,,Idzie
lasem owa zmora, co ma kibić piły
A
zębami chłopców nęci i zna czar mogiły.
Upatrzyła
parobczaka na skraju doliny;
'Ciebie
pragnę śnie jedyny […]
Pocałunki
dla cię chłopcze, w ostrą stal uzbroję,
Błysk
– niedobłysk – na wybłysku – oto zęby moje''!
-
B. Leśmian
Działo
się to w czasie kiedy Galowie najechali Bohemię i Analapię.
Nieznający litości wrogowie szli jak pożoga przez Germanię, przez
Recję i Noricum. Pod kogucim sztandarem nieśli gwałty i mord
rumiany, aż ich tarany rozbiły spiżowe, zdobne drogimi kamieniami
wrota Piropolis – stołecznego grodu Bohemii, gdzie w chramie
Swarożyca święty ogień buzował w kamiennym pucharze, a król
Rastibor zasiadał na stolcu hradczańskim. Poległ Rastibor,
rycerski władca rycerskiego ludu, a stanica z wyobrażonym kogutem
załopotała nad dotkniętym przemocą starożytnym grodem, założonym
przez Czecha. Królowa Ludosława zawczasu opuściła walczącą
stolicę. Przedzierała się przez zaśnieżone puszcze, a poczet
sześciu rycerzy ochraniał ją i jej maleńką córeczkę,
przytuloną do piersi. Śnieg sypał jak pierze z rozprutej poduszki,
a mróz kąsał dotkliwie, gdy patrol galijski odnalazł
uciekinierów. Wywiązała się walka; krótka i zażarta. Galowie,
których było czternastu, zatopili ostrza swych mieczy w piersiach i
gardłach rycerstwa Bohemii. Następnie dopadli uciekającej przez
zaspy królowej Ludosławy, tulącej kwilącą dziewczynkę do
piersi. Butni zdobywcy Sklawinii, przezywanej sromotnie Ziemią
Rabów, byli głusi na niewieści płacz i błaganie o litość. Ze
śmiechem wyrwali słowiańskiej królowej jej dziecinę i odrzucili
daleko w zaspy, aby tam umarła. Powalili jej matkę na skutą lodem
ziemię i obdarli z sukien. Po kolei ją gwałcili, na koniec zaś
odcięli królowej głowę i na ostrzu piki zatknęli. Uczyniwszy to
poszli sobie. Od tej chwili mała królewna została sierotą, a
ponieważ została odnaleziona na śniegu, zapisała się w historii,
legendzie i baśni jako Śnieżka (Snežka,
S'niegułka, Vakilidka). Z jej ocaleniem było tak.
Gdy
dziewczynka umierała w zaspie, odnalazł ją zając bielak,
natchniony przez leśne duszki służące Devanie – królowej
puszcz Bohemii. Zając ulitował się nad ludzkim dzieckiem, dla
którego jego pobratymcy nie mieli litości. Posadził sobie Śnieżkę
na grzbiecie i tak prędko jakby go goniły wszystkie lisy świata,
pokicał w głąb matecznika, gdzie zwierzęta i leśni ludzie żyli
w czymś co przypominało wioski. Zatrzymał się przed obszerną
chatą z grubych, pokrytych szronem bali. Zapukał miedzianą kołatką
w kształcie majowego chrabąszcza w dębowe drzwi. Uchyliły się ze
skrzypieniem i ukazała się w nich rysica. Nie rzuciła się by
pożreć trzęsącego się przed nią z wielkiej trwogi zająca
bielaka.
-
Po cóż przychodzisz do Domu Siedmiu Zwierząt, bielaczku –
tchórzaczku? - spytała rysica.
Trzeba
wiedzieć, że ona i jej współlokatorzy mocą leśnych Enków znali
ludzką mowę.
-
Je... je... jest wo... wo... wolą pa..... pani De... vany, by to
ludzkie szczenię żyło! - wyjąkał zajączek i dał drapaka.
Rysica
delikatnie chwyciła dzieciątko zębami za kark, jakby to było jej
własne młode i zaniosła je do izby oświetlonej blaskiem
czarodziejskich pereł i kamieni o dużych rozmiarach i pięknych
kolorach.
-
Spójrzcie jaki dar zesłała nam Devana! - rzekła rysica do
pozostałych zwierząt, a te pochyliły się nad dziewczynką.
Było
ich sześć; wielki dumny orzeł, którego dziób i szpony rozdarły
na strzępy królów strzyg i panków, wieszczy kruk, przepowiadający
rzeczy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, rączy jeleń potrafiący
prześcignąć każdego konia, potężny dzik i niedźwiedź, oraz
czarny wilk budzący grozę czerwonymi jak u demona oczami i zębami
ostrzejszymi niż szable.
-
Kra, witaj w Domu Zwierząt z Puszczy Czecha, krrruszynko, kra! -
zakrakał kruk, maleńka Śnieżka zaś wtuliła się w grube,
miękkie i ciepłe futro rysicy i wiedziona dziecięcym instynktem
poczęła ssać mleko swej przybranej matki.
Należy
tu gwoli wyjaśnienia dodać, że mieszkańcy Domu Zwierząt
otrzymali dar ludzkiej mowy w pewną zimową noc, kiedy to grudzień
przechodził w styczeń, z białych, do eburnu podobnych dłoni
Devany, umiłowanej córki Boruty i Leśnej Matki. Siedem zwierząt
uzyskało dar rozumu po zjedzeniu w ową noc siedmiu lodowych pereł
z zaklętą w nich ludzką mową.
Śnieżka
wychowywała się wśród zwierząt; mylą się bajarze wielkiego
narodu Teutonów, którzy każą jej mieszkać w gronie siedmiu
karłów. Wyrosła na pannę wielce urodziwą. Cerę miała jasną,
aksamitną, nieskazitelnie piękną, włosy sięgały jej do pasa i
były czarne jak pkieł a miękkie jak kitajka. Duże oczy królewny
– wygnanki prezentowały się w dwóch odcieniach błękitu; jasnym
i ciemnym. Śnieżka była ponadto wysoka i smukła niby łania; jej
nadludzka wręcz uroda wskazywała raczej na bycie zaziemską boginką
niż zwykłą niewiastą. Nosiła uszytą przez rusałki sukienkę z
chmury, w którą wplecione zostały czarodziejskim sposobem złote
nitki z promieni słonecznych, wielobarwne łuski smoka Tęczyna,
oraz różane nici Dennicy – Jutrzenki. Nie znając swoich ludzkich
rodziców, Śnieżka miłowała siedem zwierząt jak prawdziwą
rodzinę; jak braci i siostry, zaś rysica, która ją wykarmiła,
była jej jak matka. Władna była unosić się w powietrzu bez
skrzydeł, widzieć skarby ukryte w głębi ziemi, przepowiadać
zdarzenia mające dopiero nastąpić, łapać łososie gołymi
rękami, wyczuwać miód po zapachu oraz trufle skryte w czarnej
ziemi. To pijąc mleko z sutek rysicy, Śnieżka nabyła takich
zwierzęcych mocy.
Ostatni
Galowie rzucali się do rozpaczliwego odwrotu gdy książę
Rościgniew, brat zabitego Rastibora i wuj osieroconej Śnieżki,
przy dźwiękach rogów wkraczał do wyzwolonego Piropolis. W ów
dzień wielkiego triumfu oręża bohemijskiego i analapijskiego,
rozległa się pieśń dzwonów, a arcykapłan Ageja nałożył na
skronie Rościgniewa złotą koronę. W owych to niespokojnych
czasach, w ponurym zamku, wznoszącym się wśród zakrytych mgłami
szczytów Gór Kawczych, mieszkała czarownica Litosława, której
zimne serce pełne było pychy. Nie cieszyła się swą urodą; cerą
jasną niby kość słoniowa, czarnymi oczami i jedwabistymi
warkoczami koloru hebanu, sięgającymi prawie do pięt. Miast tego
hodowała w sercu palącą zawiść przeciwko wszystkim innym młodym
niewiastom, z których każda mogła okazać się piękniejszą od
niej. Co dzień, rano i wieczorem spozierała w czarodziejskie
zwierciadło, ongiś w posagu otrzymane i wciąż niestrudzenie
nękała mieszkającego w nim demona tym samym pytaniem. Dla urody
gotowa była uczynić wszystko. Służyły jej puste zbroje witezi,
czarami ożywione. Z jej to rozkazu, owe automaty uganiały się po
łąkach z siatkami i łapały motyle, Litosława zamierzała bowiem
z pyłku pokrywającego ich skrzydełka sporządzić driakwie do
upiększenia swej cery. Nie poprzestawiała na tym, lecz nie wahała
się nawet mordować swe panny służebne, aby móz zażywać kąpieli
w ich krwi. Jej niewielką ilość, z olejkiem różanym zmieszaną,
przechowywała w kryształowym flakoniku. Nacierała nią złotą
ramę swego zwierciadła, ilekroć chciała zadać pytanie, która z
niewiast jest najpiękniejsza. Lustro zawsze odpowiadało, że
Litosława, czarownica zaś była z tych odpowiedzi zadowolona
wielce. Jednakże, któregoś grudniowego dnia, zwierciadło orzekło:
-
Z niewiast najpiękniejsza jest Śnieżka.
Litosława
z najwyższym trudem powstrzymała się od rozbicia go w drobny mak.
Jej twarz bladła i pąsowiała naprzemiennie, pięści zaciskały
się do krwi, a serce zalała czarna fala nienawiści. Z ust
kawczogórskiej księżnej wychodziły słowa grube, które mogłyby
zawstydzić nawet pijanego szewca czy marynarza.
Jedni
powiadają, że miał ci on postać czarnego puchacza z wielkim,
białym pióropuszem na głowie. Inni mówili zgoła co innego; że
Gamajun przypominał dużego, czarnego ptaka z przystrojoną w diadem
głową pięknej, czarnowłosej niewiasty. Siostrami owej urokliwej
istoty były podobne do niej, lecz inaczej ubarwione, ptaki Sirin i
Ałkonost. Wszystkie trzy zostały namalowane w erze trzeciej przez
Dziewannę Šumina
Mati, Agej zaś ożywił swym błogosławieństwem to co wyszło spod
jej pędzla. Owe ptasie dziewice miały zdolności wieszcze i tak się
składało, że posłannictwem Gamajun było przepowiadać
nieszczęścia; ostrzegać przed złem.
-
Uhu! Zawróć ze złej drogi! Nie podnoś ręki na niewinną
dziewczynę, która nic ci nie zrobiła, która nawet nie wie o twoim
istnieniu! Bądź wdzięczna Mokoszy za to co masz i nie słuchaj
podszeptów čortowskiej
pychy! Jeśli nie posłuchasz przestrogi – marnie skończysz! Uhu!
- Gamajun odleciała w usianą gwiazdami zimową noc, Litosława zaś
dzwoniła zębami i ułożyła palce w znak ochronny, zabobonnica
zatracona!
Nie
minęło pół godziny, gdy ochłonęła.
-
Mam się bać, ja, wielka pani, głupiego ptaszyska co za mną
rozpacza i jęczy, kiejby ten wiatr w kominie? Uśmiercę Śnieżkę,
zakręt jej mać i żadna cena nie będzie zbyt wygórowana, aby to
osiągnąć! - mówiąc to do siebie, czarownica spoglądała w
ciemność, ta zaś spozierała na nią....
Tymczasem
Śnieżka ścigała się wśród puszystego śniegu, ganiając się z
rysicą, wilkiem i jeleniem, lecz zwierzęta były zawsze szybsze.
-
Nie dziwota, że ludzie są tacy powolni, skoro mają tylko dwie
nogi! - bardzo odkrywczo zauważył jeleń.
-
Ufff – piękna twarz Śnieżki poczerwieniała od mrozu i wysiłku
– żałuję, żem nie jest niedźwiedzica, bo bym mogła przespać
te mrozy!
-
Kra, bardziej niż mrozu obawiaj się złych ludzi, co dybią na twe
życie, kra! - nadleciał nagle kruk i usiadł dziewczynie na ramię
okryte płaszczem ze skórek zajęcy.
-
A kto chciałby mnie skrzywdzić? - błękitne oczy królewny ze
zdziwienia stały się wielkie jak oczy wołu. - Wszak nikogo nie
skrzywdziłam, nawet nie znam innych ludzi! - rysica otarła się z
czułością o jej nogi.
-
Moje biedne, małe kociątko! Nawet nie wiesz jak często i z jak
wielkim okrucieństwem, ludzie krzywdzą tych, którzy nie są im nic
winni – śnieg zaczął padać, a mróz jeszcze zajadlej kąsać,
toteż Śnieżka i jej przyjaciele ruszyli w stronę chaty, gdzie
niedźwiedź spał w piwnicy na posłaniu z liści.
Rysica,
wilk i orzeł niosły w kłach i szponach upolowane zające i pardwy,
kruk zaś niósł dla Śnieżki w dziobie pajdę chleba – jak
później tłumaczył był to dar od górskich karłów. Litosława
nie próżnowała. Warzyła zjadłe trucizny i zamknęła je w
kształcie zielonego jabłka. Wzięła na siebie postać starej
wiedźmy i wraz z roztopami, z koszykiem pełnym jabłek ruszyła w
ciemny las. Śnieżce nie było dotąd dane spotykać innych ludzi.
Choć kochała swoje zwierzęta, w głębi serca tęskniła za tym,
by ujrzeć swych pobratymców. Kruk opowiadał jej o życiu ludzi w
siołach i grodach; o zakutych w zbroje wojach, dowodzących nimi
królach, żercach w powłóczystych szatach, palących kadzidło
przed bałwanami Enków, kupcach wędrujących na krańce świata za
zyskiem, oraz kmieci i rzemieślników trudzących się jak mrówki.
Dla ciekawej świata dziewczyny brzmiało to wszystko jak baśnie. Od
jakiegoś już czasu w jej sercu zaczęły nurtować nieznane dotąd
pragnienia, których nie potrafiła nazwać, ani nie wiedziała co z
nimi zrobić.
-
Chciałabym aby jeden z tych junaków, synów rasy człowieczej, o
których słyszałam w opowieściach, przyszedł do mnie i sama nie
wiem co mi zrobił, aby okrył mnie mocarnymi ramionami i abym mogła
złożyć głowę na jego piersi i słuchać bicia jego serca.... -
Śnieżka zwierzając się rysicy okryła się ognistym rumieńcem
wstydu.
Kruk
ostrzegał Śnieżkę, by ,,wystrzegała
się handlarek'',
lecz zdolności wieszcze zarówno jego jak i królewny znacznie
osłabły w ostatnim czasie. W czas ostatniego starcia między siłami
Wiosny a Zimy, kiedy siedem zwierząt poszło w las żerować,
zostawiając Śnieżkę w domu, aby im pilnowała gospodarstwa,
Litosława zwiędłą ręką starej przekupki zastukała do drzwi
zagubionej wśród drzew chatynki. Ufna dziewczyna ucieszyła się
widząc istotę tej samej krwi co ona, a czerwone, żółte i zielone
jabłka były tak dorodne i lśniące, że Litosława nie musiała
ich nawet zachwalać. Wystarczyło, że powiedziała, że zostały
zerwane z czarodziejskiej jabłoni rosnącej na wyspie gdzieś na
końcu świata, gdzie panowało wieczne lato, co zresztą było
prawdą. Niebaczna przestróg kruka, Śnieżka ugryzła pachnący
owoc. Nie zdążyła go przełknąć, gdy Mar – Zanna; Pani Śmierć
zatopiła lodowy oścień w jej czystym sercu. Gdy panna osunęła
się martwa na ziemię, Litosława zdarła z siebie szaty i przybrała
właściwą sobie postać. Z uczuciem triumfu zawyła jak wilczyca i
zamieniwszy się w nietoperza, odleciała do swego zamku w Kawczych
Górach. Gdy teraz spojrzała w zwierciadło i zadała mu powtarzane
od lat pytanie, uzyskała z dawna oczekiwaną odpowiedź:
-
Pa ad oltyk pa, tzay janloitenaya ezen koren ov Aivalsa1.
Wielki
był smutek siedmiu zwierząt, gdy ujrzały Śnieżkę martwą. Ich
ślepia roniły łzy zupełnie jak oczy ludzi.
-
Kwik! Nie oddawajmy jej ciała mimo zgonu wciąż krasy pełnego,
żywiołom na zniszczenie, jeno zakryjmy je trumną kryształową,
aby jej piękność nie była tajna niczyim oczom... - zaproponował
zapłakany dzik, a zwierzęta się zgodziły.
Bobry
ze starej kłody wyrzeźbiły zębami trumnę, a kruk; ptak wieszczy,
czarodziejski, wykrakał zaklęcie, które zamieniło drewno w
kryształ. Przez tydzień tygodni cały las opłakiwał Śnieżkę;
jej grobowiec obmywały gorące łzy rusałek i gołębic, saren,
łań, gronostajów, łasic, sów, kruków, węży i wszelkich innych
istot żywych. Tak mijały wieczory i poranki, a król Rościgniew
jak co roku rozsyłał posłów na wszystkie strony Skalwinii, bo w
przeciwieństwie do swych doradców nie stracił jeszcze nadziei, że
jego bratanica żyje...
Sjen,
syn Ratmira był księciem Czarnej Góry; słowiańskiego kraiku
zagubionego gdzieś wśród bezdroży bałkańskich. W leśnej
głuszy, dokąd ludzie zwykle się nie zapuszczali, jeno gdzie bies z
lichem tańcuje, Ratnik, koń księcia konał w kałuży krwi.
Sprawczynią jego cierpienia była Baba – Piła, monstrum
niewyobrażalne. Głowę miała podobną jakby do głowy starej
kobiety z wyszczerzonymi, wielkimi zębami z żelaza w szerokich od
ucha do ucha ustach. Tułów zastępowała jej ogromna, giętka jak
żmija piła do drewna, poruszająca się po ziemi za pomocą dwóch
grubych i krótkich łap, jakby jaszczurczych. Baba – Piła,
szkaradzieństwo z hordy Czarnoboga utworzone przezeń z węża
miedzianki, nie znała litości. Już z daleka wyczuwała zapach
krwi, który był jej nozdrzom tak słodki jak nozdrzom rekina.
Ludzie i zwierzęta ginęli od jej żelaznych zębów w
niewypowiedzianych męczarniach.
-
Zapłacisz za to, wywłoko! - książę Sjen zgrzytał zębami jak
wilk, widząc straszną śmierć swego ukochanego rumaka, a jego
złociste pukle zafalowały jak lwia grzywa.
Baba
– Piła rozdziawiła zębatą gębę, aby przepołowić witezia,
lecz ów szalony z gniewu za niewinną śmierć swoich poddanych,
jednym ciosem swego miecza Rezaka odciął straszydłu górną
szczękę, a zaraz potem też dolną. ,,Zmora
co miała kibić piły''
nie wiedząc co się dzieje, zrazu chodziła na oślep w kółko,
tańcząc jak kobra w rytm fujarki. Książę Sjen podbiegł wtedy do
niej i podciął jej ścięgna, obalając Babę – Piłę na leśne
runo. Odrąbał jej jaszczurcze nogi, a wtedy ta ,,co
zębami chłopców nęciła''
przestała się poruszać.
-
Zaznaj teraz czaru mogiły – rzucił mściwie Sjen Ratmirović,
lecz kiedy już gniew zeń uszedł, zawstydził się swojej
zapalczywości.
,,Ona
jednak nie wybrała drogi, którą kroczyła. Gorynycz ją znieprawił
i strachem utrzymał w karbach nieprawości. Może Mokosza ulituje
się nad jej zmarnowanym żywotem''
-
Sjen
z czarnogórskiej dynastii Pełkoviciów nie szczędził sobie
odniesionych w boju ran, jeśli wymagało tego dobro jego włości.
Nie szczędził sobie, ani wyczerpującej pracy w kancelarii, ani
objazdów całego księstwa w celu sprawowania sądów. Kmiecie
miłowali go ze szczerego serca i nieraz zapraszali na swe rodzinne
uroczystości. Młody książę nie miał jeszcze żony, lecz
niedługo miało się to zmienić.
Sjen
udał się pod wpływem wieszczego snu w daleką podróż do Bohemii.
Była to pąć to sanktuarium Swarożyca w stołecznym Piropolis.
Władca Czarnej Góry przejeżdżając z orszakiem przez las ujrzał
na gałęzi dębu kruka.
-
Kra, pozdrawiam cię chrobry synu chrobrego ojca – ptak przywitał
księcia Sjena. - Nie masz żony? Ruszaj ze mną a wskażę ci
krasawicę, którą cały las opłakuje, a którą miłowałem jak
własne pisklę – Sjen ruszył za ptakiem w głąb matecznika.
Ujrzał
stojącą na niewielkim wzgórku kryształową trumnę, w której
zamknięte było nienaruszone przez siły rozpadu ciało Śnieżki.
Wokół trumny zgromadziło się sześć zwierząt; rysica, wilk,
niedźwiedź, dzik, jeleń i orzeł, które leliły ślozy.
-
Jesteś prawy, mężny i mocny, w tobie Agej złożył moc
wskrzeszenia Śnieżki – krasawicy, tak jak Jaryło z jego mandatu,
po zimie wskrzesza uśpioną ziemię – niedźwiedź otworzył wieko
kryształowej trumny.
-
W twoim pocałunku, panie, jest nasza nadzieja – powiedziała
rysica ocierając się o nogi księcia Sjena.
Wówczas
ten, co ubił Babę – Piłę podszedł do zatrutej jabłkiem
Śnieżki i złożył pocałunek na jej czole, a wtedy moc jadu
wniwecz się obróciła. Śnieżka powstała z trumny nic nie
rozumiejąc. Wokół niej cały las, łącznie z książęcym
orszakiem rozbrzmiewał odgłosami radości, ona sama nie wiedziała
co tu robi kryształowa trumna, ani urodziwy młodzieniec, który
nawiedzał ją w snach. Gdy jej zwierzęta jedno przez drugie
wyjaśniły, Sjen zapytał Śnieżkę czy pragnie zostać jego żoną,
królewna jednak nie rozumiała co znaczy to pojęcie. Oboje
pojechali do Piropolis, gdzie spotkali króla Rościgniewa, który
rozpoznał w Śnieżce zaginioną bratanicę i gorącymi łzami
wielkiej radości zrosił jej giezło. Następnie Sjen i Śnieżka
pobrali się w chramie Swarożyca przy kamiennym pucharze, w którym
nieprzerwanie płonął święty ogień z nieba już od czasów króla
Czecha. Na ich hucznym weselisku miód i wino tryskały z beczek
szerokimi strumieniami, a i smakowitego jadła, tańców i śpiewów
nie brakowało.
*
Ostatnią
rzeczą, którą Litosława ujrzała w swym zwierciadle było siedem
zwierząt bawiących się na weselu Śnieżki. W pewnym momencie
zażyczyły sobie, by uciąć im głowy, co też kat wykonał mimo
płaczu panny młodej. Jednak jej smutek rychło przerodził się w
wielką radość, gdy na miejscu zdekapitowanych zwierząt stanęło
sześciu mężów i jednak niewiasta. Jak sami powiedzieli,
zakończyła się ich pokuta za liczne grzechy; rozpustę,
tchórzostwo, łakomstwo, rozboje i czary, a teraz mogą już na
spotkanie z Agejem.
Czarownica
była wściekła. Rycząc jak ranny tur, rozbiła zwierciadło
świecznikiem, a wówczas z pustych ram wyszły Čorty
rozsiewając wokół odór siarczany. Czarne, rogate, że świecącymi
na czerwono ślepiami, nabiły czarownicę na widły i uniosły w
ogień nieugaszony, gdzie płacz i zgrzytanie zębami.
Tymczasem
na zamku w Podgoricy, książę Sjen koronował Śnieżkę na księżną
Czarnej Góry. Na jej cześć nazwano najwyższy szczyt Bohemii, w
mowie starokrasnej zwany Vakilidka. Opowieść o jej perypetiach
przekroczyła rubieże Sklawinii i w postaci mocno zniekształconej,
zakorzeniła się u ludu teutońskiego, aż spisali ją braci Grimm.
1
Ty i tylko ty jesteś najpiękniejszą z córek Aivalsy