,,Łabędzice tak jak córki Aivalsy przechodzą menstruację – stąd ludzie wierzą, że są to kobiety w przebraniu ptaków'' – K. Owinniczew ,,Animalistyka''
Powiadano,
że Zoran, syn Kisłowoda, króla Roxu, w latach swej młodości
nosił imię Tur i najchętniej bawił w lesie. ,,Dziwny
był''
– szeptali dworzanie, nie miał bowiem serca do polowań. Zamiast
tego wolał włóczyć się po lasach, radując się pięknem drzew i
kwiatów, oraz przyjaźnią zwierząt. Nie czuły przed nim lęku
sarny ani zające, ani chyże jelenie. Wilki lizały go po twarzy jak
psy, żbiki i rysie łasiły się jak koty, zaś ptaki od mysikrólików po puchacze siadały mu na ramionach. Nawet pszczoły w obecności królewicza zdawały się zapominać do czego służą żądła. Pokrywały jego twarz grubą warstwą, tworząc coś w rodzaju brody. ,,Jurodiwy''! - mówili o nim możni i ubodzy.
psy, żbiki i rysie łasiły się jak koty, zaś ptaki od mysikrólików po puchacze siadały mu na ramionach. Nawet pszczoły w obecności królewicza zdawały się zapominać do czego służą żądła. Pokrywały jego twarz grubą warstwą, tworząc coś w rodzaju brody. ,,Jurodiwy''! - mówili o nim możni i ubodzy.
Tur
miłował wielce koty i gdy ujrzał jakiegoś, to nie mógł się
powstrzymać, aby go nie pogłaskać. Tak było również teraz, gdy
oczom królewicza okazał się okazały, tłusty kocur pokryty długim
i gęstym futrem barwy kobaltowej. Wokół ciemnoniebieskiego,
żółtookiego kocura unosiły się białe motyle – owady
poświęcone Mar – Zannie. Tur natychmiast zeskoczył z
przepięknego, białego konia z Arabistanu. Z bijącym sercem
uświadomił sobie, że widziane przez niego zwierzę to sam Bahar
(Bagarus, Vagarus) – władca perskiego miasta Buchary. Królewicz schylił się i pogłaskał kota, który rozkosznie zamruczał niczym Baja; kotka Janesa ov Calcium, gdy wtem – gwałtu – rety! W miejsce
Bahara, w oparach szarego dymu stanęły cztery sfinksy ze stepów Roxu. Nim następca tronu dobył oręża, rzuciły się ku niemu niczym pantery i poczęły dusić łapami o mięśniach twardych jak żelazo. Czarne płaty latały przed oczami Zorana, kiedy dwa sfinksy niczym zmory wyciskały z jego piersi życie, a dwa pozostałe raniły jego konia lwimi pazurami. Młodzieniec leżąc na ziemi, na próżno wywijał nogami, co upodabniało go do ryby wyjętej z wody. Zsiniałymi ustami wyszeptał imię:
(Bagarus, Vagarus) – władca perskiego miasta Buchary. Królewicz schylił się i pogłaskał kota, który rozkosznie zamruczał niczym Baja; kotka Janesa ov Calcium, gdy wtem – gwałtu – rety! W miejsce
Bahara, w oparach szarego dymu stanęły cztery sfinksy ze stepów Roxu. Nim następca tronu dobył oręża, rzuciły się ku niemu niczym pantery i poczęły dusić łapami o mięśniach twardych jak żelazo. Czarne płaty latały przed oczami Zorana, kiedy dwa sfinksy niczym zmory wyciskały z jego piersi życie, a dwa pozostałe raniły jego konia lwimi pazurami. Młodzieniec leżąc na ziemi, na próżno wywijał nogami, co upodabniało go do ryby wyjętej z wody. Zsiniałymi ustami wyszeptał imię:
-
Dennica.... Gwiazda.... Zorza... Pani.
Kończył
się poranek i południce szykowały się do zejścia na ziemię, gdy
Dennica, siostra Swaroga i Chorsa usłyszała wołanie o pomoc.
Opuściła się na bielusieńkiej chmurce z nieba na ziemię i złotą
rózgą rozpędziła sfinksy na cztery wiatry. Tur widząc to,
natychmiast powstał z murawy i objął Dennicę za nogi, bijąc
przed nią czołem.
-
Nie czyń tego – bo i ja jestem tylko stworzeniem. Podziękuj
lepiej Agejowi.
-
Tak zrobię, Pani – odparł królewicz – pozwól tylko, że odtąd
będę się nazywał Zoran – Dennica uśmiechnęła się słodko i
znikła niczym mgła.
Następca
tronu zgłodniał porządnie, toteż skierował się w stronę zamku
w stołecznym Dendropolis.
*
W
owym czasie na ziemiach Roxu, w Scytii i Sarmacji postrach budził
Zakon Pantery, którego nie należy mylić z szalejącą w Afryce
sektą ludzi – lewartów. Zakon Pantery miał swoją siedzibę w
grodzie Sungirze, założonym przed wiekami przez scytyjską królową
Sungirę, tą samą, którą zabiło użądlenie skorpiona
wełnistoszczypcego, żyjącego na terenach od Taurydy po Sinea. Ci
co należeli do Zakonu Pantery pędzili dnie paląc opium, pijąc
wino i miód z ludzkich czaszek, ucztując całymi nocami i
praktykując najbardziej wyuzdaną rozpustę, na której widok nawet
Goplana III i Kościej zarumieniliby się ze wstydu. Niewiasty z
Zakonu Pantery rodziły swe dzieci w czasie uczt, po czym natychmiast
po urodzeniu owe niewinne istoty były wrzucane w ogień. Członkowie
obleśnego Zakonu nosili skóry złocistych panter zarzucone na
ramiona oraz naszyjniki z ich kłów i pazurów. Kiedy nie kalali się
rozpustą i pijaństwem, parali się ohydnymi czarami i rozbojem.
Wszystkim wziętym do niewoli ścinali głowy stępioną szablą i
układali je na ołtarzu Franta – Przechery: Čorta
wszelkiej maści chąśników. W swym podobnym do wielkiej,
lamparciej czaszki kamiennym zamku Sarkuł w Sungirze mieli
niezmiernie głębokie lochy wypełnione po brzegi zrabowanymi
skarbami. Królowie Roxu już od trzech pokoleń usiłowali położyć
kres owej zarazie, lecz zawsze ponosili klęskę.
*
Zoran
Kisłowodycz niegdyś nazywany Turem, od trzech miesięcy nosił na
skroniach koronę króla Roxu i choć nie miał upodobania w
wojaczce, nie wątpił, że jeszcze nie raz będzie musiał dobyć
miecza w obronie swego ludu. Całe przedpołudnie słuchał raportów
zwiadowców ze zbuntowanej prowincji. Przed obliczem młodego króla
stało ośmiu mędrców - wołwchów siwobrodych, w białe szaty
odzianych. Każdy z nich mocą Welesa potrafił brać na siebie
postać myszy, jaszczurek, ciem i pająków, aby w ten sposób
szpiegować znienawidzony przez cały Rox Zakon Pantery.
-
Na czele stoi postrach budzący Lubart – car – relacjonował
srebrnobrody starzec. - Ma ci on postać ni to ludzką ni to
zwierzęcą; łeb, ogon i pazury ma jak pantera i pokryty jest ftrem
cętkowanym, lecz wyprostowany chodzi jak człowiek. Kotołak
istny...
-
Myślałem, że kotołaki istnieją jeno w starych bajędach –
zamyślił się młody król.
-
Powiadają, że Lubart syn Borosłowa stał się potworem po
rytualnej kąpieli we krwi młodej pantery i zjedzeniu na surowo jej
serca, wątroby i nerek. Wszystkich obrzydliwości, które oni
wyczyniają, na wołowej skórze byś nie spisał... - westchnął
inny wołwch.
-
Ponadto służą mu Mężyki i Dziadki; to jest młode i stare
skrzaty, upadłe krasnoludki porywające dzieci, które przez Zakon
Pantery są pożerane jak kapłony, lub wychowywane na skrytobójców.
Lubart – car używa ponadto Mężyków i Dziadków jako szpiegów –
w chwili gdy kapłan Welesa to mówił, jeden z Mężyków ukryty w
mysiej dziurze podsłuchiwał całą rozmowę.
Król
wypytywał zwiadowców do północy, liczył swoje siły, rozmyślał
o sojuszu z Analapią – królestwem rodzącym bohaterów, oraz
niemniej walecznymi Bohemią i Slawią. Przerażał go ciężar
nadciągającej wojny, aż zaczynał żałować, że nie może znów
stać się małym chłopcem, jednak odwrotu nie było. ,,Kiedy
się walczy z Čortami,
strzygami, wąpierzami, smokami i czarnoksiężnikami, wówczas nie
ma miejsca na dyplomację''
– pisał Prawdosław z Cierniowa w ,,Kronice
Lisów''.
Rozesłał
więc Zoran wici do bojarów, wysłał posłów do zachodnich
królestw słowiańskich, do Scytów z Taurydy; szukał pomocy nawet
w Medii i u Amazonek. Również Lubart – car nie omieszkał się
zbroić. W przepastnych kuźniach Sarkułu niewolnicy kuli miecze i
kosy; konstruowali czakramy i korbacze, zaś czarownicy zakonu wyli
posępne inkantacje do demonów gwałtów i rozbojów...
*
,,Zdarzało się, że senior, razem z żoną i dziećmi, uczestniczył w rodzinnym święcie wieśniaka. Jednak w XV w. zwyczaj ów napiętnowano, bowiem niektórzy uważali, że feudał nie powinien pospolitować się przebywając w towarzystwie swojego poddanego'' – Régine Pernoud, Phillippe Brochard ,,Tak żyli ludzie. W średniowiecznym zamku''
Gdzieś
na ziemi zamieszkanej w późniejszych wiekach przez Krywiczów, w
dosyć ubogiej chacie stoły uginały się od mięsiwa, kołaczy,
klusek, sera, owoców, jarzyn, pierogów, talerzy z zupą i dzbanów
z wybornym lipowym miodem. Zamieszkująca chatynkę rodzina, pełna
dumy i radości wydała ucztę dla sąsiadów i przybyszów, a okazji
do tego dostarczyła ceremonia postrzyżyn najmłodszego syna. Było
to urodziwe pacholę o złocistych puklach. Na poczesnym miejscu
zasiadał król Zoran, a po jego prawicy Biełuń – jeden z Enków.
Był on synem Boruty i Dziewanny, miał zaś postać krzepkiego
starca z głową białego rysia, odzianego w powłóczystą szatę
barwy szaro – niebieskiej. Z mandatu Ageja, Biełuń – Belunus
sprawował pieczę nad polami i pomagał zabłąkanym odnaleźć
właściwą drogę. To właśnie on sprawił, że jadło i napoje na
postrzyżynowej uczcie rozmnożyły się, tak jak wieki później na
postrzyżynach Ziemowita. Zoran miał w Biełuniu cennego
sprzymierzeńca. Sędziwy Enk służył młodemu królowi mądra
radą, posłował w jego imieniu do walecznego plemienia Łączan
mającego swe siedziby w królestwie Bohemii, a w razie potrzeby
tłukł zbójów w skórach panterczych swym ciężkim i sękatym
kosturem.
*
Uroczystości
związane z postrzyżynami przeciągnęły się na następny dzień i
jeszcze następny. Kiedy wreszcie król Zoran i Enk Biełuń opuścili
chłopską chatę, zataczali się nieco.
-
Zechciej powiedzieć mi, mistrzu – czknął władca Roxu – skąd
się właściwie wzięli ci Łączanie, co mają nam pomagać,
heeeeeeep?
-
Trza ci wiedzieć, Zoranie Kisłowodyczu – odparł Biełuń – że
plemię Łączan poczęło się z krwi pieśniarza Sławojdy i Łąki,
która przybrała postać niewieścią.
-
Kogo? - zdziwił się król.
-
Łąki – odrzekł Biełuń. - Łączanie to plemię żyjące z
rolnictwa i wypasu bydła, ale potrafią też dobrze walczyć.
Będziesz miał z nich dobrych sojuszników – król i jego doradca
zaszli nad jezioro.
Biełuń
kazał władcy Roxu ukryć się w trzcinach. Niebawem rozległ się
łopot wielkich, białych skrzydeł i oczom króla ukazały się
prześliczne, białe łabędzice. Jedna po drugiej padały na ziemię,
przybierając postać urodziwych panien w giezłach utkanych
czarodziejskim sposobem z chmury. Zrzuciły przyodziewek i poczęły
się beztrosko pluskać. Zoran skromnie odwrócił wzrok, nie
omieszkawszy się zarumienić.
-
Łabędziewy – szepnął mu do ucha Biełuń.
-
Słyszałem kiedyś baśń o junaku, który spotkał te istoty, alem
myślał, że to tylko takie bajędy dla dzieci... - rzekł młody
król.
-
Jest wiele rzeczy, które wy, ludzie, nazywacie wymysłami, a okazuje
się, że są prawdziwe – rzekł Biełuń. - Jesli chciałbyś
którąś z tych krasawic za żonę, to wiesz co masz robić.
-
Wiem i zamierzam to zrobić – Zoran zaczerwienił się jak burak. -
Mokoszo, dodaj mi odwagi! - po cichutku dziedzic tronu Rusa
przywłaszczył sobie jedną z białych koszulek i schował ją za
pazuchą.
Gdy
łabędziewy skończyły kąpiel, wyszły na brzeg, ubrały się i
pod postacią łabędzic odleciały. Tylko jedna z nich, o złocistej
kosie, nie mogła znaleźć swojego giezła.
-
Co to za figle? - pytała głosem niby dźwięk srebrnego dzwoneczka.
- Oddaj moją koszulkę, a jeśli jesteś staruszkiem, lub staruszką
– będziesz mi dziadkiem lub babcią, jeśliś mąż czy niewiasta
– ojcem bądź matką, a jeśliś mym rówieśnikiem, bądź mi
bratem lub siostrą! - na te słowa Zoran opuścił ukrycie.
-
Jestem Zoran Kisłowodycz, król Roxu z dynastii Wielkiego Rusa. Tę
koszulkę oddam ci, nadobna łabędziewo, jeśli obiecasz, że
zostaniesz moją żoną i matką moich dzieci! - łabędziewa
zarumieniła się lekko.
-
Obiecuję – rzekła poważnie. - Zważ, że rzadko to czynię, bo
nie lubię rzucać słów na wiatr. A jeśli jesteś ciekawy mojego
imienia, to nazywam się Narfa, córka Cara – Łabędzia.
-
Narfa... Ładne imię. Oddaje piękno twego ciała i duszy –
łabędziewa Narfa mocniej się zarumieniła słysząc te słowa, zaś
Zoran pospiesznie oddał jej giezło skromnie odwrócił się.
-
Skąd wiesz jaką mam duszę, skoro widzisz mnie po raz pierwszy? Nie
wszystkie piękne istoty są dobre...
-
…. Za to wszystkie dobre są piękne – dokończył Biełuń, a
Narfa złożyła na policzku Zorana pocałunek o zapachu jaśminu.
Król powrócił do Dendropolis z narzeczoną, lecz jego serce trapił
frasunek z powodu wieści o nowych posunięciach wroga....
*
,,Królowie i ich poddani często żenili się z hamadriadami (Siczysław), czarownicami (Radosław II), leśnymi kobietami (Aleksander, Mnata), meliadami (Orleń), morami (Raszid; król sarmacki), odnynami (Gniew I), południcami (Gniew II), rusałkami (dziesięciu królów), Wiłami (Jurand V), a nawet strzygami (Lestek II)'' - ,,Codex vimrothensis''
Lubart
– car siedział na rzeźbionym fotelu i rozrywał kończystymi
zębami pieczone jagnię. Jego lamparci ogon wił się z namiętności,
bo zielone, kocie oczy Lubart – cara wlepiały się właśnie w
powierzchnię wielkiego, zaczarowanego zwierciadła o złotych
ramach. Potworowi aż ślina pociekła z paszczęki, gdy pokazało mu
urodziwą Narfę idącą przez kwitnący, pałacowy ogród w
stołecznym Dendropolis, przytuloną do króla Zorana, patrzącego w
nią jak sroka w gnat. Lubart – car mlasnął i oblizał się.
-
Będziesz moja, gołąbeczko, a twemu sokołowi jasnemu łebek
skręcimy – warknął.
Czym
prędzej wezwał do siebie szpiegów. Kazał im po zrzuceniu skór
panterczych przebrać się za kupców i udać do Dendropolis. Lubart
– car choć dniem i nocą gził się z niewiastami, w głębi duszy
nienawidził ich serdecznie. Wydłubywał im oczy, obcinał nosy,
piłą pozbawiał głów, wybijał zęby, wyrywał serca, wtykał
zapalone pochodnie w srom niewieści i to samo zamierzał czynić
Narfie. Aż strach o tym pisać, bo nigdy nie ma się całkowitej
pewności, czy jakiś psychopata nie zechce tego naśladować. Lubart
– car nie znał ojca. Przez całe życie wychowywały go kobiety,
traktując jak małe, głupie i smarkate dziecko, które się ciągle
strofuje i do którego nie ma się zaufania, nawet gdy był już
dorosły. Skrzywiło to jego i tak już zwichrowaną od różnych
schorzeń psyche, tak że znienawidził niewiasty i zaczął je
mordować. Niech Czytelnik nie myśli, że go usprawiedliwiam. Był
zawsze pełen pychy, skłonny do gniewu i nienawiści, a im bardziej
tłumił w sobie nienawistne myśli z obawy przed karą Ageja i
Enków, tym uporczywiej one wracały. Zanim zaczął okaleczać
kobiety, samego siebie okaleczał, pełen pogardy i nienawiści do
swego jestestwa. W końcu porzucił zakon Ageja i Enków. Począł
czcić najobrzydliwsze Čorty
i po przejściu krwawej inicjacji zamienił się w potwora.
*
,,Decydująca bitwa rozegrała się w wigilię Szczodrych Godów na lodach jeziora Połoskiego. Synowie Roksany mieli za sobą posiłki Łączan walczących pod szmaragdową stanicą z naszywanymi na nią złotymi kwiatami i gwiazdami. Wspierali ich również Slawijczycy – waleczni górale z zachodu, którym niestraszne są niedźwiedzie, witezie z Wielkiego Księstwa Moravii, bitni Bohemianie, oraz prawi i nieulękli Analapowie. Pod stanicami Lubart – cara stawili się jeno nieliczni, wyklęci przez swych ziomków odszczepieńcy z ludów Scytów, Sarmatów, Bołgarów, Kipczaków i Czeremisów. Niebo pociemniało i złote gwiazdy jęły wychodzić ze swych komnat, by przypatrywać się człowieczym zmaganiom. Trębacze zadęli w złote i srebrne surmy, po czym obie armie rzuciły się ku sobie z zaciekłością wareskich berserków z Nürtu. Lód okazał się nadzwyczaj mocny. Król Zoran nienawykły do zabijania przeciwników, bożył się po bitwie, że to sam Chors – Srebroń – Car Księżyc pokierował jego ręką, tak, że zginęli z niej okrutny rycerz Azzo – pan na zamku Klatka w dzikich górach Dacji, który był wąpierzem, oraz sam Lubart – car. Zwierzęca głowa tego ostatniego potoczyła się po twardym jak skała lodzie, bitwa zaś zamieniła się w rzeź...'' - Igor Szczerbak ,,Złoty latopis''
Gdy
Zoran wojował na lodach Połoskiego Jeziora, gdzie pod lodem spały
węże zabijające wzrokiem, Biełuń został w stołecznym
Dendropolis. Sprawował pieczę nad Narfą, która z utęsknieniem
wyczekiwała powrotu kochanka. Marzył jej się piękny ślub –
myśląc o nim przebierała w strojach, klejnotach i pachnidłach.
Kupcy z Sungiru wzbudzili radość w jej sercu sznurem pereł z Morza
Ciemnego, tak dużych jak gołębie jaja. Pokazywali łabędziewie
wyszywane złotą i srebrną nicią tkaniny z Damaszku, Gazy i
Mossulu, a ta cieszyła się jak dziecko. Jej radość prysła, gdy
przyłożyli jej sztylet do gardła; zawinęli w perski dywan i
wsadzili na dromadera. Był wieczór gdy szpiedzy Lubart – cara w
pośpiechu opszczali Dendropolis. W drodze ich wyostrzone przez magię
zmysły odebrały wieść o śmierci Lubart – cara. Oprawcy zaczęli
się przeto zastanawiać co czynić z porwaną Narfą, aż nadszedł
Biełuń i po krótkiej walce, dobrze wymierzonymi ciosami kostura
rozbił ich głowy jakby to były puste tykwy. Uwolnił Narfę z
dywanu. Wziął na siebie postać białego rysia, kazał dziewczynie
usiąść na swym miękkim grzbiecie, po czym cicho i z niemałą
szybkością zabrał ją do Dendropolis. Tam czekała ją już łaźnia
i łoże.
Gdy
Zoran powrócił z południa, a jego giermek dźwigał za nim czaszkę
Lubart – cara i zardzewiałą zbroję wampirycznego rycerza Azzo
jako trofeum, Biełuń związał jedwabną wstęgą dłoń jego i
dłoń Narfy. Na ich skronie nałożył złote korony na pamiątkę
królewskich zaślubin Mokoszy i Świętowita i w imię Ageja i Enków
ogłosił mężem i żoną. Na królewskie stoły wjechało
pieczyste, kołacze i trunki, ryby, zupy, owoce i jarzyny, ciastka i
orzechy, oraz zamorskie przyprawy z Bharacji i wielkiej wyspy Dżawy.
Gdy wszyscy bawili się w najlepsze, Biełuń niepostrzeżenie wziął
swój kostur i przez nikogo niezauważony wyszedł w ciemność i
szedł przed siebie, aż go las pochłonął....