,,Pijaństwo jest dobrowolnym obłędem’’ – Seneka
Dziś
kiedy rozpoczyna się kolejny sierpień, przypada kolejna rocznica
bohaterskiego powstania warszawskiego z 1944 r. kiedy to Polacy po
raz kolejny w swych dziejach woleli zginąć niż żyć na kolanach.
Niezależnie jak ocenić skutki powstania i to czy było nieuchronne
(pojawia się tu determinizm historyczny jakże częsty w
historiografii marksistowskiej), jego uczestnicy walczyli z wielkim
męstwem w słusznej sprawie i już za samo to należy im się
ogromny szacunek.
W
zaczynającym się dziś miesiącu, Kościół katolicki, do którego
należę, również wzywa Polaków do walki o wolność. Trzeba
bowiem wiedzieć, że o wolność, Polak może walczyć nie tylko
przeciw bolszewikom, hitlerowcom, komunie, przeciw Merkel, Sorosowi,
Schulzowi, Timmermansowi, Macronowi, Tuskowi i Putinowi, ale też
przeciw naszym nieszczęsnym wadom narodowym. Jedną z nich, widoczną
gołym okiem jest nadużywanie alkoholu.
Niezależnie
czy to się komuś podoba czy nie, jestem abstynentem. Unikam jak
ognia nie tylko alkoholu, ale też papierosów, narkotyków,
dopalaczy, zaś leki biorą tylko wtedy gdy lekarz każe i wcale nie
jest to przyjemne. Wstręt do picia miał u mnie miejsce już w wieku
przedszkolnym, kiedy to myślałem, że jak pijak umrze i zostanie
pochowany to zawarty w jego ciele alkohol zatruje ziemię (bardziej
racjonalne argumenty przeciw piciu znajdzie Czytelnik w dalszej
części posta). Jako małe dziecko w latach 90 – tych XX wieku
byłem z Babcią w odwiedzinach u wujostwa, kiedy to pijany wujek
wyzywał ciocię od ,,francy''
i nawet wyrywał jej włosy z głowy, a ja byłem tym przerażony.
Parę lat później, we wczesnych latach szkoły podstawowej, u tej
samej cioci przez pomyłkę zamoczyłem wargi w stojącym na stole
kieliszku wódki, myśląc, że to woda. Smakowało obrzydliwie i
nigdy więcej nie próbowałem. W trzeciej klasie gimnazjum
świadomie,
dobrowolnie i nieodwracalnie postanowiłem, że nie będę pił
alkoholu nawet w umiarkowanych ilościach (są niestety tacy co za
,,umiarkowaną
ilość''
potrafią uznać pół litra – sic!), palił papierosów, ani brał
narkotyków, nawet gdyby miały zostać zalegalizowane jak w
Holandii. Obiecałem to Maryi chcąc Jej dodatkowo dobrowolnie
wynagrodzić za grzechy pijaństwa (przypominam, że istnieli
święci, którzy się biczowali i nosili włosiennicę, przy ich
praktykach pokutnych, moja abstynencja nie jest dla mnie żadnym
umartwieniem, przyznaję jednak, że przynosi korzyść duszy i ciału
;). Można powiedzieć, że dla mnie sierpień trwa cały rok (stąd
tytuł posta znaczący po angielsku ,,Niekończący
się sierpień'').
1
Co ciekawe pewien znajomy katolik, który z racji wyznawanej religii
powinien zrozumieć i uszanować moją religijną motywację
pozostania abstynentem, jakoś nie potrafił jej ani zrozumieć, ani
uszanować :( (tak na marginesie uważam, że gdyby Polska naprawdę
miała być katolickim państwem wyznaniowym, jak twierdzą
przeciwnicy Kościoła, to w sierpniu zaprzestano by emisji reklam
alkoholu). W wakacje 2003 r. napisałem dostępną na tym blogu
trylogię fantasy ,,Pawlaczyca'',
w której przeplatają się wątki z ,,Gwiezdnych
Wojen'',
,,Chłopów'',
,,Mistrza
i Małgorzaty'',
,,Biblii'',
mitologii słowiańskiej i jeszcze paru innych źródeł. Umieściłem
tam liczne wątki antyalkoholowe jak np. ukazanie negatywnych skutków
pijaństwa (np. ,,trzeźwy
inaczej''
Pan Sołtys całujący krowę, Kowal zabijający konia i biegający
nago po lesie, Szewc, który zniszczył buty i pobił żonę, Drwal,
który porąbał ule siekierą i zginął pożądlony przez
pszczoły). W tej powieści karczmarz Żyd widząc, że chłopi z
tytułowej wsi Pawlaczyca nie potrafią pić kulturalnie i
umiarkowanie uznał, że lepiej, aby nie pili wcale i całkowicie
dobrowolnie zrezygnował ze sprzedaży alkoholu w karczmie noszącej
wdzięczną nazwę ,,Chlew
Pijacki''.
Z kolei Pan Sołtys dzięki modlitwom Księdza Dobrodzieja wprowadził
we wsi prohibicję (tak, wiem, że w rzeczywistym świecie prohibicja
w USA poniosła klęskę, ale przecież na kartach powieści fantasy
można pomarzyć ;). Ponadto pisząc ,,Pawlaczycę''
umyśliłem sobie wprowadzić do polskiej literatury wesele
bezalkoholowe (efekty może Czytelnik zobaczyć w poście ,,Typowe
polskie wesele''
;). Również na swoje osiemnaste urodziny w 2004 r. nie wypiłem ani
kropli alkoholu, lecz nie żałuję tego. W 2005 r. byłem w szpitalu
psychiatrycznym na ul. Broniewskiego w Szczecinie. Od tego czasu
lekarze przepisują mi leki psychotropowe (żeby było jasne; biorę
je wyłącznie dlatego, że lekarze każą i tylko w takich ilościach
jakie zalecają; nie jestem lekomanem i nie muszę chyba mówić, że
swoich pomysłów literackich nie zawdzięczam lekom, ani innym
używkom, a jedynie bujnej wyobraźni i licznym lekturom). Owe leki
są kolejnym argumentem, aby nie pić alkoholu, ponieważ ich
połączenie mogłoby być dla mnie zabójcze. W szpitalu przebywał
ze mną pewien alkoholik, człowiek głęboko nieszczęśliwy. Czy to
takie dziwne, że nie chcę podzielić jego losu? Kiedy w latach 2005
– 2010 studiowałem historię na Uniwersytecie Szczecińskim
również nie piłem alkoholu ani nie brałem narkotyków, na przekór
krzywdzącym stereotypom mówiącym, że każdy student to wiecznie
imprezujący pijak i narkoman. W 2007 r. byłem z Mamą na sylwestrze
bezalkoholowym w Szczecinie i brak napojów wyskokowych nikomu nie
przeszkodził w dobrej zabawie. Przyznaję, że denerwują mnie
liczni pijacy, wbrew zakazom wlewający w siebie piwo lub wódkę w
komunikacji miejskiej i na dodatek zostawiający po sobie puste
butelki i puszki na siedzeniach (,,Kiepscy
tu byli''
– komentuję to żartobliwie). Na studiach próbowałem im zwracać
uwagę, traktując to jako swój obywatelski obowiązek, lecz z
marnym skutkiem. Ok. 2010 r. mój przyjaciel, który jest fajny, lecz
niestety nie grzeszy asertywnością, dał się namówić koledze na
pół butelki rumu, co zarówno z powodu ilości trunku, jak i brania
przez niego leków, skończyło się utratą przytomności i wizytą
w szpitalu. Irytuje mnie też to, że nieraz musiałem się gęsto
tłumaczyć różnym osobom ze swojej abstynencji, a nawet pytano
mnie czy się nie wstydzę mówić w autobusie, że nie piję (sic!),
jakby to wstrzemięźliwość, a nie nieumiarkowanie była powodem do
wstydu :(.
Ludzie,
którzy namawiali mnie do picia często sięgali po ,,argument'', że
jakoby picie alkoholu jest moim … obowiązkiem patriotycznym (!)
nie chcąc wiedzieć, że prawdziwym patriotą nie jest ten kto
pielęgnuje wady narodowe, ale ten kto z nimi walczy. Za PRL – u
panowało przekonanie, że kto nie pije, ten donosi i taka właśnie
mentalność jest jedną z wielu ran zadanych Polakom przez miniony,
zbrodniczy ustrój. Oczywiście nasi rodacy pili na umór jak wujek
Iwana Bezdomnego, nie tylko za komuny, ale też np. w czasach
saskich. W okresie rozbiorów i okupacji byli celowo rozpijani przez
zaborców i okupantów. W II RP sieć sklepów spożywczych Społem
zobowiązała się ,,nie
sprzedawać alkoholu i kart do gry''
(chodziło o walkę również z hazardem). To jest właśnie dobra
polska tradycja, od której odeszły PRL i III RP. Jednak pijackie
ekscesy zarówno niedoszłego następcy Ignacego Mościckiego,
sanacyjnego polityka Bolesława Wieniawy – Długoszewskiego (po
pijanemu min. udzielał równie nietrzeźwemu księdzu komunii
pierogami) jak i byłego postkomunistycznego prezydenta Aleksandra
Kwaśniewskiego (parodiowanie Papieża na lotnisku w Kaliszu razem z
z Markiem Siwcem, bycie nietrzeźwym na grobach pomordowanych w
Katyniu, niesławna ,,choroba
filipińska'')
bynajmniej nie są naszym powodem do dumy. Kiedy słyszę, że
powinienem pić, bo to taka polska tradycja, mam ochotę zacytować
Halinę Kiepską, że to jest (za przeproszeniem) ,,srycja
nie tradycja''.
Mądrze pojmowany konserwatyzm nie wyklucza postępu i na pewno nie
polega na zatruwaniu się w imię tradycji (dla porównania:
niewolnictwo to przecież też jest bardzo stara tradycja, a wcale
nie jest dobre). 2
Poza tym polska tradycja to także stroniący od alkoholu król
Władysław Jagiełlo i jego następcy, oraz Stanisław Wyspiański,
który na weselu w Bronowicach kiedy proponowano mu wypicie wódki
,,dla
fantazji''
miał powiedzieć: ,,Fantazję
mam zawsze, a do wódki głowa boli''.
Może
się Czytelnik zdziwić, ale wcale nie demoluję pubów jak to ongiś
czyniła Carry Nation (1846 – 1911), ani nikogo do tego nie
namawiam. Abstynencja jest moim wolnym, świadomym wyborem i nikogo
nie przymuszam, by szedł w moje ślady. Chciałbym jednak, aby mój
wybór był szanowany. Nie piję, bo chcę być sobą, a nie Sebą
;).
Nie
piję, bo alkohol szkodzi zdrowiu – ścina białka, z których
zbudowany jest nasz organizm, uszkadza mózg, którego potrzebuję do
pracy literackiej (o zgrozo, są ludzie, którzy nie przyjmują do
wiadomości tego faktu medycznego :(, oraz mocno uzależnia fizycznie
i psychicznie. Później bardzo trudno wyjść z tego nałogu. Nie
piję, ponieważ bardzo się obawiam uzależnić, co nie jest mi do
niczego potrzebne. Ten rodzaj strachu to nie jest tchórzostwo, ale
roztropność. Ponadto alkohol nie powinien być dostępny kobietom w
ciąży, ponieważ nawet jego najmniejsza ilość powoduje FAS –
Alkoholowy Zespół Płodowy (każdy prawdziwy prolajfer przyzna mi
rację). Pijani kierowcy powodują wypadki drogowe, zaś teraz latem
bardzo aktualny jest problem licznych utonięć po spożyciu alkoholu
na plaży. Tematem – rzeką jest przemoc w rodzinie pod wpływem
alkoholu (przykładowo w 2007 r. we Włocławku, pijany Bogumił T.
zamordował siekierą czteroletnią Anię, córkę sąsiadów, mówiąc
potem, że dostrzegł w niej diabła). Innym przykładem patologii
był w marcu 2017 r. konkurs picia wódki w Zabrzu, w wyniku którego
zmarł 54 – latek, zaś jego kolega trafił do szpitala z powodu
zatrucia alkoholowego. Alkoholizm jest demokratą – może dotknąć
ludzi od marginesu społecznego po naukowe i polityczne elity (w 2012
r. biskup warszawski Piotr Jarecki został zatrzymany przez policję
za prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwym; choć nikogo nie
zabił, incydent ten bardzo zasmucił mnie jako katolika). Jednym z
jego skutków bywa nędza – znam dwoje ludzi, którzy przepili
własne mieszkanie (sic!).
Swojej
bujnej wyobraźni nie zawdzięczam alkoholowi i będąc fantastą nie
muszę wcale pić piwa/ wina/ absyntu (niepotrzebne skreślić), aby
mieć ciekawe pomysły na jawie i we śnie. Zresztą bycie fantastą
nie wymaga spożywania alkoholu, o czym świadczą przykłady takich
twórców jak: H. P. Lovecraft, Orson Scott Card (mormon) czy
Stephenie Meyer (ta ostatnia, choć jest mormonką pije coca colę
;). 3
Ktoś mógłby mi zarzucić, że skoro jestem takim przeciwnikiem
alkoholu w realnym świecie to dlaczego jednym z moich ulubionych
bohaterów literackich jest bimbrownik i zarazem świecki egzorcysta
Jakub Wędrowycz? (odsyłam do posta: ,,Bohaterski menel, czyli
rzecz o Jakubie Wędrowyczu''). Spieszę wyjaśnić, że książki
Andrzeja Pilipiuka o tym bohaterze stanowią w istocie satyrę na
polskie wady narodowe takie jak nadużywanie alkoholu, a ponadto
należy rozróżniać świat fantasy od świata rzeczywistego.
Również w przypadku kontrowersyjnego serialu ,,Świata według
Kiepskich'', który kiedyś oglądałem, widzę w nim satyrę
ukazującą jak NIE należy postępować, zaś w leniwym alkoholiku
Ferdynandzie Kiepskim widzę raczej antybohatera niż wzorzec
parenetyczny. Znam jednak kogoś kto uważa Ferdka za wzór godny
naśladowania, co przyznaję, że jest dość niepokojące. Ta sama
osoba twierdzi, że mężczyzna ma prawo być leniwym, ale kobieta
już nie (jasne, że NIE podzielam takich poglądów).
Wracając
do alkoholu, nie jest mi on potrzebny do szczęścia i proszę to
uszanowa
1
Nawiązałem w ten sposób do piosenki ,,Endless Summer''
Oceany mającej promować Polskę podczas Euro 2012.
2
Myślę, że tym czym jest właściwie pojmowany konserwatyzm dobrze
pokazał Neil Gaiman (autor bynajmniej nie będący konserwatystą)
w powieści fantasy ,,Amerykańscy bogowie'', gdzie stare
bóstwa z różnych panteonów symbolizują tradycję, zaś nowi,
młodzi bogowie mediów i tym podobnych współczesnych dóbr
cywilizacyjnych przedstawiają nowoczesność. Morał książki jest
taki, że zarówno tradycja jak i nowoczesność są jednakowo
potrzebne.
3
Mark Barber w swojej książce o legendach miejskich przytacza jedną
z nich mówiącą, że to właśnie mormoni wynaleźli coca –
colę, nie należy w to jednak wierzyć (religia mormonów zabrania
spożywania nie tylko alkoholu, ale też coca – coli).