,,Kej
ty idziesz skuła?
Na
bajory na korzenie
Kej
nie zachodzi słońce,
Ani
żadne stworzenie:
Na
skóry toczyć, pruć,
A
to ja ciebie w łeb,
Oto
czyny Marii Ognistej (W
Ogień Przyodzianej),
królewny amazońskiej, córki królowej Oriany, co zwyciężyła
Kapitułę Azazelitów i przyłączyła ziemice arabskie pod swoje
berło. Maria od maleńkości nosiła na palcu czarodziejską
obrączkę z metalu czarnego a połyskliwego, mocą której ogień
nie mógł jej szkodzić. Wiedząc o tym królewna chętnie
popisywała się śpiąc w ognisku, tudzież w rozpalonym piecu, lub
wkładając swą ulubioną suknię z płomieni, którą sama uszyła
śpiewając zaklęcia, prowadzące igłę ze smoczej kości i nić z
włosa olbrzymiego, sineańskiego, białego szczura żyjącego w
ogniu i ginącego od wody. Również żelazo nie było w stanie
uczynić jej żadnej szkody. Nie bała się nikogo i niczego; rany
zadane żelazem goiły się na niej w przeciągu chwili, nie
zostawiając blizny, a miast bólu powodując jeno miłe łaskotanie.
Maria Ognista lubiła na oczach posłów z dalekich krain łykać
rozżarzone węgle, pić rozpalone do białości żelazo, przebijać
się trzydziestoma mieczami, a tych co na to patrzyli strach
ogarniał, wiedzieli bowiem, że nie są to sztuczki kuglarskie, jeno
prawdziwe czarodziejstwo. Dnie spędzała na łowach i łupieskich
wyprawach przeciw sąsiednim plemionom. Wysoka i smukła, o włosach
długich i czarnych, nieskazitelnie piękna, a zarazem nadludzko
silna, jednym ciosem pięści rozbijała głowy żubrów i turów,
dusiła arabskie bawoły i nosorożce, lwy, tygrysy i pantery.
Strzałami z łuku powaliła dziesiątki strzyg i smoków. W górach
Arabistanu upolowała białego bawoła Szorobora, zwanego też
Reem, ojca podobnych mu bawołów Arava, znacznie większego niż wieloryb Bahmut. Mięso Szorobora ludzie jedli przez czterdzieści lat. Wobec mężów Przyodziana w Ogień miała jeno pogardę. Pojmanych w niewolę najdzielniejszych junaków awarskich, alańskich, scytyjskich, medyjskich i tmu – tarakańskich torturowała wraz ze swymi towarzyszkami; przypiekała w ogniu, po czym wyrywała im serca. Na nic nie zdawały się tu protesty jej matki, królowej Oriany, na próżno starającej się pohamować dzikość i okrucieństwo córki. Następczyni tronu znała oprócz mowy ojczystej języki Greków, Medów, Persów, Tmu – Tarakańczyków i Kimerów. Była równie groźna jak żywioł służący jej za odzienie.
Reem, ojca podobnych mu bawołów Arava, znacznie większego niż wieloryb Bahmut. Mięso Szorobora ludzie jedli przez czterdzieści lat. Wobec mężów Przyodziana w Ogień miała jeno pogardę. Pojmanych w niewolę najdzielniejszych junaków awarskich, alańskich, scytyjskich, medyjskich i tmu – tarakańskich torturowała wraz ze swymi towarzyszkami; przypiekała w ogniu, po czym wyrywała im serca. Na nic nie zdawały się tu protesty jej matki, królowej Oriany, na próżno starającej się pohamować dzikość i okrucieństwo córki. Następczyni tronu znała oprócz mowy ojczystej języki Greków, Medów, Persów, Tmu – Tarakańczyków i Kimerów. Była równie groźna jak żywioł służący jej za odzienie.
*
W
czwartym dniu miesiąca Tygrysa, królowa Oriana w wielkim gniewie
wezwała córkę przed swe oblicze.
-
Przegięłaś pałę, moja panno – rzekła królowa. - Po kiego
deva paliłaś zboże Antom z Tracji, jak ten jurny i durny
Palikopa?! - Maria, której imię znaczyło po syryjsku: Pani, nigdy
jeszcze nie widziała matki tak rozeźlonej. - Myślisz, moja panno,
że Amazonce przystoi, aby miast zabijać w wojnie bohaterów i
okrywać się z tego powodu sławą, gwoli bezmyślnej zabawy
niszczyć owoce czyjejś pracy?! - Maria Ognista po raz pierwszy
straciła śmiałość, więc dziecinnym zwyczajem włożyła palec
do ust i powiedziała:
-
Niech mnie oblezie robactwo – ledwo to rzekła, od stóp do głów
okrył ją gęsty całun białych czerwi, które jednak w okamgnieniu
przeobraziły się w jedwabniki.
Legendy
Amazonek widziały w tym czar królowej, której wszystkie źródła
zgodnie przypisują zaprowadzenie hodowli jedwabników w Amazonii.
-
Słowianie nie są naszymi wrogami – ciągnęła Oriana. -
Przeciwnie. Wielu z nich walczyło po naszej stronie przeciw Kapitule
Azazelitów w Arabii i przeciw Tmu – Tarakanowi. Nadszedł czas
kary za twe psoty; gdybym cię nie kochała, miałabym to głęboko w
rzyci. Od tej chwili zabieram ci obrączkę broniącą przed ogniem i
żelazem i wysyłam na siedem lat do Trako – Sclawinii, abyś tam,
robiąc w niewoli, naprawiła swe błędy i nauczyła się
odpowiedzialności. Kara zaczyna się od teraz!
-
Tak się stanie, pani matko – królewna skłoniła się i ucałowała
jej dłoń.
Następnie
wyposażona w listy od matki grożące śmiercią każdemu kto
podniesie na nią rękę, wsiadła na okręt płynący Morzem Ciemnym
(Czarnym) ku ziemiom Antów. Oriana patrzyła jak galera wioząca jej
córkę znika za horyzontem i zaczęły ją trapić wyrzuty sumienia,
czy aby nie ukarała jej zbyt surowo, oddając ją w niewolę obcemu
ludowi. ,,To
przecież jeszcze dziecko''!
- płakała ukradkiem, lecz było już za późno.
Gdy
następczyni tronu w Arxgardzie – Tomyskrze wyszła na antyjski
brzeg i pokazała słowiańskim chłopom listy polecone od królowej
Amazonek, spotkały ją rzeczy bardzo przykre. Antowie, którym
jeszcze nie tak dawno paliła zbiory, obili ją i skrępowali, opluli
a obrzucili grubymi słowy, po czym zawiedli na sąd wiecu w gminie
Zapis. ,,Pani
w Ogień Przyodziana''
spokorniała i nie broniła się, choć wciąż była w stanie
rozrywać powrozy i rozbijać okryte szłomami głowy jak orzechy.
Widać wzięła sobie matczyną karę do serca. Więc osądził ją i
sprzedał na targu w Zamysłowie jak niewolnicę. Wielkie to było
dla niej upokorzenie, nie tylko jako dla następczyni tronu, ale i
jako dla Amazonki. Jej plemię zawsze się szczyciło wolnością i
gotowością do śmierci w jej obronie. W Amazonii nigdy nie było
niewolnic, choć wojownicze niewiasty przez Słowian zwane Polanicami
miały niewolników. Co gorsza,
gapie na zamysłowskim rynku wytykali ją brudnymi paluchami i
szydzili z niej. Wtem z tłumu wyszedł gospodarz imieniem Jurosta,
jary i jurny, skoro tak do roboty, jak też do bitki i wypitki. Ledwo
zobaczył na wpół obnażoną Marię Ognistą, co miesiąc temu
spaliła mu pole i stodołę, teraz upokorzoną, z rękami związanymi
nad głową, zaryczał jak byk, poczerwieniał kiej ten indor, po
czym z biczem w ręku rzucił się ku związanej kobiecie.
-
A ty, taka owaka, ty suko..., a masz, a masz, burowijski miesiąc
popamiętasz... - okładał ją wielkimi jak bochny, twardymi
pięściami po ślicznej twarzy. - Ja cię, zakręt mać, oduczę
palić chlebowe pola, ty.... ty.... dziadówo! - Maria Ognista z
łatwością mogła skręcić byczy kark Jurosty, lecz nie robiła
tego. ,,Prikaz
to prikaz''
– jak mawiał Rdzeniejew.
Tym
kimś był znany i darzony szacunkiem przez trackich Antów, Grek
Jerzy Zielony (Georgios
Chloros, Korkas Viridis)
wychowany przez leśnych ludzi i znający wiele ich sekretów. Jerzy
Zielony był to młodzieniec smukły i wysoki, o mięśniach jak
lampart. Jego włosów mogłaby mu pozazdrościć niejedna rusałka.
Nosił przepaskę ze skóry panterczej na biodrach i zielony płaszcz.
Towarzyszyło mu paru leśnych ludzi, jego przybranych braci w takich
samych, tradycyjnych płaszczach. Jurosta ryknął na jego powitanie.
-
Widzisz, młodzianku – wskazał za zakrwawioną twarz Marii – że
oto spuszczam lanie tej oto pannie nieciężkich obyczajów.
-
Co ci ona zrobiła? - spytał surowo Jerzy Zielony, którego oczy
miotały błyskawice.
-
A – rozdziawił się Jurosta – ta suka dla zabawy paliła nasze
pola. Filip, filip, filip mać!
-
Więc chcesz być taki jak ona, że bijesz związaną niewiastę? -
spytał wychowanej leśnych ludzi.
-
A chcę! - odrzekł Jurosta. - Skopię jej tyłek, to się nauczy
szanować ludzi pracy!
-
Jesteś żałosny – szepnął Jerzy, po czym korzystając ze swej
nabytej w lesie wiedzy, jął śpiewać magiczną pieśń.
Sprawił
nią, że na rynku wyrósł wielki krzew, który skrępował Jurostę
swymi pędami i nie wypuścił, aż ten obiecał, że nie będzie
więcej bił Marii Ognistej. Jerzy Zielony powrócił do lasu,
Amazonkę zaś kupił łagodny i nieskory do maszczenia się chłop
Trudosław, którego pole również ucierpiało w efekcie jej
wybryków.
*
,, - Szyłeczko, jestem duch z mogił. […] Idę do ciebie. Otwieram drzwi, wchodzę na próg do sieni, szukam twej sypialni, znajduję ją, wchodzę, stoję przy twym łóżku. Już cię mam!'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''
,, [Myśliwy] Otworzył szkatułkę, a z niej poczęły pierzchać różne owady. W ślad za nimi jęło wychodzić dorodne bydło. Wkrótce utworzyło się tak wielkie stado, że nie sposób było zliczyć wszystkich krów i buhajów. Nie wiadomo skąd, powstał bazar ze straganami pełnymi różnych towarów i handlarzami. Kupcy krzyczeli do myśliwego:- Gospodarzu, przyjmuj pieniądze! Jemu jednak nie było to w głowie.- Jakże zdołam – zawołał zrozpaczony – zapędzić to wszystko do szkatułki i zamknąć ją? [….]'' - ,,O młodzieńcu Koli i Pięknej Nastazji''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.
Wiele
opowiadano o pokutnej pracy królewny amazońskiej Marii Ognistej u
słowiańskiego chłopa Trudosława, syna Chwaliboga, syna Mścigniewa
z ludu Antów. Dość powiedzieć, że jej nowy pan był zupełnie
inny niż Jurosta, mimo że obaj ci gospodarze takie same straty
ponieśli. Trudosław Chwalibożyc, chłop zamożny, lecz dzielący
się z biedniejszymi gospodarzami, nie szukał pomsty za spalone
zbiory. Zawsze spokojny i łagodny nie dawał nikomu krzywdzić Marii
Ognistej. Z wolna, ku jej wielkiemu zdumieniu i zawstydzeniu stawało
się jasne, że rolnik traktuje ją jak przybraną córkę, mimo że
miał już wiele dzieci. W swym zaufaniu do niej, posunął się aż
do powierzenia jej opiece najmłodszego ze swych potomków,
sześciomiesięcznego Światosława. Następczyni tronu na jeziorze
Aspin (Morzu
Hyrkańskim),
choć nie miała już swych szat utkanych z płomieni, płonęła
teraz ze wstydu; nie spodziewała się bowiem, że skrzywdzony przez
jej figle mąż z zupełnie nieznanego jej ludu Antów, który wydał
bohatera Boza, pogromcę Winitara, okaże jej tyle uczuć ludzkich i
ciepłych, a do tego zupełnie nie zasłużonych. Maria Ognievna
rozważywszy to wszystko w swym sercu, jeszcze rzetelniej brała się
do pracy, po której zasiadała do stołu wraz z rodziną gospodarza.
,,Wielki
i niestworzony jest bóg ichni, Agej, w którego imię czynią tyle
dobra'' -
zamyślała po powrocie do Amazonii powiedzieć matce. Jeszcze
niedawno, przebaczenie, którego udzielił jej chłop Trudosław
uznałaby za przejaw słabości. Tymczasem kiedy piastowała
najmłodszego członka rodu Mścignievićów w chacie gdzie mieszkała
pracująca teraz na polu zadruga, ukazał się niechciany gość znad
zimnych a błotnistych mokradeł gdzie komar brzęczy. Bagienne
opary, złe powietrze, przez Włochów zwane ,,malaria'',
wyziewy a miazmaty niosące chorobę zimnicę, która to w Babilonie
zabiła Aleksandra Wielkiego, ożyły. Zgęstniały, tworząc ciało
dla skażonej złośliwością inteligencji, dla demona malarii –
zimnicy – febry, a imię jego: Zimny Człowiek (Kołodocydus).
Ów twór i sługa Zarazy miał postać nagiego i łysego karła o
śnieżnobiałej skórze, przez którą prześwitywały gnaty. Nie
miał nosa, za to zarażał oczami, a w dotyku był zimny i mokry jak
lód. Potrafił zmaleć do rozmiarów główki od szpilki, jego skórę
pokrywał szron, cuchnął ci on piwniczną zgnilizną, a głos jego
był mocno zachrypnięty. Ówże Zimny Człowiek w porze południa,
kiedy to po polach hulały południce, kmiecie przerywali swe
zajęcia, zaś Maria, córka Oriany wachlowała małego Światosława
pawim piórem, po kryjomu, przez zawilgłą piwnicę dostał się do
siedziby zadrugi (klanu) gospodarza Trudosława. Zimny Człowiek
skradał się cichutko jak kot, a do tego był niewidzialny. Jednak
Maria Orianówna miała moc widzieć to co zakryte i niekoniecznie
była to moc magiczna – równie dobrze mogła dostrzec skradającego
się wroga mocą czuwających nad domostwem Enków, jytnas –
zwanych przez Słowian dziadami, a przez Bharatyjczyków –
pitarami, lub ubożąt. Jakkolwiek by było, Maria Ognista ujrzała
Zimnego Człowieka i nie przestraszyła się go, choć jego wygląd
napełniał lękiem.
-
O żyła wodna! - mlaskał i zacierał kościste, oszronione ręce
ten, kto z mandatu Zarazy siał malarię.
Królewna
widząc i słysząc go, zasłoniła sobą niemowlę, po czym dobyła
noszonego w pochwie przytroczonej do nogi sztyletu i z zimną krwią
przebiła na wylot ptasią łapę Zimnego Człowieka.
-
Auuuu! - krzyknął siewca zimnej choroby, nie mając nic
mądrzejszego do powiedzenia. Stał się widzialny i krwawił czarną
krwią, wypalającą dziury w klepisku.
Maria
Ognista przewróciła go na plecy jednym kopnięciem w nerki, po czym
zamierzyła się, by rozpłatać go jak wielkanocne prosię i odciąć
brzydką głowę. Zimny Człowiek pojął, że ma przed sobą
prawdziwą Amazonkę z krwi Amazonek, zaprzestał więc walki.
Uwolniony od ostrza sztyletu zaczął wić się, zanikać, malał w
oczach, rozpadając się na dziesiątki swych żywych podobizn
wielkości małego paznokcia, które z wolna tajały, obracając się
w lodowaty miazmat pomykający oknem. Zimny Człowiek oszczędzony
przez Amazonkę, powrócił na bagna, lecz zostawił jej coś, co sam
nazwał słowem ,,jajce
– rajce''.
Wykupił się jak bóbr strojem owym jajem – czerwonym, a złoconym,
najpiękniejszą pisanką, jaką znał świat. Jajo to zaczarowane
było; wielkie bogactwo skrywała jego skorupka. Maria Ognista
zatrzymała je nie tylko dla wielkiej piękności owego jaja
zrodzonego w Wyraju, ale i dlatego, że chciała czymś obdarzyć
chłopa Trudosława, którego pokochała jak ojca. Gdy zadruga
wróciła z pola, Maria pokazała im jajce – rajce. Potłukła je
nie bez żalu, a wtedy zaczęły zeń wychodzić krowy, byki i woły,
owce, kozy i świnie, króliki, kury, pawie, perlice, gęsi i kaczki,
konie, osły i wielbłądy. Niczym szarańcza czerniły się i
bzyczały pszczoły gotowe do założenia nowych rojów. Lały się
miód, wódka, kwas chlebowy, oliwa, piwo i wino. Sypały się bez
opamiętania zboże i złote a srebrne monety. Chłopi z Zapisu nigdy
wcześniej, ani nigdy później nie widzieli tak licznego skotu tak
dobrej jakości. Ucieszyli się zrazu i błogosławili Marię
Ognistą, co zdobyła jajce – rajce. Cała wieć wzbogaciła się
niepomiernie, tak, że Bieda z Nędzą na długi czas ją opuściły.
Niestety skotu wciąż przybywało i przybywało, tak, że nie było
gdzie go pomieścić, radość zmieniła się we frasunek, zaś
błogosławieństwa w złorzeczenia. W końcu Maria Ognista z żalem
cisnęła jajce – rajce w fale Morza Czarnego, gdzie jeszcze długo
rodziły się zeń byki i krowy, których utopione trupy morze
wyrzucało na brzeg, aż czarodziejskie jajo pożarł jakiś potwór
morski. Trudosław pocieszał swą niewolnicę:
-
Tak to już jest i nie trza nam płakać po tym jaju, bo co Čorty
dają, to zawsze na szkodę wychodzi, nawet jeśli zrazu pożytki są
z tego.
*
Jeszcze
gdy przebywała w swej ojczystej ziemi, Maria Ognista, córka
królowej Oriany i jej jeńca, księcia Er – Arama, nieraz broniła
amazońskich i arabskich stad bydła i owiec przed wilkami,
niedźwiedziami, lwami, a tygrysami. Również bawiąc wśród Antów
przyszło jej ochraniać stada; dusić górskie lwy i wybijać z
łuku do nogi bandy jeszcze dzikszych niż one, trackich rozbójników.
Tego dnia przyszło jej wypasać woły – święte zwierzęta Antów,
którym dziewczęta musiały schodzić z drogi, gdy te wracały z
pracy – na podmokłych łąkach, gdzie z rana mgły zalegały. Nie
było to bezpieczne miejsce. Zapuszczały się w te okolice
wilkłkaki, kikimory, błotne strzygi, a także skuły powodujące
choroby skóry u bydła i ochwat. Jak wyglądały owe tajemnicze
skuły? Starzy ludzie powiadali, że miały one głowę wrony,
kościsty a pokryty szarą, przypominającą w dotyku pergamin skórą
tułów podobny do ludzkiego, zaś od pasa w dół – wężowy ogon.
Skuły osiągały różną wielkość – niektóre były wzrostu
człowieka, inne przypominały rozmiarami żmije; a do tego potrafiły
na zawołanie maleć i rosnąć. Wykluwały się z jajek, albo też
jak inni prawili – rodziły się z bagiennych miazmatów.
Porozumiewały się sykiem i krakaniem, choć przynajmniej niektóre
znały też ludzką mowę. Nieustraszona Amazonka wyganiając skot na
podmokłą łąkę, zaopatrzyła się w łuk z wielorybiej kości,
oraz w krótką włócznię o liściowatym grocie. Oręż ten okazał
się rychło okazał się wielce potrzebny, bo Maria Er – Aramiewna
swym wewnętrznym wzrokiem wypatrzyła skuły wielkości dużych
psów, kłębiące się wokół bydła i okulawiające je dziobami o
żelaznej końcówce. Królewna nie straciła głowy, choć podobne
stwory widziała po raz pierwszy. Ubiła ich trzy albo cztery, lecz
to rozwścieczyło pozostałe osobniki. Z ochrypłym krakaniem
rzuciły się ku Amazonce szybko niczym sabhany
– rogate żmije z pustyń Afryki. Było ich więcej i łacno mogły
zadziobać ją na śmierć. Nie uczyniły tego jednak. Ich głowy,
tułowie i ogony poodcinał szablą ze stali damasceńskiej jakiś
junak w zielonym płaszczu. Część posiekał, a na część
sprowadził magiczną pieśnią atak wybujałych cierni. Maria
Ognista rozpoznała w swym wybawcy tego samego męża co na
targowisku obronił ją przed Jurostą.
-
Jak cię zwą? - spytała młodzieńca pokłoniwszy się mu.
-
Grecy mówią na mnie Georgios Chloros, zaś Słowianie – Jur
Zelenyi. O tobie zaś słyszałem, żeś jest córą królowej
Amazonek, Oriany.... - Jerzy Zielony też miał dobrą pamięć.
-
Nie omyliłeś się – rzekła Maria i nagle pocałowała leśnego
człowieka.
Od
tej pory zaczęli przestawać ze sobą coraz częściej (nawiasem
mówiąc chłop Trudosław wyzwolił Amazonkę, lecz ta zdecydowała
się jeszcze u niego pomieszkać, bo był dla niej jak ojciec).
-
Urodziłęm się w Sołuniu, czyli jak to mówi mój lud – w
Tessalonikach. Moich rodziców pożarła hydra, której imię jest:
Zaraza, więc wychowałem się u leśnych ludzi. Oni to dali mi
zielony płaszcz i nauczyli śpiewać runy roślinom, aby rosły
stosownie do mych potrzeb. W piętnastej wiośnie życia ubiłem z
łuku hydrę o zaraźliwym oddechu, która uśmierciła mych rodziców
i zostałem uznany za mężczyznę – opowiadał Jerzy Zielony, zaś
Marii podobało się to.
Był
to początek ich licznych wędrówek i przygód, o których powstały
pieśni.
*
,,Czerwone baby (rutyjen vaven) przez niektórych mylone z lamiami z Pireny, były smukłe, wysokie, piękne i wiecznie młode, aż dziw bierze, dlaczego nazwano je babami. Włosy miały długie i czarne, oczy barwy bursztynu, skórę zaś czerwoną tak jak Čort Piekłos w erze jedenastej ubity ofiarnymi nożycami z ołtarza Mokoszy przez wołwcha – czarcipłocha (egzorcystę) Majdę z Niżu. Czerwone baby nosiły kuse, białe tuniki i mnóstwo złotych ozdób. Ich godłem była noszona na czole jako amulet, wyrzezana z rubinu gwiazda Exterminans (grec. Apollyon). Zrodzone przez Mokoszę w erze dziewiątej wraz z rusałkami, istoty te wybrały zło. Czyniły je wodząc na manowce i zabijając ze skóry bładzących po lesie ludzi. W czasach Bogdala, króla Analapii walczyły z łukiem a oszczepem w ręku w wojsku cara Czerwonego Człowieka, który nadał im gród Vinopolis (Winnicę)'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.
Maria
Ognista i Jerzy Zielony, z którym zawarła narzeczeństwo i właśnie
powracała z puszczy, mieli właśnie ,,przyjemność'' z czerwonymi
babami. Było to za domostwem, między lasem a polami. Zbliżał się
z wolna wieczór, już Miesiąc na niebie się ukazał. Czerwone baby
skakały, tańcowały, a kozły fikały wokół zakochanych. Łasiły
się do nich jak koty, łapały za włosy, łaskotały, szczypały,
głaskały, poklepywały, tarmosiły, stroiły miny – aż nie
dawało się z nimi wytrzymać. Kusiły ich. Pokazywały czerwonymi
jak krew palcami na jedno z pól, na którym rosły buraki i szeptały
z niezwykłą natarczywością.
-
Za tym polem, za Burotą – śpiewała czerwona baba – leży
srebro, leży złoto....
-
Nie chcemy waszych przeklętych bogactw – rzekł szorstko Jerzy
Zielony. - Ostawcie nas w spokoju a pozwólcie wrócić do domów –
mówił jakby grochem o ścianę rzucał.
Czerwone
baby nęciły dalej. Z ich pieśni wynikało, że wystarczy przejść
przez Burotę – pole buraków, aby po drugiej stronie znaleźć się
w miejscu niewyobrażalnie pięknym, bez bólu, śmierci, chorób i
starości, nad wyraz zasobnym, opływającym w mleko i miód.
Zdążając w to miejsce trzeba było do hebanowej skarbony rzucić
cztery złote monety z Agej, loitenost',
truła i
gucenost'1
ozdobione wizerunkami uskrzydlonego płomienia, głowy panny, wagi i
serca, aby w zamian otrzymać jedną srebrną monetę z napisem
utilitas2
i trupią główką – herbem Kościeja. Narzeczeni nie mogli już
tego słuchać, szczególnie Jerzy Zielony, bo Maria Ognista z wolna
zaczynała się przechylać w złą stronę. Nie dała się jednak
skusić. Tępym końcem włóczni uderzyła czerwoną babę w piersi,
a ta skowycząc uciekła do lasu. Resztę rozgonił Jerzy Zielony za
pomocą ostów i pokrzyw.
-
Sapateranos, Napierzyn was ukarze! - jęczały złe, lub obłąkane
nimfy uciekając z wielką szybkością.
Jerzy
Zielony odprowadził Marię Ognistą do domu chłopa Trudosława. Był
ci on pierwszym, który dostrzegł w niej dobro. Inni chłopi, a w
szczególności rumianogęby Jurosta o twardych paluchach, wciąż
czuli urazę o spalenie im pól. ,,Chłop
żywemu nie popuści''
– powiada przysłowie. Po głębszym zastanowieniu trudno im się
dziwić. Jednak kmiecie zapiscy już wkrótce mieli zmienić
nastawienie do Amazonki.
We
wsi pojawił się bowiem potwór. Przybył z gór Dinaar, a ludzie
nazywali go Wiłarakiem. Jakże mieli się go nie bać, skoro był
wielki jak dwa niedźwiedzie, czarny jak pkieł, miał rogatą, psią
głowę, a jego długi, podobny do pejcza ogon miał moc niecić
pożary. Wiłarak przemierzał lasy i pola na czterech łapach,
ostrymi jak brzytwy, białymi kłami rozszarpywał tak ludzi i
zwierzęta, jak rusałki, czy Centaury, a czego nie pożarł, to
oddawał płomieniom. Próżne były wysiłki tych co chcieli ubić
potwora żelazem, ogniem, drewnem, czy kamieniem – Wiłarak
był niezniszczalny. Szalałby jeszcze długo, gdyby Maria Ognista i
Jerzy Zielony, pouczeni we śnie przez Miesiąc – cara Chorsa –
Srebronia nie skropili go obficie wodą, po którą udali się na
ofiarowanym przez Perperunę – Dodolę – Gromorodną rydwanie
zaprzężonym w łabędzie daleko na północ Sklawinii. Tam zakryci
przed wzrokiem strzyg i innych straszydeł, nabrali do dzbana
cudownej wody ze szczytu Sobotniej Góry, a była to woda mająca moc
niweczyć zło i leczyć wszystkie choroby, nawet zmarłych stawiać
na nogi. Wiłarak zlany żywą wodą począł gasnąć i z sykiem
niknąć w oczach jak ugaszony pożar. Wioska została uratowana, zaś
Marię Ognistą najmocniej ucałował
i wyściskał, ten cham i prostak Jurosta, co wcześniej chciał ją
zatłuc. Amazonka myślała, że połamie jej żebra. Sława Marii
Ognistej i Jerzego Zielonego rozlała się na całą ziemicę Antów
i Traków, kiedy oboje wyruszyli na odsiecz stołecznego Waradynia
(Varadinum).
Oblegał go potwór nazywany Jaszczurem przez Słowian, zaś Saurosem
przez Greków. Był ci on większy niż bywają tury, żubry i
słonie; zielona łuska go pokrywała. Zionął jadem w obłok pary
obróconym, a jego ogon równał z ziemią kurhany, które wzniósł
król Sław Stumogilen. Jego pazury ze spiżu niweczyły grube i
wysokie wały grodów. Jednak nie dane było potworowi ostatnie
słowo. Jerzy Zielony pieśnią czarodziejską sprawił, że z ziemi
wyrosły zaostrzone kije, które przedziurawiły Jaszczurowi brzuch i
trzewia, Maria zaś dobiła go jednym uderzeniem szabli po gardle, co
zresztą odchorowała, lecząc się w chramie Złotej Baby u
najlepszych wraczy i znachorów z zatrucia obłokiem jadu. Tymczasem
król Travimir z drużyną i dworem przybywszy obejrzeć potwora
spostrzegł, że wielki gad był teraz czarownikiem w smoczej masce,
o brzuchu i piersiach dziurawych jak rzeszoto. Król zerwał maskę
czarownika i …. [w tym miejscu nie udało się tekstu rozszyfrować,
przeto niech reszty dokona wyobraźnia Czytelnika].
Marii
Ognistej, od najmłodszych lat biegłej w sztuce łowów i
obłaskawiania dzikich zwierząt, udało się oswoić niedźwiedzia o
imieniu Mysz (Mus).
W erze trzynastej imię to nosił pewien kot ze Szczecina. Mysz był
bardzo groźnym niedźwiedziem, napadającym na ludzi, ich trzody i
bydło, pożerającym owce i kozy, rujnującym pracę pszczelarzy.
Amazonka podobnie jak ongiś Ruta, uleczyła niezagojoną ranę
niedźwiedzia; wyjęła mu cierń z łapy, gdy ów spał. Od tego
czasu niedźwiedź chodził za nią jak pies, służył grzbietem jej
samej jak i Jerzemu, a co najważniejsze zaprzestał szkodzenia
ludziom. Ci zaś, co rzecz rzadka, puścili w niepamięć szkody
jakie jeszcze niedawno wyrządzał i polubili go niby wilka z Gubbio.
Jerzy Zielony wychowując się wśród leśnych ludzi nie tylko
zdobył moc zaklinania roślin, ale też poznał mowę zwierząt,
którą to umiejętnością dzielił się z narzeczoną. Cała trójka
wędrowała po anto – sklawińskiej ziemi walcząc ze strzygami i
rozbójnikami, a tam gdzie się zjawili, poprzedzała ich sława
przeplatająca się z nabożnym lękiem. W czasie swego wygnania,
następczyni tronu Amazonii wysyłała listy do matki:
,,Maria W Ogień Przyodziana, Orianie panującej w Arx – gard, pozdrowienia.
Pani Matko! Razem z Jerzym, niesiona na grzbiecie Mysza, udałam się do Olbaru, gdzie kopie się kruszce. Była to bowiem osada górnicza. Zastaliśmy w niej żałobę, jako, że górnicy – gwarkowie w liczbie siedemdziesięciu zostali uwięzieni pod ziemią przez wielkiego a lutego smoka Pędraka, przez Celtów zwanego Pendragonem, o skórze żółtawej, a cielsku tłustym. Jerzy i ja ubiliśmy smoka przeszywając go na wylot dziesięcioma zaczarowanymi włóczniami wykutymi przez karły z Rodopów. Mysz zginął od uderzenia łapy Pędraka, lecz wróciłam mu życie dzięki wodzie z Sobotniej Góry. Gwarkowie zostali uwolnieni i powrócili do swych rodów. Stanisław Piłkojan, ksiądz olbarski i żerca zarazem udzielił nam ślubu, po którym zaraz nastąpiły pokładziny, czyli uroczysta konsumpcja związku w mowie Słowian. Stęskniłam się za Tobą, Matuchno i gorąco pragnę powrócić do rodzinnych ziem – Twoja Maria''
Maria
Ognista spełniła swą zapowiedź i wróciła do Amazonii. Wiedząc,
że jej mąż będzie w jej królestwie niewolnikiem z racji
urodzenia się mężczyzną, za zgodą matki, a zgodnie z literą
prawa amazońskiego, królewna zrzekła się tronu, odstępując go
młodszej siostrze Roxanie, pierwszej tego imienia, sama zaś złożyła
ślub, że powróci do ojczyzny, gdy zagrożą jej wrogowie. Do
bawiącej w Tracji Amazonki przyleciały orły, przynosząc wieści o
najeździe Amorytów. Wówczas
razem z Jerzym Zielonym i Myszem powróciła do kraju matek i
wsławiła się męstwem w jego obronie. W trakcie bitwy z Amorytami
powiła syna, którego zaraz po urodzeniu uniósł w powietrze orzeł,
jednocześnie ratując je od śmierci w bitewnym zgiełku, jak i
będąc znakiem jego przeznaczenia do wielkich rzeczy.
1
Po starokrasnemu: piękno, prawda, dobro
2
Użyteczność