,,W owym czasie królem Brytów był przesławny Artur (Arturus), zwany Artusem, syn króla Utera Pendragona. Przez wiele lat odpierał ataki germańskich Anglów, Sasów i Jutów, a sam był z pochodzenia Sylurem z Cymru. Stoczył z Germanami czterdzieści bitew, a po ostatniej, u stóp wzgórza Badon, z udziałem Vargreda, króla Anglów, Wilhelma – króla Sasów i Gadhelma, króla Jutów, zawarł pokój z namiestnikami. Ci zobowiązali się nie napadać na Brytanię i dotrzymali obietnicy tak długo jak żył Artur. […] Artur ujarzmił i wcielił do swego królestwa Piktów, Szkotów, Irlandczyków, bez walki zajął Ultima Thule, gdzie wybudował klasztory irlandzkim mnichom, rzucił też na kolana Armorykę, Dację, Fryzję, Wyspy Owcze, Nürt i Svamię.
Do jego serca wkradła się pycha, aż wreszcie postanowił podbić Analapię i uczynić z niej cześć imperium Błogosławionego Królestwa Logres. ‘Ten kraj jest bardzo zasobny, a jego mieszkańcy dzielni. Walczyli z Amazonkami i Sarmatami, z Persami, Grekami, Rzymianami, Awarami, Wandalami i Hunami. Ja, Artur, chrobry zwycięzca mnogich ludów, stawiam sobie za punkt honoru, ów waleczny lud Analapów rzucić do swoich stóp’. Nie pomagały tłumaczenia doradców, druida Merlina, który swój kunszt magiczny zawdzięczał ludziom ocalałym z Atlantydy i biskupa Pandulfa, że wówczas stanie się jak Germanie, których pokonał. Na nic zdał się płacz królowej Ginewry nad przyszłymi wdowami i sierotami. Na nic wreszcie klątwa Papieża i zakaz sprawowania Eucharystii w całym Logres, bo Papież kochał Analapię jak drugą ojczyznę. Król Artur zawarł przymierze z pogańską Saksonią i po wypowiedzeniu wojny uderzył od północy i zachodu. Opat Antoni z Rzymu napisał pełen oburzenia list, w którym padły słowa: ‘Co to za zgoda Chrystusa z Belialem? Co mają wspólnego ze sobą Jezus i diabeł Wotan?!’ Brytowie rozgromili flotę Analapii. Jednak na samym początku biskup Rondovrihu wyszedł na brzeg naprzeciw flocie Logres z obrazem Maryi. Z wiarą zanurzył ramę w morzu i zerwał się sztorm, który zagnał statki Brytów z powrotem do Nürtu, żadnego nie zatapiając. Lancelot z pomocą Sasów zajął Bliski Zachód, dotarł do Pomori i oblegał Sedinum. Pod jego wysokimi wałami, pewien Szkot rzucił kamieniem w niesiony przez Sasów posąg boga Donara. Na nic się zdały próby pojednania zwaśnionych ze strony Lancelota; poganie i chrześcijanie miast razem zdobywać chrześcijański gród, poczęli się nawzajem wyrzynać. Niebawem król Franków Klodwik uderzył na Saksonię i Brytowie stracili sprzymierzeńców. Artur zdobył Baltię, Canum, Larus, Truso i Błyszczydła; miasto to było własnością rodu Błyszczyńskich. Bazą króla było Canum. Zbudował tam wspaniały dwór, na którym niemal codziennie urządzał polowania w pobliskich lasach, uczty i turnieje. [...]’’ - ,,Codex vimrothensis’’
Canum
– bogate miasto portowe nad Morzem Srebrnym było starsze niż
reszta Królestwa Analapii; w erze dwunastej, tysiąc lat przed
narodzinami Lecha I Dalmackiego wybudował je słowiański heros
imieniem Gdan (Gedanus) na fundamencie z osmalonego pnia drzewnego
potwora Grabiuka. Wiele obcych ludów mieszkało w obrębie jego
wałów od jasnoskórych jak elfy Urvegów ze słynącego z czarnej
magii Półwyspu Hakon, aż po dworzan Waris Wielkiej – królowej
Puntu w Afryce. Canum często miało interesy rozbieżne z dobrem
całej Analapii, a jak podaje w swojej ,,Kronice’’
uczony Nakorsz, król Wizimir zwany Młotem na Danajów nakładał na
ów gród zbuntowany karne daniny, a i na gardle karać nie omieszkał
za handel z jego wrogiem, królem Sywardem. Jednak więcej opisali
kronikarze przypadków gdy niepokorne Canum w czasie wojen z wrogami
Analapii odkładało na bok waśnie i stawało po stronie królów z
dynastii Dalmatydów i Grakchidów.
Tak
było również wtedy gdy Artur, król Logresu przeprawił się przez
Morze Srebrne pozłacanym drakkarem ,,Łowcą
Jurzenki’’
o purpurowych żaglach. Artur Pendragon, syn Utera, który pomnożył
sławę ojca, w czas sztormu dał posłuch Lokasenusowi Oszczercy,
doradcy z Nürtu, który dzięki licznym pochlebstwom zdobył sobie
lepszą pozycję na dworze niż druid Merlin i biskup Pandulf nie
bojący się mówić królowi prawdy.
-
Papież odwrócił się od was, Panie, choć nie szczędziliście
swojej krwi dla obrony Kościoła – przymilał się Lokasenus
skrycie składający żertwy bogom Asgardu. - Pozostaje wam teraz
tylko rzucić ten złoty puchar w fale morza na ofiarę dla Aegira, a
wtedy sztorm ustanie. W przeciwnym razie Logres zostanie bez króla –
Artur zawahał się, jednak sztorm nie ustępował.
-
Śmiało, Panie! - przynaglał Lokasenus. - W razie czego Maryja
wstawi się za wami u swego Syna! - Artur ujął puchar i z rozmachem
rzucił go w fale.
Kiedy
to uczynił, morze uspokoiło się. Nie wiedział jeszcze, że za ten
postępek przyjdzie mu pokutować poprzez poszukiwanie innego
Kielicha, który miał się stać przyczyną rozpadu Bractwa
Okrągłego Stołu…
W
Canum nikt nie witał króla Brytów. Analapowie nie zwykli naginać
karków przed obcymi władcami. Nie pomagały ani groźby śmierci
bądź tortur, ani drogie prezenty, ani wreszcie obietnice nowych
herbów, nadań i przywilejów. Im bardziej mieszkańcy Canum i
Błyszczydeł opierali się Arturowi, tym większe zdobywali uznanie
w jego oczach. Jeden tylko Jadam Dulko, skarbnik grododzierżcy;
księcia Świętopełka Włodzisławica złożył pokłon królowi
Brytów licząc, że zdradą i pochlebstwami przysporzy sobie bogactw
i zaszczytów. Artur zasiadł do wieczerzy pogrążony w niewesołych
rozmyślaniach, a Dulko łasił się doń jak grzech do Kaina.
-
Miłościwy Panie, znam sposób w jaki mógłbyś zdobyć poparcie
mieszkańców tego grodu.
-
Mów, a nie minie cię nagroda – odrzekł Artur jak wybudzony z
głębokiego snu, w myśli zas zadał sobie pytanie: ,,Do
czego zmierza ten szczwany, ryży kundel?’’
-
Otóż na ulicy Lisiej stoi kamienica nazywana Strasznym Dworem. Jej
ponura sława wzięła się stąd, że obrały ją na swe locum
straszydła wszelkiego rodzaju, ludziom wrogie i ich ciałami się
żywiące. Ubij je, Panie, a będziesz miał Canum po swojej stronie.
-
Nie uląkłem się olbrzyma z Góry Świętego Michała, nie ulęknę
się też owych słowiańskich maszkar! - oznajmił Artur o czym
wstał od stołu i razem z dwoma rycerzami udał się przez pogrążone
w mroku miasto do Bursztynowego Kościoła, który ufundował król
Bogdal.
Ugiął
swe kolana przed wystawionym do adoracji Najświętszym Sakramentem i
począł modlić się żarliwie całą noc, co nie zdarzało mu się
od czasu gdy opuścił Logres, a wielkie łzy spływały po jego
policzkach…
Nazajutrz
udał się Artur mając za przewodnika Jadama Dulkę do Strasznego
Domu na ulicy Lisiej, a królewscy heroldzi na ulicach oznajmili
wszem i wobec mieszkańcom Canum o tym przedsięwzięciu. Straszny
Dom składał się z dwóch pięter. Zbudowany był z szarego
kamienia pokrytego budzącymi trwogę rzeźbami i napisami. Okna
przypominały puste oczodoły, zaś dach był dziurawy. Artur stanął
przed niemiłosiernie skrzypiącą, drewnianą bramą na poły
zniszczoną przez pleśń i korniki. Pokrywał ją mech oraz na wpół
zatarte inskrypcje; jakieś runy z Nürtu, słowiańskie bukwy,
egipskie hieroglify i
jakiś magiczny znak niedbale namalowany żółtą
farbą. Król Brytów przeżegnał się, po czym jednym dobrze
wymierzonym cięciem Excalibura wyrwał bramę z zawiasów i obalił
ją na ziemię. Wnętrze Strasznego Domu było ciemne, tak, że król
musiał zapalić pochodnię. Na łuszczących się ścianach widniały
teksty bluźnierczych zaklęć, zaś w powietrzu unosił się fetor
gotowanej kapusty, potu, siarki, smoły, cebuli, chrzanu i czosnku.
Artur wszedł po skrzypiących schodach na pierwsze piętro do izby
pełnej pajęczyn i ogromnych, czarnych pająków.
-
Dobrze, że nie ma tu mojej Ginewry, bo gdyby widziała te pająki
wielkie jak kobyły, to by piszczała ze strachu – mruknął do
siebie Artur.
Pająki
istotnie; dorównywały wielkością lisom albo kotom; były czarne
jak smoła, a ich czerwone oczy świeciły jak rozżarzone węgle. Na
szczęście panicznie bały się trzymanej przez króla pochodni. W
kącie izby stała szafa. Tak jak na meble wytwarzane w Canum
przystało, była wielka, ciężka i pokryta licznymi zdobieniami.
-
Chciałbym taką mieć w Camelocie – rozmarzył się Artur.
Król
Brytów podszedł do szafy i powoli otworzył jej drzwi. Ujrzał
wówczas buchające z jej wnętrza płomienie cuchnące siarką jakby
otworzył wrota do piekła. Z płomieni wyskoczył potwór zwany
kuroliszkiem – olbrzymi kogut o skrzydłach nietoperza i ogonie
węża pytona, wydający z siebie ogłuszające pianie. Kuroliszek
bez chwili wahania zaatakował Artura spiżowym dziobem i szponami.
Król płynnym ruchem miecza ze świstem ściął maszkarze głowę.
Krople krwi potwora upadły na drewnianą podłogę i wtedy –
gwałtu rety! - w mgnieniu oka wyrosły z niej cztery nowe
kuroliszki, które piejąc gniewnie rzuciły się na króla z
czterech stron. Artur w swoim życiu na niejednym już polu bitwy
potykał się z przeciwnikami znacznie odeń liczniejszymi i
silniejszymi i zwyciężał ich, przeto i tym razem nie stracił
odwagi. Hojnie rozdawał ciosy mieczem, tarczą, okutymi w żelazo
nogami, aż wszystkie cztery kuroliszki legły martwe u jego stóp.
Nie był to jednak koniec zmagań, bowiem z ich krwi rodziły się
kolejne potwory. Im więcej Artur zabijał kuroliszków tym ich
zamiast ubywać – przybywało.
-
Drogo sprzedam życie! - postanowił Artur. - Nie będzie król
Brytanii umykał jak zając, ale nawet zaciągnięty do piekła wrazi
swój miecz w czarne serce Lucyfera!
Nie
minęło pół pacierza, a cała komnata przypominała zatłoczony,
piekielny kurnik pełen diabelskiego drobiu. W rubinowych, świecących
w ciemności oczach kurolidzków malowała się żądza dziobania i
rozrywania na strzępy człowieczego ciała. Z wnętrza szafy buchały
płomienie, zaś Artur przeplatał rozdawanie ciosów śpiewaniem
łacińskiej modlitwy ,,Sub
Tuam praesidiam’’.
Król był już zmęczony, a jego kolczuga z wolna zaczęła
przypominać ser z Helwecji. Liczył się z tym, że może tu zginąć,
w tej opanowanej przez złe moce kamienicy i nigdy już nie ujrzy
królowej Ginewry, ani Błogosławionego Królestwa Logres. Papież
obłożył go klątwą za napaść na chrześcijańską Analapię,
teraz zaś króla po raz pierwszy przejął dreszcz lęku, że umrze
bez pojednania z Bogiem i trafi do piekła.
,,Maria
Regina mundi
Maria
Mater Ecclesiae
Tibi
assumus,
Tui
memores,
Vigilamus!
Vigilamus!’’
1
-
śpiewał Artur zatapiając oręż w kogucich piersiach potworów.
Istotnie;
ratunek przyszedł, jednak istota, która go udzieliła nie miała
nic wspólnego z Maryją. Z zakurzonego, pękniętego zwierciadła w
mosiężnej ramie wiszącego na ścianie komnaty wyłoniła się
półnaga dziewczyna wielkiej urody okryta skórą pantery. Włosy
miała czarne i kręcone, nosiła naszyjnik z psich zębów, a na
palcach jej dłoni i stóp srożyły się czarne, ptasie szpony. Jej
oczy świeciły w mroku podobnie jak złoty ząb.
-
Pic, pic! - zawołała i klasnęła w dłonie gdy jej stopy dotknęły
drewnianej podłogi.
Wówczas
kuroliszki ogarnął popłoch. Sycząc i rozpychając się pobiegły
w kierunku piekielnej szafy i wskakiwały w płomienie. Gdy ostatni z
potworów zniknął w ognistych czeluściach szafy, jej drzwi same
zamknęły się z głuchym jękiem.
-
Bóg zapłać ci, nadobna pani za uratowanie mi życia – przemówił
dwornie Artur nie wiedząc, że ma przed sobą morę – dusicielkę
mężczyzn. - Czy mogę wiedzieć jak się nazywasz? - mora wzruszyła
białymi ramionami i przewróciła oczami.
-
Baba. Jadna. Mora. Żarłonia. Zjadnica. Levartina. Lubarta. Dusica.
Noszę wiele imion. Możesz nazywać mnie Babą. Ty jesteś owym
sławnym królem Artusem, który nieproszony przybył do Analapii zza
morza?
-
W rzeczy samej – odpowiedział lekko zmieszany król.
-
A więc zapraszam cię, Artusie do stołu. Chyba nie odmówisz damie?
- spytała mora Baba.
-
Czuję się zaszczycony – odrzekł król Brytów, po czym udał się
w ślad za tajemniczą pięknością idąc po starych, skrzypiących
schodach i mijając obrazy przedstawiające postaci o srogich
obliczach, które zdawały się żyć i śledzić wzrokiem Artura.
Baba
zaprowadziła władcę Logres do przestronnej komnaty, na której
środku stał stół nakryty białym obrusem, a na nim zapalony
świecznik o siedmiu ramionach. W kącie stała duża klatka pełna
psów ras różnych: chartów, ogarów, owczarków, brytanów, a
nawet przedstawicieli rasy husky z dalekiej, mroźnej Białopolski.
Zwierząt było w sumie dziewięć, a wszystkie zabiedzone szczekały
i warczały wyraźnie się bojąc. Mora klasnęła w dłonie i
natychmiast na stole pojawiły się złote kielichy i omszały gąsior
z rzymskim winem, oraz parująca pieczeń.
-
Wypijmy za podbój Analapii! - zaproponowała mora Baba.
Artur
przed przystąpieniem do wieczerzy przeżegnał się, a wówczas
jakby łuski opadły z jego oczu. Dostrzegł, że w winie i mięsie
kłębią się robaki mające głowy kobiet i spiżowe zęby.
Pobladł, zerwał się z krzesła i dobył Excalibura.
-
Gadaj co to za psy! - warknął król. - Pewnikiem muszą być
zaczarowane!
-
To tylko psy – odrzekła Baba przewracając oczami.
-
Mów prawdę, wiedźmo, albo zetnę ci głowę! - zagroził Artur.
-
To są moi… mężowie – chlipała mora. - Mieli ludzką postać,
lecz zamieniłam je w zwierzęta, bo lubię psie mięso. To, które
leży na półmisku, to właśnie ciało jednego z nich. Ciebie też
chciałam zamienić w psa, udusić gołymi rękami i zjeść ze
smakiem – Artur słysząc te wynurzenia zmełł w ustach
przekleństwo.
-
Natychmiast masz je uwolnić – rozkazał tonem nie znoszącym
sprzeciwu.
Baba
chcąc nie chcąc dobyła klucza i otworzyła klatkę, a uwięzione w
niej psy rzuciły się na swą dręczycielkę z ujadaniem godnym
Szczekającej Bestii, po czym zaczęły ją gryźć do krwi.
-
Artusie, ratuj mnie! - wrzeszczała mora.
Wyrwała
się z psich szczęk po czym śpiewając inkantację zamieniła się
w wielkiego jak bocian, beżowego sępa o łysej głowie pokrytej
strupami. W pieśniach z Roxu istota taka nosiła imię Baba –
ptica. Leciała w stronę okna, lecz Artur zastąpił jej drogę i
rozpłatał swym mieczem. Głodne i spragnione psy rzuciły się do
pożerania truchła Baby – pticy.
-
Czy jesteście obdarzone mową? - spytał Artur w języku
starokrasnym, którego przed laty uczył go Merlin.
-
Tak, królu – potwierdził nagle biały jak mleko owczarek z
Montanii.
-
Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni, królu Arturze! - zawołały
ludzkim głosem zaklęte psy.
-
Czas opuścić to obmierzłe miejsce – zadecydował Artur. -
Chodźcie za mną! - psy posłusznie ruszyły za królem Arturem,
który żegnając się ze Strasznym Domem, przytknął zapalony
świecznik do bordowej kotary.
Straszny
Dom stanął w płomieniach nieopisanie cuchnących siarką i wśród
mrożących krew w żyłach wrzasków palonych straszydeł. Artur
razem z psami udał się do swego dworca. Tam dobył z podróżnego
kufra biały, jedwabny pasek należący do królowej Ginewry i
obwiązał nim każdego z psów, te zaś na powrót stawały się
ludźmi napełniając cały Dworzec Artusa nieopisaną radością.
*
,, […] Bors (Vors) przybił do wybrzeży Burus. Zajął Olsanę i Rajgród, stolicę Jatvy. Z tych ziem atakował Podlesie. Artur, Lancelot i Bors połączyli swe armie, by uderzyć na Nestę, a Bogdal zastąpił im drogę pod grodem Vrist Küjvis. Straszna to była bitwa, a Analapów wspierali stolimowie. Wojsko Lancelota zostało rozbite. Król Artur cofnął się na północ. Analapijski możnowładca, pan Bożywoj Błyszczyński udał się w pościg za Borsem. Po krótkim oblężeniu odebrał mu Rajgród, a niedługo potem Olsanę, a następnie zmusił Gawena do oddania Truso. Poddani Bogdala walczyli z Borsem bez nienawiści, bo choć był najeźdźcą, szanował podbijane ludy. Król Bogdal posuwał się nieubłaganie na północ. Stanął pod wałami Canum, zwyciężył w bitwie Artura, który ranny i zawstydzony podpisał pokój z Analapią i na znak pojednania dał Bogdalowi za żonę swą córkę Gewissę (…). Wielka była ich miłość, choć początkowo Gewissa bała się wyjść za nieznanego sobie króla dalekiego kraju.
Artur odbył pokutę. Odziany tylko we włosiennicę i bosy odbył pielgrzymkę do Rzymu, a był grudzień. Trzy dni czekał na mrozie pod pałacem papieskim, aż Papież widząc jego skruchę, zdjął klątwę z króla i jego kraju i zaprosił go by spędził z nim czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Papież lubił i szanował króla Artura, któremu zresztą ongiś zawdzięczał uwolnienie z niewoli tyrana, samozwańczego cesarza Lucjusza i nie chciał go karać w nieskończoność.
Po powrocie na zamek Camelot, król Logres miał sen. widział najpierw wielką bitwę i liczne trupy poległych. Słyszał chór zawodzenia wdów i sierot. Krew, krew, krew. Taka była cena budowy imperium Logres. Jedynie Ultima Thule została nabyta bezkrwawo. Potem ujrzał bunt całego chóru aniołów. Przewodził im Lucyfer (Jutrzenka). Michał Archanioł rzekł: ‘Któż jak Bóg!’, a Lucyfer: ‘Któż jak ja!” Michał zwyciężył zbuntowany chór, a anioły go tworzące stały się diabłami. Razem ze swym wodzem zostały strącone na Ziemię i swym ciężarem wydrążyły lej zwany Piekłem. Swą budową przypominało Koloseum, które król Artur widział w Rzymie. Razem z Lucyferem spadł z Nieba szmaragd przecudnej piękności, który znaleźli Żydzi. Wydrążyli w nim równie zachwycający kruż, który przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie. Ostatnim jego posiadaczem był św. Józef z Arymatei. Kielich ów służył w Wieczerniku, z niego pił Jezus Chrystus i Jego Apostołowie. Gdy Jezus został ukrzyżowany, św. Józef z Arymatei zbierał Jego Krew do owego kielicha. Następnie za radą św. Nikodema, chcącego uchronić przyjaciela przed prześladowaniami, popłynął do Brytanii, gdzie ukrył kielich. Tam też w Glanstobury zasadził krzew, który w zwykłe dni niepozorny, w święta okrywał się kwieciem i biła odeń łuna jako od ognia. Szmaragdowy kruż zwał się Świętym Graalem, a nazwa jego oznaczała Krew Króla. Potem śniącemu Arturowi ukazał się anioł i rzekł: ‘Bóg żąda od ciebie pokuty za krew, którą przelałeś w podbojach. Chce byś zarządził poszukiwanie Graala. Jednak nie tobie jest dane go odnaleźć’ - Artur zbudził się. Zasięgnął rady biskupa Pandulfa i druida Merlina (ów był poganinem, lecz przyjął chrzest na łożu śmierci ku wielkiej radości swego przyjaciela biskupa), po czym zarządził wielkie poszukiwanie. Wzięli w nim udział wszyscy Rycerze Okrągłego Stołu, a wśród nich był Słowianin – Analapijczyk Stefan, który przed chrztem nosił imię Leliwa (Łełyva). Stefan Leliwa ongiś służył panu Bożywojowi Błyszczyńskiemu. Po zawarciu pokoju z Brytami udał się na wyprawę – pielgrzymkę. Tylko on i Percewal, potomek grubiańskiego zabójcy potworów Peredura, uzyskali łaskę widzenia Graala. W nagrodę Artur nadał im herby – Kruż dla Percewala i Leliwę dla Stefana, który wrócił na starość do Analapii. Był przodkiem Jana Długosza.
Po śmierci Artura jego imperium rozpadło się. W południowym Nürcie władzę objął były paź króla Suet (…). Od jego imienia wywodzi się nazwa Szwecja (...)’’ - ,,Codex vimrothensis’’
1
Po łacinie: ,,Maryjo, królowo świata/ Maryjo matko Kościoła/
Przy Tobie jesteśmy/ O Tobie pamiętamy/ Czuwamy/ Czuwamy’’.