,,W
czas rzeźby srogiej,
Ban
Radwan uciekał przed wrogiem,
Pioruny
bardzo biły, drogę oświetlały, gdy Radwanowi wojowie, do kąciny
przez las się przedzierali.
Gdy
chłód i cień chramu ich owionął, ban Radwan z Uskoków,
świątynną stanicę śmiało ujął,
I
z bojowym okrzykiem wypadł na wroga,
Ten
myśląc, że to odsiecz przybyła, haniebnie dał nogę''
Działo
się to w czasie, kiedy na tronie w Agram, stolicy Czerwonej Krobacji
zasiadał król Virovit Sławdarović, będący honorowym członkiem
rycerskiego zakonu stuha. Oto najwierniejszy z jego sług, ban
Radovan, przez Polaków zwany Radwanem, ten sam co w czasie bitwy z
Panończykami, schronił się przed nimi w chramie ukrytym pośród
lasu, skąd wybiegł ze świątynną chorągwią, teraz płynął
korabiem o żaglach ze szkarłatnej pawłoki, hen do Syrii, albo
nawet do Bharacji. Był to bowiem czas pokoju, zaś odległe krainy,
te wszystkie Mitanni, Nubie, Iberie, Mari, Sumer, Sarmacja, Scytia i
Huristan nęciły czekającymi na junaka przygodami. Okręt nazwany
imieniem ,,Feniks'',
czyli żar – ptak minął wybrzeże Grecji, na której tronie
zasiadał Słowianin Jesza, oraz Anatolii – ziemicy Hetytów. Na
wyspie Cypr, gdzie Mokosza przechadzała się wśród gajów Pafos,
Krobaci odnowili zapasy, po czym skierowali się w stronę
Międzyraju, nazywanego też Orientem i Lewantem.
Gdzieś
u wybrzeży Syrii, dawnej prowincji sarmackiej, dopadł ich sztorm
białogrzywy, który połamał przybrane w purpurę maszty
,,Feniksa''
i rozbił o podwodne skały jego ciało dębowe. Z całej załogi,
jeno ban Radovan z Uskoków ocalał. Gdy otworzył oczy spostrzegł,
że przebywa na łożu z kości słoniowej, zaścielonym piernatami z
edredonowego puchu, wewnątrz pałacu z przejrzystego złota i pereł,
o kryształowej kopule. Jedno spojrzenie uświadomiło rycerzowi, że
pałac został zbudowany pod wodą.
-
Ja żyję, a co z moją drużyną? - złapał się za głowę.
Myśl
tę wypowiedział widać na głos, bo usłyszał odpowiedź.
-
Bądź spokojny o swych druhów, dzielny żeglarzu. Śpią w swoich
komnatach – Radovan spostrzegł, że powiedziała to morska rusałka
przedziwnej piękności, odziana w srebrzysty bisior naszywany
perłami.
W
jej długich, czarnych włosach, czaił się krab, dookoła zaś
figlowały małe rybki.
-
Nazywam się Ojdola, co w słowiańskiej mowie oznacza: Płacząca
nad Nieszczęściami Innych. Zostałam w dziecięcych latach oddana
pod opiekę Doli – Enki dobrego losu, którą gdzie indziej
nazywają Fortuną.
-
Czy to ty mnie uratowałaś? - chciał wiedzieć Radwan.
-
Swoje życie zawdzięczasz mojemu ojcu, Nirowi, który jest morskim
wodnikiem. Ma on rybi ogon i nosi spiczastą czapkę. Podziękuj mu;
gdyby nie on, pożarłyby cię morskie potwory.
Okeanida
zaprowadziła Radwana do wyłożonej łuskami złotej rybki sali,
gdzie witeź został przywitany przez morskiego wodnika – pana tego
zamku, wyglądającego tak jak w opisie córki. Nir (Nirus)
wyprawił ucztę. Klasnął w dłonie i stół począł się uginać
od miedzianych i cynowych naczyń; półmisków z pieczonymi
kawałkami tuńczyków, łososi, rekinów, marlinów, od śledzi w
śmietanie i occie, oraz od wydrążonych w wielkich perłach i
opalach dzbanów i pucharów pełnych wina z morskich winogron.
Radwan rozpoznał siedzących za stołem towarzyszy swej żeglugi:
Stanigniewa, Avita, Radogniewa, Stanigoja, Vuka, Korogryza i innych,
którzy pogrążeni byli w głębokim, czarodziejskim śnie.
-
Oni potrzebują wypoczynku – rzekł Nir. - To dzielni ludzie, ale
nie nawykli do żeglugi. Sztorm złamał ich dusze, tak jak wcześniej
połamał maszt. Obudziwszy się chwycili za miecze, myśląc, że
planuję ich zgubę, przeto ich uśpiłem. Będą spali, gdy moi
słudzy ułożą ich na plaży na wyspie poświęconej Mokoszy,
zwanej Cypr. Tam obudzą się, gdy tchnienie Pochwista sprawi, że
przypłynie ku nim okręt mogący ich zabrać do Krobacji – uczta
dobiegła końca w milczeniu, po czym Nir poprosił swą córkę
Ojdolę, aby coś zagrała dla niego i dla gości. Ojdola ujęła w
swe białe dłonie złotą harfę i dobyła z ust swych koralowych
pienie wspaniałe.
,,Sławcie
usta moje, Perłowica sławne czyny;
On
był Chłopcem z Perły Urodzonym, z perły narodził się jako
jedyny,
Zrodził
się z perły białej a dużej, znalezionej przez bezdzietną
niewiastę w jaskini, haj!
Tak
gościnność dziewicy ubogiej wspaniale wynagrodzona została,
Montania
daleka o szczytach ośnieżonych nowego obrońcę zyskała.
Perłowic
był prawy i krzepki, oglądały się za nim wszystkie dziewki, haj!
Ciupagą
swą ocalenie góralom zgotował, pośród górskich szczytów
wielkiego
a strasznego Węża Złoczynia popsował, haj!
Krwawił
od jadowej rany Perłowic młody, lecz przeżył,
Jego
sława po całej Sklawinii się szerzy, haj!''
Ban
Radwan i król – wodnik Nir słuchali pieśni pełni zachwytu. Nie
było rusałki, którą Rigel nie obdarzyłby przepięknym głosem, a
także umiejętnością gry na harfie lub lirze. Mężnemu Krobatowi
przyszło zabawić na dnie Morza Rajskiego piętnaście miesięcy,
które na lądzie liczono jako piętnaście lat. W tym czasie pojął
za żonę Ojdolę, córkę N ira, której imię Syryjczycy wymawiali
Aszera. Ślubu udzielił im morski biskup. Choć piękny był pałac
morskiego wodnika, w którym zamieszkali nowożeńcy, Radwan z każdym
dniem coraz bardziej tęsknił za ,,słodką
Krobacją''.
W końcu, pożegnawszy teścia, powrócił do kraju swych ojców
zabierając ze sobą żonę, którą przedstawił na dworze króla i
królowej w stołecznym Agramie.
Tak
jak ongiś żupan Miloš
Obilić z Valkanicy, tak również i król Virovit, syn Mścibora IV
z Krobacji, wyruszał na wojnę, bądź łowy, dosiadając dobrego
smoka. Trzeba bowiem wiedzieć, że nieliczne smoki wybrały służbę
rycerskiemu zakonowi stuha. Król Virovit poczytywał sobie za honor
był kawalerem tego zakonu wojowników, mocą Mokoszy unoszących się
wśród chmur, by bronić ludzi przed ałami, ażdachami, strzygami,
wąpierzami, złymi smokami, harpiami, larwami, dybukami czy innymi
straszydłami. Królewski miecz, ,,Odblask
Purpury'',
mający moc cięcia kamieni i żelaza, wykuty został w smoczym
ogniu. Ten, który nim walczył był młody i urodziwy, jak ów heros
grecki, co w zimnej Hiperborei strzałą z łuku ubił koszmarnego
Tsathogguę. Jego dłonie łamały podkowy i skręcały karki turów
i niedźwiedzi. Ceniono dowcip króla Virovita, jego ogładę i
dworność, o szczodrości nie wspominając.
Tego
dnia na jego zamku wielki raut się odbywał. Stoły uginały się od
pieczeni i złotych pucharów z winem, zaś po porcelanowej posadzce
tańczyły damy ze swymi rycerzami, a wśród nich Ojdola z
Radovanem. Król Virovit Mściborović dojrzał morską rusałkę
przez złote lorgnon i z miejsca zapłonął do niej pożądaniem,
choć miała już męża. W przerwie między jednym tańcem a drugim,
król Krobacji spytał swojego witezia czy może mu sprzedać żonę.
Proponował mu za nią sumy naprawdę wysokie; w grzywnach złota,
stadach bydła i dobrach ziemskich. Radowan jednak słysząc te
propozycję, poczerwieniał jak burak, aż w końcu odparł
dyplomatycznie, że jego żona nie jest na sprzedaż. Król udał, że
to rozumie i nie drążył więcej tego tematu, choć w sercu swoim
już planował zgubę swego najwierniejszego wojownika.
*
Tak
jak ongiś Azarmarot, król sarmacki chucią zaślepiony, usiłował
odebrać nadobną Morenę swemu wasalowi Jarosławowi, tak teraz
Virovit, król krobacki często zajeżdżał do majątku Radwana, aby
nagabywać jego wiecznie młodą żonę. Ojdola, szczerze miłując
swego wybrańca, zawsze odmawiała swemu władcy, ów zaś powracał
zły i markotny. Nic już go nie cieszyło, jeno pogrążył się w
rozmyślaniach jak przywłaszczyć sobie cudzą żonę. Myślał o
niej w dzień i w nocy, dawniej wesoły na ucztach i zdrowy jak byk,
teraz nie jadł, nie pił i nie sypiał. Zbladł i wychudł, aż
poczęto o nim szeptać za jego plecami, że to jakaś zmora po
nocach krew zeń wysysa, albo czarownica urok nań rzuciła. Sam
Virovit zadurzony jak Tristan w Izoldzie, aby zrealizować swe
pragnienie począł chodzić na rozstajne drogi do wiedźm, katów,
czarnych kowali i czarowników. Wychodził od nich, kiedy noc
mrocznym całunem kładła się na grody i sioła, pola i lasy.
Któregoś
dnia król zaprosił bana na łowy. Gdy obaj oddalili się od
orszaku, pomykając za jeleniem w leśne ostępy, ten, w którego
żyłach płynęła krew Krobiciów, dobył długiego a cienkiego
sztyletu o falistym brzeszczocie, którego ostrze na samym końcu
rozwidlało się jak język węża, po czym zatopił go aż po
rękojeść w plecach swego poddanego. Myślicie, że Radwan zginął?
A guzik prawda! Przeżył, lecz zmalał, raniony ostrzem wykutym w
ogniu Čortieńska.
Stał się mały jak myszka, a do tego niebieski jak Płanetnik.
Wyrosła mu też broda długa, a siwa, a odzienie jego stało się
takie jak to, które noszą krasnoludki. Virovit zamienił Radwana w
sinego krasnalka; skrzata przez Walonów nazywanego smerfem. W owe
istoty po raz pierwszy zostało zamienionych przez Welesa siedmiu
synów Malmazina, króla Kos, a była to kara za zgłębianie przez
nich zakazanych, magicznych sztuk. Ich osady leżały zagubione w
leśnych ostępach, gdzieś między Galią w Batawią. Radwan widząc
czym się stał, wyjąc z rozpaczy zaszył się w leśnym runie, zaś
przeniewierczy król śmiał się długo i szyderczo. Jego dworzanie,
łowczy i sokolnik byli z nim w zmowie; zostali wtajemniczeni w
spisek, zaś jedyny sprawiedliwy w tym gronie, ban Kransota zginął
od trucizny nie zdążywszy ostrzec swego przyjaciela Radwana.
Teraz
Ojdoli nie miał już kto bronić przed zalotami króla. Ów z
grzbietu smoka zwyciężył latające zagony ażdach, zbrojnych w
szable, po czym pełen pychy, zaniedbując oczyszczenia z przelanej
krwi, pospieszył do Radwanowego majątku. Dzień w dzień nachodził
Ojdolę i zalecał się do niej – dawał jej sznury pereł i pióra
pawie. Rusałka już nie wiedziała jak ma odmawiać, zaś król –
zalotnik z dnia na dzień stawał się coraz bardziej natarczywy. W
końcu stracił wszelki umiar. Tak jak ongiś Tatra, tak teraz Ojdola
została przez żołdaków zawleczono na zamek władcy – prostaka.
Virovit kazał jej wybierać ziarna grochu z popiołu.
-
To złamie twoją hardość – powiedział król i trzasnął
drzwiami.
Ojdola
płakała i wzdychała do Doli, swojej patronki, która odmieniła
się w niedolę. Jej łzy wpadały do popiołu i zamieniały go w
błoto. Jednak Dola, Enka losu wysłuchała pokornych próśb tej,
która została jej poświęcona w latach swych dziecinnych. W
ciemnej kuchni wnet zaroiło się od myszy, pomogły córce morskiego
wodnika oddzielić ziarna grochu od popiołu. Gdy nazajutrz ujrzał
to król Virovit, poczerwieniał jak burak i łamiąc dane słowo ani
myślał zrezygnować z dalszych zalotów.
Tymczasem
ban Radwan w sinego krasnalka zamieniony, błąkał się tygodniami
wśród traw i grzybów, które teraz wydawały mu się wysokie jak
drzewa. Szedł i wypłakiwał oczy. Był bezbronny, mógł go pożreć
tchórz, zaskroniec, ropucha, borsuk, żbik, gronostaj, czy kuna.
Podskubywał jagody i grzyby, wykopywał korzonki i tylko w Enkach
pokładał jeszcze nadzieję.
Ojdola
zawodziła smętnie leżąc na gnijącej słomie w zimnej celi w
wieży. Virovit nie miał dla niej litości. Którejś nocy, zakutą
w kajdany rusałkę zbudził jakiś niebieski ludzik dosiadający
nietoperza. Siny krasnalek przeciął kraty złotym lancetem, wykutym
w smoczym ogniu, po czym wleciał do celi budząc swą żonę. Ojdola
przestraszyła się.
-
To ja, twój Radovan – zapiszczał cichutko skrzacik – a ten
nietoperz, który teraz użycza mi grzbietu jest jednym z tych,
których Dziewanna Šumina Mati
używa do zakręcania włosów – siny krasnalek przeciął
zaczarowane łańcuchy pętające jego żonę, po czym Ojdola
wdzięczna Doli, wzięła na siebie postać Światła, czyli błędnego
ognika z rodzaju tych, które widuje się na bagnach i razem opuścili
wieżę, a Księżyc i roztańczone a rozśpiewane gwiazdy wskazywały
im drogę ucieczki.
-
W czas polowania król Virovit przebił mnie zaczarowanym sztyletem,
zamieniając w to, czym się stałem. Na szczęście błogosławiona
pani Dziewanna użyczyła mi jednego ze swych nietoperzy i dała mi
złoty lancet... - opowiadał zaczarowany Radovan.
-
Nawet nie wiesz, mój miły, ile wycierpiałam przez zaloty tego
wieprza, którego nazywacie tu królem – mąż i żona udali się
na północ.
Każdej
nocy ich nietoperz gnał na złamanie karku, aż zostawił Krobację
daleko za sobą. Siny krasnalek i morska rusałka pod postacią
Światła pożegnali zwierzątko nad rzeką Visaną, na ziemiach w
erze trzynastej zwanych Analapią. Nietoperz, z którego puszystego
grzbietu zdjęto siodło, poleciał do Rokitnickiego Sioła do swej
pani. Radwan i Ojdola byli bezpieczni, lecz trapiła ich myśl jak
zdjąć zaklęcie. Mokosza, której miłosierdzie wysławiała cała
Sklawinia, wejrzała okiem swym modrym na modlitwy i posty małżonków
i napełniła ich myśli. Wierność została wynagrodzona. Gdy
Radwan spał w zagłębieniu dłoni swej żony, Mokosza pełna
wdzięku, z kryształowego flakonu napoiła skrzata swymi łzami,
wylanymi nad śmiercią samobójców, zaś zwycięzca Panończyków,
wasal zdradzony przez swego seniora, odzyskał ludzką postać.
Wielka była radość bana – wygnańca i Ojdoli. Na stałe
zamieszkali nad rzeką Visaną, żyjąc jak kmiecie, wśród ciężkiej
pracy, ale szczęśliwi. Mokosza ofiarowała im herb Radwan, zaś ich
liczni synowie i córki wstąpili, idąc drogą zasług, do stanu
rycerskiego. Odlegli potomkowie Radwana i Ojdoli żyją w Polsce po
dziś dzień.
*
Źle
działo się w Królestwie Krobacji. W niespotykanych dotąd
ilościach, rozpleniły się strzygi, wąpierze, ały i ażdachy;
siejące spustoszenie i biorące w jasyr wielkie ilości jeńców.
Virovit choć zepsuty, wciąż jednak był latającym rycerzem stuha,
świadomym swoich obowiązków. Gdy doniesiono mu o nadciągających
ażdachach kazał czym prędzej osiodłać smoka, lecz ten spał tak
głęboko jak tylko może spać smok. Król w gniewie kłuł go
palicą, lecz nic to nie dawało. Jego wspaniały, zionący ogniem
wierzchowiec już nigdy nie otworzył powiek, a z czasem zamienił
się w skałę.
-
Głupie bydlę – warknął król, po czym mocą Mokoszy usiłował
wzlecieć w niebo, tak jak to czynili inni rycerze stuha, lecz tym
razem nie udało mu się to.
Nie
zważając na dobre rady doradców, dosiadł śnieżnobiałego rumaka
z Arabistanu i pełen gniewu a goryczy wyruszył do boju. Jego ciężki
miecz podobny do Zerwikaptura, ścinał czerwone czaszki ażdach
zakończone białymi kitami. Nie straszne mu były mogące pochłaniać
całe chmary ptactwa paszcze ał, wąpierze, ani strzygi. W końcu
nadleciał ogromny smok; Gadiuka – car było jego imię.
-
Poddajcie się, Wasza Wysokość – rzekł potwór o zimnych,
bezlitosnych oczach.
-
Gnój! - zawył władca, po czym cisnął palicą w smoka.
Gadiuka
– car konając, pogrążył Virovita w płomieniach, śmierć
bohaterską mu przynosząc. Tego dnia w Nawi, Weles sądzący dusze
stanął przed trudnym wyborem....