,,Olszan
spłodził Barnima VI, którego znamy jako króla Bogdala. Ów nowy
król poślubił księżną Zielonych Stawów i bardzo ją kochał.
Niestety królowa zmarła rodząc córkę, która otrzymała imię
Liya (Lilia). Gdy królewna liczyła sobie osiemnastą wiosnę życia,
a księżna Ślążą, czarownica skompromitowana rozpustą i
pijaństwem, została odwołana ze stanowiska, ku radości ludu
prowincji, namiestnictwo otrzymała Liya. Mimo młodego wieku zdobyła
serca niemal wszystkich swą dobrocią i roztropnością, a król był
z niej dumny. Tymczasem Papież wysłał misjonarzy do Sklawinii, by
pozyskali ją do wiary Chrystusowej. Pięciu mnichów nie znalazłszy
posłuchu w Bohemii, dotarło do Analapii i głosiło Dobrą Nowinę
w prowincji Śląż, zaś kapłani Ageja i Enków rzucali na nich
oszczerstwa. Gdy piorun zniszczył jeden z chramów, co przekonało
wielu ludzi do Chrystusa, sioło będące tego świadkiem otrzymało
nazwę Pioruniec. Nowa wiara pozyskiwała sobie nawet kapłanów i
kapłanki starej wiary, w końcu usłyszała o niej królewna Liya,
rezydująca w Opolis. ‘Król Papież wysłał mocarnych
czarnoksiężników, którzy zniszczyli piorunem chram Świętowitowy
i chcą nas wszystkich pozabijać’ -mówili oszczercy, lecz Liya
zapragnęła rzetelnie zbadać sprawę. Na jej rozkaz misjonarze
przybyli do Opolis, a ich zwierzchnik, opat Marek, sam dający
przykład świętobliwego życia, zapalał innych, w porywający
sposób mówiąc o swej wierze. Liya słuchając z każdym słowem,
zaczynała tęsknić do ‘Crostosa’, za którego ongiś oddała
życie królowa Wanda Dziewicza. Gdy po kilku dniach opat Marek, były
retor i żarliwy chrześcijanin skończył naukę, królewna rzekła:
-
Chcę przyjąć chrzest, nawet jeśli ma to być ostatnia rzecz w
moim życiu! - po tych słowach padła na podłogę i skonała, a w
ostatnich chwilach swego życia została ochrzczona.
Widząc
ten cud wielu Analapów przyjęło chrzest. Oszczercy nie próżnowali.
‘Czarnoksiężnicy
z Rzymu zabili czarami królewnę Liyę, choć nie zrobiła im nic
złego, a nawet chciała przyjąć ich wiarę. Oni chcą nas
wszystkich pozabijać’.
Wieść
ta dotarła do Nesty i król wielce bolał nad śmiercią córki, a
gdy dotarły doń oskarżenia, że winnymi jej śmierci są groźni
czarownicy w Rzymu, zapragnął ich ukarać, by nie mogli więcej
krzywdzić jego poddanych. Po naradzie z arcykapłanem Wieżejką
(Viseyka) postanowił, że pozabija rzekomych magów gałęzią
świętego dębu, wyobrażającego Wielki Dąb. Wierzono bowiem, że
czary najlepiej niweczy broń magiczna ze świętego drzewa lub
kamienia wykonana. Tymczasem misjonarze trafili do prowincji Polani.
Zmierzali do Posany. Król zaczaił się na nich w krzakach jak jakiś
zbójca i nagle wyskoczył z konarem, by ich zabić.
-
To za Liyę! - wykrzyknął zamierzając się na opata Marka gdy wtem
gałąź wypadła królowi z ręki, a on sam począł tańczyć
taniec świętego Wita.
Władca
z rodu Kraka od dziecka był bowiem epileptykiem. Opat Marek modlił
się.
-
Chryste, nie poczytaj mu tego grzechu. Jeśli będzie Twą Wolą,
spraw, by wyzdrowiał – następnie przeżegnał króla znakiem
Krzyża Świętego, a taniec świętego Wita ustał.
Barnim
VI został wyleczony z epilepsji do końca życia.
-
Bóg dał, żem cię nie zabił – powiedział leżąc na twarzy.
Przyjął
chrzest i imię Bogdal, co znaczyło ‘Bóg dał’. Zrozumiał, że
śmierć Liyi nie była winą ani misjonarzy, ani ich Boga, swemu
mieczowi nadał imię Gloria Christi, począł sprowadzać misjonarzy
z Irlandii i Brytanii, nawracających łagodnie i skutecznie, oraz
wzorem Poznana, Kraka i Wandy założył w Neście ogromną
bibliotekę. Wysyłał misjonarzy do najbardziej zapadłych stron
swego kraju, a nawet do Roxu, Tmu – Tarakanu, Bohemii, Nürtu i
Saksonii. Bogdal ofiarował w prezencie Papieżowi ‘Biblię’,
spisaną na korze brzozowej w języku starokrasnym, a Namiestnik
Chrystusowy przyjął ją i pobłogosławił’’ - ,,Codex
vimrothensis’’
Miniatury
zdobiące karty ,,Codex
vimrothensis’’,
jak również freski w kościele w Wymroczu przedstawiają świętego
króla Bogdala w sięgającej czasów Kraka złotej zamkniętej
koronie zdobionej dużymi rubinami i parą złotych rogów, z których
każdy miał trzy końce. Przyjęcie chrztu przez króla Analapii
upamiętniał krzyż wieńczący całą konstrukcję.
Po
przyjęciu w Neście chrztu z ręki arcybiskupa Tytusa, król Bogdal
wyruszył na objazd swych włości, aby krzewić w nich świętą
wiarę Chrystusową.
-
Bacz, Panie, abyś swych poddanych prowadził ku niebieskiej
ojczyźnie nie jak bezlitosny tyran, jeno niczym kochający ojciec, a
to będzie wymagało iście anielskiej cierpliwości – upominał
władcę jego kapelan Panoptyk z wyspy Iona.
Po
opuszczeniu stołecznej Nesty, Bogdal wraz ze swym dworem skierował
się do leżącego nieopodal sioła, zwanego Wężowiec, gdzie został
przyjęty przez naczelnika wsi z całą gościnnością jakiej
wymagał uświęcony zwyczaj. Na stole królowały pieczone, saskie
kiełbasy i szynka z prastarego grodu założonego przez króla
Hamona, oraz przednie piwo i wino. Bogdal, syn Olszana zmarszczył
brwi, gdy dostrzegł leżącego na zapiecku węża o oczach z rubinów
ulepionego z czarnej jak smoła żywicy.
-
Co to jest? - spytał król.
-
To Czarny Wąż podarowany nam przez samego Welesa, aby nas chronił
przed ukąszeniami jadowitych gadów – z szacunkiem wyjaśnił
Mirko, naczelnik Wężowca.- Raz wielka horda czarnych żmij i
miedzianek jak niepyszna opuściła naszą wieś, gdy moja córka
Miłuna wyszła naprzeciw nim z Czarnym Wężem w ręku. To nasz
święty skarb.
-
Jeszcze do niedawno i ja, pogrążony w niewiedzy, czciłem Welesa,
lecz teraz wiem już, że jest on jeno ułudą a mamieniem diabelskim
– po chwili namysłu powiedział król Bogal. - Dajcie mi to! -
rozkazał.
Gospodyni
podała królowi Czarnego Węża, który na chwilę ożył w ręku
władcy, a następnie został przezeń ciśnięty w płomienie
paleniska.
-
Co zrobiłeś, Panie?! - struchlał Mirko. - Ściągnąłeś na nasz
dom gniew mądrego i sprawiedliwego Welesa! - żona i dzieci
gospodarza widząc co uczynił król, zaniosły się szlochem.
-
Nie musicie się już obawiać zemsty Čortów – odrzekł Bogdal –
przyjmijcie chrzest, a Maryja miażdżąca głowę węża obroni was
przed nimi!
-
Panie; my zawsze kochaliśmy Enków. Nasza rodzima wiara bardziej nam
odpowiada niż to w co wierzą obce ludy – tłumaczył Mirko.
-
Prawda nie jest do wyboru, do koloru, ale jedna dla wszystkich ludzi
– Bogdal spojrzał na swego kapelana w westchnął. - Nasz Pan,
Jezus Chrystus nikogo nie przymuszał, aby szedł za Nim, więc i ja
nie powinienem was przymuszać. Liczę, że kiedyś Go prawdziwie
poznacie i całym sercem umiłujecie, co zapewni wam życie wieczne.
Dziękuję za gościnę i żegnajcie – król Bogdal wstał od
stołu, po czym przez nikogo nie żegnany, skierował się w stronę
Wymrocza.
*
-
Nie godzi się, aby witeź z rodu tak starego i okrytego sławą jak
Błyszczyńscy porzucał wiarę ojców z obawy przed gniewem władcy
– pan Borzywoj silnie wzburzony przemawiał do opata Marka idąc
przez ogród. - Przyjmę zakon Białego Chrystusa jeno wtedy gdy
udowodniona zostanie mi jego prawdziwość! - opat Marek zaczął
wtedy przytaczać ustępy z Pisma Świętego oraz z dzieł Ojców
Kościoła, pan Borzywoj zaś odpowiadał fragmentami nauk
udzielanych mu w pacholęcych latach przez żerców. Długo trwała
owa zdań wymiana, a do porozumienia wciąż było daleko. Opat Marek
zasmucony odjechał z Wymrocza.
W
nocnym widzeniu sennym pan Borzywoj został przeniesiony aż na
koronę Wielkiego Dębu do Domu Enków. Ujrzał przestronną komnatę
pełną pleśni i pajęczyn, w której wiatr hulał. Stały w niej
licznie puste trony wzniesione przez ludzi dla Enków. U ich stóp
poniewierały się w nieładzie porzucone korony i berła. Pan
Borzywoj zapłakał żałośnie na ten widok. Idąc przez pusty Dom
Enków zaszedł do kaplicy Ageja. Otworzył rzeźbione drzwi i w
miejscu świętego płomienia Boga Bogów ujrzał jaśniejącego męża
o przebitych na wylot dłoniach i stopach.
-
Ktoś Ty? - spytał z drżeniem pan Błyszczyński.
-
Jestem Jezus Chrystus, którego odrzucasz.
-
Po prostu chcę być razem ze swymi przodkami – odrzekł Borzywoj.
-
W domu Mego Ojca jest mieszkań wiele – odrzekł Jezus. - Nie martw
się o nich, jeno pójdź za Mną…
Wtem
zapiał kogut i pan Borzywoj przebudził się ze snu. Długo dumał
nad owym widzeniem, aż w końcu poprosił o chrzest.
-
Odtąd nie będziesz się już nazywał Borzywoj; Wojownik z Boru,
jeno Bożywoj – Boży Bohater – rzekł opat Marek zanurzając
głowę pana Borzywoja w wodach Visany.