piątek, 11 września 2015

,,Sanatorium pod Klepsydrą''

,,Życie moje – sen wariata
Nie pojmuję tego świata
Wiem jak na imię mam,
Obejrzałem dwa seriale
Nic nie zrozumiałem,
Ale wiem – chcę naprawiać świat […]'' - Tomasz Makowiecki




Bruno Schulz (1892 – 1942) należy do moich ulubionych autorów. W 2004 r., a konkretnie w w dzień Wszystkich Świętych obejrzałem w telewizji film ,,Sanatorium pod Klepsydrą'' Wojciecha Hasa z 1972 r. na podstawie zbiorów opowiadań Schulza: ,,Sklepy cynamonowe'' i ,,Sanatorium pod Klepsydrą'' (przeczytałem obie te książki). Po raz drugi film Hasa obejrzałem we wrześniu 2015 r.




Akcja toczy się w pierwszej połowie XX wieku w tytułowym Sanatorium znajdującym się gdzieś w Austrii, w Drohobyczu – rodzinnym mieście bohatera filmu, a nawet w Meksyku. Sanatorium prowadził dr. Gerhard. Mieściło się w starym, bardzo zaniedbanym budynku, na którego dziedzińcu znajdował się kirkut. Wszędzie pełno było kurzu i pajęczyn. Pracowała w nim tylko jedna pielęgniarka mająca bardzo lekkie obyczaje. Pacjenci Sanatorium cały czas spali i śnili, zaś dr. Gerhard dysponował magiczną mocą cofania czasu. W owym miejscu czas nie płynął linearnie, ale wyłącznie cyklicznie, a granica między snem, a jawą była bardzo płynna. Główny bohater, Józef syn Jakuba przyjechał do Sanatorium pociągiem - widmem, aby spotkać się ze zmarłym ojcem. Poprzez Sanatorium przechodził do swego rodzinnego miasteczka, a nawet w jakieś tropiki zwane umownie Meksykiem, czyli do krainy dziecięcych marzeń. W swojej jakby onirycznej wędrówce przypominającej nieco psychoanalizę, Józef syn Jakuba spotyka swych starych rodziców prowadzących sklep bławatny, ich zmysłową, rudowłosą służącą Adelę (zalecali się do niej natrętni subiekci, a ona dała bohaterowi uciętą, kobiecą głowę, w końcu zaś wyjechała do Ameryki i utonęła w czasie sztormu), Murzynów w napoleońskich mundurach, zielone kobiety, stadko słoni, tajemniczego konduktora, ludzi przebranych za egzotyczne ptaki (np. za dzioborożca i tukana), dostawcę jaj egzotycznych ptaków i jego dwóch pomocników – personifikacje Hondurasu i Nikaragui, oraz trzech królów – Kacpra, Melchiora i Baltazara, którzy okazali się żydowskimi kupcami. W Sanatorium Józef odnalazł również swoją pierwszą miłość – piękną Biankę, którą uznał za meksykańską infantkę i swego kolegę z dzieciństwa Rudolfa. Ten ostatni posiadał markownik, czyli klaser, zaś Józef traktował znaczki pocztowe (dawniej zwane markami) niczym wersety jakiejś świętej, bądź tajemnej księgi. W onirycznym Meksyku, Józef spotkał również sławnych ludzi po śmierci zamienionych w żyjące manekiny. Byli to: serbska królowa Draga (1864 – 1903), Giuseppe Garibaldi (1807 – 1882), Skórzana Pończocha (postać z powieści Jamesa Fenimore'a Coopera), cesarz Franciszek Józef (1830 – 1916), meksykański cesarz Maksymilian I – arcyksiążę Maksymilian (1832 – 1867), włoski król Wiktor Emanuel II (1820 – 1878), oraz jakiś onanista z arystokratycznego rodu. W owym filmie bardzo spodobał mi się niesamowity klimat i bogactwo wyobraźni, oraz przesłanie mówiące, że człowiek nie może bawić się w Boga (cofanie czasu, wbrew nadziejom Józefa nie przyniosło mu szczęścia, bo jak mówił Heraklit z Efezu: ,,Nikt nie może dwa razy wejść do tej samej rzeki''). Ostatecznie Józef oślepł i zamienił się w konduktora.