,,Wodo,
nie masz ani smaku, ani koloru, ani zapachu, nie można ciebie
opisać, pije się ciebie, nie znając ciebie. Nie jesteś niezbędna
do życia: jesteś samy życiem. […] Jesteś największym
bogactwem, jakie istnieje na świecie. A któż z nas nie chciałby
bogactwa zachowywać?...’’ - Antoine de Saint – Exupery
,,Ziemia planeta ludzi’’
Na
wschód od Pomori leżała przepiękna kraina Burus, której nazwa
znaczyła Dar. Obfitowała w lasy i wielkie jeziora pełne olbrzymich
ryb. Największe z nich były Synar, siedziba raka Estinusa, Mamir,
na którego dnie mieszkała ropusza królowa Betel – Gausse wraz ze
swymi sługami, rusałką Marychą i Wiłkokukiem, Vikora, Nidean,
Tormaytanus i wiele innych. Kraina Burus miała od północy dostęp
do akwenu, zwanego
w erze dziesiątej Morzem Ancylusa, w erze jedenastej – Morzem
Joldów, zaś w erach dwunastej i trzynastej – Morzem Srebrnym.
Dziś nosi ono nazwę Bałtyku. Nazwa krainy wzięła się stąd, że
w erze dziesiątej, jeszcze przed upadkiem Novalsa i Aivalsy, została
ukształtowana mocą Mokoszy i ofiarowana jako dar dla Kurko, córki
Jarowita zwanego Perunem i Gromorodnej oraz siostry dziesięciu
Jeźdźców Ognistego Pioruna. Kiedy Kurko wyrosła z lat
niemowlęcych stając się dorodną panną, otrzymała kłębek nici.
Rzuciła go przed siebie i poszła tam gdzie się potoczył.
Podążając za toczącym się kłębkiem zaszła do Burus, zakątka
podarowanego jej przez Mokoszę. Znalazła
wielkie upodobanie w owej Krainie Tysiąca Jezior. Postanowiła w
niej zamieszkać w jednej chacie z zaprzyjaźnioną rusałką,
królewną Vegą, ocalałą z Czarnego Potopu córką niesławnej
królowej Goplany III Wszetecznej. Burus obrali za swoją siedzibę
również tacy Enkowie jak: nietoperz Sirrah, smoczyca Altaira,
pieśniarz Rigel, mąż z głową słowika, biały orzeł Tinez,
czarny orzeł Ridan oraz pasterz Wolarz mający wyrastające z
ludzkiego tułowia dwie głowy wołowe. W erze jedenastej w Burus
stanął przepojony czarną magią Żelazny Zamek, siedziba królów
wąpierzy Erydana i Naraicarota I, zdobyty i zniszczony przez królową
Tatrę.
Wróćmy
jednakże do szczęśliwych dni ery dziesiątej. Pierwsi ludzie,
Novals i Aivalsa wraz ze swym licznym potomstwem żyli w przyjaźni
ze starszymi rasami obdarzonymi rozumem, które zostały stworzone we
wcześniejszych eonach. Legendy zapisane w ,,Perłowym
latopisie’’,
,,Codex
vimrothensis’’
oraz innych źródłach mówią nawet o mieszanych i błogosławionych
przez Ageja małżeństwach synów Novalsa i córek Aivalsy z
rusałkami, wodnikami, żmijami, płanetnikami, satyrami, wiłami, a
nawet z Lynxami i Neurami. Jedną z takich opowieści chciałbym
właśnie przytoczyć…
*
Z
mandatu Mokoszy, królem buruskiego jeziora, zwanego Lubeczem był
wodnik Ryban, syn Ostyka, syna Polena. Włosy i broda Rybana
przypominały zielonkawą słomę. Jedno oko lśniło jak turkus, a
drugie niczym szafir. Odziewał się w powłóczystą szatę barwy
lazurowej przepasaną pasem ze skóry złotej ryby. Nosił
sporządzoną przez karły złotą koronę, zaś jego berło
przypominało pałkę wodną. Kiedy przemieszczał się z jednego
krańca jeziora na drugi, dosiadał szczupaka wielkości delfina,
zaopatrzonego w złote siodło i uzdę zdobioną perłami. Ryban
władny był także iść po falującej powierzchni jeziora niby po
tafli lodu. Poślubił rusałkę Helisę o złocistych włosach i
głosie słodkim jak miód, którą wielce umiłował. Kiedy napełnił
łono Helisy swym czystym nasieniem, poczęła i powiła mu córkę,
rusałkę niezrównanej piękności. Dziewczę otrzymało starokrasne
imię Mistraka, które Słowianie tłumaczyli jako Pani Wód. Przez
tysiące lat wajdeloci w swych pieśniach sławili jej nieskazitelne,
nadobne kształty, śmietankową białość atłasowej cery, blask
wielkich, turkusowych oczu oraz jedwabistą miękkość i złocisty
połysk długich włosów. Opowiadano także o jej syrenim głosie
oraz sercu łagodnym, pełnym współczucia i czułości. Odzienie
jej stanowiła błękitna
suknia utkana przez Wieszczyce Losu z wełny wielkiego, białego
szczura żyjącego w płomieniach i ginącego przy kontakcie z wodą.
Nosiła liczne ozdoby z pereł, srebra i bursztynu, zaś zamiast
paska używała żywego zaskrońca nazywanego Żiliti. W całym Burus
nazywano ją Sławą Mokoszy i Najpiękniejszą Między Rusałkami.
Buruskie
wodniki śniły po nocach, że ta pełna wdzięku panna wybierze
któregoś z nich za swojego oblubieńca. Tak się jednak nie stało.
Król Ryban, miłujący swą córkę ponad wszystko na świecie,
zostawił jej wolną rękę co do wyboru małżonka.
Pani
Wód miast zdecydować się na jakiegoś wodnika, żmija, płanetnika,
Lynxa czy Neura, wybrała Lubana. Był on jednym z pierwszych ludzi,
jednym ze stu synów Novalsa i Aivalsy. Miał długie, płowe włosy,
ciało zaś muskularne i ogorzałe od Słońca. Nade wszystko
uwielbiał przebywać nad wodą i zasłynął jako najlepszy z
pływaków spośród pierwszych ludzi. Nauczył się także mowy
toropieckiej używanej
przez wodniki i rusałki, przez co poznał opowieści o zamierzchłej
erze dziewiątej. Przybył do Burus na zaproszenie Kurko i jej
przyjaciółki, Vegi. Odnalazł drogę podążając za rybołowem.
Kiedy wszedł do chaty zbudowanej na palach, powitał go zastawiony
stół uginający się od drewnianych misek pełnych kaszy z miodem,
kapusty z grochem i grzybami, owsianych placków z czarnuszką oraz
kubków z kwasem chlebowym. Kurko i Vega powitały Lubana w białych
giezłach ozdobionych czerwonym haftem, zaś na głowach nosiły
wieńce z aromatycznych ziół. Zarówno córka ostatniej
królowej rusałek jak też potomkini Jarowita i śmiertelniczki,
wielce były nadobne; smukłe, wysokie, jasnowłose i modrookie.
Wyglądały jak dwie siostry, a ich urodziwe twarze zdobił radosny
uśmiech. Kurko ucałowała Lubana na powitanie, zaś królewna Vega
posadziła go za stołem na honorowym miejscu i dalejże częstować
jadłem i napojem. Luban spostrzegł, że nie jest jedynym gościem w
tej ubogiej, lecz bardzo czystej i zadbanej chacie. Po jego prawicy
siedziała jeszcze jedna rusałka o wilgotnych włosach, której
niebieską sukienkę zdobiły kwiaty ułożone z pereł i smoki
powietrzne wyhaftowane srebrnymi nićmi.
-
Oto znalazłem się w prawdziwej świątyni piękna – rzekł
dwornie Luban, po czym zaraz poczerwieniał jak piwonia.
-
Błogosławieni niech będą synowie Novalsa i córki Aivalsy, twoi
bracia i siostry, wdały junaku! Niech młoda ludzkość zasiedli
cały świat i niech żyje na nim w pokoju i przyjaźni ze starszymi
rasami ku chwale Ageja i Enków! - Panna w niebieskiej sukni
wypowiedziała błogosławieństwo.
-
Wielka
jest moja wdzięczność, krasawico, za twe miłe słowa. Niech
przetrwa eony przyjaźń między rasami ludzką a toropiecką!
Nazywam się Luban, syn Novalsa, pierwszego człowieka, a przybyłem
do Burus podążając za rybołowem. Rad byłbym wielce poznać twoje
imię, nadobna pani.
-
Nazywam się Mistraka, córka wodnika Rybana – odrzekła rusałka o
mokrych włosach – bo z mandatu Mokoszy Anahity sprawuję urząd
Pani Wód. Mój tron spoczywa w wodach jeziora Lubecza, gdzie razem z
ojcem sprawuję pieczę nad rybami. Rada byłabym gdybyś zawitał w
mych progach.
-
Jestem zaszczycony twą propozycją, Strażniczko Mokrego Żywiołu.
Uczta
potrwała trzy dni spędzone wśród śmiechu i wesela. Kiedy
dobiegła końca, Pani Wód ujęła Lubana za rękę i poczęła
prowadzić go w stronę jeziora Lubecza przez puszczę
rozbrzmiewającą głosami ptaków. Gdy oboje stanęli nad brzegiem
jeziora, nimfa położyła swą białą dłoń na jego nozdrzach i
wyszeptała zaklęcie, dzięki czemu Luban nabył zdolności
oddychania pod wodą. Następnie oboje ze śmiechem zanurkowali w
przejrzystej toni. Pani Wód przedstawiła Lubana swemu ojcu, z
którym zamieszkiwała kryształowy pałac. Ryban klasnął w dłonie
i oto przed Lubanem stanęła porcelanowa miska uchy z kawiorem oraz
złota łyżka. Luban podziękował gospodarzowi i zjadł posiłek.
Wówczas wodnik coś szepnął człowiekowi do ucha. Luban uśmiechnął
się promiennie i z radością skinął głową, zaś potężny
ojciec Pani Wód pocałował go w skroń. Ledwo Luban poczuł
pocałunek, jako pierwszy w dziejach człowiek zaczął się zmieniać
w istotę przynależną do innego gatunku. Stracił całe owłosienie,
a jego śnieżnobiałą skórę pokrywały teraz łuski i śluz.
Twarz zamieniła się w wydłużony pysk pełen ostrych zębów ze
złota. Zamiast płuc miał teraz skrzela, a ręce i nogi przemieniły
się w płetwy. Krótko mówiąc, Luban był teraz olbrzymim, białym
szczupakiem ze złotymi zębami.
-
Sprawuj się dobrze, pożerając chwast rybny! - Przykazał mu wodnik
Ryban, zaś Pani Wód ucałowała koniuszek pyska ogromnej ryby.
Biały
szczupak dał susa przez uchylone okno o ramach z macicy perłowej i
zamieszkał w wodach jeziora. Zgodnie z poleceniem Rybana, gorliwie
polował na chwast rybny, to jest ryby małe, chore i dla nas
niesmaczne, zjadające ikrę ryb szlachetnych, dzięki czemu w
jeziorze zachowana została równowaga między jednymi a drugimi.
Pani Wód igrała z Lubanem jako szczupakiem wśród fal i piszcząc
z uciechy dosiadała go niby delfina. Oboje wielce byli sobie radzi
mimo odmiennych kształtów, a ich wspólne dni w jeziorze upływały
wśród zabaw i radości. Działo się tak nieprzerwanie, aż do
czasu gdy Złoty Wiek zakończył się nieodwołalnie wraz z upadkiem
pierwszych ludzi.
*
,,Szczęście
ery jedenastej było solą w oku Čortów. Rykar nakazał Lichu
zniszczyć je. Tymczasem Novals i Aivalsa opuścili Wolin i wędrowali
po świecie razem ze swymi dziećmi. […] Novals pierwszy ujrzał
rozłożysty dąb Baublis. Wokół drzewa był krąg gładkich
kamieni, znak, że żadne stworzenie nie może jeść jego żołędzi.
Tymczasem ludzie poczuli głód.
-
Chodźmy poszukać czegoś do zjedzenia! - Rzekł Odoin przez Słowian
zwany Oddonem.
-
A dlaczego nie zjecie tych żołędzi? - Ktoś nagle spytał.
Ludzie
spojrzeli w trawę i ujrzeli węża zwanego Tat’.
-
Tym dębem jest Baublis – odrzekła Aivalsa – jego żołędzie
przynoszą śmierć. Tak mówi Jarowit.
-
To łeż – zaprzeczył Tat’, a było to Licho pod postacią węża.
- Enkowie znają wasze możliwości i są o was zazdrośni. W tych
żołędziach drzemie wielka moc magiczna. Zjadając je, staniecie
się jak Enkowie, a nawet jak sam Agej będziecie mogli sami określać
granice swej wolności, decydując co jest dobre, a co złe. Teraz
Jarowit traktuje was jak swoich więźniów. - Ludzie zdumieli się
tą nauką; tak obcą, a jednocześnie tak kuszącą.
Aivalsa
chwilę się wahała, po czym wzięła jeden żołądź. Ośmielony
tym Novals wziął następny, zaś ich dzieci zbierały żołędzie
garściami. Ludzie ugotowali je w kociołku i zjedli.
-
Żołędzie z tego drzewa są lepsze od każdego innego owocu! -
Chwaliła Wżecisława.
Tymczasem
wielkie wojsko Čortów
pomalutku zaczęło wychodzić na powierzchnię. Novals i Aivalsa z
przerażeniem zaczęli obserwować swoje dzieci. Ludzie stali się
próżni, chciwi, kłótliwi, nieuczciwi. Niszczyli bez powodu
rośliny i okrutnie dręczyli przed zabiciem zwierzęta, aby mieć z
tego uciechę. Stali się rozpustni. Stracili nieśmiertelność i
wieczną młodość. Uradowana Mar – Zanna i Zaraza zarwały
krępujące je łańcuchy i na nowo objęły świat w posiadanie.
‘Ojcze Jarowicie, wąż
Tat’ nas zwiódł’ - łkali Novals i Aivalsa dręczeni złymi
skłonnościami, lecz prowadzący z nimi walkę. Ludzie składali
ofiary Čortom, a swoje
dzieci oddawali na pożarcie mamunom. Przyroda zbuntowała się
przeciwko nim; dzikie zwierzęta stały
się groźne, wiele roślin i grzybów stało się trujących,
nastąpiły powodzie i lawiny. Wszyscy Enkowie ubrali kir’’ -
Kosa Oppman ,,Perłowy latopis’’
*
Z
roku na rok było coraz gorzej. Młoda ludzkość ściągnęła na
siebie swoimi zbrodniami srogi gniew Enków. Spośród nich
nieubłagana Mar – Zanna zbierała straszliwe żniwo, zaś jej
lodowy oścień co dzień ociekał krwią zabijanych mężów,
niewiast i dzieci. Ludzie ocaleli jedynie dzięki wstawiennictwu
jytnas Dodoli, oblubienicy Jarowita, która dla swych pobratymców
wybłagała darowanie zagłady. Jednak ludzie wciąż popełniali
nowe niegodziwości, aż wreszcie podzieli się na rozliczne szczepy
i skierowali oręż przeciwko braciom. Była to pierwsza wojna ludzi
przeciwko ludziom, sprowadzona na świat występkiem bratobójcy
Knieimira. Novals i Aivalsa patrzyli bezradnie, tocząc gorzkie łzy
żalu, jak ich umiłowane dzieci, wnuki i prawnuki wyrzynają się
wzajemnie ku uciesze Čortów. W czas owej Wielkiej Wojny dni stawały
się coraz krótsze. Zawodził zimny wiatr, strącający z drzew
pożółkłe liście. Zniknęły barwne kobierce kwiatów, a kolorowe
motyle, ptaki i węże ukryły się w cieple Wyraju. Kiedy ludzie z
sercami przepojonymi nienawiścią przelewali nawzajem swą krew,
zwierzęta, rusałki i skrzaty ogarniała coraz większa apatia.
Deszcz padał całymi tygodniami, zmywając krew mordowanych niewiast
i dzieci, której rozlewano wciąż coraz więcej i więcej…
Złe
wieści o skutkach upadku dotarły również do jeziora Lubecza w
Burus, burząc wielowiekową idyllę. Jaskółki nurkujące w
jeziorze w poszukiwaniu miejsca na zimowy spoczynek, poskarżyły się
Pani Wód na zło panoszące się na powierzchni. Kiedy Pani Wód
usłyszała o rzeziach i gwałtach, zapłakała rzewnie krwawymi
łzami, zaś jej ojcu, Rybanowi, z gniewu wyrósł duży guz na
czole. Gdy Luban dowiedział się o smutnym losie swych braci i
sióstr na powierzchni, powiedział stanowczo do ukochanej Pani Wód.
-
Miły był dla mnie żywot szczupaka, który tu pędzę, dawno jednak
już nie widziałem ludzi, z których rodu pochodzę. Zwłaszcza
teraz gdy cierpią, nie godzi się, abym zostawiał ich samych.
Pozwól przeto, umiłowana, abym wyszedł na powierzchnię – Pani
Wód z ciężkim sercem złożyła pocałunek na skrzelach szczupaka,
który wnet przybrał ludzką postać i opuścił jezioro.
Postanowiła
pójść za nim.
-
Gdzie ty, Sław, tam ja, Sława – rzekła tuląc na pożegnanie
ojca.
*
Luban
znał dotąd wojnę jedynie ze starych pieśni z ery toropieckiej,
teraz zaś miał możliwość przyjrzeć się jej z bliska. Wcale mu
się nie spodobała! Cztery nieprzeliczone hordy synów Novalsa,
wśród których walczyły również córki Aivalsy, zadawały sobie
śmiertelne rany pałkami i kamieniami wśród przeraźliwego wrzasku
i rzężenia konających. Lubanowi łzy stanęły w oczach na ten
smutny widok.
-
Bracia! Opamiętajcie się! - Zawołał donośnie, lecz nikt nie
zwrócił nań uwagi.
Luban
spojrzał na lewo i ujrzał szpetnego Čorta, którego tylko on sam,
wyjęty spod działania klątwy jaka spadła na pierwszych ludzi,
mógł widzieć i słyszeć. Čort był wysoki jak najwyższe buki.
Całe jego ciało pokrywały skołtunione, rdzawe włosy zlepione
cuchnącą posoką. Posiadał bycze rogi, okazałe szpony, kopyta i
ogon. W lewej łapie trzymał trąbę uczynioną z rogu piekielnego
barana, pokrytego jadowitymi wężami zamiast runa. Demon grał na
owej pozłacanej trąbie hejnał zagrzewający ludzką krew w żyłach
do bratobójczej walki. Luban rozpoznał go. Był to Ferdek Trębacz,
niesławny podżegacz wojenny, o którym niegdyś słyszał z ust
rusałek opowiadających o dawnych wojnach z trollami i nagami.
-
Przeczysta Aredvi, daj mi siłę bym powstrzymał to krwawe
szaleństwo! - Luban skierował swe myśli ku miłosiernej Mokoszy,
której lękały się wszystkie Čorty.
Następnie
wyjął z zimnej dłoni jednego z poległych leżących u jego stóp,
długi nóż z obsydianu. Ze zwinnością charta podbiegł w stronę
Ferdka Trębacza. Niczym kozica po skale, skakał po jego ogromnym
cielsku. Jednym ciosem obsydianowego noża odciął kosmatą łapę
dzierżącą zaklętą trąbę. Ferdek Trębacz zaryczał wściekle i
zrzucił Lubana na ziemię, podczas gdy zielona, żrąca posoka
tryskała strumieniami z jego kikuta. Čort próbował rozdeptać
junaka kopytami, lecz zdołał jedynie zniszczyć swój przywodzący
do zła instrument. Luban skrył się przed jego wzrokiem. Wyrwał
jednemu z wojów włócznię o krzemiennym grocie i bez trwogi
zatopił ją w tłustym brzuszysku Čorta. Tego było już za wiele.
Ferdek Trębacz zaryczał żałośnie po czym teleportował się do
Čortieńska, zostawiając za sobą czarna chmurę cuchnącego dymu.
*
W
czasie gdy Luban wojował z Ferdkiem Trębaczem, Pani Wód
posługiwała w namiocie szpitalnym razem z rusałkami Samowitą i
Miladą, wiłą Korzycą i leśną kobietą Sladką. Wspólnie
opatrywały rannych z wszystkich czterech armii. Dwoiły się i
troiły, aby ratować ludzkie życie i nie żałowały też swojej
niebieskiej, nimfiej krwi mającej właściwości panaceum. Bitwa
trwała w najlepsze, gdy do namiotu wdarł się potwór pokryty
gęstymi kudłami barwy ognistej. Miał głowę jakiejś
spotworniałej wersji małpy, zwanej rokselaną złocistą, która
żyje w górach Azji. Wyłupiaste, rubinowe oczy wychodziły z orbit,
pożółkłe kły nie mieściły się w ustach, palce zakończone
były długimi szponami, zaś małpiego ogona, potwór posiadał
jadowity odwłok skorpiona. Pani Wód zadrżała ze zgrozy wespół
ze swymi towarzyszkami, bo w przybyłej istocie rozpoznała Pożara,
demona pożogi i mistrza podpalaczy. Pożar otworzył paszczę i
zionął strumieniem ognia, który pochłonął płótno namiotu,
rannych wojów i opiekujące się nimi niewiasty. Pani Wód w
ostatniej chwili poczęła wylewać z ust zimne strumienie wody,
które Pożar zamienił w parę. Wówczas córka wodnika ugięła
kolana i podskoczyła wysoko. Machając dłońmi, wzbiła się w
powietrze, wcześniej wydostawszy się z płonącego namiotu.
-
Dorwę cię, lafiryndo! - Pożar zazgrzytał zębami i pogroził
pięścią.
Dla
rozgrzewki podpalił trzynastu wojów, którzy mieli nieszczęście
znaleźć się w zasięgu jego wzroku. Następnie wirującym ruchem
począł ścigać Panią Wód, kłapiąc przy tym zębami i miotając
klątwy, od których aż puchły uszy.
*
Kiedy
smok Rykar dowiedział się o rejteradzie Ferdka Trębacza, zawrzał
gniewem na swego sługę i polecił zakuć go w dyby. Następnie
wydał rozkazy swemu synowi, czarnemu smoku o trzech głowach i
błoniastych skrzydłach, którego imię brzmiało: Pón Ćmok.
-
Leć, mój synu, pomścij ranę jaką nędzny człowiek zadał
Ferdkowi Trębaczowi. Niech godna pogardy rasa człowiecza zdycha w
zimnie i ciemności!
Pón
Ćmok posłuchał smoka Rykara. Rozpostarł skórzaste skrzydła,
wzniecając nimi lodowaty wicher i poleciał nad pole pierwszej
bitwy ludzi z ludźmi. Otworzył naraz trzy paszcze, z których
wydobywały się opary cuchnącej siarki i połknął światła
niebieskie. Słońce, Księżyc i mrowie gwiazd znalazły się w
przepastnym brzuszysku czarnego jak pkieł smoka, walczący, krzycząc
z wielkiej trwogi, rzucali broń na ziemię, przerywając bitwę.
-
Oto pomsta Enków nadeszła! - Wołali bijąc się z żalu w piersi.
Pón
Ćmok, kontent z obfitego żeru, osiadł na szczycie wielkiej góry
Ślęży. Zwinął się w kłębek, zamknął ślepia i oddał się
trawieniu. Ludzie szczękali zębami z trwogi, zadawali sobie rany
własną bronią, złorzeczyli, rozpaczali, a niektórzy składali
śluby Enkom.
Jeden
tylko Luban postanowił walczyć do końca o ocalenie swych sióstr i
braci. Szedł przez pogrążony w mroku świat, smagany porywistym
wichrem. W jednej ręce dzierżył pochodnię, w drugiej zaś bojowy
topór, jeden z wielu jakie poniewierały się na pobojowisku. Swaróg
i Chors, ukryci za obłokiem, pobłogosławili jego oręż. Dzięki
temu topór urósł znacznie, zaś tworzący jego ostrze krzemień
zamienił się w posrebrzaną stal. Lub szedł ku szczytowi Ślęży
i wspinał się po jej zboczu odpędzając strzygi. Kiedy doszedł na
szczyt, czarny smok wciąż spał jak niemowlę. Luban po trzykroć
uniósł topór i po trzykroć go opuścił, wznosząc przy tym
bojowy okrzyk.
-
Azen Novals! Azen Aivalsa! Azen Mistraka!
Za
każdym razem odcinał toporem jeden z łbów Póna Ćmoka, tym samym
przywracając niebu Słońce, Księżyc i gwiazdy. Kiedy światło i
ciepło powróciły na ziemię, wylęknione hordy ludzkie jęły
tańczyć i śpiewać z wielkiej radości. Przez trzy dni pierwsi
ludzie sławili Ageja i Enków, po czym dnia czwartego, dając
posłuch Čortom znów poczęli zabijać się w bezsensownej rzezi.
*
W
czasie gdy Luban zdążał ubić Póna Ćmoka, Pożar pod postacią
komety, gonił Panią Wód po nieboskłonie. Kłapał przy tym zębami
i wygrażał.
-
Okoruję się ze skóry niczym drzewo z kory!
Pani
Wód z płaczem wyciągnęła swe ręce w stronę Enków, kierując
prośbę o ratunek ku miłosiernej oblubienicy Peruna Jarowita.
Dodola
Perperuna Gromorodna w lazurową szatę odziana, nie miała serca jej
odmówić. Wzięła złoty dzban i wylała z niego kaskady wody na
Pożara. Čort, prowodyr podpalaczy zaryczał przeciągle, gdy święta
woda ugasiła jego płomienie i żywot jego zakończyła.
Luban
i Pani Wód powrócili do jeziora Lubecza w Burus, gdzie otrzymali od
Wiecu Enków herb przedstawiający trzy srebrne szczupaki w polu
czerwonym. Doczekali się też syna Wartogniewa oraz córek Kaliny,
Lissy i Odyleny.