sobota, 13 września 2014

Oniricon cz. 58

Śniło mi się, że:



- w jednym z polskich szpitali piękna czarownica przeprowadzała eksperymenty na ludziach; z trupów zbudowała sobie sługę - małomównego i chamskiego mężczyznę, w jej szpitalu ukazywały się bóstwa znaków Zodiaku; w końcu została zabita dwoma strzałami z kuszokołownicy, a następnie spalona razem ze szpitalem,



- kiedy do naszych czasów powrócił Hitler, Donatan i Cleo nagrali teledysk na jego cześć,
- jadłem tort i jakiś nieistniejący owoc podobny do melona o szarym miąższu,



- Putin przemawiał w kościele w Polsce,



- Antoni Macierewicz napisał opowiadanie fantasy, UWAGA: Nie jestem przeciwnikiem Macierewicza i nie uważam go za kłamcę, po prostu w tym śnie, zlał mi się w jedno z Januszem Korwinem - Mikke, który kiedyś opublikował opowiadanie w ,,Nowej Fantastyce'',



- szef kuchni Maciej Nowak wypominał mi jedzenie słodyczy podczas gdy miałem się odchudzać,



- razem z grupką kobiet i swoim byłym sąsiadem panem Joxem ov Jarinis chciałem zagrać w grę RPG na podstawie baśni braci Grimm (np. o Turkusowym Potworze i Piotrusiu Panie),



- na Zaporożu (na Ukrainie) odkryto kozackie kurhany sprzed 12 000 lat, czyli z ery hyboryjskiej,



- jacyś ludzie podduszali konie, aż tym wyskoczyły narośle na gardłach,



- w jednej ze szkół dzieci były uczone przez potwory; jedną z nauczycielek była roznegliżowana, żółtoskóra wampirzyca z długimi, szponiastymi palcami, której uczniowie się bali, w tej szkole dyrektor (?) urządził przedstawienie kukiełkowe o Anaruku,



- widziałem w lesie trzy mówiące ludzkim głosem borsuki i lisicę, lecz nie pamiętam co mówiły,
- widziałem ludzką głowę zawieszoną na choince,
- widziałem przedstawienie, w którym Anna ov Milvana była niewolnicą okrytą siecią rybacką,



- jakiś mężczyzna wypełniając wolę Bożą  jako wolontariusz pomagał weterynarzowi w leczeniu chorych ary i małej małpki.

Wodowicz




Królowa rusałek i wodników, Malkieš Lysarayata:

,,Nie była lubiana przez poddanych. Zaniedbywała rządzenie, sprzyjała lichitkom i rykarianom [czcicielom Čortów], uznawała się za boginię. Na czele buntu stanął Volch Alabasta. Żeby nie ginęli niewinni, wodnik i czarownica postanowili stanąć naprzeciw siebie w pojedynku. Volcha na tę okazję zakopano do połowy w ziemi. Królowa Malkieš wbrew wcześniejszym ustaleniom użyła magii. Na Alabastę spadł grad wielkości jabłek. Wybił mu ząb (wodnikom i rusałkom zęby odrastają) i podbił oko, podczas gdy królowej nic się nie stało. […] przywódca buntu. W mgnieniu oka przeobraził się w gronostaja i wyskoczył z ziemi. Na białą szatę władczyni poleciała strużka pomarańczowej krwi. Gronostaj ugryzł ją bowiem w ramię. Tak pojedynek dobiegł końca. Po ośmiu latach, Volch Alabasta i Malkieš Lysarayata pobrali się i wielka była ich miłość, a swoje zabobony królowa porzuciła. Po wielu latach Grecy nadali jej imię Hekate i włączyli do swego panteonu'' – M. Rymwid ,,Aquariustica'' i ,,Nymphologia''.


Volch Alabasta, pogromca króla Nagów, Tarakana, poślubiwszy królową Malkieš Lysarayatę (Perłę Łysicy) miał z nią syna Wodowicza (Akič), który jednak nie odziedziczył tronu. Wodnik Wodowicz (Vodovic, Vodovicius) został pasowany na rycerza z zakonu stuha i bronił mieszkańców królestwa rusałek i wodników przed ałami, ażdachami, kręćkami, cugami i innymi latającymi sługami Rykara. 



Za żonę pojął rusałkę Aukę (Avka), córkę wodnika Pszczelicza, który zgodnie z imieniem miał pasiekę nad brzegiem jeziorka. W pracy przy pozyskiwaniu miodu pomagał mu krasnoludek Domovnik z plemienia Uboża. Wodowicz i Auka zamieszkali w podwodnej grocie i byli szczęśliwi; 



niestety nie doczekali się potomstwa. Nie zdążyli... Za panowania południcy Osetii sprawującej rządy w dzień i nocnicy Kabardy rządzącej w nocy, nastała susza, jakiej nie było długo przedtem i długo potem. Strach wielki padł na królestwo dwóch królowych; wielu myślało, że susza ta oznacza koniec świata lub przynajmniej ery. Zaiste – Słońce paliło jak ogień Čortnawi; schły rośliny łąk i lasów, wysychały małe jeziorka i rzeczki, te większe zaś jak Visana czy Gopło skurczyły się. Z upału i pragnienia ginęły zwierzęta, zaś rusałki i wodniki wędrowały szukając nowych domostw, bądź niczym żaby zagrzebywały się w mule czekając lepszych czasów. Padały oskarżenia pod adresem ,,przeklętych Chmurotwórców'', czyli Płanetników, że jakoby przygotowali spisek w celu zgładzenia mieszkańców Ziemi suszą, aby mieć ją potem tylko dla siebie. Była to oczywiście nieprawda, a poddani Osetii i Kabardy słali na Księżyc mnogie petycje z żądaniem deszczu. O ulewę cała przyroda błagała Ageja i Enków, w szczególności Mokoszę, by zapłakała nad niedolą palonego Słońcem świata i Pochwista (Pogwizda) by zechciał swym tchnieniem przywiać deszczowe chmury. Czarownice i ród Amosowów – czarowników odprawiały różne dziwne obrzędy jak topienie pewnych ptaków w studni, lecz Čorty nie tylko nie mogły pomóc, ale i radowały się ze zniszczeń. Susza trwała cały lipiec, aż płytkie jeziorko, w którym mieszkali Wodowicz i jego oblubienica, wyschło. Choć rusałki i wodniki nie były tak marudne jak niektórzy potomkowie Analapów, którym raz jest za gorąco, a raz za zimno, Auka wyjątkowo źle znosiła suszę. Razem z mężem udała się na poszukiwanie innego jeziora lub rzeki, choć w tych było tłoczno. Z dnia na dzień delikatna rusałka słabła i mizerniała, a choć Wodowicz wraz z zaprzyjaźnionymi nietoperzami: Kręciołkiem, Litunem i Latorosławem pielęgnował ją, karmił i poił, jej kosa barwy miodu stała się sucha jak wiór, a to dla każdej rusałki oznaczało śmierć. Auka oddała swą czystą duszę Agejowi w ramionach Wodowicza, obmywana jego łzami. Syn bohaterskiego Volcha Alabasty nie lękał się stawiać czoła smokom wielkim jak wieloryby, wąpierzom czy hufcom ażdach; odnosił liczne rany ze śpiewem i śmiechem na ustach jako najodważniejszy rycerz z zakonu stuha. Jednak śmierć ukochanej żony wytoczyła zeń więcej łez niż szable ażdach krwi. Trzy nietoperze próbowały go pocieszyć tym, że Auka z pewnością przebywa teraz na jednej z wysp Nawi Jasnej, gdzie cieszy się bliskością Ageja i czeka aż jej oblubieniec do niej dołączy. Po śmierci Auka zamieniła się w echo. Grecy znający ją pod tym imieniem, opowiadali mit o nieszczęśliwej miłości owej nimfy do zakochanego w sobie człowieka Narcyza. Gdy Wodowiczowi zabrakło łez, legł pod obsypanym białym kwieciem krzewem buška i 


zasnął snem sprawiedliwego. Kiedy królowa Kabarda prowadziła narady w sprawie deszczu z kanclerzem Księżyca, Chmurnikiem Kuganovem, a myśl syna królowej – czarownicy poczynała się wić i migotać, przed oczyma jego duszy stanęli jytnas: Volch Alabasta i Auka (Malkieš Lysarayata pokutowała jeszcze w Nawi Ciemnej). Wodowicz wyciągnął do nich ręce, a oni rzekli w imię Ageja:




- Wodowiczu! Jest wolą Ageja Istena Żywota, by na świat zstąpił Car – Słońce, by zmyć zło i uleczyć rany. My nie wiemy kiedy przybędzie; w tym eonie, czy w którymś z następnych. Jeśli chcesz aby susza przestała przypiekać świat, a że jako stuha możesz latać bez skrzydeł mocą Mokoszy, wzbij się w niebo i zabierz dla nienarodzonego kadzidło, bo będzie to Swaróg wcielony, złoto dla króla i mirrę, bo jego krew będzie wylana dla obmycia świata. Po tych słowach Volch Alabasta i Auka – Echo zniknęli, a Wodowicz zbudził się. Zakupił dary dla mającego się narodzić w erze jedenastej Teosta i już miał mocą Mokoszy Mistrzyni Zduchaczy wzbić się w niebo ku Koronie Wielkiego Dębu, gdy oczom jego ukazał się dziwny jegomość.
- Panie, jak pan wyglądasz? - wykrzyknął Wodowicz na widok męża w białej tunice trzymającego koło i wiadro z różami. Był bosy, a stał na dużej rybie spoczywającej na słupie.



- Jestem Krodo – przedstawił się. - Co niesiesz w tej torbie?
- Ofiarę dla Cara – Słońce – rzekł z prostotą Wodowicz.
- Chyba nie ma takiego Enka? - zapytał Krodo.
- Jest nim, a właściwie będzie nim Swaróg, gdy przyoblecze się w ciało. Zapomniałem się przedstawić; jestem Wodowicz.
- A skąd o tym wiesz? - drążył Krodo.
- Miałem widzenie jytnas Volcha Alabasty i jytnas Auki, mojej zmarłej żony. Dali mi pierścień, a ja pokazałem go kapłance Łeskotce... - Krodo słysząc to uśmiechał się pod wąsem, a Wodowicz uczuł niepokój.
Jako stuhę mógł widzieć Mokoszę, zazwyczaj niewidzialną, a ta coś mu szeptała do ucha i wskazywała na Kroda. Wówczas wodnik przerażony ujrzał, że jedna ze stóp jego rozmówcy jest zakończona końskim kopytem, a on sam jest śniady, rogaty i nie ma dziurek w nosie. Jednak syn pogromcy ker i Bołotnika walczył już z latającymi Čortami. Mając za sobą Mokoszę, której lękał się sam Rykar, rzekł:



- RYBA zrzuci z tronu cara piekieł – a było to proroctwo.
Krodo zawył i zniknął w oparach siarki, zaś Wodowicz ucałowawszy w białą dłoń Mokoszę, odbił się od wyschniętej na wiór ziemi i poszybował jak ptak, by błagać o deszcz. Przygody nie kazały mu na siebie czekać.


*



Wodowicz leciał w górę, a palone Słońcem ziemie kurczyły się w jego oczach. Nieraz cierpiał głód i pragnienie, lecz spotykani na chmurach Płanetnicy dzielili się z nim tym co mieli najlepszego. Raz ugościł go stary przyjaciel Żywnik (Sivnik) dowódca gradowników, którzy w trzewiach ogromnych smoków wozili tony gradu z Oceanu Północnego Lodowatego. Poczęstował go księżycowymi rybami pływającymi w mleku i śmietanie, lecz ostrzegał przed księżycową wódką, która była tak mocna, że mieszkańcom Ziemi mogła wysadzić oczy z czaszki i spalić kiszki. Ongiś, Żywnik gościł już Wodowicza i innych stuha, gdy uganiali się za siejącym spustoszenie Čortem Šralą robiącym wiry powietrzne. Słońce płonęło tak daleko, że Wodowicz chociaż dzielny i wytrzymały, zaczynał tracić 





nadzieję na powodzenie misji. Wówczas Mokosza przyprowadzała doń baranka Agnuszka, który pocieszał wodnika i sycił go chlebem Enków, codziennie spożywanym w Enkohazie. Stuha wiedząc, że w trakcie wędrówki będzie napadany przez różne straszydła, zabrał miecz, który długo wisiał bezczynnie na ścianie groty, gdzie mieszkał z Auką. Zmęczony lotem przysiadł na chmurce i zapatrzył się w wody Oceanu. Gdy tak patrzał, nie zauważył, że coś za nim cichutko pełznie. Usłyszał wreszcie syk i chichot, lecz było za późno. Owinęły się wokół niego sploty silnego, brązowego cielska, lecz nie był to wąż. Potwór większy od trusia pytona miał jedno skrzydełko nietoperza, a drugie wrony, rubinowe ślepia wielkości ludzkiej głowy i bezzębny pysk mogący łykać całe chmary ptactwa. Wodowicz poznał, że schwytała go ała. Gdy walczył wraz z innymi stuha, niejednego takiego potwora odesłał z powrotem do Rykara, teraz zaś łowca sam miał stać się ofiarą. Miecz Wodowicza leżał na chmurze, a on sam dusił się opleciony ciałem potwora. Bardziej niż swoją śmiercią martwił się tym, że susza może się już nigdy nie skończyć. Wtem ujrzał lecącą na czarnych skrzydłach ażdachę z szablą w dłoni. Ażdachy pochodziły od upadłych upiorów. Przypominały ubranych na czarno ludzi, lecz miast głów miały krasne czaszki z białymi ,,końskimi ogonami''. Żyły w wielkiej zażyłości z ałami, które nieraz służyły im za wierzchowce. Ażdacha podleciała do ały i jednym ciosem szabli odcięła jej ogromną głowę. Sploty ciała rozluźniły się a Wodowicz strącił cielsko potwora na ziemię. ,,To taka przyjaźń panuje między tymi przeklętymi rasami''! - pomyślał i chwycił miecz.
- Dziękuję za uratowanie życia – rzekł sarkastycznie – ja jako stuha nigdy nie przypuszczałem, że będę zawdzięczał życie ażdasze. Zabiłeś ałę, więc może teraz chcesz zabić mnie? - na te słowa potwór położył szablę na chmurze i podniósł ludzkie ręce do góry.
- Stuha nie mordują bezbronnych – rzekła ażdacha, a Wodowicz włożył miecz do pochwy.
- Do czego zmierzasz sługo Rykara? - wodnik nadal był podejrzliwy.
- Nazywam się Uzan Uzłu z sotni Dyptana Stopanowa – przedstawiła się ażdacha. - Wiem, że ty jesteś stuha Wodowicz, syn Volcha Alabasty i królowej Malkieš Lysarayaty. Lecisz ku Słońcu z ofiarą by wybłagać deszcz. Mój setnik wysłał mnie bym ci przeszkodził, lecz ja oto ocaliłem cię przed ałą i chcę lecieć z tobą by prosić Ageja o wybaczenie tego, żem w pierwszym eonie odstąpił od Niego.
- Sługom Rykara nie można ufać – rzekł Wodowicz – jak się wybierałem w tę podróż, to Čort, niejaki Krodo chciał mnie odwieść od zamiaru – Uzan Uzłu zwiesił czerwoną czaszkę, lecz niewidzialna dlań Mokosza coś szepnęła do ucha swego sługi. - Poczekaj Uzanie – rzekł Wodowicz. - Mów razem ze mną:


,,Aredvi Sura Mokoš Matar ov Jurata ad sistera siena, Matar ov hexapoden, floriakoł, rana, otis, saiha, putoris, musa, cristakus, lakerta, żierbiędziuś; kat vypera kat kaj natrix, kikoniya, sorex, neomysek, taura, vyperius, gigantus, krasnocydy, ryščak, aquarius, talpa; evrayet' ocen tzay viridis ad loiten...''1

Ażdacha powtórzyła wszystko za Wodowiczem, a ten widząc, że uznaje Mokoszę, choć jest Čortem, podał mu rękę i razem wyruszyli ku Słońcu.


*



Vilana przez Bohemian zwana ,,Vilią'' była rusałką z rodu królowej Anej II. Jej złote, sięgające pasa włosy cichutko grały, a oczy lśniły jak zielone gwiazdy. Odziana była w białe giezło, a na rękach i nogach nosiła posrebrzane naramienniki i nagolenniki niczym Amazonki z er dwunastej i trzynastej. Za broń służyły jej wygięty łuk i strzały; zdążyła już ubić w obronie swego dziewictwa latającego Čorta Virka Kręcišralę o chrapach żubra. Tak jak Wodowicz mocą Mokoszy wzbiła się ku Słońcu, by uśmierzyć suszę. Pochodziła z jeziora zwanego Baltą, zbyt dużego by mogły je wypić palące promienie. Czuła jednak, że jako nosicielka krwi wielkiej królowej, toczącej boje z Biesami i Čadami, nie może się przyglądać bezczynnie jak susza pustoszy jej kraj. Siedziała na chmurze i piła śmietanę z Księżyca gdy jej oczom ukazał się lecący wodnik w towarzystwie ażdachy. Dziwna para zbliżała się do chmury, na której siedziała Vilana, a ta w mig napięła łuk i szykowała się do rozbicia czarną strzałą krasnej czaszki Uzana Uzłu, bo aż za dobrze wiedziała ile zła wyrządzają ażdachy.
- Przybywamy w pokoju – uspokajał Wodowicz, lecz rusałka nie odkładała łuku.
- Lecę z tym stuha, aby Agej mi wybaczył – tłumaczyła ażdacha.
- Mój towarzysz Uzan Uzłu uratował mi życie przed ałą – mówił Wodowicz.
- A może przekabacił? - zakpiła Vilana.
- To prawda, że jestem upadłym upiorem i zdrajcą Ageja – rozsierdził się Uzan Uzłu – ale chcę zmienić swe życie. Choć jestem ażdachą, uznaję Mokoszę i czczę ją jako macierz Sobotniej Góry. Jeśli chcesz mogę nawet wyrecytować jej dziesięć świętych imion, których się lęka cały Čortieńsk – zdumiona Vilana z wolna odłożyła łuk.
- Usiądźcie – zaprosiła ich na chmurę.
Poczęstowała ich śmietaną z księżycowej rzeki, a także bryndzą i baraniną; również zakupioną u Płanetników. Gdy wodnik i ażdacha podjedli sobie, rusałka spytała ich o cel wyprawy.
- Ja, Wodowicz, syn Volcha Alabasty i Malkieš Lysarayaty po śmierci mej żony Auki i wyschnięciu naszego jeziora, wyruszyłem z darami dla mającego się wcielić Swaroga, by prosić o litość nad paloną Słońcem Ziemią.
- Ponadto ja – zabrał głos Uzan Uzłu – pragnę prosić Ageja przez Mokoszę o wybaczenie mej zdrady; tego, żem w pierwszej erze wybrał smoka Rykara (,,Codex vimrothensis'' stwierdza, że dotyczy to prawdy nie o ażdachach, lecz o ludziach).
- Dobrze się składa – uśmiechnęła się Vilana. - Pochodzę z rodu wielkiej królowej Anej II, córy Anej I, córy Europy i Bałkana Łobasty, dzieci Mokoszy. Za przesławnej pani Anej, drugiej tego imienia, za sprawą sprośnego smoka też była susza, lecz królowa ubiła bestię strzałą i tak uwolniła uwięzione wody. Chcę iść w jej ślady – Uzan Uzłu uśmiechnąłby się gdyby miał mięśnie i skórę na czaszce.
- Nie tak dawno – rzekł – bohaterski wodnik Jędra uwolnił wody rozbijając strzałą wielką szklaną banię, w której uwięzili wody czarownik Wacław Amosow i wodniki Franc i Iwan, pociotek Neurów. Myślisz panienko, podobna do białego kwiatu, że sprawcą suszy jest smok? Jako ażdacha znam się na tych sprawach.
- Smok nie smok, czary nie czary – ucięła Vilana – nie mogę patrzeć jak moje siostry i moi bracia mrą bez wody i to jest najważniejsze – cała trójka skończyła posiłek. - Czy mogę wam towarzyszyć? - spytała Vilana. - W trójkę zawsze raźniej i bezpieczniej.
- Zgoda – rzekł Wodowicz i tak rusałka razem z nim i Uzanem Uzłu, mocą Mokoszy poszybowała w stronę Słońca, a patrzące z oddali Płanetniki dziwowały się wielce na widok tej trójki i kręcąc niebieskimi głowami mówiły: ,,Toż to koniec świata, a przynajmniej ery – kto to widział by rusałki i wodniki zadawały się z ażdachami''?
Lecieli tak wiele dni i nocy, mijając zadziwionych Płanetników, ptaki zwane samotkami i sylfidy, czyli wiły powietrzne. Czasem przed ich oczyma mignęli Pochwist bądź jego oblubienica Meluzyna,




sokoły Lelum i Polelum, innym razem malachitowy gryf Inóg Pacholica; graf Góry Aradvi Sura Aredvi , który rozkazywał Pachołkom Wiatru – pomniejszym Enkom służącym Pochwistowi i Meluzynie. Ujrzeli białego orła Tineza (a może Jaroga?), a dzień później stanęli siedem wiorst od Słońca. Wówczas z powodu wielkiego gorąca kadzidło spaliło się, a mirra, złoto i srebro z naramienników i nagolenników Vilany roztopiły się i spadły na ziemię. Wodowicz, Vilana i Uzan Uzłu poczuli się jak w paszczy Rykara; ich stroje spaliły się, a oni sami czuli jakby ktoś ich palił żywym ogniem. Po chwili przestali czuć i widzieć. Po jakimś czasie wydawało im się, że przechodzą w bród jakąś rzeczkę, aż wreszcie otworzyli oczy (Uzan Uzłu jako ażdacha nie miał oczu, a tylko puste oczodoły, lecz widział nimi). Cała trójka spostrzegła, że leży w trzech złotych łożach, opiera głowy na piernatach i przykryta jest mięciutkimi pierzynami, lekkimi jak morska piana. Komnata, w której się znaleźli była bogato zdobiona białym bursztynem i złotem, a sufit zdobiły przepiękne malowidła, w których z wielkim zdumieniem rozpoznali własne przygody. ,,Gdzie my jesteśmy''? - Wodowicz przecierając oczy, spytał Vilany i Uzana Uzłu, lecz ci jeno się domyślali. ,,Tu jest wspaniale''! - orzeka Vilana. Istotnie; komnata była piękna, nozdrza pieściły cudne wonie, a z oddali docierały odgłosy pieśni chóru Trzech Niewidów. Jedynie skóry wciąż piekły po oparzeniu Słońcem, lecz dało się to wytrzymać. Wrota komnaty otworzyła Złota Baba, której towarzyszył Pobóg – paź Enków. W ręku opiekunka chorych i mistrzyni wraczy trzymała złoty kruż napełniony zielonym syropem.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała rusałka.
- Wasze ciała spłonęły w żarze słonecznym – oznajmiła Złota Baba – Swaróg zaniósł was do Domu Enków. Agej mówił nam wszystkim o waszej misji.
- I co? - spytał Uzan Uzłu.
- Już niebawem Mokosza zaprowadzi was przed Ageja i przedstawi mu wasze prośby, ale najpierw uleczę wasze rany – to mówiąc Złota Baba napoiła ich zielonym syropem i skóry wnet przestały piec. Następnie wodnik, rusałka i ażdacha dostały nowe szaty, które uszyła dla nich jytnas Oblakinia Skrzydlata, córa króla Płanetników Pogody i spaleni przez Słońce wyszli z komnaty. Ujrzeli wielu Enków, których widok napełnił ich bojaźnią. Uzan Uzłu widząc groźne głowy Welesa zaczynał wątpić czy naprawdę uzyska przebaczenie. Jednak gdy ich oczom ukazała się świetlista i łagodna Mokosza, ich serca napełniły się radością i nadzieją. Królowa Wilgotnej Ziemi uściskała ich i zaprowadziła do kaplicy, w której przebywał sam Agej pod postacią płomienia. Weszła do kaplicy, a wodnik, rusałka i ażdacha zostali na zewnątrz. Nie czekali długo. Mokosza wyszła rozpromieniona, jaśniejąca wielkim pięknem.
- Agej spełnił wasze prośby! - na te słowa Uzan Uzłu padł przed nią na twarz ze słowami dziękczynienia.
Już nie był ażdachą, lecz upiorem o głowie szczygła – takim samym jak przed przystąpieniem do Rykara.
Wodowicz i Vilana spojrzeli przez okno i ich serca napełniły się radością na widok ulewy, którą rusałki, wodniki i inne stworzenia powitały tańcem, śpiewem, śmiechem i radosnym wołaniem do Ageja i Enków. Odtąd Wodowicz, Vilana i Uzan Uzłu zamieszkali w Nawi Jasnej razem z Auką, Volchem Alabastą, Malkieš Lysarayatą i Anej II.

*



W erze trzynastej żył pewien władca Liteny przez Polaków zwany Giedyminem, a przez krasnoludki – Hadyminusem. Pewnej nocy miał sen. Ujrzał jak z zielonego morza wychodzi na brzeg ogromny wilk, cały z żelaza, a na jego grzbiecie siedzi rusałka.
- Giedyminie, jestem Vilana, a mój wierzchowiec oznacza Wilczy Gród, który wzniesiesz.
Król Liteny zgodnie ze słowami jytnas rozpoczął budowę nowego grodu, a ten stoi do dziś. W mowie starokrasnej nazywa się Vilana, lub Lykaopolis, w litewskiej Vilnius, a w polskiej Wilno.




1 ,,Aredvi Sura Mokosz matka Juraty i jej siostra, matka owadów, kwiatów, żaby, dropia, suhaka, tchórza, chomika, jaszczurki, węża; tak żmii jak zaskrońca, bociana, ryjówki, rzęsorka, krowy, żmija, olbrzyma, krasnoludka, rusałki, wodnika, kreta; wszystkiego co jest zielone i piękne...''