,,Ulepiłam
mamie domek
z
niewidzialnej plasteliny,
dwa
okienka, dwa kominy
z
niewidzialnej plasteliny.
A
w okienkach kwiatki bratki,
a
dla taty krawat w kratki
z
niewidzialnej plasteliny.
Ulepiłam
sobie pieska,
mięciutkiego
z czarnym pyszczkiem,
lalki
Kasię i Tereskę
i
pistolet, i siostrzyczkę.
Namęczyłam
się ogromnie,
stłukłam
łokieć, zbiłam szklankę...
Mamo,
tato, chodźcie do mnie!
Mam
tu dla was niespodziankę!
Czemu
na mnie tak patrzycie
i
zdziwione macie miny?
Czyście
nigdy nie widzieli
niewidzialnej
plasteliny''? - Danuta Wawiłow ,,Niewidzialna plastelina''.
W
dzieciństwie,
a dokładnie w pierwszej klasie szkoły podstawowej bardzo lubiłem
lepić z plasteliny prehistoryczne i fantastyczne zwierzęta rzekomo
zamieszkujące wymyśloną przeze mnie planetę Pterotyjandię. Spod
moich palców wychodziły ogromne muchomory, zielony diplodok, szary
eohippus – przodek konia, którego nazywałem Pożeraczką Serc (o
tym stworzeniu z mitologii egipskiej dowiedziałem się z telewizji),
yty – stworzenia podobne do węży, zorro – czarny jaszczur
polujący na tyranozaury i mnóstwo innych. Dla owych zwierząt
chciałem nawet zrobić morze, rozpuszczając lód w kryształowej
misie, lecz Mama nie pozwoliła. Ukoronowaniem mojej pracy miało być
ulepienie olbrzymiego tyranozaura. W swojej zabawie naśladowałem
stwarzanie świata, choć o Tolkienowskiej idei człowieka jako sub -
kreatora jeszcze wtedy nie wiedziałem.