Pozwoliłem sobie potraktować ten rozdział nieco interdyscyplinarnie. Zwierzę z mitologii greckiej na tle chrześcijańskiego święta?! A jednak! W pojawiających się czasem dyskusjach na temat ,,czy ważniejsza jest Wielkanoc, czy Boże Narodzenie''? - pierwszeństwo należy przyznać pierwszemu świętu.
Choć nieodłącznym motywem bożonarodzeniowych szopek są zwierzęta (,,wół i osioł przed Nim klękali'') to w tekście ewangelicznym nie ma wzmianek na ich temat. Motyw wołu i osła przy narodzeniu Jezusa jest natomiast zaczerpnięty z apokryfów - z ,,Ewangelii Pseudo - Mateusza'' (opisującej też życie Świętej Rodziny w Egipcie). Co ma jednak z tym wspólnego łania kerynejska?
Była świętym zwierzęciem greckiej bogini łowiectwa Artemidy (rzymskiej Diany). Poruszała się na spiżowych racicach i choć była łanią, a nie bykiem, jej głowę zdobiło złote poroże. Jedną z prac Heraklesa było schwytanie tego zwierzęcia. Tropił je przez długi czas, aż wreszcie jedną strzałą z łuku przeszył jednocześnie dwie racice krępując łanię. Miał szczęście, że jej nie zabił, groziło to bowiem strasznymi konsekwencjami. Po wykonaniu pracy, Herakles wypuścił zwierzę na wolność.
Naukowi puryści mogą mieć coś do zarzucenia. ,,Przecież u jeleniowatych - powiedzą - poroże jest domeną samców (byków: jeleni, łosi, danieli, kozłów: saren), podczas gdy samice (łanie, łosze, klępy, kozy) są ich pozbawione''! Gratuluje spostrzegawczości. To co Czytelnik zauważył jest regułą, a przecież ,,kawa bez 'Complety' jest jak reguła bez wyjątku''! - jak mogłaby brzmieć pewna popularna reklama z lat 90 - tych XX wieku. Ów wyjątek stanowią samice reniferów (8 gatunków w Skandynawii, na Syberii, Grenlandii, Alasce i w Kanadzie), które po urodzeniu potomstwa zrzucają poroże, aby obgryzając je uzupełnić zapasy wapnia w organizmie. Widocznie starożytni Grecy usłyszeli o dziwnych jeleniowatych z krainy Hiperborejów (z północy Europy) i wysłali Heraklesa do ich ojczyzny. Ktoś zapewne powie: ,,To bardzo pięknie, ale jaki ma to związek z Bożym Narodzeniem''? W te święte najważniejszą osobą jest Jezus, ale pod wpływem laicyzacji, z miejsca właściwego w miejsce przodujące wstawiono św. Mikołaja - biskupa Miry z IV wieku. ,,Reformatorskie'' zapędy kultury masowej zabrały mu infułę, pastorał i inne symbole godności biskupiej, zaś przybrały w krasnoludkowy strój i ... podejrzanie czerwony nos, ,,łaskawie'' pozostawiając przydomek ,,święty'', który niestety jakoś niektórym nie nasuwa kościelnych skojarzeń. Św. Mikołaj nigdy nie widział reniferów (choć o łani kerynejskiej mógł usłyszeć...), a mimo to nakazano, aby te zwierzęta ciągnęły mu sanie. Nie był też nigdy w Laponii, (której chrystianizacja rozpoczęła się w średniowieczu).
Prawdę mówiąc, chyba ów tytuł nasunął odpowiedź, że jakoby oba pojęcia pasują jak piernik do wiatraka, a okazało się co innego. Trochę podobnie jak w rozdziale: ,,Co ma oczlik do goryla''?
To już jest ostatni rozdział trzyczęściowego opracowania ,Wśród zwierząt i mitów'' - sam temat bynajmniej nie został wyczerpany. Na temat reniferów nie chciałbym się już rozpisywać, [...]. Nasza wędrówka dobiega już końca. Nie mogę się jednak powstrzymać od nieco uszczypliwego komentarza: być może syberyjskie plemiona uważające mamuty za wieloryby wydają się nam śmieszne, ale dlaczego mamy od nich wymagać, aby ich członkowie byli wielkimi paleontologami?! Ludy tzw. pierwotne w praktycznej wiedzy o otaczającej je przyrodzie i tak ,,biją na głowę'' wielu Europejczyków czy Amerykanów.
To raczej my jesteśmy śmieszni: choć istnieje w tym wieku ewentualność lądowania na Marsie, niektórzy z nas wciąż wierzą w astrologię, bioenergoterapię, czy naiwne treści programu ,,Nie do wiary''... [...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz