poniedziałek, 13 grudnia 2021

Anioł biczowników




 ,,Ludzie ci wierzyli, że podczas biczowania czuwa nad nimi anioł, którego imię brzmiało - dość nieoczekiwanie - Wenus. Ich czerwona od krwi skóra zdawała im się ozdobną szatą weselną, zaś spódnice noszone podczas biczowania nazywali sukniami niewinności. [...] Król Dawid przewidział nadejście tej szczęsnej epoki, a świadomość, że nie dożyje możliwości przyłączenia się do sekty, doprowadzała go do szaleństwa. Mimo to jednak wraz z żoną biczowali się w nocy potajemnie, uczestnicząc w ten sposób w owych dziełach, które nade wszystko podobały się Bogu'' - Norman Cohn ,,W pogoni za milenium. Milenarystyczni buntownicy i mistyczni anarchiści średniowiecza''



 

Imperium Trewirskie





 

 ,, [...] Od chwili stworzenia świata bowiem to nie Żydzi, lecz Niemcy byli narodem wybranym. Adam i wszyscy jego potomkowie włącznie z Jafetem i wszystkimi patriarchami byli Niemcami i mówili po niemiecku. Inne języki - z hebrajskim włącznie - pojawiły się dopiero w wieży Babel. To właśnie Jafet i jego synowie pierwsi przybyli do Europy, przynosząc ze sobą swój język. Na miejsce osiedlenia wybrali leżącą w sercu Europy Alzację, zaś stolicą imperium, które założyli, był Trewir. To starożytne imperium niemieckie było bardzo rozległe, obejmowało bowiem całą Europę. Aleksandra Wielkiego można zatem uznać za niemieckiego bohatera narodowego. Było to też najdoskonalsze z imperiów, prawdziwy raj na ziemi. Rządziło się prawami pochodzącymi z kodeksu zwanego Statutami Trewirskimi, których niezłomną podstawą były zasady braterstwa, równości i wspólnej własności. To właśnie przez owe Statuty, nie zaś w Dekalogu, wymyślonym przez szarlatana Mojżesza, Bóg objawił ludzkości swe przykazania. Dlatego właśnie Buntownik przezornie dołączył do swego dzieła ich kopię.



    Zupełnie inna była natomiast historia ludów, posługujących się językiem łacińskim. Te nędzne nacje nie pochodziły od Jafeta, nie było ich też wśród pierwotnych mieszkańców Europy. Ich ojczyzną była Azja Mniejsza, gdzie zostali pokonani w bitwie przez wojowników z Trewiru, więc musieli służyć swym zdobywcom. Francuzi - szczególnie nienawistne plemię - mają zatem z mocy prawa stać się narodem poddanym, rządzonym przez Niemców. Włosi są potomkami sług, wygnanych za Alpy za łamanie Statutów Trewirskich. [...] historia Rzymian była nieomal nieprzerwanym pasmem klęsk. [...]



     Według Buntownika pierwsi chrześcijanie byli obywatelami imperium trewirskiego, zaś Bóg, którego czcili, był tożsamy z Jowiszem. Jego świętym dniem był czwartek, a nie sobota; jako posłańców posyłał  do Niemców nie anioły, lecz duchy zamieszkujące góry alzackie. Nauki historycznego Chrystusa skierowane były jedynie do Żydów, nie zaś do Niemców. Właściwą religią Niemców pozostawała zatem ta, którą wyznawali w czasach złotego wieku trewirskiego; ją właśnie miał przywrócić cesarz'' - Norman Cohn ,,W pogoni za milenium. Milenarystyczni buntownicy i mistyczni anarchiści średniowiecza''


Nasi turbolechici mogliby XVI - wiecznemu Buntownikowi z Nadrenii czyścić czapkami buty...

Legendy o cesarzu Fryderyku II




 ,, [...] pojawiły się pogłoski, że cesarz wciąż żyje. Twierdzono, że został uprowadzony za morze przez papieża lub że za radą astrologa dobrowolnie udał się na wygnanie. Podejrzewano też, że odbywał długą pokutę jako pielgrzym lub pustelnik. [...] Pewien mnich widział, jak cesarz pogrąża się w czeluściach Etny, podczas gdy armia mężnych rycerzy zanurzała się w syczących odmętach morza. [...] Etnę od dawna uznawano za miejsce zamieszkiwane przez opuszczających ten świat bohaterów, nie wyłączając samego króla Artura. Gdy Fryderyk dołączył do ich grona, stał się śpiącym cesarzem, który pewnego dnia powróci jako zbawca. [...] Jeszcze w połowie XIV wieku twierdzono, że Fryderyk niechybnie musi powrócić, chociaż jego ciało pocięto na tysiąc kawałków i [...] zgodnie z niezmiennym wyrokiem Bożym spalono na popiół. Rozgłaszano osobliwe i barwne opowieści. Legendarny monarcha wschodni Jan Prezbiter miał ofiarować cesarzowi azbestową szatę odporną na płomienie, magiczny pierścień pozwolił mu stać się niewidzialnym, a cudowny napój sprawiał, że był wiecznie młody. Wierzono, że cesarz często w przebraniu pielgrzyma, pojawia się wśród chłopów i głosi im, że jeszcze nie nadszedł czas jego powrotu i zajęcia mu należnego miejsca na tronie'' - Norman Cohn ,,W pogoni za milenium. Milenarystyczni buntownicy i mistyczni anarchiści średniowiecza''

Ofiara dla kobry

 

,,Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę’’ - Rdz 3, 15



Poczet królowych rusałek, panujących z łaski Mokoszy, otwiera złotowłosa Anej I. Po niej panowały – jej córka; promienna Anej II, Aradvi podróżująca w czasie, hebanowa piękność – Afaraka, królowie – zachłanny German i Trojan zamieniony klątwą w potwora o oślich uszach i skrzydłach z wosku, Mari, Tuva, Mordva, Udmuria, królowe Kura i Araxiena, wreszcie Bharatiena, niezrównanie piękna nawet jak na apsarę.


,,Ze wschodniego Końca Świata pochodziła szlachetna Bharatiena, żona wodnika Gangosa, a przyjaciółka króla tihern Wengałły (Kosa Oppman nazywa go ‘tygrysem Bengalą’). Bharatiena miała córki Dżawę, Sumatrę, Irianę, Sumbawę, Flores, Malayę i synów Celebesa i Kalimantiana. Ich imionami nazwano różne zakątki wschodniego Końca Świata. Żadne z jej dzieci nie objęło tronu’’ - Mikołaj Rymwid ,,Nymphologia’’


Nowej królowej usługiwało osiem dam dworu pochodzących z różnych zakątków Królestwa Toropieckiego.




Zinalda, córka Oazy miała śniadą cerę i zielone oczy świecące niczym oczy kota. Tam gdzie tańczyła, spod pustynnego piasku wytryskiwały źródła. Mocą Welesa przepowiadała w natchnieniu wydarzenia, które dopiero miały nadejść.



Najada Kalipyge, córka Jawany miała złociste włosy i nosiła zieloną tunikę. Była biegła w sporządzaniu kojących maści i balsamów.




Mastyka, córka Mirry o bursztynowych oczach i złotych włosach pachnących kwiatami, narodziła się z grudki żółtej żywicy nazywanej mastyksem. Nazywano ją Mistrzynią Słodkości, bowiem przyrządzane przez nią galaretki i inne desery nie miały sobie równych.





Czarnoskóra Mea z Nandii, w dzieciństwie wykarmiona przez lwicę, była biegła w sztuce masażu i opowiadania bajek.




Rudowłosa Biełka z Białopolski, panna o alabastrowej cerze, jako niemowlę wykarmiona przez wiewiórki, zabawiała królową Bharatienę tańcem i śpiewem.




Czarnowłosa okeanida Sedna, córka wodnika Anguty przybyła z Oceanu Lodowatego Północnego, gdzie opiekowała się wielorybami, orkami, białuchami, narwalami, fokami i morsami. Opowiadała, że jej podopieczni zrodzili się mocą Juraty z jej palców obciętych przez ojca. Jednak królowa Bharatiena i jej damy dworu traktowały tę opowieść z przymrużeniem oka.





Zela, córka azjatyckiego wodnika He Po, obdarzona złocistą skórą i spiczastymi uszami, dzieląc się z królową swą ogromną wiedzą, pomagała jej w zakładaniu zwierzyńca i ogrodu botanicznego w stołecznym Mrówkowie, grodzie wzniesionym przez olbrzymie mrówki na ziemiach późniejszej Bharacji.




Wreszcie Baška, córka Stroiki, młoda nimfa o włosach barwy czekolady, jasnej jedwabistej cerze i fosforyzujących zielonych oczach, była chwalona za serce odważne i zdolne do poświęceń. Przytoczone poniżej opowieści traktują o jej podróżach i przygodach mających miejsce nim trafiła na dwór królowej Bharatieny.


*





- Enkowie rzadko zsyłają nam gości, przeto tym większa jest nasza radość! - Odziana w szafirową tunikę leśna nimfa o seledynowej cerze i czarnych włosach zaplecionych w siedem cienkich warkoczy, imieniem Jaxana uściskała serdecznie Baškę, która z gracją zeskoczyła z grzbietu różowego jednorożca o złotym rogu.

Na grzbiecie owego wierzchowca, rusałka przemierzała bezdroża Azji, aby zaspokoić swą ciekawość świata.



- Nasza osada nazywa się Jakszma – objaśniła seledynowa nimfa pokazując zdobioną złotymi pierścieniami dłonią na kilka glinianych chat o dachach krytych słomą.

Na powitanie Baški i jej wierzchowca wychodziły z nich umajone kwiatami alseidy podobne do Jaxany, poślubione im brzuchate i garbate karły o smoliście czarnej skórze, kłach dzika, czerwonych oczach i trzech nogach, ciekawie przyglądające się dzieci obu płci oraz mnóstwo psów. Dwa karły noszące imiona Jaxuber i Jaxinus zaprowadziły różowego jednorożca Baški do stajni gdzie już czekały nań obrok, woda i cukier. Jaxana przyjęła Baškę w swojej chacie. Nie było w niej żadnych krzeseł, zaś domownicy zasiadali na skórze białego tygrysa rozścielonej na podłodze. Wewnątrz chaty unosił się zapach kadzidła i drzewa sandałowego. Dwie córki Jaxany przyniosły gościowi porcelanowy talerz z ryżem, smażoną rybą w pikantnym sosie i surówkę z białej kapusty oraz filiżanki z herbatą. Bašce na znak szacunku założyły na szyję girlandę z żółtych kwiatów i namalowały jej czerwoną pastą plamkę na czole.

- Muszę przyznać – zabrała głos Jaxana – że nigdy jeszcze nie widziałam różowego jednorożca.

- Nazywa się Rosyant i pochodzi z prerii Sonoru, lądu leżącego na zachód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej – wyjaśniła Baška. - Włada mową starokrasną i toropiecką, a także zna zaklęcia czyniące nas niewidzialnymi.

- Piękne zwierzę – westchnęła z podziwem Jaxana. - Gdybyś się zgodziła, mogłabym ci zań dać tyle klejnotów ile tylko waży.

- Rosyant jest moim przyjacielem. Nie jest na sprzedaż – odpowiedziała stanowczo Baška.

- Rozumiem – rzekła Jaxana i nie drążyła więcej tematu.

Po posiłku córki seledynowej nimfy zaprowadziły gościa do przydomowej łaźni wyłożonej masą perłową; do basenu pełnego orzeźwiającej wody, w której pływały płatki lotosu. Baška wielce ucieszyła się z kąpieli. Istotom zamieszkującym wioskę, które w starych pismach określano jako jakszasy, nie można było odmówić gościnności. Rusałka zauważyła jednak, że coś trapi gospodynię i jej domowników. Zdobyła się na odwagę i zapytała jakiż to ,,mól zakryty’’ gryzie serce Jaxany.

- Ach, droga Baško! - westchnęła seledynowa nimfa. - Wiedz, że las otaczający zewsząd naszą wioskę nie jest bezpieczny. W pustym pniu najwyższego drzewa, swoje legowisko ma mąpierz i wychodzi z niego nocą.

- Co to za istota? - spytała Baška. - Nazwa kojarzy się z wąpierzem, albo z małpierzem.




- Ci, którzy widzieli mąpierza prawią, że to ogoniasta małpa rozmiarów lwa, pokryta szarym futrem. Posiada głowę nietoperza zwanego mopkiem, czerwone ślepia świecące w ciemności i długie kły, których używa do zadawania głębokich ran w celu spijania krwi. Nie ośmiela się, co prawda, nachodzić nas w naszych chatach, chronionych świętym znakiem kras i wypisanych na odrzwiach imieniem Anahity, jednak odkąd pojawił się w lesie, nikt z mieszkańców Jakszmy nie jest bezpieczny w jego ostępach.

- Wszak potraficie ubijać tygrysy i w ogóle jest was więcej – zauważyła Baška. - Czemu nie uzbroicie się we włócznie i nie zatopicie ich w cielsku kreatury. ,,W kupie siła’’, jak powiadał łysy skrzat Valdus Głupi, będący pierwszym jurodiwym.

Złote oczy Jaxany poczęły błyszczeć od łez.

- Wiedz, szlachetna nimfo z Zachodu, że nim porodziłam Ašmi i Kuberi, miałam syna. Nazywał się Nimfeusz Piękny. Nie przypominał innych mężów z naszej rasy. Przeciwnie. Był smukły i wysoki, cerę mia seledynową, a oczy barwy miedzi. Wszystkie panny wodziły za nim rozmarzonym wzrokiem. Mój Nimfeusz nie tylko ciało miał piękne, ale i serce prawe, czułe na cierpienia niewinnych. Kiedy posłyszał o mąpierzu, który zalągł się w naszym lesie, mimo moich usilnych próśb i błagań, by zaniechał niebezpiecznej przygody, sporządził sobie oszczep z krzemiennym grotem i udał się na łowy. O zmierzchu stanął przed najwyższym drzewem o pękatym pniu i donośnym głosem wyzywał mąpierza do walki. Tej nocy Księżyc przybrał barwę rubinowej krwi, a wszystkie jakszinie prześladowały męczące majaki senne. Rano znalazłem ciało mojego syna w lesie, podziurawione kłami mąpierza i wyssane z krwi. Złośliwy potwór wydarł mojemu małemu księciu jego piękne oczy i nabił je na ciernie, zaś jego oszczep zatopił w sercu, brzuchu i podbrzuszu. Myślałam, że cała zdrętwieję z bólu. Żadnej matce, nawet Marze i Losze, rodzicielkom potworów, nie życzyłabym tego co wówczas przeżyłam. Obmywałam zwłoki syna serdecznymi łzami, a niebo płakało razem ze mną… - Po policzkach wspominającej to smutne wydarzenie Jaxany, ciekły łzy podobne do kruchych pereł, a smutek napełnił również serce Baški.

Rusałka przytuliła księżną jakszasów do swej piersi i gładząc jej włosy, pozwoliła jej wypłakać się.

- Na życie naszej pani, Mokoszy, której lęka się cały Čortieńsk, ukarzę mąpierza! - rzekła stanowczo Baška.

- Lepiej zostań w chacie – pokręciła smutno głową Jaxana. - Szkoda twojego młodego życia.

- Pani matko, my też pójdziemy pomścić Nimfeusza – odezwały się nagle Ašmi i Kuberi, córki gospodyni.

- My też pójdziemy razem z Bašką – do izby weszły dwa czarne jak antracyt, garbate karły, znane nam już Jaxuber i Jaxinus.

- Być może po to Dola mnie tu zesłała, aby pomogła wam zerwać więzy strachu – zakończyła Baška. - Mąpierz przeminie i my mu w tym pomożemy.

- Boję się o was… - rzekła z wahaniem Jaxana. - Zanim wyruszycie, zatruję wasz oręż w jadzie drzewa Bohun Upas.

Jak obiecała tak uczyniła. Nad ranem kiedy mąpierz powracał do swej dziupli z całonocnych łowów, Baška dosiadła Rosyanta, dzierżąc w dłoni lekką włócznię. Obok szły pieszo Ašmi i Kuberi trzymające szable, oraz Jaxuber i Jaxinus z toporami. Kiedy cała piątka, nie licząc różowego jednorożca, zatrzymała się przed wyniosłym drzewem banianu, Baška uniosła białe ramię i rzuciła włócznią w ziejący mrokiem otwór. Rozległ się wówczas obrzydliwy skrzek. Włócznia złamała się z trzaskiem i z dziupli wyskoczył mąpierz z wyszczerzonymi kłami. Rzucił się na Baškę i zrzucił z grzbietu Rosyanta. Jednorożec tłukł napastnika złotymi kopytami i kłuł również złotym rogiem, lecz mąpierz nie zważał na ciosy, pragnąc jak najszybciej zatopić kły w łabędziej szyi Baški. Wówczas rusałka dobyła zza paska sztylet o rękojeści zdobionej złotem i macicą perłową i kilka razy zatopiła go w piersi mąpierza. Krwiopijca odskoczył od niej na dwa kroki, a wtedy jakszinie i jakszasy zarąbali go szablami i toporami. Baška powróciła do Jakszmy z uciętą głową mąpierza, którą przebitą bretnalem, Jaxana złożyła na mogile swego syna Nimfeusza.


*

,,Dlaczego mnie opuszczasz?

Nie wszyscy uważają cię za potwora,

Groźnego o wielkich zębach,

Śniegowego stwora o zimnym sercu,

Pełnym mrocznych myśli...’’

- Wisława Szymborska ,,Wołanie do Yeti’’ (fragment)





Wśród ośnieżonych szczytów masywu Imalain rozgrywały się dantejskie sceny. Wokół zabitego ciężkim kamieniem różowego jednorożca Rosyanta przykucnęły cztery varibusy; rosłe małpoludy pokryte gęstym, białym futrem, które w późniejszych eonach były szerzej znane pod nazwą yeti. Potężnymi łapskami wyrywały wielkie połacie ociekającego posoką mięsa i ładowały je sobie do paszcz pełnych ostrych zębów. Pożywając się chrząkały, parskały, a niekiedy też okładały się pięściami walcząc o smakowite kąski.

Nieopodal na dużej, płaskiej jak stół skale, leżała przerażona Baška, z której oczu sączyły się strumyki łez pachnących różami. Rusałkę krępowały wzmocnione zaklęciami powrozy. W miejscu jej prawego ramienia i kształtnej piersi zionęła ogromna rana brocząca szafirową krwią.




- No i czego beczysz, głupia? - ofuknął ją herszt bandy varibusów, samiec o skołtunionym, czarnym jak węgiel futrze, który właśnie ze smakiem pożywiał się odciętymi rusałce częściami ciała. - Przecież twoja przeklęta rasa toropiecka ma tę zafajdaną zdolność regeneracji, no nie? Czemu nie miałbym poczęstować się twoim ciałkiem, skoro moje życie jest ważniejsze niż twoje, hm? - Trzeba wiedzieć, że yeti o smolistym futrze były szczególnie wredne. - Całej cię nie zjem, choć jesteś taka smaczna. Posłużysz mi jako nałożnica do rodzenia jetisynów. Będziesz się nazywała Brunhilda – varibus uśmiechnął się obleśnie.

- Nazywam się Baška, wieprzu, a moja królowa wyśle za tobą hufiec łuczniczek, aby mnie pomściły! - groziła okaleczona rusałka, która rzeczywiście miała moc odtwarzania utraconych części ciała.

- Wiedz, głupia pindo, że nawet Czomolungma, którą uznajesz za macierz swej nędznej rasy, nie wyrwie cię z naszej mocy! - czarny yeti zaśmiał się wstrętnie. - Hej, chłopaki, na co czekacie?! Zostawcie już tego konia z rogiem i chodźcie zabawić się z apsarą!



Umorusane krwią jednorożca, białe yeti wstały i ruszyły w kierunku Baški, porykując lubieżnie. Magiczne powrozy nie pozwoliły rusałce na przemianę w Światło i ucieczkę. Baška zamknęła oczy, z rezygnacją oczekując tego co najgorsze. Jednak jej oprawcom nie dane było nasycić swych chuci. Zza śnieżnej zaspy cicho jak koty, wyskoczyli z nieopisaną gracją Irbowie. Przypominali irbisy to jest śnieżne pantery, obdarzone rozumem i poruszające się na tylnych kończynach. Irbowie mieli naszyjniki ze szmaragdów oraz kłów i pazurów pokonanych w walce czarnych niedźwiedzi, zaś za oręż służyły im kamienne topory osadzone na długich trzonkach. Czarny yeti imieniem Vlod pierwszy padł z roztrzaskanym łbem. Irbowie pracowali toporami sprawnie, cicho i szybko. Białe yeti noszące imiona Ošvirata, Pęp, Rżup i Rezvi, po krótkiej, pełnej ryku walce, padały pod ciosami toporów. Irbowie rozłupali czerepy wszystkim varibusom, a ich truchła zrzucili w przepaść. Następnie podeszli do związanej Baški, której serce waliło z przerażenia jak młot.

- Nie musisz się nas obawiać – przemówił do niej dowódca oddziału Irbów, który szorstkim językiem metodycznie wylizał otwartą ranę rusałki, aż modra krew przestała się sączyć.

Następnie Irb począł mruczeć słowa tajemne a kojące, które ongiś Kołowiersza przekazała pierwszym istotom z jego rasy. Pod ich wpływem, Baška zamknęła znużone płaczem powieki. Wyregulował jej się oddech, zaś na ustach zagościł błogi uśmiech. Spała niczym królewna w zaklętym pałacu. Irb zarzucił ją sobie przez ramię.

- Zabierzemy rusałkę do mojego dworca. Pozostanie tam, aż jej odcięta kończyna odrośnie.

Pozostali Irbowie bez słowa podążyli przez zaspy za swoim przewodnikiem.


*

- Gdzie jestem? Czy to Nawia Jasna? - Baška otworzyła oczy piątego dnia.

Była niesamowicie głodna i spragniona, lecz jej pożarte przez czarnego yeti ramię zdążyło w trakcie długiego snu odrosnąć. Leżała w łożu z drzewa sandałowego na miękkich poduszkach i przykryta jedwabną pierzyną. Pokój, w którym stało jej łoże, został z wielkim kunsztem wykuty w skale. Zdobiły go liczne rzeźby Enków i zwierząt, oraz złote płytki na ścianach.

- Gdzie jestem? - powtórzyła pytanie Baška, której serce przeszył nagle ból gdy przypomniała sobie jaką śmiercią zginął jej ukochany, różowy jednorożec Rosyant.

Tymczasem pokryte płaskorzeźbami i zaklęciami drzwi z czarnego drewna, otworzyły się ze skrzypieniem i do sypialni weszło czterech Irbów; kocur, samka oraz dwoje ich młodych; otrok i dziewczynka, które z ufną ciekawością wpatrywały się w rusałkę.

- Długo spałaś – odezwała się w mowie starokrasnej pani domu. - Przed pięcioma dniami, mój mąż wraz z drużyną uratował cię przed bandą yeti. Ich herszt, Vlod Niegodziwy był tak zły jak rakszas, choć głupie varibusy czczą go teraz jak jakiegoś męczennika. Jestem Shatrina, a to mój mąż, Ongo Khan i nasze pociechy; Iribi i Stella.

- Nazywam się Baška – przedstawiła się rusałka – dziękuję wam z całego serca za uratowanie mi życia.

- Jako książę Irbów z Imalainu mam zaszczyt zaprosić cudowną nimfę z Dalekiego Zachodu na śniadanie w naszym rodzinnym gronie – z galanterią przemówił Ongo Khan. - To mój topór rozłupał obrzydły czerep rozbójnika Vloda – dodał władca Irbów.

- Jestem zaszczycona i … głodna jak mantykora. Z chęcią usiądę z wami do stołu – uśmiechnęła się Baška i wstała z łoża.

Na środku jadalni stał okrągły, kamienny stół nakryty białym obrusem. Stały na nim złote półmiski z pieczystym z ułara, gazeli z Ibetain i kozy, oraz kryształowe czasze z arakiem i mlekiem kokosowym. Pan domu pobłogosławił śniadanie ruchem łapy i mruknięciem, jak to było w zwyczaju u Irbów, po czym zaczęło się ucztowanie.

- Jedz, kochana, bo inaczej kozy obrażą się, że nie chcesz spożywać ich mięsa – Shatrina zachęcała Baškę do jedzenia, choć i bez tego rusałka pałaszowała pieczeń, aż się jej uszy trzęsły.

Książę Irbów między kolejnymi łykami araku opowiadał Bašce o tym jak w erze czwatej, jego przodkowie pod wodzą Mariusa Sterna, bardzo daleko na północny zachód od gór Imalain, walczyli z bitną rasą Dziczan, na której czele stał mocarny Montwiłł. Rusałka nie pozostała dłużna swemu gospodarzowi i zaczęła opowieść o swoich wędrówkach przez bezdroża Azji na grzbiecie nieodżałowanego różowego jednorożca Rosyanta. Prawiła o wielkim i ciepłym Morzu Rajskim, którego namiestnikiem z mandatu Juraty był żmij, książę Lamia, o nieprzebytej, cedrowej puszczy pachnącej żywicą, pustyniach, górach i lasach, o lwach, panterach, smokach, mantykorach, żądnych krwi alukach, gościnnych jakszasach, straszliwym mąpierzu, którego ubiła, o tygrysach, niedźwiedziach, pachnidłach, klejnotach i przyprawach, zaś Irbowie słuchali ciekawie i w wielkim skupieniu. Mile płynął wspólnie spędzony czas, lecz w sercu Baški zagościł niepokój.

- Mam wrażenie, że jakaś zadra tkwi w waszych sercach – rzekła rusałka. - Czy chcecie mi o nie powiedzieć? - Wówczas dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana, zaś z oczu Shatriny poczęły się sączyć łzy podobne do pereł.

- Nasze plemię gnębi Naja – odrzekła wreszcie żona władcy Irbów.

- Nic mi to imię nie mówi – Baška bezradnie rozłożyła ręce.

- Naja to imię przeklętej kobry wielkości smoka, dysponującej jadem tak palącym jak krew hydry – objaśnił Ongo Khan. - Nasza Rada Starszych każe rzucać jej na pożarcie nasze cządy, bo inaczej przebrzydłe wężysko całą naszą rasę zabiłoby swym jadem. Choć sam jestem księciem Irbów, nie mam takiej władzy by się temu przeciwstawić – zakończył ze smutkiem.

Baška słuchając tego, spurpurowiała jak wąpierz, a w jej sercu kipiały gniew przemieszany z niedowierzaniem.

- Jak to?! - zawołała. - Czyż Enkowie nie obdarzyli was kłami i pazurami, siłą i sprytem? Czyż nie jest was więcej; chrobrych, zmiennokształtnych wojowników? Czy ty, książę, który uratowałeś mnie przed hordą yeti, naprawdę będziesz drżał przed przerośniętą kobrą?! Nie pojmuję tego! - Baška z gniewem wstała od stołu.

- Posłuchaj, kochana – rzekła Shatrina. - Naja jest mocniejsza od wielu varibusów. To prawdziwy rakszas w gadzim ciele.

- Na życie przeczystej Mokoszy, Depczącej Potęgę Čortieńska! - zawołała Baška. - Jeśli wy się boicie, ja sama uwolnię was od tej plagi, albo też polegnę w waszej obronie!

- Kochana, Nai nie pokonasz zwykłą bronią! - oponowała Shatrina. - Potężna żertwa musiałaby zostać złożona, aby potęga Nai mogła zostać złamana! - Baška nie słuchając tego wywodu, pobiegła do domowej kapliczki, gdzie zatrzasnęła drzwi, pogrążając się w modlitwie.

Kiedy błagała o pomoc Ageja i Enków, leżąca na podłodze, ucięta i zasuszona głowa bawoła arni próbowała odciągnąć ją od zamiaru walki z Nają.

- Zawróć, opamiętaj się – perswadował wyschnięty czerep. - Szkoda twojego młodego życia!

Baška nie słuchała tych podszeptów, lecz wciąż recytowała dziesięć imion Mokoszy, aż z jej pięknej twarzy spływał perlisty pot.


*


,,W erze dziewiątej nazywanej toropiecką, w głębi Azji żyła kobra Naja, córka smoka Druka z Imalainu. Długością dorównywała największym pytonom, lecz jej ciało było znacznie grubsze. Pokrywały ją łuski twarde jak stal. Miała hipnotyzujące, czerwone jak rubiny ślepia świecące w ciemności. Na jej kapturze widniał zarys jakby białej trupiej czaszki zwieńczonej siedmioma mniejszymi czerepami. Potrafiła mówić. Znała zaklęcia i strzegła ukrytych skarbów. Jej jad wypalał dziury w skałach. Połykała w całości jaki, gazele, kozice, górskie rusałki – oready, zaś na waleczne plemię Irbów nałożyła straszliwy przymus składania jej w ofierze maleńkich cządów z tej rasy. Lękano się jej niczym samego smoka Rykara Piekielnika’’ - Egle z Lutowa ,,Wężownik’’.



Porywisty wiatr hulał wśród ośnieżonych szczytów Imalainu, roznosząc wieści o niezwykłym pojedynku. Irbowie, dakinie, nagowie, małpy lisie, a nawet varibusy, zwane też yeti z lękiem i ciekawością spozierały zza skał na groźną Naję. Kobra syczała gniewnie i biła ogonem, krusząc skały. Przed nią stała nieulękła Baška, a wicher rozwiewał jej brązowe włosy i białe giezło. Wszystkie przypatrujące się zza skał istoty szczerze żałowały, że tak urodziwa nimfa będzie musiała umrzeć.

- Wiedz, głupia lafiryndo, że twoja głupia śśśmierć niczego nie naprawi! - zasyczała Naja.

Baška powoli odpięła złocony pasek ze sztyletem w pochwie i rzuciła go w śnieg. Następnie zdarła z siebie giezło i położyła prawą rękę na piersi. Wówczas to zamieniła się w Światło; płomyczek podobny kształtem do zarysu serca. Naja rozdziawiła paszczę i połknęła płomyk.

- Tak gasssną ci wszszszyssscy, którzy mi sssię sssprzeciwiają! - zasyczała triumfalnie kobra.




Niedługo potem jęła się wyginać z bólu, aż góry drżały od jej podrygów. Brzuch Nai wydął się jak balon, aby chwilę później eksplodować z wielkim hukiem. Płonące trzewia potwornej gadziny poleciały na wszystkie strony świata, a z oddali zleciały się stada kruków, sępów i orłosępów, zwabionych perspektywą uczty. Płomyczek w kształcie serca wyleciał z truchła kobry. Na oczach gawiedzi począł rosnąć i znów przybrał postać rusałki Baški. Dakinie czym prędzej okryły jej nagość szkarłatnym sari. Ongo Khan wraz z innymi Irbami wyszedł zza załomu skalnego i oddał głęboki pokłon zwycięskiej rusałce.

- Nigdy nie zdołamy ci należycie podziękować – książę Irbów płakał z radości. - Nawet jeśli Enkowie mi wybaczą, ja sam nie umiem wybaczyć sobie, że pozwoliłem Radzie Starszych, aby tuczyła Naję naszymi kociętami.

Baška zabawiła jeszcze jakiś czas w Imalainie, po czym udała się w dalszą drogę, która zaprowadziła ją na dwór królowej rusałek Bharatieny.