,,Dla
człowieka o prymitywnej moralności idealnym żołnierzem, będzie
ten, który jak najwięcej wrogów zabije. Ale od takiego ‘ideału’
ze wstrętem się odwróci każdy, głębiej myślący. Od widzi w
żołnierzu nie automat śmierć naokoło siejący, ale rycerza,
który jeżeli zabija, to tylko z przykrej konieczności, a w gruncie
rzeczy nawet wroga traktuje jak brata, więc szanuje w nim godność
ludzką, współczuje z nim, a skoro wróg padnie ranny lub dostanie
się do niewoli, opiekuje się nim po bratersku. Inne niż teraz były
nasze ideały kilka lat temu i na pewno inne, głębsze, pełniejsze
– będą za lat dwadzieścia’’ - ks.
Marian Pirożyński
,,Kształcenie charakteru’’.
Coraz
łatwiej dostrzegamy, że nie tylko dewastacja środowiska
naturalnego szkodzi człowiekowi, ale i vice versa – w ustroju
totalitarnym łamie się zarówno prawa człowieka jak i przyrody.
Esesmani zanim rozpoczynali mordowanie ludzi, strzelali do lalek i
znęcali się na zwierzętami. Znany jest przykład zatłuczonego
przez Sowietów kijami psa, który się przyjaźnił z Polakami.
Przykładów można podawać jeszcze więcej, także z innych
ustrojów – jak chociażby mordowanie najbardziej bezbronnych
ludzi; nienarodzonych, chorych i starszych i okrutne eksperymenty z
niepotrzebnymi kosmetykami i środkami czystości podczas gdy już
istniejące wystarczą. W Ameryce Północnej tępiono bizony aby
morzyć głodem Indian, a na południu Afryki – najpierw
wyniszczano rdzenną ludność, później zaś doprowadzono do
zagłady kwaggi. W Chinach zakazano hodowli bezwłosych psów, za PRL
– u tępiono charty i wilki, a na Tasmanii zgładzono zarówno
tubylców jak też wilki workowate.
Domeną
wojny jest śmierć nie tych co ją wywołują, ale tych co
bezpośrednio biorą w niej udział i przede wszystkim ludności
cywilnej. Oczywiście masowe zniszczenie obejmuje również
zwierzęta, zarówno udomowione jak też dzikie. Niniejszy artykuł
ma ilustrować w jaki sposób człowiek wciągnął siebie i
zwierzęta w wir swego szaleństwa…
W
rzymskim wojsku do celów sanitarnych używano gąbek na długich
kijach. Taki to miało związek ze zwierzętami, że wówczas gąbki
wyrabiano ze sponginowych ,,szkieletów’’ żyjących w Morzu
Śródziemnym gąbek toaletowych, obecnie zastąpionych przez
tworzywa sztuczne.
Pchły
ludzkie przenoszące bakterie dżumy miały zastosowanie jako broń
biologiczna. Podczas II wojny światowej Japończycy spuszczali z
samolotów porcelanowe kule wypełnione zarażonymi pchłami, zaś
dużo wcześniej zwłoki zmarłych na dżumę również
wykorzystywano w tym celu. Przerzucano je katapultami przez mury
oblężonych miast, aby wywołać epidemię wśród obrońców. W
średniowieczu kiedy Szkoci najechali Anglię trapioną przez dżumę,
po powrocie umożliwili chorobie opanowanie kolejnego skrawka Europy.
,,Była
to broń godna armii Boga’’
- pisał w 1994 r. Vitus B. Dröscher
w książce ,,I
wieloryb wysadził Jonasza na ląd’’
o osach pomagających Izraelitom w obronie przed wrogami. Owa metoda
pochodziła ze starożytnego Egiptu – wojsko brało ze sobą ule
umieszczone w glinianych rurach, zaś w razie uszkodzenia rury
żądłówki dezorganizowały wojska nieprzyjacielskie, a obolałe
konie działały niezależnie od woli jeźdźców. Pszczoły i osy
wprowadzały chaos, lecz (w przeciwieństwie do zakażonych dżumą
pcheł) były przeznaczone do siania zamętu, a nie zabijania. Jednak
częste były sytuacje kiedy rura pękła zbyt wcześnie, lub
używający broni podeszli zbyt blisko, - podczas których owady
zadawały ból … swoim użytkownikom. Przyczyniło się to do
zaniechania dalszego wykorzystywania żądłówek do celów
militarnych (co ciekawsze podobna przyczyna w XX wieku przeszkodziła
w szerokim wykorzystaniu gazów bojowych – ich opary przenoszone
wiatrem mogły bowiem szkodzić samym użytkownikom).
Podczas
gdy pcheł, pszczół i os używano do zabijania i zadawania
cierpienia ludziom, muchy plujki znalazły zastosowanie w ratowaniu
im życia. Podczas I wojny światowej larwy (czerwie) plujek
puszczano na rany grożące gangreną, a one wyjadały obumarłe
tkanki. Dodać należy, że na wyjedzeniu zakażonych części się
kończyło – plujki nie są bowiem zdolne do żerowania na świeżym
mięsie.
W
książce Kenjatana Alibekowa ,,Biohazard’’
opowiadającej o programie ,,Biopreparat’’
- produkcji broni biologicznej w Związku Radzieckim okresu Breżniewa
i Gorbaczowa, jest wzmianka o próbie zastosowania jadu pająków i
węży, która jednak się nie powiodła i zmusiła radzieckich
lekarzy (!) do znalezienia innych metod.
W
czasach walk na morzu rekiny ,,wsławiły się’’ atakami na
rozbitków – oczywiście robiły to gatunki zdolne im zagrozić
jak: żarłacz ludojad, żarłacz tygrysi, czy rekin – młot.
Oczywiście nie można wobec nich stosować ludzkich kryteriów oceny
moralnej; wszak łamanych przez samych ludzi. Przecież Niemcy w
czasie II wojny światowej zabijali rozbitków łamiąc
międzynarodowe prawo, bynajmniej z innych przyczyn niż rekiny. Ryby
te w potocznych wyobrażeniach nie miały już nic do stracenia w
oczach opinii publicznej. Możliwość zjedzenia człowieka stała
się faktem przejaskrawionym, zmitologizowanym i niestety skutecznie
usuwającym w cień inne fakty z życia tych ryb. Toteż szokiem dla
ludzkości był udział w łowach na rozbitków całkiem innej
zwierzyny – dla odmiany otoczonej powszechną sympatią, mimo
tępienia dla ozdobnego pierza. Tymi jednak zajmiemy się w dalszej
części artykułu.
W
XVI – wiecznej pracy encyklopedycznej Stefana Falmierza jest
napisane, że przyczyną klęski Marka Antoniusza pod Akcjum w 30 r.
p. n. e. było zatrzymanie jego galery przez remorę (podnawkę),
której ogon zaklinował się w skalnej szczelinie. Owa
przedstawicielka okoniokształtnych (,,jako
Estinus moczna’’
- według Falmierza, Estinus to mityczny rak o wielkiej sile) 1
miała to robić za pomocą przyssawki znajdującej się na głowie.
W rzeczywistości doszłoby do rozerwania remory na dwie części, a
ludzie nawet by się o tym nie dowiedzieli.
Jad
zawarty w skórze drzewołazów – nadrzewnych żab z Ameryki
Południowej bywa silniejszy od kurary (dotyczy to tzw. żaby
straszliwej). Ma kolor biały i wydziela się obficie pod wpływem
dotyku lub wysokiej temperatury, a Indianie wykorzystują go do
zatruwania strzał. Istnieją dwie metody; wiążąca się ze
śmiercią płaza (pieczenie nad ogniem) i pozostawiająca drzewołazy
przy życiu – strzały zatruwa się dotykając grotami barwnej
skóry (bajecznie kolorowe są zwykle zwierzęta jadowite i trujące)
i wypuszczając po ,,zabiegu’’. Można zginąć od samego
dotknięcia ostrzegawczo ubarwionego zwierzątka, toteż łapiącą
je dłoń okrywa się liściem.
W
niektórych opracowaniach pisze się o żołnierzach wspinających
się po pionowych ścianach z pomocą gekonów. Wyposażona w czepne
szczecinki jaszczurka przewiązana linką miała wspinając się po
murze stanowić ruchome miejsce zaczepu dla ludzi. Podobnie jak z
remorą tak i z gekonem nie jest to możliwe – przecież osiągające
15 cm największe gatunki (gekon toke) nie wytrzymałyby ciężaru
człowieka!
W
czasie II wojny światowej w Azji Południowo – Wschodniej,
Brytyjczycy podstępnie zaatakowani przez Japończyków znaleźli
nieoczekiwanych sprzymierzeńców w … krokodylach różańcowych,
które całymi stadami masakrowały agresorów. Hałas (np. wskutek
strzelania) rozdrażnia krokodyle, nasuwając im skojarzenia z
walkami godowymi. Wniosek jest prosty: wojna wypacza psychikę nie
tylko ludzką, ale i zwierzęcą; prowadzi do brutalizacji zachowań.
Jak się później przekonamy może wśród ssaków drapieżnych
zmienić zwyczaje na niekorzyść człowieka, odczuwającego skutki
jeszcze długo po wojnie.
Jan
Żabiński w jednym z tomów ,,Z
życia zwierząt’’
zwraca uwagę na paradoksalne zjawisko zwiększenia się populacji
kawek po zakończeniu II wojny światowej. Kawki zakładają gniazda
w miejscach ciemnych i trudno dostępnych (np. w kominach), zaś
liczne ruiny powstałe po bombardowaniach dostarczyły im sporej
ilości miejsc do gniazdowania. Nie powinno się jednak mieć
niechęci do kawek z tego powodu, wszak ani nie były winne
bombardowaniom, ani nie mogą podlegać ocenom moralnym w
przeciwieństwie do ludzi.
W
2003 r. w związku z wojną w Iraku leżącym na trasie przelotu
bocianów zanotowano opóźnienie ich ponownego przylotu do Europy
Środkowej w tym do Polski.
W
średniowiecznej Persji zdarzało się, że oswojone (ułożone) orły
przyuczano do ataków na ludzi. Dzikie orły unikają ich bliskiego
sąsiedztwa i nie potwierdzono aby porywały małe dzieci (jest to
biologicznie możliwe, ale nie mamy dotąd dowodu, że naprawdę
kiedyś doszło do takiego zdarzenia poza dzieckiem autralopiteka z
Toung; przypuszcza się, że nowozelandzkie harpagornisy po
wytępieniu moa przez Maorysów mogły zacząć polować na nich
samych). Jednak wojskowe zastosowanie ptaków drapieżnych
sprowadzało się głównie do niszczenia gołębi pocztowych
przenoszących ważne dla wroga informacje. W czasie II wojny
światowej Brytyjczycy i okupujący Francję Niemcy czynili tak po
obu stronach Kanału La Manche, a w Sowieci na szeroką skalę
układali ptaki drapieżne ze stepów Azji Środkowej.
Wojna
ta zmieniła nie tylko granice państw, ale również stosunek do
albatrosów. Te bowiem wespół z rekinami usiłowały pożreć
rozbitków z zatopionego statku, którzy stanowili dla nich prawdziwy
,,róg obfitości’’; byli niczym wyrzucone za burtę ryby, tyle
że większe. Nie powinno nas to dziwić. Albatrosy mają wielkie,
silne dzioby, a sama rozpiętość ich skrzydeł może wynosić 4 m.
Takie sytuacje z pewnością zdarzały się już wcześniej.
Albatrosy gnieżdżące się na Hawajach były obiektem sporu
Pentagonu z organizacjami ochrony przyrody. Powszechnie dochodziło
bowiem do niebezpiecznych dla obu stron zderzeń ptaków z
samolotami. Zamiast je wytępić jak początkowo planowano, łapano
je i przesiedlano na inne wyspy archipelagu. Dopiero zniwelowanie
wydm skłoniło albatrosy do porzucenia wyspy zajętej przez wojsko.
W
dawnych armiach kogut, zwany budzikiem był używany do dawania
sygnałów pobudki żołnierzom. Nie wierzy Czytelnik, że mieszkańcy
kurników mogą zabijać ludzi? Abstrahuję do koguta z przywiązanymi
do nóg metalowymi kolcami, który śmiertelnie poranił człowieka,
a był to kogut przysposobiony do walki. W ,,Biohazardzie’’
można przeczytać jak w Związku Radzieckim, kiedy wielu jego
mieszkańców przymierało głodem, w wojskowych laboratoriach
wykorzystywano ogromne ilości kurzych jaj, aby robić z nich
proszek. W proszku miały się znajdować chorobotwórcze bakterie.
Chodziło o to aby zakażenie odbywało się wraz z wdychaniem
powietrza.
Choć
uczyniono je międzynarodowym symbolem pokoju, ich losy często
łączyły się z przebiegiem wojen. Mam na myśli gołębie pocztowe
jak już wiemy wykorzystywane do przesyłania informacji. W XIX wieku
podczas oblężenia Paryża przez Prusaków wypuszczano je z miasta
balonami i po raz pierwszy na szeroką skalę zastosowano mikrofilmy.
Na frontach II wojny światowej obowiązywał rozkaz strzelania do
każdego ptaka mogącego być gołębiem pocztowym. Jeszcze
Amerykanie walcząc w Wietnamie korzystali z gołębi do przesyłania
informacji. Na tym nie kończy się powiązanie gołębi z
działaniami zbrojnymi. Ostatnio prowadzone badania są szczególnie
niewłaściwe w odniesieniu do ptaka symbolizującego pokój. Gołąb
umieszczony w środku pocisku rakietowego ma bowiem, dziobiąc
znajdujący się na ekranie obraz celu naprowadzać nań pocisk.
Zamykając
rozważania na temat wojennych losów ptactwa dodać należy, że w
różnych okresach historycznych i w różnych miejscach świata,
spłoszone ptaki ostrzegały ludzi przed grożącym im
niebezpieczeństwem. Najsłynniejszym przykładem są oczywiście
gęsi kapitolińskie, które obudziły Rzymian, którzy czcili je
jako ptaki poświęcone bogini Junonie. Często w ubogich rzymskich
domach gęsi zastępowały psy i oczywiście w pilnowaniu spisywały
się wcale nie gorzej. Podobna sytuacja zaistniała w Panamie, gdzie
ary ocaliły Indian przed hiszpańskimi najeźdźcami i na
Madagaskarze gdzie rolę gęsi z Kapitolu i wielkich papug odegrały
kruki. Pisał o tym Arkady Fiedler w książce ,,Madagaskar
okrutny czarodziej’’.
Amerykanie
przyczepiali nietoperzom bomby zegarowe, aby osiadając w kryjówkach
takich jak bunkry, magazyny etc, wysadzały je w powietrze zadając
szkody Japończykom.
Nie
powstrzymano się też przed zaprzęgnięciem delfinów (a w znacznie
mniejszym stopniu także uchatek kalifornijskich) na potrzeby wojny
morskiej. Zdenek Vesolovsky w ,,Znamy
się tylko z widzenia’’
pisze, że czytając w jakimś czasopiśmie o wykorzystaniu delfinów,
spotkał się właśnie z planami wykorzystania militarnego, a metody
pokojowe oczywiście zeszły na dalszy plan! Delfiny mogące ratować
tonących są wykorzystywane do zabijania nurków specjalnymi
harpunami, lub wysadzania statków i łodzi podwodnych ładunkami
wybuchowymi niosącymi śmierć również przenoszącemu je
zwierzęciu.
W
480 r. p. n. e. obecność lwów w Tracji (obecnej Bułgarii)
zanotowana przez Herodota boleśnie dała się we znaki armii
perskiej króla Kserksesa idącej na podbój Grecji. Lwy pożarły
ogromne ilości bojowych wielbłądów, ale zawsze najgorzej jest
jeśli wojna na terenach zamieszkanych przez Panthera
leo
dobiegnie kresu. Po zakończeniu wojen burskich na południu Afryki,
lwy mające okazję zasmakować ludzkiego mięsa, stały się
notorycznymi ludojadami – inaczej niż u tygrysów, jedno zjedzenie
człowieka na stałe zmienia lwie przyzwyczajenia pokarmowe. W tym
czasie dochodziło nawet do masowych ataków lwów na ludzkie
osiedla.
Nazywane
,,najwierniejszymi
przyjaciółmi człowieka’’
psy o starożytności potwierdzały słuszność tego określenia
również na polach bitew. Często bywały nawet odznaczane, a w
połowie XIX wieku pies Prohaska z austriackiej piechoty dosłużył
się stopnia kaprala! Obecnie psów używają wojska ochrony
pogranicza. Czasem psy pełnią rolę łączników na szczególnie
niebezpiecznych dla ludzi odcinkach frontu. W Wielkiej Brytanii psy
szkolono w odnajdywaniu ludzi spod gruzów. W tym ostatnim kraju,
jedna z restauracji podała kota, który zginął podczas bombardowań
(sic!). Oczywiście fakt ten wywołał obrzydzenie u klientów gdy
się dowiedzieli o pochodzeniu serwowanego im mięsa. Wracając do
psowatych…
Ogromna
ilość ludzkich zwłok pozostających po każdej wojnie stanowi
ucztę dla wielu zwierząt, w tym również dla wilków. Para tych
zwierząt, 2
oraz kruków 3
była atrybutem skandynawskiego boga wojny Odyna, zaś wzmiankowana
przez Liwiusza wadera karmiąca Romulusa i Remusa działała pod
natchnieniem rzymskiego boga wojny Marsa. Wiadomo – obfitość
pokarmu zapewnia możliwość odchowania większej liczby potomstwa,
to jednak nie przysporzyło wilkom sympatii człowieka. Szczególnie
złą sławą cieszyły się w średniowieczu. Jej relikty przetrwały
do dzisiaj, zwłaszcza w Europie. W Ameryce Północnej wilk jest
uważany za normalną zwierzynę łowną, obdartą z koloryzujących
mitów. Istotnie – szkody wyrządzają tylko wtedy gdy jest ich
bardzo dużo np. po wojnie. Jednak ich funkcja selekcyjna odgrywana w
ekosystemach jest nie do zastąpienia. Po zakończeniu rewolucji
francuskiej organizowano specjalne oddziały wojskowe walczące z
przerostem populacji wilków, podobnie było zresztą w powojennej
Polsce. Ponieważ jednak te działania podejmowano nie z jakichś
racjonalnych pobudek, ale po to aby robić to samo co w Związku
Radzieckim, rozpoczęto totalną wojnę z wilkami kontynuowaną
jeszcze długo po wojnie. Obecnie wilk znajduje się pod częściową
ochroną w Polsce.
Nie
wierzy Czytelnik, że świnia może pomóc w zdobyciu zamku? A
jednak! Dodam tylko, że potrzeba wielu świń, a do tego zabitych. W
1215 r. (według legendy) kiedy w Anglii oblegano zamek Rochester,
oblegający od podkopu pod jedną z wież nawkładali ciał 40
utuczonych świń i podparli wieżę grubymi palami. Wieża zamku
runęła gdy ogień pochłonął świnie i drewno, a jego obrońcy
musieli kapitulować.
Wielbłądy,
chociaż nie wykazujące większych talentów jako wierzchowce
bojowe, były używane do walk w trudnym terenie pustynnym. Co
ciekawsze w Egipcie (z którym tak często są kojarzone!) znalazły
zastosowanie dopiero w czasach dynastii ptolemejskiej. Ceniono w nich
strach jaki wywołują wśród koni – swoim zapachem i niezwykłym
wyglądem. Wykorzystując ten fakt, król perski Kserkses zwyciężył
elitarną w całej starożytności lidyjską konnicę króla Krezusa
(którego bogactwo stało się przysłowiowe), a cesarz rzymski
Klaudiusz korzystał z wielbłądów podbijając Brytanię. Ostatni
wojownicy dosiadający dromaderów walczyli w wojnie w Zatoce
Perskiej na początku lat 90 – tych XX wieku (sic!).
Zwierzęciem,
które człowiek najbardziej zaangażował w swoje wojny był koń.
Potomek tarpana udomowionego na terenach obecnej Ukrainy, przez
Persję (obecnie Iran) przedostał się do Mezopotamii. W
starożytności do najlepszych kawalerzystów należeli Persowie,
Lidyjczycy i Numidzi. Konie ciągnęły bojowe rydwany jak też
niosły wojowników na grzbiecie. Razem z Aleksandrem Wielkim do
historii przeszedł polidaktyliczny (mający nadliczbowe palce) koń
Bucefał (dosłownie: ,,Bykogłowy’’),
zaś koń Juliusza Cezara również miał nadliczbowe palce.
Kontrowersje dotyczą informacji o Hunach kładący mięso między
siedzeniem a końskim grzbietem. Jedni uważają informację za
nieprawdziwą, twierdząc, że zadawałoby to ból zwierzęciu, inni
widzą w tym okłady z surowego mięsa nakładane na obolałe końskie
grzbiety (metoda ta miała miejsce w Mongolii). O tym jak ceniono
bojowe konie w starożytności i wczesnym średniowieczu świadczy
zwyczaj grzebania ich razem z wojownikami u Celtów, Słowian,
Wikingów i Prusów (badania archeozoologiczne dowiodły, że w
celtyckich grobach grzebano wyłącznie najgorsze chabety). Konie
średniowiecznej Europy były większe i silniejsze od obecnych,
bowiem musiały dźwigać na grzbietach okrytych zbroją rycerzy.
Cieszyły się przywiązaniem swoich właścicieli – Ogier Duńczyk
miał podobno konia, który ze wzruszenia płakał widząc go po
długiej rozłące, ale nie miały łatwego życia. Kłute ostrogami,
oddawane razem ze zbroją i orężem jako okup, najsrożej cierpiące
podczas oblężenia zamku, a nawet symbolicznie zabijane gdy nie było
odwrotu (w starożytności postąpił tak Spartakus, a w XVII wieku –
Jan Karol Chodkiewicz). Na turniejach rycerskich zabicie konia
przeciwnika powodowało odjęcie punktu, ale oczywiście życia
zwierzęciu przywrócić nie mogło. Metoda ta, chociaż niehonorowa,
była przez rycerzy stosowana bardzo często. Zabicie konia zostało
potępione w ,,Tristanie
i Izoldzie’’
- utworze napisanym w 1900 r. przez Jeana Bedierana podstawie legend
celtyckich. Poza średniowieczną Europą, dobrymi ,,koniarzami’’
byli Arabowie i Mongołowie. W armii Czyngis – chana każdy
wojownik posiadał 5 koni używanych zamiennie. To właśnie Azjaci
wynaleźli strzemiona i chomąto – rodzaj zaprzęgu umożliwiające
wydajniejsze korzystanie z pracy konia. Konie ginęły na polach
bitew całymi wiekami – jeszcze w XX wieku, kiedy rola kawalerii
została mocno ograniczona. W II RP podpułkownik Jerzy ,,Łupaszka’’
Dąmbrowski zajmował się oceną przydatności poszczególnych koni
do celów wojskowych. Jeszcze w kampanii wrześniowej 1939 r. polska
kawaleria odniosła zwycięstwo nad umocnionymi pozycjami Niemców –
wygrała bitwę, lecz przegrała wojnę. Współczesna kawaleria
odgrywa rolę reprezentacyjną niż strategiczną. Chciałbym jeszcze
dodać, że wielu władców było rzeźbionych (np. Marek Aureliusz,
Piotr I Wielki) i malowanych (np. Napoleon Bonaparte) na końskich
grzbietach. Odyn miał dosiadać ośmionogiego rumaka, zwanego
Sleipnir, a patroni rycerstwa – św. św. Jerzy i Marcin byli
przedstawiani właśnie konno. Niestety konie zostały też
wykorzystane przez Hiszpanów do podboju Meksyku, Peru i wielu innych
krajów Ameryki, a przez Anglików do podboju Indii.
Chociaż
koń jest najbardziej znanym ssakiem nieparzystokopytnym
wykorzystywanym w wojsku, ważna rola przypadła mułom (hybrydom
osła i klaczy) pracującym dłużej i wydajniej niż konie. Jeszcze
nie tak dawno muły z artylerii górskiej dźwigały rozmontowane
moździerze i działa mniejszego kalibru.
W
mieście Ur w Iraku archeolodzy odkryli bogato zdobione pudło
przedstawiające rydwan zaprzężony w dwa dzikie osły – onagry. W
starożytności Sumerowie podjęli bowiem próbę ich domestykacji
jednak zakończyła się fiaskiem. ,,Musiała
to być niemała przykrość dla ówczesnych sumeryjskich generałów’’
- pisał Bolesław Orłowski w książce ,,Zwierzęta
w służbie człowieka’’.
W
mitologii indyjskiej bóg Kriszna wyruszając na wojnę kazał ubrać
nosorożce w zbroje. Kiedy jednak zobaczył swoich ,,pancernych’’
- mało inteligentnych i zachowujących się w nieprzewidywalny
sposób, kazał je wypuścić. Mit ten ma tłumaczyć dlaczego skóra
nosorożców jest taka gruba i pofałdowana. Warto wiedzieć, że w
dawnych Indiach nosorożce naprawdę były wykorzystywane na polach
bitew, a nawet nakładano im stalowe kolce na rogi dla zwiększenia
siły rażenia. Obecnie raczej mało kto wie o bojowych nosorożcach.
,,Kiedy
Antioch opanował królestwo, uznał, że może rozciągnąć swoją
władzę na ziemię egipską, i że w ten sposób będzie królem nad
dwoma państwami. Wkroczył więc do Egiptu z wielkim wojskiem i
rydwanami, słoniami, konnicą i silną flotą i prowadził wojnę
przeciwko Ptolemeuszowi, królowi Egiptu’’ - 1 Mch 1, 1 – 24.
Pierwszymi
Europejczykami, którzy zetknęli się z militarnym wykorzystaniem
trąbowców byli żołnierze Aleksandra Wielkiego walczący pod
Gaugamelą. Były to słonie indyjskie. Mimo, że ich krewni z Afryki
mają opinię bardziej dzikich i niemożliwych do oswojenia, to
przecież w okresie republiki, Rzymianie walczyli z armiami
używającymi właśnie słoni afrykańskich (hipotezę o azjatyckim
pochodzeniu owych bojowych słoni uważa się za mało prawdopodobną
z uwagi na bardzo daleką drogę jaką musiały być sprowadzone).
Walczący z użyciem słoni Pyrrus, król Epiru pokonał legiony,
lecz ogrom poniesionych strat powstrzymał go przed zajęciem Rzymu,
co przyczyniło się do ukucia powiedzenia: ,,pyrrusowe
zwycięstwo’’.
Przysposobione do walki słonie afrykańskie największą sławę
zapewniły oczywiście Hannibalowi, wodzowi Kartaginy z okresu II
wojny punickiej. Kiedy forsował Alpy, większość słoni nie
przeżyła wędrówki. Wbrew głoszonym stereotypom o zabójczym dla
nich zimnie (Zdenek Veselovsky w ,,Głosach
dżungli’’
pisze jak ze zdziwieniem obserwował słonie zażywające kąpieli w
lodowatych górskich potokach) zginęły najprawdopodobniej z głodu.
Bojowe słonie miały tę wadę, że łatwo można je było spłoszyć
(same natomiast stanowiły postrach dla koni), zaś cofając się w
ucieczce tratowały własne wojsko (w takich sytuacjach poganiacz
zabijał słonia przebijając mu kark). Pewnym jest natomiast, że
zwycięstwa nad Trebią, Jeziorem Trazymeńskim i Kannami
Kartagińczycy odnieśli tylko z jednym słoniem – Surusem, który
wcześniej stracił jeden z ciosów. Na jednym z ozdobnych naczyń z
epoki widnieje wizerunek słonicy z młodym, niosącej palankin z
wojownikami – oczywiście nie było to realistyczne przedstawienie,
bowiem co na polu bitwy mogłoby robić słoniątko? Kiedy w Wielkiej
Brytanii znaleziono cios mamuta, początkowo myślano, że pochodzi
od jednego ze słoni Hannibala. Kiedy Rzymianie (wcześniej
nauczywszy się zwalczać słonie smolnymi pociskami przywierającymi
do ciała) opanowali wybrzeże Morza Śródziemnego, zabronili
używania ich, bojąc się powstania z wykorzystaniem słoni. W
średniowieczu plany militarnego wykorzystania trąbowców powzięli
Azjaci. Zwierzętom nakładano kolczugi i zatrute kolce na ciosy,
instalowano na grzbietach katapulty, a w XVIII – wiecznej Burmie
(obecnie Myanmar) lekkie armatki. Jednak sukces broni palnej oznaczał
porażkę słoni stanowiących łatwy cel do trafienia i bojących
się huku strzelania. Po raz ostatni słonie indyjskie walczyły w II
wojnie światowej, kiedy to Japończycy z ich grzbietów patrolowali
dżunglę. Ci ostatni w Azji Południowo – Wschodniej mordowali i
okaleczali słonie dla pozyskania kości słoniowej. 4
,,Także
polityczne przemiany i niepokoje odbijały się na losie tych
antropoidów. Wspomniany już Schaller pisze, że goryle górskie,
które znał z okresu przed wojną domową towarzyszącą powstawaniu
państwowości Zairu – w czasie tych zamieszek, jakie nie ominęły
nawet ich nieprzytulnych siedlisk, stawszy się nader płochliwe,
podejmowały dość dalekie wędrówki w poszukiwaniu wymarzonego
spokoju’’ - Andrzej
Trepka ,,Co
kaszalot je na obiad?’’
Ofiarami
zapędów człowieka były też inne małpy, głównie rezusy, na
których testowano broń masowego rażenia co opisano np. w
,,Biohazardzie’’.
Małpy przeznaczone do realizacji programu ,,Biopreparat’’
pochodziły z ośrodka hodowlanego w Suchumi, co zaznaczono na
dołączonej do książki mapce. Sowieci używali też innych
doświadczalnych zwierząt. W książce Alibekowa można przeczytać
jak niejaki Ustinow wstrzyknął sobie wirus Marburga prawdopodobnie
dlatego, że doszło do wypadku – świnka morska wyrwała się z
ręki. Wracając od małp…
Stada
szympansów toczą między sobą wyniszczające walki podobnie jak
ludzie. Znany jest przykład czteroletniej ,,wojny’’ nad rzeką
Gombe. Zresztą już australopiteki musiały walczyć między sobą,
skoro wiemy o istnieniu wśród nich kanibalizmu. Szympansy nie mogą
zniszczyć swojego gatunku – mają zabezpieczający przed tym
instynkt, ale gdy człowiek postąpi niezgodnie z rozumem, na
instynkt nie może już liczyć.
To
były niektóre przykłady wpływu wojny na losy zwierząt. Dodać
należy jeszcze stosowanie defoliantów (środków chemicznych
usuwających liście) przez Amerykanów w Wietnamie, wylewanie ropy
naftowej do Zatoki Perskiej przez Irakijczyków, wycinanie lasów
przez Turków, aby utrudnić działalność partyzancką Kurdom,
masową śmierć ludzi i zwierząt w bombardowaniach II wojny
światowej (hawajskie gęsi nene i bawolce rude), aby każdą wojnę
uznać za klęskę rodzaju ludzkiego.
Pisałem
w latach 1998 – 2003.
1
Stąd zapożyczyłem raka Estinusa do swojej mitologii ;).
2
O imionach: Geri i Freki
3
O imionach: Huginn i Muginn
4
Na kartach literatury fantasy bojowe słonie pojawiają się jako
olifanty (mumakile) z ,,Władcy Pierścieni’’ J. R. R.
Tolkiena.