czwartek, 20 maja 2021

Thaon i Hirkan

 

,,Kynocefale – psiogłowcy z gór, ubierający się w skóry dzikich zwierząt. Porozumiewali się szczekaniem, umieli też pazurami sprytnie łapać ptaki. Grecki historyk Ktezjasz (IV w. p. n. e.) twierdził, że ich populacja liczy około stu dwudziestu tysięcy. Stworzenie to mogło być wzorowane na jakimś gatunku małp – być może pawianach. Solin pisze też o psiogłowych Symianach z Etiopii, którymi rządził psi król’’ - Edward Brooke Hitching ,,Atlas lądów niebyłych. Największe mity, zmyślenia i pomyłki kartografów’’






 

Czysta Dziewanna siedziała na ziemi w zaroślach łopianu na skraju lasu, a jej wierny biały jednorożec pochylił głowę ozdobioną złotym rogiem, by skubać soczystą trawę. Pani lasów i zamieszkujących je zwierząt była obnażona do pasa, a jej pełne wdzięku piersi ssało dwoje dzieci; chłopiąt malutkich, z których jedno miało głowę szczeniaka, a drugie młodego wilczka. Boruta, z mandatu Ageja władca lasów i oblubieniec Dziewanny, unosił się w przestworzach siedząc na grzbiecie olbrzymiego błotniaka i z wysoka wypatrywał strzyg tudzież innych bestii Czarnoboga mogących zagrozić jego synom.

- Pijcie do syta, ukochane szczeniaczki – szeptała im czule Dziewanna, którą Agej obdarzył zaszczytnym tytułem Ortica Sapientu; Rodzicielki Istot Rozumnych. - Rośnijcie duże, silne i dzielne jak brytany i wilki, abyście gdy dorośniecie mogły dać początek wspaniałym rasom. Moje wy skarby, moje perełki… - każde ze słów Enki było potężnym błogosławieństwem; żadne nie zostało nigdy rzucone na wiatr.








Dziecię z psią głową (gwoli ścisłości: był to łeb rosłego owczarka z Germanii) otrzymało imię Thaon, zaś jego brat mający głowę wilka nazywał się Hirkan. Byli oni pierwszym Kynokefalem i Wilkogłowcem w dziejach, a ich imiona zostały zapisane na Bierzmie Wszechświata już u zarania ery pierwszej. Thaon i Hirkan urodzili się jednak w erze czwartej od stworzenia świata, zwanej przez kronikarzy Erą Zajęczan, to jest rasy ludzi z głowami zajęcy. W czasach tych świat zamieszkiwały liczne rasy rozumne o ludzkich ciałach i zwierzęcych głowach, a matką ich wszystkich była czysta Dziewanna. Bracia obdarzeni zostali pospołu znakomitym węchem, siłą, szybkością i wytrzymałością. Thaon był wierny jak zwierzę, którego głowę nosił na karku, przyjacielski i wesoły, podczas gdy bardziej dziki odeń Hirkan uwielbiał włóczyć się po lasach i nade wszystko cenił wolność. Pierwszy Kynokefal i pierwszy Wilkogłowiec czasem warczeli na siebie i tarmosili się zębami, częściej jednak przestawali ze sobą przyjaźnie. W każdy z nich oddałby życie za drugiego. Chcąc się wyżywić, łowili w lasach dzikie zwierzęta; sarny, jelenie, dziki, zające, łosie, a nawet żubry i tury. Unikali jednak zabijania Zajęczan, Króliczan i innych istot przynależnych rasom rozumnym, a także odbierania życia dla samej przyjemności mordu jak to się zdarza strzygom, upadłym Neurom i ludziom. Ich odzienie stanowiły skóry zdarte z upolowanych zwierząt. Bracia potrafili walczyć oszczepami, maczugami, których prócz nich samych nikt inny nie potrafiłby podnieść oraz zakrzywionymi mieczami Kłem i Kielcem, które wykuł dla nich w swej kuźni Swarożyc, mistrz kowali wszystkich eonów.



*








- Hau! Tak dobrego mięsiwa nie jadłem, odkąd z bratem opuściliśmy Rokitnickie Sioło! - Thaon wyrażał uznanie dla gulaszu z białych i czarnych myszy w sosie Adalbert, nie wahając się wylizywać glinianego talerza.

- Potwierdzam – warknął Hirkan, w którego potężnych zębiskach, drobne mysie kostki pękały jak słomki.

Choć obaj junacy goszczący w przytulnym , wyłożonym płaskimi kamieniami mieszkaniu znajdującym się siedem stóp pod ziemią, byli zachwyceni poczęstunkiem, ich gospodyni, czarna mówiąca kotka będąca matką dla dwunastu pociech, kryła smutek w swym sercu. Dyskretnie ocierała złociste oczy aksamitną łapką. Thaon pierwszy zauważył jej zmartwienie.

- Czym się trapisz, dostojna Pani Miaulino o jedwabistym futrze? - spytał z troską.

- Każdy kto ośmieli się skrzywdzić ciebie lub twoje kocięta , ten posmakuje naszych kłów i oręża! - zapewnił Hirkan uderzając pięścią w dębowy stół.

- Ach, szlachetni junacy, brytany Boruty! - rozpłakała się kotka Miaulina. - Kiedy tu zamieszkałam w tej norze wydrążonej I zaopatrzonej we wszelkie wygody staraniem zmyślnych karłów, dziękowałam waszej siostrze Kołowierszy za to, że moje kocięta będą tu bezpieczne. Teraz wiem jak bardzo się myliłam – łzy Miauliny utworzyły na podłodze małą kałużę.

- Jakież bydle sromotne mogłoby się tam dokopać? - spytał Thaon.

- Za rzeką wznoszą się góry o ośnieżonych szczytach – zaczęła opowieść Miaulina. - Obrał ją za swoją siedzibę Gadzik, to jest jaszczur wielki jak góra. Jest zielony jak trucizna, oczy jego świecą niby czerwone latarnie, zęby kruszą najgrubsze kości, a odór z wielkiej jak otchłań paszczy zabija ptaki w locie. Moc jego straszna – kotka otarła załzawione oczy. - Nie umknie mu rącza kozica, ani koziorożec leśny. Nie obroni się przed nim niedźwiedź potężny. Pazurami swymi władny jest się tu dokopać, a wtedy los moich kociątek byłby przesądzony. Więcej; znane są mu zaklęcia biesowskie, którymi ściąga nawet gwiazdy z nieba, aby je skute łańcuchem więzić w ciemnych piwnicach.

- Z jakiego piekła wylazło to, to … zwierzę? - spytał ponuro Hirkan.

- On nie zawsze był taki duży i groźny – odrzekła Miaulina. - Kiedyś był jaszczurką rozmiarów lisa, zupełnie nieszkodliwą. Gadzik chodził od chaty do chaty i przymilał się do ich mieszkańców, a ci karmili go. Jedynie stary Zajęczanim Osiek ze szczepu Bielaków gardłował, że trzeba Gadzika zabić zanim urośnie do rozmiarów smoka i zacznie wszystkich pożerać. Nikt nie słuchał staruszka, który uchodził za lekko pomylonego. Tymczasem okazało się, że to mądrość Welesa przemawiała pyszczkiem Ośka, świećcie Enkowie nad jego duszą! Gadzik rósł jak na drożdżach aż stał się tak ogromny jak te szczyty za rzeką. Przestał być łagodny. Teraz w jego paszczy ginęły jelenie i żubry. Pożarł też wszystkich Zajęczan z wioski Ślipki, którzy byli moimi sąsiadami… - Miaulina nieutulona w żalu po raz kolejny zadała kłam powiedzeniu ,,tyle co kot napłakał’’.

- Ci, którzy go karmili, byli strasznymi głupcami! - gniewnie zawarczał Hirkan, a jego brat przyznał mu rację.

Kotka szlochając zakryła pyszczek łapkami.

- Ja sama karmiłam go najwięcej… Wydawał się taki miły i tak zabawnie kręcił ogonem… Byłam głupia jak but… - zawodziła Miaulina, aż żal brał gdy się tego słuchało.

- Mleko się rozlało… - westchnął Thaon.

- … ale my pomożemy wam je posprzątać! - dodał stanowczo Hirkan wstając od stołu.

- Niech wam wszyscy zwierzęcy Enkowie wynagrodzą, szlachetni junacy! - miauknęła kotka z nutą radości w głosie. - Wiedzcie jednak, że w księdze ,,Lunariusz’’ spisanej przez proroków Wielkiego Chorsa – Srebronia jak wół stoi, że zwykły miecz nie przebije łuski Gadzika.

- No to, zatłuczemy huncwota maczugami – odrzekł Thaon.

- Tu pomóc może jeno ostrze z księżycowej stali – odparła Miaulina – wytapianej przez Płanetników w ogniu białego smoka z Księżyca i schłodzonej w lodowatym mleku czarnej krowy Mućki.

- Rozumiem, że mamy dostać się na Księżyc? - chciał upewnić się Hirkan.

- Nie musicie – uspokoiła go Miaulina – Wystarczy, że pójdziecie do mistrza kowalskiego Klepacza, który otrzymał księżycową stal od samego Chorsa. Jego kuźnia znajduje się trzy dni drogi za lasem.

- Ty i twoje kocięta możecie na nas liczyć – zapewnił Thaon po czym razem z bratem skierował się w stronę wyjścia prowadzącego na powierzchnię.

Była już noc kiedy szli przez las, a dzikie zwierzęta z szacunkiem ustępowały im z drogi. Mistrz Klepacz był Zajęczaninem o głowie pokrytej białym futrem i olbrzymich uszach. Ucieszył się z przyniesionych mu rzepy, pasternaku i rzodkwi.

- Byłbym gotów pracować i za darmo, aby przyczynić się do zguby gada Čortieńska – zapewnił kowal o zajęczej głowie i nie zwlekając zabrał się do pracy.

Kazał swoim pomocnikom, dwóm młodym Zajęczanom ze szczepu Szaraków przynieść sztabę księżycowej stali i narzędzia kowalskie, sam zaś rozpalił ogień. Podtrzymywał go wachlując ogromnymi uszami i monotonnym głosem mruczał pieśń o pracach Swarożyca. Thaon i Hirkan, którzy nie znali tajników sztuki kowalskiej, z nabożnym podziwem patrzyli jak pod uderzeniami młota księżycowa stal przybierała kształt dwóch mieczy; długich i ostrych. Klepacz ujął je obcęgami i zanurzył w zimnej wodzie. Jak później opowiadał, została ona zaczerpnięta ze źródła na szczycie Sobotniej Góry.

- Pora, abyście wypróbowali ich ostrość – polecił Klepacz.

Miłe zdumienie ogarnęło Thaona i Hirkana gdy wręczone im ostrza niczym noże w masło wchodziły w kamień, drewno, brąz, żelazo i kość wieloryba, który przed pięciu laty spadł z nieba, a do tego cały czas pozostawały ostre.

- Niech Enkowie ognia i metali wynagrodzą twój błogosławiony trud, Mistrzu – obaj bracia pożegnali Zajęczanina.







Tymczasem w niebosiężnych górach, które w erze jedenastej miały otrzymać nazwę Montanii, Gadzik ryczał przeraźliwie całą noc. Zmora zsyłała mu koszmar za koszmarem, karząc za całą krew niewinną jaką dotąd przelewał. Lawina toczyła się za lawiną, grzebiąc pod stosami kamieni Zajęczan i Koziczan, zaś Gadzik machając ogonem na wszystkie strony, obalał prastare smreki. Zmora odziana w szkarłatną suknię wpatrywała się w niego zakrytymi bielmem oczami, a jej piękną twarz wykrzywiał szyderczy grymas. W rękach trzymała obnażony miecz i wagę z dwiema zajęczymi czaszkami; złotą i srebrną. Kiedy otworzyła usta, miast języka ukazała się w nich żmija o stalowych kłach wypowiadająca słowa pełne nagany.

- Biada wam okrutni, bo zostanie wam odpłacone w trójnasób… - takie to majaki dręczyły Gadzika całą noc, lecz jego serce kamienne wciąż nie chciało zawrócić z mrocznych ścieżek Czarnoboga, zadawania bólu i wyrządzania krzywdy.

Ranek zastał potwornego gada w straszliwie złym humorze. Jakby nie dość było dlań koszmarnej nocy, jeszcze teraz wraz z pianiem kogutów przed jego jaskinią stanęło dwóch wyrywnych junaków; jeden o głowie psa, a drugi wilka, którzy wyzywali go na ostatni w jego życiu pojedynek. Gadzik wychynął z groty przeraźliwie rycząc. Jedno uderzenie jego łapy mogłoby zamienić słonia w mokrą plamę, lecz Thaona i Hirkana, zaspanemu potworowi było złapać równie trudno jak człowiekowi pchły. Kłapał paszczą pełną smrodliwych wyziewów i krzesał iskry białymi kłami, lecz raz po raz miecze z księżycowej stali rozcinały jego okrytą grubą jak rycerska zbroja łuską skórę. Zraniony jaszczur szalał jeszcze bardziej, choć powieki mu się kleiły po nieprzespanej nocy, a ruszał się coraz wolniej, niczym mucha zalewana przez żywicę. Hirkan odrąbał mu już dwa palce, Thaon zaś pozbawił go koniuszka ogona. Zmęczenie brało górę nad łuskowatym mocarzem gór. Gadzik z wolna osuwał się na ziemię, aż upadł z łoskotem, a powieki jego zamknęły się niczym spiżowe wrota. Już nie ryczał jeno chrapał. Thaon i Hirkan z wywieszonymi jęzorami, wbiegli na jego głowę. Zatopili swoje miecze aż po rękojeści w oczach potwora, a ten jedynie wzdrygnął się i znieruchomiał na zawsze. Niebo pociemniało od chmar kruków i sępów zwabionych obietnicą wielodnowej uczty.

- Pora ci wrócić na łono smoka Rykara, ty bestio z Čortieńska – warknął Thaon.

Bracia dla pewności rozcięli czaszkę gada mieczami i wydłubali z niej magiczny kamień nazywany drakolitem z zamiarem zawiezienia go do Rokitnickiego Sioła. Następnie Thaon z nienawiścią rozpruł brzuch jaszczurą, aż cały był zbryzgany jeg krwią. Wespół z wnętrznościami, z trzewi Gadzika wypadł klucz z pozłacanego mosiądzu. Wielkością dorównywał kluczom, których mieszkańcy Andory po dziś dzień używają do staczania honorowych pojedynków.

- To… to… mówi i żyje! - Hirkan aż złapał się za głowę, najeżył sierść i zawarczał kiedy klucz nieoczekiwanie przemówił.

- Sława wam, szlachetni junacy, że wydobyliście mnie z trzewi tej obmierzłej poczwary!

- Ty… ty… mówisz! - nadal nie mógł się nadziwić Hirkan.

- Ano, jestem mówiącym kluczem – potwierdził klucz. - Posłuchajcie. Nie zostawiajcie mnie, ale weźcie w rękę i idźcie za moimi wskazówkami, a zaprowadzę was w miejsce gdzie Gad przebrzydły uwięził nadobne panny, które dotąd wyglądają ratunku. Wasi rodzice, para Enków uczyli was, że zadaniem junaków jest pomagać bezbronnym i skrzywdzonym, czyż nie? - dopytywał klucz.

- Skąd jest ci wiadomym, kawałku metalu, żeśmy synowie Boruty i czystej Dziewanny? - spytał podejrzliwie Hirkan, lecz jego brat, Thaon trzymający klucz, machnął niecierpliwie ręką i dał znak, aby szedł za nim.

Bracia idąc za głosem klucza przedzierali się przez zdradliwe góry, gdzie każdy nieostrożny krok groził upadkiem w przepaść, aż po trzech dniach zatrzymali się u stóp ponurej skały z wprawioną weń dębową bramą okutą żelazem.







- Włóż mnie w dziurkę i przekręć, a przekonasz się, że mówię prawdę! - Thaon spełnił polecenie kawałka metalu, a wówczas ciężka brama otworzyła się ze straszliwym skrzypieniem odsłaniając przepastny loch spowity w ciemnościach. Kynokefal z wrażenia upuścił klucz na skalistą ziemię, ten zaś w mgnieniu oka przybrał postać nagiego karzełka o ciele z mosiądzu, który śmiejąc się radośnie, pobiegł ukryć się wśród żlebów. Bracia, obdarzeni znakomitym węchem, poczuli wydobywający się z głębi lochu upojny zapach ambrozji. Nieraz już polujący nocą, śmiało weszli do środka. Pośród nieprzeniknionej ciemności, dwie sylwetki skulone w kącie zdawały się świecić perłowym blaskiem niczym dwie gwiazdy urokliwe spadłe z nieba. Kiedy bracia podeszli bliżej, ich oczom ukazały się dwie panny niezwykłej piękności o jasnej, jakby perłowej cerze, włosach niczym platyna i blade złoto oraz wielkich oczach przypominających szafiry bądź też opale. Odziane były w powłóczyste, lśniącobiałe szaty. Na szyjach miały zawieszone sznury różnobarwnych pereł, zaś ich dłonie i stopy zakuty były w ciężkie łańcuchy ze złota. Bracia rozpoznali w urokliwych istotach dwie gwiezdnice (zviezdnice), które Rodegast powołał do życia nakłuwając nocne niebo koniuszkami swych turzych rogów, aby zsyłały światło żeglarzom, wędrowcom i zwierzętom.

- Nie musicie się nas lękać! - szczeknął Thaon, po czym ciosem miecza z księżycowej stali rozciął kajdany krępujące gwiezdnicę o bladozłotych włosach, podczas gdy Hirkan oswobodził jej towarzyszkę niedoli, której kosa miała barwę platyny.

Panny spojrzały po sobie wylęknione nie mogąć uwierzyć w swe szczęście.

- Nie zjemy was – warknął Hirkan. - Gadzik nie żyje; rozpłataliśmy go jak prosiaka. Jesteście wolne i możecie wracać do swej niebiańskiej ojczyzny! - pierwsza przezwyciężyła nieśmiałość gwiezdnica o złocistych włosach.

- Jestem Łajma, a to moja siostra Dekla – wskazała dłonią na pannę o platynowych włosach.- Mieszkałyśmy w pałacach zbudowanych na powierzchni gwiazd, aż obmierzły Gad Čortieńska ściągnął nas zaklęciem na Ziemię i uwięził w tej grocie za to, że odmówiłyśmy zostania jego nałożnicami. W imieniu Dekli i swoim dziękuję wam za uratowanie z niewoli – obie panny pokłoniły się junakom i wypluły dwie diamentowe żaby, które złożyły u ich stóp.

- Rade byłybyśmy pozstać z wami dłużej, aby was lepiej poznać – zaproponowała Dekla rumieniąc się jak różowa sukienka Dennicy, obaj zaś bracia ucieszyli się wielce słysząc te słowa.

Cała czwórka udała się w pieszą wędrówkę z gór późniejszej Montanii do Rokitnickiego Sioła na krywickiej ziemi. Dotarli tam w trzy dni przed Nocą Kupały, kiedy to biorąc na świadków Enków ognia i wody, Thaon poślubił Łajmę, Hirkan zaś pojął za żonę jej siostrę Deklę, a rozbrzmiewająca z nocnego nieboskłonu muzyka obracających się gwiazd i planet przygrywała im do tańca.


*







Wokół kupalnego ogniska, mocą zaklęć Boruty i Dziewanny, ustawiły się stoły na kozłach nakryte białymi obrusami z tkaniny zwanej salamandrą, uginające się od ciast z żołędzi, buczyny i jadalnych kasztanów, młodych smażonych szyszek, kiszonej rzepy, rzodkwi, kapusty i marchwi, buraków stanowiących przysmak dla żubrów, kiełbas, ryb, orzechów w miodzie, duszonych grzybów, ptasich jaj, owoców, dzbanów oskoły i soku z pędów sosny.

Na weselu zjawili się leśni Enkowie, Płanetnicy, krasnoludki, elfy, chochliki, wróżki, Zajęczanie, Centaury, satyry, bubony o ciałach pokrytych sowim puchem, lisy, wilki, żbiki, dziki, niedźwiedzie, borsuki, rosomaki, wydry i bobry.

Obie panny młode; Łajma – oblubienica Thaona i Dekla – małżonka Hirkana pląsały wraz z nimi wokół ognisk, piękne jak sama miłość, a zwinne niczym gajów tanecznice. Z ich sukien i rozpuszczonych włosów sypał się obficie gwiezdny pył przypominający brokatowe iskierki.






Na siedzisku z pnia sędziwego dębu spoczywał olbrzym roślejszy niż tur, żubr i niedźwiedź i przygrywał weselnikom na basetli. Twarz miał pyzatą, brzuch duży, plecy garbate, nogi krzywe, zaś włosy jego przypominały złocistą strzechę. Poza leśnymi Enkami goście wesela nie wiedzieli, że zaszczycił ich swoją obecnością olbrzym Całogost – sługa Pochwista – Striboga; pana czterech wiatrów. Praca Całogosta polegała na przesiadywaniu całymi wiekami wśród gałęzi wierzby Wirszy rosnącej na szczycie wysokiej Góry Diamentowej. Stamtąd dmuchał potężnie na cztery strony świata, a jego tchnienie zamieniało się w wiatr; od łagodnego zefiru po niszczycielski orkan. Pochwist widząc pracę swego sługi, przysyłał doń żar – ptaki niosące w szponach miodowe placki, trójnogie kruki z mięsiwem i białe sowy z butelkami musującego piwa. Płanetnice, maupy i łokisy słuchając koncertu Całogosta, radośnie fikały koziołki, a krasnoludki cienkimi głosikami piszczały: ,,Bis! Bis!’’Całogost zagrał jeszcze parę kawałków, aż sam Chors – Car Księżyc słuchał z upodobaniem ze swego srebrzystego tronu na nocnym niebie. W końcu olbrzym – muzykant ukłonił się obu młodym parom i zaczął ucztować. Połknął bez gryzienia ogromny kołacz nadziewany twarogiem i rodzynkami, które piekły Devana i Borowa Ciotka; córki Boruty i Leśnej Matki, a następnie chwycił olbrzymi srebrny dzban owocowego wina i począł pić je bez umiaru, aż ściekało mu obficie po białej koszuli. Olbrzym pijąc, śmiał się głupkowato i rzucał sprośnymi dowcipami. Uderzał się dłońmi w kolana, aż wyniosłe drzewa się trzęsły i zaczął śpiewać pijacką piosenkę.

- Będziemy jedli, będziemy pili, będziemy się weselili… Hep! Jak Agej da…

- Panie olbrzymie – zaczął przymilie młody lisek imieniem Korsak, który przybył na wesele z dalekich stepów.

- Czego, zakręt? - spytał nieuprzejmie Całogost, a Boruta pokręcił z dezaprobatą kędzierzawą głową.’

- Babcia mówiła mi, że jesteś, panie, owym Całogostem, z którego płuc z mandatu Pochwista wydobywają się wiatry wiejące na cztery strony świata.

- Prawda to – pokiwał głową Całogost, a obecna na weselu rysia księżniczka imieniem Aris prychnęła gniewnie: ,,Ten szczeniak sprowadzi na nas kłopoty!’’

- Wiedz, panie, że jestem niedowiarkiem – ciągnął Korsak – i pokornie proszę o to byś udowodnił tu i teraz jak mocne masz płuca! - pijany niczym bela Całogost poczerwieniał z gniewu jak skóra kuty.

- Bezczelny smarkaczu! - zawołał olbrzym. - Już ja ci udowodnię, żem jest dmuchacz nad dmuchacze! - nikt ktokolwiek zdołał go powstrzymać, nadął policzki, wypiął pierś i jak nie dmuchnie!






Z ust olbrzyma wydostało się tornado i to jeszcze cuchnące przetrwaionym alkoholem. Potężny podmuch wiatru zgasił kupalne ogniska, wzburzył fale na jeziorze i poprzewracał stoły. Goście poczęli uciekać w panice. Boruta zamienił się w puchacza, zaś Dziewanna Šumina Mati w dudka i oboje w tych postaciach ulecieli w dal. Wiatrzysko tymczasem łamało gałęzie drzew. Strwożone Łajma i Dekla wtuliły się w ramiona swych oblubieńców, ci zaś skomleli i poszczekiali. Całogost tak się rozochocił, że zerwał struny basetli i zaczął tańczyć na swych krzywych nogach, ziemia zaś pojękiwała pod jego ciężarem. W końcu pijany już tak, że nie odróżniał Księżyca od krowy, zwalił się twarzą w wygasłe ognisko i zasnął smacznie w kałuży własnych wymiocin. Rano otrzymał solidną burę od Pochwista i jak prawili lirnicy, został za karę zamieniony w skrzydlatego wieprza. Tymczasem nowożeńcy przeczekali wichurę wtuleni w siebie w paprociowym zagajniku wśród pachnącego upajająco złocistego kwiecia…



*







Thaon i jego brat wraz ze swymi oblubienicami osiedlili się na wschodzie, na ziemiach późniejszego Roxu, gdzie na obu brzegach rzeki Voloki zbudowali sobie osady nazwane Buda i Nor. W późniejszych latach połączył je most i odtąd znane były jako jedna osada o nazwie Budanor, która rozrosła się w warowny gród. Thaon spłodził z Łajmą liczne dzieci; chłopców i dziewczynki o psich główkach. Miał z nią synów: bliźniaki Stawra i Gawra, Atarana, Otara, Masa, Manura i Sabałaja oraz córki: Mantrę, Kielinę, Astrę, Korlagę o dwóch głowach, Ostrą, Chiraję i nieśmiałą, pełną wdzięku Dalmatinę. Również Hirkan wzbudził potomstwo z wilczymi głowami w żywocie swej umiłowanej Dekli, ona zaś powiła mu synów: Oktezjana, Niezgoda, trojaczki Rwija, Szarpaja i Kąsaja, Bystronosa i Sznora, oraz córki o sercach wiernych i mężnych: Hirkanę, Lupamirę, Grewę, Lizałkę, Tosię, Banesławę i Tropicę. Gdy potomstwo obu braci dorosło, zawarło między sobą związki braci z siostrami, z których narodziły się kolejne pokolenia Kynokefali i Wilkogłowców.

Kiedy w prastarym kalendarzu przypadała Leśna Noc poświęcona Borucie, w przyrodzie dobiegało właśnie końca panowanie Grudnia, zaś zasypany śniegiem świat pogrążony był w ciemnościach nocy. Wówczas to nad zamarzniętą rzeką Voloką przybyła od wschodu jakaś postać niewieścia spowita w czarne zasłony. Jej posągowa twarz była równie piękna co lodowato zimna. Najpierw przybyła do domostwa Hirkana i Dekli.

- Moje imię jest tajemnicze – powiedziała wymijająco o to jak się nazywa.

Wilkogłowiec i gwiezdnica poczęstowali ją najbardziej smakowitymi flakami z upolowanych jeleni, ona zaś jadła wielce powściągliwie. Na odchodnym zostawiła w prezencie oszronioną butelkę złocistego likieru i jeszcze tej samej nocy odwiedziła Thaona i Łajmę, również ich obdarowując tym samym trunkiem. Ledwo czwórka założycieli Budanoru spróbowała likieru, zmożył ją sen kamienny. Wówczas to niewiasta w czerni przeniosła się na pobliskie Wzgórza Żweruny, podniosła ręce w górę i zawołała głosem przypominającym krzyk mewy.

- Przybywajcie tu z zaziemskich pałaców! - odpowiedział jej głos:

- Przyjmij nasze podziękowania, dostojna Mar – Zanno! - w stronę Budanoru leciały po nocnym niebie dwie gwiazdy złociste.







Z każdą chwilą były coraz bliżej. Już dotykają złotymi stopami śniegu i lodu pokrywającego Volokę. Oczom Mar – Zanny ukazali się dwaj młodzieńcy o jasnej cerze i srebrnych włosach, odziani w obcisłe kombinezony z piór olbrzymich białozorów gnieżdżących się na gwieździe Antares. Byli to Znicz i Zvezd, bracia Łajmy i Dekli. Przylecieli z dalekiego Zaziemia, aby zabrać swoje siostry na nocne niebo. ,,Ich zadaniem jest świecić w nocy, a nie dzielić łoże z mieszkańcami Ziemi’’ - stanowczo oświadczyli Mar – Zannie, a ta przyrzekła im pomoc. Obaj przybysze z krainy gwiazd otworzyli szeroko swe usta wypełnione zębami z pereł i wypluli z nich kule żółtego ognia. Od nich to stanęły w płomieniach chaty Thaona i Hirkana. Znicz i Zvezd z szybkością myśli porwali swe pogrążone w głębokim śnie siostry i przez okna unieśli je aż do Zaziemia. Gwiazdy noszące imiona Łajmy i Dekli powtórnie zabłysnęły na nocnym niebie.

W Budanorze zaś bracia Thaon i Hirkan uśpieni zaklętym likierem – eliksirem Mar – Zanny, leżeli w łożach trawieni przez płomienie i uśmiechali się przez sen. Śnili, że idą po złotych schodach wykutych przez Swarożyca aż na sam szczyt Wielkiego Dębu, gdzie w Domu Enków mieli się spotkać z samym Agejem w jego najświętszym Przybytku. Szli szczęśliwi, a rozsiadły na gałęziach chór Wieszczyc Losu śpiewał na ich cześć: ,,Sława junakom, których miłość dosięgła gwiazd...’’. Na Ziemi zaś pozostały z nich jeno osmalone kości wśród zgliszczy chat, które ich dzieci i wnuki z czcią zebrały do malowanych popielnic nakrytych pokrywami wyobrażającymi głowy psa i wilka.