę jeziora Nordlin; pasterza fok i króla; wodnika Ayałakaya, jego żonę Panią Krowiarkę, którą próbował uwieść wyrachowany człowiek Ičun, oraz ich zmiennokształtne córki Szyłkę i Nerkę, w których zadurzył się tygrys Uza. Po przezimowaniu u Cara – Wodnika, Lech III, Ruty i Kellu Simi – Abö opuścili Białopolskę i skierowali się do Ułan – Raptor.





,,Byłem ci ja raz, w kraju Białopol z Ovocem i Wiłkokukiem,
Teraz opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuuga!
Żyło raz, dwóch panów wielkich,
W Oceanie Białopolskim,
Aglu – smok i Kilu – wielo – ryb
Żyli jak z psem kot – wywołali niejeden sztorm
Bojem swym zawziętym!
Aglu miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie łapy miał jak mamut, a futro – sobolowe!
Razu pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej łaźni.
Cetus gaden:1 Oszczędź mi życie!
Dragonus gaden2: znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać, to spływaj do Obu!
Cetus gaden: Mam dwie łapy, to zamieszkam na lądzie!
Dragonus gaden: Niech tak będzie!
I tak Kilu wieloryb wylazł z toni,
A że był ciężki – pogrążył się w ziemi,
Teraz tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
'tata'''
- pieśń Deneba





Po powrocie Lecha III z pełnej przygód i niebezpieczeństw wyprawy na dwór króla Bengalii, uwięziony pod ziemią wieloryb Kilu wysłał biskupa morskiego w poselstwie do królowej Juraty, rezydującej w Morzun Joldów z prośbą o pomoc w odzyskaniu władzy nad Oceanem Białopolskim. Jurata zamieniła się w olbrzymią żmiję i uśmierciła swym jadem smoka Aglu – uzurpatora. Wówczas pękła białopolska ziemia i Kipuk Kilu powrócił do swych włości, lecz niestety stał się takim samym tyranem jak wcześniej Aglu i dopiero przypowieść o drzewach i ich korzeniach usłyszana z ust Juraty skłoniła go do opamiętania się. Siostry Szyłka i Nerka, córki Ayałakaya i Pani Krowiarki odrzuciły zaloty tygrysa Uzy, później zaś zostały wykorzystane i porzucone przez wąpierza Żuławisława z Burus, z którym udały się do Europy. Spotkały królową Tatrę, która wzięła je do niewoli po zdobyciu i zniszczeniu Żelaznego Zamku w Burus i przyjęła do swej rodziny. Po śmierci królowej Tatry, obie siostry osiadły nad Roxyzorem i ostatecznie przybrały postać pięknych jabłoni ,,aby służyć ludziom''. Gdy uschły, sporządzono z nich bramę o nazwie Wrota Europy.
W IV wieku ery jedenastej powstał łańcuch górski ze skamieniałego ciała węża Gorynycza oddzielający Białopolskę od Europy. Było to Pasmo Gorynycza, dziś zwane Uralem. Już po potopie, na początku ery dwunastej, słowiański bohater Żmij Ognisty Wilk w służbie króla Gwoździka bawił w białopolskich krainach: Orzechowej Ziemi, gdzie na monstrualnie wysokich drzewach rosły orzechy wielkości ludzkiej głowy zawierające mąkę, w Mangazji (Mangazeja), otoczonej górami republice kupieckiej, gdzie handlowano futrami i wydobywano magnez, oraz w chancie Czyta, gdzie uczestniczył w łowach na wieżozwierza. W Mangazji ugoszczony został przez ambasadora plemienia Raskoliczów z wyspy Białej Wody. Terenu ambasady strzegli Brontowie – jeźdźcy na wielkich, przypominających nieco nosorożce stworzeniach mających jeden rozwidlony róg na nosie używany w charakterze procy. Te i inne państwa i zamieszkujące je ludy zostały podbite przez Tartarów z Mogol, którzy utworzyli wielkie imperium ze stolicą w Sibir, czyli Uśpionej Ziemi. Chanat Sybiru (Sybir – Tartarii) od wschodu graniczył z pierwszym imperium sarmackim. Oba imperia prowadziły między sobą handel, ale też i walczyły ze sobą. Zaginioną bylinę o obronie przed najazdem Sybir – Tartarów napisał poeta Gajduk pochodzący z rodu słowiańskiego cara Grocha. Ów utwór jest obecnie rekonstruowany na podstawie ,,Kronik Sarmatów''.
W erze trzynastej kiedy na tronie Egiptu zasiadali Ramzesydzi, król Arakis z dysnastii Sarmatydów okupującej Analapię i Rox, wysłał wyprawę handlową do Białopolski. Od powracających kupców z Nowego Grodu Północy otrzymał w darze tygrysa i renifera. Wreszcie w XVI wieku ery dionizyjskiej, całą Sybir – Tartarię podbił i przyłączył do Rosji, kozacki ataman Jermak Atiefiejewicz. Podczas swej ekspedycji napotkał żywe mamuty – ,,góry mięsa'', w których żyłach płynęła krew Dudinki – córki wieloryba Kilu. Jednego z nich, o karłowatych rozmiarach wysłał nawet do Moskwy na dwór cara Iwana Groźnego. Jak mówią legendy Jermak nie umarł, ale śpi snem czarodziejskim i czeka, by się zbudzić i znów chwycić za broń. Nie on jeden tak ma wśród wielu innych bohaterów Sklawinii – Słowiańszczyny.


*




Kiedy na tron Imperium Sarmaticum wstąpił Sagramor XII, dziwne i straszne znaki ukazały się na niebie i ziemi. Wśród gwiazd ukazało się ramię ogniste, miecz dzierżące. Fale Morza Srebrnego wyrzuciły na brzeg wieloryba. Wylała na wiosnę Visana – święta rzeka Słowian, Księżyc wziął na siebie barwę krwi, zatrzęsły się trackie góry i zaraza przyszła. Widziano ogniste miotły na nocnym niebie, tułające się na rozstajach dróg w blasku Srebroniowym kościotrupy ludzkie, psie i końskie, kolanka, kobyle łby, wilkołaki, wąpierze i jakieś tułowie bez głów i kończyn, a pełzające jak wielkie ślimaki. W krew obróciła się poranna rosa, mleko świeżo wydojone od Mućki czy Krasuli, a także żółtko w kurzym jaju. Na domiar złego śnieg spadł obficie w dzień Jarych Godów, w czas radości z nadejścia z nadejścia wiosny. ,,Zło wielkie idzie'' – przepowiadali zarówno chaldejscy astrolodzy, jak też mądre baby wróżące z rozbitych jajek i jabłek toczących się po talerzykach.






Dwóch wołwchów, starców siwobrodych, kapłanów Słowian Wschodu, Ugoran i Zagoran od dłuższego już czasu prowadzili potajemne rozmowy nie z kim innym, jeno z samym Mao – girejem, chanem Sybir – Tartaru, w którego żyłach płynęła krew Zamolxa, co miał białego orła w herbie i Tartarucha – pierwszego chana Mogol. Wołwchowie obiecywali mu posłuszeństwo i wszelką inną pomoc w wojnie z Sarmatami, w zamian za wyzwolenie Sklawinii. Tajne służby sarmackiego imperium nic nie wiedziały o owym spisku, zaś Ugoran i Zagoran zasiadali w radzie królewskiej w stołecznym grodzie Bolosce i cieszyli się powszechnym szacunkiem. Dostojny Mao – girej rozważył ich propozycję i spodobała mu się. Cały Sybir na jego rozkaz począł się zbroić, dysponując wieloma informacjami niezwykle użytecznymi, przekazanymi przez Ugorana i Zagorana, jak też zdobytymi przez szpiegów przebranych za kupców. Wreszcie gdy na tron w Bolosce wstąpił bardzo młody, właściwie będący jeszcze dzieckiem, król Sagramor XII, syn Izamora, syna Hypastesa IV, syna Mezariusza, syna Dary I Sikoka z dynastii Amyntydów, wróg, któremu obca była litość, a liczny kiej ta szarańcza, bardziej luty od Neurów i Szamachanów, przekroczył Pasmo Gorynycza, niosąc ziemiom późniejszego Roxu gwałt i pożogę. Sybir – Tartarzy prowadzeni ku Bolosce przez Ugorana i Zagorana, jeździli na koniach – małych, brzydkich i włochatych, lecz bardzo wytrzymałych, ale także mamutach i rydwanach ciągniętych przez nosorożce włochate, z których to pomocą podbili słowiańskie kolonię Mangazję, Orzechową Ziemię i Białą Wodę. W owej wielkiej i strasznej armii, ludzi wspomagały prowadzone przez szamanów tygrysy i uzbrojone w maczugi małpoludy almy – ałmasy.





Z mandatu królów Sarmacji namiestnikiem prowincji Bela Roxolania, obejmującej ziemie krywickie był Wiszesław, syn Gromivraga. Wraz z nadejściem Sybir – Tartarów, Wiszesław złożył pokłon ich wodzu; generałowi Telebodze i ogłosił secesję z imperium Sarmatów. Uczynił to kosztem wielu istnień ludzkich, niby Masław i bracia Radziwiłłowie, dając posłuch swemu doradcy – pochodzącemu aż z Sinea (Ar – Chinea) smoku zwanym Ling, z którego krwi po tysiącach lat zrodził się niepokonany wojownik Bruce Lee. Słowianie, lud, który ponad wszystko umiłował wolność, a ponadto pielęgnujący pamięć o bohaterskich czynach cara Żmijewicza, Wspólnoty Słowiańskiej i wojen z Sarmatami, zrazu przyjęli Sybir – Tartarów jako niosących wyzwolenie, lecz rozczarowanie przyszło szybciej niż się spodziewali. Generał Teleboga brał liczny jasyr. Ludzi zdolnych do pracy; młodych i silnych, chłopów, lekarzy, artystów i rzemieślników pędził w okowach za Pasmo Gorynycza, podobnie jak urodziwe dziewczęta przeznaczone na nałożnice chana Mao – gireja, zaś wszystkich nieużytecznych – starców, kaleki, chorych, niemowlęta, noworodki i obłąkanych, bezlitośnie mordował i wznosił kopce z ich czaszek. Najeźdźcy rabowali wszelkie dobra, a czego nie zrabowali, to spalili, bądź zatruli. Gwałcili niewiasty jak też i dzieci obu płci. Nawet chramy i kąciny nie dawały przed nimi schronienia. Wiszesław, człek twardy i skłonny do okrucieństw, zapłakał po raz pierwszy od lat dziecięcych, gdy jego jedyną córkę Alionuszkę (imię to w erze trzynastej nosiła jedna z kochanek Juliusza Cezara pochodząca z Roxu) uprowadzona za Pasmo Gorynycza jako zakładniczkę....


*

W karczmie, podobnej do tej, w której w erze trzynastej, gospodarz Mikuła Sielanowicz, mąż straszliwego wręcz wzrostu i siły, tak jak kowal Bartosz Kowalski z Pawlaczycy, w którego żyłach płynęła krew olbrzymów, postawił piwo rodowi Golców, spotkali się słowiańscy bogatyri, obrońcy imperium Sarmatów. Raziwoj, syn komesa Stołojara; rudy jak Azazello, siłacz łamiący podkowy, przyjechał na mówiącym rumaku Sokole (Falconus) o płomiennej grzywie i ogonie, który teraz chrupał owies w stajni. Razem z komesem Raziwojem Stołojarowiczem, w czasie, kiedy za oknami, z nocnego nieba lało jak z cebra, przy jednym stole zasiadał baron Wiseryk von Huske, przez Słowian zwany Kózką, Germanin zza Lebany, służący za żołd królowi Sarmatów. Od owego to Wiseryka bierze swój rodowód rodowód bł. Karolina Kózkówna, która poniosła śmierć męczeńską w czasie I wojny światowej broniąc swego dziewictwa. Trzecim biesiadnikiem był olbrzym Igołom (Igolomus); syn Stołogora, albo nawet samego cara Światogora, założyciel grodu Igołomii (Igolomiya), którego głowa sięgała do sufitu.
- Powiadają ludzie – zabrał głos pan Wiseryk o długich, czarnych włosach – że ten świat się kończy, że to się zaczął Ragnarök, jak na to mówimy w Germanii, albo Kalijuga, jak powiadają w Ar – Hindzie.
- A juści – odparł Raziwoj – ci z Sybir – Piekielnicy to zaiste pomiot Gorynycza – Surta – Arymana. Ten bój Potęg Dobra i Zła może być bojem ostatnim, który zakończy dzieje. Nim Agej zwycięży, świat czeka jeszcze wiele cierpień. My możemy się tylko uchwycić złotego łańcucha pani Mokoszy, zawołać ,,Sława Enkom''! i do przodu.
- Wy, Słowianie sporo mówicie o Ageju i jego bogach. A gdyby tak ich nie było? A co gorsze, nie byłoby sił dobra, jeno samo zło? - wątpił pan Wiseryk.
- To pytanie jest źle postawione, Sasie – rzekł olbrzym Igołom. - Zło nie może istnieć bez dobra, nie jest przeciwstawną mu potęgą, jeno jego brakiem. A walczyć z Czarnobogiem pod sztandarem Białoboga, należałoby nawet wówczas, gdyby żadnego Białoboga nie było.
- Mówi się, że ci z Sybiru to mają głowy psów; pożerają ludzi i piją ich krew – rzekł Germanin.
- A więc damy im galantną odprawę – skwitował komes Raziwoj.
Dalsza rozmowa zeszła na temat jak to Sybir – Tartarzy w bitwie pod Małanką, sto wiorst od stołecznej Boloski, naszpikowali strzałami bana Grochomira, łowczego króla Sarmatów, z którym komes Raziwoj zawarł braterstwo krwi.
Tymczasem wołwchowie Ugoran i Zagoran zrozumieli, że ich zdrada nie przyniosła Słowianom wolności, jeno nową, jeszcze cięższą niewolę. Chcieli się wycofać i wyprosić przebaczenie u króla Sarmatów, lecz generał Teleboga odkrył plany obu świętobliwych mężów i rozkazał udusić ich jedwabnymi szarfami barwy zielonej.






Panowie Raziwoj, Wiseryk w antracytowo czarnej zbroi i olbrzym Igołom w imperialnych szeregach bili się pod Kutawą wśród lasów i bagien zbuntowanej prowincji Bela Roxolania. Gdy zapadł zmierzch do namiotu pana Raziwoja, niczym Priam do Achillesa przybył potajemnie mąż w czarną opończę odziany, trwożliwie skradający się w strugach deszczu. Okazało się, że był to sam zbuntowany namiestnik Wiszesław Gromivragowicz.
- Czy wiesz, że powinienem cię teraz ubić? - spytał groźnie Raziwoj, lecz Wiszesław padł przed nim na twarz jak Częstogniew I; król Analapii, przed Aleksandrem Wielkim i zaskomlił z płaczem.
- Chciałem wolności dla Słowian; nie myśl, że nie żałuję swego wyboru.
- Każdy zdrajca tak mówi, że chodziło mu o co innego niż o swą korzyść – zauważył trzeźwo komes Raziwoj.
- Nie przyszedłem cię prosić o litość dla siebie, jeno dla mej córki, Alionuszki – Wiszesław nagle wstał i przestał płakać. - Chan Mao – girej wziął ją razem z innymi zakładniczkami do Azji, za Pasmo Gorynycza. Jeśli odstąpię Sybir – Tartarów, moja córka zginie, a jest piękna, młoda i niewinna temu wszystkiemu co teraz zaszło. Mówią o tobie, żeś bogatyr, nie pozwól więc jej zgnić w babińcu chana!
- Bądź dobrej myśli – rzekł niespodziewanie ciepło Raziwoj, który zawsze się litował nad niedolą niewiast. Nie ubiję cię w boju, a jeśli pójdziesz w pęta, wstawię się za tobą u króla przez wzgląd na twoją córkę, nie na ciebie. Oczywiście wyruszę jej szukać tak szybko jak to będzie tylko możliwe – kniaź Wiszesław podziękował i pospiesznie opuścił namiot, ścigany przez deszcz i wichurę.


*

,,I tak się wojsko przez burzany pruło, niczym prąd potężny sumów, albo łososi'' – pisał o ówczesnych wydarzeniach poeta Julisław Slavonicus. Król sarmacki rozesłał wici, aż po najdalsze kresy swego imperium. Pod ciosami mieczy i maczug padła Bela Roxolania; na Wiszesława nałożono pęta i wtrącono do ciemnicy. To wstawiennictwu komesa Raziwoja buntownik zawdzięczał darowanie życia. Nieujarzmione dotąd, półdzikie hordy wciąż były spychane na wschód. Trasę ich odwrotu znaczyły sterty trupów ludzkich i końskich, aż doszło do decydującej bitwy pod Jasną Polaną. Pod stanicami Sagramorowymi stanęli pospołu Sarmaci i Słowianie, Trakowie, Dakowie, Kimerowie, Grecy i Persowie; mrowie rycerstwa kolczugą a karaceną okrytego, ze skrzydłami orłów przypiętymi, na koniach rączych zasiadającego. W szeregach sarmackich szli oszczepnicy i tarczownicy z toporami; była jazda lekka i ciężka. Nie zabrakło też łuczniczek. Półnadzy Murzyni z Ar – Nubistanu stanęli przeciwko Jakutom z Sahy, słonie z Hindu przeciw mamutom, po stronie sarmackiej walczyły też smoki z Sinea (ich pobratymcę Linga, co doradzał Wiszesławowi secesję – powieszono). Była to ostatnia bitwa. Sarmaci i ich sprzymierzeńcy wycięli w pień Sybir – Tartarów; nikt nie zabiegał o litość, bo też nikt jej nie znał. Sam generał Teleboga poniósł śmierć z ręki pana Wiseryka, dowodzącego oddziałem najemnych berserków z Nürtu. Odcięto mu głowę i nabitą na oszczep zaniesiono królowi Sarmatów. Trwające wiele lat zmagania zakończyły się podpisaniem pokoju u stóp Pasma Gorynycza. Dla komesa Raziwoja nadszedł czas, aby wypełnić obietnicę złożoną uwięzionemu Wiszesławowi.


*

- Jeśli chcecie znać moje zdanie – mówił pan Wiseryk jak zawsze okryty czarną zbroją, mający pod sobą karego ogiera Schwarzenygra – tom nigdy nie słyszał większej bzdury, że zwykły bat może być zaczarowany. Już prędzej uwierzyłbym w straszący ręcznik jako siedlisko sił nieczystych! - komes Raziwoj już sto razy tłumaczył zaprzyjaźnionemu Sasowi, że posiadany przez niego bat przed potopem należał do okrutnego władcy, Kościeja i że zdobył go w sarmackiej prowincji Ar – Kolchistan, przez Słowian zwanej Hruszja, w ruinach spalonej przez siebie świątyni czcicieli Kościeja. .
Gdy jechał na swym mówiącym koniu o płomienno rudej grzywie i ogonie, a obok niego szedł olbrzym Igołom niosący wielką maczugę, cała trójka zatrzymała się, wypatrując brodu pozwalającego przejść przez rzekę Smorodinę. Wówczas pan Raziwoj strzelił z Kościejowego bata i nagle nad rzeką rozpiął się most nad wszystkie mosty, okazały i zdobiony. Wówczas Wiseryk uwierzył, że jego przyjaciel naprawdę zdobył bat Kościeja, zaś mówiący koń wyraził nadzieję, że owym biczem można nie tylko stawiać mosty, ale i walczyć. Jeden tylko Igołom nie podzielał powszechnego entuzjazmu.
- Chyba wyleciała wam z pamięci opowieść o królowej Tatrze, która po zdobyciu zbuntowanego grodu Crinix, znalazła w nim czarodziejską ciupagę, zabijającą na życzenie posiadacza. Wiecie co z nią zrobiła? Spaliła ją, wiedząc od białego rysia Deneba, że owa ciupaga zniewala duszę i unieszczęśliwia tego komu służy. Tak samo może być z batem Kościeja; skądinąd okrutnego czarnoksiężnika opętanego przez złe moce. Nie ma dobrej magii, a biała magia jest wtedy gdy się wzywa siły zła do czynienia dobra.
- Przesadzasz – stwierdził ognistogrzywy koń Sokół.
- Nie jestem ogrodnikiem – obruszył się Igołom.
- Oj, nie chwytaj mnie za słówka – zarżał Sokół.
- To może lepiej złapię cię za ogon? - spytał olbrzym.
Wszyscy się roześmieli, lecz po tej rozmowie czarodziejski bat Kościeja, stawiający mosty nad rzekami gdzieś się zapodział.


*



Gdy komes Raziwoj i jego towarzysze przejeżdżali przez prowincję Bela Roxolania, której nowym satrapą został Kazimir, syn Sędzigniewa, na skraju lasu ukazała im się Leśna Matka. Dziewanna Šumina Mati trzymała w białej swej dłoni niczym berło złoty kwiat noszący jej imię; okrywała ją suknia barwy szmaragdów obszyta futrem popielicy.
- Pokój wam i sława, witezie – pozdrowiła obrońców imperium. - Nie jest mi tajnym cel waszej wyprawy, przeto pozwólcie, drodzy junacy, że spróbuję przyczynić się do waszego zwycięstwa – żona Boruty dobyła z kalety kościany gwizdek i zagwizdała na nim.






Na jej zew zbiegły się zrodzone z jej łona przed wiekami Myszy Dziewańskie, których krew płynęła w żyłach małych mścicieli stryjów Popiela. Myszy, śmiałe i całkiem duże jak na zwierzęta swego gatunku, o lśniącym, szarym futerku i zawadiacko podkręconych wąsach, nosiły czerwone pelerynki, w łapkach zaś trzymały rapiery. Na czele ze swym kapitanem, Piszczypałą, pokłoniły się do ziemi przed Raziwojową drużyną.
- Nie gardźcie nimi z powodu ich nikczemnego wzrostu – rzekła Dziewanna – bo kto wie, czy nie uratują wam życia w chwili gdy najmniej będziecie się tego spodziewać – junacy podziękowali puszczańskiej królowej i razem z myszami pospieszyli na wschód, ku Azji. Jeden tylko koń Sokól, o którym powiadano, że był niedowiarkiem, boczył się na szare zwierzątka, na widok których przesławny potomek Ginety, Józef Piłsudski gotów byłby wskoczyć na krzesło. Sokół wątpił w to, by myszy mogły w czymkolwiek pomóc.








Był listopad, gdy drużyna smagana uderzeniami wichrów i ulewy przekroczyła Pasmo Gorynycza, a z nim – rubież sarmacko – sybirską. Aliona Wiszesławna, panna rzadkiej urody, wdzięku, słodyczy, dobroci i czystości, której kosa zapleciona w grube warkocze jaśniała jak złoto, wielkie jak u wołu oczy niczym szafiry, a jedwabista cera jak perły, z wielkim płaczem opuściła w pętach bezpieczny i przytulny dworzec jej ojca. Jej łzy przywracały wzrok niewidomym, a spod jej stóp białych wyrastały pachnące zioła i kwiaty. Po przybyciu do zagubionej wśród nieprzebytych puszcz stolicy Chanatu, zamieszkała w okazałej jak jakiś pałac jurcie Mao – gireja, a towarzyszkami jej niedoli były inne Słowianki i Sarmatki; urodziwe i dziewicze córki znakomitych rodów. Tak jak ongiś Kaztia, siostra Tatry, w babińcu Kościeja, tak teraz Alionuszka niosła pociechę tym, z którymi dzieliła krzywdę.
Jej niewola dobiegła kresu, pewnej nocy, kiedy to biały płaszcz zasp pokrył tajgę. Wtedy to kiedy chan Mao – girej zajęty ucztowaniem, w granicach Grodu Uśpionej Ziemi pojawili się pan Raziwoj, Wiseryk, Igołom i myszy Dziewańskie. Te ostatnie zasięgnąwszy języka u swych pobratymców, zlokalizowały Alionuszkę w siedzibie chana. Komes Raziwoj odetchnął z ulgą, dowiedziawszy się, że dziewczyna żyje, słyszał bowiem od jej ojca, Wiszesława, że miała być uduszona jedwabnym sznurem, gdyby Bela Roxolania miała zawieść oczekiwania Chanatu. Pan Raziwoj i jego towarzysze, rozpędzając straże jak prosiaki, weszli do jurty władcy Sybir – Tartarów z żądaniem uwolnienia wszystkich brańców i branek z ludu Słowian i Sarmatów, szczerze obiecując darowanie życia chanowi i jego poddanym w zamian za spełnienie ultimatum. Mao – girej gdy przetłumaczono mu owe słowa, wpadł w wielki gniew, tak, że omal nie zadławił się baraniną, a jego twarz okryła purpura. Piskliwym jak u kastrata głosem nakazał łucznikom szyć do zuchwałych przybyszów zza Pasma Gorynycza. Ponadto wydał rozkaz, aby bez litości wysiec szablą wszystkie niewolnice, aby bohaterowie nie mogli ich ocalić, nawet gdyby udało im się pokonać pretorianów. ,,Nec Hercules contra plures'' - powiada przysłowie. Łucznicy zdawali się być licznymi jak robactwo; na miejscu siedmiu ubitych, zjawiało się dziesięciu nowych, zaś tarcze bohaterów były pokryte ich zatrutymi ciemieżem strzałami jak jeż kolcami. Sprawę uratowały myszy, gwardia Dziewanny, które przedostały się ku chanu i rzuciwszy nań pożarły żywcem, kawałek po kawałku, gasząc jego plugawy żywot. Sybir – Tartarzy, także ci co zaczęli zabijać niewolnice o zasznurowanym sromie, widząc śmierć wodza, w jednej chwili utracili całe swe męstwo i jęcząc o zmiłowanie, poczęli uciekać w tak dzikim popłochu, że obalili jurtę.







Junacy nie ścigani przez nikogo, powrócili do Sarmacji z ocalonymi niewolnicami, a król Sagramor XII nadał im ziemię i odznaczył Orderem Dębu, ustanowionym specjalnie dla Słowian. Baron Wiseryk von Huske pojął za żonę Otylię, córkę Sikandera, zaś komes Raziwoj poślubił Alionuszkę. Miał z nią syna Racława (Raclavus), który założył wielki podówczas gród Racławice. W 1794 r. w owej miejscowości odbyła się wielka bitwa polskich kosynierów z Moskalami.





1 Wieloryb mówi
2 Smok mówi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz