,,Nazywali go psim synem, lecz on nie miał tego za obelgę'' - ,,Codex vimrothensis''
Enka
Żweruna, córka Boruty i Leśnej Matki miała postać wielkiej,
burej suki o białym brzuchu, polującej w puszczach nad Nemaną.
Dziewanna zrodziła ją w erze czwartej, zaś tak jak potomstwem
Kołowierszy są koty, tak pomiot Żweruny stanowią psy ludziom
wierne. Szczególną cześć odbierała w starożytnej Litenie.
W
erze dwunastej wzięła na siebie postać pięknej i silnej
niewiasty, przez Słowian zwanej Mladka, zaś przez Celtów –
Macha. Była to łowczyni, biegle władająca łukiem i oszczepem,
skręcająca głowy dzikim bykom i potrafiąca dogonić jelenia,
wędrująca lasami panna o ciele wysmukłym i twardym, włosach
długich i czarnych, w białą suknię przez rusałki utkaną
odziana. U kresu swej wędrówki poślubiła księcia Kroka
Lutosławica władającego grodem Beliną (Velina),
leżącym na ziemiach późniejszej Bohemii.
Owocem
ich miłowania wzajemnego był syn, zwany Suczycem Sukosławem. W noc
jego poczęcia gwiazdy ułożyły się w figurę lutego psa
strzegącego murów miejskich, lecz filozofowie – gwiazdorze nie
umieli powiedzieć co to znaczy, jeno wykłócali się zacietrzewieni
i pletli koszały – opały. Jakżeby inaczej, skoro ich mądrość
nie pochodziła od Ageja, ni od Enków. Suczyc zwany Sukosławem
wyrósł na młodzieńca łamiącego podkowy i rozrywającego
kolczugi, duszącego wilki, dziki, niedźwiedzie, tury i żubry i
wyrywającego drzewa z korzeniami, a siła jego zaklęta była we
włosach, tak jak to mieli Samson i Janosik. Krnąbrny był. Nie
cenił sobie nauczycieli; żerców i filozofów; uczących pisma
tinezyjskiego i języka starokrasnego, dziejów minionych, spraw
boskich i anielskich. Miast tego wolał pędzić dni na łowach,
utarczkach z wojskami sąsiednich księstw, karczemnych burdach i
pijatykach i choć ojciec nie szczędził mu karcenia – na
obmacywaniu dziewek. Gdy książę Krok umarł od ciosu zatrutym
ostrzem włóczni awarskiego najezdnika, Mladka widząc, że lud
Beliny z każdym rokiem staje się coraz gorszy, mając w pogardzie
cnotę, a wybierając nierząd, pijaństwo i niesprawiedliwość,
któregoś dnia na oczach osłupiałego dworu znów stała się suką
i uciekła do lasu.
Odeszli,
porzucając chramów święte progi,
Dawna
ostoja państwa: wszystkie naraz bogi''
-
jak powiedział to Wergiliusz w ,,Eneidzie''.
Żwrruna słusznie opuściła Belinę – jak głosi Kosa Oppman, bo
ci co w niej mieszkali, nie chcieli pełnić Zakonu zapisanego w
,,Gołębiej
Księdze'',
a głoszonego przez mity, sny, żerców i filozofów. Od tego czasu,
Belina upadła pod ciosami mieczy, toporów i drągów sąsiednich
księstw Słowian i Awarów.
W
owych dniach Suczyc Sukosław z mieczem Vałgirem przecinającym stal
i kamień, oraz z maczugą Mozgavą, na karym rumaku Vronaju, siał
spustoszenie na polach bitew, wrogów napełniając strachem i
podziwem, lecz nec
Hercules contra plures,
kiedy inni wojowie wyniszczeni pijaństwem i rozpustą byli zbyt
słabi na ciele i duchu, by obronić księstwo. Belina upadła, a
młody książę utracił to, co należało mu się jako dziedzicowi.
Wówczas to uszedł na Wschód; ową ostoję wygnańców i wyrzutków,
gdzie zaszył się w borze razem z gromadą innych straceńców przez
zły los prześladowanych. Trudnili się oni rozbójnictwem, czym
Čorta Franta Przecherę radowali, zaś Sukosław został ich
hersztem, w miejsce zabitego przez siebie. Dawniej nawet w
najgorszych snach, nie przypuszczał, że będzie czynił to, czego
uczono go nienawidzić, jednak z czasem zobojętniał na zło, które
czynili jego ludzie. Niekiedy ukazywała mu się jego matka, Żweruna
w psiej postaci i patrzyła nań długo a skomlała smętnie, lecz
jej syn myślał, że to tylko zwykły pies. Sukosław nie na
wszystko pozwalał swoim kamratom; trzymał ich twardą ręką i
bezlitośnie karał tych z nich, którzy gwałcili a i zabijać
napadniętych nie pozwalał. Niemniej to czym się trudnił było złe
w oczach Enków, przeto odebrali mu nadludzką siłę; którejś nocy
Ziemia – Matka wchłonęła ją w siebie, a gdy junak się obudził,
spostrzegł, że jest bardzo słaby.
*
Nie
było to jego jedyne zmartwienie. Spostrzegł, że wszyscy jego
kamraci jakby wyparowali. Na próżno nawoływał braci Leszka i
Mieszka, Barnisława, Barnimira i Barmaleja. Zniknęli jakby ich
jakiś Čort przykrył ogonem. Obolały i zmęczony Sukosław syn
Żweruny osiodłał Vronaja, czarnego jak skrzydło wrony, jedynego
konia jaki ostał się w obozie i ruszył na poszukiwanie swej
drużyny. Gdy tak szukał, błądząc po lesie, natknął się na
cudną pannę w ognistej koronie, złotowłosą, a w białe szaty
odzianą niby królowa Syrta z Magicznego Carstwa. Była zbyt piękna,
by nie domyśleć się, że jest rusałką. Sukosław cofnął się
onieśmielony i zgiął kolano uznając w niej jytnas, zaś nimfa
nieziemskiego blasku pełna, rzekła doń głosem urokliwym i
łagodnym.
-
Nie obawiaj się mnie, Sukosławie, synu Żweruny. Nie poznajesz
mnie? Jestem jytnas Dana, ta sama, o której mówią pieśni, iż
poślubiona księciu wodników Dunajowi, gościłam rusałcze królowe
Nastazję i jej córkę Walaszkę. Czyżbyś nie pamiętał, herszcie
rozbójników, że to ja byłam ową dziewczyną, której nie dałeś
ukrzywdzić swym kamratom? - Sukosław przypomniał sobie jak parę
miesięcy temu, z owego powodu rozbił pałką łeb poprzedniego
herszta, Bora.
-
Czy nie wiesz, pani, co stało się z moimi kamratami? - spytał
suczy syn.
-
Ależ oczywiście, że wiem! - odrzekła jytnas Dana. - Na mocy swych
uczynków stali się łupem Suczy.
-
Mówisz zagadkami, kiej ten Sfinks – odparł syn Żweruny. - Któż
to jest Sucz?
-
Sucz jest smokiem, którego skrzydła błoniaste już się rozwinęły
– prawiła Dana. - Sucz jest samicą, co krew Rykarów w jajach
białych zamyka.
-
Czy zostali pożarci? - spytał herszt hulajpartii.
-
Nie, jeno powiodła ich za sobą gęsiego, niby grający na flecie
myzykus teutoński szczury, po czym przywiodła ich w sekretne
miejsce, gdzie polują rysie i rosomaki, rzuciła na nich czar
sprowadzający letarg. Śpią niby rycerze zaklęci, czekający
znaku, by się przebudzić i znów bić wrogów Sklawinii, a Sucz ich
pilnuje. Ty jednak, Sunu Suki, możesz ich zbudzić.
-
Płocho to wygląda – rzekł Sukosław – bom w nocy, kiedym spał,
postradał swą moc junacką.
-
Utraciłeś ją, boś źle jej używał – odparła Dana – w
sposób niegodny bohatera, jeno łotra. Po drugie, to nie siła
rozstrzyga o wszystkim.
-
Piękne słowa – mówił Suczyc – ale tylko … słowa.
-
Nie – zaprzeczyła Dana. - Chcesz wiedzieć? Prawda jest taka, że
Agej dopuszcza niekiedy słabość swych wojów, aby poprzez nią
widać było jego moc – Sukosław i Dana poświęcili rozmowie na
wzniosłe tematy jeszcze z półtorej godziny, aż w końcu heros
mocy swej pozbawiony, poprosił jytnas o pomoc.
-
Twoi kamraci śpią na wschodzie, śniąc sny wielce przyjemne. Będę
cię do nich prowadziła nocami zamieniona w gwiazdę, jaśniejszą
od pozostałych. Kiedy smoczyca się na ciebie rzuci, nie walcz, jeno
uciekaj do kuźni, przybytku Swarożyca, tam znajdziesz ocalenie.
Sukosław,
zwany Suczycem usłuchał Dany; ruszył za nią w drogę, a co noc
wzrok swój kierował ku gwiazdom, przewodniczkom łodzi. Szedł
przez lasy i stepy; w siołach wolał się nie pokazywać. W końcu
dotarł w porosłe wysoką trawą, a pełne czaszek i kości miejsce,
gdzie czuwała Sucz. Smoczyca, córa Czarnoboga i Mary, leżała
wśród burzanów, wyglądając z oddali niczym zielona góra, zaś
ci co rabowali w Sukosławowej bandzie, spali teraz pod dębem,
większym i bardziej rozłożystym niż bywają dęby, snem
kamiennym, czarodziejskim. Gdy Sukosław na grzbiecie wiernego
Vronaja, dzwoniąc srebrnymi podkowami wjechał na Suczy Step, bo tak
nazywało się to miejsce, przez Ptolemeusza zwane Smoczym Stepem,
zielona poczwara tylko udawała sen. Gdy ujrzała jeźdźca i konia,
otworzyła drugie oko, żółte i pełne grozy, rozwinęła skórzaste
skrzydła, ryknęła rozdzierająco, wypuściła z paszczy ognisty
strumień, po czym rzuciła się niczym pantera w stronę herosa. Ów
dobył miecza Vałgira, jak promień Miesiąca lśniącego i
rozpłatał nim pierś smoczycy. Rana jednak natychmiast zabliźniła
się, bowiem Sucz czerpała siłę z ziemi niczym wampir krew ze swej
ofiary. Smoczyca jednym ciosem szponiastej łapy przetrąciła
kręgosłup dzielnego rumaka, zaś tnący stal i kamienie miecz
rozgryzła w białych, zatrutych zębach. Suczyc przypomniał sobie
wówczas radę jytnas Dany i choć ze wstydem, rzucił się do
ucieczki, zaś Sucz deptała mu po piętach. Uciekając co tchu, z
wywieszonym jęzorem, nawet nie spostrzegł jak przybrał postać
wielkiego psa doga, bo taką moc miał po swojej matce. Dopadł
chatki, która była kuźnią i już jako człowiek zatrzasnął za
sobą drzwi. Sucz jednak wsunęła przez szparę w oknie swój język,
a był to narząd długi, cienki, różowy, pokryty zatrutą śliną,
zakończony zaś żądłem. Sukosław był niestraszony tak jak jego
macierz Żweruna – bez lęku rzucająca się do gardeł turów i
żubrów. Wielu na jego miejscu ,,załamałoby
łapy i bijąc się w chrapy, wołałoby gromu, aby ich dobił'',
jednak Żweruni syn nie stchórzył, a krew jego pozostała zimna jak
u smoka. Chwycił kowalskie kleszcze, rozgrzane w ogniu do
czerwoności i z całej siły ścisnął nimi język Suczy. Smoczycy
oczy omal nie wyszły z orbit, a tańczyła z bólu jak fryga.
,,Oszczędź
mnie, waleczny młodzieńcze...''
- odezwała się w umyśle swego pogromcy, ten zaś odparł jej na
głos:
-
Puszczę twój język, wywłoko, tylko wtedy jeśli przywrócisz
życie mym towarzyszom, a spróbuj powiedzieć, gadzino, że to
niemożliwe, to stracisz swój kłamliwy język! - smoczyca choć
niechętnie, zdjęła czar ze zbójców, ci zaś już nigdy więcej
nie łupili na gościńcu. Przeciwnie, zostali klepkami w
Kościelisku, aby pokutować za zło, które wyrządzili. Psi syn
zaś, w którego na powrót wstąpiły moce, jeszcze niedawno
utracone, narzucił Suczy jarzmo ogromne i poganiając ją świętym
batem jytnas Petrysława, wyorał w ziemi szeroką i głęboką
bruzdę, po czym odesłał smoczycę do Welesa, cokolwiek by to miało
znaczyć. W miejscu zaznaczonym bruzdą założył gród nowy, gdzie
jako kniaź sprawował rządy nad Multańczykami, Getami, w których
żyłach krew elfów płynęła i Słowianami, a imię grodu:
Suczawa, na cześć groźnej Żweruny.
Sukosław,
pan wielki suczawski długo poszukiwał niewiasty, która zgodziłaby
się zostać jego żoną. W końcu jego wybór padł na Sołodavę;
księżniczkę z Tartar. Opowiadano o niej, że tak jak wszyscy w jej
krainie doskonale strzelała z łuku, a raz by popisać się swą
sztuką łuczniczą, chciała położyć sukę Żwerunę, nie
wiedząc, że to Enka. Jednak nim strzała wyleciała z łuku,
Żweruna przybrała ludzką postać i udzieliła błogosławieństwa
synowi i synowej.