wtorek, 20 października 2015

Vel Lazarica





W krainie Burus, gdzie zawsze żyło mało ludzi, lecz za to pełno było puszcz i jezior, rósł stary i tajemniczy Las Veli. Ów ogromny las, jak i znajdujące się w nim jezioro zamieszkiwały istoty przez Bałtów zwane velami na cześć Welesa, który je stworzył. Vele nie miały stałej postaci, lecz nieraz nawet kilkadziesiąt razy w ciągu dnia zmieniały się w ryby, ślimaki, robaki, węże, płazy, ptaki, zwierzęta pokryte futrem, a nawet w ludzi, rośliny i kamienie. Potrafiły też przybierać postaci rusałek, syren, krasnoludków, Lynxów, olbrzymów, czy wszelkich istot z wyjątkiem Enków, bo udawania tych ostatnich zabraniał im względ na należny im szacunek. Weles stworzył je w erze drugiej. Początkowo mieszkały wraz z nim w Nawi, zabawiając ciągłym przybieraniem coraz to nowych postaci, aż w erze czwartej, czy to przez ciekawość świata, czy z powodu jakiejś przewiny opuściły pałac Welesa i zamieszkały na Ziemi, ucząc junaków sztuki obroticzestwa, czyli polimorfii. Potop przetrwały zamienione w ryby, a po jego ustaniu zamieszkały w odrastającej puszczy w Burus. Poza Welesem nie czciły innych Enków, za to w erze dwunastej uznały za swą panią, jego oblubienicę Welewitkę, którą nazywały imieniem Velu Mate (Matka Velów). Była ona śmiertelną niewiastą Borką ze Sklawinii, która pokochał Weles i uczynił ją nieśmiertelną jytnas. Wielka i serdeczna była miłość między rasą velów, przez Greków zwanych ,,polimorfami'', a Welewitką. Często odwiedzały ją jeszcze żywe w Nawi, a kiedy mróz szalał po świecie, Velu Mate pozwalała im grzać się przy piecu, który zbudował dla niej człowiek o imieniu Zdun.




W czasach kiedy żyli król Mato, Żmij Ognisty Wilk, Andaj, Lutica Bogdanówna i Sołowiej Budzimirowicz, w Lesie Veli nad jeziorem Patrap przyszedł na świat najsłynniejszy z veli o imieniu Lazarica (Lasarica). Jego ojcem był vel – istota przez Słowian zwana zjawą, nosząca imię Patollo, zaś matką uboga wiejska niewiasta z rodu ludzi, która zbierając chrust zabłąkała się w Lesie Veli. Patollo, ojciec Lazaricy, przyszedł do niej pod postacią starca o długiej, siwej brodzie, odzianego w płaszcz z mysiego futra, a gdy uciekała przed nim, bojąc się jego ognistych oczu, dopadł ją jako lampart i posiadł. Niedługo potem dziewczyna, która już nigdy nie wróciła do swej wioski, zniosła jajo, tak duże jak jajo strusia, pokryte skorupą z turkusu z domieszką złota. Z owego drogocennego jaja wykluł się maleńki chłopczyk o złotych kędziorach i niebieskich oczach. Wiejska dziewczyna pokochała go, mimo że została skrzywdzona przez jej ojca – króla veli i arcykapłana Welesa. Chłopiec otrzymał imię Lazarica, a w piątym roku życia pod postacią rosłego rycerza, uśmiercił swego ojca, nie wiedząc o tym, gdy ów jako niedźwiedź o smoliście czarnym futrze napastował karawanę antyjskich kupców idących z trwogą przez las.
Lazarica nie wdał się w ojca, którego nawet nie znał. Był velem dobrym i mądrym, łagodnym i odważnym, stroniącym od ludzi, lecz nie czyniącym im krzywdy. Wielce miłował swą macierz i bolał nad jej krzywdą wyrządzoną przez króla Lasu Veli. Gdy umarła w młodym wieku, Lazarica pragnąc zdobyć mądrość i cnotę, potrzebne do rządzenia velami, udał się sam jeden na daleką wędrówkę w nieznane, by szukać Jeziora Nawek, o którym słyszał w velańskich legendach.

*

Idąc między ludzi, Lazarica wziął na siebie postać młodzieńca wysokiego i urodnego niby dziewczyna, bo nasłuchał się wiele o ludziach, co miłują jeno pięknych, a brzydkimi pogardzają i traktują ich z okrucieństwem. Miał teraz długie, czarne włosy o błękitnym połysku, ogniste oczy (ich barwy żaden vel nie mógł zmienić, a jedynie zasłonić innym kolorem za pomocą magii iluzji), a ciało silne i bogate w twarde muskuły okrywał płaszczem ze skóry lamparta, który utworzył sobie z waporów dusznego powietrza i przepaskę na lędźwie. Jego oręż stanowiły miecz i długa włócznia, a na lewe ramię założył złotą bransoletę z wyrytym na niej imieniem Welesa (w innej wersji: swej człowieczej matki Rojnicy, która zmarła w lesie, bo vele choć żałowały jej, nie miały odwagi narazić się na gniew swego króla Patolla). Jak każdy vel, Lazarica otrzymał od Welesa dar rozumienia wszelkiej mowy, tak ludzkiej, jak i poza – ludzkiej, co wielce przydało mu się w czasie wyprawy. Żegnany przez dwoje zaprzyjaźnionych veli; maleńkich dzieci; chłopca Urtusa i jego starszą siostrę Šandrę, opuścił Burus.
Wkroczył na ziemie Słowian. Minął kraj Seledczan, gdzie wszystkie dziewki patrzyły się nań jak w tęczę i zaszedł do ziemicy Słonczan, czyli ludzi o głowach słonek.



,,Słonka jest ptakiem nieco mniejszym od gołębia zwanego grzywaczem. Ma długi, wrażliwy dziób, podobny do słomki, a jej pióra są barwy brązowej z czarnymi i płowymi plamami, co umożliwia ukrywanie się wśród traw i zeschłych liści. Składa nakrapiane brązowymi plamami jaja w gniazdach na ziemi. Lata o zachodzie Słońca i odbywa dalekie wędrówki''

- pisał o tych ptakach Kosa Owinniczew na kartach ,,Animalistyki''. Niewielka Kraina Słonczan liczyła ledwie kilkanaście wiorst porośniętych puszczą, a jej mieszkańcy byli o głowę niżsi od Słowian. Potrafili przybierać postać słonek, a nosili luźne i skąpe odzienie ze skór, sitowia, bądź zdobytego handlem z karawanami kupców białego płótna. Dzielili się na trzy maleńkie szczepy, mające swych wodzów i żyjące ze sobą w zgodzie. Słonczanie jako domów używali szałasów i ziemianek, które nazywali gniazdami (nesten). Ich broń stanowiły łuki i strzały, włócznie i sztylety o ostrzach zatrutych jadem wielkich węży trusi, lecz ów ptasiogłowy lud używał tego oręża jedynie w łowach dla skór, bowiem nie miał zwyczaju napadać na przechodzących przez puszczę ludzi, ci zaś z reguły nie napastowali ubogiej rasy Słonczan. Jedyna ich wojna z ludźmi miała miejsce w III wieku ery XII, kiedy to Słonczanie odparli atak słowiańskiego księcia Cisomierza, chcącego wypalić ich las pod nowe osady i pola uprawne. Nie znali ozdób ciała. Za pożywienie służyły im owady, dżdżownice, ślimaki, pająki i nasiona, choć zjadali też węże, żaby, jaszczurki, traszki, myszy, nornice i ryby, które łowili zatrutymi strzałami i włóczniami. Jadło to uzupełniali jagodami. Słonczańskie samki przez dziewięć miesięcy rodziły olbrzymie, nakrapiane jaja, które po urodzeniu wysiadywały, aż do wyklucia się piskląt, mogących obyć się bez ludzkiego mleka. Z Enków najwięcej czcili Swaroga.
Kiedy Lazarica przybył do ich puszczy, został przyjęty życzliwie i ugoszczony największymi przysmakami owej pół – ludzkiej, a pół – ptasiej rasy, jednak gdy pytał swych gospodarzy o Jezioro Nawek, z którego urokliwe służebnice Welesa czerpią wodę srebrnymi dzbanami, co jeno rozkładali ręce, na których nie było żadnych pierścieni czy bransolet. Vel goszcząc w lesie Słonczan spotkał także mieszkających w nim ludzi – samych mężów o rybich oczach i bezmyślnych twarzach Lotofagów, noszących pióropusze z brązowych, nakrapianych piór. Ludzie ci pochodzący z okolicznych plemion słowiańskich, przybyli do ziemi Słonczan przed wieloma laty. Zostali gościnnie przyjęci i stali się członkami poszczególnych szczepów. Ich pamięć o dawnym życiu wygasła; zapomnieli też swych człowieczych imion. Niczym Lotofagowie zatracili wszystkie zaszłe smutki i radości, marzenia i cele. Żaden z nich nie potrafiłby już powiedzieć po co i dla kogo żyje, ani nawet nie zadawał sobie takiego pytania. Mogli odejść w każdej chwili, lecz nie chcieli, bo nie wiedzieli dokąd mieliby się udać. Słonczanie traktowali ich życzliwie, lecz mieli z nimi same kłopoty, bo owi Zatraceni Ludzie nie umieli być poważni, ani odpowiedzialni, a ich życie toczyło się od jednej zabawy do drugiej, zupełnie jakby cofnęli się do lat dziecięcych. Lazarica bliżej poznał jednego z tych nieszczęsnych mężów, który otrzymał do Słonczan imię Satyr (Satirus), a to z powodu swej nienasyconej chuci. Człowiek zwany Satyrem, bez ustanku gonił za cielesnymi rozkoszami, aż dla nich zarzucił noszenie odzieży i wszelki zakon religijny, bo mówił, że krępowały. Nie było dnia, w którym nie obcowałby cieleśnie z niewiastami, a śmierć jego była nagła i niespodziewana jak sam tego pragnął. Gdy jak co dzień podglądał rusałkę Smiewtalnicę kąpiącą się w jeziorze Kodrus, spadł z gałęzi i zabił się. Lazarica uczuł litość dla tego zagubionego stadka ludzkiego. Aby przwyrócić im sens życia, chciał, aby poszli za nim na poszukiwanie Jeziora Nawek, którego wody dają mądrość i cnotę, oraz dar widzenia Welesa. Chcąc ich przekonać do tego zamierzenia, wziął złotą lirę i zaśpiewał velański hymn ku czci Welesa Trygława Trojana, którego nauczył się w ojczystym lesie jako najświętszej pieśni.

,,Tam gdzie Słońce zapada w morza wody,
Pośród bagniska, na tronie złotym zasiada nasz pan trójgłowy
Ma kły dzika i bydlęce rogi, łańcuchem jest opasany niczym jaki Čort srogi,
Czarne futro go okrywa, a nad duszami sąd odbywa...''

- Lazarica śpiewał jak syrena, lecz Zaraceni Ludzie nie umieli tego docenić. Umieli jedynie mówić, że się nudzą, albo przerywać, by wtrącać tak niedorzeczne komentarze, że junak omal nie rozkwasił im nosów. Vel opuścił ziemicę Słonczan, zaś ludzie zostali w niej i wymarli bezpotomnie.

*

- Udajesz się, cny Lazarico, na poszukiwanie Jeziora Nawek – mówił mu na odchodnym stary wódz Słonczan. - Nie wiemy gdzie to jest; ani my, ani ojcowie nasi nie słyszeliśmy nigdy tej nazwy. Opowiadamy sobie za to o bajecznej krainie Kazalar (Casalarus) leżącej gdzieś daleko, daleko na wschodzie. Pod berłem cara Kazalaru, Petryły Mirczunowicza z rasy ludzi, żyje wszystko co piękne i dobre. Kraina ta tonie w różach i klejnotach, a jej zamki i chramy z białego kamienia wieńczą kryształowe kopuły. Dzień i noc trwa w owym szczęśliwym carstwie radość i wesele, co dzień jest święto, nie ma tam śmierci, bólu, chorób, głodu i zmartwień. Kazalar jest skarbcem wszelkich cudów i wspaniałości. Ufam, że jeśli go odnajdziesz, odnajdziesz też Jezioro Nawek, któreś ukochał – Lazarica podziękował staremu Słonczaninowi o imieniu Sołonka za ową opowieść.





Nie chcąc nadużywać gościny jego plemienia opuścił las i powędrował ku wschodnim ziemiom, licząc, że na końcu drogi znajdzie bajeczny Kazalar, piękny jak ze snu, a w nim jeszcze cudowniejsze Jezioro Nawek. Długo szedł i uparcie przemierzał drogi i bezdroża, tych co go gościli pytał o Kazalar, a jego oręż pił krew zbójców i potworów. O tajemniczym, pięknym junaku – pielgrzymie stale zdążającym na wschód, zaczęto śpiewać pieśni. Jedna z nich opowiada o walce z olbrzymim potworem Gąsienicą, przez Greków zwanym Kampe. Potwór ów podobny był do szarej i brunatnej gąsienicy, larwy motyla, o skórze grubej kiej u smoka, na grzbiecie pokrytej długimi jak włócznie, parzącymi włoskami, których jad mógł powalić całe stado słoni. Ponadto miał spiżowe oczy i takież zęby. Gąsienica długa jak osiemnaście byków ustawionych jeden za drugim, śliniąc się i kłapiąc zębami pełzła po trawie w stronę pięknej dziewczyny o czarnych włosach, odzianej w czerwoną suknię menady, która nie mogła uciec, bo jej ręce i nogi były przykute srebrnymi łańcuchami do palika wkopanego w ziemię. Panna owa ze strachu nie mogła już nawet krzyczeć. Lazarica usłyszał w najbliższej wiosce, zwanej Korłońskie Siedliszcze, że właśnie rzucono dziewicę na żer potworowi i pełen gniewu wyruszył by ją odbić. Gdy Gąsienica już pochylała pokryty miedzianą łuską łeb nad odkrytym brzuchem dziewczyny, wylewając na nią całe potoki śliny, Lazarica cisnął w ów łeb dużym kamieniem, czym odwrócił uwagę Kampe. Kamień wielkości strusiego jaja wyrwał wielką dziurę w głowie Gąsienicy, z której poczęła wyciekać całymi wiadrami zielona, parząca krew. Potwór porzucił dziewicę i ruszył w stronę junaka. Parzące włoski na jego grzbiecie uderzając o siebie, podzwaniały niczym pióra ptaków ze Stimfalos. Lazarica wznosząc włócznię popędził w jego stronę i z okrzykiem: ,,Sława Panu Nawi''! z całej siły zatopił ją w ranie Gąsienicy. Włócznia weszła w ciało potwora w całości, spaliła się od jego krwi, lecz przyniosła śmierć. Gdy wróg przestał się ruszać, Lazarica dla pewności odciął mu łeb. Następnie rozciął łańcuchy krępujące młodą kobietę, a ta wycisnęła ślinę ze swych długich włosów barwy smoły. Lazarica będąc velem; istotą o magicznych zmysłach, potrafił odróżnić prawdziwego człowieka od istoty podszywającej się podeń. Ledwo uwolnił dziewczynę, przyłożył jej miecz do gardła ze słowami:
- Połóż się i nie ruszaj a będzie mniej bolało, gdy przebiję ci serce i utnę głowę, by w końcu spalić na sypki popiół razem z Gąsienicą.




- Dlaczego chcesz mnie tak okrutnie potraktować? - spytała dziewczyna z przerażeniem.
- Przecież wiem, że jesteś wąpierzem, a wąpierze są złe, służą Gorynyczowi i piją krew.
Uratowana stropiła się, bo istotnie należała do rodu wąpierzy; świadczyły o tym jej białe, kończyste kły i utrata siły wobec srebra.
- Racz zważyć, panie, że nie jestem zwykłym wąpierzem – chlipała dziewczyna – wszak promienie Swaroga mnie nie zabijają. Musisz mi uwierzyć, panie, że nie służę Gorynyczowi, jako jedyna w swej rasie. Przeciwnie; moim panem jest Agej, wyznaję też, że Swaróg stał się Teostem, czego żaden inny wąpierz nie powie – Lazarica bezlitosny dla złych istot, Čortów, straszydeł, potworów i rozbójników, tym razem okazał litość, bo był honorowy i zwykł walczyć z przeciwnikami silnymi i zdolnymi do obrony, a nie mordować bezbronne dziewice z płaczem błagające go o darowanie życia.
Schował miecz do pochwy.
- Racz wybaczyć, piękna pani, moją zapalczywość, ale nigdy jeszcze nie spotkałem wąpierza wzywającego Ageja i Enków, a do tego unikającego człowieczej krwi. Rozpoznałem cię, bom jest velem; po słowiańsku: zjawą i moja rasa ma od Welesa moc przybierania dowolnej postaci – aby nie być gołosłownym na oczach dziewczyny zamieniał się kolejno w orła, łabędzia, lwa, jednorożca, byka, węża, kobietę, kamień i ogień, który strawił ciało Gąsienicy, by na koniec znów być junakiem. - Czy zechcesz powiedzieć mi, piękna wampirko pozwalająca się całować Słońcu, o swym rodzie i imieniu? - oboje usiedli na zwalonym drzewie na skraju lasu.
- Jestem Vampiřica, córka Agatodemona, księcia Stylichonii. Moja macierz była istotą ludzką i ja urodziłam się jako człowiek. Nadano mi imię Aretuza. Jednak w ósmej wiośnie życia ukąsił mnie wąpierz gdy spałam i tak stałam się jedną z nich. Muszę pić krew, by żyć, ale uparłam się, że nie będę służyć Gorynyczowi i udało mi się, dzięki pomocy Enków, dotrzymać tego ślubu. Co więcej sam Swaróg, którego moi rodacy zowią Heliosem, nawiedził mnie we śnie i specjalnym zaklęciem uczynił niewrażliwą na swoje palące promienie. Opuściłam Stylichonię i odtąd przemierzam różne krainy, przeżywając najdziwniejsze przygody. Niegdyś słyszałam, że gdzieś na północy rośnie las, gdzie mieszkają vele – istoty wybrane przez Welesa, ale zawsze miałam to za legendę. A ciebie dokąd Słońce prowadzi? - spytała Vampiřica.
- Wiec velański obrał mnie na konata, w miejsce Patolla, którego zabiłem. Jako władca będę potrzebował cnoty i mądrości, przeto zmierzam do carstwa Kazalaru, by napić się z cudownego Jeziora Nawek, którego wody czynią mądrym i dobrym.
- I ja słyszałam o Jeziorze Nawek – odrzekła Vampiřica. - Byłam także w carstwie Kazalar. Jest to miejsce pełne piękna, ale i tam dotarły śmierć i cierpienie. Nie znajdziesz tam Jeziora Nawek; ono leży w Nawi; na Dalekim Zachodzie – Lazarica podziękował pięknej córze Agatodemona, czy czym sporządził sobie nową włócznię i ruszył w daleką, pełną przygód drogę na Zachód, ku królestwu Welesa.


*





Cesebor, syn Bronimira pochodził z ziemi Maziva, w erze trzynastej wchodzącej w skład Analapii. Był rycerzem; synem rycerskiego rodu. Wyruszył na junacki szlak, by dorównać sławą Margusowi, albo nawet go przewyższyć. Gdy Lazarica przybył do jego rodzinnego grodu Kaczego Błota, Cesebor znając z pieśni dziadów i rybałtów jego pełne męstwa czyny i niezwykłe przygody, porwał za miecz i stanął z nim w szranki, aby zdobyć sławę. Obaj junacy byli sobie równi męstwem, siłą i sprytem, przeto zawarli między sobą braterstwo krwi. Cesebor uznał się za brata Lazaricy i razem z nim wyruszył na poszukiwanie Jeziora Nawek. Przeszli razem wiele wiorst; przemierzyli rzeki, lasy, bagna i grody, a cały czas życie nie szczędziło im niebezpieczeństw, znoju i uporczywych myśli, by rzucić całą przygodę Čortom i zawrócić. W czasie tej wyprawy dumny Cesebor nie raz i nie dwa uświadomił sobie, że choć dzielny i silny, jak każdy ma słabości i wciąż daleko mu do męstwa i sławy Margusa. Doszli do grodu zwanego Skórzewice, gdzieś na polańskiej ziemi. Jego mieszkańcy żyli w wielkiej trwodze przed potworem – Lisem o Żelaznej (albo Stalowej) Szczęce. Pokryty rudym futrem, większy był niż trzy wilki, całą żuchwę miał z metalu odpornego na rdzę, a jego podobne do gwoździ zęby same się ostrzyły. Ponadto biegał szybciej od najszybszego charta. Mieszkańcy Skórzewic mieli z nim moc utrapień, bowiem nie poprzestając na wykradaniu kur, kaczek i gęsi, pożerał też owce, kozy, świnie, bydło, a nawet ludzi, których czaszki poniewierały się u wejścia do jego nory. Bez wysiłku niszczył wszystkie sidła, a najlepszych myśliwych i wojów rozszarpywał stalowymi kłami. Kiedy w Skózewicach zebrał się więc, aby radzić o opuszczeniu grodu i przeniesieniu się w miejsce wolne od potwora, zjawili się w tych okolicach Lazarica i Cesebor. Odnaleźli w lesie olbrzymią norę Lisa o Żelaznej Szczęce, przed którą piętrzyły się obgryzione kości owiec, świń, dzików, jeleni i ludzi. Lazarica zamienił się w koguta i donośnym pianiem wywabił lisa z nory, a gdy zwierz o ognistym futrze wyszedł, pod Ceseborem ugięły się nogi, gdy ujrzał jaki jest ogromny. Lis już miał jednym kłapnięciem połknąć koguta, gdy ów wieszczący Słońce ptak przybrał postać woja o rękach z żelaza. Dwoma potężnymi ciosami pięści w rudy łeb, żelaznoręki Lazarica ogłuszył lisa, po czym mocnym szarpnięciem wyrwał mu stalową żuchwę. Lis poczuł ból i wnet oprzytomniał. Jednym susem skoczył ku Ceseborowi, który nie zdążył zasłonić tarczą, aby rozedrzeć mu brzuch spiżowymi pazurami. Byłby osiągnął to z łatwością, mimo okrywającej rycerza kolczugi, lecz nim tego dokonał, Cesebor przebił go na wylot mieczem. Junacy zdarli z Lisa o Żelaznej Szczęce ognistą skórę i razem z stalową żuchwą, której nie imały się zęby Anatolija Rdzieniejewa, zanieśli do Skórzewic. Oba łupy rzucili do nóg grododzierżcy; lękliwego księcia Chwostka, ów zaś wyprawił ucztę na cześć bohaterów, nadał im herb Lis, zaś ich dary złożył w kącinie Boruty i Leśnej Matki.






Ciężkim strapieniem wioski Zaduma Leśna leżącej nad rzeką Viraną był mieszkający na jej uboczu mąż, zwany Ludojadem. Kosa Oppman opisuje go jako nieco podstarzałego, ale wysokiego i bardzo muskularnego chłopa w szarym kubraku i spodniach z niebieskiego sukna. Miał ogniste oczy jak rusałka, albo Wiła, zęby spiłował sobie, aby były kończyste i ostre, zaś w policzki wcierał igiełki ze spalonej gąbki, by uzyskać trwały rumieniec niczym ukraińska chłopka. Żył samotnie i nie pozdrawiał innych gospodarzy kiedy ich mijał, nikt też nie prosił go na kuma. Ponoć za młodu pracował w rzeźniczej jatce, a przybył z południa, z osady Nebuš. Budził lęk i nienawiść, bo powiadano o nim, że wabił do siebie małe, ufne dziewczynki, a następnie zarzynał je rzeźniczym nożem, patroszył jak prosięta, piekł i zjadał. Kiedy zaginęły dwie maleńkie córeczki powszechnie szanowanego kowala Bartosza Bierwiona, chłopi zgromadzili się w karczmie, by stamtąd pójść i podpalić chatę Ludojada. Dużo przemawiali, jeszcze więcej pili, uradzili podpalić chałupę swego groźnego sąsiada, w końcu zaś nakrzyczawszy się do woli, rozeszli się do domów, a cała sprawa rozeszła się po kościach. Gdy Lazarica wraz z Ceseborem przybył do Zadumy Leśnej i usłyszał o przerażających zdarzeniach, ogarnął go wielki i słuszny gniew na Ludojada. Nocą przybrał postać ćmy i poleciał do chatynki na skraju lasu na przeszpiegi. Zobaczył wówczas jak właściciel walącego się domostwa wyjmuje z kominka upieczoną na brązowo nóżkę dziecka i objada ją z mięsa, popijając je samogonem, a następnie rozłupuje kość udową i piszczele w poszukiwaniu szpiku. Lazarica ujrzawszy to odleciał bezszelestnie, lecz powrócił z samego rana. Kiedy Ludojad w samych spodniach wyszedł przed chatę, by rąbać drwa na opał, zza płotu wyskoczył nań lew. Ryknął rozdzierająco, obalił chłopa na ziemię, w ów zranił go siekierą. Lazarica – lew czym prędzej odgryzł rękę trzymającą owe narzędzie, a następnie zadusił Ludojada i pożarł go ze smakiem. Ów umierając, szeptał jakieś straszne, bezbożne zaklęcie, którego nie godzi się powtarzać. Mówi o tym ,,Codex vimrothensis'', jednak w starszej wersji podanej przez ,,Perłowy latopis'' nie ma tego motywu. Dość, że Lazarica po pożarciu ludożercy chciał wziąć na siebie postać smoka, aby ogniem z paszczy obrócić w popiół jego chudobę, lecz nie mógł. Zadziałała tu klątwa umierającego potwora w ludzkim ciele, albo był to efekt zbrodni spożywania człowieczego ciała. Cokolwiek było tą przyczyną, Lazarica nie mógł już zmieniać postaci i musiał żyć jak lew płacząc wrócił do wioski, lecz chłopi nie poznali go, przeto z okrzykami przerażenia pochowali się przed nim w chatach. ,,Ostrzegano mnie, że ludzie to istoty płoche i niewdzięczne...'' - z goryczą pomyślał lew. Jedynie wierny Cesebor nie zatrzasnął przed nim drzwi, ale wyszedł mu na spotkanie, ukląkł przed nim i zatopił twarz w złocistej grzywie. Lazarica powiedział mu ludzkim głosem jaka straszna przygoda go spotkała, a wtedy Cesebor zapłakał nad jego niedolą i pożałował, że lecząc ,,choróbkę z przepicia'' nie poszedł razem z przyjacielem na Ludojada. Chłopi nie chcieli już ich dłużej gościć. ,,Ściga was gniew Enków'' – mówili. - ,,Idźcie stąd, bo sprowadzicie na nas nieszczęście''. Lazarica i Cesebor jak niepyszni opuścili wioskę. Nie tak wyobrażali sobie junackie przygody. Gdy mieli przekroczyć rzekę Viranę, spotkali starą i siwą kobietę o zębach czarnych jak u hiszpanki. Poprosiła obu wędrowców o pomoc w przejściu przez rzekę, a ci pomogli jej (zdziwiło ich, że starowinka wcale nie bała się lwa). Wszyscy troje zaszli do wsi o nazwie Zaduma Polna.
- Nazywam się Lennica – oznajmiła staruszka. - Nie musicie się mnie bać; ja nie zaraza hiszpanka, jeno mądra baba. A was jak macierz nazwała?






- Jestem Cesebor Bronimirowic, a ów lew nazywa się Lazarica i jest velem... jeśli to słowo coś wam mówi...
- A mówi i to dużo – potwierdziła Lennica. - Mam chałupkę w tej wiosce. Stara jestem i słaba, a po świecie różne łotrzyska się kręcą. Umrę niebawem. Czy do tego czasu, zacni panowie nie zechcą co noc strzec mej chaty, by jakiś rabuś nie podciął mi gardła? Chojnie was wynagrodzę.
- Nie chcemy zapłaty, mądra Lennico – zaryczał ludzkim głosem lew Lazarica. - Nie wyruszyliśmy szukać płacideł, ale Jeziora Nawek i sławy. Twego domu, babciu, możemy popilnować za darmo.
Od tego dnia Lazarica i Cesebor zamieszkali ze starą Lennicą i co noc strzegli jej domu, zaś w dzień pomagali prowadzić gospodarstwo. Dobrze wykonywali swą darmową pracę. Złodzieje omijali chatę staruszki szerokim łukiem, bo strzegli jej lew i potężny rycerz. Lennica odpłacała im za opiekę śpiewem starych pieśni i rozmaitymi opowieściami, a czasem też grała z nimi w bierki, albo kości. Wszyscy trzej mieszkali pod jednym dachem przez okrągły tydzień. Siódmego dnia Lennica nie wstała z łoża. Była zimna, sztywna i nie oddychała. Umarła we śnie. Jednocześnie waląca się chatka rozleciała się na dobre; stała się pyłem, który rozwiał wiatr. Lazarica ku swej wielkiej radości spostrzegł, że znów może dowolnie zmieniać postać jak na vela przystało. ,,Sen to czy czary''? - pytał się Cesebor. Tymczasem na miejscu rozwianej na wietrze chaty, obaj junacy ujrzeli przecudną, złotowłosą pannę w ognistej koronie sukni białej jak lilie i płaszczu zielonym. Upadli przed nią na twarze, bo rozpoznali w niej Mokoszę.
- Powstań, Lazarico; sławiący Welesa i ty, mężny Ceseborze – rzekła Mokosza łagodnym głosem pełnym słodyczy. - Oto nadszedł czas zapłaty, za to coście mi uczynili, gdy byłam stara, chora i bezbronna.
- Pani – rzekł Lazarica - Enko potężna, piękna i wszechrodna; kiedy widzieliśmy cię starą, chorą i bezbronną?
- To ja byłam Lennicą – odpowiedziała Mokosza zanosząc się perlistym śmiechem. - Przybrałam tę postać, aby was wypróbować. Teraz wiem, że jesteście warci swojej nagrody – junacy ledwo zdążyli poprosić, gdy Mokosza ujęła ich za twarde od oręża dłonie i nim się spostrzegli, zaprowadziła na wyspę piękną i zieloną, pełną Słońca, kwaitów, drzew uginających się pod ciężarem owoców, pląsających motyli i rozśpiewanego ptactwa. W samym sercu wyspy leżało ogromne jezioro podobne do szafiru, a odziane w białe szaty niewiasty urodziwe ponad wszelkie wyobrażenie nucąc święte pieśni, czerpały z jeziora czystą wodę srebrnymi dzbanami.





- Oto Nawia Jasna i Jezioro Nawek; cel waszej wędrówki – junacy przepełnieni radością pobiegli ku cudownemu jezioru i jęli chciwie pić zeń chłodną, niosącą ukojenie wodę, a im więcej pili, tym bardziej jej pożądali.
W końcu zanurzyli się w nim całkowicie i całym ciałem chłonęli dary jeziora. Gdy się już nim nacieszyli, wyszli zeń mądrzejsi, dojrzalsi i szlachetniejsi. Ich oczom ukazał się czarny Weles błogosławiący ze złotego tronu, a widzieć go było największym szczęściem dla vela. Bohaterowie oddali mu pokłon, po czym Mokosza znów wzięła ich za ręce i w mgnieniu oka zaprowadziła do Burus, do puszczy zwanej Lasem Veli.
Tu rozeszły się drogi Lazaricy i Cesebora. Vele ukoronowały Lazaricę na swego konata, podczas gdy Cesebor ruszył w dalszą drogę, na której końcu poślubi piękną pannę z książęcego rodu, miał z nią synów i córki, z których powstał ród chrobrych wojów przelewających swą krew na polach Cedynii, Grunwaldu i Wiednia, Konat Lazarica oprócz Welesa czcił odtąd również Mokoszę. Za żonę pojął urodną księżniczkę Vampiřicę, którą niegdyś uratował i razem panowali nad velańską puszczą długie wieki w szczęściu i miłości.