poniedziałek, 17 lipca 2023

Legenda o św. Guntramie

 



,,Pewnego dnia Guntram na łowach poczuł się zmęczony i zdrzemnął się pod drzewem, dworzanin zaś trzymał przy nim straż. Zobaczył, że kiedy król zasnął, małe zwierzątko wyśliznęło się z jego ust i zbiegło nad strumyk. Kręciło się tam i z powrotem, szukając sposobu przejścia na drugi brzeg. Rozbawiony tym dworzanin położył nad strumykiem miecz. Stworzonko przebiegło po nim i zniknęło w jakiejś dziurze o drugiej stronie. Po chwili wróciło po moście z miecza i wśliznęło się z powrotem do ust króla. Guntram obudził się wtedy i powiedział towarzyszowi: 'Muszę ci powiedzieć, jaki niezwykły sen miałem. Zobaczyłem bardzo wielką i szeroką rzekę, przez którą zbudowano wielki żelazny most. Przekroczyłem ten most i wszedłem do jaskini na zboczu wielkiej góry, a ona pełna była skarbów!' Wtedy dworzanin powiedział królowi, co naprawdę się działo. Postanowili rozkopać brzeg strumyka i rzeczywiście, znaleźli ukryty skarb'' - Terry Pratchett, Jacqueline Simpson ,,Folklor Świata Dysku''



Św. Guntram I był królem Burgundii panującym w latach 561 - 592. 

Frau Holle



,, [...] odpowiedniku słynnej nadprzyrodzonej wiedźmy, znanej w Niemczech jako Frau Holle, a jako Frau Perchte lub Frau Berthe w Bawarii, Austrii i Szwajcarii. Historie o niej sięgają co najmniej tysiąca lat wstecz. Niektórzy mówią, że mieszka na szczycie góry, ale inni, że w niebie; kiedy w ludzkim świecie pada deszcz, wszyscy wiedzą, że potrząsa swoim łożem z pierza, aż piórka spływają na wietrze. W środku zimy, podczas Dwunastu Dni Świąt (od Bożego Narodzenia do Trzech Króli) schodzi na ziemię i krąży po wioskach; sprawdza czy dzieci były grzeczne i posłuszne, i czy dziewczęta pracowały ciężko na farmach, czy w ciągu roku uprzędły tyle lnu, ile powinny. Aż przychodzi dwunasta noc, noc Trzech Króli, czasami nazywana Perchtanacht i uważana za ostatnią  w roku. O północy czarownica przybywa do każdego domu. Ci, którzy byli dobrzy i pracowali jak należy, mogą rankiem w bucie albo w skopku od mleka znaleźć srebrną monetę. Ale tym, którzy nie byli, rozcina brzuchy, usuwa zawartość, wypełnia je sianem, kamieniami i ziemią, a potem zszywa, używając lemiesza zamiast igły i łańcucha zamiast nici'' - Terry Pratchett, Jacqueline Simpson ,,Folklor Świata Dysku''



 

Diabeł i sroki

  
 


,,Sroki są tak złośliwe, że hiszpańscy wieśniacy wierzą, iż każda z nich ma między piórami siedem włosów z brody diabła i siedem pęcherzy gorzkiej żółci w swoim ciele. Służą diabłu za szpiegów i posłańców. Podobno czterdzieści srok siedzi na gałęziach jodeł, by strzec bagna, gdzie diabeł zasiada na swym tronie z białej skały'' - Terry Pratchett, Jacqueline Simpson ,,Folklor Świata Dysku''

Pomoc bociana

 

,,Graj pastuszku, graj,

Bóg ci pomagaj.

Starsza siostra mnie zabiła,

Młodsza siostra mnie broniła,

Graj pastuszku, graj,

Bóg ci pomagaj’’

- Oskar Kolberg ,,Pieśni ludu polskiego’’ (1857)



W czasach imperatora Zachodu, Kościeja I Nieśmiertelnego i królowej Tatry, w Aplanie, nieopodal granicy z Burus, stał wysoki i ponury zamek. Należał do możne pani, Johanny, która przed dwoma laty, poprzedzającymi koronację Lecha III, przyjechała na te ziemie z teutmańskiego księstwa nazywanego Arazją. Uroda tej smukłej, czarnowłosej panny, zawsze odzianej w suknie barwy nocy z naszytymi na nie klejnotami, dorównywała jej okrucieństwu i zepsuciu. Johanna z Arazji od siedmiu lat była kapłanką Marzawy, bieśnicy śmierć niosącej i lubującej się w zdawaniu cierpienia. Składała jej krwawe żertwy w zamkniętej kaplicy wyłożonej trupimi czaszkami.




Marzawa ukazywała się w postaci foremnej panny o długich włosach czarnych jak pkieł. Nie miała jednak oczu, a w ich miejscu zionęły pustką dwie czarne dziury. Anonimowy autor ,,Demonologa słowiańskiego i powszechnego’’ z XIV wieku pisał, że ojcem Marzawy był ponury, brodaty dziad bez oczu, noszący imię Energia. Przedstawiający go przeklęty obraz pędzla Fryderyka z Tucholi przyczynił się do niejednego opętania.




Johanna, pragnąc upodobnić się do czczonej przez siebie, infernalnej istoty, z każdym tygodniem popadała w coraz większe okrucieństwa. Jeszcze w Teutmanii otruła winem swa macierz i ojca, sędziwego grafa Hartamana von Arasch. Oboje jej rodziciele, pod wpływem jadu rozpuszczonego w napoju, popadli w szał na podobieństwo psów wściekłych. Poczęli walczyć ze sobą, gryząc się zębami i próbując wydłubać sobie nawzajem oczy. Wyrodna córka zaśmiewała się do rozpuku, patrząc jak jej ojciec i matka zadawali sobie krwawiące rany. W końcu zdjęła ze ściany oszczep i własnoręcznie dobiła ich jak psy, ciała zaś kazała służbie cisnąć do fosy. Za tę zbrodnię oraz za szpiegostwo na rzecz rozrastającego się wciąż na wschód imperium Kościeja, została wygnana z Arazji. Jej rodowy zamek zajęli i splądrowali chłopscy powstańcy prowadzeni przez grafów Euryka i Ulfberta von Artamiz. Przybyła wówczas do Aplanu, gdzie nikt jej nie znał, a tym samym nie zdawał sobie sprawy z jej niegodziwości. Jej nowy zamek, wybudowany na ruinach twierdzy z czasów króla Nissusa, otrzymał ponurą nazwę Totenstein, co wykłada się Kamień Śmierci. Johanna zadała na uczcie szaleju miejscowemu rycerzowi noszącemu imię Pływacz, który żył szczęśliwie z żoną i dwójką synów. Pod wpływem trucizny Pływacz dostał pomieszania zmysłów. Ubił dwójkę swych maleńkich dzieci, wydawało mu się bowiem, że były to smoki. Został za to wydany w ręce kata z wyroku króla Lecha III. Na zbudowanym z ludzkich czaszek ołtarzu Marzawy, co dzień ginęły w męczarniach porwane przez mamuny, niemowlęta, młode dziewice, zabłąkane w lesie, pastuszkowie, a czasem też zwierzęta. Johanna miała na swe usługi drużynę złożoną ze zbójców. Na rozkaz swej pani przywdziewali oni straszliwe maski Čortów i nocami najeżdżali okoliczne wioski, aby porywać z nich bezbronne ofiary. Pani na Totensteinie nagradzała ich w określone noce, oddając się każdemu z nich po kolei. Zawsze ilekroć poczęła w tych okolicznościach dziecię, mordowała je bez litości przed lub po narodzeniu ku uciesze bezlitosnej Marzawy. Posiadała też liczne niewolnice z uciętymi językami, które dla większego upokorzenia, musiały jej usługiwać nago i z ogolonymi głowami. Bezlitosna kasztelanka co dzień biła je i dręczyła na najróżniejsze sposoby, a także składała Marzawie żertwy z ich parujących wnętrzności.

Johanna miała dwie młodsze siostry, Klelię i Lindę, obie złotowłose i modrookie. W przeciwieństwie do swej siostry, były one łagodne i litościwe. Patrzyły z przerażeniem na ogrom zła jakie wyrządzała bliska im niegdyś osoba. Pamiętały, że zanim Johanna zaczęła czcić Marzawę, była inna. Nie miały jednak sił, ani możliwości, aby ją powstrzymać. Ilekroć starsza i bardziej odważna Klelia upominała Johannę, aby przestała dręczyć ludzi i zwierzęta, była przez nią z szyderczym śmiechem policzkowana do krwi. Po utracie zamku Arasch w Arazji, Johanna zabrała obie siostry ze sobą do Aplanu, surowo zakazując im zdradzać budzących grozę sekretów rodzinnych.

W czasie gdy Kościej przygotowywał się do inwazji na pogrążony w marazmie Aplan, Johanna przydybała Klelię na umożliwieniu ucieczki pewnemu dwulatkowi, który był trzymany w klatce z przeznaczeniem na żertwę.

- Ty flądro, siermięgo sflaczała! - Twarz Johanny poczerwieniała z gniewu i wykrzywił ją szpetny grymas wściekłości. - Długo już znosiłam twoją ckliwość i rozmamłanie. Zawsze musiałaś, nie wiadomo po co, litować się nad ofiarnymi zwierzątkami i cządami, jakbyś nie mogła dostrzec piękna w przelanej krwi i jęku zarzynanej ofiary. Dosyć tego! Poniesiesz karę!

- Siostro, ja się ciebie boję! - Klelia zadrżała jak osika.

- Za późno na skruchę!

- Zostaw ją! Pozwól nam raczej iść precz z tego zamczyska! - Odezwała się Linda, lecz Johanna spoliczkowała ją tak mocno, że jej najmłodsza siostra upadła na kamienną posadzkę.






Kapłanka Marzawy dobyła zza pasa różdżkę z trupiej kości. Ponurym głosem wypowiedziała inkantację, której słów nie godzi się powtarzać i dotknęła Klelię końcem pałeczki. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy z przerażenia, bo oto jej ciało pokryło się grubą korą. Otworzyła usta do krzyku przerażenia, lecz teraz w ich miejsce stanęła otworem dziupla, mogąca być wygodną kryjówką dla rokity. Stopy zamieniły się w korzenie, włosy w zielone liście, ręce w gałęzie, zaś miast płaczu dało się teraz słyszeć szum. Mówiąc krótko a węzłowato, Johanna zamieniła swą litościwą siostrę w wierzbę.

- Co uczyniłaś, przeklęta?! Nienawidzę cię! - Wykrzyczała dziesięcioletnia Linda i choć nogi uginały się pod nią ze strachu, rzuciła się na Johannę z zaciśniętymi piąstkami.

- Ty głupia smarkulo! - Czarownica wraziła ostro zakończoną różdżkę w oko siostry i też zamieniła ją w wierzbę.

Następnie Johanna podniosła obie ręce wysoko w górę i wyskandowała zaklęcie. Sprawiło ono, że obie wierzby przeniosły się, demoniczną mocą, nad brzeg pobliskiej rzeczki nazywanej Strugą. Tam szumiały żałośnie, opłakując swój los.

W tym samym czasie bezecny Kościej, którego tron stał w mieście Presnau na Dalekim Zachodzie, gromadził wojska i oręż, aby łamiąc traktat pokojowy, uderzyć i ostatecznie zgnieść Aplan. Lech III nic nie wiedział o tych knowaniach. Miała mu o nich powiedzieć dopiero bohaterska Tatra, prosta dziewczyna z Montanii. Tatra była przez pięć lat szpiegiem na dworze Kościeja i przypłaciła swą misję licznymi cierpieniami ze strony bezlitosnego tyrana Zachodu. Kościej wielokrotnie zlecał jej trudne i niebezpieczne prace w nadziei, że Tatra zginie w trakcie ich wykonywania. Jednak dziewczyna dzięki pomocy Enków, a zwłaszcza ukochanej Mokoszy, zawsze wychodziła cało z opresji. Do uszu króla Lecha III dochodziły budzące grozę, lecz i tak nie oddające całej potworności wieści o występkach kasztelanki Johanny z Arazji. Król jednak wciąż rozpamiętujący ból po porzuceniu przez matkę, królową Itamę, nie myślał wiele o rządzeniu. Wolał spędzać całe zimy na oglądaniu skoków narciarskich Małiła Człowietyszyła.


*



Nad brzegiem Strugi w niewielkiej wiosce Chałupieniec, mieszkał mały pastuszek imieniem Opin (Opinus). Było to chłopie jasnowłose, w białą koszulinę odziane. Opin mając ku pomocy psa, wypasał bydełko z rodzinnej zagrody. Zaprowadził powierzone swej opiece stado na łąkę, pełną bujnej i soczystej trawy, która rozciągała się nad brzegiem Strugi. Usiadł w cieniu wierzby, mając cały czas baczenie na pasące się krowy i umyślił sobie sporządzić fujarkę. W tym celu narwał nieco kory z drzewa i począł z niej skręcać instrument. Gdy fujarka była już gotowa, począł na niej grać tęskną melodię. Grając usłyszał słowa, które napełniły go przerażeniem.


,,Graj pastuszku, graj,

Agej ci pomagaj.

Starsza siostra mnie zabiła,

Młodsza siostra mnie broniła,

Graj pastuszku, graj,

Agej ci pomagaj’’.


Chłopiec z wrażenia wypuścił fujarkę na trawę. Jego serce zabiło mocniej, twarz zaś poczerwieniała z nagłego gniewu. Pastuszek zerwał się na równe nogi. Wyciągnął piąstkę w stronę zamczyska Johanny z Arazji i wykrzyczał słowa przekleństwa.

- Ty wstrętna jędzo, wciąż niesyta naszej krwi i potu! Obmierzła ropucho, napęczniała od naszych łez! Niech cię Enkowie skarzą za to, żeś ubiła swą siostrę, która zawsze była dla nas dobra i za wszystkie inne twe zbrodnie! Sam z radością wbiłbym ci kołek w pierś, aby przebić twe czarne, plugawe serce! - Opin drżał jeszcze z gniewu, lecz w jego oczach szkliły się łzy bezsilności.

Chłopcu odpowiedział porywisty wiatr, a może był to chichot licznych w tych okolicach Čortów?



*





W zagrodzie Koczergi, ojca Opina, żyły trzy krowy, stadko kur, pies i kot. Opin opiekował się również bocianem Klekotem. Przygarnął go gdy ptak jako pisklę został wyrzucony przez rodziców z gniazda. Wierzono, że bociany pozbywające się słabowitych piskląt, zapowiadają nadchodzący głód. W owym czasie wielka cześć otaczała bociany, które miały wywodzić się od człowieka. Przypisywano im chociażby ochronę chaty przed burzowymi chmurami. Zabicie bociana lub zniszczenie jego gniazda było poczytywane za ogromną winę, wykluczającą ze społeczności. Klekot nie nauczył się latać. Chodził po chacie i polu, łowiąc swym czerwonym dziobem myszy i węże, a czasem też żaby. Prawili bajarze, że na początku ery jedenastej Jarowit dał swemu słudze worek z wszelkim robactwem i przykazał wrzucić go do morza. Ciekawy człowiek rozwiązał wór w nadziei, że ujrzy w nim kosztowności. Kiedy to uczynił, robactwo zalało świat. Jarowit ukarał swego sługę zamianą w bociana. Osmalił piorunem końce jego skrzydeł i przykazał mu zjadać gady, płazy, owady i gryzonie aż po kres dni. W Puanie żyła rasa batjanów, to jest ludzi, którzy żyli w ptasiej postaci. Dopiero na afrykańskich zimowiskach przybierali ludzką postać i przeżywali różne przygody. Wracając do Klekota, znał on tajniki ludzkiej mowy, lecz nie zdradzał się z tą umiejętnością nawet w Szczodry Wieczór.

Czasy znów były niespokojne. Zimą król Lech III zadał klęskę imperialnej armii Kościeja na lodach buruskiego jeziora Mamir. Rozpadło się wówczas przeklęte Imperium Zachodu ze stolicą w Presnau. Udręczone ludy odzyskały upragnioną wolność i nastał pokój. Kościej został uwięziony na dnie jeziora Mamir w opalowym zamku ropusze królowej Betel – Gausse. Niestety dwóch renegatów, książęta z Orlandu, Wieńczesław Czerwono – Czarny i Kylnem z Małego Młyna, podstępem uwolnili Kościeja. Dołączył do nich karzeł Ixmarg z nieodłącznym, mówiącym sępem Nąpkśem. Ptaszysko to wyżerało ludziom mózgi, wyciągając je dziobem przez nos. Jego ofiary stawały się bezmyślnymi i fanatycznymi wyznawcami Kościeja, co Ixmarg nazywał marszem przez instytucje. Jednym z pierwszych skrzywdzonych przez Nąpkśa i Ixmarga był mały chłopiec imieniem Semko, schwytany w Burus. Kiedy sęp szykował się do zagłębienia dzioba w jego nosie, dziecko próbował bronić bocian. Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie’’ pisał, że bocianowi nie udało się obronić chłopięcia, ale sam zginął, gdy Wieńczesław skręcił mu kark. Późniejsza wersja tej opowieści utożsamia bohaterskiego bociana z Klekotem z Chałupińca, który ostrzem swego dzioba miał poranić sępa Nąpkśa, karła Ixmarga, a nawet Wieńczesława i Kylnema, czemu Kościeja przyglądał się jak cieć. W tej historii chłopię zdołało uciec przed prześladowcami. Jest to jednak wersja późna i utrzymują badacze dziejów – mało prawdopodobna.



*


Wreszcie po wielu latach wyniszczających walk, Kościej został ostatecznie pokonany. Utracił nieśmiertelność dzięki ofierze z krwi i bólu królowej Tatry, torturowanej przez drzewnego potwora Grabiuka i umarł zadławiwszy się rybią ością. Kiedy Johanna z Arazji dowiedziała się o zgonie swojego możnego protektora, zadzwoniła zębami ze strachu i zadrżała o swoje bezpieczeństwo. Wysłała posłów z darami i obłudną przemową do Nistu, stołecznego grodu Aplanu. Lech III nie znał całokształtu zbrodni Johanny, a poza tym zajęty był pielęgnowaniem żony, powracającej dzięki leczniczemu jadowi węża Abajowa do zdrowia po ciężkich przeżyciach. Król uwierzył w dobrą wolę pani na Totensteinie. Przyjął jej dary i ugościł posłów, nie wiedząc, że ich ręce splamione był krwią niewinnych poddanych. Tymże sposobem Johanna z Arazji zyskała wolną rękę do czynienia zła w swoich włościach, co skwapliwie wykorzystywała.



Pouczona przez swą panią, Marzawę, która zjawiła się na jej zamku pod postacią leśnej jędzy w naszyjniku z dziecięcych kostek, Johanna poczęła wabić do swej budzącej trwogę siedziby, młode a urodziwe dziewczęta. Spuszczała z nich całą krew do złotej wanny, a następnie zażywała w niej kąpieli, wierząc, że dzięki temu rytuałowi zachowa na zawsze swą krasę, młodość i wigor. Zamęczyła tym sposobem osiemnaście panien, wśród których były również dwie rusałki ze Strugi oraz jedna leśna kobieta. Dziewiętnastą ofiarą jej okrucieństwa miała stać się czternastoletnia Zbisława, panna pogodna i radosna, obdarzona włosami barwy pszenicy i oczami jak bławatki. Johanna zwabiła ją do swego zamku, rozwieszając na gałęziach drzew i krzewów piękną, złotą nić. Zbisława ucieszyła się na widok połyskliwej nici i zaczęła ochoczo ją zbierać z zamiarem wplecenia jej do wianka. Tym sposobem zaszła aż pod mury zamczyska Totenstein. Nad jej głową krążyły chmary kruków i kawek, ochryple wołające w swej ptasiej mowie: ,,Uciekaj stąd ile sił w nogach!’’ Było już jednak za późno na ucieczkę. Dwóch zbirów w czarnych, lamelkowych zbrojach, obleśnie się śmiejąc, pochwyciło dziewczynę za kosę i za zaczynające bujnie rosnąć piersi. Zaprowadzili struchlałą przez oblicze okrutnej Johanny. Pani na Totensteinie przyglądała się badawczo urodziwej Zbisławie, uśmiechała się szyderczo, szczypała ją i szarpała za włosy. Następnie rozkazała włożyć jej pęta i wrzucić do lochu.

- Pojutrze będę się kąpała w twojej krwi! - Zapowiedziała Zbisławie, która rozpłakała się z trwogi.

Opin nie był już dzieckiem, przynajmniej według ówczesnej rachuby. Kiedy jak co dzień grał na fujarce z wierzbowej kory, zerwanej z drzewa, które niegdyś było dziewczęciem, poznał smutną prawdę o porwaniu ukochanej Zbisławy. Zaczarowana fujarka wypadła mu z dłoni. Opin namówił dwunastu innych pastuchów ze swojej wioski na zebranie w opuszczonym sadzie. Każdy z nich lękał się okrucieństwa złej pani, jednak silniejsza od strachu była chęć wywarcia pomsty za cierpienia i śmierć najdroższych osób. W czasie narady junaków nieoczekiwanie głos zabrał bocian Klekot.

- Kle, kle! Zabierzcie mnie ze sobą na wyprawę, a pomogę wam!

- Jak bocian może nam pomóc w walce z potężną czarownicą? - Wyraził wątpliwość Gutek, przyjaciel Opina o niezbyt lotnym umyśle, lecz Sój uciszył go sójką w bok.

- Nasamprzód udajcie się do leśnego chramu żercy Pepełka i poproście go, aby każdemu z was naszykował nawąz jytnas Bienia niweczący złe czary. Następnie babcia Wojcieszyna upiecze wam busłowe łapy, to jest bułki w kształcie bocianich stóp. Kiedy je spożyjecie, będziecie mogli zamieniać się w bociany i w tej postaci dostać się do zamku z płonącymi głowniami. Jedną busłową łapę dajcie mi, abym mógł wzbić się do lotu.

- Słyszeliście? - Spytał Opin. - Oto mądrość Enków przemawia przez tego ptaka. Wykonajcie wszystko ca wa powiedział!

Opin niczym prawdziwy przywódca, solennie dopilnował, aby każde z zaleceń bociana zostało wypełnione co do joty.



*


Johanna z Arazji miotała się jak wściekła kocica, wywrzaskując klątwy, podczas gdy jej zamek płonął. Podległe jej rozkazom zbiry były zupełnie zaskoczone, przeto zdeterminowani junacy z Chałupińca bez większego trudu zabijali ich kamiennymi siekierami. Opin zdobył w walce włócznię i pobiegł z nią prosto do lochu. Wyłamał zamek ciosem siekiery i odnalazł Zbisławę, wychudłą i przerażoną, lecz wciąż urodziwą.

- Musimy uciekać, bo zamek płonie. Nie dam ci zginąć! - Rzucił krótko.






Opinowi towarzysze dobijali ostatnich knajaków Johanny. Sama pani na Totensteinie wzięła na siebie postać wielkiej żmii pokrytej srebrzystą łuską. Zamierzała skryć się w jakiejś szczelinie, lecz bocian Klekot był szybszy. Ubił żmiję silnym ciosem czerwonego dzioba i połknął ją ze smakiem. Tak pomszczona została niewinna krew wszystkich ofiar okrucieństwa złej pani. W miejscu jej zamku, aż do potopu kończącego erę jedenastą, stały osmalone ruiny, skąd okoliczni kmiecie bali się brać kamienie do budowy jako skażone czarną magią. W całym Chałupińcu i okolicy sławiono odwagę Opinowej drużyny. Miłość Opina i Zbisławy rozkwitała z każdym dniem coraz bardziej, aż zaowocowała małżeństwem i gromadką dzieci.


Czarna Annis




 ,, [...] w mieście Leicester, w jaskini w Dane Hill, tuż za miastem, żyła straszliwa wiedźma imieniem Czarna Annis. Miała ciemnoniebieską twarz i paznokcie jak długie, ostre szpony. I nie ma żadnych wątpliwości, że Annis zjadała ludzi - głównie niegrzeczne dzieci, ale też te grzeczne, jeśli zbyt późno bawiły się na dworze. Chowała się w gałęziach drzewa zwisającego nad wylotem jej jaskini, gotowa skoczyć jak zwierzę na przechodzące w dole zgubione dziecko; potem drapała je szponami na śmierć, wysysała krew, a skórę wieszała do suszenia. [...]'' - Terry Pratchett, Jacqueline Simpson ,,Folklor Świata Dysku''