Królowa
rusałek i wodników, Malkieš
Lysarayata:
,,Nie
była lubiana przez poddanych. Zaniedbywała rządzenie, sprzyjała
lichitkom i rykarianom [czcicielom Čortów],
uznawała się za boginię. Na czele buntu stanął Volch Alabasta.
Żeby nie ginęli niewinni, wodnik i czarownica postanowili stanąć
naprzeciw siebie w pojedynku. Volcha na tę okazję zakopano do
połowy w ziemi. Królowa Malkieš
wbrew wcześniejszym ustaleniom użyła magii. Na Alabastę spadł
grad wielkości jabłek. Wybił mu ząb (wodnikom i rusałkom zęby
odrastają) i podbił oko, podczas gdy królowej nic się nie stało.
[…] przywódca buntu. W mgnieniu oka przeobraził się w gronostaja
i wyskoczył z ziemi. Na białą szatę władczyni poleciała strużka
pomarańczowej krwi. Gronostaj ugryzł ją bowiem w ramię. Tak
pojedynek dobiegł końca. Po ośmiu latach, Volch Alabasta i Malkieš
Lysarayata pobrali się i wielka była ich miłość, a swoje
zabobony królowa porzuciła. Po wielu latach Grecy nadali jej imię
Hekate i włączyli do swego panteonu'' – M. Rymwid
,,Aquariustica''
i ,,Nymphologia''.
Volch
Alabasta, pogromca króla Nagów, Tarakana, poślubiwszy królową
Malkieš
Lysarayatę (Perłę Łysicy) miał z nią syna Wodowicza (Akič),
który jednak nie odziedziczył tronu. Wodnik Wodowicz (Vodovic,
Vodovicius)
został pasowany na rycerza z zakonu stuha i bronił mieszkańców
królestwa rusałek i wodników przed ałami, ażdachami, kręćkami,
cugami i innymi latającymi sługami Rykara.
Za żonę pojął
rusałkę Aukę (Avka),
córkę wodnika Pszczelicza, który zgodnie z imieniem miał pasiekę
nad brzegiem jeziorka. W pracy przy pozyskiwaniu miodu pomagał mu
krasnoludek Domovnik z plemienia Uboża. Wodowicz i Auka zamieszkali
w podwodnej grocie i byli szczęśliwi;
niestety nie doczekali się
potomstwa. Nie zdążyli... Za panowania południcy Osetii
sprawującej rządy w dzień i nocnicy Kabardy rządzącej w nocy,
nastała susza, jakiej nie było długo przedtem i długo potem.
Strach wielki padł na królestwo dwóch królowych; wielu myślało,
że susza ta oznacza koniec świata lub przynajmniej ery. Zaiste –
Słońce paliło jak ogień Čortnawi;
schły rośliny łąk i lasów, wysychały małe jeziorka i rzeczki,
te większe zaś jak Visana czy Gopło skurczyły się. Z upału i
pragnienia ginęły zwierzęta, zaś rusałki i wodniki wędrowały
szukając nowych domostw, bądź niczym żaby zagrzebywały się w
mule czekając lepszych czasów. Padały oskarżenia pod adresem
,,przeklętych
Chmurotwórców'',
czyli Płanetników, że jakoby przygotowali spisek w celu
zgładzenia mieszkańców Ziemi suszą, aby mieć ją potem tylko dla
siebie. Była to oczywiście nieprawda, a poddani Osetii i Kabardy
słali na Księżyc mnogie petycje z żądaniem deszczu. O ulewę
cała przyroda błagała Ageja i Enków, w szczególności Mokoszę,
by zapłakała nad niedolą palonego Słońcem świata i Pochwista
(Pogwizda) by zechciał swym tchnieniem przywiać deszczowe chmury.
Czarownice i ród Amosowów – czarowników odprawiały różne
dziwne obrzędy jak topienie pewnych ptaków w studni, lecz Čorty
nie tylko nie mogły pomóc, ale i radowały się ze zniszczeń.
Susza trwała cały lipiec, aż płytkie jeziorko, w którym
mieszkali Wodowicz i jego oblubienica, wyschło. Choć rusałki i
wodniki nie były tak marudne jak niektórzy potomkowie Analapów,
którym raz jest za gorąco, a raz za zimno, Auka wyjątkowo źle
znosiła suszę. Razem z mężem udała się na poszukiwanie innego
jeziora lub rzeki, choć w tych było tłoczno. Z dnia na dzień
delikatna rusałka słabła i mizerniała, a choć Wodowicz wraz z
zaprzyjaźnionymi nietoperzami: Kręciołkiem, Litunem i Latorosławem
pielęgnował ją, karmił i poił, jej kosa barwy miodu stała się
sucha jak wiór, a to dla każdej rusałki oznaczało śmierć. Auka
oddała swą czystą duszę Agejowi w ramionach Wodowicza, obmywana
jego łzami. Syn bohaterskiego Volcha Alabasty nie lękał się
stawiać czoła smokom wielkim jak wieloryby, wąpierzom czy hufcom
ażdach; odnosił liczne rany ze śpiewem i śmiechem na ustach jako
najodważniejszy rycerz z zakonu stuha. Jednak śmierć ukochanej
żony wytoczyła zeń więcej łez niż szable ażdach krwi. Trzy
nietoperze próbowały go pocieszyć tym, że Auka z pewnością
przebywa teraz na jednej z wysp Nawi Jasnej, gdzie cieszy się
bliskością Ageja i czeka aż jej oblubieniec do niej dołączy. Po
śmierci Auka zamieniła się w echo. Grecy znający ją pod tym
imieniem, opowiadali mit o nieszczęśliwej miłości owej nimfy do
zakochanego w sobie człowieka Narcyza. Gdy Wodowiczowi zabrakło
łez, legł pod obsypanym białym kwieciem krzewem buška
i
zasnął snem sprawiedliwego. Kiedy królowa Kabarda prowadziła
narady w sprawie deszczu z kanclerzem Księżyca, Chmurnikiem
Kuganovem, a myśl syna królowej – czarownicy poczynała się wić
i migotać, przed oczyma jego duszy stanęli jytnas: Volch Alabasta i
Auka (Malkieš
Lysarayata pokutowała jeszcze w Nawi Ciemnej). Wodowicz wyciągnął
do nich ręce, a oni rzekli w imię Ageja:
-
Wodowiczu! Jest wolą Ageja Istena Żywota, by na świat zstąpił
Car – Słońce, by zmyć zło i uleczyć rany. My nie wiemy kiedy
przybędzie; w tym eonie, czy w którymś z następnych. Jeśli
chcesz aby susza przestała przypiekać świat, a że jako stuha
możesz latać bez skrzydeł mocą Mokoszy, wzbij się w niebo i
zabierz dla nienarodzonego kadzidło, bo będzie to Swaróg wcielony,
złoto dla króla i mirrę, bo jego krew będzie wylana dla obmycia
świata. Po tych słowach Volch Alabasta i Auka – Echo zniknęli, a
Wodowicz zbudził się. Zakupił dary dla mającego się narodzić w
erze jedenastej Teosta i już miał mocą Mokoszy Mistrzyni Zduchaczy
wzbić się w niebo ku Koronie Wielkiego Dębu, gdy oczom jego ukazał
się dziwny jegomość.
-
Panie, jak pan wyglądasz? - wykrzyknął Wodowicz na widok męża w
białej tunice trzymającego koło i wiadro z różami. Był bosy, a
stał na dużej rybie spoczywającej na słupie.
-
Jestem Krodo – przedstawił się. - Co niesiesz w tej torbie?
-
Ofiarę dla Cara – Słońce – rzekł z prostotą Wodowicz.
-
Chyba nie ma takiego Enka? - zapytał Krodo.
-
Jest nim, a właściwie będzie nim Swaróg, gdy przyoblecze się w
ciało. Zapomniałem się przedstawić; jestem Wodowicz.
-
A skąd o tym wiesz? - drążył Krodo.
-
Miałem widzenie jytnas Volcha Alabasty i jytnas Auki, mojej zmarłej
żony. Dali mi pierścień, a ja pokazałem go kapłance Łeskotce...
- Krodo słysząc to uśmiechał się pod wąsem, a Wodowicz uczuł
niepokój.
Jako
stuhę mógł widzieć Mokoszę, zazwyczaj niewidzialną, a ta coś
mu szeptała do ucha i wskazywała na Kroda. Wówczas wodnik
przerażony ujrzał, że jedna ze stóp jego rozmówcy jest
zakończona końskim kopytem, a on sam jest śniady, rogaty i nie ma
dziurek w nosie. Jednak syn pogromcy ker i Bołotnika walczył już z
latającymi Čortami.
Mając za sobą Mokoszę, której lękał się sam Rykar, rzekł:
-
RYBA zrzuci z tronu cara piekieł – a było to proroctwo.
Krodo
zawył i zniknął w oparach siarki, zaś Wodowicz ucałowawszy w
białą dłoń Mokoszę, odbił się od wyschniętej na wiór ziemi i
poszybował jak ptak, by błagać o deszcz. Przygody nie kazały mu
na siebie czekać.
Wodowicz
leciał w górę, a palone Słońcem ziemie kurczyły się w jego
oczach. Nieraz cierpiał głód i pragnienie, lecz spotykani na
chmurach Płanetnicy dzielili się z nim tym co mieli najlepszego.
Raz ugościł go stary przyjaciel Żywnik (Sivnik)
dowódca gradowników, którzy w trzewiach ogromnych smoków wozili
tony gradu z Oceanu Północnego Lodowatego. Poczęstował go
księżycowymi rybami pływającymi w mleku i śmietanie, lecz
ostrzegał przed księżycową wódką, która była tak mocna, że
mieszkańcom Ziemi mogła wysadzić oczy z czaszki i spalić kiszki.
Ongiś, Żywnik gościł już Wodowicza i innych stuha, gdy uganiali
się za siejącym spustoszenie Čortem
Šralą
robiącym wiry powietrzne. Słońce płonęło tak daleko, że
Wodowicz chociaż dzielny i wytrzymały, zaczynał tracić
nadzieję
na powodzenie misji. Wówczas Mokosza przyprowadzała doń baranka
Agnuszka, który pocieszał wodnika i sycił go chlebem Enków,
codziennie spożywanym w Enkohazie. Stuha wiedząc, że w trakcie
wędrówki będzie napadany przez różne straszydła, zabrał miecz,
który długo wisiał bezczynnie na ścianie groty, gdzie mieszkał z
Auką. Zmęczony lotem przysiadł na chmurce i zapatrzył się w wody
Oceanu. Gdy tak patrzał, nie zauważył, że coś za nim cichutko
pełznie. Usłyszał wreszcie syk i chichot, lecz było za późno.
Owinęły się wokół niego sploty silnego, brązowego cielska, lecz
nie był to wąż. Potwór większy od trusia pytona miał jedno
skrzydełko nietoperza, a drugie wrony, rubinowe ślepia wielkości
ludzkiej głowy i bezzębny pysk mogący łykać całe chmary
ptactwa. Wodowicz poznał, że schwytała go ała. Gdy walczył wraz
z innymi stuha, niejednego takiego potwora odesłał z powrotem do
Rykara, teraz zaś łowca sam miał stać się ofiarą. Miecz
Wodowicza leżał na chmurze, a on sam dusił się opleciony ciałem
potwora. Bardziej niż swoją śmiercią martwił się tym, że susza
może się już nigdy nie skończyć. Wtem ujrzał lecącą na
czarnych skrzydłach ażdachę z szablą w dłoni. Ażdachy
pochodziły od upadłych upiorów. Przypominały ubranych na czarno
ludzi, lecz miast głów miały krasne czaszki z białymi ,,końskimi
ogonami''. Żyły w wielkiej zażyłości z ałami, które nieraz
służyły im za wierzchowce. Ażdacha podleciała do ały i jednym
ciosem szabli odcięła jej ogromną głowę. Sploty ciała
rozluźniły się a Wodowicz strącił cielsko potwora na ziemię.
,,To taka przyjaźń panuje między tymi przeklętymi rasami''! -
pomyślał i chwycił miecz.
-
Dziękuję za uratowanie życia – rzekł sarkastycznie – ja jako
stuha nigdy nie przypuszczałem, że będę zawdzięczał życie
ażdasze. Zabiłeś ałę, więc może teraz chcesz zabić mnie? - na
te słowa potwór położył szablę na chmurze i podniósł ludzkie
ręce do góry.
-
Stuha nie mordują bezbronnych – rzekła ażdacha, a Wodowicz
włożył miecz do pochwy.
-
Do czego zmierzasz sługo Rykara? - wodnik nadal był podejrzliwy.
-
Nazywam się Uzan Uzłu z sotni Dyptana Stopanowa – przedstawiła
się ażdacha. - Wiem, że ty jesteś stuha Wodowicz, syn Volcha
Alabasty i królowej Malkieš
Lysarayaty. Lecisz ku Słońcu z ofiarą by wybłagać deszcz. Mój
setnik wysłał mnie bym ci przeszkodził, lecz ja oto ocaliłem cię
przed ałą i chcę lecieć z tobą by prosić Ageja o wybaczenie
tego, żem w pierwszym eonie odstąpił od Niego.
-
Sługom Rykara nie można ufać – rzekł Wodowicz – jak się
wybierałem w tę podróż, to Čort,
niejaki Krodo chciał mnie odwieść od zamiaru – Uzan Uzłu
zwiesił czerwoną czaszkę, lecz niewidzialna dlań Mokosza coś
szepnęła do ucha swego sługi. - Poczekaj Uzanie – rzekł
Wodowicz. - Mów razem ze mną:
,,Aredvi
Sura Mokoš
Matar ov Jurata ad sistera siena, Matar ov hexapoden, floriakoł,
rana, otis, saiha, putoris, musa, cristakus, lakerta, żierbiędziuś;
kat vypera kat kaj natrix, kikoniya, sorex, neomysek, taura,
vyperius, gigantus, krasnocydy, ryščak,
aquarius, talpa; evrayet' ocen tzay viridis ad loiten...''
Ażdacha
powtórzyła wszystko za Wodowiczem, a ten widząc, że uznaje
Mokoszę, choć jest Čortem,
podał mu rękę i razem wyruszyli ku Słońcu.
Vilana
przez Bohemian zwana ,,Vilią''
była rusałką z rodu królowej Anej
II. Jej złote, sięgające pasa włosy cichutko grały, a oczy
lśniły jak zielone gwiazdy. Odziana była w białe giezło, a na
rękach i nogach nosiła posrebrzane naramienniki i nagolenniki
niczym Amazonki z er dwunastej i trzynastej. Za broń służyły jej
wygięty łuk i strzały; zdążyła już ubić w obronie swego
dziewictwa latającego Čorta
Virka Kręcišralę
o chrapach żubra. Tak jak Wodowicz mocą Mokoszy wzbiła się ku
Słońcu, by uśmierzyć suszę. Pochodziła z jeziora zwanego Baltą,
zbyt dużego by mogły je wypić palące promienie. Czuła jednak, że
jako nosicielka krwi wielkiej królowej, toczącej boje z Biesami i
Čadami,
nie może się przyglądać bezczynnie jak susza pustoszy jej kraj.
Siedziała na chmurze i piła śmietanę z Księżyca gdy jej oczom
ukazał się lecący wodnik w towarzystwie ażdachy. Dziwna para
zbliżała się do chmury, na której siedziała Vilana, a ta w mig
napięła łuk i szykowała się do rozbicia czarną strzałą
krasnej czaszki Uzana Uzłu, bo aż za dobrze wiedziała ile zła
wyrządzają ażdachy.
-
Przybywamy w pokoju – uspokajał Wodowicz, lecz rusałka nie
odkładała łuku.
-
Lecę z tym stuha, aby Agej mi wybaczył – tłumaczyła ażdacha.
-
Mój towarzysz Uzan Uzłu uratował mi życie przed ałą – mówił
Wodowicz.
-
A może przekabacił? - zakpiła Vilana.
-
To prawda, że jestem upadłym upiorem i zdrajcą Ageja –
rozsierdził się Uzan Uzłu – ale chcę zmienić swe życie. Choć
jestem ażdachą, uznaję Mokoszę i czczę ją jako macierz
Sobotniej Góry. Jeśli chcesz mogę nawet wyrecytować jej dziesięć
świętych imion, których się lęka cały Čortieńsk
– zdumiona Vilana z wolna odłożyła łuk.
-
Usiądźcie – zaprosiła ich na chmurę.
Poczęstowała
ich śmietaną z księżycowej rzeki, a także bryndzą i baraniną;
również zakupioną u Płanetników. Gdy wodnik i ażdacha podjedli
sobie, rusałka spytała ich o cel wyprawy.
-
Ja, Wodowicz, syn Volcha Alabasty i Malkieš
Lysarayaty po śmierci mej żony Auki i wyschnięciu naszego jeziora,
wyruszyłem z darami dla mającego się wcielić Swaroga, by prosić
o litość nad paloną Słońcem Ziemią.
-
Ponadto ja – zabrał głos Uzan Uzłu – pragnę prosić Ageja
przez Mokoszę o wybaczenie mej zdrady; tego, żem w pierwszej erze
wybrał smoka Rykara (,,Codex
vimrothensis''
stwierdza, że dotyczy to prawdy nie o ażdachach, lecz o ludziach).
-
Dobrze się składa – uśmiechnęła się Vilana. - Pochodzę z
rodu wielkiej królowej Anej II, córy Anej I, córy Europy i Bałkana
Łobasty, dzieci Mokoszy. Za przesławnej pani Anej, drugiej tego
imienia, za sprawą sprośnego smoka też była susza, lecz królowa
ubiła bestię strzałą i tak uwolniła uwięzione wody. Chcę iść
w jej ślady – Uzan Uzłu uśmiechnąłby się gdyby miał mięśnie
i skórę na czaszce.
-
Nie tak dawno – rzekł – bohaterski wodnik Jędra uwolnił wody
rozbijając strzałą wielką szklaną banię, w której uwięzili
wody czarownik Wacław Amosow i wodniki Franc i Iwan, pociotek
Neurów. Myślisz panienko, podobna do białego kwiatu, że sprawcą
suszy jest smok? Jako ażdacha znam się na tych sprawach.
-
Smok nie smok, czary nie czary – ucięła Vilana – nie mogę
patrzeć jak moje siostry i moi bracia mrą bez wody i to jest
najważniejsze – cała trójka skończyła posiłek. - Czy mogę
wam towarzyszyć? - spytała Vilana. - W trójkę zawsze raźniej i
bezpieczniej.
-
Zgoda – rzekł Wodowicz i tak rusałka razem z nim i Uzanem Uzłu,
mocą Mokoszy poszybowała w stronę Słońca, a patrzące z oddali
Płanetniki dziwowały się wielce na widok tej trójki i kręcąc
niebieskimi głowami mówiły: ,,Toż
to koniec świata, a przynajmniej ery – kto to widział by rusałki
i wodniki zadawały się z ażdachami''?
Lecieli
tak wiele dni i nocy, mijając zadziwionych Płanetników, ptaki
zwane samotkami i sylfidy, czyli wiły powietrzne. Czasem przed ich
oczyma mignęli Pochwist bądź jego oblubienica Meluzyna,
sokoły
Lelum i Polelum, innym razem malachitowy gryf Inóg Pacholica; graf
Góry Aradvi Sura Aredvi , który rozkazywał Pachołkom Wiatru –
pomniejszym Enkom służącym Pochwistowi i Meluzynie. Ujrzeli
białego orła Tineza (a może Jaroga?), a dzień później stanęli
siedem wiorst od Słońca. Wówczas z powodu wielkiego gorąca
kadzidło spaliło się, a mirra, złoto i srebro z naramienników i
nagolenników Vilany roztopiły się i spadły na ziemię. Wodowicz,
Vilana i Uzan Uzłu poczuli się jak w paszczy Rykara; ich stroje
spaliły się, a oni sami czuli jakby ktoś ich palił żywym ogniem.
Po chwili przestali czuć i widzieć. Po jakimś czasie wydawało im
się, że przechodzą w bród jakąś rzeczkę, aż wreszcie
otworzyli oczy (Uzan Uzłu jako ażdacha nie miał oczu, a tylko
puste oczodoły, lecz widział nimi). Cała trójka spostrzegła, że
leży w trzech złotych łożach, opiera głowy na piernatach i
przykryta jest mięciutkimi pierzynami, lekkimi jak morska piana.
Komnata, w której się znaleźli była bogato zdobiona białym
bursztynem i złotem, a sufit zdobiły przepiękne malowidła, w
których z wielkim zdumieniem rozpoznali własne przygody. ,,Gdzie my
jesteśmy''? - Wodowicz przecierając oczy, spytał Vilany i Uzana
Uzłu, lecz ci jeno się domyślali. ,,Tu jest wspaniale''! - orzeka
Vilana. Istotnie; komnata była piękna, nozdrza pieściły cudne
wonie, a z oddali docierały odgłosy pieśni chóru Trzech Niewidów.
Jedynie skóry wciąż piekły po oparzeniu Słońcem, lecz dało się
to wytrzymać. Wrota komnaty otworzyła Złota Baba, której
towarzyszył Pobóg – paź Enków. W ręku opiekunka chorych i
mistrzyni wraczy trzymała złoty kruż napełniony zielonym syropem.
-
Gdzie my jesteśmy? - spytała rusałka.
-
Wasze ciała spłonęły w żarze słonecznym – oznajmiła Złota
Baba – Swaróg zaniósł was do Domu Enków. Agej mówił nam
wszystkim o waszej misji.
-
I co? - spytał Uzan Uzłu.
-
Już niebawem Mokosza zaprowadzi was przed Ageja i przedstawi mu
wasze prośby, ale najpierw uleczę wasze rany – to mówiąc Złota
Baba napoiła ich zielonym syropem i skóry wnet przestały piec.
Następnie wodnik, rusałka i ażdacha dostały nowe szaty, które
uszyła dla nich jytnas Oblakinia Skrzydlata, córa króla
Płanetników Pogody i spaleni przez Słońce wyszli z komnaty.
Ujrzeli wielu Enków, których widok napełnił ich bojaźnią. Uzan
Uzłu widząc groźne głowy Welesa zaczynał wątpić czy naprawdę
uzyska przebaczenie. Jednak gdy ich oczom ukazała się świetlista i
łagodna Mokosza, ich serca napełniły się radością i nadzieją.
Królowa Wilgotnej Ziemi uściskała ich i zaprowadziła do kaplicy,
w której przebywał sam Agej pod postacią płomienia. Weszła do
kaplicy, a wodnik, rusałka i ażdacha zostali na zewnątrz. Nie
czekali długo. Mokosza wyszła rozpromieniona, jaśniejąca wielkim
pięknem.
-
Agej spełnił wasze prośby! - na te słowa Uzan Uzłu padł przed
nią na twarz ze słowami dziękczynienia.
Już
nie był ażdachą, lecz upiorem o głowie szczygła – takim samym
jak przed przystąpieniem do Rykara.
Wodowicz
i Vilana spojrzeli przez okno i ich serca napełniły się radością
na widok ulewy, którą rusałki, wodniki i inne stworzenia powitały
tańcem, śpiewem, śmiechem i radosnym wołaniem do Ageja i Enków.
Odtąd Wodowicz, Vilana i Uzan Uzłu zamieszkali w Nawi Jasnej razem
z Auką, Volchem Alabastą, Malkieš
Lysarayatą i Anej II.
W
erze trzynastej żył pewien władca Liteny przez Polaków zwany
Giedyminem, a przez krasnoludki – Hadyminusem. Pewnej nocy miał
sen. Ujrzał jak z zielonego morza wychodzi na brzeg ogromny wilk,
cały z żelaza, a na jego grzbiecie siedzi rusałka.
-
Giedyminie, jestem Vilana, a mój wierzchowiec oznacza Wilczy Gród,
który wzniesiesz.
Król
Liteny zgodnie ze słowami jytnas rozpoczął budowę nowego grodu, a
ten stoi do dziś. W mowie starokrasnej nazywa się Vilana, lub
Lykaopolis, w litewskiej Vilnius, a w polskiej Wilno.