,,Bieszczady, pasmo górskie w
Beskidach Wsch., pomiędzy doliną rz. Osławy i przełęczą
Łupkowską na zach., a doliną Misuńki i przełęczą Wyszkowską
na wsch. Składa się z szeregu równoległych grzbietów, leżących
częścią po stronie polskiej, a częścią czechosłowackiej.
Najwyższym szczytem jest Pikuj (1.405 m), a pozatem: Poraszka (1.271
m.) i Jelenin (1. 167 m.) B. są przecięte przecięte przełęczami:
Użocką (889 m.) i Wereszczańską (841 m.)'' - ,,Encyklopedia
Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 2 Assurbanipal do Caudry''
Od
jakiegoś już czasu życie stołecznego Toropiecka, gdzie rządziła
Anej II, paraliżował strach. Mówiono o wielkiej armii Čortów
idącej przez stepy. Miały być ogromne i przerażające, a celem
ich marszu był właśnie Toropieck. Na jego ulicach zbierało się
pospolite ruszenie. Oczom królowej ukazały się czarno - i
brązowoskóre wodniki z południowego i wschodniego Końca Świata,
zbrojne we włócznie i tarcze. Były też inne, również dzieci
Mokoszy. Pochodziły z prowincji Fatryver (Ojcowo), której już Anej
I nadała autonomię. Miały ludzką sylwetkę, zieloną skórę;
miękką i śliską jak skóra żaby, na głowie długie, białe włosy,
a ich stopy to długie płetwy z żółtymi błonami. ,,Oni łapią
owady językami jak żaby'' - dziwiła się Anej II. Między
ojcowskimi wodnikami panował ponury nastrój.
- Jeśli naprawdę mamy
się potykać z čortowskimi
olbrzymami, to lepiej wracajmy do Ojcowa! - narzekał jeden z nich i
nie był odosobniony w swoim pesymizmie.
- Gdyby to chociaż olbrzymy pomagały
nam bic się z olbrzymami! - westchnął drugi.
- Najlepiej zrobimy uciekając przed
nimi! - uznał trzeci, lecz usłyszał to wojewoda Wereszczaka, wódz
owych dziwnych żołnierzy, bardzo przez nich lubiany.
- ,,Co ze mną zrobi, skoro mnie
usłyszał''? - pomyślał wodnik radzący uciec przed najezdnikami.
Wereszczaka usiadł z nimi i przemówił:
- Boicie się
čortowskich
olbrzymów. Każdy na waszym miejscu by się bał. Jeśli
uciekniecie, to przyjdą i do Ojcowa i je zniszczą. Zniszczą świat,
jak ich się nie powstrzyma. Ja też się boję. Pójdę więc spytać
się Enków o radę - po tych słowach udał się do pobliskiego
chramu, a po jakimś czasie wyszedł rozpromieniony.
- Patrzcie na mój
medalion - powiedział - z jednej strony przedstawia bociana, a z
drugiej - nic. Enkowie chcą bym nim rzucił. Jeśli wypadnie bocian,
to znaczy, że jesteśmy junosze władne pogromić nawet čortowskich
olbrzymów. Jeśli nic nie wypadnie, to znaczy, że jesteśmy zady
wołowe i lepiej zrobimy siedząc w domu - pomysł bardzo się
spodobał i Wereszczaka odpiąwszy medalion od sznurka rzucił nim w
górę. Pokazał co wypadło. Bocian. Nie można opisać ogromu
radości, jaka zapanowała wśród zielonoskórych wodników. Nikt
nie wiedział, że Wereszczaka miał bociana z obu stron medalionu.
Królowa patrząc na nich, przypomniała sobie co zaszło na północ
od Toropiecka na litewskiej ziemi. Spotkała tam jednego z dwóch
Čortów
dowodzących armią Rykara. Nazywał się Boboliszek i miał postać
potężnego mężczyzny z głową puchacza. Wiele tych ptaków
zginęło potem niewinnie płacąc za podobieństwo do Boboliszka.
Anej II przyszła do niego sama, bez broni, by prosić o oszczędzenie
jej poddanych. Jednak lubieżny potwór nawet nie słuchał. Chwycił
rusałkę za włosy, gdy ta zamieniwszy się w Światło przypaliła
go żywym ogniem. Puścił włosy i ryknął jak ranny tur, po czym
zniknął. ,,Armią Biesów i Čadów
dowodzi dwóch wojewodów. Ciekawe jak wygląda ten drugi''? -
pomyślała Anej II przepasując miecz.
*
Step
dudnił gdy szły po nim zbrojne zastępy. Wojsko Rykara; dzikie i
straszliwe Biesy i Čady.
Biesy to smoliście czarne olbrzymy z krwistymi oczyma i wielkimi
rogami, nogami jak słonie i błoniastymi skrzydłami. W dłoniach
miały młoty, topory i miecze. Jechały na grzbietach Čadów.
Były to również smoliście czarne potwory o głowach wilczych,
tułowiach i łapach panterczych i lwich ogonach. Za nimi podążały
dwa Čorty.
Ten, którego jeńcy nieśli w lektyce to Boboliszek, obandażowany
po płomieniach Światła. Nad nim latał duży jak człowiek potwór.
Był to szczur unoszący się na błoniastych skrzydłach. Nazywał
się Myszykiszek. Po drodze Biesy i Čady
wypiły parę jezior, deptały chatki i pałace, rzucały głazami w
nurt Tinerpy. Pożerały zwierzęta, rusałki i wodniki. Łamały
drzewa. Gdy wyszły z ziemi, w miejscu, gdzie dziś jest Morze Czarne
wystrzelił w niebo płomień widoczny naprawdę daleko. W Toropiecku
i w całym państwie Anej II wznoszono modły do Ageja i Enków oraz
ćwiczono przed bitwą. Enkowie zlitowali się. Jarowit co i rusz
przepędzał najezdników piorunem, lecz tych było niczym robactwa.
Pomagali mu Jarog, Tinez, Ridan, Tinez Dwugłowy, Lelum i Polelum,
oraz sam Pochwist. Z lasów przybyli Boruta i Leśna Matka oraz
Żweruna. Maczugą wywijał Miedwiedow, z łuku szyli Liczyrzepa i
Kunetej. Łapy gryzła Altaira, a z nią Król Węży, w kudły
wplątywał się Sirrah. Ramię w ramię walczyły Dziwica i Pani
Letniej Pory Roku. Walka była zażarta, a pozostali Enkowie chronili
bezbronne stworzenia przed wąpierzami, brukołakami i sysunami.
Złoty sierp trzymany ręką Rodzenicy Lata ściął wilczy łeb
Čada,
a imię jego Jelemin. Jednak wojsko na Toropieck pruło niby prąd
ogromny sumów, lub łososi...
- Aredvi Aradvi Sura
Matar, Mokoša
Gracilis - modliła się Anej II - lovaitie ysenenen; eichen ysena
kore Aradvi kaj Pa calletum łybiet'. Deklarata
- królowa obiecała nazwać córkę jednym z imion Mokoszy.
Enkę
wzruszyły modły rusałek, wodników, a także Neurów i Lynxów.
Nocą otoczyła gród stołeczny złotym łańcuchem. Teraz żaden
Čort
nie mógł ani ujrzeć Toropiecka, ani doń trafić. Licho na
kościanych skrzydłach leciało nad miastem, lecz te było dlań
niewidzialne, bo nad nim Mokosza zawiesiła niczym gwiazdę diament o
dziesięciu kolcach.
- Nasi maszerują, wszystko tratują,
a do przeklętego grodu Sury wciąż daleko - żachnął się
Myszykiszek.
- W miejscu, gdzie Anej
mnie oparzył jeśłi wojna będzie przeze mnie wygrana, mam zamiar
postawić gród; nazwany moim imieniem - Boboliszek głośno myślał
o czym innym - Wszystko co żyje się przed nami chowa, musimy leźć
dalej - Rykarowskie wojsko Biesów i Čadów
pociągnęło na zachód, aż doszło do twierdzy Opołonek.
Jednym
młota Bies Pikuj zmiażdżył zamek, a na gruzach ujrzał zatrwożoną
Białą Damę. Ta bez słowa uleciała w górę i na błoniastych
skrzydłach ścigał ją Myszykiszek. ,,Łapać ją!" - wołał.
Jednak gdy już miał odgryźć jej nogę, białe i czarne bociany
zasłoniły Białą Damę swymi ciałami i groziły napastnikowi
krasnymi dziobami. Następnie niewiasta i ptactwo skryli się w
chmurach. Myszykiszek sfrunął na ziemię.
- Idźmy na północ może tam
spotkamy wroga - rzekł do Boboliszka.
*
- Eichen lyva roykova
Anej ov Dugaya!
- wiwatowały ojcowskie wodniki.
Królowa stała przed nimi z mieczem
w jednej, a włócznią w drugiej dłoni. Przez ramiona miała
przewieszone łuk i kołczan ze strzałami. Jej biała suknia
wystawała spod łuskowej zbroi, zrobionej z łuski karpia, większego
od żubra, złowionego w ojcowskiej rzece Czterowodzie (Te - y -
aka).
- Nie obiecuję wam, że
przeżyjecie - nie chciała wygłaszać kwiecistych i nieszczerych
mów. - Groty do tych strzał są zrobione z wszystko przecinającego
kamienia, zwanego ,,gwiezdnikiem'', czyli spadłej gwiazdy obróconej
w klejnot. Jednak postrachem Čortów
nie jestem ja, lecz Pani Złotego Łańcucha.
- Słyszycie jaką macie uczciwą i
skromną królową? - spytał Wereszczaka. - Walczcie tak, aby nie
musiała się za was wstydzić!
Zielonoskóre
wodniki miały broń z kamienia, żelaza, gwiezdników, a nawet
srebra i złota. Okrywały je zbroje ze skór ojcowskich leszczy i
karpi, tudzież karasi, miały łuki i strzały, a także drewniane,
lub metalowe tarcze i ciężkie maczugi. Gotowe były pójść w
ogień i wodę za Wereszczaką i królową Anej II. Wtem przybył
zwiadowca i zdyszany zdał relację:
- Biesy i Čady
chcą teraz wypić Solinska Lykanus!
- Kto się boi może zostać - rzekła
Anej II - ja idę w pierwszym szeregu! - na to Wereszczaka:
- Ja również; jeśli
Bies lub Čad
ma was rozdeptać to razem ze mną.
Ci
z wojowników co szczególnie bali się spotkania ze sługami Rykara,
poczęli wracać na zachód, do Ojcowa. Inni poszli na wschód razem
ze swym wodzem i królową. Čorty
piły i piły jezioro, lecz wody w nim nie ubywało, bo było
zasilane przez rzekę Zanus.
- Mówi się, że twoja
Anej będzie osobiście bić się w pierwszym szeregu - mówił
Myszykiszek do Boboliszka. - A wy - zwrócił się do Biesów i Čadów
- jak będziecie masakrować wojsko, nie zabijajcie tej Drugiej,
tylko ją złapcie i dajcie nam, by była naszą własnością! - w
odpowiedzi z potwornych pysków buchnął ogień zmieszany z dymem i
siarką. Pojęły rozkaz.
Anej
II galopowała na skrzydlatym lwie, Wereszczaka na pegazie, a inne
ojcowskie wodniki, albo jechały konno, albo maszerowały tworząc
piechotę. Pędzili tak dzień i jeszcze dwa, aż ich oczom ukazało
się jezioro Solinska Lykanus. Trudno pojąc ich zgrozę, gdy ujrzeli
wielkie jak góry potwory żłopiące wodę. Nagle - skrzydlaty lew
Anej II ryknął przerażająco, bo ujrzał ogromnego szczura z
błoniastymi skrzydłami. Rusałka cięła mieczem, lecz potwór
zniknął. Wtem jej wierzchowiec padł w dół. Jego brzuch przegryzł
ten sam szczur, którego Anej II chciała ciąć mieczem. Ogonem
uderzył do krwi pegaza Wereszczaki, a ten wierzgnął, omal nie
zrzucając jeźdźca. Szczurze łapy Myszykiszka złapały za rękę
królową, lecz ta stała się Światłem i lekko skierowała ku
dołowi. Za nią ruszył Wereszczaka, a jego pegaz kopnęła
Myszykiszka. Lecz co to?! Potężne nogi Biesów i pantercze łapy
Čadów
deptały wojsko wodników jakby to były mrówki. Brzegi Solinska
Lykanus były czerwone i mokre. Miecze, maczugi, topory, strzały i
oszczepy zdawały się nie imać monstrów. Królowa nakazała
odwrót, po czym razem z Wereszczaką posłała wystrzelony z łuku
oszczep w stronę Boboliszka. Nie mówiłem tego jeszcze, ale Čorty
nie umierają naprawdę - dotyczy to między innymi ażdach
,,zabijanych'' przez stuha. Miast w Boboliszka, oszczep ugodził w
oko Biesa Pikuja, tego co młotem zniszczył zamek Opołonek. Bies
ryknął, aż góry kryjące źródło Visany zadrżały po czym
oddał ducha Rykarowi, a jego cielsko skamieniało. Był to jedyny
zabity potwór na tej bitwie. Ojcowskie łąki i lasy były skąpane
w łzach brzeginek i wodników opłakujących swych mężów, ojców,
synów, braci i przyjaciół. W Ojcowie rządzili naczelnicy siół
płci męskiej. Książę ojcowski też był mężczyzną. A jak
cierpiały dzieci, gdy traciły ojców! Dziwica dała zastępom małe,
włochate koniki. Były bardzo wytrzymałe i umiały omijać gniazda
węży i kryjówki Čortów.
Poległych zastąpili leśni ludzie, żmijowie, Neurowie, Lynxowie,
Zajęczanie, Żbiczanie, Bastowie i Czarne Uszy nawet, czarnoskóre
wodniki z Rajku i brązowoskóre z Wyraju; ponadto nowe zastępy
wodników z Ojcowa. Biesy i Čady
nie mogąc wypić Solinska Lykanus poszły dalej i spotkały Anej II
i Wereszczakę na czele wojska.
- Pamiętajcie, że
możecie je zabijać tylko wtedy gdy poślecie wystrzelony z łuku
oszczep między oczy! - mówiła królowa, a wtem parę Čadów
zwaliło się na ziemię, bo ich głowy zostały przeszyte.
Trudniej
było trafić któregoś z Biesów. W tym celu Wereszczaka wzleciał
na pegazie, napiął łuk i wypuścił oszczep w jedno z rubinowych
ślepi. Bies zawył i padł na kolana, a potem na brzuch, jednak
wcześniej chuchnął na pegaza kłębem dymu i siarki. Skrzydlaty
koń wierzgnął i odleciał, jednak nieprzytomny Wereszczaka spadł
z jego grzbietu, lecz jego żołnierze rozpięli płachtę i
tak ocalał. Myszykiszek i Boboliszek dali znak, by ich podwładni
stratowali ,,całe to tałatajstwo''. Jednak parę kolejnych Čadów
zginęło od wystrzelonych z łuku oszczepów.
Z
czasem do armii napływać zaczęły wzorem królowej, tłumy rusałek
z całego świata, nawet z Ojcowa. Najady, driady, oready, pod
postacią Świateł siadały chmarami niczym bąki na grubych skórach
Biesów i Čadów
i wypalały rany. Jednak rzeź goniła rzeź i wojsko Rykara wciąż
zwyciężało. Największa masakra obrońców miała miejsce na
zachód od rzeki Zanus. Pole bitwy było całe pokryte krasną mazią
powstałą z ciał, najczęściej ojcowskich wodników. Była tam też
maź niebieska. Zginął Wereszczaka. Anej II przeżyła. W miejscu
tym, za króla Germana wyrósł gród zwany Mnogovo, a Polacy zowią
go Rzeszów, na pamiątkę rzesz, które tam zginęły.
*
- Jak mogę im pomóc? - ze łzami w
oczach Mokosza pytała Ageja.
- Zło ma to do siebie, że niszczy
się samo - mówił Perzona Foyakista p proszę cię, weź ten
diament o dziesięciu kolcach i puść go z góry. Zobaczysz co się
stanie - Mokosza posłusznie stanęła nad polem walki i upuściła
klejnot z góry.
Co
to? Czyżby gwiazda spadała, by pod ziemią obrócić się w
gwiezdnik? Biesy i Čady
wydały z siebie ogłuszający ryk i dalejże chwytać to dziwo. Na
polu bitwy powstał zator. ,,Ysen! Ysen!''
- wrzeszczeli karni do niedawna wojownicy. Bili się skrzydłami i
ogonami, bodli rogami i gryźli zębami, okładali łapami, w ruch
poszły młoty i topory. Myszykiszek i Boboliszek na daremno
usiłowali zaprowadzić porządek. Po minucie Biesy i Čady
wymordowały się, a do górskich zdrojów lały się potoki zielonej
krwi. Ich cielska skamieniały, aż utworzyły pasmo górskie.
Nazwano je Górami Biesów i Čadów,
później Montanią Wschodnią. Polacy zowią te góry Bieszczadami.
Anej II zarzuciła arkan na osamotnionych wodzów. Boboliszek zajął
się zielonym ogniem i przeniósł do Čortieńska.
Królowa patrzy co ułowiła i widzi szamoczącego się szczura -
olbrzyma o skrzydłach nietoperza.
- Oszczędź
lovietnaya!
- pisnął, a łowczyni przycisnęła jego głowę stopą do ziemi.
- Wygrałam wojnę, a ty będziesz mi
teraz służyć jako kuń! - po tych słowach założyła mu siodło
i kazała lecieć w stronę Toropiecka.
Huk
pracy - sypanie mogił i kurhanów, leczenie rannych i poparzonych.
Dziękczynienie Agejowi i Enkom za uratowanie od Čortów.
Królowa jeździła po ulicach Toropiecka na grzbiecie Myszykiszka.
Wizytowała tak lasy, jeziora i rzeki, brzegi morskie, góry, stepy i
egzotyczne strony. Wszędzie głosiła:
,,Jam dzielną pogromczynia Biesów i
Čadów, a to mój
niewolnik - jeden z ich dowódców''.
Tak była z tego dumna,
że zapomniała o Wereszczace, innych wodnikach z Ojcowa, swoich
poddanych i o tym, że Biesy i Čady
pozabijały się wzajemnie dzięki Mokoszy. Myszykiszek tył;
mówiono, że pożerał niemowlęta i była to prawda, lecz królowa
nie wierzyła. Nie wierzyła też gdy zaczęły znikać dzieci,
potem mołodcy i mołodycie. Wreszcie Mokosza przyszła do Anej II,
by ją ostrzec, że Myszykiszek zamierza ją pożreć tej nocy. Nie
śmiała sprzeciwić się słowom Enki, a ta mówiła jej o strasznych
ucztach Myszykiszka.
- Widzę, że mi nie wierzysz -
westchnęła Mokosza - proszę cię weź ten złoty łańcuch i owiń
nim szyję - Anej II posłuchała i tak poszła spać.
W nocy
coś się skradało w jej sypialni. Zaświeciły krasne oczy i
zatrzepotały nietoperzowe skrzydła. Myszykiszek zdybał w łóżku
Anej i zamierzał ugryzieniem w szyję odebrać jej życie. Już
zaciskał zębiska, gdy nagle - gwałtu rety! Coś go sparzyło w
pysk. Patrzy i widzi złoty łańcuch Mokoszy. Wtem Anej II zbudziła
się - gdyby nie dar Enki, Myszykiszek obgryzałby teraz jej kości.
Potwór ryknął i wyleciał oknem; więcej go nie widziano. Królowa
żałując swego zaślepienia zerwała się z łoża i płacząc
śpiewała tę pieśń jako pierwsza w dziejach:
,,Aredvi Sura Mokoš
Matar ov Jurata ad sistera siena, Matar ov hexapoden, floriakoł,
rana, otis, saiha, putoris, musia, cristakus, lakerta, żierbiędziuś;
kat vypera kat kaj natrix, kikoniya, sorex, neomysek, taura,
vyperius, gigantus, krasnocydy, ryščak,
aquarius, talpa; evrayet' ocen tzay viridis ad loiten...''
Było to
na litewskiej ziemi. Powstał tam gród, który na pamiątkę tego
wydarzenia nazwano Myszykiszki.