,,Wilku, wilczoszku, przyjdź do nas wieczorem, ale jak nie przyjdziesz dzisiaj, nie przychodź nigdy''! - wigilijne zamawianie wilka z Polski
,, […] ;Św. Mikołaj' przychodzi w przebraniu biskupa lub (w dawnym ZSRR) Dziadka Mroza do domów, przyjeżdża na saniach, albo nawet jak w USA samolotem, lub helikopterem'' – ks. Wincenty Zaleski ,,Święci na każdy dzień''.
Jytnas
Milkan Mróz (Milcanus
ov Vrostius)
cieszył się szczególną opieką Welesa i Juraty, od których
jeszcze w kołysce otrzymał złoty klucz do morza, którym mógł
wyciszać sztormy, by ratować żeglarzy i rybaków. Malarze miniatur
przedstawiali go jako wołwcha w krasne szaty odzianego, z tiarą na
głowie, długą, siwą brodą, włosami i wąsami (ponoć jako
jytnas nosił brodę ze śniegu, z której odpadały białe, zimne
płatki). Pochodził z bogatej rodziny z Mierzeńska na ziemiach
późniejszego Orlandu; był samotny i tak nieśmiały, że z trudem
odważał się wyjść na ulicę. Jednak bolał go los biedniejszych
od siebie, przeto potajemnie podrzucał potrzebującym swe złoto i
inne dobra, aż rozdał cały majątek. Swoimi darami zdołał
uratować dwie dziewczyny, które ojciec z biedy chciał oddać do
zamtuza, a Agej i Enkowie widząc jego gorącą wiarę i miłość,
dali mu moc cudotwórczą. Nie tylko trzymał wilki i Neurów z dala
od zagród i wyciszał sztormy, ale nawet ożywił chłopców
zabitych przez karczmarza, który chciał podać ich gościom do
zjedzenia. Pewnego razu został przyłapany na potajemnym wręczaniu
darów, zaś mieszkańcy Mierzeńska, zwanego też Myrskiem,
uradowani wybrali go naczelnym kapłanem grodu. Milkan wstydził się
i nie chciał przyjąć wyboru, lecz ze świętego grodu Rum,
przyleciał rydwanem ciągniętym przez smoki, arcykapłan Linek
Hipocentaurus, następca Petrysława, ucznia Teosta i zatwierdziwszy
wybór ludu myrskiego, wylał z rogu tura na czoło Milkana wodę z
rzek Visany i Volchova, uroczyście ogłaszając go wołwchem Ageja i
Enków. Jako kapłan zniósł wiele dzikich obyczajów jak ofiary z
ludzi i zwierząt, wielożeństwo, niewolnictwo i čortolubstwo.
Opowiadano o nim, że w noc upamiętniającą pierwsze rozpalenie
Słońca przez Swaroga, jechał po niebie zaprzęgiem wilków (miał
bowiem szczególną moc nad wilkami i wilkołakami). Na czele sfory
biegł Stary Pindel – basior o trzech oczach. Dziadek Mróz
prezenty trzymał w barwnym Tęczyn Worze – worku uszytym ze
zrzuconej skóry smoka Tęczyna. Mówiono, że mieszkał w Czuhonii –
ziemi we wschodniej części Nürtu.
Czuhonia
(Cugoniya)
przylegająca do Morza Joldów, obfitowała w nieprzebyte lasy pełne
dzikiego zwierza, na północnych swych rubieżach – w tundry, ale
ludzi mieszkało w niej niewiele. Czuhońcy nie mieli wielkich
grodów, jeno małe osady – rybackie, łowieckie i rolnicze, a od
kiedy założyciel Królestwa Nürtu,
Nurtus I, syn Wiła Sławicza, podbił Pohjolę i złożoną z
Pojezierza i Lodowych Pól, Czuhonię, ich mieszkańcy podlegali
władzy wszystkich jego następców. Pohjola i Czuhonia jako
prowincje Nürtu,
należały również do imperium Kościeja ze stolicą w Presnau.
Była to kraina syren, pokrytych łuską lwów morskich, morskich
węży, lęgnących się na lądzie, by po osiągnięciu olbrzymich
rozmiarów wrócić do morza, mogących pożerać ludzi, ogromnych
ryb z wielkich, czystych jezior, reniferów, turów o złotych
rogach, żubrów, białych jeleni, łosi, rysiów, tygrysów
szablozębnych, rosomaków, gronostajów, soboli, wydr, bobrów,
mamutów, północnych nosorożców, hien i lwów, niedźwiedzi,
smoków powstających ze żmij, ogromnych węży przez Słowian
zwanych trusiami, wyvernów morskich, wiewiórek, łabędzi, tarand,
wilków, Neurów, Lynxów żyjących z łowów, zbieractwa i wypasu
reniferów, owcowołów, czy żyjących w jeziorach mmn. Istoty te
przypominały białe hipopotamy o lwich ogonach; w swoim zwierzyńcu
miała takowe królowa Tatra. Czuhonia to także ziemia srogiego
Čorta,
Pindela Trójokiego, który niczym Jancykryst jeździł na piecu i
łapał do przepastnego wora, szalejących w powietrzu cugów, którym
kraina zawdzięczała swą nazwę, a które potrafiły porywać ludzi
przez okno, leśnych ludzi, plemienia Naradów, północnych rusałek
takich jak najady, driady, oready i okeanidy, leśnych, górskich i
nadmorskich krasnoludków, elfów, trolli, uldr – karłów żyjących
w tundrze, krasnoludów, czarownic i wróżek.
Milkan
nie chciał zaszczytów i bogactw; za pozwoleniem Centaura Linka
(Linec,
Lincus)
; arcykapłana z grodu Rum leżącego między Jawą a Snem, który
zezwolił mu zostać pustelnikiem, Dziadek Mróz osiadł w
czuhońskiej puszczy, w chacie z bali. Zaprzyjaźnione ptaki, których
mowę rozumiał dzięki fujarce od Dziewanny Šumina
Mati, mówiły mu o potrzebujących, a wtedy on zaprzęgał swe wilki
i leciał na najdalsze Kresy Świata, by ich wspierać. Rod uczynił
jego sanie wyjętymi spod władzy czasu, a Tęczyn Wór sam się
napełniał złotem, zabawkami, ubraniami, piernikami. Czasem dawał
rózgę, lecz i do niej dołączał drobny upominek pocieszenia. Był
już stary i sam mieszkał ze swymi wilkami. Zwierzęta nie bały się
go, a ludzie z okolicznych wiosek przychodzili doń, by dzielić się
z nim swymi troskami i radościami. Pewnego zimowego ranka, kiedy
śniegu było co niemiara, do drzwi jego chaty ktoś zapukał. Gdy
Dziadek Mróz otworzył, ujrzał na progu cztery panny niezwykłej
piękności o złotych kosach i modrych oczach, błyszczących jak
gwiazdy. Nosiły białe suknie, zdawałoby się, że utkane z mgły
lub pajęczyny, podczas gdy mróz kąsał jak pies. Jedna z nich
trzymała na ramionach niemowlę zawinięte w baranią skórę.
Dziadek Mróz od razu poznał w przybyłych zimowe rusałki, których
pani, córa Roda i Mar – Zanny zasiadała na tronie w lodowym zamku
Winterfort (Vracasievo)
wznoszącym się na lodach jeziora Lykayuk w Burus. Raz udzieliła w
nim schronienia Tatrze, Lechowi III, Rucie, Arvotowi Baldasowi i
trzem niedźwiedziom polarnym, gdy szukali schronienia przed wojskami
Kościeja.
- Z czym przybywacie, Utopione Jesienią? - zapytał
gospodarz chaty. Nazwał je tak, bo wiele zimowych rusałek powstało
z dziewcząt wciągniętych jesienią pod wodę z rozkazu Zimy.
- Witaj Pustelniku, Władco Morza i Wilków i Rozdawco
Prezentów! - przywitała Milkana z Mierzeńska jedna z topielic. Te
dziecię, które widzisz, znalazłyśmy na śniegu, porzucone przez
macierz. Chętnie byśmy je wychowały, lecz Zima nam nie pozwala.
- Nasza pani mówiła, abyśmy dały je tobie, na
pewno nie odmówisz – zabrała głos inna rusałka, która urodziła
się w lodowym zamku i od dzieciństwa służyła siostrze
pozostałych Rodzenic.
Dziadek Mróz kochał dzieci, lecz nigdy nie założył
rodziny i nie widział siebie w roli ojca. Żal mu jednak było
dziewczynki, którą litościwe służebnice Zimy uratowały od
śmierci na śniegu. Wezwał przeto Juraty i Welesa – Enków
orędujących za nim przed ołtarzem Ageja i wyraził zgodę na
przygarnięcie dziecka.
- Znaleziono cię na śniegu [niektóre teksty mają
tez: ,,padającym z mojej brody''] zwij się przeto Śnieżynka!
- zawołał to biorąc niemowlę w obie ręce, a zimowe rusałki w
zwiewnych szatach, rozwiały się jak mgła na lodowatym wietrze.
Mijały lata a Śnieżynka dorastała pod opieką
Dziadka Mroza. Biegnąca w jego zaprzęgu wilczyca Kudriavka
wykarmiła ją swym mlekiem, co dało dziewczynce moc rozumienia mowy
zwierząt. Patrząc na stare miniatury, widzimy Śnieżynkę wiecznie
młodą i smukłą, o wijących się, złotych włosach i oczach
barwy turkusu – podobną do owych zimowych rusałek co ją
uratowały. Jej cienkie, jedwabne szaty naszywane perłami lśniły
bielą śniegu, bądź blaskiem Księżyca, a na czole dziewicy
zawisł srebrny płatek śniegu. Śnieżynka wędrowała odtąd z
Dziadkiem Mrozem i wspólnie rozdawali prezenty. Aż do potopu
mieszkali w Czuhonii, ale teraz? Może przebywają teraz na szczycie
niebosiężnej góry, albo na jakiejś odległej gwieździe? W Nawi
Jasnej, czy może w ludzkim sercu?
*
,,Mar – Zanna, dzierżąca lodowy oścień śmierci, zaślubiona Rodowi, panu czasu, porodziła cztery Rodzenice; Pory Roku, a wśród nich Zimę – Panią Lodowego Młota spuszczającą śniegi […], Dzionki […], Zarazę – Panią Czerwonej Chustki, której służą: Czarny Pies dzierżący kosę, Morowa Suka, Homen – orszak widm, który wywiódł w pole król Sorabii Południowej Tomisław II, Tyfus, Cicha, hiszpanki, oraz stworzyła srogiego Mieczywłada – co pcha do wojen zaborczych, a miast głowy ma płomień'' – Morosław Zaraz ,,Morowa księga''.
Morowa Suka; čortowskie
przeciwieństwo leśnej Żweruny, córy Dziewanny, była większa od
wilka, miała białe kły jak u smoka, a pokrywały ją niedźwiedzie
kudły. Gdzie się pojawiła, tam ludzi i zwierzęta zabijały
trujące wyziewy z jej paszczy i piekielny blask bijący ze ślepi.
Raz zawędrowała do Mierzeńska skąd pochodził Dziadek Mróz.
Byłaby wytraciła jego ludność, od dzieci do starców, lecz Agej
wysłuchał ich prośby o ratunek i nie dał wyniszczyć. We śnie
dał znać, mieszkającemu na czuhońskim pustkowiu Milkanowi o
przybyciu Morowej Suki, a ów wezwawszy na pomoc Złotej Baby –
Wspierającej w Boju ze Sługami Zarazy, zatrąbił w róg i pod jego
chatę przybyły stada wilków, pod przewodem starego Pindela,
którego trzecie oko mieszczące się na czole świeciło jak lampa.
Dziadek Mróz zaprzągł wilki do sań, po czym wzbił się w niebo i
udał do rodzinnego grodu. Ujrzał Morową Sukę i strach przeszył
go jak lodowy oścień Mar – Zanny. Wyszedł z sań, a bestia
służąca Zarazie poczęła na jego widok warczeć i bluźnić
Agejowi i tym co mu służą. Wielka trwoga biła od potwora, lecz
Złota Baba stanęła niewidzialna przy Milkanie z Mierzeńska i
szeptała mu na ucho jak ma pokonać przerażającą sukę. Dziadek
Mróz posłuchał jej rady, choć nogi się pod nim uginały ze
strachu. Podbiegł w stronę Morowej Suki, wskoczył na jej grzbiet i
obiema dłońmi zatkał oczy. Bestia służąca Zarazie ryknęła jak
lew i usiłowała zrzucić z siebie jeźdźca, aż ziemia dudniła od
jej podskoków. Potwór wył i rzucał się na grzbiet, by zadusić
śmiałka, co trzymał samą Morową Sukę za oczy i trwało to cały
dzień, aż bestia nie mogąc zrzucić z siebie Dziadka Mroza,
zamieniła się w przesiąknięty piwnicznym zaduchem powiew wiatru i
uciekła z Myrska. Dziadek Mróz leżał na ziemi cały obolały –
Morowa Suka omal nie połamała mu kości, lecz Złota Baba opatrzyła
jego rany i uleczyła zwichnięcia. Odtąd Morowa Suka lękała się
Dziadka Mroza, bo gdy ten został jytnas, Agej dał mu moc zatykania
jej śmiercionośnych oczu, już nie tylko rękami, ale i słowem,
czy uniesieniem powieki. W jednym z rozdziałów ,,Morowej
Księgi''
używał do tego piasku znad wód opływających Nawię Jasną, a
,,Codex
vimrothensis''
wspomina tu o śniegu.
,,Dziwne materii pomieszanie – oto co można powiedzieć o tej historii. Jest tu trochę żywotu pana św. Mikołaja, wierzeń ludu polskiego i ruskiego, czy moskiewskiego. Przytoczona tu nieco śmieszna historia jest mitem, a w mitach są zawarte pragnienia ludów. Doktor Anielski [przydomek św. Tomasza z Akwinu] uczył, że w każdym pragnieniu jest zawarte pragnienie Boga. Możliwe, że pogańscy twórcy tego krotochwilnego opowiadania, wymyślając Dziadka Mroza, nie wiedząc tego, marzyli o kimś takim jak prawdziwy św. Mikołaj'' – ks. Aleksander Solewicz ,,Glosariusz''.