piątek, 25 października 2013

Epilog I: Po Armagedonie


  1. Wzięto dużą liczbę jeńców, a wśród nich Towarzysza Pogranicznika.
Pan Sołtys naprawdę nie był okrutny, ale był porywczy. Teraz zaś przypomniawszy sobie wszystkie zbrodnie jeńca podbiegł doń i zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, ciosem brzytwy uciął komuniście ramię.
- To za traktory! Dziewczyny! Pistolet! – wypominał mu krzykiem.
Przerażony towarzysz Pogranicznik zbladł jak ściana, a jego ramię poniewierało się w czerwonej od krwi trawie. Chłopi zdawali sobie sprawę z jego łotrostw, ale uważali, że tak nie można traktować bezbronnego jeńca. Ten zaś liczył sekundy swojego życia. Wtem podszedł do niego Ksiądz Dobrodziej: Teraz ten klecha chce mnie dobić - myślał Towarzysz Pogranicznik – pragnie się zemścić za to, że wczoraj radziłem, aby porobili sobie ~ ugołki bezbożnika ~ w miejsce obrazów...
Tymczasem Ksiądz Dobrodziej wziął ucięte ramię do ręki. Niedobrze, pewnie rzuci je psom – myślał zdesperowany. Tymczasem ksiądz przyłożył ucięte ramię do rany, pobłogosławił je, a wtedy... Wszystkich ogarnęło zdumienie. Ramię Towarzysza Pogranicznika znów było na miejscu, zniknęły krew i rozdarcie rękawa, a jedynym śladem po brzytwie była cienka biała blizna (Czytelnikowi odradzam jednak robienie podobnych rzeczy, chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego!) Komunista nie mógł wymówić ani słowa, a Ksiądz Dobrodziej powiedział doń:
- Jesteś już wolny, bracie – na te słowa Towarzysz Pogranicznik z pomieszaniem odchodził tyłem, co chwila trwożliwie przyklękał i żegnał się, przez zęby rzucił dziękuję, po czym czmychnął, aż się za nim kurzyło. To był dla niego szok; raz że został cudownie uzdrowiony, a dwa, że ksiądz, reprezentujący tak szkalowane przezeń duchowieństwo, bezinteresownie uratował mu życie.



Kiedy wrócił do siedziby Dziadostwa, Plaptonius wysłał go na przymusowe leczenie w zakładzie psychiatrycznym. Tymczasem na łące...
- Kto brzytwą wojuje, od brzytwy ginie – spokojnie mówił Ksiądz Dobrodziej do Pana Sołtysa.
- Ale... ale... – jąkał się Pan Sołtys – wszak brzytwa jest po to aby nią walczyć – próbował się usprawiedliwiać.
- Ale z zarostem, nie z ludźmi – tłumaczył Ksiądz Dobrodziej.
Zapadło krótkie kontemplacyjne milczenie. Pan Sołtys miesił słowa jak ciasto.
- Ja nie wiedziałem, że Dobrodziej umie czarować... – wybąkał wreszcie.
- Traktuję to jako moją osobistą klęskę, że ty uważasz to za czary – z werwą odrzekł
ksiądz. To co się stało, to nie żadna magia, ani moja zasługa. To Bóg zechciał przeze mnie uzdrowić tego człowieka, aby pokazać, że nie ma względu na osoby i jest ponad polityką. Chrześcijaństwo to nie bajka, a nawet najbardziej szara rzeczywistość może przerastać fikcję – tłumaczył Panu Sołtysowi. Czy pamiętasz jak Szewc myślał, że Pan Konida był czarodziejem? Teraz powtarzasz jego błąd.
2. Czy Ksiądz Dobrodziej nie cieszy się ze zwycięstwa? Tylu kacapów wysłaliśmy do piekła?! – mówił Pan Sołtys.
- To bardzo źle, że mogą tam być z naszej winy, bowiem Bóg nie ma żadnego upodobania w śmierci. Obrona była wprawdzie koniecznością, ale na wojnie nie można być wolnym, bo jest to wybór tzw. mniejszego zła; zabija się w ataku, lub w obronie, ale zawsze pozostaje to zabójstwem.
- Ja nie zabiłem tego szofera, co prowadził Ruskomobil – pod nosem mruczał Pan Sołtys, głośniej zaś dodał: Nauczyłem się dzisiaj, że jestem tylko człowiekiem, nikim mniej, nikim więcej i, że nie mogę wszystkiego pojąć rozumem, choć nie uniemożliwia to przyjęcie czegoś do wiadomości. Wierzę już, że Bóg o nas nie zapomniał, a wojna to klęska tylko człowieka, ale mam pytanie. Ksiądz Dobrodziej wyrozumiale czekał, aż Pan Sołtys je zada.
- Ta bitwa była za przeproszeniem do odbytu. Po co w ogóle miała miejsce?
- Słusznie to określiłeś, ale my się nie znamy tak naprawdę. Wszyscy nosimy maski, a walka jest potrzebna, aby taką maskę zerwać z twarzy i pokazać swoje prawdziwe oblicze – odparł ksiądz, a Pan Sołtys nad czymś bardzo intensywnie myślał.
- Przepraszam bardzo, czy mogę prosić o przykład? – zapytał w końcu.
- Myślę właśnie o tobie. Znałem u ciebie zdolność do chwalenia siebie z byle powodu, a teraz, po bitwie nic nie słyszę, z twoich przechwałek – Ksiądz Dobrodziej nie bał się mówić bolesnej prawdy.
- Ach, Księże Dobrodzieju! – Pan Sołtys żachnąwszy się, machnął ręką – czy to ja jeden wojowałem, abym się miał chwalić? Ja nie rozumiem tych Rzymian – dodał po chwili – robili sobie jak wygrywali wielkie triumfy, a przecież robili je wodzowie, na chwałę swoją, a nie swoich żołnierzy mimo, ze ci ostatni najwięcej działali dla zwycięstwa. To prawda, że zdobyłem Ruskomobil, ale przecież sam nie mógłbym pokonać całego Dziadostwa – zakończył skromnie.
- Cierpienie nawet głupca uczyni mądrym – podsumował Ksiądz Dobrodziej.
3. Po bitwie trzeba było sprawić pogrzeb poległym, nad którymi z nieba rozlegało się krakanie czarnego ptactwa. Chłopi zadbali o godny pochówek dla własnych wojowników, ale nie zapomnieli też o poległych z przeciwnej strony barykady. Plaptonius składając kapitulację z pokorą prosił o wydanie mu ciał Dziadowskich. Na pobojowisku zwycięzcy nie mogli się powstrzymać od kolekcjonowania łupów. Łukasz wyjął z kieszeni Jana Czarnego mosiężny, gruziński rewolwer wysadzany perłami i rubinami. Później w jego rękach znalazł się tajemniczy Cyrklowachlarz.
- A więc, to są owe grabie, z których strzelano do Rybaka – zamyślił się uważnie oglądając niezwykły przedmiot ze wszystkich stron. Badając palcami nacisnął mimochodem jakiś guzik i wtem... Cyrklowachlarz wydzielając zapach siarki zajął się płomieniem. Łukasz przerażony rzucił go na trawę i patrzył jak niezwykły przedmiot ze świstem płonie, aż wreszcie eksploduje niczym petarda. Gdy Skyjłycki ochłonął, szukał dalej. Był zdziwiony gdy pod czarnym ubraniem znalazł papierowy obrazek przedstawiający reprodukcję jakiejś ikony, a na nim napisany odręcznym, dziecięcym pismem jakiś napis w cyrylicy. Było to imię... Obrazek ten budził wielkie zainteresowanie chłopów z Pawlaczycy, znających tylko pismo łacińskie. Więcej łupów nie było.
Trawę, na której leżało ciało Jana Czarnego pokrywały odłamki Kosy Śmierci, krew i mózg.



Łukasz niósł jego trumnę. Więcej zdobyczy wojennych znaleziono przy bezgłowym ciele Kurskiego. Nosił on bardzo dużo zegarków na obu ramionach. Kiedy wraz z Armią Czerwoną był w Wilnie, to właśnie posiadane przez Polaków zegarki najbardziej przykuwały jego uwagę. Jednak nie tylko one zajmowały poczesne miejsce w polskich zainteresowaniach sowieckiego konkwiskadora. Podobały mu się Polki w nocnych koszulach; toteż pocztą wojskową wysyłał ów ubiór swojej żonie i kochance w Leningradzie, matce w Tbilisi i córce w Erewaniu. W kieszeni jego munduru znaleziono kanapkę z białego pieczywa i kiełbasy. W Wilnie jadł to niemal do wymiotów, a nawet – w dzikim entuzjazmie planował przesłać pocztą kiełbasę do wujka w Jakucku; rychło jednak się opamiętał. Przecież kiełbasa w drodze z Wilna do Jakucka i to jeszcze we wrześniu dawno by się zepsuła! Zamiast niej wysłał kolekcję obrazów zrabowaną w jakimś dworku.
Rewizję zakończyło znalezienie kilku sztuk amunicji, woreczka z tytoniem i listu od żony, którego nikt nie umiał przeczytać.
Teraz nadeszła pora na pogrzeb, ale Plaptonius ze łzami w oczach, klęczał i prosił Pana Sołtysa, aby odszukano głowę Kurskiego. Okazało się, że teraz bawiły się nią dzieci Kowala. Rozgrywały nieszczęsną głową mecz piłki nożnej. W oczach komisarza widział Eros z napiętym łukiem i ptasimi skrzydełkami. Język Kurskiego ociekał krwią, która na piasku układała się na kształt inicjałów: A.W. – J.G. Za życia postępował niegodziwie i nie będę tego usprawiedliwiał. Jednak profanując jego zwłoki też postąpiono niegodziwie. Na wojnie nie można być wolnym, bo niezależnie od ideałów wszyscy postępują podobnie i dlatego właśnie jest to złe. Kiedy Kowal z żoną to zobaczył, myślał, że zaraz, zaraz upadnie.
- Dzieci wymamrotał pobladłymi wargami – co wy robicie?!
- To był zły człowiek, tatusiu – powiedział synek.
- Ale przecież, ale przecież to grzech tak robić! – wybuchnął ojciec.
- Przecież Boga nie ma mówiły dzieci, a rodzicom zdawało się, że śnią. Kowal był w szoku. Jego żona również.
- Ależ dzieci, kto wam naopowiadał takich bzdur? – wybąkał w końcu.
- Taki pan, kazał nam się modlić, aby z nieba spadły cukierki, my się modliłyśmy, a one nie spadły, a potem mówił nam, że w takim dalekim kraju rządzili źli ludzie i kiedy była wojna, to jego mieszkańcy pozabijali złych ludzi i teraz są szczęśliwi. Powiedział, że kto zabija, ten żyje! – mówiła z rozbrajającą szczerością córeczka państwa Kowalskich, wykłuwając oczy igłą i i podając język Burkowi. Rodzice tymczasem leżeli nieprzytomni. Jeśli Czytelnik nie słyszał o odczulaniu tematycznym odsyłam do lektury Nowego, wspaniałego świata Aldousa Huxleya.



Pan Sołtys dał Dziadowskim tydzień na opuszczenie Pawlaczycy i nakazał odtruć wszystkie studnie.
Dom Towarzysza Pogranicznika początkowo chciał oddać do rozbiórki, później otworzono w nim
Muzeum Walki i Męczeństwa Narodu Polskiego w gminie Pawlaczyca w 1950 roku.
Opracowano też obszerny memoriał o Ludobójstwie dokonanym przez S.Cz.Z.Dz.P. na narodzie polskim we wsi Pawlaczzzyca w 1950r. Zawierał informacje o wszystkich zbrodniach Dziadostwa.
Był adresowany do Partii i napisany w wielu egzemplarzach. Do Warszawy miał go dostarczyć Pilzstain. Drugi egzemplarz Strach na Wróble wręczył czarownicy, lecącej właśnie na sabat do Szkocji. Niech się na zachodzie też dowiedzą!



4. Zmagania się skończyły i państwo de Slony mogli teraz pomyśleć o miesiącu miodowym. Jednak Lawendycja nie chciała jechać – rany zadane przez Dziadostwo wciąż krwawiły. Po bitwie zostało wielu rannych i żałoba trapiła rodziny poległych. Wiele było wdów i sierot; cała wieś potrzebowała opieki, by móc znów stanąć na nogi. Współczucie nie pozwalało jej opuścić wsi, mimo, że naprawienie szkód leżało w obowiązkach jej ojca. Ona zaś jako jego córka musiała tylko reprezentować rodzinę na uroczystościach religijnych i patriotycznych, być dobrą żoną dla Heńka i matką jego dzieci. Ten zgodził się, choć nie bez trudu na zostanie w Pawlaczycy i wzmożoną pracę społeczną. Cała rodzina Skyjłyckich pracowała teraz nad naprawianiem krzywd wyrządzonych przez Dziadostwo, a zaangażowanie Lawendycji Ewy Marii de Slony było największe; największy autorytet przypadł właśnie jej, bowiem spełniany obowiązek nie był narzucony jej z zewnątrz.
Prace posuwały się sprawnie, odkąd zostało usunięte Dziadostwo, aż zostały zakończone na początku następnego roku. Wiosną 1951 roku, miała być dla państwa de Slony czasem spełnienia marzeń o wspólnej przygodzie.
5. Po bitwie zwycięzcy mieli dużo łupów, takich jak: broń palna, amunicja, nawet granaty się zdarzały, były też szczecińskie Junaki, a Pan Sołtys stał się posiadaczem Ruskomobila.
Z domu Towarzysza Pogranicznika zarekwirowano wiele ubrań, żywności i lekarstw. Memoriał napisano w całości na zdobycznych trzech maszynach do pisania. Do niewoli wzięto licznych jeńców, ale Ksiądz Dobrodziej pilnował, aby nikt nie robił im krzywdy i aby w odpowiednim czasie zostali wypuszczeni. Jeńcy mieli bowiem nauczyć chłopów korzystania z łupów. Na początku nauki wieli chłopów chciało orać pole szczecińskim motocyklem, rychło jednak zdobyli pożądaną umiejętność. Oto Pan Sołtys uczy się prowadzić Ruskomobil – jeniec uczy go jak ma prowadzić. Uczeń stara się jak może, naciska czarny guzik zastanawiając się do czego on służy, a wówczas - gwałtu-rety! Działo się włącza i ... z płotu zostają tylko osmalone drzazgi.
Jeńców traktowano na ogół humanitarnie, niektórzy przyjęli katolicyzm i ożenili się z chłopkami, inni opuścili wieś udając się do Warszawy, Konstancina – Jeziornej, Otwocka, Karczewa, bądź też Józefowa lub Łodzi. Samosądy były surowo karane.



6. Zdobyto też wiele chorągwi – flagę ZSRR, czarny sztandar giordanobrunistów, chorągiew Antychrysta, flagę NRD oraz Polski, wizerunek białego orła bez korony, Bieruta, Marksa, Lenina, chorągiew Sierpa i Młota, Międzynarodówki, Cyrkla i Kompasu oraz herb Dziadostwa.
Jako znak zwycięstwa zawieszono je w Kościele w Cripta Tanatoporfiria. Jeden z absolwentów szkoły Księdza Dobrodzieja opisał je w monumentalnym dziele Banderia socialistica.
Jednak nie wszystkie udało się zabrać z pola walki. Jeszcze długo nad Wisłą i Jeziorem można było zobaczyć dzieci w czerwonych kąpielówkach zdobnych w sierpy i młoty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz