Tę
recenzję dedykuję swojej Mamie – T. K.
,Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie'' – Mt 10, 32 – 33
W
marcu
2015 r.
w
szczecińskim kinie ,,Pionier''
(jest to najstarsze kino na świecie działające od 1907 r.)
obejrzałem amerykański film ,,Bóg
nie umarł''
(po starokrasnemu: ,,Godus
ein kiroviyen'',
po runwirsku: ,,Bog
ne ščeznał'').
Akcja filmu rozgrywa się współcześnie (początek XXI wieku) w USA
(niektóre sceny mają miejsce również w Chinach). Głównym
bohaterem jest wierzący student – Josh Wheaton. Wykłady z
filozofii miał z prof. Radissonem – wojującym ateistą (w tej
roli Kevin Sorbo, znany w latach 90 – tych z ról Herkulesa i
Kulla). Josh, poważnie traktujący swą wiarę, jako jedyny student
odmówił prof. Radissonowi podpisania deklaracji z cytatem z
Nietschego: ,,Bóg
umarł''.
Na żądanie profesora podjął się trudnego zadania filozoficznej
apologii swej wiary, mimo że kosztowało go to utratę dziewczyny.
Ostatecznie, przygotowany tak duchowo jak i intelektualnie wygrał
dysputę, nawracając swoich kolegów i koleżanki z roku (min.
studenta z komunistycznych Chin). Jego antagonista, prof. Jeffrey
Radisson (taki ichni Hartman) stracił wiarę w dzieciństwie po
śmierci matki. Pod koniec filmu ginie w wypadku samochodowym i
niczym Dobry Łotr nawraca się przed samą śmiercią. Pomógł mu w
tym odkryty po latach fakt, że jego matka mimo ciężkiej choroby do
końca zachowała wiarę. Ciekawie zarysowane są też postaci
poboczne jak: muzułmanka Aisza, którą ojciec wygnał z domu za
słuchanie z kasety ,,Biblii'',
czy lewicowa blogerka Amy, która dowiaduje się, że ma raka i
porzucona przez kochanka, nawraca się w trakcie wywiadu z
chrześcijańskim zespołem muzycznym ,,The
Newsboys''.
Film
oceniam jako bardzo dobry, mądry, dający do myślenia, pokazujący
przy okazji wagę swobody wyznania naruszanej przez poprawność
polityczną. Jest to film dobry na Wielki Post i nie tylko.