Długie wieki nim nastał król Sław Stumogilen, wśród Antów znad rzeki Ister i Morza Ciemnego władzę sprawowali sędziowie. W owych to zamierzchłych czasach, na utrapienie Słowian, ziemię tracką nawiedził Żmij – pół – jaszczur, a pół – człowiek; luty potwór rozkazujący wodzie. Wyższy był niż najwyższe drzewo, zaś Góra Aradvi – Sura – Aredvi w paśmie Imalain, będąca najwyższą górą świata, sięgała mu ledwo do piersi. Pokrywała go gruba jak u hipopotama, ciemnozielona skóra, okryta twardymi jak stal łuskami. Miał jaszczurczy łeb i ogon, zęby rekina, krwistoczerwone, świecące w mroku oczy złaknionego krwi wąpierza, ludzkie ręce i nogi o palcach zakończonych orlimi szponami, zaś w jego pępku mogłoby się zmieścić stadko gęsi wypasanych przez sierotkę Aredvi Milovanę. Groźny był. W swej pysze nieugaszonej mawiał: ,,W moich łzach Enkowie się kąpią i piorą szaty'', a głos jego wywracał drzewa i burzył domy. Pożerał smoki, wieloryby i węże morskie, ale też mniejsze zwierzęta jak tury, żubry czy łosie. Chętnie pożerał ludzi, a szczególnie zasmakował w młodych i pięknych dziewicach, które nakazał składać sobie w dani. W razie odmowy bezlitośnie karał Słowian i Traków powodując susze mocą noszonego na palcu Pierścienia Wodnika; złotej obrączki z szafirem, dającej władzę nad wodą. Wśród ludu krążyły legendy o mocarzu, co przyjdzie z daleka i powali Żmija jak wichura powala dęby, ale jego czas jeszcze nie nadszedł, a zastępy urodnych panien topniały jak śniegi na wiosnę. Mokosza pragnąc położyć temu kres, za przyzwoleniem Agejowym, ukazała się Żmijowi w całym swym blasku, aby go upomnieć i nakazać mu zejście ze złej drogi. Żmij jednak nie widział jej, ani nie słyszał, bo uniemożliwiała mu to nieopanowana pycha. Wobec tego Mokosza udała się do wsi Sredzkiego Krasnysza, gdzie mieszkało dwoje dzieci; Zwolen wraz z siostrą Zieleną; dzeci o sercach pełnych dobroci i pokory, które kochały Mokoszę jak matkę. Enka lubiła je odwiedzać w ich własnej chacie, gdzie pomagały rodzicom. Nieraz mówiła im o rzeczach, do których mędrcy i możnowładcy nie dorośli.
-
Mąż zrodzony do zabicia Żmija już się narodził i chodzi po
świecie – oznajmiła Mokosza rodzeństwu. - Jest nim Momcził, syn
Delisława, sędzia Antów. Przebywa teraz za lasem, w grodzie
Šafranicy, gdzie słucha skarg i narzekań. Idźcie przez puszczę,
a żadna strzyga czy zbój was nie ukrzywdzi – dzieci udały się w
drogę, a nad tym by nic ich nie zaatakowało dyskretnie czuwał
oddział wilków z rozkazu Dziewanny Šumina Mati.
Po
przybyciu do Šafranicy odnalazły sędziego Momcziła zasiadającego
na drewnianym tronie na rynku. Tam przychodzili do niego mieszkańcy
grodu i prosili o rozstrzyganie swych przyziemnych spraw, podczas gdy
Żmij siał grozę w najlepsze. Dzieci z wielkim trudem dotarły na
zatłoczony rynek grodu. Dorośli chcieli je odegnać, aby ,,nie
zawracały głowy pasterzowi Słowian i Traków'',
jednak Momcził dostrzegł je. Usłyszawszy błaganie o podjęcie
walki ze Żmijem, głęboko tym poruszony, zawołał tylko: ,,Nie
czas żałować róż, gdy płoną lasy'',
co oznaczało, że spory šafraniczan mogą poczekać na
stosowniejszą chwilę. Wsiadł na swego białego konia, po czym
pognał w góry, gdzie znajdował się wykuty w skale tron Żmija. Do
drodze odwiózł Zwolena i Zielenę do ich wioski, zaś rodzice nie
zauważyli ich zniknięcia, bo Zennica zesłała na nich twardy sen.
Pędząc ku górskiej siedzibie potwora, Momcził prosił o pomoc
Ageja i wszystkich Enków. Przepraszał, że pozwolił, aby sprawy
mniej ważne przysłoniły mu to, co zagrażało życiu wszystkich
plemion na jego terenie. Gnał na złamanie karku ku ośnieżonym
szczytom i prosił Enków by napełnili mocą jego oręż, by mógł
zabić potwora wielkiego i bezlitosnego. Mokosza przychyliła się do
jego próśb i w jednej chwili dała jego białemu rumakowi skrzydła.
Momcził leciał teraz ku tronowi Żmija na grzbiecie Pegaza, zaś w
dole pokazywali go sobie pasterze i rolnicy mówiąc:
-
Oto przybywa nasz wyzwoliciel, skrzydlaty wojownik, zbudzony ze snu
długiego!
Junak
galopował wśród chmur, jego czarna grzywa wiła się na wietrze, a
promienie Słońca złotego odbijały się w klindze jego miecza
Sieczuna i łuskach karacenowej zbroi. Żmij spał siedząc na swym
kamiennym tronie wykutym przez zastępy niewolników, albo też
magicznym sposobem. Obudził się słysząc głos złotego rogu
Momcziła. Ledwo otworzył oczy, kopyta siwego Pegaza podkutego
złotem zadudniły na jego gadziej głowie, a miecz herosa przeciął
grubą skórę i kość czaszki. Żmij ryknął, aż posypały się
lawiny, zerwał się z tronu i próbował złapać junaka na
skrzydlatym koniu.
-
Ja ci pokażę! - ryczał Żmij niby pewien wilk odgrażający się
stale wymykającemu się zającowi.
-
A co takiego mi pokażesz? - szydził Momcził. - Swoje kiszki?
Pegaza
było równie trudno złapać jak muchę, a gdy szponiaste palce
Żmija już miały się zacisnąć na rumaku i jeźdźcu, Momcził
odcinał je równie łatwo jak dziecię śniające kijaszkiem główki
ostów. Gdy Żmij postradał od miecza wszystkie palce prawej ręki i
większość lewej, oraz koniuszek ogona, Momcził zaszarżował nań
i z całej siły zatopił zaczarowany miecz w gardle potwora. Ciął
nim parę razy, aż z rozciętej tętnicy wypłynął istny wodospad
krwi. Żmij rozłożył ręce, a z jego paszczy poleciała krwawa
piana. Budzący trwogę syn żmija Szarżuna i smoczycy Velki, padł
z łoskotem na ziemię, a jego dusza połączyła się z Gorynyczem
ku wiecznemu utrapieniu. Momcził wylądował na truchle wroga,
wyciął mu język poleciał pokazać go na wiecu jako dowód
śmierci Żmija. Po całej ziemi Antów rozniosła się sława jego
czynu. W pieśniach zwano go odtąd Momcziłem Zmiejoborem i
nalegano, by został królem, czego on odmawiał. Gdy na bezskrzydłym
już koniu wkroczył do Sredca, aby pokazać na wiecu język Żmija,
ujrzał wychodzącą mu naprzeciw Mokoszę w sukni szmaragdowej,
która zstąpiwszy na ziemię przyjęła gościnę u grododzierżcy.
-
Proś o nagrodę, Zabójco Żmija – rzekła złotowłosa,
niebieskooka Enka o jasnej skórze do Momcziła.
-
Pani, nie proszę cię o władzę cara i bogactwa, bo to wszystko
jest ciężarem i przynosi utrapienie. Nie proszę też o długie
życie, ani o zgubę mych wrogów.
-
Herbu – odparł Momcził, - który upamiętniłby moje wędrówki i
walki; herbu, który odróżniłby mnie od wyrodnych braci, którzy
mnie wydziedziczyli przy podziale ojcowizny.
-
Od tego dnia, noś więc z dumą herb Starykoń, na którym będzie
wymalowany twój biały rumak, który jako Pegaz niósł cię do
zwycięstwa nad Żmijem. Drugim moim darem będzie klejnot, którym
niegdyś obdarowałam Volcha Alabastę i Tatrę – na dłoni Mokoszy
ukazał się diament o dziesięciu kolcach. - Każdy z tych kolców
wyobraża jedno z mych imion. Jest to narzędzie modłów, a nie
ozdoba – Momcził przyjął oba dary, a gdy powstał z kolan,
grododzierżca i Mokosza wśród radosnych okrzyków tłumu,
zaprowadzili sędziego Antów na ucztę z okazji zwycięstwa.
Momcził
poślubił Paprotkę, córkę Napiwona, jedną z owych panien
wylosowanych na ofiarę dla Żmija. Była to panna miła i piękna –
smukła, o cerze jasnej jak kość słoniowa, oczach niby szafiry, a
włosach długich i złotych. Jej ojciec podarował jej jako prezent
ślubny suknię uszytą ze złotych i srebrnych nici, naszywaną
perłami i drogimi kamieniami. Ślub i wesele Momcziła i Paprotki
odbyły się w wiosce Sredeniu, rodowej siedzibie Napiwonów. Zarówno
nowożeńcy jak i goście założyli pióropusze z piór pawich,
jedli pieczone w całości dziki i jelenie i pili aromatyczny, mocny
miód, który ofiarował im goszczący na ziemiach słowiańskich,
siwobrody czarodziej Celinus z Galii, odziany w szaty błękitne a
powłóczyste. Owego Celinusa, mistrza białej magii, Włosi nazywali
imieniem Celio, zaś Słowianie – Lipcowym Czarnoksiężnikiem
Miodu.
Momcził
wciąż niestrudzenie przemierzał ziemie Antów, by rozstrzygać ich
spory, bronić wdów i sierot, tępić rozbójników i potwory. W
Morzu Rajskim żył wielki niczym piętnaście wielorybów, smok
Tyfon Bezdusznik o skórze brązowej, grubej i twardej. Nie miał
skrzydeł, jak przystało na smoka morskiego, za to najbardziej
przypominał notusa – morskiego gada o długiej szyi i pysku,
palcach spiętych błoną i ogonie jak u krokodyla. Brunatny Tyfon
Bezdusznik budził paniczny lęk tak u Słowian jak i u Greków.
Zatapiał ich okręty i tak jak Żmij zsyłał na kniaziów i
archontów sny, w których domagał się ofiar z dziewic pod groźbą
zatopienia portowych miast. W owym to czasie kiedy sędzia Momcził
przybył z wizytą do ziemicy Milingów, z rozkazu Tyfona
Bezdusznika, którego liczne ludy czciły jak boga i lękały się
go, urodziwą pannę Milaškę,
córkę kniazia Korsaka, w którego rodzie kwitł kult Chorsa –
Srebronia, przywiązano do masztu małęj łódeczki i wypuszczono na
otwarte morze jako żertwę dla potwora. Gdy wieść ta dotarła do
uszu Momicziła, zawrzał on nieopisanym gniewem.
-
Wiedźcie mężowie ludu Milingów – zawołał, - że tym oto
mieczem z łaski Mokoszy ubiłem potwora Żmija, co omal nie wygubił
Antów. Drugi raz może mi się nie powieść; mimo to spróbuję
waszego Tyfona odesłać do Gorynycza. Jeśli mi się nie uda,
zobaczycie jak umiera wolny Słowianin!
-
Nie jesteśmy ludem tchórzy, sędzio Antów – ozwał się setnik
Domagoj, syn Korsaka. - Zabicie Tyfona Bezdusznika przekracza siły
człowieka, ale jeśli jesteś szalony, to próbuj i giń! - Momcził
nie tracąc czasu na swary, dosiadł Starego Konia i pogalopował w
stronę morza.
Po
raz kolejny Mokosza wysłuchała jego prośby, sprawiając, że
wierny, stary siwek zamienił się w Pegaza i poszybował nad
wzdętymi wodami. Tyfon Bezdusznik robiąc ogromne fale, wynurzył
się z głębiny i już zaciskał płetwiastą łapę na łódeczce z
knezinką Milašką, gdy
nadleciał Momcził i pięciokroć uderzywszy smoka w tłusty kark,
odrąbał mu głowę, która wpadła do morza wciąż kłapiąc
szczękami. Milaška została
ocalona. Momcził zwrócił pannę jej zadrudze i powrócił do kraju
Antów. Uratował już wiele urodziwych panien, lecz tej nie mógł
zapomnieć. W swoich wyprawach coraz częściej nawiedzał ziemicę
Milingów, aby widzieć piękną Milaškę, ona zaś była rada jego
odwiedzinom. Momcził wiedział jednak co to honor i odpowiedzialność
– miłował swą żonę Paprotkę i daleki był od zdrożnej myśli
o jej porzuceniu. W końcu zdusił w sobie pragnienie życia z piękną
córą ludu Milingów i razem z żoną udał się do chramu Mokoszy,
by biorąc ją za świadka, jeszcze raz wypić miód ze świętego
rogu i przyrzec sobie dozgonną miłość. Po tej ceremonii, Milaška
zaprosiła do swego kraju Momcziła i Paprotkę, aby byli jej
świadkami na ślubie z księciem Cisławem.