Panie
Bracie!
[…]
Spośród wielkich podróżników, a zarazem też świętych jakich
wydało nasze stulecie, do najwybitniejszych należy Boleslav
Baškievic Indikopleusta. Pochodził ze starego, pamiętającego
jeszcze czasy Aleksandra Wielkiego słowiańskiego rodu z Macedonii,
pieczętującego się herbem
Korab, którego używał patriarcha Noe,
przez Twój lud nazywany Dobromirem. Jego ojciec, Baško
Kapinimirović, wasal cesarza Greków zasiadającego na tronie w
Carogrodzie, zadbał o wszechstronną edukację syna, sprowadzając
dlań najlepszych nauczycieli. Wśród nich znalazło się
miejsce
dla ekscentrycznego mnicha Kosmasa z Anatot, który wbrew powadze
innych filozofów, tak chrześcijańskiej jak i pogańskiej wiary,
upierał się, że Ziemia kształtu jest płaskiego niczym placek.
Oprócz jazdy konnej, ćwiczeń fechtunku i łowów, umysł młodego
Boleslava zajmowało studiowanie greckich i arabskich ksiąg
poświęconych sztuce geografii, które rozbudzały w nim pragnienie
dalekich podróży. Marzenie jego spełnić się miało gdy przybył
jako paź na dwór cesarski w Carogrodzie. Cesarz dostrzegł jego
zamiłowanie do zgłębiania tajników geografii i na dwudzieste
urodziny Boleslava mianował go kapitanem morskiej ekspedycji
mającej szukać wysp Arinn i Taprobana w pobliżu Bharacji. Stąd
właśnie wziął się jego przydomek; Indikopleusta, bo dotarł do
kraju Indów o wężowych nogach. Pokłosiem wyprawy Bizantyjczyków,
na której czele stał dzielny Słowianin, było sporządzenie
nowych, dokładnych map lądów Oceanu Wyrajskiego, który Persowie
nazywają Morzem Vorukaša. Kopie tych map, dar od cesarza
bizantyjskiego, posiadam w swoim pałacu w stołecznym Cristopolis.
Boleslav w czasie żeglugi opisał wiele roślin i zwierząt
nieznanych
Arystotelesowi, Pliniuszowi i innym uczonym zamierzchłych
czasów jak choćby hipopotamy morskie o rybich ogonach, morskie
strusie z archipelagu Maladava, mewy czy też rybitwy osiągające
rozmiary smoków, którym nadał nazwę ,,avis
indica’’,
achibobuki – ptaki, których odchody stanowi ambra i parę innych.
Po pięciu latach jego korab ,,Tryton’’
powrócił do portu nad Bosforem z ładunkiem pereł, rubinów,
zamorskich przypraw i pachnideł, jedwabiu, bakalii, oraz kruchej
porcelany z Sinea. Niejedna panna wysokiego rodu rada byłaby zostać
jego żoną czy choćby nałożnicą, jednak w sercu Boleslava
nurtowały inne myśli aniżeli ożenek.
W
czasie swej żeglugi, bawiąc w Królestwie Malabaru u wybrzeży
Bharacji, napotkał mędrca Arhatusa, syna Brahmy, tak sędziwego, że
pamiętał czasy przybycia do jego ojczyzny św. Tomasza Apostoła.
Słuchając Arhatusa, którego ongiś ochrzcił sam Apostoł Tomasz,
Boleslav zatęsknił za innym życiem niż te, które wiódł do tej
pory.
Powróciwszy
do Carogrodu zrzekł się ofiarowanych mu zaszczytów i bogactw.
Opuścił dwór cesarski i udał się w góry Taurus w Anatolii gdzie
został pustelnikiem pędzącym dni na postach i modlitwach. Tak
odnalazł pokój w sercu, a okoliczni pasterze przychodzili doń ze
swymi troskami.
Powiadają,
że kiedy Boleslav sławił Boga swymi modłami, przeszkadzał mu
uciążliwy ryk dobiegający z gardzieli wielkiego, zielonego smoka
mającego swe leże w skalnej rozpadlinie. Smok ryczał dniem i nocą,
aż w końcu święty mąż zniecierpliwiony hałasem, wyprosił u
Boga, aby uwolnił go od gadziny. Wówczas z czarnej jak kir chmury
spadł piorun i zabił smoka. Boleslav widząc śmierć bądź co
bądź pięknego zwierzęcia, odczuł żal i znów poprosił Boga,
aby ożywił gada. Na prośbę pustelnika smok ożył i odtąd został
jego najlepszym przyjacielem. […] Umarł Boleslav Baškievic
Indikopleusta w sędziwym wieku gdy jego siwa broda dosięgła ziemi.
Smok wykopał mu grób swymi ogromnymi szponami i pilnował zwłok
przed radymi rozwłóczyć je zwierzętami. Warował przy zwłokach
świętego całe trzydzieści lat nic nie jedząc i nic nie pijąc,
aż w końcu żałość wielka zamieniła jego ciało w odłam
skalny, który po dziś dzień pasterze pokazują za opłatą w
górach Taurus.
Z
życzeniami błogosławieństwa Bożego i św. Boleslava
Baškievicia
– Ksiądz Jan.