,,Graj
pastuszku, graj,
Bóg
ci pomagaj.
Starsza
siostra mnie zabiła,
Młodsza
siostra mnie broniła,
Graj
pastuszku, graj,
Bóg
ci pomagaj’’
-
Oskar Kolberg ,,Pieśni ludu polskiego’’ (1857)
W
czasach imperatora
Zachodu, Kościeja I Nieśmiertelnego i królowej Tatry, w Aplanie,
nieopodal granicy z Burus, stał wysoki i ponury zamek. Należał do
możne pani, Johanny, która przed dwoma laty, poprzedzającymi
koronację Lecha III, przyjechała na te ziemie z teutmańskiego
księstwa nazywanego Arazją. Uroda tej smukłej, czarnowłosej
panny, zawsze odzianej w suknie barwy nocy z naszytymi na nie
klejnotami, dorównywała jej okrucieństwu i zepsuciu. Johanna z
Arazji od siedmiu lat była kapłanką Marzawy, bieśnicy śmierć
niosącej i lubującej się w zdawaniu
cierpienia. Składała jej krwawe żertwy w zamkniętej kaplicy
wyłożonej trupimi czaszkami.
Marzawa
ukazywała się w postaci foremnej panny o długich włosach czarnych
jak pkieł. Nie miała jednak oczu, a w ich miejscu zionęły pustką
dwie czarne dziury. Anonimowy autor ,,Demonologa
słowiańskiego i powszechnego’’
z XIV wieku pisał, że ojcem Marzawy był ponury, brodaty dziad bez
oczu, noszący imię Energia. Przedstawiający go przeklęty obraz
pędzla Fryderyka z Tucholi przyczynił się do niejednego opętania.
Johanna,
pragnąc upodobnić się do czczonej przez siebie, infernalnej
istoty, z każdym tygodniem popadała w coraz większe okrucieństwa.
Jeszcze w Teutmanii otruła winem swa macierz i ojca, sędziwego
grafa Hartamana von Arasch. Oboje jej rodziciele, pod wpływem jadu
rozpuszczonego w napoju, popadli w szał na podobieństwo psów
wściekłych. Poczęli walczyć ze sobą, gryząc się zębami i
próbując wydłubać sobie nawzajem oczy. Wyrodna córka zaśmiewała
się do rozpuku, patrząc jak jej ojciec i matka zadawali sobie
krwawiące rany. W końcu zdjęła ze ściany oszczep i własnoręcznie
dobiła ich jak psy, ciała zaś kazała służbie cisnąć do fosy.
Za tę zbrodnię oraz za szpiegostwo na rzecz rozrastającego się
wciąż na wschód imperium Kościeja, została wygnana z Arazji. Jej
rodowy zamek zajęli i splądrowali chłopscy powstańcy prowadzeni
przez grafów Euryka i Ulfberta von Artamiz. Przybyła wówczas do
Aplanu, gdzie nikt jej nie znał, a tym samym nie zdawał sobie
sprawy z jej niegodziwości. Jej nowy zamek, wybudowany na ruinach
twierdzy z czasów króla Nissusa, otrzymał ponurą nazwę
Totenstein, co wykłada się Kamień Śmierci. Johanna zadała na
uczcie szaleju miejscowemu rycerzowi noszącemu imię Pływacz, który
żył szczęśliwie z żoną i dwójką synów. Pod wpływem trucizny
Pływacz dostał pomieszania zmysłów. Ubił dwójkę swych
maleńkich dzieci, wydawało mu się bowiem, że były to smoki.
Został za to wydany w ręce kata z wyroku króla Lecha III. Na
zbudowanym z ludzkich
czaszek ołtarzu Marzawy, co dzień ginęły w męczarniach porwane
przez mamuny, niemowlęta, młode dziewice, zabłąkane w lesie,
pastuszkowie, a czasem też zwierzęta. Johanna miała na swe usługi
drużynę złożoną ze zbójców. Na rozkaz swej pani przywdziewali
oni straszliwe maski Čortów
i nocami najeżdżali okoliczne wioski, aby porywać z nich bezbronne
ofiary. Pani na Totensteinie nagradzała ich w określone noce,
oddając się każdemu z nich po kolei. Zawsze ilekroć poczęła w
tych okolicznościach dziecię, mordowała je bez litości przed lub
po narodzeniu ku uciesze bezlitosnej Marzawy. Posiadała też liczne
niewolnice z uciętymi językami, które dla większego upokorzenia,
musiały jej usługiwać nago i z ogolonymi głowami. Bezlitosna
kasztelanka co dzień biła je i dręczyła na najróżniejsze
sposoby, a także składała Marzawie żertwy z ich parujących
wnętrzności.
Johanna
miała dwie młodsze siostry, Klelię i Lindę, obie złotowłose i
modrookie. W przeciwieństwie do swej siostry, były one łagodne i
litościwe. Patrzyły z przerażeniem na ogrom zła jakie wyrządzała
bliska im niegdyś osoba. Pamiętały, że zanim Johanna zaczęła
czcić Marzawę, była inna. Nie miały jednak sił, ani możliwości,
aby ją powstrzymać. Ilekroć starsza i bardziej odważna Klelia
upominała Johannę, aby przestała dręczyć ludzi i zwierzęta,
była przez nią z szyderczym śmiechem policzkowana do krwi. Po
utracie zamku Arasch w Arazji, Johanna zabrała obie siostry ze sobą
do Aplanu, surowo zakazując im zdradzać budzących grozę sekretów
rodzinnych.
W
czasie gdy Kościej przygotowywał się do inwazji na pogrążony w
marazmie Aplan, Johanna przydybała Klelię na umożliwieniu ucieczki
pewnemu dwulatkowi, który był trzymany w klatce z przeznaczeniem na
żertwę.
-
Ty flądro, siermięgo sflaczała! - Twarz Johanny poczerwieniała z
gniewu i wykrzywił ją szpetny grymas wściekłości. - Długo już
znosiłam twoją ckliwość i rozmamłanie. Zawsze musiałaś, nie
wiadomo po co, litować się nad ofiarnymi zwierzątkami i cządami,
jakbyś nie mogła dostrzec piękna w przelanej krwi i jęku
zarzynanej ofiary. Dosyć tego! Poniesiesz karę!
-
Siostro, ja się ciebie boję! - Klelia zadrżała jak osika.
-
Za późno na skruchę!
-
Zostaw ją! Pozwól nam raczej iść precz z tego zamczyska! -
Odezwała się Linda, lecz Johanna spoliczkowała ją tak mocno, że
jej najmłodsza siostra upadła na kamienną posadzkę.
Kapłanka
Marzawy dobyła zza pasa różdżkę z trupiej kości. Ponurym głosem
wypowiedziała inkantację, której słów nie godzi się powtarzać
i dotknęła Klelię końcem pałeczki. Dziewczyna wytrzeszczyła
oczy z przerażenia, bo oto jej ciało pokryło się grubą korą.
Otworzyła usta do krzyku przerażenia, lecz teraz w ich miejsce
stanęła otworem dziupla, mogąca być wygodną kryjówką dla
rokity. Stopy zamieniły się w korzenie, włosy w zielone liście,
ręce w gałęzie, zaś miast płaczu dało się teraz słyszeć
szum. Mówiąc krótko a węzłowato, Johanna zamieniła swą
litościwą siostrę w wierzbę.
-
Co uczyniłaś, przeklęta?! Nienawidzę cię! - Wykrzyczała
dziesięcioletnia Linda i choć nogi uginały się pod nią ze
strachu, rzuciła się na Johannę z zaciśniętymi piąstkami.
-
Ty głupia smarkulo! - Czarownica wraziła ostro zakończoną różdżkę
w oko siostry i też zamieniła ją w wierzbę.
Następnie
Johanna podniosła obie ręce wysoko w górę i wyskandowała
zaklęcie. Sprawiło ono, że obie wierzby przeniosły się,
demoniczną mocą, nad brzeg pobliskiej rzeczki nazywanej Strugą.
Tam szumiały żałośnie, opłakując swój los.
W
tym samym czasie bezecny Kościej, którego tron stał w mieście
Presnau na Dalekim Zachodzie, gromadził wojska i oręż, aby łamiąc
traktat pokojowy, uderzyć i ostatecznie zgnieść Aplan. Lech III
nic nie wiedział o tych knowaniach. Miała mu o nich powiedzieć
dopiero bohaterska Tatra, prosta dziewczyna z Montanii. Tatra była
przez pięć lat szpiegiem na dworze Kościeja i przypłaciła swą
misję licznymi cierpieniami ze strony bezlitosnego tyrana Zachodu.
Kościej wielokrotnie zlecał jej trudne i niebezpieczne prace w
nadziei, że Tatra zginie w trakcie ich wykonywania. Jednak
dziewczyna dzięki pomocy Enków, a zwłaszcza ukochanej Mokoszy,
zawsze wychodziła cało z opresji. Do uszu króla Lecha III
dochodziły budzące grozę, lecz i tak nie oddające całej
potworności wieści o występkach kasztelanki Johanny z Arazji. Król
jednak wciąż rozpamiętujący ból po porzuceniu przez matkę,
królową Itamę, nie myślał wiele o rządzeniu. Wolał spędzać
całe zimy na oglądaniu skoków narciarskich Małiła
Człowietyszyła.
*
Nad
brzegiem Strugi w niewielkiej wiosce Chałupieniec, mieszkał mały
pastuszek imieniem Opin (Opinus). Było to chłopie jasnowłose, w
białą koszulinę odziane. Opin mając ku pomocy psa, wypasał
bydełko z rodzinnej zagrody. Zaprowadził powierzone swej opiece
stado na łąkę, pełną bujnej i soczystej trawy, która rozciągała
się nad brzegiem Strugi. Usiadł w cieniu wierzby, mając cały czas
baczenie na pasące się krowy i umyślił sobie sporządzić
fujarkę. W tym celu narwał nieco kory z drzewa i począł z niej
skręcać instrument. Gdy fujarka była już gotowa, począł na niej
grać tęskną melodię. Grając usłyszał słowa, które napełniły
go przerażeniem.
,,Graj
pastuszku, graj,
Agej
ci pomagaj.
Starsza
siostra mnie zabiła,
Młodsza
siostra mnie broniła,
Graj
pastuszku, graj,
Agej
ci pomagaj’’.
Chłopiec
z wrażenia wypuścił fujarkę na trawę. Jego serce zabiło
mocniej, twarz zaś poczerwieniała z nagłego gniewu. Pastuszek
zerwał się na równe nogi. Wyciągnął piąstkę w stronę
zamczyska Johanny z Arazji i wykrzyczał słowa przekleństwa.
-
Ty wstrętna jędzo, wciąż niesyta naszej krwi i potu! Obmierzła
ropucho, napęczniała od naszych łez! Niech cię Enkowie skarzą za
to, żeś ubiła swą siostrę, która zawsze była dla nas dobra i
za wszystkie inne twe zbrodnie! Sam z radością wbiłbym ci kołek w
pierś, aby przebić twe czarne, plugawe serce! - Opin drżał
jeszcze z gniewu, lecz w jego oczach szkliły się łzy bezsilności.
Chłopcu
odpowiedział porywisty wiatr, a może był to chichot licznych w
tych okolicach Čortów?
*
W
zagrodzie Koczergi, ojca Opina, żyły trzy krowy, stadko kur, pies i
kot. Opin opiekował się również bocianem Klekotem. Przygarnął
go gdy ptak jako pisklę został wyrzucony przez rodziców z gniazda.
Wierzono, że bociany pozbywające się słabowitych piskląt,
zapowiadają nadchodzący głód. W owym czasie wielka cześć
otaczała bociany, które miały wywodzić się od człowieka.
Przypisywano im chociażby ochronę chaty przed burzowymi chmurami.
Zabicie bociana lub zniszczenie jego gniazda było poczytywane za
ogromną winę, wykluczającą ze społeczności. Klekot nie nauczył
się latać. Chodził po chacie i polu, łowiąc swym czerwonym
dziobem myszy i węże, a czasem też żaby. Prawili bajarze, że na
początku ery jedenastej Jarowit dał swemu słudze worek z wszelkim
robactwem i przykazał wrzucić go do morza. Ciekawy człowiek
rozwiązał wór w nadziei, że ujrzy w nim kosztowności. Kiedy to
uczynił, robactwo zalało świat. Jarowit ukarał swego sługę
zamianą w bociana. Osmalił piorunem końce jego skrzydeł i
przykazał mu zjadać gady, płazy, owady i gryzonie aż po kres dni.
W Puanie żyła rasa batjanów, to jest ludzi, którzy żyli w
ptasiej postaci. Dopiero na afrykańskich zimowiskach przybierali
ludzką postać i przeżywali różne przygody. Wracając do Klekota,
znał on tajniki ludzkiej mowy, lecz nie zdradzał się z tą
umiejętnością nawet w Szczodry Wieczór.
Czasy
znów były niespokojne. Zimą król Lech III zadał klęskę
imperialnej armii Kościeja na lodach buruskiego jeziora Mamir.
Rozpadło się wówczas przeklęte Imperium Zachodu ze stolicą w
Presnau. Udręczone ludy odzyskały upragnioną wolność i nastał
pokój. Kościej został uwięziony na dnie jeziora Mamir w opalowym
zamku ropusze królowej Betel – Gausse. Niestety dwóch renegatów,
książęta z Orlandu, Wieńczesław Czerwono – Czarny i Kylnem z
Małego Młyna, podstępem uwolnili Kościeja. Dołączył do nich
karzeł Ixmarg z nieodłącznym, mówiącym sępem Nąpkśem.
Ptaszysko to wyżerało ludziom mózgi, wyciągając je dziobem przez
nos. Jego ofiary stawały się bezmyślnymi i fanatycznymi wyznawcami
Kościeja, co Ixmarg nazywał marszem przez instytucje. Jednym z
pierwszych skrzywdzonych przez Nąpkśa i Ixmarga był mały chłopiec
imieniem Semko, schwytany w Burus. Kiedy sęp szykował się do
zagłębienia dzioba w jego nosie, dziecko próbował bronić bocian.
Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie’’ pisał, że
bocianowi nie udało się obronić chłopięcia, ale sam zginął,
gdy Wieńczesław skręcił mu kark. Późniejsza wersja tej
opowieści utożsamia bohaterskiego bociana z Klekotem z Chałupińca,
który ostrzem swego dzioba miał poranić sępa Nąpkśa, karła
Ixmarga, a nawet Wieńczesława i Kylnema, czemu Kościeja przyglądał
się jak cieć. W tej historii chłopię zdołało uciec przed
prześladowcami. Jest to jednak wersja późna i utrzymują badacze
dziejów – mało prawdopodobna.
*
Wreszcie
po wielu latach wyniszczających walk, Kościej został ostatecznie
pokonany. Utracił nieśmiertelność dzięki ofierze z krwi i bólu
królowej Tatry, torturowanej przez drzewnego potwora Grabiuka i
umarł zadławiwszy się rybią ością. Kiedy Johanna z Arazji
dowiedziała się o zgonie swojego możnego protektora, zadzwoniła
zębami ze strachu i zadrżała o swoje bezpieczeństwo. Wysłała
posłów z darami i obłudną przemową do Nistu, stołecznego grodu
Aplanu. Lech III nie znał całokształtu zbrodni Johanny, a poza tym
zajęty był pielęgnowaniem żony, powracającej dzięki leczniczemu
jadowi węża Abajowa do zdrowia po ciężkich przeżyciach. Król
uwierzył w dobrą wolę pani na Totensteinie. Przyjął jej dary i
ugościł posłów, nie wiedząc, że ich ręce splamione był krwią
niewinnych poddanych. Tymże sposobem Johanna z Arazji zyskała wolną
rękę do czynienia zła w swoich włościach, co skwapliwie
wykorzystywała.
Pouczona
przez swą panią, Marzawę, która zjawiła się na jej zamku pod
postacią leśnej jędzy w naszyjniku z dziecięcych kostek, Johanna
poczęła wabić do swej budzącej trwogę siedziby, młode a
urodziwe dziewczęta. Spuszczała z nich całą krew do złotej
wanny, a następnie zażywała w niej kąpieli, wierząc, że dzięki
temu rytuałowi zachowa na zawsze swą krasę, młodość i wigor.
Zamęczyła tym sposobem osiemnaście panien, wśród których były
również dwie rusałki ze Strugi oraz jedna leśna kobieta.
Dziewiętnastą ofiarą jej okrucieństwa miała stać się
czternastoletnia Zbisława, panna pogodna i radosna, obdarzona
włosami barwy pszenicy i oczami jak bławatki. Johanna zwabiła ją
do swego zamku, rozwieszając na gałęziach drzew i krzewów piękną,
złotą nić. Zbisława ucieszyła się na widok połyskliwej nici i
zaczęła ochoczo ją zbierać z zamiarem wplecenia jej do wianka.
Tym sposobem zaszła aż pod mury zamczyska Totenstein. Nad jej głową
krążyły chmary kruków i kawek, ochryple wołające w swej ptasiej
mowie: ,,Uciekaj stąd ile sił w nogach!’’ Było już
jednak za późno na ucieczkę. Dwóch zbirów w czarnych,
lamelkowych zbrojach, obleśnie się śmiejąc, pochwyciło
dziewczynę za kosę i za zaczynające bujnie rosnąć piersi.
Zaprowadzili struchlałą przez oblicze okrutnej Johanny. Pani na
Totensteinie przyglądała się badawczo urodziwej Zbisławie,
uśmiechała się szyderczo, szczypała ją i szarpała za włosy.
Następnie rozkazała włożyć jej pęta i wrzucić do lochu.
-
Pojutrze będę się kąpała w twojej krwi! - Zapowiedziała
Zbisławie, która rozpłakała się z trwogi.
Opin
nie był już dzieckiem, przynajmniej według ówczesnej rachuby.
Kiedy jak co dzień grał na fujarce z wierzbowej kory, zerwanej z
drzewa, które niegdyś było dziewczęciem, poznał smutną prawdę
o porwaniu ukochanej Zbisławy. Zaczarowana fujarka wypadła mu z
dłoni. Opin namówił dwunastu innych pastuchów ze swojej wioski na
zebranie w opuszczonym sadzie. Każdy z nich lękał się
okrucieństwa złej pani, jednak silniejsza od strachu była chęć
wywarcia pomsty za cierpienia i śmierć najdroższych osób. W
czasie narady junaków nieoczekiwanie głos zabrał bocian Klekot.
-
Kle, kle! Zabierzcie mnie ze sobą na wyprawę, a pomogę wam!
-
Jak bocian może nam pomóc w walce z potężną czarownicą? -
Wyraził wątpliwość Gutek, przyjaciel Opina o niezbyt lotnym
umyśle, lecz Sój uciszył go sójką w bok.
-
Nasamprzód udajcie się do leśnego chramu żercy Pepełka i
poproście go, aby każdemu z was naszykował nawąz jytnas Bienia
niweczący złe czary. Następnie babcia Wojcieszyna upiecze wam
busłowe łapy, to jest bułki w kształcie bocianich stóp. Kiedy je
spożyjecie, będziecie mogli zamieniać się w bociany i w tej
postaci dostać się do zamku z płonącymi głowniami. Jedną
busłową łapę dajcie mi, abym mógł wzbić się do lotu.
-
Słyszeliście? - Spytał Opin. - Oto mądrość Enków przemawia
przez tego ptaka. Wykonajcie wszystko ca wa powiedział!
Opin
niczym prawdziwy przywódca, solennie dopilnował, aby każde z
zaleceń bociana zostało wypełnione co do joty.
*
Johanna
z Arazji miotała się jak wściekła kocica, wywrzaskując klątwy,
podczas gdy jej zamek płonął. Podległe jej rozkazom zbiry były
zupełnie zaskoczone, przeto zdeterminowani junacy z Chałupińca bez
większego trudu zabijali ich kamiennymi siekierami. Opin zdobył w
walce włócznię i pobiegł z nią prosto do lochu. Wyłamał zamek
ciosem siekiery i odnalazł Zbisławę, wychudłą i przerażoną,
lecz wciąż urodziwą.
-
Musimy uciekać, bo zamek płonie. Nie dam ci zginąć! - Rzucił
krótko.
Opinowi
towarzysze dobijali ostatnich knajaków Johanny. Sama pani na
Totensteinie wzięła na siebie postać wielkiej żmii pokrytej
srebrzystą łuską. Zamierzała skryć się w jakiejś szczelinie,
lecz bocian Klekot był szybszy. Ubił żmiję silnym ciosem
czerwonego dzioba i połknął ją ze smakiem. Tak pomszczona została
niewinna krew wszystkich ofiar okrucieństwa złej pani. W miejscu
jej zamku, aż do potopu kończącego erę jedenastą, stały
osmalone ruiny, skąd okoliczni kmiecie bali się brać kamienie do
budowy jako skażone czarną magią. W całym Chałupińcu i okolicy
sławiono odwagę Opinowej drużyny. Miłość Opina i Zbisławy
rozkwitała z każdym dniem coraz bardziej, aż zaowocowała
małżeństwem i gromadką dzieci.