,,Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele
Bez ciebie nie jest żadne wesele
Oj, chmielu, oj, nieboże
To na dół, to ku górze
Oj, chmielu nieboże...''
- pieśń weselna z Lubelszczyzny
W
Aplanie za panowania króla
Lecha I, syna Nissusa, syna Wiła Sławicza, leżała wioska nazywana
Ćmielowem. Jej naczelnik, sołtys Zbiś, ojciec trzech córek,
doczekał się syna. Chłopiec otrzymał imię Chmiel i wnet stał
się oczkiem w głowie całej rodziny. Jego matka, Brukwa oraz
starsze siostry; Papra, Słoda i Żeńczyna pieściły dziecko,
kąpiąc je w olejku migdałowym i niczego mu nie zabraniały.
Również ojciec przymykał oczy na każdą psotę syna. Chmiel w
latach swego dzieciństwa mógł biegać całkiem nago po domu i
ogrodzie, tłuc garnki, ciągnąć psy za uszy i koty za ogony,
wyrywać pióra kurom i kaczkom, deptać zboże, sikać do mleka,
oraz przezywać chłopów pracujących na polu, pokazując im przy
tym język. Z wiekiem stawał się coraz gorszy. Nie chciał
słyszeć o nauce, jeno wraz z podobnymi sobie hultajami, bałamucił
każdą dziewkę, która wpadła mu w oko. Z tego powodu nazywano go
Podrywaczem. Jeśli tylko znudził się swoją kochanką, porzucał
ją zapłakaną i z rosnącym brzuchem, po czym szukał sobie
kolejnej. Za nic miał sobie Ageja, Enków i wszelkie świętości.
-
Moim jedynym bogiem jest Toplec – szydził raz kubek wódki, a
trzeba wiedzieć, że w erze dziewiątej imię to nosił rozpustny
wodnik, jeden z nałożników królowej Goplany III, który lubił
zatapiać swe ostre zęby w nadobnych piersiach rusałek.
Ojcowie
dziewuch nie byli radzi, że Chmiel wraz kolegami uwodził i
brzuchacił ich córki. Nie raz i nie dwa skarżyli się na młodego
rozpustnika jego ojcu, sołtysowi. Zbiś jednakże wzruszał
ramionami i odpowiadał.
-
Mój syn jest młody i jurny jak sam Jaryło. Jego męska jurność
przysparza płodności i urodzaju naszej wiosce, nie wolno się jej
przeciwstawiać! Każdy spłodzony przezeń bęś to przecież dla
was tylko dodatkowe ręce do pracy. Nie rozumiem co wam się nie
podoba w moim synu. Idźcie już, kmiotkowie, bo jesteście nudni jak
te flaki z olejem!
Chłopi
po raz ostatni, zgrzytając zębami, odeszli z niczym sprzed progu
chaty sołtysa. Dopóki żył Zbiś nie mogli jednak nic uczynić
jego synowi.
*
Kiedy
Chmiel upatrzył sobie
urodziwą dziewkę, nie liczyły się dlań jej wola i uczucia, jeno
jego własne, samolubne zadowolenie. Gdy któraś odmawiała mu
swoich wdzięków, nie wahał się przymuszać jej do współżycia
biciem i groźbami. Na to również jego ojciec patrzył przez palce,
dopóki żył. Jednak rok temu sołtys Zbiś umarł, a jego ciało
spalono na stosie pogrzebowym, chowając później popioły do
malowanej urny. Choć zgodnie z tradycją Chmiel miał odziedziczyć
władzę po ojcu, chłopi zebrani na wiecu, zamiast niego wybrali
statecznego i odpowiedzialnego gospodarza Chrapka. Wprawiło to
Chmiela w zły humor, który usiłował sobie poprawić żłopaniem
gorzałki w karczmie. Wyszedł z szynku pijany i zataczał się. Klął
na czym świat stoi, zaś wszyscy kmiecie odsuwali się odeń ze
wstrętem. Tak się złożyło, że w południe przydybał na polu
młodą żniwiarkę odpoczywającą w cieniu. Uśmiechnął się
wrednie i zaczął ją obmacywać. Kiedy dziewczyna podniosła
wrzask, zbiegli się mężczyźni. Rozpoznali Chmiela, chwycili
kamienie i przegonili go z wioski.
*
Kiedy
Chmiel po raz ostatni spoglądał z leśnego wzgórza na rodzinny
Ćmielów, wciąż jeszcze szumiało mu w głowie od wódki.
Rozcierał dłonią pokaźne guzy i wypowiadał najsprośniejsze
przekleństwa pod adresem tych, którzy go wygnali.
-
Zobaczycie, głupie wyrobki – groził pięścią – jeszcze do was
wrócę i tak surowo ukarzę, że smok Rykar wyda się wam przy mnie
miłosierny! Popamiętacie mnie. Albo to nie jestem mocarzem na
schwał, równie potężnym jak sam Perun – Jarowit? Mógłbym
teraz ot, ten pień co tu sterczy, wyrwać z ziemi i cisnąć nim w
stronę wyrodnej wioski. A co, zrobię tak! - Wciąż jeszcze pijany
Chmiel podszedł do pniaka i natężył muskuły, aby go wyrwać z
korzeniami.
Nie
był to jednak zwykły pień, który
drwale zostawili po ściętym drzewie. Pień, przed którego mocą
ostrzegały miejscowe legendy, nosił imię Pałuba. Gdy poczuł na
sobie dłonie hultaja, otworzył żółte, świecące oczy. Okazało
się również, że posiadał usta wypełnione wielkimi kłami. Pień
Pałuba przemówił do Chmiela.
-
Nie dotykaj mnie! - Zagrzmiał srogim głosem.
-
Zamknij gębę, bo ci do niej wleci mucha! - Odwarknął Chmiel,
który nigdy do nikogo nie
przemawiał uprzejmie.
Wówczas
Pałuba zawrzał gniewem. Wysunął z ziemi swe korzenie, wijące się
jak macki głowonoga. Owinął nimi wypędka i począł go dusić.
-
Zadam ci teraz śmierć, bo twe serce jest zimne jak lód i czarne
niczym smoła – oznajmił Pałuba, a Chmiel poczuł, że potężne
korzenie zgniatają mu kości.
Wówczas
po raz pierwszy w życiu uczuł skruchę. W jego oczach zalśniły
łzy i ostatkiem tchu błagał Enków o przebaczenie. Mokosza o sercu
miękkim jak roztopiony wosk, zlitowała się nad nim. Za pomocą
swego diamentu pokrytego dziesięcioma kolcami, odbiła złoty
promień Słońca i skierowała go w stronę umierającego Chmiela.
Choć Pałuba zamierzał go pożreć, przyszło mu obejść się
smakiem. Zgniecione ciało rozpustnika zamieniło się w ziele z
malutkimi szyszkami. Odtąd zaczęto nazywać je chmielem. Jako
pierwszy do wyroby piwa użył go Kunetej, syn Boruty, Enk mający
postać męża z głową leśnej kuny. Na pamiątkę tych wydarzeń,
roślina nazywana chmielem jeszcze w erze trzynastej służyło
Słowianom jako afrodyzjak, o którym śpiewano na weselach.