,, […] wędrówka Colonny w podziemie jest elementem pozwalającym upatrywać zracjonalizowanego bohatera bajki T 301. Bajkowy heros nosi imiona Niedźwiedzia Juszka lub Niedźwiedzie Uszko od porośniętego ucha […] zdradzające jego zwierzęce pochodzenie. Bohater […] pochodzi z tego samego prastarego mitu co sumeryjski Gilgamesz lub grecki Herakles, o wyprawie bohatera w zaświaty, jego powrocie i czynach przywracających naturalny porządek świata. Nic też dziwnego, że jest to ulubiony bohater polskich bajek, a na Łotwie, pod imieniem Laczplesis (Niedźwiedzie Uszko) jest nawet kimś w rodzaju bohatera narodowego'' – M. Derwich, M. Cetwiński ,,Herby, legendy, dawne mity''
Karty
,,Codex
vimrothensis''
i wielu innych starych ksiąg, przechowują krocie opowieści o
ludziach wychowanych przez zwierzęta, którzy stali się bohaterami.
Czytamy w nich o Romulusie i Remusie – wykarmionych przez wilczycę
bliźniętach, z których jedno założyło Rzym (Tytus Liwiusz tego
nie podaje, ale Romulus za zabicie brata został ukarany zamianą w
wilka), Giży ze Śląża; zabójcy olbrzymów, którego ojcem był
lew, Janie Niedźwiedziu z Francji; synu niedźwiedzia i uprowadzonej
przezeń niewiasty, wykarmionym przez sukę Cyrusie, przez Słowian
zwanym Kirusem, afrykańskich herosach – Nubim mającym za
towarzysza lamparta, Mngvim – zawdzięczającym swą siłę i
odwagę wykarmieniu przez potwornego dzikiego kota mngvę, Tar –
Azanie i jego żonie Joannie z możnego, atlanckiego rodu Sevenów –
białych władców puszczańskich zwierząt, żyjących wśród
bharackich wilków Movgile i jego żonie Mesaule, ich odpowiednikach
Mowille, broniącym Słowian przed najazdem Suetów, Gotów i
Wandalów wraz z żoną Misią z Puszczy Skierniewita, afrykańskich
wojowniczkach Senie, Sanie, Sunie, czarnoskórej Sumambi, bharackiej
Kitari i Sundali z Dżawy, Kiełcie z Tinis (Tyńca);
celtosłowiańskiej łowczyni głów, której tak jak Rucie
towarzyszył niedźwiedź, żyjącym wśród jaguarów Xothlu z
puszcz między ziemią Azteków a Jukatanem, Sumbalu z Sumatry;
wykarmionym przez tygrysicę, Ragnarze z Bergolstad; królewskim
synu, którego od głodowej śmierci ocaliła swym mlekiem krowa
tura, czy w końcu o schwytanym w Polsce podczas polowania kudłatym
człowieku, wychowanku niedźwiedzicy, którego Jan Chryzostom Pasek
oglądał na dworze Jana Kazimierza.
Jednak
wśród Słowian i Bałtów najwięcej pieśni i kronikarskich
zapisków zaskarbił sobie wychowany przez niedźwiedzie Laczplesis
(Lačplesis),
z ziem w erze trzynastej zwanych królestwem Latyki, przez Słowian
zwany Niedźwiedzią Juszką. Był poddanym czarownika Musulusa
(Masiulisa)
- ,,tyrana
Bałtów''
znanego z listów Aleksandra Wielkiego do Arystotelesa. Kiedy się
rodził w dworcu konata Latvusa, gwiazdy na niebie ułożyły się
tworząc wyobrażenie srebrnego niedźwiedzia na znak, że oto
przychodzi na świat bohater, zaś ziemia pojękiwała z bólu razem
z jego matką Vanesą. Musulus biegły w odczytywaniu wieszczych
znaków, co zjednywało mu szacunek głupców uwiedzionych przez
demony magii, najechał Latvusową posiadłość, spalił ją i
wymordował jej mieszkańców, okrutnie dręcząc ich przed śmiercią.
Nie zdołał jednak dopaść dziecka; przyszłego junaka. Oto jego
starsza siostra, określana w dainach i bylinach słowiańskim
imieniem Lasota (Silvia)
z narażeniem życia wyniosła brata z płonącego dworca i nie mając
czasu się ubrać; bosa i w cieniej koszuli zbiegłą z nim do
zasypanego styczniowym śniegiem lasu. Zgubiła drogę. Księżyc
rzucał srebrny blask poprzez ośnieżone gałęzie, Musulus nabijał
na hak konata, jego żonę i wszystkich domowników, zaś dzielna,
lecz nie umiejąca żyć w puszczy dziewczyna marła jednocześnie z
głodu, zimna, oraz strachu. Wyczerpana tułaczką zasnęła wśród
wciąż powiększających się zasp, aż stała się tak zimna jak
one. Jej serce przestało bić, a gdy po jakimś czasie znów
zaczęło, Lasoto przestała już być istotą ludzką, a została
przyjęta do grona leśnych rusałek. Tymczasem maleńki księżyc
(konaci to byli książęta Bałtów, a syn księcia to księżyc),
kwilący na śniegu został odnaleziony przez bardzo grubą i
dobroduszną z wyglądu, lecz potrafiącą rozrywać strzygi,
wąpierze i Čorty
niedźwiedzicę, którą wybudziły z zimowego snu słowa leśnych
duszków, posłańców Boruty i Dziewannny. Zwierzę, które na imię
miało Lidłana, zabrało chłopca do gawry, ogrzało swym gęstym
futrem i napoiło mlekiem. Odtąd syn księdza ziemicy zwanej przed
potopem Letygoła, wychowywał się razem z młodymi niedźwiedzicy,
która nadał mu imię Laczplesis. Pijąc mleko swej przybranej
matki, chłopiec zyskał niedźwiedzią siłę, odwagę i
wytrzymałość. Razem ze swymi przybranymi braćmi – Urem, Urosem,
Urusem, Arvotem, Hulą i Obrem, od zaprzyjaźnionego krasnoludka
Priškosa
pobierał nauki mowy starokrasnej i pisma tinezyjskiego, rachunków,
gwiazdoznawstwa, przez Greków zwanego astronomią, a być może tez
zasad dobrego wychowania obowiązujących wśród ludzi; rasy, z
której pochodzili rodzice Laczplesisa. Wyrósł on na męża
niezwykle wysokiego i silnego, wyższego niż najroślejsi,
barbarzyńscy wojowie z górzystego Cymru; ojczyzny wielu bohaterów,
a zdolnego dusić lwy, obalać dęby, skręcać głowy turom i
żubrom, czy żonglować głazami. Włosy miał długie i brązowe;
wielką siłę mieszczące, uszy zaś spiczaste i kosmate. Jego
jedynym strojem była przepaska ze skóry jeleniej, oraz liczne
ozdoby z kłów i pazurów ubitych bestii i potworów. Za oręż
służyła mu maczuga, Szakłakiem zwana, ciężka jak trzy tury,
krzemieniem nabijana, której żadna inna ręka unieść nie mogła
prócz Laczplesisowej. Okrywały go blizny liczne i skaryfikacje.
Miał również malowidło złotego koła na tle niebieskim wśród
złotych gwiazd, z wpisanym w to koło szprychowe srebrnym
półksiężycem – wykłute przez wodniki na cześć Swaroga i
Chorsa na prawym przedramieniu. W erze trzynastej podobne malowidło
nosił na plecach Żyd Abraham Weisman, znany w Polsce jako Pan
Kleks.
Laczplesis
otrzymał swą siłę od Mat' Syrai Ziemli, po której chodził, a
obalony na jej łono powstawał jeszcze silniejszy. Był jak
niedźwiedź co nie boi się niczego prócz czarodziejstwa
przeklętego. Zawsze bronił słabych i poniżonych, wdów i sierot,
a walczył przeciw tyranowi Musulusowi, co w końcu kosztowało go
śmierć bohaterską. Obce mu były podstępy i intrygi. Na jeden
posiłek pożerał cztery dziki zapieczone w glinie, a popijał je
trzema beczkami piwa. Straszny w boju niczym lodowy oścień Mar –
Zanny, zawsze darował życie każdemu wrogowi, co go o litość
prosił. Lękały się go strzygi, wąpierze, kikimory, Čorty
i inni słudzy czarnoksiężnika Masiulisa, zaś oglądały się za
nim rusałki, leśne niewiasty, panny wodne, czarownice, oraz
mieszkanki siół i grodów. Laczplesis, ten walczący jak berserk
dusiciel ogrów i trolli, choć dziki, nigdy nie skrzywdził w żaden
sposób niewiasty ni dziecka, a że ducha był prawego, złe czary
Musulusa nie mogły mu szkodzić. Niektórzy bajali, że umiał
zamieniać się w niedźwiedzia.
Bojan
Welesowe Wnuczę, siwobrody starzec biegły w grze na złotej lirze i
zmienianiu postaci, znawca tysięcy starych pieśni i legend,
protoplasta plemienia Dziadoszan, porównywany z Merlinem i Osjanem,
odbył wiele wędrówek po rozlicznych krainach Słowian i innych
ludów, dzieląc się z nimi swą mądrością. Jak podaje ,,Codex
vimrothensis''
spotkał nawet Mojżesza, od którego przyjął Zakon. Tego dnia,
wieszczy Bojan, przed siedemdziesięciu laty wygnany z ojczystego
Roxu z powodu oszczerstwa, jakie rzucił na niego dworak Muchomornik,
gościł w Analapii na zamku Sokoła – księcia grodu Słubży nad
Gopłem. Wydobył dźwięk ze strun liry i skupiwszy na sobie uwagę
wszystkich ucztujących w zimową noc, kiedy trawione ogniem drwa
trzaskały w palenisku, rozpoczął pieśń o pełnej chwały
bohaterskich czynów erze dwunastej, która skończyła się wraz z
założeniem królestw Analapii, Slawii, Bohemii i Roxu.
-
Sław liro moja złota, Laczplesisa chrobre czyny! - zaczął Bojan,
a książę Sokół słuchając go, zapomniał na chwilę i o
urodnych nimfach – bogunkach, tańczących w blasku Księżyca nad
brzegiem Gopła i o zaczarowanej łani, którą zamyślał upolować.
- Laczplesis był jak niedźwiedź; dziki i silny, o sercu mężnym,
choć prostym. Zawsze stawał po stronie bitych i poniżonych;
walczył z Musulusem, odkąd tylko dowiedział się o jego
okrucieństwach. Blady strach padł na strzygi i gobliny, a nadzieja
wypełniła serca udręczonych ludzi. Czarnoksiężnik z największym
tylko trudem pochwycił herosa, c siłę miał trzynastu niedźwiedzi
i godło Słońca – Księżyca przez wodnika Chołobka na ramieniu
wykłute. Masiulis tracąc w boju trzydzieści sotni strzyg,
wąpierzy, Čortów
i ludzi zaprzedanych złu, osaczył Laczplesisa Niedźwiedzie Uszko i
zaklęciami go omotał. Wtrącił go do ciemnicy, a sam poszedł na
ucztę i aby obmyślać dlań męki. Jednak ten co za przybraną
matkę miał niedźwiedzicę, uciekł z lochu z pomocą żywiącej go
i pojącej rusałki Jeleny Mikusławnej. Razem z nią opuścił
bałtyckie ziemice. Zamieniony w niedźwiedzia niósł tę co zdobyła
dlań klucze od kajdan na swym grzbiecie, po drodze ubiwszy tyle
wilkołaków, że te co przeżyły, kuliły ogony ze strachu na sam
dźwięk jego imienia. Wiedział, że sam nie obali lutego
czarownika. Zmierzał ku Sklawinii; ziemicy rodzącej bohaterów, aby
tam zebrać drużynę i na jej czele powróciwszy zrzucić z tronu
Musulusa. W trakcie ucieczki, gdy zbliżał się do rubieży
słowiańskiej, rusałka, którą miłował i którą poprzysiągł
chronić, spadła z jego grzbietu i umarła w męczarniach trafiona
zatrutą strzałą Čorta
– łucznika. Laczplesis dorwał go jednym skokiem i rozszarpał, po
czym przybrawszy człowieczą postać, wyciągnął przed siebie
ramię mocarne i choć Agej zabronił przeklinać, on głosem pełnym
gniewu, przeklął Musulusa – śpiewając o tym, Bojan dyskretnie
uronił łzę, bo i sam był wygnańcem cierpiącym niewinnie. Ongiś,
za dni swojej młodości, szedł z lirą w wojsku króla Igora
(Iriya)
na Burus, by opiewać jego czyny i widział śmierć Rusowego syna w
Truso od strzały posłanej w gardło. Kiedy po śmierci Igora, na
tron wstąpił jego brat Kij, założyciel grodu Dendropolis, zaś
jego siostra, królewna Łybiedź zgasła mimo wytężonych wysiłków
najlepszych wraczy i znachorów, jeden z dworzan oskarżył fałszywie
Bojana o otrucie jej. Pieśniarz został skazany na wygnanie i
zamieszkał w Analapii. - Laczplesis – kontynuował Bojan –
błąkał się po ziemiach słowiańskich. Zaszedł w okolice grodu
Ornawy (Ornamentum),
który później pochłonęła ziemia, tak jak grody Czud i Romanów.
Otaczające Ornawę, nazywaną też w pieśniach: Zdobieniem, puszcze
upodobało sobie plemię Świecników, a byli to leśni ludzie;
półnadzy i dzicy. Każdy z ich palców co mieli u rąk świecił
innym kolorem. Palce te mieniły się i pulsowały, służąc
Świecnikom do tego, by gwoli zabawy wodzić zabłąkanych wędrowców
po leśnych ostępach. Złośliwe to były istoty. Zęby piłowały
sobie, aby nadać im kształt spiczasty i cieszyły się mogąc
zbierać czaszki tych, co nie odnaleźli drogi wyjścia z lasu –
pieśń wieszczego Bojana zaczarowała zamek księcia Sokoła,
nazywany przez jeden z rękopisów ,,kniaziem
Ad'i'',
przenosząc wszystkich co jej słuchali w krainę poezji. - Również
Laczplesis, notabene mąż wychowany w puszczy i świadom jej
niebezpieczeństw; tych przyrodzonych jak i nadprzyrodzonych, przez
trzy godziny dał się zwodzić Świecnikom, chichoczącym z niego,
aż w końcu poszedł po rozum do głowy i miast patrzeć na palce
migoczące jak iskierki, kierując się wedle gwiazd, a zwłaszcza
Najjaśniejszej Wieczernicy, z wolna opuścił las. Najzuchwalsze ze
Świecników, nie chcąc pogodzić się z utratą możliwości
pożarcia ciała bohatera upieczonego w popiele, napadły go
uzbrojone we włócznie o zatrutych grotach. Było ich siedmiu,
młodych i głodnych i wszyscy przypłacili to życiem. Laczplesis,
który toczył już zwycięskie boje ze znacznie silniejszymi
przeciwnikami niż oni, w strugach ulewy wkroczył do Ornawy, której
karczmy słynęły na niemal wszystkich ziemicach na północ od
Montanii.
*
,, […] córka, która poszła do toalety, była bardzo podniecona. Cała rodzona zbiegła się na jej wołanie.
- Co się stało? - spytał Tata. - Dlaczego się nie załatwiasz?- Tatusiu – wybuchnęła Córka – w ubi... toalecie jest taki pan z głową foki, ma na sobie tylko majtki i siedzi na ki... sedesie. Wszyscy udali się do łazienki i spostrzegli, że Córka mówi prawdę'' – zbiór opowiadań ,,Dom''; opowiadanie ,,Potop''
Oxland
(Kraj
Oxiów)
był krainą leżącą nad Morzem Srebrnym, w sąsiedztwie Latyki i
Roxu. Od niepamiętnych czasów zasiedlały ją, zrodzone w erze
czwartej przez Juratę, rasy Oxiów (Aesthiów)
na północy, w tym na wyspie Saremie, oraz Wydrzan na południu.
Oxiowie, których pierwsza para nosiła imiona Estynisław i Czuda
mieli postać ludzi z głowami fok – szarych, ale także
pospolitych, obrączkowanych, zwanych nerpami, a nawet grenlandzkich,
których dziś próżno szukać w Bałtyku. Kiedy chcieli potrafili
również zamieniać się w foki, tak jak czyniła to tajemnicza
rasa, zwana Selkami z Ultima Thule. Oxiowie budowali lepianki na
plażach, gdzie suszyli swoje sieci rybackie i naprawiali czółna.
Ich jedyny pokarm stanowiły ryby, zaś ów rybacki lud zasiedziały
nad Zatoką Balat, Morzem Ancylusa, Joldów i Srebrnym w swoich
żołądkach mieścił gastrolity, czyli kamienie pomagające trawić.
Oxiowie odbywali podróże morskie w celach handlowych – do Svamii,
Nürtu,
Nowego Grodu Północy, Velehradu – Sedinum, Wolina, Hadeby, a
nawet do Brytanii, Kaledonii, Irlandii i na Ultima Thule, lecz nigdy
nie prowadzili wojen zaborczych.
Wydrzanie,
których pierwsza para nosiła imiona Łurot i Juratka mieli postać
ludzi z głowami wydr. Kiedy chcieli, potrafili również zamieniać
się w wydry. Budowali chatki z mułu i wikliny nad rzekami i
jeziorami. Żywili się rybami, żabami, rakami, ślimakami,
dżdżownicami, wężami, nawet tak dużymi jak trusie, jaszczurkami,
traszkami, gryzoniami, takimi jak myszy, szczury i karczowniki,
kaczkami, ich jajami i pisklętami. Dobrze pływali, tak jak Oxiowie
i tak jak oni używali rybackich sieci i łodzi. Podczas gdy Oxiowie
mieli jeden gród warowny na wyspie Saremie, podobną metropolią
Wydrzan była Fiszhuza leżąca w głębi lądu. Ów lud, choć
odważny, nie napadał swoich sąsiadów, za to wielu Wydrzan
walczyło za pieniądze w drużynach władców innych ras, w tym
ludzi. W erze czwartej, podczas Pierwszej Zimy Śnieżnej,
wyróżniającej się niezwykle srogim mrozem i obfitymi opadami
śniegu, Wydrzanie jak też ich sąsiedzi z północy, pomagali
głodującym Zajęczanom.
,,Oxiowie i Wydrzanie świetnie znosili zimę pod troskliwą opieką Juraty. Swobodnie łowili ryby w morzach, jak i w jeziorach i rzekach, a po pracy lepili bałwany, jeździli na sankach i nartach, oraz na łyżwach. Samemu mając nadmiar, chętnie i w sposób zorganizowany dzielili się z głodującymi Zajęczanami, dzięki czemu ocalili wielu z nich od śmierci z głodu. Wydrzanin Budrys ze Świtezi zaprowadził pewien ród Zajęczan nad jezioro Mamir gdzie fale wyrzuciły szczupaka wielkości pięciu żubrów i suma wielkiego jak wieloryb płetwal błękitny […]'' - ,,Gesta hybridorum''
Na
początku ery siódmej, Rysza syn Uralisława, drugi król Lynxów
planował najazd na Oxland, skuszony przez Licho wizją sławy
wojennej i czekających na złupienie bogactw Fiszhuzy i Saremy. Od
realizacji tego planu został odwiedziony przez Juratę, a wkrótce
potem musiał toczyć wojnę obronną z potworem Czudą – Judą. W
erze ósmej, oxyjska królowa Balbina (Valvina)
z Saremy wzięła udział w pierwszej olimpiadzie zorganizowanej
przez Nyrię II Azora; króla Neurów, zaś jej odlegli potomkowie
odpierali najazdy królów Jiwóna, Starego Frëca
i Rena Puszczyna na Oxland. Pod koniec ery dziesiątej, podczas
katastrofalenej Wielkiej Zimy jak i przed jej rozpoczęciem, tak
Oxiowie jak i Wydrzanie zmuszeni byli odpierać ataki rozszalałych
hord pierwszych ludzi, synów Novalsa i Aivalsy, którzy utracili
niewinność po zjedzeniu żołędzi z dębu Baublis, wbrew zakazowi
swego stwórcy, Jarowita. W III wieku ery jedenastej żyło dwóch
Oxiów; Kellu Symur i jego syn Kellu Simi – Abö,
współcześnie królowej Tatrze. Liczne były ich przygody. Bawili u
Juraty w jej podwodnym pałacu. Spełniając jej prośbę, razem z
Anatolijem Rdzeniejewem pomogli Lynxowi Przeroślowi opuścić
ogarniętą wojenną pożogą krainę Burus i dostać się do Nistu,
stolicy Aplanu. Po śmierci ojca, Kellu Simi – Abö wyruszył na
wyprawę do Azji razem z królem Lechem III, oraz królewiczem Rutym
z Orlandu. Razem z nimi był w Białopolsce, Ułan – Raptor, Sinea,
gdzie do trójki wędrowców dołączyła rusałka Ruta wraz z wodnym
niedźwiedziem Arvotem Baldasem, Iibetain, Imalain, w Bharacji i na
Seylanie. Na tej ostatniej wyspie, Kellu Simi – Abö broniąc
apsary – nimfy z rzeki Gangos przed morskim satyrem, został
zabrany przez potężną falę i to jego królowa mórz i oceanów
Jurata wysłała w erze trzynastej do pewnego domu w Szczecinie, aby
ostrzegł jego mieszkańców przed mającym zatopić ich
Rdzeniejewem. W erach dwunastej i trzynastej Oxiowie i Wydrzanie
odpierali ataki Słowian (Rusiczów), Waregów, Svamów,
spokrewnionych z nimi Jemów, olbrzymów Vanapaganów, Liteńczyków
i Latykijczyków. Wymarli niedługo po upadku imperium rzymskiego, a
na ich miejsce napłynęli ludzie z plemienia Czudów. Obecnie, na
ziemiach dawnego Oxlandu leży Estonia.
W
czasie, gdy Laczplesis szukał przygód wśród Słowian, nigdy nie
syty władzy Musulus, władający na ziemiach późniejszej Liteny i
Latyki, którejś nocy zjawił się w małej kapliczce na porośniętej
lasem wyspie u ujścia rzeki Nemany do Morza Srebrnego.
Czarnoksiężnik przez Czesława Miłosza nazywany Masiulisem stanął
w blasku grubych, ozdobnych świec z trupiego łoju przed siedzącym
na ołtarzu kryształowym bałwanem wyłowionym przed laty z rzeki
Aluty w Dacji. Tyran Bałtów otworzył usta, pełne cuchnących,
pożółkłych zębów i w zaginionym języku Tokenów – znającego
magię prastarego ludu, który zamieszkiwał Sinea przed przybyciem
Sineańczyków, począł wzywać pod swe sztandary inne stare i
groźne plemię. Przyzywał Vanapagany – olbrzymy ze Svamii.
-
Przez Światogora; cara Obrów – wołał Musulus – zaklinam was,
potężny ludu Mroźnej Północy! Zapraszam was, zza zimowego morza
kamłając1;
przybywając Vanapagany waleczne, wyrwanymi z ziemi dębami wojujące.
Obiecuję wam Oxland o łagodnym klimacie – krainę pełną
potulnych zwierząt, które będziecie mogli zabijać i zjadać. To
obiecuję wam ja, Masiulis! - szamani vanapagańscy, bijąc dłońmi
w bębny usłyszeli zew czarnoksiężnika. Powiedzieli o swym
widzeniu wodzom plemiennym, ci zaś rozesłali wici do wszystkich
swych wojów.
Rozpoczęła
się wyprawa, o której po wieki wieków śpiewać będą runoje.
Vanapagany przeszły przez Morze Srebrne, które najniższemu z nich
sięgało do pasa. Z marszu zdobyły Saremę, rozbijając maczugami
warowny gród królewski i pożerając na surowo jego mieszkańców,
ponabijanych na włócznię. Podobny los spotkał wysepkę Naleśnik.
Olbrzymy, które w zamyśle czarownika miały posłużyć mu w
przyszłości do nałożenia jarzma Burusom i Słowianom, szły
naprzód i naprzód jak powódź, jak pożoga. Z ich błękitnych
oczu sypały się mroźne iskry, oddech zaś był lodowatym orkanem,
niosącym śnieżycę i skuwającym wody grubą warstwą lodu.
Musulus podkręcał sumiaste wąsy i pił najstarszą małmazję,
widząc rozpacz Oxiów i Wydrzan, przekonanych, że oto nadszedł
koniec świata. Zaatakowani zdołali ubić czterech Vanapaganów,
jednocześnie wysyłając posłów do kraju Waregów, Burus i
Sklawinii, wzywając pomocy wszystkich junaków, witezi, wikingów,
zmiejoborów i berserków. Oxlandczycy nie mieli nic do obiecania
jako nagrodę, za to mieli wszystko do utracenia.
-
Z olbrzymami nie ma żartów, a ich zachłanność jest tak wielka,
jak ich ciała – mówili Oxiowie na wiecu w Nowym Grodzie Północy
– nie poprzestaną na Oxlandzie, ale nie omieszkają wyciągnąć
łap i po wasze ziemie.
-
Baczcie na to – zabrała głos córka jednego z Oxiów, nosząca
starożytne imię Balbina,- że wasi wielcy przodkowie; kniaź
Gostomysł, Sławien, Sadko i Vaska Busłajew nigdy nie zostawiali
cierpiących bez pomocy.
-
Phi! Vaska to był pijak i nierób, wcale nie jesteśmy z niego dumni
– skwitował to jeden z rajców.
Wiec,
wielce burzliwy, toczył się do białego świtu. Uchwalono, że Nowy
Gród Północy wyśle na odsiecz Oxlandowi pułk witezi, co też
uczyniono. Przeciw Vanapaganom stanęli tacy herosi jak Głorzemb,
Orzeł, wojowniczka Cudosława z zatopionego lądu Vinety, czy
wychowany przez niedźwiedzie, nadludzko silny Laczplesis, zwany
Niedźwiedzim Uszkiem. Zadali oni ogromne straty svamskim olbrzymom.
W szczególności przyczynił się do tego Laczplesis, rozkazujący
hordzie zbrojnych w topory niedźwiedzi; mocny jak Golem, zbryzgany
potokami krwi, nie znający strachu ni zmęczenia, obalał Vanapagany
tak jak wichura obala stuletnie buki. Podobne szkody uczynili
sojusznikom Musulusa berserkowie z Nürtu, oraz Neurowie; wilkołaki
znad rzeki Ner. Strzały Cudosławy, zatrute krwią hydry kładły
pokotem najroślejszych wodzów vanapagańskich. W końcu olbrzymy
poprosiły o zawieszenie broni. O dalszych losach Oxlandu miało
zadecydować przeciąganie liny, uplecionej przez karły z
zaczarowanych ingrediencji. Po jednej stronie stanęły Vanapagany,
po drugiej zaś najsilniejsi z Oxiów i Wydrzan, oraz Laczplesis, Sęp
z Szarego Boru, Orzeł, Ryś, Cudogniew, Bjorn Thornson, Kudejko –
konat Galindów, Lizdejko, Borejko, Cudosława, Jarogniew, Wielesław,
Mudroniega, Mogtana i krocie innych bohaterów Słowian, Istów i
Waregów. Obie armie wzywając ku pomocy swych bogów naprężyły
muskuły. Vanapagany pewne swej siły zaczęły odnosić przewagę, z
wolna szorując przeciwnikami po ziemi. Wówczas Lapczplesis,
najsilniejszy z nich wszystkich, skierował swe myśli ku Mokoszy –
Matce Wilgotnej Ziemi, aby raczyła użyczyć jego drużynie siły.
-
Ty, którą raniły stopy Światogora – wyrzekł z wysiłkiem –
tak, że wygnałaś go na Święte Wzgórza, nie oddawaj nas na żer
jego potomkom! Przez Ageja; obroń Oxiów i nas!
Mokosza
wysłuchała prośby Laczplesisa i innych wojów i wojowniczek;
użyczyła im siły, tak, że obalili na ziemię drużynę
Vanapaganów. Zgodnie z postanowieniami dogoworu, pokonani Giganci
powrócili do Svamii, zaś ci z nich co nadal chcieli podbijać
Oxland, zginęli od strzał i toporów. Vanapagany już nigdy więcej
nie wróciły na ziemię późniejszej Czudzi, za to trwałym śladem
ich okupacji pozostały liczne jeziora, wzgórza i doliny, którym
dziś przypisuje się pochodzenie lodowcowe.
*
Musulus
widział więcej niż zwykli śmiertelnicy, choć nie czyniło go to
lepszym, ani szczęśliwszym. Kiedy zamknięty w swej pełnej
magicznego śmiecia pracowni, w oparach siwego dymu, przymknął
powieki i położywszy powykręcane reumatyzmem dłonie na blacie
czarnego stołu, na którym leżała czaszka i stał świecznik ze
świecami z trupiego łoju, ujrzał swego wroga Laczplesisa.
Czarnoksiężnikowi nie były tajne jego chrobre czyny. Ten co matkę
miał niedźwiedzicę, ten młody, który okazał się silniejszy niż
Vanapagany, ucztował w blasku pochodni za wielkim, dębowym stołem
w magnackim domu gdzieś w Burus, albo wśród Słowian.
-
Najlepszą rzeczą w życiu są niewiasty – pośród gwaru i brzęku
kielichów mówił witeź Orzeł, gospodarz tego dworca, gładząc
złociste włosy Cudosławy.
Musulus
wiedział, że zanim nastąpiła uczta, nim na okrągłym jak w
Camelocie stole pojawiły się pieczone w całości dzikie, jelenie i
barany, pajdy białego chleba zastępujące ziemniaki, zupy, gulasze,
jarzyny, ciasta i owoce, nie mówiąc już o winach z Panonii i
Kolchidy, miała miejsce narada wojenna. Laczplesis, będąc
najsilniejszym i najbogatszym w odwagę od czasu śmierci Ilji
Muromca, został wybrany na wodza wielkiej drużyny junaków.
-
Po to Agej – Bóg Bogów dał nam siłę, abyśmy bronili słabszych
– przemawiał, a jego głos był niczym ryk niedźwiedzia. - Trzeba
nam zrzucić z tronu krwawego, starego parszywieńca, co trzyma z
demonami i ich mocą ciemięży ludzi. Zawsze myślałem, że junak
nigdy nie cofa się w walce ze złem, nawet jeśli ono go przerasta.
Jeśli trzeba sam stanę w szranki i polegnę...
W
sali biesiadnej Orłowego dworca rozległy się okrzyki aprobaty, w
górę uniesiono miecze i złożono na nie przysięgę. Musulus
wiedział, że słowiańscy, buruscy i warescy herosi pod stanicą
Laczplesisa zamierzają iść nad Morze Srebrne, nad Vilię i Nemanę,
aby odebrać mu władzę nad Bałtami, a z nią życie. Czarownik
uśmiechnął się. Otworzył oczy. Wymruczał zaklęcie i wezwał
czarnego dżina Szelę, którego niegdyś wypuścił zza Bramy
Biesów, dzielącej świat ludzi od Čortieńska. Szela posłuchał.
Junacy nie zdążyli przed samą wyprawą skosztować psiego mięsa,
aby niczym psy być wiernymi wodzowi, sprawie i sobie nawzajem. W
sali biesiadnej pojawił się gęsty obłok czarnego jak antracyt,
cuchnącego i gryzącego dymu, w którym dostrzec można było
świecące, czerwone ślepia.
Laczplesis
pierwszy wskoczył na pełen pustych kielichów i rogów, oraz
półmisków z tłustymi kośćmi stół i dobywszy miecza ciął w
oczy pustynnego demona z Arabistanu. Pozostali junacy, ludzie
nienawidzący i w głębi duszy bojący się magii, pochwycili swój
oręż – miecze i szable, młoty, topory, włócznie, maczugi,
kiścienie, korbacze i rohatyny i rzucili się na wroga, gotowi
sprzedać swe życie tak drogo jak to tylko możliwe. Wojowniczki
Cudosława, Mudroniega, Mogtana, co dokonując bohaterskich czynów
przeszły przez cały Iran i Turan, rusałki – bliźniaczki
Cudogniewa i Krasnosława, wypuściły w stronę mrocznego obłoku
deszcz zatrutych hydrowym ciemieżem, płonących strzał. Obrońcy
Oxlandu walczyli jak smoki; usiłowali ranić nieznającego litości
wroga, mimo strachu, który ów budził. Jeden tylko Czewnia z
Gostynia widząc nieuchronną klęskę, porzucił drużynę i wymknął
się cichaczem, zapominając nawet zabrać broń, niczym Conn –
arcykról (ard
– rhi)
Irlandii, który gdzieś w Afryce, mimo całego swego męstwa uciekł
w popłochu z opuszczonego zamku opanowanego przez siłę nieczystą.
Walka trwała. Szela nie zważając na otrzymane ciosy z wolna
pochłaniał kolejnych bohaterów. Ci ginęli dumni i wyprostowani
niczym królewskie dęby trawione przez pożogę. Nie było już ani
Orła, Sępa w szarym płaszczu, Mudorniegi co potrafiła nie tylko
zabijać, ale i leczyć, nikogo.... Ostał się jeno Laczplesis. Tak
jak jego towarzysze, do ostatniej chwili nie wypuścił oręża z
dłoni, ale czując ogarniający go mrok, jako jedyny zwrócił się
do Enków.
-
Przybądź, leśna pani, ku nam ku pomocy! - wołał, a Dziewanna
Šumina Mati, żona Boruty przyjechała na białym jednorożcu.
Zasłoniła
junaka swym szmaragdowym płaszczem i jednym dmuchnięciem wybawiła
go z mocy potężnego nieprzyjaciela. Gdy Laczplesis się obudził, z
dworca zostały się jeno osmalone ruiny. Poprzysiągł pomścić swą
drużynę i płakał po raz pierwszy od dni niemowlęcych. Musulus
triumfował.
Taką
to historię Laczplesis, mąż nieskory do mówienia, jeno mrukliwy
jak niedźwiedź, opowiadał przy ognisku, za słuchaczy mając
spotkane na polowaniu spaśnego wieprza Krukisa i żurawia Ginetę.
-
Chrum! - chrząknął Krukis. - Jestem synem kowala Mezaurasa, po
którym miałem odziedziczyć kuźnię. Dobrze mi szło walenie
młotem, spod którego wychodziły podkowy i inne użyteczne
przedmioty, chrum! Byłbym szczęśliwy, gdyby do mojej wioski nie
zajechała swym słynnym rydwanem zaprzężonym w dziki, pani Żemina
Kremata, o której słusznie powiadają, że jest najpiękniejszą
raganą (czarownicą) na całym okręgu Ziemi. Gdy zajechała do
Żyżromia; czyli wioski gdzie przyszedłem na świat, skupiła na
sobie namiętne spojrzenia wszystkich mężczyzn. Ja sam, ma się
rozumieć, nie byłem żadnym wyjątkiem. Gdy pani Żemina zażywała
kąpieli, spozierałem na nią ukradkiem. Na Velinasa, co to był za
widok! Dałbym się przerobić na kiełbasy, gdyby to było ceną
ponownego oglądania jej! Czarownica spostrzegła, że jest
obserwowana. Popatrzyła na mnie surowo, po czym wypowiedziała
zaklęcie: ,,śukjej''.
Natychmiast zamieniłem się w świniaka, którym jak widać jestem
do tej pory i jest mi z tego powodu przykro.
On
również był człowiekiem zamienionym przez zły czar w zwierzę i
też miał ciekawą historię do opowiedzenia....
*
,,Koń stanowi alter ego bohatera, narodzony np. tego samego dnia, połączony z nim więzami przyjaźni, ratuje go z najstraszliwszych opresji, mówi ludzkim głosem, udzielając mu rad. Może mieć skrzydła, może być niezwykle silny i wytrzymały, wyprzedzać wiatr w biegu; prześciga słońce w biegu, skacze aż na Księżyc. […] Koń umiera wraz ze śmiercią junaka […]'' - A. Szyjewski ,,Religia Słowian''
Było
to w pierwszym wieku obecnej ery trzynastej. Król Czech (Bohemus),
fundator grodu stołecznego Piropolis, gdzie czczono znaleziony wśród
zgliszczy lasu kamienny puchar z wiecznie płonącym ogniem, ten co
braci miał Lecha, Rusa i Słowaka, zasiadał na tronie, wsłuchując
się w pieśń i grę na złotej harfie swojej najmłodszej córki –
Cudosławy – Cudoniegi. Królewna, panna niezwykłej piękności,
wyglądała raczej jak rusałka niż istota ludzkia, o włosach
miedziano – złotych i oczach seledynowych, odziana w suknię barwy
chabrów, miała upajający głos niczym syrena i mimo młodego wieku
znała już sporo opowieści bajecznych. Na prośbę ojca i matki,
królowej Serbii – Soraby (Zerbis)
trąciła struny i poczęła snuć historię z czasów dawniejszych
niż Egipt....
-
W owym to czasie – z ust Cudosławy – Cudoniegi spływały słowa
słodsze od miodu – w miejscu gdzie dziś stykają się rubieże
królestw Bohemii i Slawi – Słowacczyzny, leżała wioska
Dwugłowych, a byli to ludzie; synowie i córki Mieczysława, co jak
ojciec – po dwie głowy mieli. Ich to w swojej wędrówce nawiedził
junak Laczplesis, Niedźwiedzim Uszkiem zwany, tak jak niedźwiedź
silny, a wraz z nim mówiące zwierzęta: wieprz Krukis, którego
dziś wielce poważają kowale i żuraw Gineta. Dwugłowi tak z mowy
jak i obyczaju byli Słowianami. Cudzej ziemi nie chcieli, swojej nie
oddawali. Gościnni byli wobec przybyszów, co podobało się Enkom.
Dwugłowi nie mieli łatwego życia. Nękał ich bowiem wróg
bardziej luty niźli Awarowie – Czech zasłuchany w pieśń córki,
nie zauważył, że przechylił mu się złoty kielich trzymany w
dłoni, wylewając na posadzkę wino muszkatowe z
Macedonii. - W Postojnej jaskini miały swe siedlisko dwa potwory wielkie a lute; brat i siostra, a imiona ich – Kaukus i Kauka. Z Mokoszy łona wyszły. Postać miały czarnych jak antracyt ośmiornic o ciałach pokrytych gąszczem długich, zatrutych kolców, większe zaś były niźli słonie. Kaukus i Kauka polowały na ludzi i zwierzęta; pożerały rusałki, wodniki, żmijów, Dwugłowych; nawet olbrzymy i smoki nie mogły dać im rady. Jeden tylko Laczplesis, co na cud zakrawa i cudem jest w naszych oczach, ubił kolczaste kraki. Ziemia matka siły jego zdziesięciokrotniła, a Dziewanna Šumina Mati użyczyła łuk ze strzałami (inny rękopis wspomina tu o Dziwicy). Laczplesis z małpią zręcznością omijał chcące go schwytać macki i przeskakiwał z kolca na kolec, jakby to były gałęzie. Potwory wielce nań zagniewane paskudziły pola i lasy potokami cuchnącego inkaustu ze swych trzewi. Gineta unosił się nad ich głowami zrzucając kamienie, Krukis zaś będąc tylko świnią nic nie mógł zrobić, jeno prosił Swarożyca – mistrza wszystkich kowali, aby ów dopomógł jego przyjaciołom. Kaukus i Kauka chcąc pochwycić i pożreć Laczplesisa wpadały na siebie i zgniatały się nawzajem, junak zaś posyłał strzały królowej lasów w ich wielkie, żółte ślepia, aż uśmiercił oba potwory. Dwugłowi chcieli je spalić, aby swym gniciem nie psuły powietrza, lecz Mokosza przemieniła zwłoki bliźniąt w niezliczone rzesze domowych skrzatów, co mieszkają w domostwach
Bałtów służąc ludziom, a nazywają się kauki... - od czarującej pieśni nikt ze słuchaczy nie mógł się oderwać nawet na chwilę. Królewna opowiadała jak wdzięczni Dwugłowi pokazali Laczplesisowi miejsce, w którym był zakopany na wzgórzu koń naturalnej wielkości, odlany ze złota lub srebra, lecz kopyta miał żelazne. Laczplesis wykopał konia i zarzucił go sobie na ramię. Zaniósł go do chramu Złotej Baby w Laskach, albo jak podaje inna wersja: do Kąciny Świętojurskiej na terenach późniejszej Slawi, gdzie żercy – znachorzy leczyli chore dzieci. Oni to specjalnym zaklęciem ożywili srebrnego konia, który jednak nawet żywy wciąż miał ciało z kruszcu. Laczplesis nadał mu imię Śrybrzok. Rumak ów znał ludzką mowę tak jak Homel Ilji Muromca, czytał w myślach jak wąpierze, nie potrzebował paszy ni wody, był szybszy od wiatru i Słońca, przewidywał przyszłość, a do tego był wierny jak pies. Żercy – znachorzy ze świątyni w Laskach zdjęli ponadto zaklęcia z Krukisa i Ginety nadając im na powrót ludzką postać. Drużyna wciąż szukając wróżdy na Musulusie, ruszyła na południe, poza granice Sklawinii.
Macedonii. - W Postojnej jaskini miały swe siedlisko dwa potwory wielkie a lute; brat i siostra, a imiona ich – Kaukus i Kauka. Z Mokoszy łona wyszły. Postać miały czarnych jak antracyt ośmiornic o ciałach pokrytych gąszczem długich, zatrutych kolców, większe zaś były niźli słonie. Kaukus i Kauka polowały na ludzi i zwierzęta; pożerały rusałki, wodniki, żmijów, Dwugłowych; nawet olbrzymy i smoki nie mogły dać im rady. Jeden tylko Laczplesis, co na cud zakrawa i cudem jest w naszych oczach, ubił kolczaste kraki. Ziemia matka siły jego zdziesięciokrotniła, a Dziewanna Šumina Mati użyczyła łuk ze strzałami (inny rękopis wspomina tu o Dziwicy). Laczplesis z małpią zręcznością omijał chcące go schwytać macki i przeskakiwał z kolca na kolec, jakby to były gałęzie. Potwory wielce nań zagniewane paskudziły pola i lasy potokami cuchnącego inkaustu ze swych trzewi. Gineta unosił się nad ich głowami zrzucając kamienie, Krukis zaś będąc tylko świnią nic nie mógł zrobić, jeno prosił Swarożyca – mistrza wszystkich kowali, aby ów dopomógł jego przyjaciołom. Kaukus i Kauka chcąc pochwycić i pożreć Laczplesisa wpadały na siebie i zgniatały się nawzajem, junak zaś posyłał strzały królowej lasów w ich wielkie, żółte ślepia, aż uśmiercił oba potwory. Dwugłowi chcieli je spalić, aby swym gniciem nie psuły powietrza, lecz Mokosza przemieniła zwłoki bliźniąt w niezliczone rzesze domowych skrzatów, co mieszkają w domostwach
Bałtów służąc ludziom, a nazywają się kauki... - od czarującej pieśni nikt ze słuchaczy nie mógł się oderwać nawet na chwilę. Królewna opowiadała jak wdzięczni Dwugłowi pokazali Laczplesisowi miejsce, w którym był zakopany na wzgórzu koń naturalnej wielkości, odlany ze złota lub srebra, lecz kopyta miał żelazne. Laczplesis wykopał konia i zarzucił go sobie na ramię. Zaniósł go do chramu Złotej Baby w Laskach, albo jak podaje inna wersja: do Kąciny Świętojurskiej na terenach późniejszej Slawi, gdzie żercy – znachorzy leczyli chore dzieci. Oni to specjalnym zaklęciem ożywili srebrnego konia, który jednak nawet żywy wciąż miał ciało z kruszcu. Laczplesis nadał mu imię Śrybrzok. Rumak ów znał ludzką mowę tak jak Homel Ilji Muromca, czytał w myślach jak wąpierze, nie potrzebował paszy ni wody, był szybszy od wiatru i Słońca, przewidywał przyszłość, a do tego był wierny jak pies. Żercy – znachorzy ze świątyni w Laskach zdjęli ponadto zaklęcia z Krukisa i Ginety nadając im na powrót ludzką postać. Drużyna wciąż szukając wróżdy na Musulusie, ruszyła na południe, poza granice Sklawinii.
W
ziemicy zwanej przez Solimów – Jawan, Sarmatów – Els, jej
mieszkańców – Hellada, zaś przez Rzymian – Graecia, żyła
sobie rusałka Kyane, po słowiańsku – Chabernica. Wielkiej była
urody – wysoka i smukła, o cerze jasnej, włosach długich i
złocistych, oczach barwy kwiatów, od których pochodziło jej
nadane przez Słowian imię. Jak wszystkie najady uwielbiała
tańczyć, śpiewać, klaskać w dłonie, układać zagadki i stroić
się. Nosiła suknie szyte czarodziejską sztuką z białych i
puszystych obłoków, piany morskiej, niebiańskiego błękitu, czy
naszywanego złotymi, migoczącymi gwiazdkami granatu nocy. Kochała
ozdoby. Jej ciało zdobiły sznury pereł z Propontydy, korale, opale
z kolonii Mu na Zielonym Kontynencie, turkusy, lapis – lazuli z
Baktrii, kość słoniowa zrodzona przez białopolską ziemię,
srebro z Mitanni, złoto z Nubii i Nürtu, czy wreszcie oprawione w
srebro bursztyny nad Morza Srebrnego, nazywanego Amfitrionalnym.
Kyane umiłowała te wszystkie błyskotki więcej niż inne,
rozmiłowane w pięknie nimfy, aż poczęła z ich powodu tracić
rozum. Któregoś dnia, zrywając złociste kwiaty ujrzała na łące
śpiącą czarownicę. Była to bardzo urodziwa istota, odziana w
białą sukienkę, wiecznie młoda i pełna wdzięku – co nie
znaczy, że dobra. Czarownice słynęły z nieziemskiej krasy – od
tej reguły niewiele było wyjątków, takich jak Baba Jaga.
Konfraterka Kirke i Medei, którą ujrzała Kyane, na czas odpoczynku
zawiesiła na wyczarowanym przez siebie krzaczku wszystkie swe
klejnoty. Wśród nich boleśnie kłuł w oczy srebrny medalion z
dużym, świecącym w ciemnościach ametystem. Ta, która zdaniem
poetów, bawiąc na Sycylii miała być damą dworu królewny
Prozerpiny, nie mogła się opanować. Zdjęła z krzaka medalion,
pospiesznie włożyła go na szyję, po czym ulotniła się szybko
jak myśl. Jednak magia istnieje i działa, a nawet jakby tak nie
było, kradzież i tak będzie ukarana. Piękna rusałka z
przerażeniem spostrzegła, że zamieniła się w wielkiego jak góra,
jasnoniebieskiego, skrzydlatego smoka, który teraz leżał przed
ogniskiem jak kot przed kominkiem i opowiadał swą smutną historię
Laczplesisowi, Krukisowi i Ginecie.
-
Nikt z nas nie potrafi zdejmować klątw – rozłożył bezradnie
ręce pan Gineta, który wsławił się jako protoplasta rodu Józefa
Piłsudskiego – Gienatowicza i wynalazca tańcu żurawia.
-
Może ja pomogę – ozwał się nagle, milczący do tej pory srebrny
koń Laczplesisa. - Tu nie trzeba magii, jeno uczciwości. Idź na
łąkę, gdzie ukradłaś medalion, zdejmij go i powiedz głośno, że
przepraszasz i że się go wyrzekasz. Powinno pomóc. My zaś
będziemy prosić Ageja i Enków, abyś znów mogła wszystkich wokół
cieszyć swym pięknem.
-
Czy Agej tom ktoś taki jak Uranos? - spytała zaciekawiona Kyane.
-
To ktoś dużo większy – odparł koń Śrybrzok i zamilkł jakby
się zaciął.
Smoczyca
posłuchała jego rady. Nim się spostrzegła, znów była śliczną
najadą. Chciała podziękować cudownemu rumakowi, lecz drużyna
Niedźwiedziego Uszka zmierzała już w stronę wielkiego portu
Koryntu, na którego tronie zasiadał król Syzyf.
*
Niejeden
pijak w korynckiej gospodzie ,,Pod
Pylajmonem''
rad był wielce mogąc pić z Laczplesisem – sławnym bohaterem z
krain północnych, co opróżniał jednym haustem duże beczki wina
i jego towarzyszami. Na niskim, dębowym stole królowały pieczone
kalmary i ośmiornice, stosy czarnych i zielonych oliwek, koście
winogron, pajdy chleba służące za talerze, kozi ser i orzechy
laskowe. Śrybrzok, cudowny rumak Laczplesisa przebywał w stajni
wraz z pozostałymi końmi, lecz nie tknął wody ni owsa. Przeczuwał
niejasno coś niedobrego. W karczmie, przy dźwiękach granej przez
kapelę satyrów muzyki, tancerki skakały przez obręcz najeżoną
do wewnątrz sztyletami, a nikt z gości nie żałował sobie wina.
Laczplesis pił za dziesięciu, Krukis i Gineta usnęli już po
piątym kielichu. Wino było aromatyczne, słodkie i bardzo mocne;
władne powalić niedźwiedzia a nawet Niedźwiedzią Juszkę. Wśród
migotania pochodni i uderzania w tamburyn, Laczplesis usnął niby
niemowlę, a jego koń rżał długo i żałośnie...
Gdy
bohaterowie otworzyli zaspane oczy, czekała ich nader przykra
niespodzianka. Oślepiło ich Słońce, usłyszeli krzyk mew i
poczuli uderzenia bizunem po plecach. Spostrzegli, że są skuci
łańcuchami na galerze płynącej po Morzu Wielkim, czyli
Śródziemnym. Krukis i Gineta popadli w rozpacz, lecz chrobry
Laczplesis; rogata dusza, nie zginał karku przed oprawcami i
tchórzami. Napiął muskuły i z głośnym trzaskiem zerwał z
siebie kajdany. Rzucił w morze nadzorcę z pejczem, uwolnił
przyjaciół, po czym idąc jak burza, dławił przerażonych
nadzorców i rozrywał łańcuchy jak nici. Nim Słońce, kryjąc się
w morzu pogrążyło w mroku olbrzymiego, brązowego bałwana Swaroga
na wyspie Hrodos, wszyscy niewolnicy zostali uwolnieni, a ich radość
przeplatała się z niepomiernym zdumieniem na widok srebrnego konia
o żelaznych kopytach biegnącego po falach jak Fraisy Grant2.
Karczmarz chciał bowiem sprzedać Śrybrzoka za ciężkie pieniądze czarownikom, lecz cudowny rumak uciekł ze stajni.
Karczmarz chciał bowiem sprzedać Śrybrzoka za ciężkie pieniądze czarownikom, lecz cudowny rumak uciekł ze stajni.
-
Co on jeszcze potrafi? - dumał Krukis z Ginetą.
Musulus
w zamku nad Nemaną leżał w pierzynie, nakryty skórą złotego
lamparta i zajadał kołduny w rosole. Zewsząd otaczały go
zwierciadła ukazujące rzeczy, których żądał widzieć. Czarownik
ujrzał w nich swego wroga Laczplesisa; teraz wodza wielkiej drużyny
Greków i Słowian, których wybawił od losu niewolników. Liczną
armię zgromadził Niedźwiedzie Uszko pod sztandarem sinym ze
szkarłatnym niedźwiedziem i trzema złotymi gwiazdami. Szedł na
północ, ku ziemi ojców, potężny i niepokonany jak piorun, który
Jarowit – Perkunas spuścił z nieba, by dodać mocy jego orężu.
Drużyna idąc niestrudzenie ku Morzu Srebrnemu, tępiła smoki,
wapierze, strzygi i inne potwory, rozbójników i zaprzedanych złu
magów, a jej zastępy wciąż się powiększały o nowych junaków.
W Puszczy Dziewańskiej, Gineta otrzymał łuk i kołczan ze
strzałami od Leśnej Matki, zaś jej mąż Boruta – Vujči Pastir
ofiarował Krukisowi maczugę ciężką jak dzik.
Muslus począł się bać, bo wszystkie jego posążki Čortów,
szklane kule, trupie czaszki, kotły, magiczne księgi i karty;
spisane i namalowane na skórze dziewic, kryształy i inne jakże
odrażające akcesoria, słysząc huk Jarowitowego pioruna, zajęły
się ogniem i rozpadły w pył. Udręczone ziemie Liteny i Latyki z
nadzieją spozierać poczęły w stronę południa, skąd dochodziły
wieści o zbliżającym się wyzwolicielu. Laczplesis i jego
komilitoni stali się legendą ku pokrzepieniu serc, w wielkiej
konspiracji opowiadaną, aż któregoś dnia rzeczywistość i
legenda zwarły się w śmiertelnym boju. Oddajmy głos wajdelotom...
Ten,
co w erze trzynastej wyśpiewał ,,Pieśń
o Sowim'',
opowiadał również, na gęślach grając, jak hufce Laczplesisowe w
Simajdii stanęły. Była to kraina razem z Auksztotą tworząca
późniejsze królestwo Liteny, a nazwę swą brała od Simajdiona;
brata Aukštana, uchodźcy z Vinety. Gineta walczył ze strzygami i
wąpierzami o górę Anafiels (po słowiańsku: Onawielna
gora),
której nazwa oznacza Prababkę,
bowiem na jej zboczach ukazywały się dusze przodków. Zaczarowana
to była góra, bardzo wysoka i stara, pełna dziwów. U grocie u jej
podnóża mieszkał smok Vizunas zielony, luty a wielki, co
wchodzącym na górę zadawał zagadki niczym rusałka, albo sfinks,
na szczycie zaś rosła jabłoń złote owoce rodząca. Gineta
rozbiwszy pułk straszydeł służących Musulusowi (darowane przez
Dziewannę strzały nigdy się nie kończyły, za to zawsze trafiały
do celu śmierć niosąc) nakazał swym wojom czekać na swój
powrót, sam zaś ruszył konno ku jaskini Vizunasa. Miał bowiem
dług czekający na spłacenie. Kiedy szedł przez ziemię, eon
później nazywane Analapią, wziął sobie żonę z jednego z
plemion słowiańskich, a imię jej – Słupica. Zdradził ją, ona
zaś z żalu, zabiła się skacząc ze skały, a wraz z nią zginęło
dziecię, które nosiła w łonie. Teraz nadszedł dla Ginety czas
pokuty. Gdy stanął ledwo o dwa kroki od wylotu jaskini, ujrzał w
mroku złote oczy i owionął go cuchnący siarką oddech. To smok
Vizunas wygramolił się ze swego lokum i bez żadnych wstępów
zadał ludzkim głosem pytanie.
-
Co najbardziej spędza sen z oczu człowieka?
-
Dusza i sumienie – odrzekł bez chwili namysłu Gineta, a Vizunas
zgodnie ze słowami przepowiedni, słysząc prawidłową odpowiedź,
wyzionął ducha. Ten, co niegdyś był żurawiem, jednym ciosem
miecza o nazwie Ostry Jak Sztylet rozpłatał brzuch smoka i wydobył
zeń żelazne haki, z których pomocą wszedł na szczyt góry
Anafiels, odbierając gratulację od cieni przodków, po czym zerwał
złote jabłka. Po zejściu ze szczytu (niektórzy podają, że
zjechał zeń na tarczy jak na sankach) pokroił owoc na cieniutkie
złote blaszki. Jedną z nich włożył w zimne usta żony, której
ciało woził ze sobą w kryształowej trumnie, ona zaś ożyła i
urodziła żywe i zdrowe dziecię. Słupica przebaczyła Ginecie jego
łajdaczenie się i odtąd już nic nie zakłócało ich wielkie
miłości.
-
Panie – rzekł doń setnik Ogon – skoro te jabłka mają tak
wielką moc wskrzeszania martwych, czy nie raczyłbyś nakarmić nimi
naszych poległych towarzyszy? - Gineta się zgodził.
Wojna
miała się w najlepsze. Leśne Čorty
przyniosły Musulusowi głowę Krukisa. Laczplesis szedł jak burza,
wyzwalał wioski i grody, zabijał strzygi jak szarańczę. Musulus
wciąż podwyższał nagrodę za jego głowę, lecz nikogo z jego
sług nie motywowało to do walki z groźnym jak niedźwiedź
mścicielem. Próbował przeciw niemu różnych złych czarów, aż w
końcu skierował przeciw niemu, idącemu z drzewem w ręku na zamek
czarnoksiężnika, ulewę niesionych wiatrem zatrutych sztyletów.
Choć Laczplesisa okrywała płytowa zbroja, jeden z brzeszczotów
zarył się głęboko w jego oku, docierając aż do mózgu. Jego
drużyna wyginęła jak Obrzy, jeno Gineta się ostał. Srebrny koń
został z nim spalony (podobnie uczynił car olbrzymów Światogor,
aby nikt inny nie mógł zeń korzystać), dusza zaś zamieszkała w
Nawi Jasnej, na dworze Welewitki – Velu Mate. Musulus odetchnął.
Czarownik
srogi a sprośny władał Bałtami jeszcze długie tysiące lat, aż
w erze trzynastej obalił go Rzymianin Palemon, pierwszy król
Liteny, zwanej też Lithuania i Lietuva. Wkrótce wyodrębniło się
z niego sąsiednie królestwo – Latyka (Latvia),
założone przez oblubienicę Enka Rodegasta, człowieka z głową
tura.
1
Wyjąc zaklęcia; określenie zaczerpnąłem z ,,Księgi tura''
Czesława Białczyńskiego
2
Bohaterka powieści ,,Biegnąca po falach'' Aleksandra Grina