,,
[…] ojcowie nasi byli Kimerami i trzęśli Rzymem i Greków
rozpędzili jak wystraszone prosiaki'' - ,,Vlesova kniga''
,,Kimmerjowie,
1.
u Homera fantastyczny lud żyjący w wiecznych ciemnościach. 2. Lud
tracki żyjący na płn. wybrzeżu morza Czarnego. W VIII i VII w.
prz. Chr. pustoszyli M. Azję, zostali wytępieni przez króla
lidyjskiego Alyattesa IV. około r. 600'' - ,,Encyklopedia Powszechna
Wydawnictwa Gutenberga tom 7 Izaszar do Kolejowe Rozkłady Jazdy''.
W
erach
dwunastej i trzynastej ze Słowianami sąsiadowały od wschodu
waleczne plemiona Scytów, Sarmatów i Kimerów. Ci ostatni wywodzący
swój ród od wielkiego wodza i junaka Kimira Lame (,,Kulawego'')
mieszkali nad Morzem Ciemnym i w Górach Jasowskich, zapuszczali się
na Głodowe Stepy Taj – Każk, do Tadżycji, Uzbecji, oraz nad
rzeki Tigrę i Evarat. Dzielili się na trzynaście szczepów, na
których czele stali królowie, zwani ,,sak''
(w mowie Tartarów z Mogol: ,,chan'').
Kimerowie zapuszczali brody i wąsy, nosili czapki frygijskie i
scytyjskie szaty czerwone. Od małego uczyli się jeździć konno i
strzelać z łuku. Nie zakładali miast, ale wędrowali z miejsca na
miejsce szukając pastwisk dla bydła i koni, oraz łupów wojennych
a sławy mołojeckiej. Na miejscu postoju zakładali obozy -
,,ałusy''
złożone z namiotów nazywanych jurtami. Z Enków czcili Jarowita i
Mokoszę nazywając ich imionami Tana – gar i Ardvisura –
anahita. Swych zmarłych oddawali płomieniom. Ich mężowie brali za
żony wiele niewiast, a ich liczba świadczyła o bogactwie. Pili
dużo kobylego mleka, a swych wrogów skalpowali. Królowie Alcius i
jego syn Kałka z plemienia Hurkala zjednoczyli Kimerów i podbili
szereg ziem Azji, takich jak Kolchida, Arman, Taj – Każk,
Kirgizja, Uzbecja, Tadżycja, aż po rzekę Induinus (Indus,
Sind).
W czasie owych podbojów prowadzili również zażarte i bezowocne
walki z Amazonkami, nałożyli jarzmo Alanom po zabiciu ich króla
Soslana, Inhas – Inguszom, Dagestanowi, Baktrii, Sogdianie i bitnym
mieszkańcom Gór Ikaryjskich. Kres imperium Kimerów ze stolicą w
Izbył – ałbasz położył najazd innego ludu iranwedżyjskiego –
Sarmatów, których rozpościerające się na trzech kontynentach
królestwa nie miało nigdy wcześniej ani potem równego sobie, pod
względem wielkości, kultury i bogactwa. Po jego upadku z powodu
rodzącego bunty, bezrozumnego okrucieństwa ostatniego króla,
Atamrasa, Kimerowie jeszcze długo dawali się we znaki różnym
ludom, aż wyniszczyli ich Lidyjczycy w erze trzynastej.
*
Wiele
wieków przed narodzinami króla Alciusa, nad kimeryjskim plemieniem
Urbala panował sak Kodoman utrzymujące przyjazne stosunki ze
Słowianami. Pewnego razu jego pasterze przynieśli mu w darze
maleńkiego chłopca. Znaleźli go porzuconego w górach. Jak głoszą
pieśni dziecię to pochodziło ze słowiańskiego ludu Antów.
Kimerowie i Hunowie choć dzicy i straszni na wojnie, miłowali
dzieci. Własnych nigdy nie zabijali, ani przed, ani po narodzeniu, a
cudze sieroty chętnie przyłączali do swych rodów. Takoż i król
Kodoman przygarnął słowiańskiego chłopca. Nadał mu imię Bodir,
które Słowianie wymawiali jako Bodo (Vodo)
i z wielką miłością wychowywał jak królewicza, nie przestając
go miłować jak rodzonego syna, także wówczas gdy młodsza z jego
żon, Lakmija z Bharacji powiła mu następcę tronu, księcia
Sozyryka.
Bodo
z Kimerii (Vodo
ezen Kimeriya)
wyrósł na witezia wysokiego i potężnego, o ciele smukłym i
twardym jak stal, jego włosy, broda i wąsy były barwy brązowej,
zaś czapka i szaty przypominały kolorem krew. Walczył szablą o
nazwie Ardas, którą ściął w boju niejedną głowę Huna czy
Awara, a jego wierzchowiec zwał się Białonóżka. Był to
przepiękny rumak z Arabii, czarny o białych nogach, górujący nad
innymi końmi pięknem, mądrością, odwagą i przywiązaniem do
człowieka. Bodo przewyższał swych przybranych braci Kimerów
wzrostem i siłą, a także sprytem i odwagą. Potrafił strzeliwszy
z łuku do rzuconego krzemienia skrzesać iskry, zgasić świecę
jednym uderzeniem bata, trafić lecącego ptaka sztyletem, cała noc
płynąć przez Morze Ciemne pełne potworów, czy razem ze swym
Białonóżką wspiąć się na niemal pionowy wierch. Również
niewiasty Kimerów spozierały nań chętniej niż na innych młodych
wojowników. Swej siły i sprawności nie zawdzięczał pochodzeniu,
jak chcieliby ludzie źli i głupi, bo bohaterów wydawały wszystkie
ludy na całym świecie, niezależnie od koloru skóry i języka.
W
siedemnastej wiośnie życia ojciec podarował mu byka, aby mógł
wyprawić dla przyjaciół urodzinową ucztę przy ognisku. Wesołą
zabawę młodych rycerzy z najlepszych kimeryjskich rodów popsuł
niejaki Ochos syn Keiša – salika, który wypiwszy ponad miarę
przedniego wina zakupionego w Surażu od Greków, złośliwy i pełen
zazdrości z powodu Sotenik – pięknej księżniczki z ludu Alanów,
która wolała Boda niż jego, pokłócił się o nią z przybranym
synem króla Kodomana i w kłótni nazwał go podrzutkiem. Wówczas
wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Bodo jednym ciosem pięści
przy aprobacie wszystkich ucztujących rozkwasił nos Ochosa, a ten
zawstydzony umknął do swej jurty jak zbity pies. Jednak złośliwe
i głupie słowa księcia – pijaka wycisnęły łzy z oczu Boda,
który ostatni raz płakał gdy się rodził. Jego towarzysze wojny
i łowów przekonywali go by nie brał sobie do serca słów
oszczerczych a obraźliwych. Jednak cierń pozostał w sercu. Bodo
poszedł do ojca i zaczął go wypytywać o to czy istotnie jest
jego rodzonym synem. Dowiedział się wówczas, że jako niemowlę
został porzucony w górach i odnaleziony przez kimeryjskich
pasterzy.
-
Powiadano, że jesteś dziecięciem Słowian'' – mówił stary
król. - Choć nie wyszedłeś z moich lędźwi, jesteś mym synem i
masz prawo do mego tronu, bo synem uczyniła cię nie krew, lecz
miłość.
Niedługo
potem Bodo wsiadł na grzbiet Białonóżki i pożegnawszy ojca i
brata udał się na wyprawę w nieznane. Skierował się ku ziemicom
słowiańskim, ku krainie swych przodków według ciała. Zaszedł
nad rzekę Piwonię, płynącą przez tereny późniejszej Analapii.
W rzece tej mieszkał olbrzymi gad nazywany Konotopem, bowiem
odżywiał się końmi, które porywał pod wodę. Wielkością
dorównywał karecie, pokryty był zielono – sinymi, olbrzymimi
łuskami. Jego grzbiet pokrywały zatrute kolce. Miał wydłużony
łeb z paszczą pełną ostrych zębów, cztery łapy o palcach
spiętych błoną i krótki, ruchliwy ogon. Jego całe ciało
pokrywała gruba warstwa śluzu, a wyłupiaste, żółte oczy,
wielkie jak spodki świeciły w ciemności. Antowie znad Piwonii
wielce lękali się Konotopa, a co gorsze wierzyli, że jest on
nieśmiertelny. Jednak Bodo z Kimerii nie dał im się odwieść od
zamiaru zabicia go.
-
Jestem wojownikiem Nieba i Stepu, przeto nie godzi się, abym
tchórzliwie pierzchał przed wyrośniętą żabą, tym bardziej, że
dotychczas nie zabijałem potworów. Nawet jeśli zginę, to chociaż
pokażę wam jak umiera wolny człowiek – Antowie wyśmiali się ze
słów młodzieńca i nawet żałowali go, że ,,chce
umierać tak młodo''.
Tymczasem
kimeryjski książę zaopatrzył się w nową i długą włócznię o
żelaznym grocie i o pełni Księżyca zaszarżował na Konotopa,
który wyszedł z wody. Potwó widząc smakowitego jego zdaniem konia
Białonóżkę, rozdziawił paszczę i począł pełznąć w jego
kierunku. Wtedy Bodo zatopił włócznię w jego trzewiach.
-
Na chwałę Kimerii i Sklawinii! - wzniósł triumfalny okrzyk, po
czym zadął w róg na znak zwycięstwa i opuścił osadę. - Trza mi
jechać dalej w głąb Sklawinii, by poznać lepiej lud, o którym
powiadają, że mnie wydał – rzekł sobie Bodo z Kimerii, po czym
ruszył na południe.
*
,,Jazon,
w
mit. grec. syn Ezona z Jolkos, brał udział w wyprawie Argonautów.
Według podania skończył śmiercią samobójczą'' - ,,Encyklopedia
Powszechna Wydawnictwa Gutenbetga tom 7 Izaszar do Kolejowe rozkłady
jazdy''
W
owym czasie w ziemi Greków żył heros Jazon (Jasonus)
przez Słowian zwany Jesionem. Zmierzając do grodu zwanego Iolkos w
płaszczu ze skóry lewarta i uzbrojony w dwie włócznie, spotkał
nad rzeką staruszkę z pawiem, która prosiła go by ją przeniósł.
Jazon uczynił to, a przekraczając rzekę zgubił jeden sandał. Tak
zaszedł do grodu, zaś władający w nim car Pelias wielce się
przeraził, bo wyrocznia ostrzegała go przed człowiekiem, którego
tylko jedna noga była obuta. Spytał Jazona w jaki sposób ukarałby
zbrodniarza chcącego obalić króla. Junak odparł, że wysłałby
go po Złote Runo; skarb strzeżony przez smoka w dalekiej
Kolchidzie. Wówczas car Pelias obarczył Jazona zadaniem
przywiezienia owego skarbu. Jak wiemy po Złote Runo wypłynęła na
Morze Ciemne przez Greków zwane Pontus Euxinus drużyna największych
bohaterów greckiej ziemicy. Jak podaje ,,Codex
vimrothensis''
wśród załogi korabia ,,Argo''
znalazł się też Słowianin, Bodo z Kimerii. Nim zaszedł do
Grecji wędrował przez ziemie późniejszej Slawi, gdzie u stóp
góry Gerlach oddał pokłon królowej Tatrze. Zabijał strzygi,
jenżi – baby, panki, léwice, olbrzymie węże i smoki, oraz
wilkołaki. W Panonii walczył z hipopotamem – ludożercą z
Błotnego Jeziora. Przeszedł przez Puszczę Dziewańską i Carstwo
Macedońskie. Szablą i strzałami z łuku niszczył olbrzymy i
rozbójników, wąpierze, złe południce, ubił też wrogiego
ludziom niedźwiedzia Ursa Mamruta z Montanii. Za jego sprawą
jeszcze przez długie wieki serca potworów napełniał lękiem sam
widok czerwonego kimeryjskiego stroju. Jako Argonauta, Bodo
wystrzelał z łuku harpie nękające króla Fineusa. W Kolchidzie
Jazon uzyskał pomoc pięknej, lecz groźnej czarownicy Medei. To ona
dała mu ziele, którym uśpił smoka i zabrał z drzewa zawieszone
na nim Złote Runo.
Również
Bodo znalazł sobie żonę w ziemicy Kolchów. Poślubił i zabrał
ze sobą Elenę; siostrę Medei. Była ona morską rusałką
pływającą w Morzu Ciemnym, a nocami wychodzącą na brzeg, by
tańczyć w świetle Księżyca. Elena urodziła się jako istota
ludzka, lecz w dziecięcym wieku ciężko zachorowała i żaden medyk
nie mógł jej pomóc. Również jej parająca się czarami siostra
była bezradna. Tonący brzytwy się chwyta, przeto matka Eleny i
Medei, królowa Kolchidy udała się nad morze, by prosić rozhukany
żywioł o uzdrowienie córki. ,,W
zamian Elena będzie twoja''
- obiecała morzu a te uzdrowiło królewnę. Minął jakiś czas i
czarne morze upomniało się o darowane sobie dziecię. Gdy Elena
weszła do ciepłego morza, te pochłonęło i otuliło ją swymi
falami. Obmyta w jego głębinie i uwieńczona perłami, przestała
już być istotą ludzką, a stała się jedną z morskich nimf,
które Grecy nazywali nereidami. Kiedy do Kolchidy przybył okręt
,,Argo''
, Elena pokochała Boda z Kimerii i dla niego opuściła ciemne fale
by żyć na lądzie. Razem popłynęli do Grecji, gdzie Bodo zakupił
zamek Nilf leżący w odległej okolicy u podnóża gór i tam
zamieszkali w szczęściu i miłości. Elena była bowiem
przeciwieństwem swej władającej czarami siostry Medei – okrutnej
i wyzbytej wszelkiej litości.
Jeszcze
w czasie wyprawy Argonautów, Medea poćwiartowała swojego młodszego
brata Apsyrtosa, będącego jeszcze dzieckiem i wrzuciła go w morze,
by opóźnić pościg (oczyścić z przelanej krwi zgodziła się ją
inna czarownica – Kirke), zaś już w Grecji widząc skłonność
Jazona ku innej niewieście, przesłała jej przesyconą złymi
czarami suknię, w której ta spłonęła.
Bodo
z Kimerii i Elena władali na zamku Nilf przez dziewięć lat,
doczekawszy się synów i córek. Jednak Bodo wciąż tęsknił za
swą przybraną ojczyzną Kimerią, a jednocześnie nie dawało mu
spokoju pytanie kim byli jego przybrani rodzice.
*
,,
[…] Podlesice, Perłowo – pterozaury, wiśta! W niebo […]'' -
,,Średniowiecze. Triumf gadów''
Pragnienie
poznania przeszłości nie pozwalało bohaterowi cieszyć się
teraźniejszością. Pożegnał więc żonę Elenę, panią na zamku
Nilf i wyruszył sam jeden na daleką wyprawę na północ, do
Sklawinii. Na grzbiecie wiernego Białonóżki zajechał na ziemię
późniejszej Analapii, gdzie czekała go niebezpieczna przygoda.
Szalała ulewa i biły srebrne pioruny, gdy Bodo w strugach deszczu
galopował wśród wapiennych skał sklawińskiej Jury zmierzając w
stronę grodu Podlas. Choć przywykły do znoju i niebezpieczeństw,
miał już dość chłodu i potoków wody lejących się z nieba.
Zamarzyła mu się ciepła karczma, a w niej gorący miód i pieczone
prosię, balia pełna pachnącej wody i biała, czysta pościel.
Nagle rozpędzony Białonóżka stanął dęba przed odzianym w szary
worek starcem, którego długie, szare włosy i broda pozlepiały się
w pełne wszy strąki. Bodo nie wiedział, że miał przed sobą
samego Boboliszka – srogiego Čorta o wyglądzie potężnego męża
z głową puchacza, który teraz przybrał postać ludzką i jeno
jego oczy świeciły żółtym światłem. Witeź uspokoił konia i
zagadnął staruszka. Ów tak poprowadził rozmowę, że nim Bodo
zdążył mrugnąć powieką, już wyznał, że nie zna swych
rodziców według ciała. Nie było to zbyt mądre z jego strony.
-
Ano, ja znam sposób, na to byś mógł poznać swą przeszłość i
uleczyć ranę serca – mówił Boboliszek – staruch. - Widzisz tę
jaskinię? Jest zaczarowana. Ta Jaskinia Czasu. Gdy do niej
wejdziesz, zaznasz wizji tego co było, jest i będzie. Czarowny
opar tejże jaskini wyjawi ci prawdę o twym pochodzeniu – Bodo
wierzył nieznajomemu jak jaki głupi i nie zważał na niepokój
Białonóżki, usiłującego go ostrzec. Już miał zagłębić się
w grocie, gdy starzec powstrzymał go. - Wchodź i nie zwlekaj, ale
przedtem zostaw przed wejściem broń, konia i przyodziewek, bo aby
zaznać wizji w czarownej Jaskini Czasu trzeba don wejść nagi i
bezbronny jak niemowlę – czy to zadziałały uroki tkwiące w
żółtych, sowich oczach dziada, czy też co innego, dość, że
Bodo dotychczas biegły w fortelach łowieckich i wojennych, teraz
postąpił naiwnie. Przywiązał wyrywającego się Białonóżkę
przed wejściem do groty, złożył na mokrej trawie szablę, łuk,
strzały i sztylet, po czym obnażył się. Nagi jak Novals począł
się wczołgiwać do jaskini, a jej wnętrze było mokre i pełne
brązowego błota. Gdy znalazł się w największej z komnat groty,
po której ścianach sączyła się źródlana woda, nie zaznał
czarownej wizji. Zamiast tego z mrocznych zakamarków wyłoniły się
dwa smoliście czarne, podobne do węży kształty. Bodo ujrzał ich
świecące żółtym światłem ślepia zajmujące pół głowy,
czarne wyrostki na głowie, parę łap zbrojnych w orle szpony i wnet
przypomniał sobie opowieści Słowian o lęgnących się w jednej z
grot Jury potworach – bliźniakach, którym pieśni nadały imię
Braci Bagorów (Brudasen
Vagoren).
Bohater zrozumiał wówczas, że tajemniczy dziad go oszukał i
pożałował, że jest nagi i bezbronny. Straszydła krążyły wokół
niego warcząc jak psy, on zaś chwycił kamień i począł je
odpędzać. Wiedział jednak, że daremne to były wysiłki. Bracia
Bagory czuły jego pot i strach, szczerzyły białe, szpilkowate
zęby i raz po raz kąsały, zostawiając krwawiące obficie rany.
Bodo kurczowo trzymał w dłoni kamień i wzywał pomocy Ageja i
Enków. Bracia Bagory zasyczeli jak węże, gdy w mrocznej i
wilgotnej grocie zjawił się rosły mąż uzbrojony w kilof i
zdobioną srebrem szablę. Na głowie miał stalowy hełm z
wprawionym weń rubinem, świecącym jak lampa. Nosił również
fioletową pelerynę, diamentowe guziki, a towarzyszyły mu
nieodłączne żaba Rechotka i mysz Chrobotka o czerwonym ogonku.
Bodo poznał go. Był to jytnas Skarbnik (Audanus),
pan kopalń, o którym prawiły legendy Słowian, że przed potopem
był wojem, co bronił górników przed podziemnymi potworami. Jego
oczy były czerwone. Z bojowym okrzykiem opiekun górników rzucił
się na Braci Bagory i pozabijał ich kilofem i szablą. Gdy
straszydła drgały jeszcze w kałuży swej zielonej posoki, rzekł
Skarbnik do największego z witezi Kimerów:
-
I na co ci to było? Po kiego pioruna w ogóle rozmawiałeś z tym
Čortem? Wy, ludzie, mnie przerażacie.
-
Racz nie gniewać się na mnie, panie a przyjmij mój dank –
odrzekł Bodo. - Chciałem tylko poznać prawdę o swoim ojcu i
matce.
-
Twoi rodzice istotnie byli Słowianami. Miałeś piętnaście braci i
sióstr. Całą twoją rodzinę wybiła Zaraza, a ty jeden się
uratowałeś, bo uznany za odmieńca zostałeś porzucony w górach.
Czy nadal chcesz znać ich imiona? Zrodziła cię Meria, poślubiona
Bolkowi, a twoi bracia i siostry to Gorevan, Władymir, Roslisz...
Żałuję, że nie miałeś takich rodziców jakich pragnąłeś. A
może miałeś?
-
Miałem – potwierdził Bodo. - Straciłem ojca, macierz i ród,
lecz odnalazłem je w Kimerii. Należę do dwóch ludów, lecz tylko
od jednego z nich zaznałem miłości.
-
Opuść jaskinię. Aby odkupić swój występek, pójdziesz do
Grecji, by zabić potwora Wurdołaka; pół – wilka, pół –
smoka, co zalągł się na szczycie Olimpu i stamtąd prześladuje
ludzi.
Bodo
wyszedł z nieszczęsnej Jaskini Czasu. Ulewa się skończyła, a na
spotkanie nagiego junaka czekał wierny Białonóżka. Čort
Boboliszek chciał go uprowadzić do Čortieńska na męki, lecz
został przegoniony Jarowitowym piorunem. Piorun ów spalił odzież
i broń bohatera, lecz ów od Skarbnika otrzymał nowe.
Na
początku ery trzynastej gród Podlas był stolicą królestwa Silen
Rydómiel, oblubienicy Lecha I Dalmackiego, przez Słowian zwanej
Ślągwą. Obecnie nazywa się Podlesice, a jego świetność dawno
przeminęła. W 2004 r. ja, co piszę te słowa byłem w owym miejscu
i zwiedzałem prastarą Jaskinię Czasu. Jednak wewnątrz nie
uświadczyłem żadnych czarów, skarbów czy potworów. Może to i
dobrze.
W
erze dwunastej w Italii zamieszkali Etruskowie. Ich praojcem był
Tirenus, syn Grabu i Jodły, a ojciec Larsa – pierwszego króla
owego ludu. Oddawali cześć Čortom; Czarnoboga czcili pod imieniem
Vejovisa; wyznawali też Tagesa – starca wielkości niemowlęcia,
którego rolnik wyorał z ziemi, Herkle – boga – osiłka
odzianego w lwią skórę, potwora Charu o orlim dziobie i oślich
uszach i inne złe istoty. Na ich cześć składali mnóstwo krwawych
ofiar, zaś ich pogrzeby uświetniały walki niewolników na śmierć
i życie. Lud etruski słynął nie tylko z okrucieństwa, ale też z
zamiłowania do rozpusty, obżarstwa i opilstwa w czym przypominał
obleśnych Sybarytów z ery jedenastej. W erze trzynastej Etruskowie
walczyli z Rzymianami, aż zostali przez nich podbici. W czasach
kiedy królem Czerwonej Krobacji był Mato, na czele ludu Tirenusa
stała Larsini Meridiana przez Słowian zwana Południcą. Była to
niewiasta o ciele białym, do rzeźby z eburnu podobnym i
kruczoczarnych lokach; długich i miękkich, lecz jej serce było
czarne i zimne. Królowa Meridiana w swym okrucieństwie kazała się
skazańcom i jeńcom wojennym; zakutym w kajdany i obnażonym, iskać
i zjadać swoje wszy; owady dorodne i obrzydliwe w smaku, jak można
przypuszczać. Jej dwór stanowiły sprowadzone z ziem słowiańskich
wąpie – urodziwe, lecz złe rusałki o kłach wapierzy, żywiące
się ludzką krwią. Ich pani też piła krew, a jej białe,
kończyste zęby były tak duże jak u tygrysa. Trzeba bowiem
wiedzieć, że Meridiana, córka larsa Erynusa, nim została
larsinią, jao młoda dziewczyna oddała się wąpierzowi, a ów
zatopił kły w jej szyi, wyssał łyk krwi i zamienił w wąpierzycę.
Tak jak wąpie były upadłymi rusałkami, co wybrały smoka Rykara,
tak etruska królowa stała się upadłą istotą ludzką, potworem
wśród krwawych i wyuzdanych władczyń Etrusków. Wąpierz, który
ją ukąsił i zerwał jej wianek to sam król tych nocnych łowców;
Tybald, który wstąpił na tron wąpierzy po śmierci ich króla
Żuławisława. Meridiana zostawszy wąpierzycą, poślubiła króla
Tybalda i urodziła mu syna Vrykolakasa, którego w erze trzynastej
zabił w Atenach książę Roxu, Filon, zwany Centaurobójca. Sam
Tybald władał wąpierzami jeszcze wiele wieków po śmierci
Meridiany, aż w erze trzynastej zginął w Roxie z ręki kniazia
Ruryka. Meriadana co noc polowała na ludzi pod postacią olbrzymiego
nietoperza, zaś w dzień śpiąc w ciemnym lochu, obmyślała coraz
to straszniejsze tortury. Nie znała miary ani w okrucieństwie, ani
w rozpuście. Obcowała cieleśnie ze swymi niewolnikami i jeńcami,
by zaraz po nacieszeniu się nimi, mordować ich, tak w naszej erze
czyniła murzyńska królowa Amina. Zresztą Tybald, o (wstyd to
mówić) – członku długim i sztywnym jak u satyra, też lubił
rozpustę i odwiedzał krocie kochanek, które po zaspokojeniu swej
żądzy rozszarpywał i chłeptał kałuże ich krwi. Poczynając od
króla Larsa, Etruria zawsze była miejscem mrocznych kultów, gwałtu
i rozlewu krwi niewinnej, lecz za panowania Tybalda i Meridiany stała
się piekłem, a gniew Ageja ciążył nad owym królestwem. Wówczas
to ludzie sprawiedliwi opuszczali ziemię etruską, tak jak zacny
Palemon z drużyną opuścił na zawsze Rzym za Nerona i osiedlali
się w odległych i tajemniczych krainach Północy. Wśród owych
wygnańców znalazł się Cosimus Paccius (Pacjusz)
– ostatni z ukrywających się kapłanów Ageja, w Italii
nazywanego Bogiem Najlepszym Największym. Paccius zdążał ku
ziemicy Bałtów, tam gdzie w erze trzynastej dotarł Palemon, ale i
tam napotkał tyranię. Syn Pacciusa, junak o imieniu Pac, nie mógł
i nie chciał się pogodzić z okrutnymi rządami czarownika
Musulusa, przeto stanął na czele powstania, które zostało krwawo
stłumione. Musulus nakazał wbić Paca na pal, a potem zdjąć go
zeń i jeszcze żywego zakopać w mrowisku czerwonych mrówek. Jednak
ród dzielnego młodzieńca doczekał końca panowania
czarnoksiężnika, przybycia Palemona i założenia nowego królestwa
– Liteny. Ród ten to Pacowie – litewscy magnaci znani w
Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Tymczasem
Bodo z Kimerii szedł przez królestwo Macedonii, zmierzając ku
górze Olimp, aby zmierzyć się z zamieszkującym jej szczyt
potworem Wurdołakiem, kiedy na ową ziemię, której pierwszym
królem został rycerz Makedon, wkroczyły żądne krwi i łupów
etruskie hordy, na których czele stała Larsini Meridiana.
*
Kiedy
Bodo przemierzał na Białonóżce drogi i bezdroża macedońskie,
drogę zastąpili mu Etruskowie wraz ze swym generałem Porcjuszem
Dają. Usiłowali go pojmać i siłą wcielić do swych szeregów,
lecz witeź nie pozwolił na to. Dobył łuku a szabli, rzucił się
w wir bitwy i już po paru chwilach cały etruski manipuł wraz ze
swym wodzem leżał martwy u jego stóp. Bodo z Kimerii zdecydował,
że pomoże Carstwu Macedonii w walce z najazdem. Pod stanicami króla
Egeriosa, przez Słowian zwanego Częstomirem, walczył pod Hajmonią
i pod Helleją. Ta druga bitwa okazała się decydująca. Król
Egerios wywodzący się w prostej linii od chrobrego Makedona,
przypiął do piersi Boda order Żółtego Słońca, nadał mu herb
Trzy Strzały, na pamiątkę trzech etruskich pułkowników, których
ubił z łuku, oraz uczynił go setnikiem w swym wojsku. W bitwie pod
Helleją u boku Boda walczył młody, gołowąsy jeszcze woj w
karacenowej zbroi. Pieśni przechowały jego imię. Nazywał się
Biwog, syn Maslava i był Słowianinem pochodzącym ze wsi Šumavy,
leżącej na ziemiach późniejszej Bohemii. Był on jeszcze bardzo
młody i dopiero po raz drugi stawał do bitwy, zaś potęga i liczba
hufców królowej Meridiany budziły niepokój w sercach
najodważniejszych rycerzy Macedonii. Biwog przeląkł się tego co
miało nastąpić i zapłakał gorzko przed bitwą. Usłyszał to
Bodo, którego macedońscy wojownicy miłowali jak ojca, zaś młody
przybysz ze Sklawinii przeraził się, że jego setnik każe go
przykładnie wychłostać, aby nie obniżał morale jego sotni. Bodo
jednak nie okazał gniewu.
-
Wiele już widziałem, ale nie myślałem, że ujrzę słowiańskiego
wojownika; junaka co sławi Ageja i Enków, płaczącego jak dziecię.
-
Panie – rzekł szlochając Biwog – wyście odważni jak lew;
szczęśliwy lud, który was wydał. Płaczę, b straciłem nadzieję
na ocalenie lubej Ojczyzny. Etruskowie są wszak liczni jak piasek
nadmorski, a silni i zażarci niby smoki.
-
Posłuchaj, Biwoże Maslavicu – rzekł łagodnie Bodo. - Głupi kto
odrzuca wszelką nadzieję, nawet tę małą, bo wówczas przeczy
opiece Ageja nad światem. Nawet jeśli
Macedonia padnie, wpierw pokażemy Meridianie jak umiera człowiek
wolny. Otrzyj łzy, woju sklawiński, bo z mroku powstanie Słońce i
przegoni wąpierze, a łzy nadają się tylko do podlewania kapusty –
słowa pociechy poskutkowały.
Biwog
przestał płakać, a w jego serce wlała się otucha. Nazajutrz
hufce etruskie i macedońskie ruszyły do boju. Król Egerios walczył
w pierwszym szeregu, jak na króla przystało, zaś Meridiana czekała
na wynik bitwy w swym zamku, w trumnie pod ołtarzem Vejovisa –
Gorynycza. Zatrute ciemieżem strzały Boda i jego drużyny zabijały
krocie Etrusków i wąpi – dam dworu Meridiany, zaś Biwog ciosem
topora rozbił okrytą hełmem głowę rycerza Dai Porsenny, który
zamierzał się włócznią na jego setnika. Bitwa pod Helleją była
długa, zażarta i krwawa. Zwycięstwo jęło się przechylać na
stronę najezdników, gdy dał się słyszeć głos srebrnego rogu, a
zaraz potem zatrzęsła się ziemia. Mąż potężny i olbrzymiego
wzrostu, okryty skórą czterech niedźwiedzi, spod której wyzierała
karacenowa zbroja, wpadł z donośnym okrzykiem między szeregi
etruskie i jak nie zacznie ich przerzedzać ciosami swej olbrzymiej i
ciężkiej maczugi.
-
Makedon się zbudził! - zawołali wojownicy macedońscy. - Obudził
go zew rogu!
Co
nastąpiło dalej, łatwo sobie wyobrazić. Hufce etruskie szalały
ze strachu, porzucając broń rzucały się do ucieczki , błagały o
wzięcie w niewolę, lub zabijały się skacząc na własne miecze.
Wojna dobiegła kresu, gdy królowa Meridiana, zła jak chrzan, o
północy wstała z trumny i zgrzytając kończystymi zębami, aż
leciały iskry, podpisała pokój między jej królestwem, a
Macedonią. Jeszcze w erze dwunastej zginęła z ręki herosa
Stregona z Benefitu; Słowianina wychowanego na dworze jednego z
książąt italskich, wielkiego tępiciela strzyg i wąpierzy,
którego zabił król Tybald.
Tymczasem
Bodo z Kimerii pożegnał króla Egeriosa i zgodnie z obietnicą
złożoną swemu macedońskiemu przyjacielowi Kalaosowi, przez
Słowian zwanemu Cholewą, który poległ w boju, wyruszył do wsi
Ankazjum, gdzie mieszkała jego stara matka, wdowa Ankona. Miał ją
bowiem przygarnąć do siebie jako swą macierz. Bodo udał się do
Ankazjum i odnalazł wdowę Ankonę. Poznał ją po darze jej syna –
zaczarowanym sztylecie, którego rubin umieszczony w złotej
rękojeści zamienił się w szafir. Junak zabrał staruszkę do
Grecji, na zamek Nilf, nie był to jednak koniec jego przygód.
Wurdołak
był wielki jak siedem byków ustawionych jeden za drugim. Z przodu
przypominał wilka, a z tyłu smoka. Unosił się na wielkich,
błoniastych skrzydłach i zionął ogniem. Jego legowisko mieściło
się na ośnieżonym szczycie Olimpu. Napastował górali i ich
stada, zaś ci składali mu ofiary z owiec, później zaś z ludzi,
aby potwór zostawił ich w spokoju. Grecy zdobyli i spustoszyli
zamek Nilf. Porwali jego wciąż młodą panią, Elenę, od lat
wiernie czekającą na powrót męża z północnych krain i związaną
rzucili na żer Wurdołaka. Potwór z Olimpu już sfrunął, ku
wielkiemu, płaskiemu głazowi, na którym Elena leżała kiej na
ołtarzu. Smakowały mu krew i ciała młodych i pięknych niewiast,
jednak tym razem nie skosztował swego przysmaku. Bodo z Kimerii
przybył w ostatniej chwili. Szył do potwora z łuku, mierząc w
oczy i miękką szyję, aż opróżnił cały kołczan, a następnie
doskoczył doń i ściął wilczy łeb jednym ciosem szabli. Nie
zwlekając wyswobodził swą żonę z pęt. Elena płakała.
-
Nasi synowie Fit i Sołogub zginęli w boju idąc z kopiami na
Wurdołaka – szlochała siostra Medei. - Górale spustoszyli nasz
zamek, a ty – mój pan i obrońca, błąkałeś się po królestwach
barbarzyńców, miast być tu i nas bronić... - dodała z wyrzutem.
-
Zamek zniszczony to zamek na poły odnowiony – rzekł Bodo, lecz i
jego srogi ból chywtał za serce z powodu śmierci synów w ich
młodych latach.
Po
chwili Elena objęła Boda za szyję i jęła go całować. Skończyły
się dlań lata wędrówki. Podjął się odbudowy zamku Nilf i
zamieszkał w nim z żoną i matką przyjaciela na długie lata w
szczęściu.