wtorek, 12 stycznia 2016

Maria Ognista i Jerzy Zielony

,,Kej ty idziesz skuła?
Na bajory na korzenie
Kej nie zachodzi słońce,
Ani żadne stworzenie:
Na skóry toczyć, pruć,
A to ja ciebie w łeb,
A ty się wróć'' – polski tekst zamawiania choroby bydła





Oto czyny Marii Ognistej (W Ogień Przyodzianej), królewny amazońskiej, córki królowej Oriany, co zwyciężyła Kapitułę Azazelitów i przyłączyła ziemice arabskie pod swoje berło. Maria od maleńkości nosiła na palcu czarodziejską obrączkę z metalu czarnego a połyskliwego, mocą której ogień nie mógł jej szkodzić. Wiedząc o tym królewna chętnie popisywała się śpiąc w ognisku, tudzież w rozpalonym piecu, lub wkładając swą ulubioną suknię z płomieni, którą sama uszyła śpiewając zaklęcia, prowadzące igłę ze smoczej kości i nić z włosa olbrzymiego, sineańskiego, białego szczura żyjącego w ogniu i ginącego od wody. Również żelazo nie było w stanie uczynić jej żadnej szkody. Nie bała się nikogo i niczego; rany zadane żelazem goiły się na niej w przeciągu chwili, nie zostawiając blizny, a miast bólu powodując jeno miłe łaskotanie. Maria Ognista lubiła na oczach posłów z dalekich krain łykać rozżarzone węgle, pić rozpalone do białości żelazo, przebijać się trzydziestoma mieczami, a tych co na to patrzyli strach ogarniał, wiedzieli bowiem, że nie są to sztuczki kuglarskie, jeno prawdziwe czarodziejstwo. Dnie spędzała na łowach i łupieskich wyprawach przeciw sąsiednim plemionom. Wysoka i smukła, o włosach długich i czarnych, nieskazitelnie piękna, a zarazem nadludzko silna, jednym ciosem pięści rozbijała głowy żubrów i turów, dusiła arabskie bawoły i nosorożce, lwy, tygrysy i pantery. Strzałami z łuku powaliła dziesiątki strzyg i smoków. W górach Arabistanu upolowała białego bawoła Szorobora, zwanego też 




Reem, ojca podobnych mu bawołów Arava, znacznie większego niż wieloryb Bahmut. Mięso Szorobora ludzie jedli przez czterdzieści lat. Wobec mężów Przyodziana w Ogień miała jeno pogardę. Pojmanych w niewolę najdzielniejszych junaków awarskich, alańskich, scytyjskich, medyjskich i tmu – tarakańskich torturowała wraz ze swymi towarzyszkami; przypiekała w ogniu, po czym wyrywała im serca. Na nic nie zdawały się tu protesty jej matki, królowej Oriany, na próżno starającej się pohamować dzikość i okrucieństwo córki. Następczyni tronu znała oprócz mowy ojczystej języki Greków, Medów, Persów, Tmu – Tarakańczyków i Kimerów. Była równie groźna jak żywioł służący jej za odzienie.


*

W czwartym dniu miesiąca Tygrysa, królowa Oriana w wielkim gniewie wezwała córkę przed swe oblicze.
- Przegięłaś pałę, moja panno – rzekła królowa. - Po kiego deva paliłaś zboże Antom z Tracji, jak ten jurny i durny Palikopa?! - Maria, której imię znaczyło po syryjsku: Pani, nigdy jeszcze nie widziała matki tak rozeźlonej. - Myślisz, moja panno, że Amazonce przystoi, aby miast zabijać w wojnie bohaterów i okrywać się z tego powodu sławą, gwoli bezmyślnej zabawy niszczyć owoce czyjejś pracy?! - Maria Ognista po raz pierwszy straciła śmiałość, więc dziecinnym zwyczajem włożyła palec do ust i powiedziała:




- Niech mnie oblezie robactwo – ledwo to rzekła, od stóp do głów okrył ją gęsty całun białych czerwi, które jednak w okamgnieniu przeobraziły się w jedwabniki.
Legendy Amazonek widziały w tym czar królowej, której wszystkie źródła zgodnie przypisują zaprowadzenie hodowli jedwabników w Amazonii.
- Słowianie nie są naszymi wrogami – ciągnęła Oriana. - Przeciwnie. Wielu z nich walczyło po naszej stronie przeciw Kapitule Azazelitów w Arabii i przeciw Tmu – Tarakanowi. Nadszedł czas kary za twe psoty; gdybym cię nie kochała, miałabym to głęboko w rzyci. Od tej chwili zabieram ci obrączkę broniącą przed ogniem i żelazem i wysyłam na siedem lat do Trako – Sclawinii, abyś tam, robiąc w niewoli, naprawiła swe błędy i nauczyła się odpowiedzialności. Kara zaczyna się od teraz!
- Tak się stanie, pani matko – królewna skłoniła się i ucałowała jej dłoń.
Następnie wyposażona w listy od matki grożące śmiercią każdemu kto podniesie na nią rękę, wsiadła na okręt płynący Morzem Ciemnym (Czarnym) ku ziemiom Antów. Oriana patrzyła jak galera wioząca jej córkę znika za horyzontem i zaczęły ją trapić wyrzuty sumienia, czy aby nie ukarała jej zbyt surowo, oddając ją w niewolę obcemu ludowi. ,,To przecież jeszcze dziecko''! - płakała ukradkiem, lecz było już za późno.
Gdy następczyni tronu w Arxgardzie – Tomyskrze wyszła na antyjski brzeg i pokazała słowiańskim chłopom listy polecone od królowej Amazonek, spotkały ją rzeczy bardzo przykre. Antowie, którym jeszcze nie tak dawno paliła zbiory, obili ją i skrępowali, opluli a obrzucili grubymi słowy, po czym zawiedli na sąd wiecu w gminie Zapis. ,,Pani w Ogień Przyodziana'' spokorniała i nie broniła się, choć wciąż była w stanie rozrywać powrozy i rozbijać okryte szłomami głowy jak orzechy. Widać wzięła sobie matczyną karę do serca. Więc osądził ją i sprzedał na targu w Zamysłowie jak niewolnicę. Wielkie to było dla niej upokorzenie, nie tylko jako dla następczyni tronu, ale i jako dla Amazonki. Jej plemię zawsze się szczyciło wolnością i gotowością do śmierci w jej obronie. W Amazonii nigdy nie było niewolnic, choć wojownicze niewiasty przez Słowian zwane Polanicami miały niewolników. Co gorsza, gapie na zamysłowskim rynku wytykali ją brudnymi paluchami i szydzili z niej. Wtem z tłumu wyszedł gospodarz imieniem Jurosta, jary i jurny, skoro tak do roboty, jak też do bitki i wypitki. Ledwo zobaczył na wpół obnażoną Marię Ognistą, co miesiąc temu spaliła mu pole i stodołę, teraz upokorzoną, z rękami związanymi nad głową, zaryczał jak byk, poczerwieniał kiej ten indor, po czym z biczem w ręku rzucił się ku związanej kobiecie.
- A ty, taka owaka, ty suko..., a masz, a masz, burowijski miesiąc popamiętasz... - okładał ją wielkimi jak bochny, twardymi pięściami po ślicznej twarzy. - Ja cię, zakręt mać, oduczę palić chlebowe pola, ty.... ty.... dziadówo! - Maria Ognista z łatwością mogła skręcić byczy kark Jurosty, lecz nie robiła tego. ,,Prikaz to prikaz'' – jak mawiał Rdzeniejew.
- Zostaw ją – nieoczekiwanie ktoś powstrzymał Jurostę




Tym kimś był znany i darzony szacunkiem przez trackich Antów, Grek Jerzy Zielony (Georgios Chloros, Korkas Viridis) wychowany przez leśnych ludzi i znający wiele ich sekretów. Jerzy Zielony był to młodzieniec smukły i wysoki, o mięśniach jak lampart. Jego włosów mogłaby mu pozazdrościć niejedna rusałka. Nosił przepaskę ze skóry panterczej na biodrach i zielony płaszcz. Towarzyszyło mu paru leśnych ludzi, jego przybranych braci w takich samych, tradycyjnych płaszczach. Jurosta ryknął na jego powitanie.
- Widzisz, młodzianku – wskazał za zakrwawioną twarz Marii – że oto spuszczam lanie tej oto pannie nieciężkich obyczajów.
- Co ci ona zrobiła? - spytał surowo Jerzy Zielony, którego oczy miotały błyskawice.
- A – rozdziawił się Jurosta – ta suka dla zabawy paliła nasze pola. Filip, filip, filip mać!
- Więc chcesz być taki jak ona, że bijesz związaną niewiastę? - spytał wychowanej leśnych ludzi.
- A chcę! - odrzekł Jurosta. - Skopię jej tyłek, to się nauczy szanować ludzi pracy!
- Jesteś żałosny – szepnął Jerzy, po czym korzystając ze swej nabytej w lesie wiedzy, jął śpiewać magiczną pieśń.
Sprawił nią, że na rynku wyrósł wielki krzew, który skrępował Jurostę swymi pędami i nie wypuścił, aż ten obiecał, że nie będzie więcej bił Marii Ognistej. Jerzy Zielony powrócił do lasu, Amazonkę zaś kupił łagodny i nieskory do maszczenia się chłop Trudosław, którego pole również ucierpiało w efekcie jej wybryków.


*

,, - Szyłeczko, jestem duch z mogił. […] Idę do ciebie. Otwieram drzwi, wchodzę na próg do sieni, szukam twej sypialni, znajduję ją, wchodzę, stoję przy twym łóżku. Już cię mam!'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''

,, [Myśliwy] Otworzył szkatułkę, a z niej poczęły pierzchać różne owady. W ślad za nimi jęło wychodzić dorodne bydło. Wkrótce utworzyło się tak wielkie stado, że nie sposób było zliczyć wszystkich krów i buhajów. Nie wiadomo skąd, powstał bazar ze straganami pełnymi różnych towarów i handlarzami. Kupcy krzyczeli do myśliwego:- Gospodarzu, przyjmuj pieniądze! Jemu jednak nie było to w głowie.- Jakże zdołam – zawołał zrozpaczony – zapędzić to wszystko do szkatułki i zamknąć ją? [….]'' - ,,O młodzieńcu Koli i Pięknej Nastazji''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.





Wiele opowiadano o pokutnej pracy królewny amazońskiej Marii Ognistej u słowiańskiego chłopa Trudosława, syna Chwaliboga, syna Mścigniewa z ludu Antów. Dość powiedzieć, że jej nowy pan był zupełnie inny niż Jurosta, mimo że obaj ci gospodarze takie same straty ponieśli. Trudosław Chwalibożyc, chłop zamożny, lecz dzielący się z biedniejszymi gospodarzami, nie szukał pomsty za spalone zbiory. Zawsze spokojny i łagodny nie dawał nikomu krzywdzić Marii Ognistej. Z wolna, ku jej wielkiemu zdumieniu i zawstydzeniu stawało się jasne, że rolnik traktuje ją jak przybraną córkę, mimo że miał już wiele dzieci. W swym zaufaniu do niej, posunął się aż do powierzenia jej opiece najmłodszego ze swych potomków, sześciomiesięcznego Światosława. Następczyni tronu na jeziorze Aspin (Morzu Hyrkańskim), choć nie miała już swych szat utkanych z płomieni, płonęła teraz ze wstydu; nie spodziewała się bowiem, że skrzywdzony przez jej figle mąż z zupełnie nieznanego jej ludu Antów, który wydał bohatera Boza, pogromcę Winitara, okaże jej tyle uczuć ludzkich i ciepłych, a do tego zupełnie nie zasłużonych. Maria Ognievna rozważywszy to wszystko w swym sercu, jeszcze rzetelniej brała się do pracy, po której zasiadała do stołu wraz z rodziną gospodarza. ,,Wielki i niestworzony jest bóg ichni, Agej, w którego imię czynią tyle dobra'' - zamyślała po powrocie do Amazonii powiedzieć matce. Jeszcze niedawno, przebaczenie, którego udzielił jej chłop Trudosław uznałaby za przejaw słabości. Tymczasem kiedy piastowała najmłodszego członka rodu Mścignievićów w chacie gdzie mieszkała pracująca teraz na polu zadruga, ukazał się niechciany gość znad zimnych a błotnistych mokradeł gdzie komar brzęczy. Bagienne opary, złe powietrze, przez Włochów zwane ,,malaria'', wyziewy a miazmaty niosące chorobę zimnicę, która to w Babilonie zabiła Aleksandra Wielkiego, ożyły. Zgęstniały, tworząc ciało dla skażonej złośliwością inteligencji, dla demona malarii – zimnicy – febry, a imię jego: Zimny Człowiek (Kołodocydus). Ów twór i sługa Zarazy miał postać nagiego i łysego karła o śnieżnobiałej skórze, przez którą prześwitywały gnaty. Nie miał nosa, za to zarażał oczami, a w dotyku był zimny i mokry jak lód. Potrafił zmaleć do rozmiarów główki od szpilki, jego skórę pokrywał szron, cuchnął ci on piwniczną zgnilizną, a głos jego był mocno zachrypnięty. Ówże Zimny Człowiek w porze południa, kiedy to po polach hulały południce, kmiecie przerywali swe zajęcia, zaś Maria, córka Oriany wachlowała małego Światosława pawim piórem, po kryjomu, przez zawilgłą piwnicę dostał się do siedziby zadrugi (klanu) gospodarza Trudosława. Zimny Człowiek skradał się cichutko jak kot, a do tego był niewidzialny. Jednak Maria Orianówna miała moc widzieć to co zakryte i niekoniecznie była to moc magiczna – równie dobrze mogła dostrzec skradającego się wroga mocą czuwających nad domostwem Enków, jytnas – zwanych przez Słowian dziadami, a przez Bharatyjczyków – pitarami, lub ubożąt. Jakkolwiek by było, Maria Ognista ujrzała Zimnego Człowieka i nie przestraszyła się go, choć jego wygląd napełniał lękiem.
- O żyła wodna! - mlaskał i zacierał kościste, oszronione ręce ten, kto z mandatu Zarazy siał malarię.
Królewna widząc i słysząc go, zasłoniła sobą niemowlę, po czym dobyła noszonego w pochwie przytroczonej do nogi sztyletu i z zimną krwią przebiła na wylot ptasią łapę Zimnego Człowieka.
- Auuuu! - krzyknął siewca zimnej choroby, nie mając nic mądrzejszego do powiedzenia. Stał się widzialny i krwawił czarną krwią, wypalającą dziury w klepisku.
Maria Ognista przewróciła go na plecy jednym kopnięciem w nerki, po czym zamierzyła się, by rozpłatać go jak wielkanocne prosię i odciąć brzydką głowę. Zimny Człowiek pojął, że ma przed sobą prawdziwą Amazonkę z krwi Amazonek, zaprzestał więc walki. Uwolniony od ostrza sztyletu zaczął wić się, zanikać, malał w oczach, rozpadając się na dziesiątki swych żywych podobizn wielkości małego paznokcia, które z wolna tajały, obracając się w lodowaty miazmat pomykający oknem. Zimny Człowiek oszczędzony przez Amazonkę, powrócił na bagna, lecz zostawił jej coś, co sam nazwał słowem ,,jajce – rajce''. Wykupił się jak bóbr strojem owym jajem – czerwonym, a złoconym, najpiękniejszą pisanką, jaką znał świat. Jajo to zaczarowane było; wielkie bogactwo skrywała jego skorupka. Maria Ognista zatrzymała je nie tylko dla wielkiej piękności owego jaja zrodzonego w Wyraju, ale i dlatego, że chciała czymś obdarzyć chłopa Trudosława, którego pokochała jak ojca. Gdy zadruga wróciła z pola, Maria pokazała im jajce – rajce. Potłukła je nie bez żalu, a wtedy zaczęły zeń wychodzić krowy, byki i woły, owce, kozy i świnie, króliki, kury, pawie, perlice, gęsi i kaczki, konie, osły i wielbłądy. Niczym szarańcza czerniły się i bzyczały pszczoły gotowe do założenia nowych rojów. Lały się miód, wódka, kwas chlebowy, oliwa, piwo i wino. Sypały się bez opamiętania zboże i złote a srebrne monety. Chłopi z Zapisu nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widzieli tak licznego skotu tak dobrej jakości. Ucieszyli się zrazu i błogosławili Marię Ognistą, co zdobyła jajce – rajce. Cała wieć wzbogaciła się niepomiernie, tak, że Bieda z Nędzą na długi czas ją opuściły. Niestety skotu wciąż przybywało i przybywało, tak, że nie było gdzie go pomieścić, radość zmieniła się we frasunek, zaś błogosławieństwa w złorzeczenia. W końcu Maria Ognista z żalem cisnęła jajce – rajce w fale Morza Czarnego, gdzie jeszcze długo rodziły się zeń byki i krowy, których utopione trupy morze wyrzucało na brzeg, aż czarodziejskie jajo pożarł jakiś potwór morski. Trudosław pocieszał swą niewolnicę:






- Tak to już jest i nie trza nam płakać po tym jaju, bo co Čorty dają, to zawsze na szkodę wychodzi, nawet jeśli zrazu pożytki są z tego.


*

Jeszcze gdy przebywała w swej ojczystej ziemi, Maria Ognista, córka królowej Oriany i jej jeńca, księcia Er – Arama, nieraz broniła amazońskich i arabskich stad bydła i owiec przed wilkami, niedźwiedziami, lwami, a tygrysami. Również bawiąc wśród Antów przyszło jej ochraniać stada; dusić górskie lwy i wybijać z łuku do nogi bandy jeszcze dzikszych niż one, trackich rozbójników. Tego dnia przyszło jej wypasać woły – święte zwierzęta Antów, którym dziewczęta musiały schodzić z drogi, gdy te wracały z pracy – na podmokłych łąkach, gdzie z rana mgły zalegały. Nie było to bezpieczne miejsce. Zapuszczały się w te okolice wilkłkaki, kikimory, błotne strzygi, a także skuły powodujące choroby skóry u bydła i ochwat. Jak wyglądały owe tajemnicze skuły? Starzy ludzie powiadali, że miały one głowę wrony, kościsty a pokryty szarą, przypominającą w dotyku pergamin skórą tułów podobny do ludzkiego, zaś od pasa w dół – wężowy ogon. Skuły osiągały różną wielkość – niektóre były wzrostu człowieka, inne przypominały rozmiarami żmije; a do tego potrafiły na zawołanie maleć i rosnąć. Wykluwały się z jajek, albo też jak inni prawili – rodziły się z bagiennych miazmatów. Porozumiewały się sykiem i krakaniem, choć przynajmniej niektóre znały też ludzką mowę. Nieustraszona Amazonka wyganiając skot na podmokłą łąkę, zaopatrzyła się w łuk z wielorybiej kości, oraz w krótką włócznię o liściowatym grocie. Oręż ten okazał się rychło okazał się wielce potrzebny, bo Maria Er – Aramiewna swym wewnętrznym wzrokiem wypatrzyła skuły wielkości dużych psów, kłębiące się wokół bydła i okulawiające je dziobami o żelaznej końcówce. Królewna nie straciła głowy, choć podobne stwory widziała po raz pierwszy. Ubiła ich trzy albo cztery, lecz to rozwścieczyło pozostałe osobniki. Z ochrypłym krakaniem rzuciły się ku Amazonce szybko niczym sabhany – rogate żmije z pustyń Afryki. Było ich więcej i łacno mogły zadziobać ją na śmierć. Nie uczyniły tego jednak. Ich głowy, tułowie i ogony poodcinał szablą ze stali damasceńskiej jakiś junak w zielonym płaszczu. Część posiekał, a na część sprowadził magiczną pieśnią atak wybujałych cierni. Maria Ognista rozpoznała w swym wybawcy tego samego męża co na targowisku obronił ją przed Jurostą.
- Jak cię zwą? - spytała młodzieńca pokłoniwszy się mu.
- Grecy mówią na mnie Georgios Chloros, zaś Słowianie – Jur Zelenyi. O tobie zaś słyszałem, żeś jest córą królowej Amazonek, Oriany.... - Jerzy Zielony też miał dobrą pamięć.
- Nie omyliłeś się – rzekła Maria i nagle pocałowała leśnego człowieka.
Od tej pory zaczęli przestawać ze sobą coraz częściej (nawiasem mówiąc chłop Trudosław wyzwolił Amazonkę, lecz ta zdecydowała się jeszcze u niego pomieszkać, bo był dla niej jak ojciec).




- Urodziłęm się w Sołuniu, czyli jak to mówi mój lud – w Tessalonikach. Moich rodziców pożarła hydra, której imię jest: Zaraza, więc wychowałem się u leśnych ludzi. Oni to dali mi zielony płaszcz i nauczyli śpiewać runy roślinom, aby rosły stosownie do mych potrzeb. W piętnastej wiośnie życia ubiłem z łuku hydrę o zaraźliwym oddechu, która uśmierciła mych rodziców i zostałem uznany za mężczyznę – opowiadał Jerzy Zielony, zaś Marii podobało się to.
Był to początek ich licznych wędrówek i przygód, o których powstały pieśni.


*




,,Czerwone baby (rutyjen vaven) przez niektórych mylone z lamiami z Pireny, były smukłe, wysokie, piękne i wiecznie młode, aż dziw bierze, dlaczego nazwano je babami. Włosy miały długie i czarne, oczy barwy bursztynu, skórę zaś czerwoną tak jak Čort Piekłos w erze jedenastej ubity ofiarnymi nożycami z ołtarza Mokoszy przez wołwcha – czarcipłocha (egzorcystę) Majdę z Niżu. Czerwone baby nosiły kuse, białe tuniki i mnóstwo złotych ozdób. Ich godłem była noszona na czole jako amulet, wyrzezana z rubinu gwiazda Exterminans (grec. Apollyon). Zrodzone przez Mokoszę w erze dziewiątej wraz z rusałkami, istoty te wybrały zło. Czyniły je wodząc na manowce i zabijając ze skóry bładzących po lesie ludzi. W czasach Bogdala, króla Analapii walczyły z łukiem a oszczepem w ręku w wojsku cara Czerwonego Człowieka, który nadał im gród Vinopolis (Winnicę)'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.




Maria Ognista i Jerzy Zielony, z którym zawarła narzeczeństwo i właśnie powracała z puszczy, mieli właśnie ,,przyjemność'' z czerwonymi babami. Było to za domostwem, między lasem a polami. Zbliżał się z wolna wieczór, już Miesiąc na niebie się ukazał. Czerwone baby skakały, tańcowały, a kozły fikały wokół zakochanych. Łasiły się do nich jak koty, łapały za włosy, łaskotały, szczypały, głaskały, poklepywały, tarmosiły, stroiły miny – aż nie dawało się z nimi wytrzymać. Kusiły ich. Pokazywały czerwonymi jak krew palcami na jedno z pól, na którym rosły buraki i szeptały z niezwykłą natarczywością.
- Za tym polem, za Burotą – śpiewała czerwona baba – leży srebro, leży złoto....
- Nie chcemy waszych przeklętych bogactw – rzekł szorstko Jerzy Zielony. - Ostawcie nas w spokoju a pozwólcie wrócić do domów – mówił jakby grochem o ścianę rzucał.
Czerwone baby nęciły dalej. Z ich pieśni wynikało, że wystarczy przejść przez Burotę – pole buraków, aby po drugiej stronie znaleźć się w miejscu niewyobrażalnie pięknym, bez bólu, śmierci, chorób i starości, nad wyraz zasobnym, opływającym w mleko i miód. Zdążając w to miejsce trzeba było do hebanowej skarbony rzucić cztery złote monety z Agej, loitenost', truła i gucenost'1 ozdobione wizerunkami uskrzydlonego płomienia, głowy panny, wagi i serca, aby w zamian otrzymać jedną srebrną monetę z napisem utilitas2 i trupią główką – herbem Kościeja. Narzeczeni nie mogli już tego słuchać, szczególnie Jerzy Zielony, bo Maria Ognista z wolna zaczynała się przechylać w złą stronę. Nie dała się jednak skusić. Tępym końcem włóczni uderzyła czerwoną babę w piersi, a ta skowycząc uciekła do lasu. Resztę rozgonił Jerzy Zielony za pomocą ostów i pokrzyw.
- Sapateranos, Napierzyn was ukarze! - jęczały złe, lub obłąkane nimfy uciekając z wielką szybkością.
Jerzy Zielony odprowadził Marię Ognistą do domu chłopa Trudosława. Był ci on pierwszym, który dostrzegł w niej dobro. Inni chłopi, a w szczególności rumianogęby Jurosta o twardych paluchach, wciąż czuli urazę o spalenie im pól. ,,Chłop żywemu nie popuści'' – powiada przysłowie. Po głębszym zastanowieniu trudno im się dziwić. Jednak kmiecie zapiscy już wkrótce mieli zmienić nastawienie do Amazonki.
We wsi pojawił się bowiem potwór. Przybył z gór Dinaar, a ludzie nazywali go Wiłarakiem. Jakże mieli się go nie bać, skoro był wielki jak dwa niedźwiedzie, czarny jak pkieł, miał rogatą, psią głowę, a jego długi, podobny do pejcza ogon miał moc niecić pożary. Wiłarak przemierzał lasy i pola na czterech łapach, ostrymi jak brzytwy, białymi kłami rozszarpywał tak ludzi i zwierzęta, jak rusałki, czy Centaury, a czego nie pożarł, to oddawał płomieniom. Próżne były wysiłki tych co chcieli ubić potwora żelazem, ogniem, drewnem, czy kamieniem – Wiłarak był niezniszczalny. Szalałby jeszcze długo, gdyby Maria Ognista i Jerzy Zielony, pouczeni we śnie przez Miesiąc – cara Chorsa – Srebronia nie skropili go obficie wodą, po którą udali się na ofiarowanym przez Perperunę – Dodolę – Gromorodną rydwanie zaprzężonym w łabędzie daleko na północ Sklawinii. Tam zakryci przed wzrokiem strzyg i innych straszydeł, nabrali do dzbana cudownej wody ze szczytu Sobotniej Góry, a była to woda mająca moc niweczyć zło i leczyć wszystkie choroby, nawet zmarłych stawiać na nogi. Wiłarak zlany żywą wodą począł gasnąć i z sykiem niknąć w oczach jak ugaszony pożar. Wioska została uratowana, zaś Marię Ognistą najmocniej ucałował i wyściskał, ten cham i prostak Jurosta, co wcześniej chciał ją zatłuc. Amazonka myślała, że połamie jej żebra. Sława Marii Ognistej i Jerzego Zielonego rozlała się na całą ziemicę Antów i Traków, kiedy oboje wyruszyli na odsiecz stołecznego Waradynia (Varadinum). Oblegał go potwór nazywany Jaszczurem przez Słowian, zaś Saurosem przez Greków. Był ci on większy niż bywają tury, żubry i słonie; zielona łuska go pokrywała. Zionął jadem w obłok pary obróconym, a jego ogon równał z ziemią kurhany, które wzniósł król Sław Stumogilen. Jego pazury ze spiżu niweczyły grube i wysokie wały grodów. Jednak nie dane było potworowi ostatnie słowo. Jerzy Zielony pieśnią czarodziejską sprawił, że z ziemi wyrosły zaostrzone kije, które przedziurawiły Jaszczurowi brzuch i trzewia, Maria zaś dobiła go jednym uderzeniem szabli po gardle, co zresztą odchorowała, lecząc się w chramie Złotej Baby u najlepszych wraczy i znachorów z zatrucia obłokiem jadu. Tymczasem król Travimir z drużyną i dworem przybywszy obejrzeć potwora spostrzegł, że wielki gad był teraz czarownikiem w smoczej masce, o brzuchu i piersiach dziurawych jak rzeszoto. Król zerwał maskę czarownika i …. [w tym miejscu nie udało się tekstu rozszyfrować, przeto niech reszty dokona wyobraźnia Czytelnika].


*




Marii Ognistej, od najmłodszych lat biegłej w sztuce łowów i obłaskawiania dzikich zwierząt, udało się oswoić niedźwiedzia o imieniu Mysz (Mus). W erze trzynastej imię to nosił pewien kot ze Szczecina. Mysz był bardzo groźnym niedźwiedziem, napadającym na ludzi, ich trzody i bydło, pożerającym owce i kozy, rujnującym pracę pszczelarzy. Amazonka podobnie jak ongiś Ruta, uleczyła niezagojoną ranę niedźwiedzia; wyjęła mu cierń z łapy, gdy ów spał. Od tego czasu niedźwiedź chodził za nią jak pies, służył grzbietem jej samej jak i Jerzemu, a co najważniejsze zaprzestał szkodzenia ludziom. Ci zaś, co rzecz rzadka, puścili w niepamięć szkody jakie jeszcze niedawno wyrządzał i polubili go niby wilka z Gubbio. Jerzy Zielony wychowując się wśród leśnych ludzi nie tylko zdobył moc zaklinania roślin, ale też poznał mowę zwierząt, którą to umiejętnością dzielił się z narzeczoną. Cała trójka wędrowała po anto – sklawińskiej ziemi walcząc ze strzygami i rozbójnikami, a tam gdzie się zjawili, poprzedzała ich sława przeplatająca się z nabożnym lękiem. W czasie swego wygnania, następczyni tronu Amazonii wysyłała listy do matki:

,,Maria W Ogień Przyodziana, Orianie panującej w Arx – gard, pozdrowienia.
Pani Matko! Razem z Jerzym, niesiona na grzbiecie Mysza, udałam się do Olbaru, gdzie kopie się kruszce. Była to bowiem osada górnicza. Zastaliśmy w niej żałobę, jako, że górnicy – gwarkowie w liczbie siedemdziesięciu zostali uwięzieni pod ziemią przez wielkiego a lutego smoka Pędraka, przez Celtów zwanego Pendragonem, o skórze żółtawej, a cielsku tłustym. Jerzy i ja ubiliśmy smoka przeszywając go na wylot dziesięcioma zaczarowanymi włóczniami wykutymi przez karły z Rodopów. Mysz zginął od uderzenia łapy Pędraka, lecz wróciłam mu życie dzięki wodzie z Sobotniej Góry. Gwarkowie zostali uwolnieni i powrócili do swych rodów. Stanisław Piłkojan, ksiądz olbarski i żerca zarazem udzielił nam ślubu, po którym zaraz nastąpiły pokładziny, czyli uroczysta konsumpcja związku w mowie Słowian. Stęskniłam się za Tobą, Matuchno i gorąco pragnę powrócić do rodzinnych ziem – Twoja Maria''

Maria Ognista spełniła swą zapowiedź i wróciła do Amazonii. Wiedząc, że jej mąż będzie w jej królestwie niewolnikiem z racji urodzenia się mężczyzną, za zgodą matki, a zgodnie z literą prawa amazońskiego, królewna zrzekła się tronu, odstępując go młodszej siostrze Roxanie, pierwszej tego imienia, sama zaś złożyła ślub, że powróci do ojczyzny, gdy zagrożą jej wrogowie. Do bawiącej w Tracji Amazonki przyleciały orły, przynosząc wieści o najeździe Amorytów. Wówczas razem z Jerzym Zielonym i Myszem powróciła do kraju matek i wsławiła się męstwem w jego obronie. W trakcie bitwy z Amorytami powiła syna, którego zaraz po urodzeniu uniósł w powietrze orzeł, jednocześnie ratując je od śmierci w bitewnym zgiełku, jak i będąc znakiem jego przeznaczenia do wielkich rzeczy.



1 Po starokrasnemu: piękno, prawda, dobro
2 Użyteczność   

Oniricon cz. 178

Śniło mi się, że:

- pojechałem do Rosji gdzie spotkałem pana Rybarenkę z filmu ,,Upiór'',



- na Placu Grunwaldzkim w Szczecinie spotkałem ludzi przebranych za elfy; jedna kobieta chciała mnie zabrać do baru ,,Ali Baba'' na ,,poświęcony kebab'', lecz ja chciałem iść do biblioteki,



- rozmawiałem z Małgorzatą Nawrocką o poście ,,Biała magia w baśni klasycznej'',



- wieczorem w Szczecinie zorganizowano  wielką imprezę dla miłośników steam punka; po ulicach szli przebierańcy, w tym mikołaje na motorach, jechały też walce,
- w ,,Trylogii antymagicznej'' M. Nawrockiej opętany poeta wypowiedział zaklęcie: ,,Dalalabala'', będące magicznym wierszem o zbroi,



- w rozmowie z mormonem określiłem ,,Księgę Mormona'' jako apokryf, a potem kupiłem ją za 10 zł, aby napisać jej recenzję,
- widziałem chodzące po stole jakieś szare zwierzęta lub nawet przedmioty z pajęczymi nogami,



- razem z Janesem ov Calcium oglądałem swoje nigdy nie przeczytane książki znalezione w zakamarkach plecaka; znalazłem wśród nich zbiór nieznanych mi dotąd baśni Antoniego Józefa Glińskiego, które zamierzałem teraz przeczytać,
- spotkałem dziewczynę ubraną w czarną suknię (należała do subkultury gotyckiej), w pierwszej chwili wziąłem ją za Sławomirę, a potem wspólnie wspinaliśmy się na kolorową konstrukcję z metalowych rur; potem myślałem o poślubieniu tej dziewczyny,



- widziałem demoniczne makrauchenie mające trąby zamiast głów i udomowione, karłowate rekiny wielorybie poruszające się na czterech łapach,



- w alternatywnym świecie, w Polsce w czasie Euro 2012 piłkarze grali nago, a jakaś kobieta marzyła, aby im się oddać,



- J. R. R. Tolkien w dzieciństwie obawiał się dotknąć delfina; jego opiekun - ks. Francis Morgan pisał w liście, żeby Tolkien i jego brat nie mówili do biało - niebieskiego delfina jak do człowieka,



- po raz drugi podjąłem studia na Uniwersytecie Szczecińskim, tym razem z zamiarem zgłębiania prawa, jednak tym razem US został opanowany przez nazistów; siedziałem przy jednym stole z Heinrichem Himmlerem i położyłem na stole białego szczeniaka rasy beagle, zachęcając go by zrobił nazistom kupę do jedzenia,



- odwiedziłem Pavlasa ov Vidłara, jego kolegów i koleżanki, szukałem słodyczy w szafce, pomyślałem, że nie jestem Behemotem, bo nie zjadłem ich łapczywie sam,
- byłem dumny, gdy w bibliotece zobaczyłem swoje nazwisko na okładce książki.