czwartek, 16 maja 2013

Europa i Bałkan Łobasta



,,Europe, w grec. mitol. córka fenickiego króla Agenora, przez Zeusa w postaci byka została uprowadzona do Krety, gdzie urodziła Minosa, Radamantysa i Sarpedona. Wychował ich król Asterios, jej późniejszy małżonek i zosatwił im panowanie nad wyspą. E. odbierała na Krecie cześć boską, jako Hellotis lub Hellotia. Uważano ją za boginię księżyca''. - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 4 Dewsbury do Europa''.


Pomna słów Ageja, że ,,zarówno mąż jak i niewiasta są jednakowo wartościowi i wzajemnie się uzupełniają'', Mokosza powiła dwoje dzieci. Miało to miejsce w ruinach Poliochni na Lemnos. Dziewczynka otrzymała imię Europa, a chłopczyk - Bałkan Łobasta. Dziwne to były dzieci! Miały ludzką postać, ogniste oczy, płuca i skrzela, niebieską krew i potrafiły odtwarzać utracone części ciała niczym stułbie (gdy Europa była już dorosła, smok górski odgryzł jej rękę, lecz ta odrosła). W czaszkach miały malutkie, kolorowe i świecące kamyczki zwane ,,nimfolitami''. Miały kształt serca. Podobne (drakolity) znajdowały się w czaszkach smoków. Nimfolity (w jednej z legend dar smoczycy Altairy) umożliwiały rusałkom i wodnikom zamienianie się w Światło. Był to błędny płomyk; te które widywano na bagnach to właśnie Światła. Pod tą postacią Europa i Bałkan Łobasta spali wisząc nad wodą. Zarówno drakolity jak i nimfolity były potem poszukiwane przez ludzi.

,,Cięto was i mordowano, by wydrzeć klejnot z głowy...''

- w erze jedenastej śpiewała Ruta.
Dzieci Mokoszy po jakimś czasie miały własne. Może Czytelnik nie wierzyć, ale było ich aż osiemdziesiąt; czterdzieści dziewczynek i czterdziestu chłopców. Niektóre z nich to: Anej, Ayisaca, Wrońsk, Wronka. Rusałki i wodniki żyły dziewięćset lat, do końca życia zachowując niezwykłą urodę, sprawność i młody wygląd. Jednak starość jest cenna nad złoto, bo z latami nabywa się mądrość i doświadczenie, a starym ludziom potrzeba także opieki ze strony młodych. Jej oznaką u omawianych stworzeń był jedynie barwny deltoid (kształt latawca - zabawki) umiejscowiony między oczyma. Dla swoich osiemdziesięciu dzieci rodzice opracowali język i pismo, nazwane toropieckimi. Bałkan Łobasta zbudował też piękny dom nad jeziorem, na ukraińskiej ziemi. Rychło wyrosła tu osada o nazwie Toropieck.
Pewnego razu, gdy na lodach Lukayuku stanął lodowy zamek Zimy, do Toropiecka przybył dziwny zwierz.

,,... ogromna istota (sześciometrowa!), o niby końskim pysku z kosmatymi wyrostkami niczym rogami, dłuuugą szyją i nogami, oraz ogromnym ogonem z czarną kitą, której każdy lis by pozazdrościł. Skóra istoty był żółta w brązowe łaty''

- Kosa Oppman ,,Perłowy latopis''. Wszyscy mieszkańcy wylegli z domów, z lasu i jeziora, by podziwiać wielkie zwierzę. Niektórzy pod postacią błędnych ogników obsiadali je jak muchy, bacząc, by go nie podpalić. ,,Co to takiego''? - dziwili się niepomiernie.
- Jestem loitika - zwierz przemówił, a zdumienie wzrosło - moja nazwa wywodzi się z krasnoludkowego ,,loitenost''', co po toropiecku znaczy piękno. Zima, córka Mar - Zanny przysyła mnie do Europy i Bałkana Łobasty, by prosić ośmioro dzieci; cztery córki i czterech synów na służbę do Vracasieva! - wszyscy słuchacze oniemieli.
- Dlaczego potrzebuje naszych dzieci? - spytała Europa.
- Do różnych prac - odpowiedziała loitika, czyli żyrafa - Ja na przykład będę je uczyć walczyć.
- Tak jak stuha walczą z ażdachami? - zapytał się syn Łobastek.
- Z ażdachami, strzygami, dusiołakmi; jak Zima rozkaże - odrzekła żyrafa. - Wybrańcy będą sypać śniegiem, robić szron, gołoledź; dostaną konie władne latać w przestworzach. Złorzą przysięgę. Niektórym stworzeniom będą pomagać, a innym... szkodzić, bo Zima jest kapryśna. Służba potrwa całe życie, a Zima wymaga całkowitego, ślepego posłuszeństwa - żyrafa poszła sobie.
Nazajutrz rano do Toropiecka przybył śniegowy bałwan Śnieżelec i począł zachwalać służbę u Zimy. Jeszcze następnego dnia widziano tura białego jak mleko z tym samym orędziem. Czwartego dnia na plaży pokrytej śniegiem stało osiem koni róznej maści; osiodłanych i wołających po imieniu ośmioro braci i sióstr majacych służyć Zimie. Ci pożegnawszy rodziców i rodzeństwo wsiedli na rumaki, a te poniosły ich na północ ku jezioru Lykayuk.
Anej cieszyła się, że nie musi służyć w zamku Vracasievie. Nie cierpiała Zimy; białej, mroźnej, wrogiej życiu, jeśli pięknej to tylko za oknem. Uwielbiała natomiast Wiosnę i Lato; zielone, uwieńczone kwiatami, tętniace życiem roślin i zwierząt, oraz tak bardzo podobne do jej babki Mokoszy. Teraz cała przyroda głosiła triumf Wiosny, a przez okno chaty, w której mieszkała z rodzicami wleciały jaskółki. Zaszczebiotały, zakręciły się i opuściły chatynkę. Wleciały do sąsiedniej, a dwie siostry Anej usłyszały niezwykłe orędzie:
- Wiosna was wzywa byście pomogły jej topić lody i śniegi, maić łąki i lasy kwiatami, pocieszać, leczyć, pomagać rodzącym matkom i być świadkami pierwszego wiosennego grzmotu, jak to Jarowit krępuje Rykara. Będziecie wyświadczać dobro każdemu stworzeniu! - mówiły jaskółki.
Po trzech dniach poszło za nimi osiem sióstr, a nad Toropieckiem widziano zawieszoną na bocianich skrzydłach Wiosnę.
W tym samym roku, również Lato i Jesień przybyły tu, by mieć sługi i służebnice. Anej i Ayisaca marzyły o ,,przygarnięciu'' przez Wiosnę, lub Lato, lecz ani jedno, ani drugie marzenie się nie spełniło. Rodzina mogła odwiedzać wybranki i wybrańców, lecz rzadko. Ich siostry składały przysięgę:

,,W imię Ageja i Roda, ojca Rodzenic, ja NN przysięgam służyć wiernie i być posłuszną i niech mnie Weles wyzłoci jak kłamię i będę złota jak złoto''.

Wiosna i Lato nie kazały przysięgać, bo ich serca były jakby wykrywacze kłamstw i nigdy nie dało się ich oszukać.

,,Oddzielili was Wody od rodziców waszych
Lodowate ręce wciągnęły was w wody wir,
A niczym Sybaris szalał jesienny świat.
A w deszczu i zimnie umierał jesienny świat.
Rusałkami stanęłyście przed obliczem Zimy,
Oczy w ogień, a krew w turkus się zmieniła,
Wyszłyście uzbrojone na wojnę z tyranem,
Cięto was i mordowano, by wydrzeć klejnot z głowy,
Lecz klejnotami byłyście same''...

- pieśń Ruty z ery jedenastej.



Dzieci Europy i Bałkana nosiły drogie, niedostępne nam stroje z zamorskich i czarodziejskich tkanim zdobione złotem, srebrem i kamieniami. Ulubionymi kolorami były biel, zieleń i błękit.

Skąd się wzięły rusałki?



,,Dla was jestem dziwożoną, a gdybyście byli na wschodzie kraju nazwalibyście mnie rusałką - odparła Przepiórczewska. - Mam niebieską krew jak małż, skrzela i płuca jak ryba dwudyszna, oraz zdolność do regeneracji niczym stułbia, mogę rozmnażać się partenogenetycznie niczym molinezja meksykańska, oraz potrafię zadawać zagadki jak Sfinks'' - ,,Dom''; zbiór opowiadań.


Wysoka, wysoko, wyżej niż sięga szczyt Triglavu, w czerwonym dworcu otoczonym morzem liści, na początku ery dziewiątej zgromadzili się wszyscy Enkowie. Siedzieli przy wielkim, kamiennym stole, a Jarowit uderzając weń piorunem rozpoczął obrady.
- Agej mówił mi - powiedział - że zabijając Matkę Żmyję, jakkolwiek w słusznym celu, przywłaszczyłem sobie jego wyłączne prawo. Ciąży na mnie jej krew i choć życia odebranego nie przywrócę, muszę się oczyścić! - po tych słowach zszedł na ziemię i pokłoniwszy się jej, a pośrednio Agejowi, ze skruchą wyznał, że zabił Matkę Żmyję.
Następnie powrócił do Enkohazu i począł przewodzić wiecowi. Jakie mają być nowe istoty rozumne? Czy mają mieć postać Welesa? A może Świętowita? Swarożyca, a może któregoś z Enków niższych rangą? A czy nie lepiej by zostało tak jak jest i nie stwarzano nowych istot rozumnych? Jednak Agej wie co robi, a jego wola jest bezwzględna i dobra.
- A ty Aredvi Ortica Sapientu; co radzisz? - Jarowit zwrócił się do Mokoszy.
- Chciałabym - powiedziała po chwili namysłu - urodzić istoty na swoje podobieństwo i aby w ich rasie przewodziły niewiasty - mówiąc to czerwieniła się.
- Wszystko co urodzisz, Aredvi, jest dobre, - odrzekł Jarowit - ale ze swoim konceptem przyjętym już przez twego męża, musisz iść do Ageja, bo on wie najlepiej, czy twój koncept jest dobry, czy zły. Pytałem już wszystkich zgromadzonych - wiec Enków (Enkogad') zgromadził ich wszystkich - i nie słyszałem nowych rad. Dlatego zamykam wiec - po tych słowach, Enkowie rozeszli się, a Świętowit pod rękę zaprowadził Mokoszę do kapliczki, gdzie płonął ogień - symbol Ageja. Płomienie oświetlały twarz nowej rodzicielki istot rozumnych i cztery twarze jej męża.
- Perzona Foyakista glisit' ysenenen1! - rzekła Aredvi.
- Mów, droga córko - odpowiedział łagodnie Agej.
- Widzisz Panie, w moim sercu zrodził się koncept, by urodzić istoty na swoje podobieństwo i aby ich rasą przewodziły niewiasty - Agej milczał dobrotliwie, po czym wysunął zastrzeżenie.
- Jeśli niewiasty będą przewodzić, to kto będzie matką, czy może chcesz zamienić role?
- Nie zrozum mnie źle, Panie - zmieszała się Mokosza - w rasie, którą urodzę będą ojcowie i matki i małżeństwo i ład, który wprowadziłeś. Nie zrobię prostej zamiany ról i atrybutów, bo to byłoby obleśne - nie wyobrażam sobie dzielnego Pienina, czy walecznego Urala w sukienkach.
- Co więc zamierzasz, córko? - Agej choć pytał, znał odpowiedź.
- Aby dzieci mialy miłujących się rodziców; matki i ojców. Nienawidzę wojny, a królowie prowadzili ich już nadto. Gdyby rasami rządziły królowe byłoby inaczej - wierzyła swoim słowom.
- Gdyby nie było broni, wojownicy okładaliby się krzesłami, bo wojna rodzi się w sercu - mówił Agej. - Czy nie chcesz usunąć ze świata mężczyzn, ani obrócić ich w niewolników?
- Nie Świętowit, by na to nie pozwolił - żywo zaprzeczyła Mokosza.
- A nie chcesz zburzyć ładu, to znaczy wyprać kobiety z kobiecości, a mężczyzn z męskości?
- Nie - Enka pokręciła głową.
- Czy Rykar nie radził ci, abyś chciała zająć moje miejsce? - zabrzmiało ostatnie pytanie.
- Nigdy - wykrzyknęła Mokosza - kocham ciebie i wszystkich swych braci i siostry. Chcę tylko urodzić rasęrządzoną przez dobre i mądre królowe, w której niewiasty dokonują wielu pięknych rzeczy, lecz największą czcią otacza się rodzinę i macierzyństwo, a bycie niewiastą jest czczone jako kapłaństwo ku twojej czci, Fatravić...2
- Pozwalam ci - odrzekł Agej. - A jak zamierzasz nazwać swe dzieci?
- Będą nazywane rusałakmi i wodnikami - odrzekła Mokosza.



*
O istotach tych napisano wiele dzieł. Czytamy o nich w prawie każdym opisie dawnych mitów. Dwie najcenniejsze monografie zostawił nam Mikołaj Rymwid. Są to: ,,Nymphologia'' (1820) i ,,Aqariustika'' (1821).

1 Osobo Ognista usłysz nas!
2 Ojcze...

Legenda o pochodzeniu nazwy ,,Bieszczady''



,,Bieszczady, pasmo górskie w Beskidach Wsch., pomiędzy doliną rz. Osławy i przełęczą Łupkowską na zach., a doliną Misuńki i przełęczą Wyszkowską na wsch. Składa się z szeregu równoległych grzbietów, leżących częścią po stronie polskiej, a częścią czechosłowackiej. Najwyższym szczytem jest Pikuj (1.405 m), a pozatem: Poraszka (1.271 m.) i Jelenin (1. 167 m.) B. są przecięte przecięte przełęczami: Użocką (889 m.) i Wereszczańską (841 m.)'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 2 Assurbanipal do Caudry''


Od jakiegoś już czasu życie stołecznego Toropiecka, gdzie rządziła Anej II, paraliżował strach. Mówiono o wielkiej armii Čortów idącej przez stepy. Miały być ogromne i przerażające, a celem ich marszu był właśnie Toropieck. Na jego ulicach zbierało się pospolite ruszenie. Oczom królowej ukazały się czarno - i brązowoskóre wodniki z południowego i wschodniego Końca Świata, zbrojne we włócznie i tarcze. Były też inne, również dzieci Mokoszy. Pochodziły z prowincji Fatryver (Ojcowo), której już Anej I nadała autonomię. Miały ludzką sylwetkę, zieloną skórę; miękką i śliską jak skóra żaby, na głowie długie, białe włosy, a ich stopy to długie płetwy z żółtymi błonami. ,,Oni łapią owady językami jak żaby'' - dziwiła się Anej II. Między ojcowskimi wodnikami panował ponury nastrój.
- Jeśli naprawdę mamy się potykać z čortowskimi olbrzymami, to lepiej wracajmy do Ojcowa! - narzekał jeden z nich i nie był odosobniony w swoim pesymizmie.
- Gdyby to chociaż olbrzymy pomagały nam bic się z olbrzymami! - westchnął drugi.
- Najlepiej zrobimy uciekając przed nimi! - uznał trzeci, lecz usłyszał to wojewoda Wereszczaka, wódz owych dziwnych żołnierzy, bardzo przez nich lubiany.
- ,,Co ze mną zrobi, skoro mnie usłyszał''? - pomyślał wodnik radzący uciec przed najezdnikami. Wereszczaka usiadł z nimi i przemówił:
- Boicie się čortowskich olbrzymów. Każdy na waszym miejscu by się bał. Jeśli uciekniecie, to przyjdą i do Ojcowa i je zniszczą. Zniszczą świat, jak ich się nie powstrzyma. Ja też się boję. Pójdę więc spytać się Enków o radę - po tych słowach udał się do pobliskiego chramu, a po jakimś czasie wyszedł rozpromieniony.
- Patrzcie na mój medalion - powiedział - z jednej strony przedstawia bociana, a z drugiej - nic. Enkowie chcą bym nim rzucił. Jeśli wypadnie bocian, to znaczy, że jesteśmy junosze władne pogromić nawet čortowskich olbrzymów. Jeśli nic nie wypadnie, to znaczy, że jesteśmy zady wołowe i lepiej zrobimy siedząc w domu - pomysł bardzo się spodobał i Wereszczaka odpiąwszy medalion od sznurka rzucił nim w górę. Pokazał co wypadło. Bocian. Nie można opisać ogromu radości, jaka zapanowała wśród zielonoskórych wodników. Nikt nie wiedział, że Wereszczaka miał bociana z obu stron medalionu. Królowa patrząc na nich, przypomniała sobie co zaszło na północ od Toropiecka na litewskiej ziemi. Spotkała tam jednego z dwóch Čortów dowodzących armią Rykara. Nazywał się Boboliszek i miał postać potężnego mężczyzny z głową puchacza. Wiele tych ptaków zginęło potem niewinnie płacąc za podobieństwo do Boboliszka. Anej II przyszła do niego sama, bez broni, by prosić o oszczędzenie jej poddanych. Jednak lubieżny potwór nawet nie słuchał. Chwycił rusałkę za włosy, gdy ta zamieniwszy się w Światło przypaliła go żywym ogniem. Puścił włosy i ryknął jak ranny tur, po czym zniknął. ,,Armią Biesów i Čadów dowodzi dwóch wojewodów. Ciekawe jak wygląda ten drugi''? - pomyślała Anej II przepasując miecz.



*
Step dudnił gdy szły po nim zbrojne zastępy. Wojsko Rykara; dzikie i straszliwe Biesy i Čady. Biesy to smoliście czarne olbrzymy z krwistymi oczyma i wielkimi rogami, nogami jak słonie i błoniastymi skrzydłami. W dłoniach miały młoty, topory i miecze. Jechały na grzbietach Čadów. Były to również smoliście czarne potwory o głowach wilczych, tułowiach i łapach panterczych i lwich ogonach. Za nimi podążały dwa Čorty. Ten, którego jeńcy nieśli w lektyce to Boboliszek, obandażowany po płomieniach Światła. Nad nim latał duży jak człowiek potwór. Był to szczur unoszący się na błoniastych skrzydłach. Nazywał się Myszykiszek. Po drodze Biesy i Čady wypiły parę jezior, deptały chatki i pałace, rzucały głazami w nurt Tinerpy. Pożerały zwierzęta, rusałki i wodniki. Łamały drzewa. Gdy wyszły z ziemi, w miejscu, gdzie dziś jest Morze Czarne wystrzelił w niebo płomień widoczny naprawdę daleko. W Toropiecku i w całym państwie Anej II wznoszono modły do Ageja i Enków oraz ćwiczono przed bitwą. Enkowie zlitowali się. Jarowit co i rusz przepędzał najezdników piorunem, lecz tych było niczym robactwa. Pomagali mu Jarog, Tinez, Ridan, Tinez Dwugłowy, Lelum i Polelum, oraz sam Pochwist. Z lasów przybyli Boruta i Leśna Matka oraz Żweruna. Maczugą wywijał Miedwiedow, z łuku szyli Liczyrzepa i Kunetej. Łapy gryzła Altaira, a z nią Król Węży, w kudły wplątywał się Sirrah. Ramię w ramię walczyły Dziwica i Pani Letniej Pory Roku. Walka była zażarta, a pozostali Enkowie chronili bezbronne stworzenia przed wąpierzami, brukołakami i sysunami. Złoty sierp trzymany ręką Rodzenicy Lata ściął wilczy łeb Čada, a imię jego Jelemin. Jednak wojsko na Toropieck pruło niby prąd ogromny sumów, lub łososi...
- Aredvi Aradvi Sura Matar, Mokoša Gracilis - modliła się Anej II - lovaitie ysenenen; eichen ysena kore Aradvi kaj Pa calletum łybiet'. Deklarata1 - królowa obiecała nazwać córkę jednym z imion Mokoszy.
Enkę wzruszyły modły rusałek, wodników, a także Neurów i Lynxów. Nocą otoczyła gród stołeczny złotym łańcuchem. Teraz żaden Čort nie mógł ani ujrzeć Toropiecka, ani doń trafić. Licho na kościanych skrzydłach leciało nad miastem, lecz te było dlań niewidzialne, bo nad nim Mokosza zawiesiła niczym gwiazdę diament o dziesięciu kolcach.
- Nasi maszerują, wszystko tratują, a do przeklętego grodu Sury wciąż daleko - żachnął się Myszykiszek.
- W miejscu, gdzie Anej mnie oparzył jeśłi wojna będzie przeze mnie wygrana, mam zamiar postawić gród; nazwany moim imieniem - Boboliszek głośno myślał o czym innym - Wszystko co żyje się przed nami chowa, musimy leźć dalej - Rykarowskie wojsko Biesów i Čadów pociągnęło na zachód, aż doszło do twierdzy Opołonek.



Jednym młota Bies Pikuj zmiażdżył zamek, a na gruzach ujrzał zatrwożoną Białą Damę. Ta bez słowa uleciała w górę i na błoniastych skrzydłach ścigał ją Myszykiszek. ,,Łapać ją!" - wołał. Jednak gdy już miał odgryźć jej nogę, białe i czarne bociany zasłoniły Białą Damę swymi ciałami i groziły napastnikowi krasnymi dziobami. Następnie niewiasta i ptactwo skryli się w chmurach. Myszykiszek sfrunął na ziemię.
- Idźmy na północ może tam spotkamy wroga - rzekł do Boboliszka.



*
- Eichen lyva roykova Anej ov Dugaya2! - wiwatowały ojcowskie wodniki.
Królowa stała przed nimi z mieczem w jednej, a włócznią w drugiej dłoni. Przez ramiona miała przewieszone łuk i kołczan ze strzałami. Jej biała suknia wystawała spod łuskowej zbroi, zrobionej z łuski karpia, większego od żubra, złowionego w ojcowskiej rzece Czterowodzie (Te - y - aka).
- Nie obiecuję wam, że przeżyjecie - nie chciała wygłaszać kwiecistych i nieszczerych mów. - Groty do tych strzał są zrobione z wszystko przecinającego kamienia, zwanego ,,gwiezdnikiem'', czyli spadłej gwiazdy obróconej w klejnot. Jednak postrachem Čortów nie jestem ja, lecz Pani Złotego Łańcucha.
- Słyszycie jaką macie uczciwą i skromną królową? - spytał Wereszczaka. - Walczcie tak, aby nie musiała się za was wstydzić!
Zielonoskóre wodniki miały broń z kamienia, żelaza, gwiezdników, a nawet srebra i złota. Okrywały je zbroje ze skór ojcowskich leszczy i karpi, tudzież karasi, miały łuki i strzały, a także drewniane, lub metalowe tarcze i ciężkie maczugi. Gotowe były pójść w ogień i wodę za Wereszczaką i królową Anej II. Wtem przybył zwiadowca i zdyszany zdał relację:
- Biesy i Čady chcą teraz wypić Solinska Lykanus!
- Kto się boi może zostać - rzekła Anej II - ja idę w pierwszym szeregu! - na to Wereszczaka:
- Ja również; jeśli Bies lub Čad ma was rozdeptać to razem ze mną.
Ci z wojowników co szczególnie bali się spotkania ze sługami Rykara, poczęli wracać na zachód, do Ojcowa. Inni poszli na wschód razem ze swym wodzem i królową. Čorty piły i piły jezioro, lecz wody w nim nie ubywało, bo było zasilane przez rzekę Zanus.
- Mówi się, że twoja Anej będzie osobiście bić się w pierwszym szeregu - mówił Myszykiszek do Boboliszka. - A wy - zwrócił się do Biesów i Čadów - jak będziecie masakrować wojsko, nie zabijajcie tej Drugiej, tylko ją złapcie i dajcie nam, by była naszą własnością! - w odpowiedzi z potwornych pysków buchnął ogień zmieszany z dymem i siarką. Pojęły rozkaz.
Anej II galopowała na skrzydlatym lwie, Wereszczaka na pegazie, a inne ojcowskie wodniki, albo jechały konno, albo maszerowały tworząc piechotę. Pędzili tak dzień i jeszcze dwa, aż ich oczom ukazało się jezioro Solinska Lykanus. Trudno pojąc ich zgrozę, gdy ujrzeli wielkie jak góry potwory żłopiące wodę. Nagle - skrzydlaty lew Anej II ryknął przerażająco, bo ujrzał ogromnego szczura z błoniastymi skrzydłami. Rusałka cięła mieczem, lecz potwór zniknął. Wtem jej wierzchowiec padł w dół. Jego brzuch przegryzł ten sam szczur, którego Anej II chciała ciąć mieczem. Ogonem uderzył do krwi pegaza Wereszczaki, a ten wierzgnął, omal nie zrzucając jeźdźca. Szczurze łapy Myszykiszka złapały za rękę królową, lecz ta stała się Światłem i lekko skierowała ku dołowi. Za nią ruszył Wereszczaka, a jego pegaz kopnęła Myszykiszka. Lecz co to?! Potężne nogi Biesów i pantercze łapy Čadów deptały wojsko wodników jakby to były mrówki. Brzegi Solinska Lykanus były czerwone i mokre. Miecze, maczugi, topory, strzały i oszczepy zdawały się nie imać monstrów. Królowa nakazała odwrót, po czym razem z Wereszczaką posłała wystrzelony z łuku oszczep w stronę Boboliszka. Nie mówiłem tego jeszcze, ale Čorty nie umierają naprawdę - dotyczy to między innymi ażdach ,,zabijanych'' przez stuha. Miast w Boboliszka, oszczep ugodził w oko Biesa Pikuja, tego co młotem zniszczył zamek Opołonek. Bies ryknął, aż góry kryjące źródło Visany zadrżały po czym oddał ducha Rykarowi, a jego cielsko skamieniało. Był to jedyny zabity potwór na tej bitwie. Ojcowskie łąki i lasy były skąpane w łzach brzeginek i wodników opłakujących swych mężów, ojców, synów, braci i przyjaciół. W Ojcowie rządzili naczelnicy siół płci męskiej. Książę ojcowski też był mężczyzną. A jak cierpiały dzieci, gdy traciły ojców! Dziwica dała zastępom małe, włochate koniki. Były bardzo wytrzymałe i umiały omijać gniazda węży i kryjówki Čortów. Poległych zastąpili leśni ludzie, żmijowie, Neurowie, Lynxowie, Zajęczanie, Żbiczanie, Bastowie i Czarne Uszy nawet, czarnoskóre wodniki z Rajku i brązowoskóre z Wyraju; ponadto nowe zastępy wodników z Ojcowa. Biesy i Čady nie mogąc wypić Solinska Lykanus poszły dalej i spotkały Anej II i Wereszczakę na czele wojska.
- Pamiętajcie, że możecie je zabijać tylko wtedy gdy poślecie wystrzelony z łuku oszczep między oczy! - mówiła królowa, a wtem parę Čadów zwaliło się na ziemię, bo ich głowy zostały przeszyte.
Trudniej było trafić któregoś z Biesów. W tym celu Wereszczaka wzleciał na pegazie, napiął łuk i wypuścił oszczep w jedno z rubinowych ślepi. Bies zawył i padł na kolana, a potem na brzuch, jednak wcześniej chuchnął na pegaza kłębem dymu i siarki. Skrzydlaty koń wierzgnął i odleciał, jednak nieprzytomny Wereszczaka spadł z jego grzbietu, lecz jego żołnierze rozpięli płachtę i tak ocalał. Myszykiszek i Boboliszek dali znak, by ich podwładni stratowali ,,całe to tałatajstwo''. Jednak parę kolejnych Čadów zginęło od wystrzelonych z łuku oszczepów.
Z czasem do armii napływać zaczęły wzorem królowej, tłumy rusałek z całego świata, nawet z Ojcowa. Najady, driady, oready, pod postacią Świateł siadały chmarami niczym bąki na grubych skórach Biesów i Čadów i wypalały rany. Jednak rzeź goniła rzeź i wojsko Rykara wciąż zwyciężało. Największa masakra obrońców miała miejsce na zachód od rzeki Zanus. Pole bitwy było całe pokryte krasną mazią powstałą z ciał, najczęściej ojcowskich wodników. Była tam też maź niebieska. Zginął Wereszczaka. Anej II przeżyła. W miejscu tym, za króla Germana wyrósł gród zwany Mnogovo, a Polacy zowią go Rzeszów, na pamiątkę rzesz, które tam zginęły.

*
- Jak mogę im pomóc? - ze łzami w oczach Mokosza pytała Ageja.
- Zło ma to do siebie, że niszczy się samo - mówił Perzona Foyakista p proszę cię, weź ten diament o dziesięciu kolcach i puść go z góry. Zobaczysz co się stanie - Mokosza posłusznie stanęła nad polem walki i upuściła klejnot z góry.
Co to? Czyżby gwiazda spadała, by pod ziemią obrócić się w gwiezdnik? Biesy i Čady wydały z siebie ogłuszający ryk i dalejże chwytać to dziwo. Na polu bitwy powstał zator. ,,Ysen! Ysen!3'' - wrzeszczeli karni do niedawna wojownicy. Bili się skrzydłami i ogonami, bodli rogami i gryźli zębami, okładali łapami, w ruch poszły młoty i topory. Myszykiszek i Boboliszek na daremno usiłowali zaprowadzić porządek. Po minucie Biesy i Čady wymordowały się, a do górskich zdrojów lały się potoki zielonej krwi. Ich cielska skamieniały, aż utworzyły pasmo górskie. Nazwano je Górami Biesów i Čadów, później Montanią Wschodnią. Polacy zowią te góry Bieszczadami. Anej II zarzuciła arkan na osamotnionych wodzów. Boboliszek zajął się zielonym ogniem i przeniósł do Čortieńska. Królowa patrzy co ułowiła i widzi szamoczącego się szczura - olbrzyma o skrzydłach nietoperza.
- Oszczędź lovietnaya4! - pisnął, a łowczyni przycisnęła jego głowę stopą do ziemi.
- Wygrałam wojnę, a ty będziesz mi teraz służyć jako kuń! - po tych słowach założyła mu siodło i kazała lecieć w stronę Toropiecka.
Huk pracy - sypanie mogił i kurhanów, leczenie rannych i poparzonych. Dziękczynienie Agejowi i Enkom za uratowanie od Čortów. Królowa jeździła po ulicach Toropiecka na grzbiecie Myszykiszka. Wizytowała tak lasy, jeziora i rzeki, brzegi morskie, góry, stepy i egzotyczne strony. Wszędzie głosiła:

,,Jam dzielną pogromczynia Biesów i Čadów, a to mój niewolnik - jeden z ich dowódców''.

Tak była z tego dumna, że zapomniała o Wereszczace, innych wodnikach z Ojcowa, swoich poddanych i o tym, że Biesy i Čady pozabijały się wzajemnie dzięki Mokoszy. Myszykiszek tył; mówiono, że pożerał niemowlęta i była to prawda, lecz królowa nie wierzyła. Nie wierzyła też gdy zaczęły znikać dzieci, potem mołodcy i mołodycie. Wreszcie Mokosza przyszła do Anej II, by ją ostrzec, że Myszykiszek zamierza ją pożreć tej nocy. Nie śmiała sprzeciwić się słowom Enki, a ta mówiła jej o strasznych ucztach Myszykiszka.
- Widzę, że mi nie wierzysz - westchnęła Mokosza - proszę cię weź ten złoty łańcuch i owiń nim szyję - Anej II posłuchała i tak poszła spać.
W nocy coś się skradało w jej sypialni. Zaświeciły krasne oczy i zatrzepotały nietoperzowe skrzydła. Myszykiszek zdybał w łóżku Anej i zamierzał ugryzieniem w szyję odebrać jej życie. Już zaciskał zębiska, gdy nagle - gwałtu rety! Coś go sparzyło w pysk. Patrzy i widzi złoty łańcuch Mokoszy. Wtem Anej II zbudziła się - gdyby nie dar Enki, Myszykiszek obgryzałby teraz jej kości. Potwór ryknął i wyleciał oknem; więcej go nie widziano. Królowa żałując swego zaślepienia zerwała się z łoża i płacząc śpiewała tę pieśń jako pierwsza w dziejach:

,,Aredvi Sura Mokoš Matar ov Jurata ad sistera siena, Matar ov hexapoden, floriakoł, rana, otis, saiha, putoris, musia, cristakus, lakerta, żierbiędziuś; kat vypera kat kaj natrix, kikoniya, sorex, neomysek, taura, vyperius, gigantus, krasnocydy, ryščak, aquarius, talpa; evrayet' ocen tzay viridis ad loiten...''5

Było to na litewskiej ziemi. Powstał tam gród, który na pamiątkę tego wydarzenia nazwano Myszykiszki.

1 Matko Aredvi Aradvi Sura, Wielka Mokosza! Zmiłuj się nad nami; niech moja córka nosi [na Twoją cześć] imię Aradvi tak jak Ty. Obiecuję [Ci to]
2 Niech żyje królowa Anej Druga!
3 ,,Moje! Moje!''
4 lovietnaya znaczy ,,miłosierna''
5 Aredvi Sura Mokosza - Matka Juraty i jej siostra, Matka owadów, kwiatów, żaby, dropia, suhaka, tchórza, myszy, chomika, jaszczurki, węża; tak żmii jak i zaskrońca, bociana, ryjówki, rzęsorka, krowy, żmija, olbrzyma, krasnoludka, rusałki, wodnika, kreta, wszystkiego co jest zielone i piękne...

Wehikuł czasu



,,W czasie ostatniej wojny jak piekło strasznej, pewien warszawiak walczący z hitlerowskim okupantem, w jakimś domu znalazł butelkę z jakimś płynem. [...] Wypił łyk i pomyślawszy życzenie znalazł się w Berlinie 1933 roku. Ujrzał Hitlera, a w kieszeni miał nabity pistolet. Czy zmieni bieg historii?'' - Jan Zygmunt Kowalewski ,,Legendy Mokotowa''.1


Aradvi, córka Anej II nie miała męża ni dzieci. Nie zdążyła. Jeszcze za życia matki przeprowadzała dziwne eksperymenty z metalami, płynami, kamieniami; badała budowę ciała ryb, ptaków i owadów. ,,Co z niej wyrośnie''? - martwiła się matka. Zapraszała do siebie majstrów z całego królestwa, nawet z Końców Świata, by pokazywać im swoje pomysły. Padała nawet ofiarą wypadków przy pracy. Widziano jak biegała po plaży zamieniona w żurawia, dropia, strepteta, kurkę wodną, łyskę, derkacza nawet - po tym jednak odzyskiwała swą zwykłą postać. Potem znów, często zaciskając zęby, by się nie popłakać, brała się do pracy. Wreszcie 777 próba okazała się udana. Na plaży Jeziora Toropieckiego stał długi i szeroki jak pięć rydwanów wehikuł.

,,Obły jak ryba, z przodu zakończony jakby świńskim ryjem, miał okna z błonami i dwa odnóża podobne do tych jakie mają koniki polne, aby móc nimi skakać. Pokrywała go królewska biel.'' - ,,Codex vimrothensis''

Było to już po śmierci rodziców. Poddani wiedzieli, że nowa królowa coś konstruuje, lecz nie wiedzieli co. Wielu stroiło sobie żarty z tej materii.
- Nazwę go ,,Trojden'' na cześć ojca - Aradvi przemówiła do wehikułu.
Otworzyła drzwi i zaprosiła swych przyjaciół; leśnych ludzi, którzy nie zwątpili w celowość tak żmudnej i zdawałoby się - bezcelowej budowy.
- Najpierw go wypróbuję, czy działa, a potem przekaże swym poddanym - zdecydowała królowa. - Nie wiem czy działa, więc możecie opuścić jego wnętrze, bo możecie zginąć - zwróciła się do leśnych ludzi.
- Jeśli masz zginąć, to my z tobą - zaprzeczył Muka, praprzodek Wieletów.
- Umiera się samotnie, zawsze - rzekła Aradvi, po czym uściskała Mukę.



Gdy wszyscy weszli na pokład ,,Trojdena'', królowa zaczęła wciskać drogie kamienie i perły w miękki blat stołu, nawilżony nieznanymi do dziś płynami. Nagle - wehikuł czasu nie zmienił położenia. Nadal stał nad brzegiem Toropiecka Lykanus, lecz inni byli jego mieszkańcy. Było jakieś święto, bo szli do lasu i co to? Zamieniali się w wilki. Wielu pod ta postacią obwąchiwało wehikuł i pytało ,,co to jest''? Potem załoga widziała jak lynxyjska królowa Rava jedzie na niedźwiedziu, jeszcze potem Żbiczan do spółki ze straszydłami mordujących Zajęczan. Wojna Enków z Čortami. Wreszcie spełniło się marzenie Aradvi. Ujrzała zwierzęta ery trzeciej. Oto plamista salamandra, wielka jak osiem niedźwiedzi, pożera smoka zionącego ogniem. Z jeziora wynurzyły się ogromne traszki, w erze dziewiątej, a nawet trzynastej znane tylko z Ojcowa. Przez las sunęły żółwie jak te z greckiej ziemi, lecz wielkie jak tury. Po niebie szybowały smoki i gryfy. W cieniu paproci, wysokich jak limby, dwa bezskrzydłe smoki walczyły na śmierć i życie. Jeden z nich wyglądał jak Lakerta giganteja , lecz miał róg na nosie. Drugi przedstawiał sobą niedźwiedzia o ogonie szczura i głowie krokodyla. Inny smok obgryzał liście. Miał długą szyję i chodził na tylnych łapach. Na grzbiecie miał dwa rzędy kolców, a na potężnym ogonie - dwa rzędy czerwonych płyt. W jeziorze pływał jaszczur, z którego grzbietu wyrastał drewniany maszt, na którym wiatr wzdymał biały, płócienny żagiel. Aradvi aż krzyknęła na widok wielkiej jaszczurki z głową orła, lub sokoła. Muka wyszedł z wehikułu, by dosiaść krokodyla z kaczym dziobem. Inni leśni ludzie z przerażeniem obserwowali kraby i chlobęby jak krowy, skorpiony jak słonie, czy wije długie niczym osiem żubrów.
Aradvi ociagnęła za sznurek i wehikuł niczym wielki pasikonik skoczył by można było obejrzeć inne cuda. Miałą przy sobie gruby ,,kodeks'' i materiały piśmiennicze.
- Chyba tu zostanę na dłużej, bo bardzo mnie frapują te zwierzęta - rzekła. - Jak chcecie mogę was cofnąć do ery dziewiątej? - zaproponowałą leśnym ludziom.
- Wolimy być z tobą - rzekła szczerze leśna kobieta Malina.
Królowa badała i opisywała przeróżne dziwne istoty z ery trzeciej w swym dzienniku podróży. W erze dwunastej korzystał z niego Kosa Owinniczew pisząc monumentalną ,,Animalistykę''. Jednak z czasem Aradvi postanowiła zbadać też erę drugą. Uruchomiła wehikuł czasu, lecz wówczas nie było jeszcze lądu, bo Mokosza dopiero miała urodzić górę Triglav. Już miał zatonąć, gdy z fal wyjęła go Jurata i pokazała podróżnym swe dzieci skryte w ziemskim Oceanie. Podróżnicy w czasie wrócili do ery dziewiątej do Toropiecka. W czasie ich nieobecności królową zastępowała jej przyjaciółka rusałka Żywka. Teraz nadszedł czas, by wszyscy poddani dowiedzieli się o wehikule czasu.
- Szaleju się najadła - szemrali poddani - przecież to są duby smalone to co mówi! Lepiej by wynalazła coś pożytecznego! - jednak znalazł się jeden chetny, gotowy razem z królową odbyć podróż w czasie. Był nim wodnik Mugor z rodziną.
- Mamy życzenie zobaczyć przyszłość - rzekł Mugor, a Aradvi znów wcisnęła jakiś klejnot w miękki blat stołu.
Wehikuł czasu zniknął, lecz nigdy już nie wrócił do Toropiecka. Kara za pychę chcącą poznać to czego nie można?

1 cytowana książka, jak też jej autor istnieją jedynie w wyobraźni autora ,,Legendy''

Kipuk Kilu



,,Byłem ci ja raz, w kraju Białopol z Ovovem i Wiłkokukiem
Teraz opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuuga!
Żyło raz, dwóch panów wielkich,
W Oceanie Białopolskim.
Aglu – smok i Kilu – wielo – ryb
Żyli jak z psem kot – wywołali niejeden sztorm
Bojem swym zawziętym!
Aglu miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie łapy miał jak mamut, a futro – sobolowe!
Razu pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej łaźni.
Cetus gaden1: Oszczędź mi życie!
Dragonus gaden2: Znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać, to spływaj do Obu!
Cetus gaden: Mam dwie łapy to zamieszkam na lądzie!
Dragonus gaden: Niech tak będzie!
I tak Kilu – wieloryb wylazł z toni,
A że był ciężki – pogrążył się w ziemi,
Teraz tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
‘tata’’’ – Deneb


- Uff! Jakie te sieci ciężkie! – mówił jaldyjskomorski rybak Wszeciech do swego syna Barnima. Rybacy wyciągnęli sieci pełne śledzi. Nie tylko śledzi...
- Co to za dziwna ryba, ojcze? – spytał Barnim. Razem z ulikami wyciagnięto dziwnego stwora wielkości człowieka. Na żabiej głowie nadymał skórny pęcherz, machał niedźwiedzimi łapami, jego człowiecze tułów i nogi były antracytowo czarne. Ów stwór to biskup morski, w owych czasach zwany po prostu ,,wodniakiem’’, lub ,,nadymkiem’’. Mieszkaniec głębiny mówił coś po starokrasnemu i toropiecku, lecz prości rybacy znali tylko język nowoludzki, którym z kolei nie władała wyłowiona istota.
- Co z nim zrobimy? – ciekawił się syn rybaka. – Usmażymy go, upieczemy, ugotujemy, uwędzimy, podamy w śmietanie? Może będzie zeń zupa, a skórę oddamy rymarzowi? – Wszeciech zamyślił się, po czym odrzekł:
- Ten połów, to chyba dar Juraty, albo innych morskich Enków. Możemy złożyć zeń ofiarę, albo dać królowi. Ostatnio, w okolicach naszej wioski odpoczywa król Lech III, co niedawno wrócił z Końca Świata, jego żona Tatra i sześcioro dzieci. Zanieśmy im tego cudaka – może jest smaczny, a poza tym królowa ma w Niście wielki zwierzyniec – jak uradzono tak zrobiono. Król i królowa siedzieli na piasku, wokół bawiły się dzieci, gdy tymczasem przybyli rybacy, prowadzący biskupa morskiego na smyczy.
- Zechciejcie wybaczyć, że zakłócamy wam odpoczynek – podjął Wszeciech – dziś rano złowiliśmy to monstrum i pragniemy ofiarować je tobie królu, abyś zrobił z nim to co uznasz za słuszne - ,,monstrum’’ padło przed królową Tatra i z płaczem powiedziało:
- Mistra aura, lovietnaya! Ein exterminanzá ysene! Ys tzay delehatus doen cetus Kilu oden Jurata3! – jak wiadomo poseł był nietykalny.
- Mówi po starokrasnemu – szepnęła Tatra. – To poseł do Juraty.
- Nawet nie myślałem, by go zjadać – westchnął Lech III. – A nie marzyłaś, by mieć takiego w swoim zwierzyńcu?
- Dość się nacierpiał – odrzekła Tatra – wolałabym, aby mógł spełnić swą misję.
- Wypuśćcie go, niech żyje! – zadecydował król, a rybacy zdjęłi stworzeniu smycz i wskazali mu morze. Ten jeszcze raz upadł przed królową, potem przed królem i pobiegł ku morzu, az znikł w falach.

*
- Moim panem jest wieloryb Kilu; król Oceanu Białopolskiego – mówił biskup morski do ubranej na biało Juraty, na której szyi wisiał cudowny bursztyn ,,Pryzmat’’. Obok kryształowego, wysadzanego szafirami tronu morskiej królowej stał Anatolij Rdzeniejew uzbrojony w harpun ... – ojciec mamucicy Dudinki. W dawnych czasach mój pan toczył srogi bój ze smokiem Aglu, który już miał go zabić, lecz w zamian za darowanie życia obiecał, ze będzie żył na lądzie. Aglu pozwolił mu opuścić Ocean, ale ponieważ mój pan jest niewiarygodnie ciężki, musi żyć pod ziemią jak kret. Drąży tunele swymi zębami. Pani głębin morskich, Aredvi Maris! Zostałem przysłany przezeń, pokonując niebezpieczną trasę i co rusz narażajac się na zemstę Aglu, aby prosić Ciebie, Pogromczyni Potworów Morskich, o uśmierzenie smoka i przywrócenie władzy Wielorybowi.
- Przecież on się wyrzekł władzy - zaoponowała Jurata.
- Ależ pani; to stało się bez jego dobrowolnej zgody, a pod groźbą śmierci – zmartwił się morski biskup – gdyby nie oddał Oceanu Aglu zostałby przezeń zabity i zjedzony!
- Pewnego razu w Aplanie – podjęła morska Aredvi – rozmawiało dwóch rybaków. Jeden z nich przy świadkach zapytał towarzysza: ,,Czy oddasz mi swą chałupę’’? Ten nie słuchał, tylko potakiwał. Również na to pytanie. Umniejszy rybak ucieszył się, że będzie miał dwie checze4 i zabrał tę, którą zyskał. Co więcej sąd książęcy przyznał mu rację.
- Mój pan nie był ani nierozgarnięty, ani tchórzliwy – oburzył się biskup morski – jedynie Aglu był silniejszy, ty zaś jako Enka jesteś niezwyciężona. Moim skromnym zdaniem, rybak z Waszej opowieści postąpił nieuczciwie!
- Mocą Ageja mogę zabić Aglu, ale Kilu po ponownym objęciu rządów stałby się równie okrutny.
- Niech Agej broni! Mój pan jest szlachetny – zaoponował stwór.
- Sama mam pretensje do Aglu – westchnęła Jurata. – Już od paru er wysyłam do niego posłów – syreny, morskie rusałki, węże, smoki, delfiny, wieloryby, foki – na próżno! Wciąż morduje i podsyca waśnie między rusałkami, a syrenami w Oceanie Białopolskim. Mam pozwolenie na ukaranie go śmiercią – stwór zawołał padając jej do nóg:
- Gloriya alden Pa, Liberatoria! Jestnaya ad Lovietnaya, Mistra Maris Gracilis5! – krzyczał uradowany. Następnie złorzył jej w darze naszyjnik z pereł, lapis – lazuli, złota, diamentów i szafirów. Jednak Jurta odmówiła.
- Twoja droga powrotna nie będzie tak uciążliwa jak drzewiej – na jej rozkaz, prądy morskie w ciągu doby zaniosly morskiego biskupa z powrotem do Oceanu Białopolskiego. Enka tymczasem padła na podłogę. Jej język stał się widełkowaty, zęby niczym szpile, zmieniła się w długą jak pasmo górskie, zygzakowatą żmiję. Następnie popłynęła na zachód, potem na północ i stale na wschód. Tymczasem niedawny poseł, u króla Wiluja głosił Dudince radosne wieści:
- Już niedługo wieloryb Kilu spłucze z siebie czarny brud ziemi w falach Oceanu!



*
- Nie uznaję Juraty! – ryczał smok. – Królem morskim jestem tylko ja i nikt inny! Pokonałem wieloryba Kilu i gdyby sam Agej chciał mi odebrać władzę – nie pozwolę!!! – jedną głowę Aglu miał na szyi, a drugą na ogonie. Oba pyski były spiczaste, pełne ostrych zębów, zaś łapy szponiaste, o palcach spiętych błoną. Cały smok był ciemnozielony. Naprzeciw miał wielką żmiję, która milczała. Potwór zamierzał dopaść jej i rozszarpać, lecz żmija wymknęła się mu. Była szybka jak błyskawica. Znienacka ukąsiła w miękki brzuch bestii, następnie ponowiła atak. ,,Słabo mi’’ – wyszeptał smok. Coraz bardziej niemrawo poruszał głowami i łapami, aż w wielkiej żałości zamarł. Po kilku dniach fale wyrzuciły jego ciało na plażę, lecz ludzie bali się go zjeść. Trup smoka Aglu został spalony. Tymczasem białopolska ziemia pękła i na oczach wszystkich jej mieszkańców wylazł z niej przedziwny zwierz. Brązowy, kudłaty wieloryb, któremu z pyska sterczały ciosy mamuta i który pełznąc używał przednich, mamucich nóg. Był to Kipuk Kilu – wieloryb Kilu. Dotarł wreszcie do Oceanu Białopolskiego i zakryły go fale. Chciał podziękować Juracie, lecz ta była już w Morzu Joldów. ,,Eichen lyva cetus Kilu – gracilis royek ov Okieanus Vakiliyenlandis6’’! – wiwatowali jego poddani.



*
Niestety Jurata miala rację. Swoje rządy Kilu rozpoczął od karania sług Aglu. Z czasem zaczął tak samo mordować i kraść, utrzymywac wrogość wśród poddanych, zatapaić łodzie... Sam przeraził się swoją przemianą, lecz nie wiedział co zrobić. Jurata była gotowa go zabić z a tyraństwo, lecz Agej nie chciał. Z jego rozkazu udała się pod swą zwykłą postacią do Oceanu Białopolskiego na rozmowę z wielorybem.
- Wytłumacz mi co jest złego w miom postępowaniu; robię to co Aglu przede mną – rządzę! – tłumaczył się Kilu.
- Ty się nie znasz na rządzeniu, skoro naśladujesz tego potwora – skarciła wieloryba Jurata. – Posluchaj: w ziemi, w której calymi erami żyłeś jak kret rosło wiele drzew. Gdy opuściłeś świat podziemny, owe drzewa, niezwykłej piękności, ujrzały swe brzydkie korzenie i szydziły z nich. Korzenie zaś spytały: ,,A kto trzymał was w ziemi’’? Tak ty jesteś drzewem, a twoi poddani korzeniami.
- Mądrość przemawia twoimi ustami – uznał Kilu.
- Ucz się służyć Agejowi, abyś umiał panować – odrzekła Jurata i na zawsze opuściła Ocean Białopolski.

1 Wieloryb mówi
2 Smok mówi
3 Pani złota, miłosierna! Nie zabijaj mnie! Jestem posłem od wieloryba Kilu do Juraty!
4 Po kaszubsku: chaty
5 Chwała Tobie, Wyzwolicielko! Sprawiedliwa i Miłosierna Wielka Pani Mórz!
6 Niech żyje wieloryb Kilu – wielki król Oceanu Białopolskiego!

Dwa miasta



,,Lillith (hebr.), według wyobrażeń babilońskich żeński demon burzy, mieszkanka ruin. Późniejsze żydostwo wyobraża sobie Lilin (l. m. od L.) jako demony burzy, pokrewne empuzom, lamjom i strzygom. Wedle innej tradycji była L. pierwszą żoną Adama, lub tez jedną z żon podczas jego rozłąki z Ewą po upadku w raju. Inni uważają ją za matkę olbrzymów i demonów, które po ucieczce L. od Adama, zostały zabite przez aniołów, zaco mszcząc się, morduje ona dzieci’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 14 Lauda do Małpy’’


Aivalsa obudziła się na pustyni. Nie było przy niej Novalsa, ani niczego co mogłaby zjeść, albo wypić. Wstając z piasku widziała jakieś jaszczurki i skorpiony, w górze kołowały sępy, w oddali przebiegały gazele i dzikie dromadery. Ta kraina to Międzyraj. Na północy, za Morzem Rajskim już dziesiąty rok trwała wojna, ostatnio w zimowej scenerii. Zima była tak sroga, że chroniąc się przed nią, jak i przed wojną, Novals, Aivalsa i wielu innych ludzi uciekło na południe. Tratwa, ciągnięta przez psy po zamarzniętym Morzu Rajskim zatrzymała się na wyspie Cypr. Tam uchodźcy ujrzeli Mokoszę. Wokół niej rozpościerał się zaziemski ocean, upstrzony gwiazdami jako błędnymi ognikami. Wyrastał z niego biały mur, zdobiony złotymi liliami, za którym szalały smoki i węże. W środku okręgu zakreślonego przez mur, stała Mokosza na trzech wielorybach. Miała niebieskie oczy i długie, złote włosy. Była ubrana w białą suknię o zielonych rękawach z zielonym płaszczem. Nosiła dwie korony – jedną z ognia, a drugą złotą z wizerunkiem lilii zdobionej szafirem. W uszach miała złote, ostro zakończone kolczyki. Z jej łona wyrastał Wielki Dąb, z Domem Enków ukrytym wśród gałęzi, a przy Mokoszy stali Srebroń i Swaróg przy słonecznym ognisku – obal bardzo mali. ,,Enkowie o nas nie zapomnieli’’! – wykrzyknęli Novals i Aivalsa. Wylądowali w Międzyraju na tureckiej ziemi. Założyli gród – Çatal Höyük, co po staroludzku oznaczało ,,Nową Nadzieję’’. Na małej powierzchni stłoczono mnóstwo glinianych domków o płaskich dachach i jednym piętrze, w których ludzie mieszkali razem ze zwierzętami. Po jakimś czasie spotkali królową tej krainy. Lilit... Jedno oko złote, drugie czarne, sięgające kolan czarne, proste włosy, krasna suknia, złote ozdoby, na czole wytatuowane miecz i dwa  półksiężyce, latała na grzbiecie cętkowanego lewarta. Wiedźma... Zakończyła wojnę w Międzyraju, zwyciężając wszystkich rywali, a także władców Cypru i Bharacji, oraz wielbłądogłowe plemię w krainy Al – Baktar. Zaprosiła Novalsa i Aivalsę gratulując im wzniesienia grodu i wyrażając współczucie nad ich zalaną krwią ojczyzną. Jej córka podała prarodzicom sok z granatu, a potem Aivalsa obudziła się na pustyni, a Novals został z Lilit. Pierwsza kobieta usiadła na piasku i gorzko zapłakała. Novals tymczasem żył w marmurowym domu wzniesionym w cieniu palm, cedrów i dębów jako mąż czarownicy, używając wszelkich wygód. Czarodziejski napój wymazał w nim pamięć o całym dotychczasowym życiu. Aivalsa wstała i otrzepała suknię z piachu. ,,Pójdę poszukać ludzi i wody’’ – pomyślała. Ruszyła w drogę.

*
- Grrrrrrr! – spotkała ludzi odzianych w lwie, lewarcie i gepardzie skóry, którzy ryczeli i warczeli.
- Te kobiety to chyba nie są mory – pomyślała Aivalsa.
Mężczyźni byli uzbrojeni we włócznie i tarcze. Jeden z nich znał ludzką mowę.
- Nie bój się – my cię nie skrzywdzimy! – następnie wziął osłupiałą pramatkę za rękę i zaprowadził pod palmy.
Był tam ustawiony stół, uginający się od mięsiwa. I to jakiego! Pieczeń z lwa, szynka z pantery, nogi geparda, kiełbasa z karakala... ,,Jeśli to zjem, będę ryczeć jak lew’’! – pomyślała Mążyna, lecz była zyt głodna, by protestować.

,,W pewnej zagubionej oazie nad Morzem Śródziemnym żyją ludzie, którzy pożarli wszystkie lwy i lamparty, a teraz ryczą jak one. Wszyscy oni, ubierają się w lamparcie skóry i pełno jest tam kości moich krewnych’’...

- w erze jedenastej opowiadał gepard Akko Jubastin.
Razem z tym dziwnym ludem jadła i piła piękna kobieta.
- To jest córka czarownicy Lilit! – zerwała się nagle Aivalsa.
Niewiasta wstała od stołu, tak gwałtownie, że strąciła półmisek i nagle na jej miejscu stanął smok, wielkości wilka o krokodylej głowie, szyi węża, tułowiu jaszczurki, łapch lamparta i ogonie szczura.
- To syriusz! Bestia z Evarat! – ktoś po ludzku pisnął, a rzeczny smok wystawił pazury i dawszy susa na stół już miał odgryźć głowę Aivalsie. Nagle chlusnęła krew i krokodyla głowa spadła w trawę. Ten sam mąż, który zaprowadził Aivalsę na miejsce biesiady zabił syriusza nożem. Wszyscy zamarli.
- Lilit jest nie tylko czarownicą, – przerwał ciszę – ale również matka wielu potworów. Zabity przeze mnie to empuza; aby mamić przybiera postaci urodziwych niewiast. Droga pramatko z Północy! Naści tu cudowne jagnię. Wystarczy powiedzieć ,,Avrum’’, aby z jego wełny poleciały złoto i drogie kamienie – gdy tylko wypowiedział te słowa, z białego runa wysypał się stos kosztowności. – Jeśli będziesz szła do swego męża, Lilit będzie cię widzieć w kryształowej kuli, a na twojej drodze będą stawać jej dzieci. Nie lękaj się – każ jagnięciu sypnąć złotem, a bestie rzucą się, by je gromadzić. O nas się nie bój, bo jesteśmy dobrze uzbrojeni. Gdy zajdziesz do domostwa czarownicy, wyjmij Novalsowi cierń z oka, a wtedy cię rozpozna – Aivalsa podziękowała swym gospodarzom i poszła na spotkanie własnym strachom. Wędrowała przez pustynie, lasy, rzeki, góry. Nieraz widywała uzbrojonych po zęby olbrzymów w zwierzęcych skórach, złe nocnice, zwane w Międzyraju ,,Lilin’’, empuzy, ludzi ze zwierzęcymi głowami, gorgony, centaury, olbrzymów o rybiej łusce i kurzych nogach... Zawsze wtedy, choć uginały się pod nią nogi, mówiła ,,Avrum’’, a jagnię usypywało ogromny stos złota. Straszydła, dzieci Lilit zapominały wówczas o Aivalsie i z rykiem rzucały się zbierać kosztowności. Po dwóch latach, znalazła się u drzwi kochanki Novalsa. Wówczas poznał ją zaczarowany lubart i zawarczał. Przez okno ujrzała Lilit siedzącą na zydelku. Była odziana w kir, nie miała na sobie ozdób. U jej stóp leżała stłuczona kryształowa kula w kałuży łez. Przed domem siedział otępiały Novals. Aivalsa ostrożnie zbliżyła się doń, ale on jej nie rozpoznał. Delikatnie wyjęła mu cierń z oka i pocałowała w policzek. ,,Gdzie ja jestem’’? – wyszeptał Novals i rozpłakał się jak bóbr. Ujrzał swą żonę, uniósł ją w górę i przetańczył z nią przez całe podwórze.
- Dzieci! Moje kochane dzieci! – dobył się wrzask z domu. Potomstwo Lilit pozabijało się wzajemnie w sporach o złoto z jagnięcego runa. Aivalsie zrobiło się żal rywalki. Weszła, by ją pocieszyć, lecz omal nie straciła oczu.
- Jeśli ja cierpię, to wszyscy inni muszą cierpieć jeszcze bardziej! – zawyła Lilit, wsiadła na lewarta i odleciałą w siną dal. Już nie była królową, lecz straszydłem porywającym i mordującym dzieci. Zginęła w erze trzynastej z ręki Aleksandra Wielkiego. Tymczasem Novals i Aivalsa wrócili do Çatal Höyük, gdzie dożyli siwych włosów i gdzie zostali pochowani.



*
Ostatnim synem z łona Aivalsy był Krzesimir. Ożenił się z samą Enką Dziwicą, córką Srebronia i Srebrenicy. Razem założyli nowy gród, który na cześć Księżyca (jereah) nazwali Jerychem. Na północy skończyła się zima i wojna, a wraz z nimi dziesiąta era w dziejach świata. W tym miejscu skończyła się pierwsza księga ,,Perłowego latopisu’’ Kosy Oppmana.









Kościej - zdobywca Czarnego Lądu



,,Czy wielki Barnum rozbił swój obóz, ciągnąc z niezliczonym trenem ludzi, zwierząt i demonów, czy w pobliżu stanęły gdzieś jego pociągi natłoczone nieskończonym gwarem aniołów, bestyj i akrobatów? Nigdy w świecie. Barnum był daleko’’ – Bruno Schulz ,,Sanatorium pod Klepsydrą’’ (opowiadanie ,,Wiosna’’ XXXVII)


W owych czasach gorące rejony Azji nazywano ,,Wyrajem’’, Morze Śródziemne – ,,Morzem Rajskim’’, a Afrykę – ,,Rajkiem’’. W tym ostatnim miejscu stanęły naprzeciw siebie dwie armie. Od strony północnej powiewał sztandar czarny z białą czaszką. Na czarnym jednorożcu siedział Lemur w czerwonej szacie i złotej koronie, w ręku trzymający złotą włócznię. Obok niego siedział na czarnym koniu podobny do czarnej pantery potwór o długich uszach, w czerwonych kozakach ze złotymi ostrogami i czarnej pelerynie. ,,Gloriya alden Costen – Lemurus’’1! – krzyczał tłum wojowników na koniach, zbrojnych w obsydianowe miecze, maczugi, włócznie, strzały i łuki. Z tyłu armii siedział ma karym koniu czarnoksiężnik w czerni, a jego włosy, wąsy i długa broda, były zielone.
- Parchy, czarnuchy, bambusy, na palmę z wami! – wygrażając kułakiem Kościej wrzeszczał w stronę drugiej armii, mającej niebieski sztandar z białym lewartem.
Na dziwnym zwierzu przypominającym białego konia w czarne pasy siedział czarnoskóry król Barnum w czerwonej szacie i złotej koronie. Za nim pełno było konnych i pieszych Murzynów zbrojnych tak samo jak najezdnicy. Oprócz Murzynów w wojsku króla Barnuma byli Agogve – karłowaci ludzie o kasztanowatym futrze, Akefale, Kynokefale, Cyjanopody, Ucholoty, Centaury, satyry, olbrzymy, cyklopy, afrykańskie krasnale, zwane ,,Pigmejami’’ lecące na żurawiach i zbrojne w małe łuki, oraz kudłaci, leśni ludzie Gorilla, oraz Pongo, uzbrojeni w maczugi. Pod lewarcim sztandarem stanęły nawet różne zwierzęta. Driady i najady jechały na gazelach i zebrach, widziano słonie, małpy, nosorożce, bawoły, hipopotamy, jednorożce, lwy, lewarty, karakale, gepardy, mantrykony, sfinksy, chimisety, mngvy, czui – mfisi, marozi, guźce, hieny, szakale, likaony, strusie, orły, sępy, marabuty, smoki, dilai, krokodyle i wielkie węże. Były też wodniki i Czarne Uszy. Spodziewano się, że król Barnum odopowie zniewagą za zniewagę, ale nie doczekano się. Wojownicy Kościeja zaśpiewali hymn na cześć Rykara, a jednocześnie wojska afrykańśkie odpowiedziały własną pieśnią:

,,Wszystko może się zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń,
Wszystko może się zdarzyć, gdy serce pełne wiary...’’

Następnie ruszono do boju. Zebra niosąca króla Barnuma ugryzła czarnego jednorożca Nürmana, a ten stanął dęba i uciekł zrzucając nieśmiertelnego Kościeja na ziemię. Mięsojad zamienił się w czarnego lewarta i skoczył by uśmiercić króla Tassilii, lecz nie zdążył. W armii Kościeja służyły trolle z Nürtu, Neurowie i paru Lynxów. Wybuchła dzika kotłowanina, trwająca aż do zgaszenia Słońca przez Swaroga. Wówczas wojownicy poszli spać, a rano znów ruszyli do boju. Mimo czarów Amosowa zwycięstwo odniósł król Murzynów, lecz była to pierwsza bitwa wojny mającej trwać jeszcze dziesięć lat...
Kościej zaatakował Tassilię z terytorium Apapu, mimo sztormu urządzonego z rozkazu Juraty przez Hetmana Fal. Wojna zaczęła się od spalenia niewielkiej, rybackiej wioski. Wówczas wziąwszy wielu niewolników, ruszono na stołeczny Loitikon (Miasta Żyraf). Wtedy doszło do tej bitwy. Kościej nie poddał się – palił, gwałcił, mordował bez wyboru, zatruwał studnie, kazał Amosowowi sprowadzać suszę, lub powódź...

,,Każda istota przeciwna naszemu panowaniu musi umrzeć’’

- wydał rozkaz i rozpoczęto największą w dziejach Afryki rzeź ludzi, zwierząt i innych stworzeń. Torturował i obracał w niewolę całe wsie, a czarnych niewolników można było spotkać nawet w Nürcie i na Ultima Thule. Tassilię zdradziła sekta ludzi – lewartów, ubierających się w skóry pantercze. Bez walki oddali Kościejowi grody Levartov i Lubartov. Ich zakon założył heros Nubi, którego przyjacielem był lewart i pomagał mu walczyć z potworami. Ongiś byli szlachetni, ale stali się tak okrutni, że rytualnie przegryzali gardła ludziom, chciwi i zbuntowani przeciw królowi. Kościej obiecał im wielkie skarby i przywileje, toteż zdradzili bez mrugnięcia okiem. Powoli, lecz nieubłaganie, najezdnicy posuwali się ku Loitikonowi, paląc lasy i sawanny, sioła i grody. Zdobyli stolicę i uczynili króla niewolnikiem, którego Kościej sprzedał pewnemu gospodarzowi ze wsi Chlobęba w Presnaulandzie. Wojna trwała nadal. Zakończyła ją przegrana dla Kościeja bitwa na wyschniętym jeziorze Czad – armię najezdników zalała woda i zjadły krokodyle, lecz Kościej był nieśmiertelny. W dziesiątym roku wojny doszło do zatargu między królem, a jego czarnoksiężnikiem. Ów wrocił do swych kompanów, z którymi zdobył Wolfburg i nazwawszy ich ,,Bractwem Twierdzy’’ począł masowo mordować niewinnych poddanych Kościeja. Największej masakry dokonał w Presnau, na ulicy Bliźniąt. Dlaczego doszło do tego zatargu?

1 Chwała Kościejowi!

Okeanidy



,,Jurata jest matką ryb, kraków, krabbów, kraxów, morskich węży i żółwi, fok, morsów, krabów, langust, wodnych roślin, morskich smoków, syren, okeanid i wielu innych istot [...]’’ – encyklopedia ,,Obraz świata’’

Gdy na szklanym tronie w Nowym Toropiecku zasiadła Udmuria, Jurata zrodziła całą plejadę istot. Okeanidy, czyli morskie rusałki nie odróżniały się od najad, driad, czy oread. Miały tak samo niebieską krew, świecące oczy i ciała władne odtwarzać utracone części. Również ubierały się tak samo. Za mężów miały morskie wodniki. Byli to mężowie od pasa mający rybie ogony, na głowach zaś nosili spiczaste czapki. Razem ze swymi ,,pannami morskimi’’ mieszkali na dnie morza, w domach ze skał, bursztynu (tak jak ich matka Jurata), a także w żywych domach, które dla nich budowały krasne korale z Rajskiego Morza. Czasem rolę chaty mogła odgrywać ogromna czaszka morskiego smoka. Gdy najady budujące osady na plażach zapragnęły kolonizować morze, dopuściły się kradzieży wobec ufnych okeanid i morskich wodników. W konsekwencji utraciły ich zaufanie i dochodziło między nimi do walk podsycanych przez potwora Lewiatana z Morza Ciemności, zwanego ,,Morskim Čortlandem’’. Jednak za królowej Beregini nastąpiło pojednanie. Dziećmi Juraty były też syreny, a także morskie satyry, syleny i trytony.


,,Bereginka była wielkiej dobroci, toteż czar prysł. Skóra morskiego wodnika stałą się jak u słonia, na głowie wyrosły mu kozie rogi, ośle uszy, broda, a twarz stała się jakby kwadratowa. [...] Był to morski satyr; niektóre z nich służą wężom morskim jako dostarczyciele żeru. [...] Morski satyr nie miał już miecza, lecz gryzł i drapał; próbowaliśmy pomóc, lecz jak ten uderzył w nas swym rybim ogonem, czuliśmy w kościach coś jakby piorun [...]’’

- w erze jedenastej książę rzeki Gangos opowiadał Rucie.
Morskie syleny to opaśli mężowie o oślich uszach i rybich ogonach, pasący stada morświnów. Trytony do pasa są mężami, mają końskie nogi i rybie ogony. Powszechne w Morzu Rajskim pomagały w sprawowaniu urzędu księciu Lamii.


,,Jurata urodziła też niemniej dziwne istoty przez chrześcijan zwane morskimi biskupami i morskimi mnichami’’ - ,,Codex vimrothensis’’

Morski mnich miał ludzką głowę z tonsurą i brunatny, lub szary tułów, zakończony mackami ośmiornicy. Takie same miał też w miejscu ramion. Morski biskup o łapach niedźwiedzich, miał czarny tułów i nogi. Ma jego żabiej głowie puszył się ogromny skórny balon, budzący skojarzenia z biskupią mitrą. W erze jedenastej złowiono takiego w Morzu Joldów i zaniesiono królowi Lechowi III w darze. Stwór zaś okazał się posłem...

Żmijowie i leśni ludzie



,,Wierzono, że Pawlaczycę ze wszystkich stron otacza Las pełen zwierząt, rusałek, żmijów, wodników, wąpierzy, strzygoni, diabłów, czarownic, krasnoludków, olbrzymów i innych istot [...]'' - ,,Pawlaczyca cz. I Słomiane wojny''


Rokitnickie Sioło tego dnia miało gości. Za stołem, przed Boruta i Leśną Matką siedział dziwny stwór zwany żmijem. Postury był człowieczej, lecz miał jaszczurczy łeb, smocze zęby i wężowy język. Na palcach dłoni i stóp (ludzkich!) srożyły się orle szpony, az tyłu zaś dyndał wężowy ogon. Żmija pokrywała szarozielonkawa, łuskowata skóra, z czarnym zygzakiem na plecach.
- Wiem Rucławie, że twój syn, żmij Lamia został przez Juratę mianowany namiestnikiem Morza Rajskiego - ozwał się Boruta, a mówiąc ,,Morze Rajskie'' miał na myśli Morze Śródziemne.
- To prawda - odrzekł żmij - widzialem jak dostawał złoty trójząb i rydwan ciągnięty przez foki, ale to takie mało ważne ozdóbki. Raduje moją żonę Ayisakę i mnie, to, że Lamia wiernie spełnia swe obowiązki. Chroni rybaków z ras starszych niż toropiecka1 i osady nabrzeżne przed sztormami i trzęsieniami ziemi, ratuje tonących takich jak Neurowie i Zajęczanie, a pomaga mu podobno całe stado delfinów. Najważniejsze, że kocha osiedlających się na brzegach i ratuje ich z radością. Marzyłem, że będzie jako stuha walczył z ażdachami, lecz to jest jego prawdziwe powołanie. Jurata ma z niego pociechę - Rucław chwalił syna.
Rusałka Ayisaca ubrana w biel, miała długie, brązowe włosy ni to proste, ni kręcone. Wyglądała jak Kaztia z ery jedenastej, oraz jak Ayisaca é Rion z trzynastej ery. Chata na bagnach, pełna była w tym momencie dzieci jej i Rucława. Cztery żmije i pięcioro podobnych do małych rusałek i wodników. Chłopcy okrywali się zielonymi płaszczami, a dziewczynki miały pod nimi czarne sukienki. W takim stroju, w jedenastej erze, Kurko wraz z Tinezem i Królem Węży zeszła do Čortlandu, by ratować Deneba. Wtem Ayisaca powstała, bo oto w chacie pojawiła się kolejna niewiasta w bieli. Nie nosiła żadnych ozdób, poza dużym, czerwonym dyskiem zawieszonym na szyi. Miała złotawe włosy.
Rucław ukląkł przed nia, lecz królowa dałą mu znak, by wstał.
- Otus Anej ov Peresaya, ysena loviena sistera2! - powiedziała Ayisaca, po czym obie uściskały się i ucałowały w kolano.
- Zapraszam pierwociny żmijów i leśnych ludzi do Toropiecka! - rzekła królowa o wyglądzie Kurko i Anej é Rion.



*
Lamia był ciemnozielony. Istnieli żmijowie szarzy z zygzakiem, czarni, rdzawi, miedziani, brązowi, a nawet żółci i jasnozielono - niebiescy; brakowało natomiast cielistych. Pierwszy żmij, Rucław, był synem Mokoszy. Niektórzy zamieniali się w węże, tak uczynił ojciec Iliyona Muromiego. Byli wśród nich sami mężczyźni, toteż aby nie wyginąć, zawierali związki małżeńskie z rusałkami, Wiłami, czarownicami, syrenami, nocnicami, poludnicami, białymi damami, a także z ludzkimi kobietami. Córkami żmija i młynarzówny były siostry é Rion. Żmijowie okresowo linieli jak węże, oraz potrafili łykać pożywienie większe od swej głowy. Jedli gryzonie, żaby, jaszczurki, ryby, ślimaki, owady, ptaki, ale też większą zwierzynę, a także owoce, jarzyny, pieczywo i jaja. Ci z nich co zaprzedali się Rykarowi (Kąsacz, Trójrożec) byli ludożeracmi. Jednak ród Rucława i Ayisaki grupował przeważnie istoty poczciwe. Wiele z nich należało do stuha. W erze dwunastej żmij Sulimir walczył z powietrznymi straszydłami zamieniony w dziecko majace pod pachami... ptasie skrzydełka. Z Enków najwięcej czcili Mokoszę, Świętowita i Króla Węży.
Leśni ludzie bardzo różnili się od rusałek i wodników. Nie mieli skrzeli, ich krew była czerwona, a ich inne niż czerwone, czy żółte oczy nie świeciły w mroku. Nie potrafili też odtwarzać utraconych części ciała. Lubili kolor zielony i w takim nosili płaszcze. Mieszkali w lasach, często przenosząc się z miejsca na miejsce. Noce spędzali przy ogniskach na śródleśnych polanach, czasem też w szałasach i ziemiankach. Jedli wszystko to co my moglibyśmy jeść mieszkając w lesie. Smakowały im jesienne owoce wygrzebane spod śneigu, których sok przypominał w skutkach wino. Jedzono je zimą przy ogniskach przy uroczystych okazjach, nawet dzieci dostawały po małym kawałku, a kto zjadł za dużo tego zakopywano po głowę w ziemi i śneigu, aż wytrzeźwiał. Znali język i pismo toropieckie. Z Enków największą czcią otaczali Mokoszę, Borutę, Leśną Matkę, Żwerunę, Dziwicę, Swaroga i Srebronia. Przodowali w wiedzy o zwierzynie, kwiatach, ziołach, drzewach i grzybach.
Byli lojalnymi poddanymi wszystkich władczyń i władców. Sami mieli tylko lokalnych wodzów plemiennych, lecz unikali wojen miedzy sobą. Raz zwołali wiec i wybrali króla, który już w drugim roku rządów zmusił swych poddanych do wojny z Oxlandem. Chciał uczynić Fiszhuzę swą stolicą. Jednak kureń złorzony z Wydrzanek zabił go i jego kompanów a leśni ludzie aż do końca swej historii zosatli bez króla i to z własnej woli. Było to za królowej Aradvi.
W erze jedenastej mordował ich tysiącami Kościej, palił im lasy i obracał w niewolników. Mieli tez wroga w osobie Krwawego Burka, króla Neurów. Po potopie zawarli przymierze z Baltainem, bratem Slovana i jego córka wyszła za wodza leśnych ludzi. Z ich dzieci powstał naród pruski, żyjący aż do średniowiecza. W czasach chrztu Polski, w Prusach pewien wajdelota orędował za stworzeniem jednolitego państwa pruskiego, na na podobieństwo państwa Polan. Śpiewał o tym w balladach o tyranii Kościeja i Krwawego Burka, oraz o męczeństwie leśnych ludzi w państwie Popielidów. Jednak pewnego razu znaleziono go w lesie przebitego strzałą; zrobili to siepacze wodzó plemiennych nie chcących zrezygnować ze swej niezależności. Wajdelota był leśnym człowiekiem i nazywał się Romowan.

1 Należy tu wymienić niektóre szczepy Lynxów, Neurów, Dziczan, kotołaków, w mniejszym stopniu - Zajęczan
2 Oto Anej I, moja kochana siostra!