,,
[…] herb Korab miał z Anglii przynieść rycerz Miorsz (...)’’
- Marek Derwich, Marek Cetwiński ,,Herby, legendy, dawne mity’’
Zaślubiny
Bogdala, króla Analapii z Gewissą; córką Artura – władcy
Błogosławionego Królestwa Logres odbyły się w grodzie Canum nad
rodzącym bursztyny Morzem Srebrnym. Orszak udał się z romańskiej
katedry pod wezwaniem św. Mikołaja do Dworca Artusa, gdzie całą
noc zaproszeni goście pili miód, wino i sławną wódkę z Canum,
zajadając kołacze i złociste pierniki, pieczone prosięta, jelenie
i barany, bigos, pierogi i wszelkie inne przysmaki.
Podchmielony
rycerz Powała z Ptaszyna miał wygłosić mowę, przeto wszedł na
krzesło i machając rękami, czerwony na twarzy zakrzyknął:
-
Panno młoda, zajaśniałaś jak świeca! - nic więcej nie potrafił
dodać za to zamachał rękami niczym ptak usiłujący odlecieć, aż
w końcu spadł z krzesła na plecy. Leżąc na podłodze wśród
psów i obgryzionych kości przebierał rękami i nogami jak
nieszczęsny żuk przewrócony przez dziecka na grzbiet, co pobudziło
bawiących się łącznie z państwem młodymi do ogólnej wesołości.
W końcu służba pomogła mu wstać, zaś Powała wybełkotał pod
nosem jakieś nieprzystojne słowo i skonfundowany opuścił salę
weselną. Bogdal roześmiał się na to okrutnie i zaklaskał w
dłonie każąc przyjść tresowanemu niedźwiedziowi z Wymrocza
grającemu na skrzypcach i zespołowi tańczących rusałek z Roxu.
W
orszaku królowej Gewissy przybył z Logres do Analapii młody
Miorsz, którego niedawno król Artur pasował na rycerza. Miorsz
wiele się nasłuchał o cudach i dziwach Analapii od starszych
Rycerzy Okrągłego Stołu, którzy potykali się z panem Bożywojem
Błyszczyńskim i innymi wojami króla Bogdala, a ich opowieści
rozbudziły w jego młodzieńczym sercu pragnienie przygód i
bohaterskich czynów. Teraz Miorsz siedział za dębowym stołem w
Dworcu Artusa biesiadując razem z panem Gościwitem z Pasłęży.
Rozmowa rychło zeszła na temat zamieszkujących Analapię potworów.
-
Młoda jest jeszcze wiara chrześcijańska w naszym królestwie –
mówił pan Gościwit z rękami tłustymi od pieczonego kapłona –
a i multum bestii pogańskich wciąż kryje się w lasach, górach,
na bagnach i w toni rzek i jezior. Długo jeszcze witezie walczący
ze smokami będą mieli u nas ręce pełne roboty.
-
Opowiedzcie co o poniektórych – poprosił Miorsz, którego serce
zabiło żywiej na myśl o czekających go rycerskich przygodach.
-
Ano, wyobraźcie sobie, junaku, że wystarczy oddalić się nieco od
ludzkich domostw, aby w lesie czy też nad wodą, mąż napastowany
był przez nimfy nagie a lubieżne, rade utopić go, bądź
załaskotać na śmierć – pan Gościwit jakby uśmiechał się do
swoich wspomnień. - Również młode niewiasty nie są w takowych
miejscach bezpieczne. Ostatnio poczęły rozchodzić się pogłoski,
że z pogańskiego Królestwa Roxu, drogą przez Litenę przybył do
nas niejaki Sołotar.
-
To jakiś zbójca? - chciał upewnić się Miorsz.
-
Taki zeń zbójca jak i z Sołowieja Chąsiebnika – odrzekł
Gościwit – nie zwyczajny to opryszek, jeno krew biesów płynie w
jego żyłach. Na ciało i krew dziewcząt wielce jest łakomy, a
poznać można go łatwo, bo skórę ma żółtą jak łuska Złotego
Smoka, na którym miał jeździć bożek Swarożyc.
-
Skąd wiesz, panie bracie, że to Sołotar jest winny? - spytał
Miorsz.
-
Jedna dziewka godna zaufania, Anula z Krasibrzegu widziała na własne
oczy jak Sołotar zadał jej przyjaciółce Kachnie jątrzącą się
ranę swym ołowianym członkiem, a następnie rozszarpał ją kłami
i pazurami, po czym strzępy z jej ciała wpakował sobie do gęby.
Biedaczka ujrzała to wszystko chroniąc się na wierzbie, a gdy
Sołorar zajęty był żarciem, zsunęła się cicho i uciekła jak
łania do swej wioski – pan Gościwit aż splunął z obrzydzenia,
twarz Miorsza przybrała zaś odcień zielonkawy.
-
Nie darowałbym sobie gdyby ta kreatura skrzywdziłaby moją panią,
Gewissę! - mówiąc to Miorsz uderzył kułakiem w stół. - Nie
pozwolę aby zrobił cokolwiek królowej, ani żadne innej
niewieście!
-
I to są słowa godne Rycerza Okrągłego Stołu – pochwalił pan
Gościwit. - Oby twoje czyny nie okazały się gorsze! - tymczasem
wesele wciąż trwało, a młoda i piękna Gewissa, córka Artura i
Ginewry spoczywała już w ramionach swego męża, króla Bogdala,
syna Olszana.
*
Nikt
nie wiedział, że Sołotar przybył do Analapii na zaproszenie
chcącego wykorzenić chrześcijaństwo żercy Wizduna, który
pożarty przez żółtego potwora, zabrał tę tajemnicę do mogiły
mieszczącej się w jego trzewiach. Na niebie ukazał się właśnie
złocisty Księżyc otoczony rojem gwiazd, kiedy Sołotar w mroku
swej nory siedział na stołku z pnia i dumał jaką jeszcze szkodę
by wyrządzić. U jego stóp walały się czaszki dziewcząt i
młodych niewiast, rozbite kamieniem w poszukiwaniu mózgu. Sołotar
wielce był łasy na piersi, uda, pośladki, serca i wątroby, a jego
norę wypełniał zaduch gnijącego mięsa. Zabawę kosteczkami
palców przerwał mu nagły błysk pochodni i donośny głos
wołający:
-
Sołotarze! Jestem Miorsz z Logres i przyszedłem ukarać cię za
twoje zbrodnie! - w dłoni rycerza z Brytanii połyskiwał miecz
Srebroń.
,,Odłóż
miecz – odezwał się głos Sołotara w głowie rycerza. -
Wskażę ci miejsce, gdzie ukryte są skarby, które uczynią cię
potężniejszym niż Artur i Bogdal razem wzięci, jeno poniechaj tej
bezsensownej walki. Czyż twój rzymski Bóg byłby zadowolony, że
chcesz przelać mą krew?’’
-
Nie będzie mnie pomiot Lucyfera uczył Pisma Świętego! - warknął
Miorsz i natarł na potwora.
Sołotar
jął machać pokaźnymi uszami jak słoń, tworząc tym porywisty
wiatr ciskający w stronę rycerza odłamkami kości, a gdy to nie
pomogło, wsadził żółtą łapę do czerwonych gaci i wydobył z
nich ciężki, stalowy drąg pokryty magicznym pismem z Lemurii.
Miorsz parę razy otrzymał ciosy w hełm, aż w końcu odciął
Srebroniem dłoń dzierżącą drąg, podniósł go i z rozmachem
wbił w błyszczące czoło potwora. Rycerz nie zdołał spełnić
swego zamiaru przywiezienia szczątków Sołotara do stołecznej
Nesty na dowód dla króla Bogdala, zamieniły się one bowiem w
garść ziaren maku. Jednak drąg wystarczył królowi za dowód
zwycięstwa.
-
Na pamiątkę tego, że przybyłeś do nas zza morza, tak jak
patriarcha Noe będziesz się pieczętował herbem Korab –
powiedział król Bogdal w czasie uroczystości w stołecznej Neście,
a królowa Gewissa w imieniu wszystkich niewiast Analapii ofiarowała
Miorszowi złoty wieniec.