,,Dziewanna, zwana też Dzewaną według kronik Długosza, była w wierzeniach pogańskich Słowian boginią łowów, przypominającą grecką Dianę'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 4 Dewsbury do Europa''
Devana
była córką Boruty i Leśnej Matki. Budziła miłość swym pięknem
– połyskliwym złotem długich i puszystych włosów, błękitem
urokliwych oczu, oraz całym ciałem – białym i kształtnym, nie
mającym najmniejszej skazy, niczym Galatea dłuta Pigmaliona jak
przystało na Enkę nosiła diadem z płomieni, złote ozdoby i
jedwabne suknie przetykane złotą nicią. Była najpiękniejszym
dzieckiem Dziewanny Šumina Mati, a jej dobroć chwytała za serca
śmiertelników, jeszcze bardziej niż jej wieczna uroda. Wśród
mężów co miłowali Devanę i w głębi serca pragnęli połączyć
się z nią w miłości był Łobgostek ze Świtezi, mody wodnik o
policzkach zakrytych dużymi łuskami, który śpiewał stariny
przygrywając sobie na złotej lirze. Nigdy jeszcze nie prosił
Devany o rękę i to nie jemu było pisane ją poślubić.
*
Devana
bawiła w Ojcowie – dzikiej krainie zamieszkanej przez mamuty i
niedźwiedzie jaskiniowe, pełną lasów, w których rosły grzyby
wielkie jak kurne chaty. Leśna królewna szła przez ciemną
puszczę, gdzie wilki i szablozębne tygrysy widząc ją z daleka
oddawały jej hołd, a spod jej stóp wyrastały złote kwiaty.
Stanęła przed grzybem borowikiem wysokim jak dom wieśniaka i
rzekła mu:
-
Otwórz się! - na te słowa gruba jak pień dębu nóżka grzyba
zatrzeszczała, po czym z chrzęstem rozdarła się.
Ze
środka wyszedł ledwo żywy, wygłodzony i wielce spragniony
człowiek ze słowiańskiego plemienia Leciców. Mąż ów o długich,
brązowych włosach splecionych w dwa warkocze, oraz wąsach, wysoki
i potężnie zbudowany, nazywał się Duma, syn Żelibora. Był
obrońcą swego szczepu, a wewnątrz grzyba uwięziony został mocą
zaklęcia złego czarownika, sprawcy suszy i pomoru. Devana jednym
dotknięciem różdżki nakarmiła i napoiła Słowianina, ów zaś
chodził za nią jak pies. W ich sercach poczęła się miłość, a
przemierzając drogi i bezdroża przeżyli moc przygód. Devana i
Duma Żeliborowic wędrowali przez ziemie późniejszej Analapii,
czyli dzisiejszej Polski. Nad jedną z rzek przyszło im nocować w
ruinach prastarego zamku. Co prawda okoliczni kmiecie ostrzegali ich
przed błąkającym się w owych ruinach duchem pana Skamżocha;
władcy owego zamku, ukaranego przez Enków za niebywałe skąpstwo i
bezduszność. Jednak wędrowcy nie czuli przed nim lęku. Mąż
uratowany z wnętrza grzyba był wojem z ludu Leciców, którego
mężowie słynęli wśród Słowian i z odwagi i tego, że zabijali
rozsierdzone odyńce gołymi rękami, odziani w same przepaski. Razem
z Lecicem podróżowała na białym koniu kupionym od Wiślan, piękna
i potężna Enka, znająca silne zaklęcia córka samego Boruty.
Devana i Duma legli na spoczynek na ułożonej z dużych, płaskich
kamieni podłodze , przykrytej skórami. Legli obok siebie a pośrodku
położyli obnażony miecz tak jak to później czynili Tristan i
Izolda.
Gdy
wybiła północ, w zarośniętej mchem i bluszczem komnacie pojawił
się pan Skamżoch. Duch miał postać męża wysokiego i otyłego,
odzianego w czerwony, turański kontusz. Był blady jak sama Mar –
Zanna, jego olbrzymie oczy płonęły zielonym ogniem, miał ponadto
sumiaste wąsy i kępkę czarnych włosów na podgolonej głowie, zaś
u pasa w pochwie ze smoczej skóry spoczywała szabla z bułatowej
stali. Skamżoch idąc dzwonił ciężkimi łańcuchami, roztaczając
odór siarki, a otaczały go płomienie i maleńkie, skrzydlate
Čorty.
-
Bom ja pan, piekielny pan... - szedł przez zawalone gruzem korytarze
podśpiewując.
Gdy
ujrzał w swym zamku Devanę i Dumę wydał dziki ryk i dobył
szabli. Duma Żeliborowic zasłonił Devanę sobą, porwał za miecz
i tarczę i uderzył ducha.
-
Uderz mnie jeszcze raz! - prosił Skamżoch, zaś Duma przeraził się
widząc, że uderzony zły duch nabrał więcej siły i rozdwoił
się.
-
Nie czyń tego – rzekła wojowi Devana – on tylko na to czeka.
Spuść się na nas, Enków.
Devana
poczęła śpiewać zaklęcie, a w miarę jak śpiewała nad ruinami
zamku gromadziły się czarne, burzowe chmury. Rozdwojony Skamżoch
szydził z Lecica i nazywał go tchórzem, gdy wtem zagrzmiało i
przez dziurawy dach, Jarowit zwany Perunem cisnął dwa pioruny,
którymi ubił na miejscu rozdwojonego Skamżocha. Choć rozpętała
się ulewa, Devana i Duma czym prędzej opuścili nawiedzony zamek,
aby szukać bardziej przyjaznego schronienia. Ruszyli ku ziemi
wschodniej, lecz tam czekały ich jeszcze groźniejsze przygody...
W
erach dwunastej i trzynastej za Słowianami, nad Oceanem Północnym
Lodowatym żyło przerażające plemię Mężożerców, przez Greków
zwanych Androfagami, a przez Lud Roksany – Samojedami. Ludzie ci
polowali na inne plemiona, by żywić się pieczonym ludzkim mięsem,
pić ludzką krew i wysysać szpik z kości. Dali się oni we znaki
zarówno królom Roxu, Sarmatom jak i samemu Aleksandrowi Wielkiemu.
Nosili odzież ze skór zwierzęcych, tudzież z ludzkich skalpów i
tatuowali się kościanymi igłami. Czcili węża Gorynycza pod
imieniem Zmej Kryvoust. W czasach gdy podobna do Zorzy Devana,
najurokliwsza z córek Lasu chodziła po świecie z Dumą z Ojcowa, w
różnych zakątkach okręgu Ziemi żyły liczne plemiona ludożerców.
Przykładowo nad Morzem Ciemnym na krótko osiedlił się budzący
grozę lud zjadaczy młodych i pięknych niewiast, przez Słowian
zwany Dziewojożercami, zaś przez Greków – Ginofagami.
W
czasie wędrówki przez zielone stepy, Devana został uprowadzona w
jasyr. Porwali ją wojowie z grodu Tmu – Tarakan nad Morzem
Czarnym. Tmutarakańćzycy z wielkim nabożeństwem odnosili się do
karaluchów, a ich gród liczył sobie wiele tysiącleci. Duma nuie
zdołał obronić Devany; choć był silny jak odyniec, wojów z
wymalowanymi na hełmach i tarczach karaluchami było więcej.
Ogłuszyli Słowianina obuchem, pokuli go dzidami, po czym zarzucili
sobie Devanę na plecy i czym prędzej ruszyli galopem do swego
obmierzłego, pełnego brudu i czarnej magii miasta. W owym czasie
królowie starożytnego Tmu – Tarakanu, owego gniazda rozbójników
i korsarzy płacili dań plemieniu Ginofagoi
(Dziewojożerców). W zamian za zaniechanie napadów, posyłali im na
pożarcie swe najpiękniejsze dziewczęta, a żeby oszczędzać
własne córki, gromadzili na żer dla groźnych sąsiadów urodne
branki z ziemic Hetytów, Połowców i Słowian. Wśród niewiast
przeznaczonych na pożarcie znalazła się również Devana, której
blask niebiański był zakryty. Zakuto ją w złote łańcuchy,
wcześniej obmywając w różanej wodzie i namaszczając jej głowę
wonnym olejkiem, ubrano w suknię z modrej kitajki i przybrano
złotymi klejnotami. Następnie w uroczystym pochodzie, siedzącą na
białej oślicy i przy dźwiękach cytry, wyprowadzono ją z Tmu –
Tarakanu i zaprowadzono pod niski, gliniany wał osady Kormek, przez
Słowian zwanej Kormicą nad Morzem Ciemnym czyli Czarnym. Tam
Tmutarakańczycy porzucili Devanę, w skrytości żałując jej
krasy, zaś zewsząd zaczęli się schodzić Dziewojożercy. Plemię
to składało się ze stu mężów w wieku od dwudziestu do
pięćdziesięciu lat; nie było w nim niewiast ni dzieci. Mężowie
ci mieli skórę śniadą; opaloną Słońcem a pokrytą malunkami,
zaś włosy czarne i proste. Ujrzawszy urodziwą Devanę, jęli się
ślinić i oblizywać na myśl o pożarciu pieczeni z jej ciała.
Tymczasem
Duma ocknął się zbudzony deszczem, zesłanym przez Mokoszę.
Natychmiast wstał, opatrzył sobie rany i począł szukać tej
której jako mąż miał bronić. Poznał, że porwali ją
Tmutarakańczycy – lud oprócz karaluchów czczący również smoki
i piekielny ogień a składający im w ofierze ludzi. Zawrzał
gniewem na samą myśl, że może nie dogonić prześladowców i
zapobiec ich zbrodni. Mimo to ruszył ku Ciemnemu Morzu. W owej
wędrówce zyskał jako wierzchowca wielbłąda z Baktrii, którego
dostał od kupców z turańskich stepów jako zapłatę za obronę
przed kryjącym się w kurhanach wielkim wężem Połozem, co miał
moc paraliżować wzrokiem. Pędząc na wielbłądzie przez stepy
mijał ziemię kniazia Łukomora. Ów ugościł Dumę i wspomógł go
radą. Od Łukomora dowiedział się Duma, że od jakiegoś czasu
Tmutarakańczycy stali się wasalami jakiegoś dzikiego ludu,
pożerającego dziewice i dlatego sami porywają niewiasty, aby
rzucać je na żer swym sąsiadom. Kniaź Łukomor, syn Belojara, aby
pomóc Dumie w odzyskaniu ukochanej, przydzielił mu sotnię własnych
wojów, którzy co sił w końskich nogach ruszyli w stronę
zdobionego ludzkimi czaszkami Kormek.
Dziewojożercy
nim zabijali swe ofiary mieli zwyczaj wiele godzin je gwałcić i
piec żywcem. Przyprowadzili Devanę na pokryty szarym pyłem plac,
na którym rosło obrzydliwe drzewo, zwane Drzewem Czaszki (Dendrum
Cranicum),
które otaczali czcią bałwochwalczą. Drzewo Czaszki przypominało
obdartą z liści jabłoń, której owocem były trupie głowy. Biły
od niego narkotyczne miazmaty mącące rozum w głowie. Na owym
zakurzonym placu, Devana miała zostać zamęczona i pożarta na
kamiennym ołtarzu u stóp przeklętego drzewa. Nim Dziewojożercy
zdarli z niej szaty, blada ze strachu Devana otworzyła koralowe usta
i wzniosła ku niebu śpiew; świętą pieśń – modlitwę, w
której prosiła innych Enków o ratunek, aby wrogowie Ageja nie
cieszyli się swym triumfem. Nim pieśń przebrzmiała, Jarowit
cisnął z nieba piorun jak włócznię i uderzył nim w przebrzydłe
Drzewo Czaszek. Čort – roślina popękała z hukiem i spłonęła
w niebiańskim ogniu oczyszczającym, a wraz ze śmiercią Drzewa
skończyły się jego czary. Dziewojożercy dotąd czyniący zło pod
wpływem trupich oparów, które wydzielało Drzewo, przejrzeli na
oczy i podnieśli wielki krzyk i lament. Jedni błagali zmiłowania,
inni odbierali sobie życie, jeszcze inni myśleli, że oto obudzili
się z koszmaru...
Dzieje
Ginofagoi zakończyły się następująco. Do Kormicy wjechał na
wielbładzie Duma razem z wojami kniazia Łukomora, oraz król Tmu –
Tarakanu ze swymi hufcami. Widząc upadek potęgi Dziewojożerców,
władca Grodu Karalucha nie bacząc na prośby i łzy Devany,
proszącej o danie im drugiej szansy, rozkazał swym wojom zabić co
dziesiątego z byłych pożeraczy niewiast. Tych co przeżyli,
przegonił do grodu zwanego Kaffą.
Duma
poślubił Devanę i razem osiedli w księstwie Łukomora. Kniaź
przyjął Dumę do swojej drużyny i widząc jego zdolności i
wierność, uczynił go pierwszym między swoimi wojami. Devana zaś
żyła wiele lat w Łukomorju jako zwykła niewiasta i nikt nie
poznał, że była Enką. W ich dworcu dobytku doglądały domowe
skrzaty Chaziain i Hospodaryczek z plemienia Uboża.
*
,,Dziwożona, w wyobrażeniach ludu polskiego jest to kobieta młoda, piękna, o rozpuszczonych włosach i ognistych oczach. Odpowiada ona dawnym słowiańskim wiłom i brzeginkom, uosobieniom sił przyrody; podobnie do nich żyje w lasach nad brzegami wód. Nazwa dziwożona pospolitą jest w Polsce zach. zwłaszcza na Podhalu, gdy w Polsce wschodniej i na Rusi znana jest ona pod nazwą rusałki'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 4 Dewsbury do Europa''
Łobgostek
nie poślubił Devany. Jego żoną została rusałka Dziwożona
(Divosona),
córka Teknika, jaśniejąca pięknością nawet wśród innych nimf.
Ich ślub i wesele odbyły się przy blasku Księżyca i pochodni, na
pokrytej rosą polanie nad wielkim stawem. W czas owej ceremonii za
ołtarz posłużył nakryty białym obrusem pień dębu rosnący
pośrodku polany. Na uroczystość przybyli liczni goście z lasów,
pól, rzek i jezior, lało się wino z tataraku, a na kryształowych
talerzach podawano pieczone żabie udka i kaczki. Polana
rozbrzmiewała cichym, kojącym śpiewem, podobnym do tego jaki
wydają słowiki, a Miesiąc i gwiazdy z lubością przypatrywały
się tańcom zwiewnych rusałek, Wił, wodników, satyrów i leśnych
ludzi. Uszyty z porannej mgły i pajęczyny tren Dziwożony
przytrzymywały białe gronostaje i czarne bobrzyce, które teraz
tańczyły w rytm złotych fletów razem z lisami i żbikami. Nastrój
był wspaniały i nie zepsuł go nawet nieco przygłupi wodnik
Cieczko, który za wszelką cenę chciał wygłosić mowę. Wlazł na
stół z kozłów, nakryty białym obrusem i zawołał:
-
Panno młoda, zajaśniałaś jak świeca!
Nie
miał pomysłu, co dalej powiedzieć, przeto powtarzał to zdanie
kilka razy, aż któryś z biesiadników rzekł mu:
-
To ja zgaś.
Dzieci
Łobgostka i Dziwożony były liczne i żyły długie lata w
szczęściu.
W
Łukomorju narodził się Dumie i Devanie syn, a imię jego Ziewan.
Mocą Rigla i własnej pracy stał się mistrzem między
pieśniarzami, tak, że dzikie zwierzęta łagodniały słuchając
jego głosu i gry na złotej lirze. Ziewan był również
najpiękniejszym z synów ludzkich i nie brakowało mu siły i
męstwa; wybornie władał tak łukiem jak i mieczem. Pojął za żonę
rusałkę Brawlinę (Vravlinę),
córkę Łobgostka i Dziwożony. Ujrzał ją jak pełna trwogi biegła
po spowitej cieniem polanie, uciekając przed Dzikim Gonem –
hulajpartią kościotrupów cwałujących po burzowym niebie na
szkieletach koni. Widząc ów pościg, Ziewan ulitował się nad
rusałką, a jego serce napełniło się męstwem i gniewem. Wezwał
imienia Dziewanny Šumina Mati, kładącej z łuku pokotem hordy
strzyg i sam jeden rozpędził tchórzliwych i lubiących znęcać
się nad słabszymi knajaków łowcy Herna. Miał z Brawliną synów
i córki, a ich ród przetrwał liczne tysiąclecia i zapisał się
na kartach dziejów Polski. Ziewan służył ludziom; radowa ich
swymi pieśniami i bronił orężem, a zginął z rozkazu tyrana ziem
krywickich Wiedźmaka, co rozkazywał Dzikiemu Gonowi i złydniom. W
miejsce gdzie uderzyła o ziemię odcięta głowa bohatera wytrysnęło
czarodziejskie źródło ukazujące wieszcze wizje i dające
natchnienie poetyckie, a imię jego Rosicz.
Nastała
era trzynasta. Był to czas kiedy Łukomorje i inne słowiańskie
państewka na Wschodzie zastąpiło nowe królestwo, zwane Rox. Na
tronie w Goluni, czyli grodzie zbudowanym na gołym polu, zasiadł
król Rus (Roxolanus),
brat Lecha, Czecha, Wyliny i Słowaka. Pod jego rządami żyli junacy
– bracia Koźma i Dima, co walczyli z wroną Kraczunem, oraz Bajdun
(Vaydunus),
który w prostej linii pochodził od Dumy i Devany. Gdy Rus i
poślubiona przezeń królowa Roksana, pochodząca z ludu Sarmatów,
jadąc rydwanem po bezdrożach swego królestwa zostali napadnięci
przez Čarty – nagich mężów o koźlich głowach, wówczas
Bajdun; słynny z męstwa zagończyk, rozpędził sługi Gorynycza
mieczem a maczugą. W boju tym przyszło mu zmierzyć się z wodzem
owych przygłupich, leśnych stworów – samym Čartem o koźlej
głowie i nagim ciele męskim, który zabijał wojów i konie
ogromnym młotem o nazwie Uderzenie Gromu. Bajdun ubił ponad tuzin
beczących Čartów, zaś ich wodzu zadał siedem ciężkich ran, z
których popłynęła krew zielona i zmusił do ucieczki. W podzięce
Rus nadał Bajdunowi herb i nowe imię – Kozak, które w turańskiej
mowie oznacza człowieka wolnego, oraz chutor w Wiśniczu. Od owego
Bajduna – Kozaka pochodzą Kozacy, ci z Ukrainy i ci z Rosji, a
także cały ród Wiśniowieckich, łącznie z Dymitrem Bajdą,
Jeremim – obrońcą Zbaraża i królem Michałem Korybutem.
,,Wielu sądzi, że Kozacy wzięli swe miano od długich włosów, bądź od koziej zwinności, ale nie trzeba temu wierzyć''
-
pisał Innowojciech Błyszczyński w XVII wieku.