,,Boska
jest strona Orientu, boska Okcydentu,
Dzierży
w swej dłoni Wszechmocen
I
południa i północe’’
-
J. W. Goethe
Jak
podaje ,,Księga
Rozstajów’’
spisana w starożytnym Ślążu, w erze pierwszej Agej uformował
swym płomieniem z ciała boga Niepodzielnego oprócz takich istot
świętych jak: Enkowie, upiory o ptasich głowach i nadobne
Wieszczyce Losu,
również tetradę Erdgajstów. Istoty te, których miano zostało
wzięte z mowy germańskiej, nazywane też były Duchami Ziemi lub
Strażnikami Czterech Stron Świata.
Powiadali widzący, że ich siedziba mieściła się nad wielką
rzeką Puczajem, w którego nurtach płynęła woda i płonął
ogień, w Jaskini
Czterech Turów znajdującej się nieopodal Sobotniej i Szklanej
Góry. Ściany owej ukrytej przed wzrokiem niepowołanych groty
zbudowane były z białych kryształów, które połknięte i popite
wodą z Puczaju dawały
wielką moc czarodziejską. W jaskini podłoga była wyłożona
złotymi płytkami, zaś srebrne żłoby, zdobione bursztynem i
turkusami same
wypełniały się
najwyborniejszym sianem, owsem i wszelkimi roślinami pastewnymi.
Biło z niej źródełko krystalicznie czystej, tańczącej wody,
która wypita rozjaśniała umysł i trzykrotnie zwiększała siłę.
Tam
właśnie, raz do roku jesienią gromadziła się Tetrada Erdgajstów,
aby pod postaciami czterech rosłych turów o złotych rogach,
rozprawiać o strapieniach nękających mieszkańców czterech stron
świata. Białemu turowi z zawieszonym na szyi złotym dzwonem
powierzona była Północ. Tur czarny w naszyjniku z lwich kłów i
pazurów był Władcą Południa. Tur o sierści szkarłatnej z
wypisanym na czole imieniem Welesa, sprawował pieczę nad Zachodem.
Dziki byk jaśniejący niczym złoto, wokół którego szyi owijał
się złoty smok – uroboros z Sinea, opiekował się Wschodem.
Niektórzy pod wpływem opowieści Sineańczyków wyróżniali
jeszcze piątego tura imieniem Sred w barwach kobaltu, różu i
zieleni, który miał być wyznaczony do opieki nad środkiem, jako
że Sineańczycy uważali środek za piątą stronę świata.
Erdgajsty
zostały obdarzone mocą zmieniania postaci. Widywano je jako smoki,
żółwie, tygrysy, żurawie, orły, jednorożce, barwne ryby,
motyle, lwy i małpy. Przybierały też postaci podobne do ludzkich,
którym chciałbym poświęcić szczególną uwagę.
*
Żyrdan
przez Celtów zwany Kirdanem (Kirodanem), z mandatu Ageja zasiadał
na Tronie Północy. Miniatury zdobiące pergaminowe karty ,,Księgi
Rozstajów’’ ukazują go jako męża o długich włosach,
mającego dłonie i stopy wydry, któremu za insygnium władzy miast
berła służyło drewniane wiosło. Pływał również sprawnie jak
wydra, zaś jego przysmak stanowiły ryby, żaby i raki zjadane na
surowo.
Już
w erze czwartej Żyrdan nauczył Zajęczan sztuki budowania tratw,
łodzi i okrętów. W późniejszych erach przekazywał tę wiedzę
również innym rasom rozumnym jak Oxiowie o foczych głowach,
Wydrzanie, Kynokefale, Warańcy z Wyspy Szczurów, w końcu zaś
ludzie. W Batawii po dziś dzień zachowała się w ziemi pierwsza
dłubanka sporządzona przez Żyrdana dla pary Zajęczan; Otamira i
Kłodziny.
Wedle
słów wiersza zamieszczonego w ,,Księdze Rozstajów’’,
już w erze pierwszej Żyrdan przemierzał pierwotny Ocean na
pokładzie zbudowanego przez siebie pierwszego korabia noszącego
imię ,,Dar Enków’’, którego żagle były utkane z
pawich piór. W owym to czasie fale Oceanu okrywały całą Ziemię i
nie było nigdzie lądu, aby morskie upiory unoszące się nad wodami
w postaci mew i rybitw, mogły na nich spocząć. Korab Żyrdana
płynął bez przeszkód przez trzy dni i noce, aż dnia czwartego
zatrzymał się jakby unieruchomiła go mała, lecz niezwykle silna
ryba Remora, która w erze trzynastej przyczyniła się do klęski
Marka Antoniusza pod Akcjum, nie pozwalając jego galerze ruszyć się
z miejsca. Zafrasował się wielce Żyrdan widząc, że nie może
dalej płynąć. Wówczas z fal Oceanu wynurzyła głowę ogromna
ryba Klimata, na której grzbiecie srożyły się długie i ostre
kolce. W te słowa odezwała się do strapionego Erdgajsta.
-
Moja pani, Jurata żąda od ciebie, Żyrdanie, abyś złożył jej
dar dziękczynny za to, że pouczyła cię we śnie jak zbudować ten
statek! - ryba Kilmata wypowiedziawszy te słowa, z pluskiem skryła
się w głębinie.
Żyrdan
pobiegł do swej kajuty i przyniósł z niej zrodzony przez Mokoszę
młynek cudowny, który ustawicznie mielił sól.
-
Przyjmij to, Pani, w podzięce ode mnie i niech Agej lepiej ci
wynagrodzi! - zawołał Żyrdan, po czym cisnął młynek w głębinę.
Jurata
przyjęła ofiarowany jej dar, bowiem korab znów zaczął płynąć
przed siebie bez przeszkód. Młynek zaś po dziś dzień spoczywa na
dnie wśród wodorostów i mieląc ustawicznie sól sprawia, że
morza i oceany są słone jak łzy.
W
erze dwunastej na dworze kniazia Gostomysła w Nowym Grodzie Północy
spisana została ,,Pieśń o Żyrdanie Szkutniku’’. Pośród
wielu innych opowieści zawiera też tą o wielkim zaćmieniu Słońca
w erze dziewiątej za panowania królowej rusałek Siubieli Morskiej.
Wówczas stado siedmiu młodych smoków z Gór Soroczyńskich, wzbiło
się tak wysoko w niebo jak czynią to orły i zaczęło ze smakiem
pożerać Słońce niczym myszy, które dobrały się do kołacza.
Swaróg – strażnik Słońca odpędzał żarłoczne gady maczugą
nabijaną złotymi kolcami, lecz niebawem padł zatruty smrodliwymi
wyziewami z ich paszcz. Słońce zostało pożarte, świat zaś
pogrążył się w egipskich ciemnościach. Podczas gdy zziębnięte
i przerażone rusałki roniły gorzkie łzy zamieniające się w
perły i opale, drużyna czternastu żmijów zasiadła kręgiem wokół
rozpalonego przez siebie ogniska i biła szponiastymi, pokrytymi
łuską dłońmi w bębny, błagając Ageja, aby przywrócił ład w
świecie. Takoż z natchnienia Boga Bogów, Żyrdan wynurzył się z
fal morza, gdzie dotąd bawił na audiencji w bursztynowym pałacu
Juraty. Erdgajst zawiadujący Północą, udał się prosto na
polanę, gdzie żmijowie siedzieli przy ognisku.
-
Na szafirowych Tablicach Welesa napisane jest, że przywrócić
Słońce światu może jedynie istota, która dobrowolnie ofiaruje
się płomieniom – rzekł bez żadnych wstępów Żyrdan.
Żmijowie
słysząc to posmutnieli, bo choć żadnemu z nich nie brakło
odwagi, kiedy walczyli z ałami i ażdachami jako latający rycerze
stuha, to jednak każdy z nich lękał się śmierci w ogniu jako
żertwa.
-
Nie bójcie się – uspokoił ich Żyrdan, po czym skoczył w
ognisko i spłonął.
Gdy
został z niego sam miałki popiół, Swaróg ocknął się. Smocze
wyziewy przestały zatruwać jego ciało. Siła jego zwielokrotniała
po siedmiokroć. Przemienił kosmyk swych włosów w wielki miecz
ognisty i natarł nim na siedem smoków z Gór Soroczyńskich.
Zabijał je w walce jednego za drugim; rozcinał im brzuchy i
wyjmował z nich żółte kamienie. Każdy smok miał jeden taki
kamień w brzuchu, Swaróg wiedział zaś, że są to niestrawione
resztki Słońca. Położył je na chmurze, służącej mu od lat za
statek powietrzny i tak długo uderzał jednym żółtym kamieniem o
drugi, aż wykrzesał z nich nowe Słońce, którego pojawienie się
na niebie wszystkie dzieci Ageja przyjęły z wielką radością.
Tymczasem
żmijowie opłakiwali Żyrdana, który poniósł tak wielką ofiarę.
Z wielką czcią zebrali jego popioły do malowanej urny.
-
Nie wstyd wam tak zawodzić jak banshee? On nie umarł, jeno śpi – gdy
podnieśli swe jaszczurcze głowy, spostrzegli rusałkę w szarej,
powłóczystej szacie, której piękna twarz wymazana była popiołem.
-
Czy przyszłaś z nas szydzić, księżno Żeglisto – Grabarko? -
spytał żmij imieniem Ludowan.
-
Bynajmniej – odrzekła Żeglista – Grabarka. - Przyszłam ukoić
wasz ból – dodała ze współczuciem. - Trzeba wam wiedzieć, że
popioły zmarłych to jakby nasiona, z których odradza się nowe
życie.
-
Jego życie dobiegło kresu i to w tak bolesny sposób – zaoponował
żmij Wirko.
-
Życie się zmienia, ale nie kończy – rzekła z naciskiem Żeglista
– Grabarka. - Dajcie mi tę urnę! - kiedy żmijowie włożyli ją
w ręce rusałki wymazanej popiołem, ta z medalionu noszonego na
szyi, nalała do niej kropli wody z Sobotniej Góry.
Urna
zatrzęsła się i pękła z głośnym brzękiem. Na trawie wśród
glinianych skorup siedział teraz cały i zdrowy Żyrdan. Jego ciało
było w takim stanie jak przed skokiem do ogniska.
-
Sława tobie Żertwo i Królu Żerców! - pokłonili mu się żmijowie
wraz z księżną Żeglistą – Grabarką.
*
Dennec
z mandatu Ageja sprawował pieczę nad Wschodem. Przybierał postać
młodzieńca budzącego zachwyt w sercach niewieścich, o cerze
ogorzałej, oczach kosych, czarnych włosach splecionych w dwa
warkocze. Przemieszczał się na skrzydłach z piórami pawia. Nosił
złote i srebrne kolczyki w uszach i nosie, naszyjnik z dużych pereł
w dwudziestu siedmiu kolorach, pierścienie oraz branzoletki na
przegubach dłoni i kostkach nóg. Na plecach miał wykłuty czarnym
tuszem znak kras – ręce Boga wpisane w złoto – lazurowego
uroborosa. Za odzienie służyły mu jedwabne szarawary w barwie
ognistego szkarłatu. Jego jedyne pożywienie stanowiła rosa.
Mieszkał na Najdalszym Wschodzie, gdzie urodziwe hurysy z Huristanu
doglądały jaj, z których miały się wykluć dobroczynne smoki z
Sinea.
W
pierwszych wiekach ery dwunastej neuryjski czarownik Aszyna,
okrywający się futrem błękitnego wilka z Turanu i służący
cieniom węża Gorynycza, sprowadził straszliwą plagę na Słowian
zamieszkujących krainę zwaną Podlasem. Aszyna udał się na bagna
i rozpalił trzy ogniska tworząc z nich trójkąt. Sam zasiadł w
jego środku. Wilczymi zębami łamał udowe kości ludzi i wołów
po czym wylewał na ziemię szpik jako żertwę dla Gorynycza –
drugiego po smoku Rykarze wcielenie obmierzłego Czarnoboga. Kamłał
przy tym zaklęcia w zielonym języku Čortów
i czarownic, których nie godzi się powtarzać. Otworzył tym
przeklętym rytuałem wrota prowadzące do Čortieńska
i wyprowadził z nich na powierzchnię potwora zwanego uberem. Jak
podaje Kosa Owinniczew w ,,Animalistyce’’ ubery miały
skorupy olbrzymich żółwi, głowy sępów oraz łapy i ogony
tygrysów. Mimo podobieństwa do żółwi, na krótkim dystansie
bestie te władne były dogonić konia. Uber atakował z zasadzki.
Rozszarpywał sępim dziobem i tygrysimi pazurami rusałki oraz ludzi
z Podlasu, aż blady strach padł na ową krainę. Z kącin, gajów i
wiejskich chat popłynęły błagania o pomoc, aż Agej wysłał na
ratunek Denneca, strażnika Wschodu. Dennec tropił ubera przez trzy
dni i noce, aż dopadł go nad brzegiem rzeki Narvi, gdzie groźny
stwór rozszarpywał właśnie nadobne zwłoki rusałki. Erdgajst
sfrunął doń na swych upstrzonych pawimi oczami skrzydłach.
Otworzył usta i wydobył z nich szablę przecinającą drewno,
kamień i żelazo.
-
Wracaj pod korzenie Wielkiego Dębu! - rzucił wyzwanie maszkarze.
Uber
zaskrzeczał gniewie po czym ruszył w stronę Pana Wschodu. Dennec
jednym płynnym ruchem szabli ściął sępią głowę potwora, po
czym unieruchomił go na dobre, przebijając mu grubą skorupę aż
do serca. Kiedy uber opadł na ziemię, Dennec zadął w konchę z
Oceanu Wyrajskiego. Na ten zew zbiegli się rybacy i smolarze z
pobliskich osad.
-
Baczcie pilnie, dobrzy ludzie, abyście truchło bestii w całości
spalili w ogniu razem z popiołami jakie miałyby z niego zostać –
polecił Dennec, po czym załopotał skrzydłami, udając się w
kierunku wschodzącego Słońca.
Zostało
po nim jeno pawie pióro, które miejscowy wołchw Dobrosław z czcią
przechowywał w zarządzanym przez siebie chramie. Zapanowała ogólna
radość. Jednak gospodarze Tlisz i Wiechcik wraz z rodzinami nie
posłuchali ostrzeżenia mądrego Erdgajsta. Upiekli mięso ubera w
piecu chlebowym i zjedli na wieczerzę. Nieposłuszeństwo
przypłacili straszliwą wysypką i pomieszaniem zmysłów. Nazajutrz
wieczorem z żonami i dziećmi powiesili się na gałęziach drzew,
Čortom na uciechę, a
wiatr wył długo i żałośnie…
*
Sdenka
sprawowała pieczę nad krainami Południa. Ukazywała się w postaci
urodziwej panny, której kosa miała barwę dojrzałego zboża, oczy
zaś jaśniały niczym szafirowe gwiazdy. U ramion wyrastały jej
skrzydła pokryte piórami w barwach złotej, szkarłatnej, błękitnej
i zielonej jak malachit.
W
erze czwartej Sdenka przygarnęła i wykarmiła własną piersią
osieroconego cielaczka afrykańskiego bawołu. Zwierzę, które
otrzymało imię Czernojug, wyrosło na potężnego byka, który
całkowicie oswojony chodził wszędzie za Sdenką niczym domowy
psiak. Kiedy Czernojug padł zmożony starością, bądź też od ran
zadanych lwimi pazurami, Sdenka płakała po nim serdecznymi łzami,
które utworzyły orzeźwiające źródełko na sawannie. Pragnąc ją
pocieszyć, przybył z Nawi sam Weles pod postacią starca Nikoły.
Poradził pogrążonej w żałobie Strażniniczce Południa, aby
ucięła głowę bawołu i odtąd nosiła ją opadającą na piersi
niczym naszyjnik. Sdenka zastosowała się do tej rady, zaś głowa
jej przyjaciela, mocą Welesa zachowana od rozkładu i obdarzona mową
po dziś dzień służy jej dobrymi radami.
W
erze dziewiątej za panowania czarnoskórej królowej rusałek
Afaraki, na ziemiach późniejszej Dalmacji zjawił się straszliwy
wąpierz o sercu mrocznym jak otchłań Čortieńska,
a do tego silny niczym Nelapsi ze Slawi. W pieśniach zachowało się
jego imię brzmiące Orko, istotnie był to bowiem potwór piekielny,
rosły jak troll albo ogr, pokryty szarą, chropowatą skórą.
Posiadał kły – nie z kości jak to zwykle bywa u wąpierzy, ale
ze stali; tak wielkie, że nie mieściły mu się w szczękach.
Nocami przy blasku srebrnej lampy Wielkiego Chorsa, kroczył
niestrudzenie, zakrywając swą sromotną nagość czarnym płaszczem
i za pomocą wyostrzonego węchu tropił nadobne rusałki i Wiły
pląsające w promieniach Księżyca, żmijów, satyrów, dziwy,
dziwożony, Centaury, wodniki i łokisy, aby rozrywać im gardła i
piersi stalowymi zębami, po czym chłeptać do woli ich słodką,
upajającą krew. Bezpieczne przed nim nie były nawet nocnice o
cerze czarnej jak antracyt i czarownice zakrywające swą nagość
zakleciem niewidzialności.
Zafrasowała
się wielce dobra królowa Afaraka, zasiadająca na złotym tronie w
grodzie Nandii i z jej oczu polały się łzy nad spodziewaną
zagładą rasy toropieckiej, które spadając na ziemię zamieniały
się w perły we wszystkich barwach tęczy. Królowa ze swymi
dwórkami kornie błagała Ageja i Enków o ratunek, jak również
obiecywała sowitą nagrodę wojownikom i wojowniczkom za ubicie
Orka.
Mokosza
zaniosła tę suplikację przed ołtarz Ageja, który zlitował się
nad niedolą nimf i faunów. Agej posłał do boju Sdenkę o
jaśniejącym licu. Sdenka nim wyruszyła ubić Orka, poprosiła
Swarożyca, by wykuł jej w swej kuźni broń straszliwą; lancę
złotą z promienia Słońca. Tak uzbrojona z pomocą sfory wiernych
i oddanych wilków poczęła tropić Orka wśród rozpadlin i jarów
w Górach Czarownic. Dopadła go w szczelinie skalnej gdzie leżał
nagi i gryzł olbrzymią smoczą kość poszukując w niej
smakowitego szpiku. Zawołała wąpierza po imieniu, zapowiadając mu
karę za ohydne mordy, których się dopuścił. Walające się
wokoło czaszki niewinnych ofiar Orka zdawały się dzwonić zębami
mówiąc:
-
Nie zostawiaj naszej śmierci bez kary!
Orko
odwrócił głowę w stronę Sdenki i wydał z siebie przeciągły
ryk, który tak przeraził watahę wilków, że podkuliły ogony i
uciekły. Miotając sromotne bluźnierstwa przeciw Agejowi, Orko
rzucił się w stronę Sdenki i nadział na jej złotą lancę wykutą
z promienia Słońca. Ciało wąpierza pochłonął ogień. Została
z niego sama czaszka poczerniała od ognia, w której szczękach
srożyły się stalowe kły. Sdenka zabrała ją jako dowód swego
zwycięstwa na dwór królowej Afaraki, gdzie czaszka została
uroczyście rozbita w drobny mak młotem kowala z rasy Akefali.
Pisał
w swym dziele zatytułowanym ,,Nymphologia’’, XIX –
wieczny polski mitolog, zapomniany wieszcz Mikołaj Rywmid, że
wróżdy po śmierci Orka szukała jego równie potworna macierz,
koszmarnie szpetna wąpierzyca Testova, która swoimi stalowymi kłami
potrafiła zagryzać smoki. Ją również wytropiła Sdenka u podnóża
zamieszkanej przez czarownice góry Klek. Wbiła w jej pępek aż na
wylot złotą włócznię, po czym pouczona przez głowę
afrykańskiego bawoła Czernojuga, rozcięła bułatowym sztyletem
stojący już w płomieniach, obwisły brzuch maszkary. Wtedy to z
cuchnących trzewi Testovej wyskoczyło dwoje zabiedzonych,
połkniętych przez nią żywcem dzieci; mała rusałka i wodnik o
jadowicie zielonych włoskach. Dziatki te nazywały się Kaczenna i
Glonek. Sdenka obmyła je w źródełku, nakarmiła słodkimi
kłączami, po czym ujęła za ręce i zaprowadziła do ojca wodnika
i matki rusałki.
*
Krodo,
którego berłu podlegał Zachód miał postać potężnie
zbudowanego męża o ogniście rudej czuprynie i brodzie oraz złotych
oczach świecących w mroku. Odziany w tunikę sięgającą kolan,
przemierzał morza i Ocean At – Azalath stojąc pewnie na grzbiecie
wielkiej, czerwonej ryby Karamazy. W erze trzynastej ze związku
tejże ryby z panną Jeleną Wolooką z Roxu, narodził się
założyciel rodu Karamazowów rozsławionego przez powieść Fiodora
Dostojewskiego. Krodo niekiedy ukazywał się w wizjach trzymając w
dłoniach bojowe koło zwane czakramem oraz kosz pełen niebieskich
róż z Nawi Jasnej, których płatki zapewniały nieśmiertelność
tym, którzy je zjadali.
W
erze dziewiątej Erdgajst Zachodu za podszeptem Čorta
Zgrzechy Niedowiarka, porzucił wierność Agejowi. Począł porywać
rusałki, syreny, południce, dziwożony i leśne niewiasty, wyrywać
im serca i je pożerać wierząc, że spotęguje to jego siłę po
tysiąckroć, aby mógł pokonać wszystkich Enków i zająć miejsce
samego Ageja. Za te niecne praktyki ryba Karamaza zrzuciła go ze
swego grzbietu, zaś Jarowit strącił piorunem w otchłań
Čortieńska.
U
progu ery jedenastej na wakującym tronie Zachodu osadzony został
człowiek imieniem Prawdzic z Iremu, który był uczniem Teosta Cara
– Słońce. Prawdzic mieszkał na szczycie marmurowej kolumny w
erze piątej postawionej przez olbrzymy, spędzał dnie i noce na
rozmowach z Posłańcami Ageja, zaś kruki przynosiły mu rajski
chleb z Domu Enków i wieści ze świata. Powiada się, że był
synem woja Narbuta i palmowej driady Prawdy, którą w dzieciństwie
zaopiekował się lew. Teraz Prawdzic mieszka w pałacu na szczycie
Jantarowej Góry z widokiem na cały archipelag Nawi Jasnej. W erach
dwunastej i trzynastej widzieli go jak przmierzał, stojąc na
grzbiecie ryby Karamazy, Ocean At – Azalath tacy słynni żeglarze
jak Manaman z Man, Mael Duin, Bran Mc Febal, św. Brendan z Clonfert
i Sindbad Żeglarz.