,, […] Słynny astronom sir John Herschel zaobserwował na Księżycu […] małpowatych ludzi ze skrzydłami [...]’’ - Nick Arnold ,,Monstrrrualna erudycja. Kosmos, gwiazdy i zakichani kosmici’’
O
amerykańskim
pisarzu science fiction i fantasy pochodzenia duńskiego, Poulu
Andersonie (1926 – 2001) dowiedziałem się po raz pierwszy w 2006
r. czytając ,,Rękopis
znaleziony w smoczej jaskini’’
Andrzeja Sapkowskiego. Powieść Andersona ,,Trzy
serca i trzy lwy’’
została przez Sapkowskiego umieszczona w opracowanym przezeń
kanonie fantasy.
W 2012 r. przeczytałem inną książkę Andersona
– kupioną od ulicznego sprzedawcy powieść science fiction
,,Wojna
skrzydlatych’’
(tytuł oryginału: ,,War
of the Wing Men’’
- wydanie skrócone bez zgody Autora z 1958 r. i ,,The
Man Who Counts’’
z 1979 r.).
Akcja
powieści rozgrywa się w XXV wieku na odległej planecie Diomedes
posiadającej dwa księżyce i małe, czerwone słońce, na której
panował klimat chłodny i wilgotny.
Głównym
bohaterem jest Nicholas van Rijn – kupiec Ligi Polezotechnicznej
(wzorowanej na Hanzie), katolik, obdarzony dużym sprytem, dobry
strateg i organizator, a do tego człowiek oczytany.
,,Nicholas van Rijn jest postacią barwną tak w przenośni, jak dosłownie: nosi strój francuskich muszkieterów, dba o swój żołądek, a także o wygody. Jak się okazuje, potrafi jednak w razie potrzeby poradzić sobie i bez tego wszystkiego. W żadnej jednak sytuacji nie życzy sobie zbytnio panować nad językiem. Miota przekleństwa i obelgi, jeżeli coś lub ktoś staje na jego drodze’’ - od tłumacza.
Kupiec
posiadał dom w Dżakarcie, gdzie mieszkał z ulubionymi kotami
syjamskimi; jak sam wyznał ,,jedynymi
stworzeniami, które kochały go dla niego samego, a nie dla jego
pieniędzy’’.
Razem
z van Rijnem w podróż na Diomedesa udał się młody chłopak Eryk
Wace z Trytona i księżna Sandra Tamarin z Hermesa. Wace kochał
Sandrę, lecz ta ostatecznie wybrała Nicholasa.
Tytułowi
,,skrzydlaci’’
to rdzenni mieszkańcy Diomedesa – rasa inteligentnych, lecz nie
znających metalurgii istot wzrostu ludzkiego obdarzonych błoniastymi
skrzydłami, długimi ogonami, mięsistymi grzebieniami biegnącymi
wzdłuż głowy, kłami i nogami ptaków drapieżnych. Pokrywała je
brązowa sierść. Przypuszczam, że ich pierwowzorem mogły być
skrzydlate istoty rzekomo zamieszkujące Księżyc z prasowego fake
newsa z XIX wieku (odsyłam do posta: ,,Fauna
księżycowa’’).
Diomedańczycy dzielili się na dwie skłócone nacje: Lannachów i
Drakhonów, które różniły się obyczajami seksualnymi.
Lannachowie w przeciwieństwie do Drakhonów nie mieli okresu rui.
Owi kosmici czcili Gwiazdę Przewodnią i dwa księżyce. Byli
mięsożerni. Potrafili budować tratwy. Była to rasa dumna i
wojownicza a zarazem zdolna do szlachetnych uczuć (pięknym
przykładem jest tu miłość i odwaga Rodonis, która wyprosiła u
drakhońskiego wodza Teonaxa uwolnienie swego męża Delpa
niesłusznie oskarżonego o otrucie admirała Syranaxa).
Diomedańczykom szkodził (wywoływał silną alergię) pokarm
Ziemian. Również Ziemianie nie mogli jeść diomedańskich pokarmów
również z powodu alergii.
Powieść
opowiada jak statek Ziemian rozbił się na Diomedesie z powodu
podłożonej bomby. Głodujący Drakhonowie napadli na Lannachów,
gdy ci odmówili im dostępu do łowisk. Ziemianie stanęli po
stronie Lannachów. Van Rijn uzbroił ich, nauczył walczyć na
lądzie i ostatecznie przyczynił się do zawarcia pokoju między
nimi a Drakhonami.
W
powieści dostrzegam aluzje do Zimnej Wojny, kiedy to USA i ZSRR też
byli gotowi się pozabijać zapominając, że należą do tego samego
gatunku. Książka jest aktualna również dzisiaj.