,,Nietoperz to je
nadprzyrodzune
Bo śpi głową w
dół
Gdyby tak konia
powiesić
Toby nie spał
Po
upadku Neurowa (Neurystanu),
Enkowie zgromadzili się na wiecu, by radzić co dalej robić ze
spustoszonym światem. Mokosza wpadła na koncept, by stworzyć rasę,
której przewodziłyby niewiasty, mając nadzieję, że zapobiegnie
to wojnom, które tak rozdzierały serce jej siostry Dziewanny.
Przedstawiła swój koncept Agejowi, który się zgodził, pod
warunkiem, że ,,zarówno
mąż jak i niewiasta będą jednakowo wartościowi i będą
wzajemnie się uzupełniać''.
Oblubienica Świętowita w ruinach zajęczańskiego grodu Poliochni
na wyspie Lemnos na Morzu Rajskim urodziła pierwszą rusałkę i
pierwszego wodnika. Córkę nazwała Europą, a syna – Bałkanem
Łobastą.
,,Dziwne to były dzieci! Miały ludzką postać, ogniste oczy, płuca i skrzela, niebieską krew i potrafiły odtwarzać utracone części ciała niczym stułbie […]. W czaszkach miały malutkie, kolorowe i świecące kamyki, zwane nimfolitami. Miały kształt serca. Podobne (drakolity) znajdowały się w czaszkach smoków. Nimfolit (w jednej z legend dar smoczycy Altairy) umożliwiał rusałkom i wodnikom zamienianie się w Światło. Był to błędny płomyk; te, które widywano na bagnach to właśnie Światła. Pod tą postacią Europa i Bałkan Łobasta spali wisząc nad wodą. Zarówno drakolity i nimfolity były potem poszukiwane przez ludzi'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.
Gdy
wodnik i rusałka dorośli, pobrali się i mieli dzieci w liczbie
osiemdziesięciu (czterdzieści rusałek i czterdziestu wodników) –
nie było wówczas innego sposobu, aby się rozmnożyć. Rusałki i
wodniki miały przed sobą 900 lat życia, a ich wygląd do końca
był młody i piękny; jedyną oznaką starości; czasu mądrości,
lecz nie cierpienia, było znamię w kształcie barwnego deltoidu
między oczami. Oblubieńcy ułożyli język i pismo zwane
toropieckimi, a Bałkan Łobasta budując dom nad jeziorem założył
podwaliny grodu stołecznego zwanego Toropieck, a było to na
ukraińskiej ziemi.
,,Dzieci Europy i Bałkana nosiły drogie, niedostępne nam stroje z zamorskich i czarodziejskich tkanin zdobione złotem, srebrem i kamieniami. Ulubionymi kolorami były biel, zieleń i błękit'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.
Pierwszą
królową była Anej I, a jej następczynie to Anej II, Aradvi i
wiele innych, aż do Goplany III. Aradvi jako pierwsza od czasu
Jiwóna i Starego Frëca, przemieszczała się w czasie, a robiła to
za pomocą wehikułu długiego i szerokiego jak pięć rydwanów.
Podczas tych podróży, regencję sprawowała jej przyjaciółka,
rusałka Żywka. W owym czasie widziano przeprawiającą się przez
Jezioro Toropieckie (Toropiecka
Lykanus)
ubraną w kir pannę, która wymachiwała chustką z krasnej kitajki,
a na jej czarnej jak pkieł kosie siadywały białe motyle. Wielka
trwoga zatrzymała tańce i uciszyła śpiewy wodnych nimf i ich
braci. Nawet zwierzęta w lesie i jeziorze znały imię nieproszonego
gościa. Brzmiało one – Zaraza – Morowa Dziewica...
W Toropiecku,
najada Atalissa poślubiona wodnikowi Powale, macierz licznych dzieci
urodziła kolejną córkę, której nadano imię Ilmena. W chwili gdy
się rodziła na dnie jeziora, gdzie zwykle rusałki wydają na świat
swe pociechy, noc walczyła z porankiem o panowanie w przyrodzie.
Brzegiem jeziora skradał się wąpierz, lecz zauważył go kogut i
jak się nie rzuci! Piejąc zaciekle tak dziobał wampira –
marudera, że na jego białej jak kreda skórze, ukazała się
czerwona, zgniła i zatruta krew. Wąpierz z rykiem szczezł, a kogut
wskoczywszy na płot z triumfem obwieścił kolejne rozpalenie Słońca
na niebie przez Swaroga. Tymczasem łono Atalissy opuściła córka.
Ilmena nie wyróżniała się niczym szczególnym od innych nimf; w
jej urodzie i głosie nie było najmniejszej skazy, lecz dla rusałek
piękno jeszcze większe od piękna ludzkich niewiast, podległych
starości, było czymś zwykłym. Tak jak jej siostry całymi dniami
pływała w jeziorze i biegała po lesie, tańczyła zwiewna jak
mgiełka, śpiewała głosem pięknym jak u syreny ku czci Ageja i
Enków, a zwłaszcza Mokoszy. Jej podobne do jedwabiu włosy barwy
złota i miedzi, zdobiły najpiękniejsze kwiaty Toropiecka i
cichutko grały najpiękniejszymi melodiami. W dzień niezmordowanie
huśtała się na huśtawkach zwisających z konarów dębów, a
wieczorem słuchała baśni i legend z wypiekami na policzkach
delikatnych jak płatki róży. Otaczała ją miłość całego rodu
i przyjaźń innych rusałek, wodników i wszystkich zwierząt.
Toropieck był grodem całkiem dużym jak na owe czasy, bo liczył
tysiąc mieszkańców. Widywano w nim białe rusałki z Visany i
miejscowe, śniade z Nilusa, brązowe z Gangosa, hebanowe z Samfesy,
żółte z Mekonhy, ale też Wiły – prawie równie urocze jak
rusałki, lecz jedną nogę mające jak kozy, Świtezianki przybyłe
kupować perły, czeltice, czyli okeanidy, stare imadre baby wodne,
zagorkinie – niewiasty z głowami kozic, śliczne panny wodne,
podobne do żab wodniki z Ojcowa, Centaury za opłatą przewożące
na swych grzbietach, satyry, syleny, hobbity, liczne zwierzęta,
krasnoludki, żmijów, leśnych ludzi, elfy, chochliki, ogry i
wołaki, brzydkie i ordynarne dzikie baby, Lynxów i Neurów, którzy
przeżyli kataklizm, Oxiów, Wydrzan i wiele innych żyjących w
przykładnej zgodzie. Ulubieńcem dzieci był stary olbrzym Lemież,
o długich, siwych wąsach, z których rzekomo magiczną sztuką,
budował mosty z cukru i ciasta, które potem miały się zamieniać
w chmary białych i czarnych gołębi. Jednak Ilmena najbardziej
lubiła słuchać
opowieści starego hobbita Horsy z dalekiej wyspy Britainy. Horsa miał długą, siwą brodę, a należał do istot, które Słowianie nazywali niziołkami z racji wzrostu niższego nawet niż u krasnoludów (nie mylić z krasnoludkami). Stary niziołek wędrował po całym grodzie stołecznym, opowiadał różne historie i sprzedawał obwarzanki. Otrzymał przydomek Horsa Bomż. Pewnego razu Atalissa i Powała przyjęli go na ucztę nad brzegiem Toropiecka Lykanus. Ich dzieci z niecierpliwością czekały na opowieści.
opowieści starego hobbita Horsy z dalekiej wyspy Britainy. Horsa miał długą, siwą brodę, a należał do istot, które Słowianie nazywali niziołkami z racji wzrostu niższego nawet niż u krasnoludów (nie mylić z krasnoludkami). Stary niziołek wędrował po całym grodzie stołecznym, opowiadał różne historie i sprzedawał obwarzanki. Otrzymał przydomek Horsa Bomż. Pewnego razu Atalissa i Powała przyjęli go na ucztę nad brzegiem Toropiecka Lykanus. Ich dzieci z niecierpliwością czekały na opowieści.
-
Kto chce słuchać, niechaj nadstawi ucha! - zaczął Horsa Bomż i
nawet ptaki zdawały się go słuchać. - Daleko, daleko stąd, za
rzeką Roxyzorem, co nosi swe imię od chrobrego króla Lynxów, w
przepastnej puszczy leży wielkie i głębokie jezioro Nordlin.
Pewnego razu, panie białopolskie ujrzały jak z jeziora wyłazi
karaluch, wielki jak smok i ryczący jak byk. Nie dość tego!
Jezioro zabulgotało i wylazł z niego drugi potwór. Takie jak on,
żyły pospolicie w trzecim eonie, kiedy to światem trzęsły smoki.
Była to żmija długa jak ,,ogonek''
dziesięciu turów i mająca cztery łapy i dwa mózgi. Z jadowitej
paszczy wydobywał się ogień. Tak oto stanęły do boju dwa potwory
z jeziora Nordlin... - młodsze rusałki i wodniki z piskiem
przerażenia pochowały się do wody, aby potem wyjść z niej,
śmiejąc się ze swego strachu.
Ilmena
siedziała i dygotała, po raz pierwszy poczuła strach. Horsa został
jeszcze trochę, po czym poszedł dalej; choć proponowano mu by
zamieszkał w jeziorze lub szałasie na jego brzegu. Kiedyś jakiś
wodnik z rodu Hestermanów zarzucił mu, że niepotrzebnie straszy
dzieci. Na to niziołek: ,,O
nie, panoczku! Baśnie są równie naturalne jak chleb i mleko.
Dziesięciogłowy smok jest strasznym potworem, lecz jeszcze
straszniejszym będzie dziecię, które o nim nie usłyszy''!
Tak wśród czułości i zabaw upłynęło błogie dzieciństwo
Ilmeny, która teraz była już panną, za którą oglądały się
wodniki i satyry. Jednak nieoczekiwanie w Toropiecku zagościła
Zaraza, a z nią dwa psy; czarny dźwigający kosę i bura Morowa
Suka. Życie nie miało już być takie jak drzewiej...
*
Regentka
Żywka z poświęceniem sprowadzała wraczy, znachorów, zamawiaczy i
szeptunów, lecz na próżno! Śmiech, taniec i śpiew opuściły
nieszczęsną stolicę. Ciała rusałek i wodników, ale też
pokrewnych im istot jak Wiły, panny wodne, zielonki, czerwone baby,
czy łaumy pokrywały białe strupy, wyglądem i smakiem
przypominające sól. Aby je zdrapać, musiały być dostatecznie
dojrzałe do odpadnięcia, ale nieszczęsne istoty zdążyły już
umrzeć. Żywka w pełni świadoma niebezpieczeństwa zarażenia, z
oddaniem pielęgnowała zarażonych, wcześniej namaściwszy się
kremem z sadła psa i zająca (ludzie nie mają co próbować takich
środków, choćby dlatego, że ich choroby są inne niż choroby
rusałek). Część mieszkańców grodu opuściła go w popłochu,
inni szukali zapomnienia w rozkoszach, jeszcze inni próbowali pomóc
chorym. Zarówno Atalissa i Powała, ich najstarsza córka Natala,
oraz Owidia (Ovidiya)
posługiwały
przy chorych, razem ze złotowłosą Wiłą Oriolą, przez Słowian zwaną ,,Wilgą'', Gonczarem Onocentaurem i rogatym psem Gnębonem Ryczymordą. Ilmena o sercu czułym i wrażliwym na każdą krzywdę, też chciała pomagać, lecz zabroniono jej. Przysłużyła się natomiast darciem szarpi. Królowa Aradvi wciąż przebywała w erze trzeciej, a Zaraza śmiała się i pląsała wśród białych motyli, radując się z wyrządzonych krzywd. Tak obywatelom Toropiecka mijały dni wśród lęku i żałoby, ale choć Čorty bardzo się starały, nie potrafiły odebrać im całej nadziei. Ku Koronie Wielkiego Dębu niosły się błagania: ,,Goicielko Ran, ulituj się nad nami''! Mokosza płakała nad cierpieniem swych dzieci, a jej łzy w postaci deszczu chłodziły rozpalone ciała i rozmywały część słonych strupów. Jednak to nie jej było dane ocalić Toropieck, choć pragnęła tego. Nie mogła pomóc wszystkim, bo Čorty buntowały przeciw niej poddanych królowej Aradvi i część z nich poczęła wątpić w ocalenie. Jednak Agej zostawił im otwartą furtkę ocalenia... Rusałki i wodniki paliły swych zmarłych na stosach, a popiół i kości chowały w glinianych urnach, czasem pod kurhanami. Jednak w czasie tej zarazy wiele ciał w ogólnym zamęcie porywały strzygi, lub koszmarne ghule, przybyłe aż z księstwa Nabatei.
przy chorych, razem ze złotowłosą Wiłą Oriolą, przez Słowian zwaną ,,Wilgą'', Gonczarem Onocentaurem i rogatym psem Gnębonem Ryczymordą. Ilmena o sercu czułym i wrażliwym na każdą krzywdę, też chciała pomagać, lecz zabroniono jej. Przysłużyła się natomiast darciem szarpi. Królowa Aradvi wciąż przebywała w erze trzeciej, a Zaraza śmiała się i pląsała wśród białych motyli, radując się z wyrządzonych krzywd. Tak obywatelom Toropiecka mijały dni wśród lęku i żałoby, ale choć Čorty bardzo się starały, nie potrafiły odebrać im całej nadziei. Ku Koronie Wielkiego Dębu niosły się błagania: ,,Goicielko Ran, ulituj się nad nami''! Mokosza płakała nad cierpieniem swych dzieci, a jej łzy w postaci deszczu chłodziły rozpalone ciała i rozmywały część słonych strupów. Jednak to nie jej było dane ocalić Toropieck, choć pragnęła tego. Nie mogła pomóc wszystkim, bo Čorty buntowały przeciw niej poddanych królowej Aradvi i część z nich poczęła wątpić w ocalenie. Jednak Agej zostawił im otwartą furtkę ocalenia... Rusałki i wodniki paliły swych zmarłych na stosach, a popiół i kości chowały w glinianych urnach, czasem pod kurhanami. Jednak w czasie tej zarazy wiele ciał w ogólnym zamęcie porywały strzygi, lub koszmarne ghule, przybyłe aż z księstwa Nabatei.
*
To był ciężki
dzień wypełniony charczeniem umierających. Cała rodzina Ilmeny
odpoczywała na dnie jeziora, ukryta w gąszczu wodnych roślin.
Ilmena i Agafia nie mogąc zasnąć, wynurzyły śliczne, zdobione
klejnotami główki na powierzchnię. Nie zważając na grasujące
strzygi, wąpierze, gobliny i srożyce wyszły na ląd i skierowały
się w stronę lasu. Dmuchnięciem wysuszyły swoje ociekające wodą,
białe sukienki z atłasu przetykane złotymi i srebrnymi nićmi i
złapały się za ręce, aby się nie zgubić. Już miały minąć
pierwsze drzewa, wśród których gałęzi tak lubiły drzemać w
upalne południa, gdy w ich stronę podleciał jakiś zwierz. Zawisł
w powietrzu na wysokości ich ślicznych twarzyczek i wówczas
siostry spostrzegły, że mają przed sobą nietoperza. Wielu ludzi
bało się tych zwierząt myśląc bez pokrycia, że wkręcą się im
we włosy i porwą ich dusze do Čortieńska, lecz rusałki i wodniki
nie bały się zwierząt, a zwierzęta ich.
- Dobry wieczór
panienkom – przywitał je nietoperz – powinny panienki uważać,
bo wraz z Zarazą ściągnęło do Toropiecka wiele wrednych stworów
lubiących małe dziewczynki. Mnie nie musicie się obawiać. Jestem
Szątopierz, syn ojca wszystkich nietoperzy Sirraha, syna Boruty i
Dziewanny Šumina Mati.
- Agej mówił mi
jak można pokonać Zarazę – oznajmił Szątopierz. - Otóż
daleko na wschód, za puszczami i rzekami, u stóp Złotej Góry
znajduje się chata Złotej Baby. Ona to jako jedyna Enka podlega
starości. Umie leczyć wszystkie choroby i z mandatu Ageja patronuje
wraczom i znachorom. Agej chce, abyś ty Ilmeno i jedna z twych
sióstr udały się ją sprowadzić.
- A skąd mamy
wiedzieć, że pan nas nie zwodzi? - zapytała Agafia licząca sobie
szesnastą wiosnę życia.
- Dobrze, że
panienka o to pyta – pochwalił nietoperz – bowiem nie każdy kto
mówi o Ageju, działa dla niego. Mam przy sobie piernacz mego ojca
Sirraha, który będzie prowadził Ilmenę w dzień, kiedy ja będę
spał – to mówiąc Szątopierz pokazał trzymaną w łapce kurzą
kostkę, oprawioną w złoto i zdobioną małymi diamencikami. -
Powiedzcie o tym ojcu, macierzy i siostrom, jeszcze uprzedzę ich
przez ryby. A teraz wracajcie na dno jeziora i wyśpijcie się! -
siostry podziękowały nietoperzowi i wróciły do jeziora.
Rano rodzice nie
chcieli słyszeć o wyprawie, choć przyjaciel rodziny Horsa Bomż
oferował swe towarzystwo w drodze do Złotej Baby. Na jakiś czas w
rodzinie przycichło o niebezpiecznej wyprawie, aż wszyscy
zachorowali. Wszyscy prócz Ilmeny i Natali. Wtedy to Szątopierz
odwiedził wszystkich w namiocie wracza i obie siostry uzyskały
pozwolenie na długą, niebezpieczną podróż, razem z dobrym
nietoperzem i hobbitem.
*
Ilmena, jej starsza
siostra Natala, licząca sobie dwudziestą drugą wiosnę życia,
Szątopierz i Horsa Bomż byli już daleko od Toropiecka. Chorą
rodziną obu sióstr opiekowała się driada, czyli leśna rusałka
Surojadka, przyjaciółka Ilmeny. Szątopierz służył za
przewodnika nocą, w dzień prowadził kościany piernacz jego ojca
Sirraha – Enka nietoperza, nad którego głową płonął niebieski
płomyk. Towarzyszący im starzec, jak wszystkie hobbity wychowywany
był w lęku przed nietoperzami. Nie zdradzał swych myśli, lecz
Szątopierz zgadując je, tłumaczył, że nie jest Čortem, bo ma
krew czerwoną, podczas gdy krew čortowska jest zielona. Długo
trwała ich wędrówka, a spotykane po drodze driady i najady,
hamadriady, czyli nimfy przybierające postaci drzew, leśniki, Wiły,
a nawet opryskliwe dzikie baby, nie mówiąc już o mnogich
zwierzętach, przyjmowały ich życzliwie i wskazywały jak
najkrótsze drogi. Strzygi, wąpierze i kikimory trzymały się od
nich z daleka, bo na tyłach wyprawy, nic o tym nie wiedzącej ,
jechał na łosiu sam Boruta, a puszczę przemierzała Mokosza –
Pani Złotego Łańcucha, której łagodności bały się najsroższe
potwory chowu Rykara. Horsie potrzebne były coraz dłuższe postoje.
Nie dziwota; liczył sobie już sto dwudziesty rok życia. Gdy pewnej
nocy zatrzymali się nad brzegiem rzeki, niziołek zasnął przy
ognisku i nigdy już nie otworzył oczu. Zmarł tak cicho jak żył,
a jego dusza zamieszkała w Nawi Jasnej. Po oddaniu jego wyczerpanego
ciała płomieniom – symbolowi Ageja i usypaniu mu małego kopca,
który widzący w ukryciu Boruta i Mokosza zamienili w bryłę
alatyru, ruszono przed siebie, lecz atłasową twarz Ilmeny wciąż
zdobiły podobne do pereł łzy. Natala, sama lubo żałując zacnego
niziołka, przytuliła siostrę do piersi, ocierając jej gorące
łzy.
- On teraz jest
najpewniej na wyspie słonecznej i pięknej; widzi Ageja i Enków,
jest jytnas i raduje się. Pewnie jeszcze pomoże nam, a ty każesz
mu dźwigać wiadra swych łez – Szątopierz się na chwilę
przebudził i osuszał jej policzki z łez małym, ciepłym
języczkiem.
Minął
tydzień od śmierci Horsy Bomża, gdy siostry i nietoperz zaszły na
piękną, całowaną przez Słońce łąkę, przyozdobioną kwiatami
jak królowa rusałek w dniu swej koronacji. Choć cały świat był
wówczas piękniejszy niż teraz , trudno było oderwać oczy od tego
wzorzystego kobierca mieniącego się wszystkimi barwami. Trzeba go
było jednak zostawić i dalej wędrować na spotkanie Złotej Baby,
bo w Toropiecku czekali chorzy. Już miano ruszyć dalej, gdy Natala
postawiła stopę podobną do eburnu obok maku. Kwiat był większy
niż zazwyczaj bywają maki i choć maki nie pachną, ten pachniał
upajająco. Rusałce od dzieciństwa kochającej kwiaty i motyle, żal
było nie spojrzeć choć raz na cudną roślinę. Wtem mak obwinął
się dookoła jej nogi i wyciągnął długie, zielone pędy, mocne
jak rzemienie. Chciała krzyknąć, lecz poczuła leciutkie ukłucie
i zwaliła się z nóg. Spała. Przerażona Ilmena chciała jej
pomóc, gdy nagle na łące rozbrzmiał tętent końskich kopyt.
Zaiste – fatalnym kwiatem nie był żaden mak, jeno Kwiat Śpionu,
co podstępnie chwyta i usypia. Niektórzy autorzy zielników
podawali, że może nawet pić krew. Ilmena dobyła zza złotego
paska, puginału zwanego Kozikiem i wyswobodziła siostrę z pęt,
jednak Natala, choć żyła, nie mogła się za żadne skarby
obudzić. Tymczasem obie rusałki otoczyli jeźdźcy. Mieli postać
ludzi, ani za niskich, ani za wysokich. Odziani byli w barwne szaty,
złote łańcuchy i półpancerze. Ich głowy zdobiły diademy i
pióropusze, lecz najbardziej zdziwiło i przeraziło Ilmenę to, że
każdy z nich miał jeno jedno oko na czole,
wielkości pięści. Byli to Arymaspowie , lud wywodzący się od Cyklopów. Rusałki i wodniki bały się ich i opowiadały o nich przerażające historie. Straszono nimi dzieci. Ilmena pobladła i zastawiła się Kozikiem. Wtem król Arymaspów zeskoczył z konia i o coś zapytał w swym języku. ,,Nie zbliżaj się''! - rusałka podeszła doń z puginałem. Władca nie znał toropieckiego, lecz całkiem dobrze władał starokrasnym.
wielkości pięści. Byli to Arymaspowie , lud wywodzący się od Cyklopów. Rusałki i wodniki bały się ich i opowiadały o nich przerażające historie. Straszono nimi dzieci. Ilmena pobladła i zastawiła się Kozikiem. Wtem król Arymaspów zeskoczył z konia i o coś zapytał w swym języku. ,,Nie zbliżaj się''! - rusałka podeszła doń z puginałem. Władca nie znał toropieckiego, lecz całkiem dobrze władał starokrasnym.
- Jestem Chalib
Kowal, pan przyrodzony Arymaspów. Czy wiesz, młoda damo, gdzie jest
ruczaj, abyśmy mogli napoić konie? - Ilmena dygotała,
zastanawiając się, co też knuje ten dziwny stwór. Zrobiła
najgorszą rzecz.
- Jak widzisz,
Arymaspie, moja siostra leży tu uśpiona przez čortowski mak. Może
byście jej pomogli; słyszałam, że lubicie mięso i krew rusałek,
więc wam nie ufam – Arymaspowie roześmieli jej się w twarz.
- Upiła się więc
śpi. Od wódki rozum krótki, od piwa łeb się kiwa, a po koniaku
można zasnąć wśród krzaków – rzekł jeden z dworzan.
- Dobrze o was
powiedziano! - krzyknęła rozgniewana Ilmena. - Jesteście potwory
bez serca, co pewnie jedzą dzieci i czczą Rykara! - na te słowa
król Chalib Kowal z dynastii Polifemidów spurpurowiał jak żelazo,
które uwielbiał kuć. Wydał jakieś rozkazy w mowie arymaspijskiej
i oto dwóch dworzan skoczyło ku Ilmenie z mieczami.
-
Odstąpcie, albo wrażę wam puginał w wasze brzydkie ślepia! -
rusałka nie miała doświadczenia w walce, a tak naprawdę
brzydziłaby się zabić nawet strzygę. Arymaspowie budzili jej lęk
i odrazę, ale nawet im nie życzyła śmierci ni cierpienia. Wtem na
jej podobnej do alabastru, łabędziej szyi zacisnął się arkan z
taką mocą, że upadła, a Kozik wypadł jej z dłoni. Płakała i
błagała o litość, gdy pachołkowie przytroczyli ją do siodła i
cały orszak opuścił łąkę zostawiając Natalę i śpiącego
Szątopierza. Gdy Chalib wrócił przy dźwięku
surm na zamek zwany Jaskółcze Gniazdo, jako, że był zbudowany na występie skalnym, biedną Ilmenę wtrącono do ciemnicy, ,,aby smarkula nabrała pokory''. Sam zaś aby ochłonąć z gniewu poszedł pracować do kuźni. Dzieci Mokoszy i potomkowie Cyklopów od wieków żyli ze sobą w nieprzyjaźni i nawet najszlachetniejsze z nich nie potrafiły jej przełamać.
surm na zamek zwany Jaskółcze Gniazdo, jako, że był zbudowany na występie skalnym, biedną Ilmenę wtrącono do ciemnicy, ,,aby smarkula nabrała pokory''. Sam zaś aby ochłonąć z gniewu poszedł pracować do kuźni. Dzieci Mokoszy i potomkowie Cyklopów od wieków żyli ze sobą w nieprzyjaźni i nawet najszlachetniejsze z nich nie potrafiły jej przełamać.
Natala przez cały
kamienny sen widziała chmary motyli, z którymi tańczyła i które
chciały ją obwołać swoją panią. Nastał wieczór i powoli
zbudziła się, a z nią Szątopierz, za dnia noszony w sakwie.
Spostrzegła, że jej siostry nie ma i gorzko zapłakała. Wtem
podeszła do niej najada, a była nią sama Mokosza pod tą postacią
i wyjaśniwszy wszystko zaofiarowała pomoc.
Ilmena
wtrącona do lochu bała się, że odnajdzie ją tam jakiś potwór,
jak w opowieściach o lochach Arymaspów, lecz nic takiego się nie
wydarzyło. Strażnicy dali jej dzban wody i kaszę, którą w erze
jedenastej nazywano ,,dżo
– dżo'',
a w trzynastej – tatarką. Król skończywszy pracę w kuźni udał
się na wieczerzę, niosąc dla swej żony liczne złote ozdoby
własnego wyrobu. Jednoocy ludzie zajadali się chłodnikami,
kołdunami i świńskimi uszami, raczyli się siwuchą i kwasem
chlebowym niczym Liteńczycy z ery trzynastej. Wśród ucztujących
Arymaspów panował pogodny nastrój. Chalib Kowal opowiadał o swej
przygodzie z rusałką, a uczeni mężowie mówili ze zgrozą...
- Nie ma bardziej
przewrotnych istot niż nimfy. Oddają cześć Błędzie i Marze,
kochanicom Rykara. Wabią na manowce i topią, porywają i
podmieniają dzieci – w rzeczywistości robiły to łaumy –
łaskoczą na śmierć, duszą tych z rodu patriarchalnego, którzy
dają się zwabić ich wdziękiem (tak naprawdę robiły to mory),
ciągle oddają się rozpuści, a w karetach z masła, na końskich
czaszkach, czy na zdechłych zwierzętach lecą na spotkania z
Čortami – było to ewidentne kłamstwo, choć później żyjące
czarownice, w istocie używały takich i innych wehikułów, lecąc
na sabaty.- Nie da się też ukryć, że są brzydsze od naszych
niewiast bo mają dwoje oczu i to tak małych...
- Niemniej nawet
rusałki nie powinno się ot tak łapać i więzić – zaoponowała
królowa, podobnie jak król mająca jedno, wyłupiaste oko na czole.
- Dlaczego mamy być tacy jak one...
Ilmena nie słyszała
słów wstawiennictwa. Siedziała na ciemnej posadzce z kamienia, gdy
wtem przez zakryte kratami okno wleciał błędny płomyk zwany
Światłem. Gdy począł rosnąć, okazało się, że to Natala,
siostra Ilmeny. Razem z nią przybył Szątopierz ze słowami.
-
Mój ojciec Sirrah tej nocy ukaże się królowi i chyba nie będzie
pościgu – strażnicy spali jak zabici, gdy drzwi otworzyły się
bez klucza. Sama Mokosza uwolniła więźniarkę i wskazała drogę
wyjścia z Jaskółczego Gniazda. Strażnicy wciąż spali, Ilmena,
Natala i Szątopierz czym spiesznie oddalili się od zamku, a król
znużony ucztowaniem powlókł się do sypialni. Legł
obok królowej i już miał zdmuchnąć świecę, gdy przez uchylone
okno wleciał borowiec wielki, od innych nietoperzy różniący się
bladoniebieskim płomykiem nad głową...
Z
dnia na dzień było coraz bliżej do chaty Złotej Baby, lecz w
Toropiecku Mar – Zanna, macierz Zarazy, przywołana czerwoną
chustką przez córkę, wciąż zabijała lodowym ościeniem coraz to
nowe ofiary. Czy Atalissa i Powała jeszcze żyją? Co z Owidią, z
Agafią, tak delikatną i chorowitą? A Apraksja, Nastazja,
Czerniawa, Daniela, Wodniak i Błotniak – co z nimi będzie? Takie
myśli nurtowały w sercach Ilmeny i Natali. Droga wiodła przez
stepy, a napotykane zwierzęta pomagały na różne sposoby.
Grzbietów użyczały dzikie konie o nogach chyżych jak tchnienie
Pochwista, których atamanem był tarpan Tarpański (Tarpyński).
Oczom rusałek już zajaśniał z oddali szczyt Złotej Góry, gdy
dogonili je jeźdźcy. O zgrozo – przypominali Cyklopy wzrostu
ludzi. Niesiony na przedzie przez białego ogiera król Chalib Kowal
trzymał w ręku miast berła czy miecza zieloną gałązkę. Nad
głowami Arymaspów unosił się sam Sirrah, na którego powitanie
Szątopierz wyleciał uwolniony z sakwy. Król Chalib zsiadł z konia
i zwyczajem swej rasy padł na twarz i próbował pocałować rusałki
w stopy. Następnie przemówił.
-
Tej nocy przybył do mnie Sirrah i wszystko powiedział. Jest mi
ogromnie wstyd, za siebie i moich poddanych, że powodowany gniewem
uwięziłem panienkę, rozdzielając z siostrą zatrutą przez Kwiat
Śpionu – zmieszana Ilmena rzekła.
-
Ja też pana przepraszam; Mokosza nam powiedziała, że choc
pochodzicie od Cyklopów, w przeciwieństwie do nich nie zjadacie
rusałek ni wodników.
-
Przodków się nie wybiera – rzekł król – ale Cyklopy są
dziećmi Mokoszy, co i was zrodziła; Agej dał nam jednego ojca i
jedną matkę – Ilmena i Natala ucałowały go w oba policzki
zimnymi ustami. - Chciałbym wam towarzyszyć, czy mogę? -
uzyskawszy zgodę obu sióstr, Arymaspowie razem z nimi powędrowali
do Złotej Baby.
Złota
Baba (Avra
Vava)
mieszkała w prostej, drewnianej chacie, krytej strzechą, mającej
białe ściany z wymalowanymi kwiatami i różnymi cudakami. Jedyna
Enka, z własnej woli podległa starości, miała postać zgrzybiałej
staruszki o siwych włosach i skórze barwy złota. Nosiła zieloną
suknię, czerwoną chustkę na głowie i czarne buty. Towarzyszył
jej ogromny wąż Abajow – brązowy w ciemnozielone łaty, co nigdy
nie skłonił głowy przed Rykarem i innymi Čortami.
Jego jad leczył wszystkie choroby, podobnie jak jad Białej Żmii,
przebywającej z Mokoszą. Wędrowcy stanęli przed chatą, a Złota
Baba siedziała przed progiem. Ilmena wybiegła jej na spotkanie i
padając do nóg, błagała o uzdrowienie chorych z Toropiecka. Złota
Baba położyła jej dłoń na główce i rzekła dobrotliwie.
-
Wracaj spokojna, bo razem z Mokoszą, wyprosiłam u Ageja przegnanie
Zarazy.
-
A co z naszymi bliskimi? Czy żyją, Opiekunko Chorych? - spytała
Natala całując przez suknię kolano Złotej Baby.
-
Żyją wszyscy, nawet Agafia, krucha jak kwiatek – zapewniała
Enka. - By upamiętnić wasze męstwo, odtąd modra krew rusałek i
wodników stanie się panaceum, jednej tylko choroby nie będzie
mogła wyleczyć. Ty Ilemno otrzymasz nowe imię. Wyruszyłaś w
długą i ciężką podróż, by uśmierzyć biały mor, przeto na
chwałę Ageja i Mokoszy noś z dumą imię Mora – po tej przemowie
Mistrzyni Wraczy zaprosiła wszystkich na ucztę.
Następnie
wszyscy powrócili do siebie; Arymaspowie do zamku Jaskółcze
Gniazdo, rusałki do ocalonego Toropiecka, Szątopierz do lasu.
Wielka była radośc z powrotu Ilemny i Natali do rodzinnego jeziora.
Królowa Aradvi wróciła z podróży w czasie, lecz rychło udała
się w następną, tym razem w przyszłość. Nie wróciła z
wyprawy, więc na jej miejsce obrano nimfę Afarakę o skórze jak
heban, doskonałą szachistkę. Ona to nadała Natali w lenno
księstwo Natalistanu na senegalskiej ziemi. Ilmena – Mora również
opuściła Toropieck. Poślubiła wodnika, a jej łono opuściły
liczne dzieci. Gdy umarła w wieku tysiąca lat, a jej czysta dusza
zamieszkała w Nawi Jasnej, Mokosza zamieniła jej ciało w wielkie
jezioro, które po dziś dzień zowie się Ilmeń.