Voodoo jest synkretycznym kultem, bardziej systemem okultystycznym niż religią, wyznawanym na Haiti, Kubie, oraz w południowych stanach USA. Składa się z wierzeń byłych murzyńskich niewolników pochodzących z plemion Fon, Joruba, Kongo i Dahomej, oraz z maskującego pokostu katolicyzmu. Loa, czyli bóstwa z panteonu voodoo przez swoich wyznawców są czczone pod maskującymi postaciami świętych. Dzięki horrorom znany jest na całym świecie mroczny przekaz o zombie. Istoty te, wywodzące się z Haiti, z kręgu afrokaraibskiego kultu voodoo są nie mającymi własnej woli, nie znającymi bólu, ni uczuć, trupami ożywionymi przez czary bokora. Zombie, często błędnie utożsamiane z wampirami, były wykorzystywane zarówno do niewolniczej pracy na plantacjach, jak i do mordowania wrogów czarownika. W Polsce najbardziej znanym przedstawicielem tych straszydeł jest niewyobrażalnie głupi i brzydki Czesio z obscenicznej kreskówki ,,Włatcy móch’’. Wyznawcami voodoo było dwóch krwawych, haitańskich dyktatorów – François Duvalier i jego syn.
W 1995 r.
oglądając w telewizji kreskówkę o Johnym Queście dowiedziałem
się po raz pierwszy o zombie i laleczkach voodoo. W 1999 r. czytając
,,Ilustrowaną encyklopedię mitów i legend świata'' Arthura
Cotherella dowiedziałem się min. o haitańskim bogu śmierci –
Baronie Ghede Samedi i o pewnej bogini, jeśli dobrze pamiętam:
Maman Brigitte, do której wyznawcy voodoo modlą się o zgubę
swoich wrogów (widać tu jasno różnicę między voodoo a
chrześcijaństwem). Według wierzeń haitańskich, Baron Ghede
opiekował się cmentarzami, posiadał wielką wiedzę przekazaną mu
przez zmarłych, a wyobrażany był w czarnym fraku i czarnych
okularach. Owa postać znalazła odbicie w moich fantazjach, stając
się pierwowzorem czarnego kota Noraba ze zbioru ,,Dom''.
Drugim pierwowzorem tej postaci był kot Behemot z ,,Mistrza i
Małgorzaty''. Imię Norab jest anagramem słowa baron, co
nawiązuje do Barona Ghede. Ów kot przywieziony z Haiti pilnował
płotu i wszystkim ludziom, którzy przezeń skakali, kazał
przekazać sobie całą posiadaną wiedzę i umiejętności (raz
pewien bokser próbował nauczyć Noraba boksu). W czasie Pożaru
Domu połączonego z inwazją Brudu, kot Norab pozostał wierny
rodzinie, w przeciwieństwie do psa Fenrira i węża Midgarda.
W 2015 r.
pragnąc lepiej zrozumieć, dlaczego w dobie ekumenizmu i dialogu
międzyreligijnego, Kościół katolicki, do którego należę, tak
negatywnie ocenia voodoo, sięgnąłem po książkę Mai Deren
,,Bogowie haitańskiego wudu'' z przedmową wybitnego znawcy
mitów Josepha Campbella. Maya Deren (1917 – 1961), urodzona w
Kijowie, była amerykańskim reżyserem, antropologiem i mambo
(kapłanką voodoo). Nawróciła się na ten kult w czasie pobytu na
Haiti. W swojej książce, Deren pisze o houganach – haitańskich
kapłanach zajmujących się nie tylko kultem, ale też uzdrawianiem
i polityką (dla ciekawostki: voodoo w przeciwieństwie do
katolicyzmu nie widzi nic zdrożnego w przynależności do masonerii;
wręcz przeciwnie), zwierzęcych demonach zwanych baka, o
obowiązującym na Haiti zakazie zamieniania ludzi w zombie a także o poszczególnych loa,
czyli bóstwach – o Baronie Ghede (jego imię Samedi jest
pochodzenia indiańskiego), o Legbie, o bogini miłości i luksusu
Erzulie, o bóstwach morskich Ague i La Sirene, o ofiarach ze
zwierząt, które autorka usprawiedliwia, o podziale na kult Rada i
Petro (jest to podział na białą i czarną magię), wreszcie o
manifestowaniu się loa poprzez opętania. Sama Maya Deren
doświadczyła takiej inicjacji demonicznej. Czytając ową książkę
między wierszami, można zrozumieć dlaczego Kościół ma rację,
negatywnie oceniając voodoo jako kult niebezpieczny duchowo i
otwierający na opętanie.
- byłem w
szkolnej sali, gdzie przebywało mnóstwo zombie, które chodziły
dookoła ławek, wymknąłem się z sali, aby zadzwonić po Jakuba
Wędrowycza,
- w szkole
jakaś dziewczyna, gorliwa katoliczka, urządziła wystawę o
nazistach i voodoo.