sobota, 10 maja 2014

Festiwal Słowian i Wikingów


Festiwal Słowian i Wikingów – brałem w nim udział, studiując historię na Uniwersytecie Szczecińskim. Już w 2006 r. mediewista, dr. Kristoferianus ov Petelinov, wypowiedział się bardzo pozytywnie o tej imprezie edukacyjnej, wspominał o zagranicznych gościach z Norwegii i Sankt Petersburga. W Festiwalu wziąłem udział dwa razy, w czasie letnich wakacji w latach 2007 i 2008. Impreza odbyła się w zrekonstruowanej wiosce wczesnośredniowiecznej, a pogoda była wówczas piękna i słoneczna (gdybym był neopoganinem powiedziałbym, że to Swaróg; bóg Słońca tak pobłogosławił potomkom swych wyznawców ;). Moją uwagę przykuł warsztat kowalski; praca kowala była bardzo głośna. Za zgodą właścicieli głaskałem mieszańce psów z wilkami; bardzo piękne zwierzęta o gęstym, ciepłym futrze, mające założone kagańce. Widziałem też rosłe psy rasy wilczarz, fretki (choć były bardzo sympatyczne, nie można ich było głaskać), a nawet sokolnika z sokołem wędrownym siedzącym na ramieniu. Jadłem prasłowiański specjał – podpłomyki z miodem, makiem i chyba owocami. Owe pieczywo przypominało meksykańskie tortille, ale było jeszcze smaczniejsze. Piłem do tego wyśmienity kwas chlebowy (po powrocie do Szczecina pan Voytakus ov Viernitis wmawiał mi, że był to alkohol). Sprzedawano też mięso żubra, ale nie kosztowałem go (myślę, że smakowało jak zwykła wołowina, tyle, że było znacznie droższe). Płynąłem prasłowiańską łodzią i widziałem jak niektórzy wojowie skakali do wody. Widziałem wybijanie ówczesnych monet, pokaz walki Słowian i Skandynawów, przykłady starolitewskich lekarstw (min. zasuszonego padalca), byłem też świadkiem swadźby – słowiańskiego ślubu, na którym tańczyły piękne dziewczyny w strojach z epoki. Zobaczyłem drewniane rzeźby Świętowita i krucyfiksy wzorowane na tych z wczesnego średniowiecza, a także srebrne, celtyckie naszyjniki – torquesy (oczywiście horrendalnie drogie...), ręce Boga i wytatuowany młot Thora. Zajrzałem do wnętrza słowiańskiej chaty. Jako, że była niedziela, byłym na Mszy Świętej w miejscowym kościele, w którym niegdyś przebywał sam prymas Stefan Wyszyński (w nabożeństwie wzięła udział część ludzi w strojach z zamierzchłej epoki). Jedyną rzeczą, której sobie z przyczyn religijnych odmówiłem, było wróżenie z runów, bo magia to nie zabawa; to byłoby przekroczenie granicy między zdrowym zainteresowaniem przeszłością, a bałwochwalstwem. Później czytałem w szczecińskim wydaniu ,,Niedzieli'' artykuł pana Przemysława Fenrycha, który oceniał imprezę pozytywnie, aczkolwiek z jednym małym zastrzeżeniem, że mogłaby więcej mówić o stosunkach Słowian i Wikingów z chrześcijaństwem. Swój pobyt na Festiwalu oceniam jako bardzo udany, chciałbym kiedyś tam powrócić.


W fantazji ,,Córka węża’’, opowiadającej o Bognie Nowickiej, małej rusałce wychowującej się w ludzkiej rodzinie, tytułowa bohaterka spędzała wakacje na wyspie Wolin. W czasie Festiwalu Słowian i Wikingów, porwali ją ... prawdziwi Wikingowie i obwołali swoją królową. Mieszkając w ich krainie, stała się dorosła. Po napiciu się czarodziejskiego miodu z Walhalii, otrzymała nadludzką siłę i moc czarodziejską. Uczestniczyła w wyprawach na Ruś, płynąc królewskim drakkarem z biegiem rzek Dniepru i Wołgi. Koło Kijowa zabiła z łuku spętanego wilka Fenrira. Podróżowała też do Bizancjum, Anglii, Szkocji, u której wybrzeży zabiła włócznią węża Midgardsorma, na wyspę Man, na Islandię, gdzie uśmierciła Lokiego i Surta, a także na Grenlandię i do Vinlandu w Ameryce Północnej. Zgodnie z przepowiednią Völvy miała uwolnić z Nilfheimu boga Baldera. Udała się w tym celu na pogrążony w wiecznym mroku i porośnięty żelaznymi drzewami półwysep Hel. Mieściło się na nim wejście do królestwa bogini śmierci Hel – córki Lokiego. Drużyna słowiańskiej królowej Wikingów zginęła, a ona sama została wyrzucona przez morską falę na brzeg wyspy Wolin.