-Proszę kochanego pana, oto pańska recepta – powiedział znajomy lekarz, który robił Dziadkowi badania na cukrzycę.
-Dziękuję panie Starakowski – powiedział Dziadek – widzi pan doktor , jak to mówią „starość nie radość”.
-Zwracam uwagę, że cukrzyca nie jest żadną koniecznością – dopowiedział Starakowski – słuchaj pan moich zaleceń, a nie zachorujesz na nią – nie spożywaj za dużo cukru, więcej się ruszaj, nie pij, nie pal...
-Moim zdaniem palenie to „kretyństwo”. Picie alkoholu też. Jeszcze gdy mieszkałem w Brodnicy to gdy moja babcia wróciła ze szpitala, ( do którego się dostała z powodu palenia, bo się jakieś „niteczki” wokół serca zerwały) i chciała zapalić, to wie pan co zrobiłem? – pytał Dziadek. – Z pełną determinacją włożyłem babcinego papierosa do herbaty!
-Brawo! Gratuluję pańskiego stosunku do zdrowia! – wykrzyknął lekarz.
-O tym się dużo nie mówi, ale palenie przyczynia się do głodu, bowiem uprawy tytoniu niepotrzebnie zajmują ziemię, na której można by uprawiać inne rośliny, a co za tym idzie wielu ludzi głoduje. Nie mówię tu już o tym, że człowiek paląc oddaje się w niewolę szaleńca... Przemysł tytoniowy powinien być potępiony na równi z nazizmem i komunizmem, bo też przyczynia się do śmierci milionów niewinnych ludzi – powiedział Dziadek.
-Nigdy nie rozmawiałem z
mądrzejszym pacjentem – pochwalił doktor Tytus Starakowski.
-Też jestem śmiertelny, panie
doktorze. A lekarstw pan wypisał, że, że... chce pan dostać za to
„Nike” czy „Nobla”? A może „Pulitzera”, za te skrzydlate
słowa z recepty? – żartował Dziadek.
-A wiesz pan, panie Kujawski, że
szkoda, że panaceum , taki lek na wszystkie choroby nie istnieje? –
spytał dr. Starakowski. – Wtedy nikt by nie żartował, że piszę
powieść o farmaceutach! – zakończył. – Oczywiście to tylko
marzenie – dodał.
-Nic nie wiadomo – zaoponował
Dziadek – kiedyś loty kosmiczne też pozostawały w sferze marzeń.
-To prawda, ale porównanie nie jest
żadnym argumentem. W Polsce mimo stale rosnącego bezrobocia, są
dwie grupy, którym nie grozi ono. Są to księża, bowiem Bóg
obdarowuje powołaniami w każdej porze, bo jest ponad czasem, a Jego
miłość uniwersalną – mówił lekarz. – A drugą grupą
jesteśmy my, lekarze, albowiem co roku pojawiają się nowe choroby,
co jedną wyleczymy, już mamy 10 nowych paskudztw. Poza tym –
ciągnął – sama idea panaceum jest mitem, ponieważ jak mówił
Paracelsus: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest
trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę” – zakończył
dr. Starakowski.
-Mimo wszystko spróbuję... –
powiedział nieśmiało Dziadek.
-Z pana to jest kawalarz, panie
Kujawski! Ale jak panu się uda, to dam panu – 10 zł i worek
kartofli! – śmiejąc się zakończył lekarz.
-Umowa stoi – odparł Dziadek.
-Miło mi się z panem gawędzi, ale
inni pacjenci czekają – zakończył doktor.
Panowie się pożegnali, po czym
Dziadek wrócił do Domu. Wszyscy siedzieli przed Wyrocznią Domową,
której zadano pierwsze pytanie:
-Z czego zrobić panaceum?
-Stułbia płowa ( Hydra vulgaris),
stułbia zielona ( Hydra viridis)... – odpowiedział telewizor.
-Rozumiem. Co dalej? Czym i jak ma się
odbyć produkcja? – zapytał Dziadek.
-Sport i zbrodnia, światło dla parku
z dinozaurami, wygnane zostało.
-„Służy do grania, a nie do
zabijania” – powiedziała Hel.
-A myślałem, że tylko ja umiem tu
myśleć – pochwalił Dziadek. – Oto całościowa interpretacja:
Panaceum zrobimy z wody, po grecku
„hydor”. Pojedziemy nad Bałtyk ( Bałtas Jura, po
litewsku – Białe Morze) i będziemy używać kijów baseballowych
do bełtania wody. Uzyskana piana to będzie Atyrma – Woda Życia.
Jak uradzono tak zrobiono – cała
rodzina, łącznie ze zwierzętami wyjechała do Świnoujścia.
Wszyscy zabrali kije baseballowe, do bełtania morza ( Midgard
trzymał swój kij w pysku). Pomysł zatwierdzono na posiedzeniu
Rycerzy Prostokątnego Stołu, któremu przewodził „król” Tata,
a Dziadek był jego doradcą.
-XIV Zjazd Domowy Rycerzy Prostokątnego
Stołu, trzyosobowych dwójek, dwuosobowych trójek, okrągłych
kwadratów i czterystoosobowych tandemów – uchwala wyprawę do
Świnoujścia w celu uzyskania Atyrmy, którą Dziadek zamierza
zastosować jako panaceum – mówił Tata. – Z obecnych uchwał
wynika, że akcję powinniśmy przeprowadzić wczesnym ranem, aby nas
nie zamknęli w zakładzie psychiatrycznym w Tworkach. Uzyskany lek,
będziemy przechowywać w butelce. Jak okaże się skuteczny,
będziemy udzielać go bezpłatnie, aby wszyscy potrzebujący mogli
skorzystać. Nie róbmy tego dla sławy! A więc: na Dworzec
Centralny wszyscy, kije baseballowe w dłoń i nad Bałtyk goń, goń,
goń...
Salwy oklasków przerwały wypowiedz
Taty. Nad Bałtykiem cała Rodzina wyciągnęła kije i zaczęła
pracowicie tłuc wodę i zbierać pianę. Nawet Norab wszedł do
morza i wyobrażał sobie, że jest tarajem, tygrysem, lub jaguarem
i, że nie boi się wody. Nasi bohaterowie zebrali już dużo
leczniczej pianki, ale Dziadek uznał, że jeszcze powinni
popracować. Tymczasem poranek się kończył i zaczęli przychodzić
pierwsi plażowicze.
-O widzę fanów „Pogoni”! –
ktoś wykrzyknął. – Myślałem, że nawet na plaży noszą swoje
szaliki, ale chyba się pomyliłem.
-Ależ Heniu, nie wszyscy kibice są
przecież chuliganami! – strofowała męża żona.
-Hej wy! – zakrzyknął z bliska
jakiś otyły, czerwononosy, wąsaty mężczyzna z żoną i małymi
dziećmi. – Kogo wy bijecie? Miłośnika „Widzewa Łódź”, czy
może „Lecha Poznań”? – zagadnął bezczelnie.
-„Wisły Kraków”! odpowiedziała
Hel.
-Moja córka tylko żartuje –
sprostował Dziadek – my tylko prowadzimy eksperyment naukowy.
-A mi się widzi, że nielegalnie ryby
łowicie tymi kijami! Kłusownicy jesteście!
-Robimy panaceum – sprostował Tata.
-Nie rozśmieszajcie mnie, proszę!
Czy ten pan Ceum ma się urodzić z wody, czy raczej ma mieć wodę z
mózgu?!
-Panaceum to lekarstwo na wszystkie
choroby – wyjaśnił uprzejmie Tata.
-Może fabrykujecie leki homeopatyczne?
– zaciekawił się ojciec rodziny.
-Oj, panu się „zbiera”! –
wykrzyknął Wujek Aloś z Elbląga. – My jesteśmy normalną,
katolicką rodziną, a za te oszczerstwa powinien pan siedzieć w
Piwnicy do końca życia. Strzykawka powinna kłuć pana w ten
plugawy język, a Kał wchodzić do pańskiej niewyparzonej gęby, a
im więcej zwymiotuje, tym więcej trzeba będzie łykać! –
zakończył tyradę.
-Synu – strofował Dziadek – nie
bądź wulgarny!
-Patrzcie go sadystę – szepnął mąż
do żony – mógłby zostać doradcą Dantego.
-Dlaczego to ma być oszczerstwo –
spytała żona chamskiego mężczyzny – przecież to dobrze, jak
się komuś ratuje życie?
-A może pani myśli, że cel uświęca
środki? – zapytała Mama.
-A czemu nie? – spytał czerwononosy
blondyn.
-No przepraszam – wtrącił Dziadek –
czy np. gdyby zabić Balcerowicza, aby Polacy nie marli z głodu, to
myśli pan, że tak wolno?!
- A dlaczego nie?
-Bo wszyscy ludzie są stworzeni na
obraz i podobieństwo Boże i zostali odkupieni najdroższą Krwią
Chrystusa na Krzyżu! – tłumaczył Dziadek. – Dlatego nie wolno
zabijać nawet Balcerowicza.
-Państwo są zapewne z Torunia –
zasugerował podchmielony człowiek – bo w Toruniu mieszka ksiądz,
który tak uczy.
-Nie, ze Szczecina, ale ten ksiądz nie
mówi nic sprzecznego z nauczaniem Kościoła, a poza tym sumienie i
rozum ma pod czaszką, a nie pod szklanym ekranem jak wielu innych
Polaków, wydających wyroki bez sądu na wszystkich, którzy myślą
inaczej niż oni, którzy mają władzę. – celnie zripostowała
Hel. – Oczywiście on też popełnia błędy jak wszyscy; mówię
tu o tzw. „chrześcijaństwie przeżyciowym”, uznającym za
wartościowe tylko pozytywne doznania religijne i o niemiłosiernym
postąpieniu z dziennikarzem z „Trybuny”, bowiem każdy człowiek
niezależnie od tego w co wierzy ma prawo bać się bezrobocia, tak
jak boi się śmierci .Odnośnie „chrześcijaństwa przeżyciowego”,
w popierającej go gazecie zaistniał piękny wyjątek:
,,Tak naprawdę nie można w życiu chrześcijanina oddzielać tego, co świeckie, i tego, co religijne, Boże. Jezus uświęca całe nasze życie. Codzienność i świętowanie, trud pracy i modlitwy, płacz i smak porażki, radość i ludzką nadzieję. Wszystko. Dla Niego nie ma wzniosłych i niewzniosłych rejonów naszego życia. Takich, gdzie można Go zaprosić i gdzie nie wypada Mu wejść''.
-No dobrze, ale co jest złego w
homeopatii? – zapytała żona opilca.
-Bo jest to „robienie wody z mózgu”!
– powiedziała Babcia. – Namydli się choremu człowiekowi oczu,
że to coś działa, a to „bujda na resorach”. To nie działa, a
jeśli nawet to autosugestia, albo złamanie pierwszego przykazania
grożące opętaniem! – zakończyła.
-Poza tym – dodał Dziadek –
współczesna medycyna szarlatańska, sprzedawana często pod szyldem
„naturalnej” ( najlepsza jest komplementarna) znakomicie leczy
portfele z nadmiaru pieniędzy, wywołującego chorobę, zwaną
„bogactwem”. Na dodatek Hahnemann, który stworzył homeopatię
był masonem i spirytystą.
-I co w tym złego? – spytał plażowy
opilec. – Ja lubię spirytus!
- O tym się nie mówi, ale masoni w
Meksyku i w Portugalii poczynali sobie nie lepiej niż naziści w
Niemczech, a bolszewicy w Związku Radzieckim – powiedział
Dziadek. – Dodatkowo ogłupiają ludzi różnymi „bzdetami”, z
których „New Age” jest najnowszą zbijając na tym dużo
pieniędzy i są chorzy z nienawiści do Kościoła niczym czterystu
J. Urbanów i sześciuset R. Kotlińskich.
- Człowiek się męczy jak z wami gada
– machnął ręką wielbiciel chmielowego napoju. – Jak słucham
o waszej Piwnicy, gdzie się człowiekowi wpycha Kał do gęby, to aż
mi się lodów odechciało, ale „gadane” co niektórzy z was
mają, nie zaprzeczę – myślał o Hel, ale nie chciał aby żona
była zazdrosna. – Mam nadzieję, że wasz pan Ceum będzie umiał
leczyć choroby psychiczne... – zakończył szyderczo.
-No, nie tego nie zdzierżę! –
zakrzyknął Wujek Aloś. – Nie dość, że pan nie pomoże, to
jeszcze przeszkadza i wyzywa nas od pseudokibiców, kłusowników,
szarlatanów, masonów, sekciarzy, a teraz jeszcze od umysłowo
chorych! Fenrir! Bierz tego dziada, bo jest nudny, jak flaki na
oleju! – zakomenderował nie zdając sobie sprawy z tego co
powiedział.
Posłuszny pies wyszedł z wody i
rzucił się na opoja przegryzając mu tętnicę szyjną. Piasek
poczerwieniał, matka z dziećmi w krzyk i płacz, a że przyszło
więcej ludzi, bo już było wczesne południe, ogarnęła ich
panika. Padały krzyki „Mordercy”!, ktoś dzwonił na policję, a
nasi bohaterowie zbledli z przerażenia.
-Ja.... ja.... ja..... ja.......... nie
chciałem go za... za... bić! Nie myśśślałeem co, co ro...ro...
bię! Buuuuuuu! – płakał Wujek Aloś z Elbląga.
-Jaja są w kurniku – powiedział
Dziadek – i nic tobie nie pomogą.
-Ale ja nie wytrzymałem, on tak mnie
„wnerwił”, że mnie nerwy puściły, ale ja nie chcę być
mordercą! Buuuuu!
- Już rzęzi, ale jeszcze żyje –
uspokoił Dziadek. – Jeśli żałujesz swojej nierozwagi, weź
Atyrmę i oblej nią krwawiące miejsce – wypróbujemy czy działa
i czy nie ma skutków ubocznych.
Wujek Aloś rzetelnie spełnił co mu
Dziadek nakazał. Wynik przerósł oczekiwania; człek wstał i
krzyczał:
-Ratunku! Ratunku! Zabierzcie tego psa!
Jego żona i dzieci były w szoku –
wszak po przegryzieniu tętnicy nie została nawet blizna, co
ciekawsze – nos niedoszłego denata stracił czerwone zabarwienie.
-To cud! – krzyczeli jedni,
-Skutek hipnozy! – drudzy,
-To sen! – trzeci i szczypali się
nadaremno,
-Ktoś tu kręci film sensacyjny! –
czwarci,
-Pokazy sztuczek czarodziejskich! –
inni,
-To jacyś sekciarze! – jeszcze inni,
-Kosmici! – bez komentarza,
-To jakiś pokaz niekonwencjonalnej
medycyny! – następni,
- Czy wiesz gdzie ostatnio położyłem
alkomat? – pytał mąż żony,
- Ktoś w hotelu dał nam narkotyki! –
jeszcze następni,
- Przepraszam, jak się dostać do
psychiatry?
Od takich wypowiedzi było głośno na
całej plaży. Tymczasem przyjechał radiowóz policji.
-Przepraszam – powiedział policjant
– kto jest poszkodowany?
- Ja – powiedział niedoszły denat –
ten facet kazał temu brytanowi, aby mi przegryzł gardło, i wyszło
z wody takie bydle, duże z zębami, przegryzło mi gardło, aż tu
na piasku krew leży...
Policjanci patrzyli z niedowierzaniem,
bowiem zeznający nie miał nawet najmniejszej blizny na szyii. Na
piasku i pysku Fenrira też już nie było krwi.
- Czy to prawda? – zwrócili się do
rodziny Kujawskich.
- O, o, prawda, panie władzo – mówił
niedoszły morderca. – Kazałem Fenrirowi, aby brał tego dziada,
bo mnie „wcukrzył”, ale nie myślałem aby go zabić. Potem
Dziadek dał mi Atyrmę, czyli panaceum i on choć już rzęził
przeżył.
-Bo ja się założyłem z lekarzem
rodzinnym, panem Tytusem Starakowskim, że wynajdę lek uniwersalny –
powiedział Dziadek.
Po krótkiej naradzie dowódca
policjantów stanął na środku plaży i przemówił.
-Szanowni obywatele! Wiem, że lubicie
opaleniznę, ale nadmiar słońca szkodzi i min. można się nabawić
udaru słonecznego, czego byliśmy wszyscy świadkami przed chwilą.
Proponuję, aby zamiast bez przerwy tylko leżeć jak na patelni, a
potem mieć majaki, pójść do wody, lub do cienia, aby uniknąć
podobnej sytuacji. A jeśli następnym razem, zechcecie wezwać nas,
upewnijcie się, czy zagrażające wam niebezpieczeństwo jest
prawdziwe, czy wyimaginowane. Wiecie na pewno, że mamy „całe
miasto na głowie”, więc dobrze się zastanówcie, ile może
kosztować podobny głupi kawał. A teraz żegnamy obywateli i
życzymy miłego odpoczynku.
Po tych słowach policja odjechała.
Nasi bohaterowie ubrali się i czym spiesznie udali do Szczecina ( po
drodze Córka uzdrowiła Atyrmą użytkownika wózka inwalidzkiego,
naprawiła stłuczoną butelkę, a nawet przywróciła do życia
kota). W pociągu Dziadek pouczał Wujka Alosia.
-Bo wiesz, twoją wadą jest – mówił
– to , że najpierw zrobisz, a potem pomyślisz. A to tak nie
trzeba, ale odwrotnie – najpierw pomyśleć, a potem zrobić.
Wujek Aloś z Elbląga bardzo żałował
swojej wpadki.
Po powrocie do Szczecina, Dziadek
ofiarował Atyrmę swojemu lekarzowi i... wygrał zakład. Rodzina
zrezygnowała z opatentowania leku, aby wszyscy mieli do niego dostęp
jak najszybciej.
Niestety, pierwsze prawdziwe panaceum
wywołało zawiść firm farmaceutycznych ( nazw nie wymienię)
bojących się bankructwa. Ostatecznie dr. Starakowski zginął w
wypadku samochodowym, zaś do Domu wtargnęła brygada
antyterrorystyczna; mieszkanie zdemolowała, a rodzinę pobiła
grożąc, że zabije gdy cokolwiek powie. Cały zapas Atyrmy został
skonfiskowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz