Pewnego razu Ferdynand Kiepski zaprosił do siebie do Wrocławia na pijatykę, samego Jakuba Wędrowycza. Najlepszy świecki egzorcysta, który wracał właśnie z kompleksu Riese, gdzie razem z Dariuszem Kwietniem polował na wilkołaki, przyjął zaproszenie. Razem ze swym przyjacielem, Semenem Korczaszką przyleciał do Wrocławia na latającym dywanie kupionym na Ruskim Targu w Wojsławicach od przemytników z Azerbejdżanu. Jakub i Semen zabrali ze sobą ogromną butlę bardzo mocnego bimbru. W mieszkaniu na ul. Ćwiartki 3/4 już czekali na nich Ferdek wraz sąsiadami Arnoldem Boczkiem i Marianem Paździochem. Jednak żona Ferdka, Halina i jego córka Mariola były bardzo niezadowolone z tej wizyty.
- Fuj! - zatykając nos skrzywiła się Mariolka. - Te dziady śmierdzą jeszcze gorzej niż pan Badura!
Matka i córka z palcami na nosach wyskoczyły przez okno. Groziła im śmierć, lecz na szczęście Jakub wyjął różdżkę należącą niegdyś do Harry'ego Pottera i zamienił obie kobiety w białe gołębice. Potem zaczęło się wielkie picie. Piwo ,,Mocny Full'' i bimber lały się strumieniami. Niestety ten ostatni, mocny niczym księżycowa wódka Płanetników, poważnie zaszkodził Ferdkowi. Wypalił mu kiszki i wysadził oczy z głowy.
- Umarł Ferdek, umarł i leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze! - powiedział pan Boczek.
- Trochę powagi, sąsiedzie! - skarcił go Marian Paździoch.
Jakub poskrobał się z frasunkiem po łysinie, po czym zza cholewy gumofilca wyjął fiolkę z panaceum - łzami Jerzego Zięby. Obficie skropił nimi Ferdynanda i w ten sposób go uzdrowił. Potem już do późnych godzin rannych grono najwybitniejszych pijaków w Polsce piło na umór niczym wujek Iwana Bezdomnego w Wołogdzie, śpiewając przy tym pijacką piosenkę:
,,Będziemy klepać się po pupie,
Będziemy kąpać się w zupie,
Będziemy tańczyć na słupie,