,,Atlantyda
upadła gdy na tronie zasiadł krzywdziciel niewinnych dziatek’’
- Ambrosius Merlin (Emrys Myrddin) ,,Kronika Atlantów’’
,,
[…] Pod sklepieniem morza gwiazd,
Jednej
nocy zgaśnie czas,
Ścichną
gwary, śmiech i łzy
I
tylko mewy krzyk.
Załka
księżyc, milion gwiazd,
Potem
cisza, świt i brzask.
Nowe
słońce wstanie i
Już
nie zapłacze nikt’’
-
Michalina Olszańska ,,Kołysanka dla Atlantydy’’
Na
początku ery dwunastej gdy opadły już wody potopu, z łona
Mokoszy, albo Juraty wynurzyły się nowe lądy: na zachodzie –
Atlantyda, Avalon, Hy Brasil, Golkonda, Eldorado, Antilia, na
wschodzie zaś Mu i Lemuria.
Atlantyda
(Atlantis)
przez jej mieszkańców nazywana Numinorem, była dużą, okrągłą
wyspą obmywaną zewsząd falami Oceanu At – Azalath, leżącą na
zachód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej, a na wschód od
wielkiego lądu nazywanego przez Greków Hesperią, który dzielił
się na część północną zwaną Incalią i część południową
zwaną Umaur. W słowiańskiej mowie Atlantyda nosiła nazwę
Światogorje, zaś otaczający ją ocean był nazywany Morzem
Światogorskim na cześć prastarego cara olbrzymów Światogora
przez Greków zwanego Atlasem. Ziemia to była urodzajna, rodząca
złoto, srebro, żelazo, miedź, cynę, wszelkiego rodzaju drogie
kamienie oraz oriszalk – metal o właściwościach magicznych
wydobywany tylko na tej wyspie. Klimat panował na niej łagodny.
Atlanci
uprawiali ryż, pszenicę, jęczmień, owies, sorgo i rycynus.
Nauczyli Inków, zwanych Yu – Atlanti uprawy ziemniaków, zaś
Azteków nauczyli uprawiać kukurydzę i pomidory. Na wyspie rosły
palmy rodzące daktyle, banany i kokosy, dęby korkowe, winorośl,
namorzyny, cyprysy, pomarańcze, cytryny, drzewa sandałowe, akacje,
baobaby, kauczukowce, kaktusy, lotos, storczyki i olbrzymie
muchołówki władne chwytać i pożerać małpy i ptaki.
Świat
zwierzęcy obfitował w perytony, to jest skrzydlate jelenie, wilki,
słonie, tapiry, guźce, smoki, jednorożce, gryfy, tury, białe,
purpurowe i błękitne bizony, zielone żubry i bawoły, strusie,
dzikie konie, rysie, lwy, tygrysy, pytony i anakondy, kobry,
jeżozwierze, łuskowce, gazele, niedźwiedzie, muflony, koziorożce,
krokodyle, bazyliszki, amfisbeny, kameleony, sfinksy, chimery,
mantykory, małpy, pawie, papugi, lamy, orły, olbrzymie, nielotne
sowy, wielkie, naziemne leniwce, hipopotamy, nosorożce, królewskie
gepardy, żyrafy, jaguary, nadzwyczaj wyrośnięte żółwie i Boruta
z Dziewanną wiedzą jakie jeszcze!
Oprócz
ludzi zamieszkiwały Atlantydę rasy Rmoahali – rosłych nomadów o
łysych głowach i błękitnej skórze, kosmate karły, urodziwe
nimfy, olbrzymy, Kynokefale, Minotaury, Neurowie i żmijowie. Była
to też kraina licznych czarownic odbywających sabaty w górach Rui
z najwyższym szczytem Darda – dan (1567 m n. p. m.), elfów z
Puszczy Miramar i wodników zamieszkujących najdłuższą rzekę
Palamar i wielkie jeziora: Kryształowe, Srebrzyste, Przejrzyste i
Liliowe.
Atlanci
wywodzący się z rodu Grabu i Jodły – dzieci Dobromira herbu
Korab, przybyli na ową wyspę w III wieku ery dwunastej. Dzielili
się na wiele plemion mówiących różnymi językami: właściwych
Atlantów (Numenori)
mówiących językiem posejdońskim, wyspiarzy z pobliskiego
archipelagu Poseid, Tlavetli o miedzianej skórze, Tolteków (Toltec
– Atlanti), którzy zbudowali maszynę wiertarkowatą do
podróżowania w podziemiach i pojazdy latające zwane ,,vilixami’’,
które przypominały współczesne helikoptery, Yardo o zielonej
skórze, Oranów o cerze pomarańczowej, walecznych Murzynów Chuc,
zwanych Węglarzami, którzy z dumą wywodzili swój ród od Rmoahali
z Lemurii, żółtych i skośnookich Boczulan, Turinów (Turin –
Atlanti), Arytów i Zemicjan. Stolicą Atlantydy było Cerne położone
w centrum wyspy i otoczone siedmioma fosami, pełne kapiących od
złota i klejnotów marmurowych świątyń i pałaców. Inne miasta
to: Posejdonia (Potidania), Neptunia, Nautilius, Soriana, Argo,
Sirena, Chimera, Fenix, Uria, Uriana i Deldun. Na szklano –
srebrnym tronie w Cerne zasiadał dziedziczny król. Jako pierwszy na
tron wstąpił Atlas. Inni wybitni władcy to: Posejdon Żeglarz i
Neptun Żeglarz, którzy po śmierci doczekali się od Greków i
Rzymian czci boskiej, cesarz Posejdonios, królowa Nimfodora,
Ardanazy I Wielki, Ardanazy II, który najechał Celtów poszukując
zaginionej w czasie potopu kryształowej czaszki Kościeja, Manaman
Mc Lear – Celt z wyspy Man i królowa Biały Ślad, Narenus,
Septentrionus i Ardanazy X, którego wojska w czasie najazdu na
Grecję zostały pokonane przez Tezeusza – króla Aten, przez
Słowian zwanego Ciżeniem.
Atlanci
swoich bogów i boginie nazywali Zoa. Najważniejszą z nich była
Urania przez Egipcjan nazywana Nut; bogini nieba i stworzycielka
gwiazd. Czcili też lazurowego węża Tlaloca wymiotującego deszczem
(jego wizerunek w srebrnym polu był godłem Atlantydy), Valkę przez
Greków utożsamianego z Hermesem, Hotatha – boga uczonych, Honena
– boga wojny, Taranusa – boga burzy, Tarasuna – pana lasów,
Zambinę – boginię ziemi i roślin, Lidalię – boginię miłości,
Tampora – boga mórz i wielu innych.
W
czasach swej świetności posiadali Atlanci kolonie w Afryce (zalążek
późniejszego państwa Opar zamieszkanego przez urodziwe niewiasty i
ich mężów – małpoludy), Incalii (półwysep Bimini zamieszkany
przez plemię Seminolów) i Umaur (ziemie Yu – Atlanti w Górach
Andajskich). Należały do nich również Wyspy Króla Manamana
rozciągające się od Atlantydy na północy, aż po pokryty lodem
kontynent Terra Australis Incognita, którego mieszkańcy w erze
jedenastej wznosili piramidy starsze od egipskich. Mylili się Solon
i Platon twierdzący, że w trakcie wojny z Atenami, Atlantyda
zatonęła. Przetrwała ona jeszcze wiele wieków nim pochłonęły
ją fale, jednak Ardanazy X i jego następcy zakazali swym poddanym
pływać do Europy i Egiptu po tym jak klęskę zadał im Tezeusz.
Oto prawdziwa historia upadku Atlantydy, którą poświadcza Merlin.
‘
*
W
Rzymie dni republiki były już policzone, kiedy w Analapii po
śmierci Leszka II Płodnego, ojca czterdziestu córek wygasła
dynastia Dalmatydów założona przez króla Lecha. Wówczas z
dalekiego Dagestanu, zagony Awarów zalały Rox i Analapię niby fale
potopu. Pękł łańcuch krępujący piekielnego węża Gorynycza,
mimo że co roku był wzmacniany piorunem Jarowita i potwór wypełzł
na powierzchnię. Zrzucił starą skórę wężową i wylazł z niej
w postaci zionącego ogniem smoka o głowie rekina i skrzydłach
czarnego orła. Awarowie podnieśli w górę swe prawice i oddali
smoku cześć jako swemu bogu. Smok zaś nim osiadł w jaskini u stóp
wzgórza Vovel, poszybował ku wyspom Zachodu i Wschodu, aby nieść
im fałsz i zniszczenie. W owym też czasie z woli Ageja drogi i
bezdroża Analapii przemierzała nauczając i niosąc pocieszenie
mądra panna – Bożena Wieszczka z rodu Wieszczyc Losu. Z czasem na
tronie Analapii w nowej stolicy – Grakchovie, zasiadł Rzymianin,
Marcus Filipus Grakchus, nazywany przez Słowian Krakiem lub
Krakusem, który zwyciężył Awarów.
Tymczasem
na Atlantydzie władał król Irod (Irodus,
Hirodus)
– syn Maksymiliana Srogiego, syna Chaldeusza Ognistego, syna Irfina
II, syna Abenesarpedona, syna Dylanosa, syna Morgana IV, syna
Morfezadora, syna Abikanazora, syna Ifiratesa, syna Dali Mesira, syna
Ofirtaratela syna Taraka Magnusa wraz ze swą najważniejszą z żon
– Irodiadą, córką Vardanosa, księcia Karmelii. Niektórzy
kronikarze tacy jak Tadion z Delos pisali, że Irodiada była siostrą
Iroda, inni jak Sulco z Avalonu twierdzili, że przybyła na
Atlantydę jako niewolnica z Dacji, albo z Roxu. Miniatury zdobiące
pergaminowe karty ,,Codex
vimrothensis’’
przedstawiają Irodiadę jako niewiastę smukłą i wysoką, o cerze
jasnej, oczach niczym dwa ciemne szmaragdy, powiewających na wietrze
długich włosach barwy miedzi, odzianą w suknię w kolorze
jutrzenki zdobioną wizerunkiem Słońca, Gwiazdy Zarannej,
Wieczornej, Syriusza, złotego węża i Księżyca oplecionego
Uroborosem. Jej złotą koronę zdobił wizerunek orła z ludzką
głową zwieńczoną kozackim osełedcem. Znane jej były budzące
grozę czary opisane w księgach ze skór dziewic. Przyzywała
sromotne demony i dusze potępione, mocą swego pierścienia
rozkazywała liczom i wampirom, warzyła z czarnego lotosu silne
trucizny i napoje rozum odbierające, przelewając krew niemowląt
poszukiwała eliksiru nieśmiertelności. Była to niewiasta
bezlitosna, lubująca się w zadawaniu cierpienia ludziom i
zwierzętom, a do tego bezbożna i nigdy niesyta najohydniejszej
rozpusty, zaś Atlanci w dniach swego schyłku oddawali jej cześć
należną bogini.
Irod
nazywany Ryżym Kudłą, nie był lepszy od swej żony. Wbrew
przyrodzonemu zakonowi danemu przez Ageja, miast być ojcem dla
wszystkich dzieci Atlantydy, bez litości trapił je wysokimi
podatkami w złocie i srebrze, daninami w naturze i świadczeniami na
polach bitew w Incalii i w łożu. Serce miał zarazem okrutne i
tchórzliwe, znajdujące upodobanie w łowach na osierocone dzieci
jak na dzikie zwierzęta. Zabijał je ciosem włóczni lub strzałami
z łuku. Porywał chłopców i dziewczęta, aby niczym przebrzydły
Lataviec bądź Kościej zaspokajać na nich swą żądzę. Lubował
się w ich płaczu i krzyku gdy kaci biczowali łańcuchami ich nagie
ciała, przypiekali je na rusztach, bądź rozrywali hakami na
strzępy. Popijając fioletowe wino ze zdobionej klejnotami czaszki
swego ojca, cieszył się na składanie z dzieci całopalnych ofiar
ku czci demonów Beliala i Molocha, za dni jego panowania
odbierających na Atlantydzie cześć boską, a on sam wraz z
Irodiadą kosztował ich ciała i krwi. Posyłał je do niewolniczej
pracy w kopalniach cyny, oriszalku, ołowiu i czerwonej rtęci gdzie
padały jak muchy.
Irod
wraz z Irodiadą patrzyli z wysokości loży, jak na wysypanej białym
piaskiem arenie, nagie dziatki, w tym niemowlęta i noworodki
rozszarpywał luty potwór carparoth
w mowie słowiańskiej nazywany kozodojem, zaś w mowie Hiszpanów –
chupacabrą. Stwór ten miał postać wielkiej hieny o ślepiach
świecących jak krwawe latarnie, błoniastych skrzydłach w miejscu
przednich łap i grzbiecie najeżonym zatrutymi kolcami.
Irod
nie miał litości również dla zwierząt. Wytępił wielkie, lecz
łagodne gady przez greckich filozofów przyrody nazywane
korytozaurami, złote lamparty, białe lwy o niebieskich grzywach,
siwe żyrafy, jednorożce, monocerosy, kamfury, centykory, różowe i
błękitne słonie, gazele o złotych rogach, pawie o giętkich
ogonach ahuizotlów zakończonych szponiastą dłonią, ogniste ptaki
fenikoptery, przez Słowian zwane ,,płomieńcami’’,
nosorożce i hipopotamy o wyłupiastych oczach Gorgon, które
chronili jego poprzednicy Lexancjusz, Sextans i Agis Margaj.
Polując
w Lesie Mux w na północnej rubieży prowincji Tlavetlistanu ujrzał
jak z kniei wynurza się bogini lasów Tuana z mandatu Ageja Pani
Zwierząt, przez Słowian czczona pod imieniem Dziewanny Šumina
Mati. Jechała nago na lwie, a jej cera lśniła świeżą zielenią
niczym najpiękniejsze szmaragdy. Pukle miała długie, czarne jak
pkieł i jedwabiste, przystrojone białymi liliami. Stanowczym głosem
upomniała króla żądając odeń zaprzestania rzezi zwierząt
podlegających jej pieczy, zaś w razie nieposłuszeństwa groziła
palącym gniewem Potęg Świata i Tego, który w ich dłonie włożył
berła. Irod jednak jak i jego dworacy zbyt byli zamroczeni mocnym
szafranowym winem, aby poważnie potraktować to wezwanie.
-
Powiem coś waćpannie, hep! Waćpanna jest niegrzeczna, hep! Za karę
powinienem waćpannę …. zgwałcić żeberkami! - zielonooki lew
ryknął ostrzegawczo, a Tuana – Diana – Dziewanna zalała się
łzami i schroniła w mateczniku.
Za
panowania Iroda i Irodiady większość Atlantów przestała
rozróżniać rękę lewą od prawej nazywając dobro złem, a zło
dobrem. Atlanci w owych czasach wzywali duchy i demony, ubóstwiali
smoki i straszne bestie składając im w całopalnych ofiarach swe
dzieci i nazywając to wolnością i postępem. Jednak ich krajan,
sprawiedliwy Asfratel z Korybazy był inny. Co dzień wraz z żoną i
synami przesuwał w dłoniach paciorki śpiewając inwokacje do
Uranii z mandatu Ageja Królowej Nieba, przez Słowian zwanej
Perperuną, prosząc ją o zmiłowanie nad swą ojczyzną…
*
Bożena
Wieszczka z rodu Wieszczyc Losu była wielce urodziwą panną o kosie
długiej i rudej, niczym kitajka miękkiej, cerze jasnej i jak atłas
gładkiej, jednym oku czarnym, a drugim zielonym, odziana w białą
suknię z czerwonym płaszczem i pasem. Zgięła swe białe kolana
przed palącym się w śródleśnym chramie świętym płomieniem
wyobrażającym wszechmoc Ageja i zanosiła doń modły gorące jak
sam ogień.
-
Atlantydzie grozi zagłada. Luty smok piekielny, na którego cześć
przelewają krew swych synów i córek, lada dzień pogrąży wyspę
w morskiej otchłani, a Ty milczysz, Panie! Żyje tam tylu synów
Novalsa i córek Aivalsy, którzy nie odróżniają dnia od nocy,
wody od ognia i mnóstwo zwierząt; czy oni wszyscy muszą zginąć
za grzechy swego króla i królowej? O nie dopuść, Perzona
Foyakista, aby fale i rekiny pochłonęły sprawiedliwych i
występnych!
-
Jeśli na Atlantydzie znajdę stu ludzi prawych, nie pozwolę smoku
pogrążyć jej w falach – odezwał się głos wydobywający się
spośród płomieni.
-
A co jeśli będzie ich jeno pięćdziesięciu? - dopytywała Bożena.
- Albo jeszcze mniej, na przykład tuzin?
-
Tuzin wystarczy, by ocalić Atlantydę, Lemurię i Mu przed
zatopieniem – odpowiedział Agej, a Bożena Wieszczka nie śmiała
pytać dalej. - Znaszli kto to Asfratel syn Brenadiusa? Ostrzeż go,
a on cię posłucha – Wieszczyca Losu przybrała postać złotej
iskry i z tchnieniem Pochwista poleciała w kierunku zachodnim.
Asfratel
miał żonę Linadię i trzech synów – Hizosa, Dizosa i Zeuxisa w
wieku dwunastu, ośmiu i dziesięciu lat. Sąsiedzi nazywali tę
rodzinę ,,ciemnymi głąbami’’ i spluwali na ich widok z
pogardą, bowiem uczciwość nie była w cenie. Urzędnicy królewscy
nie raz i nie dwa grozili Asfratelowi i złotowłosej Linadii
odebraniem ich synów w celu złożenia ich w całopalnej ofierze na
ołtarzu lutego smoka ze wschodu. Asfratel choć nie przelewało się
w jego domu, nie dawał łapówek, ani nie donosił na sąsiadów,
choć ci na niego pisali donosy. W pocie czoła, którego nigdy nie
skłonił przed piekielnym smokiem, Molochem i Belialem, pracował w
swym warsztacie powroźniczym gdzie skręcał liny okrętowe. Poborcy
podatków odejmowali chleb od ust jego dzieciom, aby jego ciężko
zarobionymi pieniędzmi finansować artystów wulgarnych i bez
poczucia dobrego smaku.
Kiedy
po ciężkim dniu wypełnionym pracą i użeraniem się ze złośliwymi
sąsiadami malującymi obraźliwe napisy na ścianach jego domu
Asfratel spał w łożu u boku żony, oczom jego pogrążonej we śnie
imaginacji ukazała się niewiasta jaśniejąca niezgłębionym
pięknem i przemówiła doń tymi słowy brzmiącymi jak
najpiękniejsza muzyka, lecz gorzkimi w treści.
-
Pokój tobie, Asfratelu, najdzielniejszy z synów Atlantydy! - mówiła
to Bożena Wieszczka. - Irod sprowadził zagładę na twą ojczyznę,
a jej dni są policzone. Smok piekielny, któremu służy, już za
parę godzin pogrąży Atlantydę w odmętach oceanu. Wstań, weź
Linadię i synów i uciekajcie! Padnijcie na ziemię mówiąc
zaklęcie: ,,Na pustym niebie jasny jest lot sokoła!’’-
Asfratel zerwał się z łoża dzwoniąc zębami ze strachu. Obudził
czym prędzej żonę i dzieci. Cała rodzina rzuciła się na
skrzypiącą podłogę wypowiadając zaklęcie poznane we śnie, po
czym zamieniła się w sokoły o kobaltowych piórach, które
wyleciały przez uchylone okno.
W
tym czasie luty smok; trzecie wcielenie Czarnoboga uderzył swym
krokodylim ogonem w dno ocenanu i wzburzył odmęty. Wielka fala się
podniosła zakrywając na wieki Atlantydę, Lemurię, Mu, Rutas,
Kumari Kandam, Avalon, Antilię, Golkondę, Hy Brasil i Eldorado i
grzebiąc w oceanie ich mieszkańców pogrążonych w okrucieństwie,
czarach i rozpuście. Ci z Atlantów, którzy zdołali się uratować,
dali początek Inkom, Murzynom walczącym z ludem Majów w
południowej Incalii, białym Indianom z Brazylii, mieszkańcom
krainy Opar krytej wśród puszcz i bagien Konga, rudowłosemu
plemieniu Siwash i Cochionom z Walii; potomkom plemienia Tlavetli.
Asfratel
zaś leciał wciąż na wschód, po drodze zaspokajając głód
mięsem schwytanych w szpony ptaków; gołębi i białorzytek, oraz
ryb. W końcu po roku zmagań z wichrami, on i jego bliscy uwili
gniazdo na prastarym dębie rosnącym w słowiańskim królestwie
zwanym Rox. Jego synowie odzyskali ludzką postać, a po latach
poślubili miejscowe dziewice; córki wołwcha, bojara i prostego
kmiecia. Założyli trzy rody, z których wyszli wielcy bohaterowie.
Asfratel zaś i Lidalia pozostali w ptasiej postaci otoczeni opieką
synów i ogłaszali ludziom wolę Ageja i Enków. Jako niebieskie
sokoły przeżyli setki lat, aż któregoś dnia skierowali swój lot
na zachód w kierunku Nawi i już więcej nie wrócili.