„krab wełnistoszczypcy, krab wschodni ( Eriocheir sinensis ) – gatunek skorupiaka z rzędu dziesięcionogów ( sekcja Brachyura ). Dł. do 90 mm.; ciało owalne; szczypce pokryte kutykularnymi szczecinkami. Występuje w wodach słonawych i słodkich; pochodzi z Azji Wsch., do Europy zawleczony na początku XX w.; pospolity w Bałtyku, Odrze i Wiśle. [ Sz. B. ]
Czesław Jura ( red.) „Encyklopedia Biologiczna tom V Ją – Kr” Wyd. Opres
Bezpośrednia przyczyna opisywanych tu
wydarzeń, miała miejsce w czasie letnich wakacji. Pewna bliżej
nieznana rodzina, złożona z męża, żony i dwóch synów pojechała
do Międzyzdrojów. Tam jeden z braci nawiązał kontakt z królową
Bałtyku, Juratą.
-Wiecie co się stało? – pytał
kolegów przy piwie jego starszy brat Mirosław – Władek spotkał
taką „babę”, której „stary” ma cały Bałtyk dla siebie!
-Chyba należy do jakiejś organizacji
międzynarodowej? – z powątpiewaniem pytali koledzy.
Również rodzicom nie było to
obojętne.
-Patrz co ci twój głupi brat zabiera!
Tyle pieniędzy i chyba też władzy nad państwami członkowskimi!
Jak byś miał dobrego prawnika, to przy rozwodzie, zabrałbyś
więcej „kasy”, niż cały Rząd RP, a nawet jemu samemu mógłbyś
podbierać! – nalegali rodzice Mirka i Władka.
-A co mam robić jak on tylko za tą
jedną chodzi? – wątpił starszy brat.
-Możesz go nawet zabić! – radzili
rodzice. – Wyglądacie przecież identycznie i nawet głos macie
podobny.
W nocy ojciec i matka przecięli
młodszemu synowi gardło scyzorykiem gdy spał, po czym złożywszy
ciało na podłogę rozpuścili je kwasem siarkowym. Ten sam los
spotkał zakrwawioną pościel, zaś scyzoryk po wypłukaniu
powędrował z powrotem do kieszeni ojca – mordercy. Następnego
dnia, wyrodni rodzice zawiadomili policję o tajemniczym zniknięciu
syna, aby uniknąć podejrzeń. Na całej wyspie Wolin zawisły
kartki z wizerunkiem rzekomego zaginionego i obietnicą nagrody.
-Jak tylko pomyślnie przeprowadzi się
sprawę rozwodową – mówiła matka – granice morskie państw
nadbałtyckich, będziemy mogli mieć w... [ słowo nie nadające się
do druku ]. Dawno chciałam jechać do Szwecji, a nie lubię
biurokratycznych celników.
Tak więc Mirosław Majkowski, udając
swojego brata Władysława stanął o brzasku, nad morzem oczekując
spotkania z królową Bałtyku. Ujrzał wychodzącą z wody
czarnowłosą kobietę w sukni z bursztynów – krwi jej siostry
Mokoszy, którą ta wylała ożywiając swoje odbicie w lustrze,
obecnie tą, która sprawuje rządy nad „Bałtas Jura”.
-Powinienem pokazać ci hotel, w którym
mieszkamy – mówił oszołomiony, patrząc na ociekające wodą
długie włosy i zwisające z uszu paciorki z drobnego, brązowego
bursztynu.
Starszy brat Majkowski, starał się
nie okazywać zmieszania, ale w rzeczywistości do rządzy A, doszły
rządze B i C, zwiększając jego i tak już wielką nędzę duchową.
W wielkich, niebieskich oczach dojrzał
niesamowite obrazy; oto ssaki i ptaki zamieniały się w gady, gady w
płazy, a płazy w ryby. Dziwne zjawisko – toż to ewolucja
kręgowców od końca! Spocony oderwał wzrok od jej wzroku i
przeniósł go na koronę. Była to złota opaska, z której przodu
wyrastał promień, zakończony czworokątem, w którym był szafir.
Majkowski utkwił wzrokiem w klejnocie. Znów dopadły go niepokojące
zwidy. Wśród gwiazd siedziała ciężarna kobieta, grzejąc się
przed Słońcem jak przed ogniskiem. W dłoniach trzymała Wenus, a
Mars kręcił się w jej włosach. Na łonie kobiety widniał napis:
„Wejdź tam skąd wyszedłeś”. Sugestywny obraz. Złowrogi.
-Jeśli mnie zapraszasz, to czemu nie
idziemy? – zaniepokoiła się królowa.
-Eeee... Zamyśliłem się... eee...
ładnie dziś wyglądasz – tłumaczył się Mirosław.
Ubrał się i razem z Juratą poszedł
w stronę hotelu, podczas gdy na piasku mały chłopiec pisał
biblijne zdanie: „Oto krew brata twego Abla woła z ziemi...”
Jurata i Mirek stanęli przed hotelem. Przedstawił ją swoim
rodzicom, a potem oprowadził po wynajmowanych apartamentach.
-Oto mój pokój! – powiedział
Juracie.
-A oto – odpowiedziała – łóżko
twojego brata, którego zamordowałeś.
-O czym ty mówisz? – spytał
przerażony.
-Jesteś o rok starszy od niego,
zabiłeś go, nazywasz się Mirosław, a poślubić chcesz mnie tylko
dla władzy, pieniędzy i zaspokajania swoich bydlęcych rządzy...
Przewrotny młodzieniec nie mógł
wykrztusić ani słowa.
- ... a dowodem jest brak pościeli, została zniszczona kwasem siarkowym 0 ! – zakończyła Jurata. – A teraz wyślę twoje ciało, tam skąd wróciło. Przyszłość twojej duszy też maluje się w ciemnych barwach.
- ... a dowodem jest brak pościeli, została zniszczona kwasem siarkowym 0 ! – zakończyła Jurata. – A teraz wyślę twoje ciało, tam skąd wróciło. Przyszłość twojej duszy też maluje się w ciemnych barwach.
Po tych
słowach władczyni, dotknęła jego klatki piersiowej i zbrodniarz
przewrócił się na podłogę. Z niewyjaśnionych przyczyn, nie mógł
złapać oddechu, ani nic powiedzieć. Szybko otwierał i zamykał
usta, oraz wykonywał rozpaczliwe skoki całym ciałem. Jurata
zamieniła się w mewę i odleciała ku swemu królestwu. Rodzice
weszli do pokoju i zobaczyli, że ich syn leży na podłodze i nie
oddycha. Lekarze badający jego zwłoki byli w szoku! – Mirek
umarł, bo jego płuca zamieniły się w skrzela! Starszy lekarz
postanowił zaprezentować wynik sekcji społeczności akademickiej;
w tym celu odkupił zwłoki od rodziców ( nawet śmierć dzieci nie
zmieniła ich postępowania! ), ale młodszy, dopiero dopuszczony do
wykonywania zawodu asystent, odwiódł starego doktora powodowany
zazdrością.
-To
nienormalne, aby człowiek miał skrzela jak ryba! – perswadował.
-Właśnie
dlatego ludzkość musi się o tym dowiedzieć! – kontrargumentował
stary lekarz.
-O czym?
Przecież to zwykła halucynacja. Pan zapewne śni na jawie, lub ma
delirium! – insynuował bezczelnie młody karierowicz.
-Faktycznie.
Coś ostatnio nie używałem alkomatu – stwierdził uczony starzec.
Mirka
pochowano na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Prawdą okazało się
to co widział w oczach i w koronie bałtyckiej królowej. Tymczasem
prowadzący śledztwo krab wełnistoszczypcy pytając się
hotelowych mrówek faraona dowiedział się, że winni śmierci
narzeczonego Juraty byli też jego rodzice. W hotelu ich nie
spotkała, zaś dowiedziawszy się, że wrócili do Szczecina
postanowiła zalać im mieszkanie wodą, aby się utopili. Jednak
komputer, na którym pisała wyrok na Majkowskich zaatakował wirus,
który wyszedł z jej serca, toteż pluton egzekucyjny otrzymał
niewłaściwy adres. Tym adresem był adres do Domu!
-Mamo!
Tato! Wujku! Dziadku! Babciu! Braciszku! Ciociu! Norab, Midgard,
Fenrir! – tego dnia Córka, która poszła do toalety, była bardzo
podniecona.
Cała
rodzina zbiegła się na jej wołanie.
-Co się
stało? – spytał Tata. – Dlaczego się nie załatwiasz?
-Tatusiu –
wybuchnęła Córka – w ubi... toalecie, jest taki pan z głową
foki, ma na sobie tylko majtki i siedzi na ki... sedesie.
Wszyscy
udali się do łazienki i spostrzegli, że Córka mówi prawdę.
-Nie bójcie
się – uspokajał Dziadek – to Ox; istoty takie zamieszkiwały
obecną Estonię ( Oxland) na długo przed obecnymi mieszkańcami.
Słyszeli o nich już starożytni Rzymianie, udający się na północ
po bursztyn, ale opisywali ich jako ryby z ludzkimi twarzami. Co
ciekawsze w islandzkich wierzeniach ludowych, foki to morscy
ludzie...
-W lodówce
mamy śledzia, może chce się pan poczęstować? – zagadnęłą
Hel.
Ox nie
rozumiał po polsku, wypowiadał się w jakimś niezrozumiałym
języku. Podarowanego mu śledzia zjadł i podziękował skinieniem
foczej głowy.
-Powinniśmy
iść z nim do Wyroczni Domowej i włączyć program „Translator”
– powiedział Dziadek.
Tak
zrobiono. Wyrocznia Domowa rozpoczęła realizację programu
„Translator”.
„Język
wypowiedzi: estoński. Tłumaczenie: Należę do dworu królowej
Bałtyku, Juraty. W tym miesiącu spotkała ją wielka przykrość –
pokochała śmiertelnego człowieka z waszego miasta, lecz jego brat
i rodzice zabili go. Ta ukarała śmiercią jego brata, lecz o
udziale niedoszłych teściów w zabójstwie, dowiedziała się gdy
odjechali znad Bałtyku. Królowa skazała ich na utopienie we
własnych mieszkaniach, ale pisała wyrok na komputerze, więc wirus
trapiący jej serce pomylił adresy i zamiast adresu zbrodniarzy
wskazał wasz adres. Jednoosobowy pluton egzekucyjny jest już w
drodze do was, aby zalać wam mieszkanie. Jej Wysokość wysłała
mnie, abym was ostrzegł. Dowiedziała się o grożącym wam
niebezpieczeństwie i bardzo boleje z powodu błędnego wydruku w
komputerze”
Blady strach padł na całą
Rodzinę! Oto Dom ma być zupełnie niewinnie zalany wodą! Tylko
Dziadek nie stracił „zimnej krwi”.
-Przepraszam,
a jeśli może pan powiedzieć – zapytał – kiedy dokładnie
przyjdzie pluton egzekucyjny?
-Mniej
więcej za tydzień i trzy dni – odpowiedział zwierzogłowy stwór.
-To w środę
– mruknął Dziadek. – Jak mamy się uchronić? – dodał
głośniej.
-To chyba
proste – kupcie sobie wielki ponton, wejdźcie do niego, załadujcie
żywność, rośliny doniczkowe i po parze zwierząt każdego
gatunku! – brzmiała odpowiedź – kara ( dla was niezasłużona)
będzie trwała tydzień - zakończył rzeczowo Ox, po czym poszedł
sobie. Mieszkańcy Szczecina myśleli, że nosił maskę.
Co było
robić? Rodzina kupiła ogromny ponton i czekając w pełnym
pogotowiu na feralną środę, wszyscy spali w pontonie, razem z
molami i karaluchami. Atmosfera była nerwowa. Wreszcie nadeszła
środa – mająca zapoczątkować cykl dni spod znaku kozła
ofiarnego. Czy w Polsce policja działa naprawdę, aż tak „kiepsko”?
Z samego rana zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kak wasze
zdrowje? – zapytał nagi mężczyzna pozbawiony skóry. –
Dziwicie się moim wyglądem?
-Tak,
bardzo – mówili przestraszeni Mama i Tata.
-Jestem
Anatolij Rdzeniejew z jednoosobowego plutonu egzekucyjnego królowej
Juraty – przedstawił się. – Państwo są zapewne tymi
mordercami? – zapytał .
-Skąd!!!!!!!
– wykrzyknęli wszyscy. – Gdy pańska mocodawczyni, pisała wyrok
na komputerze, wirus pomylił adresy, my niewinni.
-Wierzę,
nawet inaczej się nazywacie niż tamci, ale wiecie „prikaz to
prikaz”.
-A w jaki
sposób chce pan zatopić nam mieszkanie? – spytał Brat.
-To proste
– odparł Rdzeniejew – jestem rdzą i niszczę żelazo. Zniszczę
wam rury to zatoniecie, ale widzę, że już się zabezpieczyliście?
Gratuluję!
Tymczasem
Hel skradała się z mleczkiem do usuwania kamienia i rdzy z metalu.
-Odłóż
to sobako – kazał Rdzeniejew – bo dam po pysku! – groził.
Hel
odłożyła środek czyszczący.
-Słuchaj
ojcze – szepnął Tata do Dziadka – nie wydaje ci się, że ten
egzekutor wyszedł z Piwnicy i kolaboruje z Brudem?!
-Niw wiem
co to jest Piwnica, ani Brud, ale służę tylko jednej pani. Nie
bójcie się mojego wyglądu – uspokajał bezskóry, nagi człowiek.
– Nie jestem szkodnikiem. Jestem „ekologiem” – nadgryzam
statki wylewające zanieczyszczenia do wody – mówił.
-Widocznie
statek, którym płynęliśmy w czerwcu był z godny z wymogami
ochrony środowiska – szepnęła Mama do ucha Taty, głośniej zaś
dodała – Może pan coś zje?
-Chętnie –
przyznał Rdzeniejew.
Anatolij
jadł łyżki, widelce, gwoździe, szpilki, igły, kombinerki,
śrubokręty, śruby, a nawet monety. Początkowo myślał, że
Celmar to deser dla niego, ale uszanował wolę gospodarzy zabrania
go na ponton. Postanowiono uratować również Wyrocznię Domową.
Gdy wszystko było już „zapięte na ostatni guzik”, kat
przystąpił do „wymierzania sprawiedliwości”. Zamknął okna i
odkręcił wszystkie krany, zatykając zlewy. Tłuczkiem do mięsa
rozbił sedes, a następnie skonsumował krany i rury wodociągowe w
Domu.
-Tylko się
nie utopcie i nie przeziębcie! – radził Rdzeniejew.
-Do
widzenia panu! – mówili Brat i Siostra.
Drzwi się
zamknęły, a wody przybywało i przybywało. Najpierw zalało
podłogę i cały dywan był mokry. Potem woda sięgnęła kostek,
następnie kolan, wreszcie pasa, a ponton z wolna unosił się w
stronę sufitu. Woda przekroczyła granicę ramion, szyji, ust, nosa,
oczu, głowy, wreszcie po tygodniu sięgnęła sufitu. Wujek Aloś
swoim Mjolnirem, zrobił dziurę w suficie i woda zalała strych,
wypłukując go. Na szczęście udało się uratować synantropijne
sowy i nietoperze przed zagładą. Wody stale przybywało, aż Wujek
był zmuszony zrobić dziurę w suficie po raz drugi, po czym
wszyscy; ludzie i zwierzęta usadowili się na pokrytym czerwoną
dachówką dachu. H2O przestało przybywać, a nasi bohaterowie
stracili rachubę czasu.
-Mam
nadzieję, że Piwnicę też zalało i ten bydlak – Brud się wymył
– marzyła Mama.
-A ja
chciałabym, aby Kurz się zmył – zawsze mnie molestuje gdy go
ścieram – mówiła Hel.
-Brud i
Kurz są naszymi wrogami, ale nie powinniśmy im życzyć śmierci –
mówiła Babcia.
-A dlaczego
mamo? – spytały Mama i Hel.
-Bo co kto
komu życzy, ten sam na to zasługuje – powiedział Dziadek.
Żywność
kończyła się, podczas gdy na ulicy zaroiło się od strażaków,
ubezpieczeniowców i hydraulików. Wezwali ich sąsiedzi,
zaniepokojeni długim niewychodzeniem z Domu omawianej Rodziny, oraz
tym, że Ogród przypominał fragment Biebrzańskiego Parku
Narodowego. Strażacy otworzyli drzwi i wypuścili wodę z Domu, zaś
hydraulicy z Pogotowia Wodnego naprawili uszkodzoną kanalizację ( w
tym czasie , w wielu miejscach Szczecina zabrakło wody w
mieszkaniach, a był to środek lata). Strażacy po drabinie
sprowadzili Domowników na ziemię – akcja ratunkowa odbyła się
na koszt Rady Miasta. Natomiast zaginione w czasie potopu skarby (
obrazy religijne, książki, pieniądze i biżuterię) odszukał nie
kto inny, ale Swarszczur, który doświadczywszy miłosierdzia za
kradzież zmienił się na lepsze i postanowił Rodzinie wynagrodzić
wyrządzone niegdyś krzywdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz